środa, 16 listopada 2005

Czechy, Hiszpania, Szwajcaria, Australia oraz Trynidad i Tobago na mundialu

ceg
2005-11-16, ostatnia aktualizacja 2005-11-16 22:09
Zobacz powiększenie
Mark Schwarzer
Fot. Mark Baker / AP

W środę w ostatnim dniu eliminacji mundialu awans na mistrzostwa świata w Niemczech wywalczyły drużyny Czech, Hiszpanii, Szwajcarii, Australii oraz Trynidadu i Tobago.

Dramatyczny mecz w Stambule

Mundial w Niemczech bez brązowych medalistów sprzed czterech lat! Turcja pokonała Szwajcarię 4:2 i doprowadziła do remisu w dwumeczu, ale o awansie decydowały bramki strzelone na wyjeździe. Tych mieli więcej Szwajcarzy.

Już samo wysłuchanie hymnów państw mogło wystraszyć Szwajcarów. Ponad 40 tys. tureckich kibiców na stadionie Sukru Saracoglu w Stambule odpłaciło się przeciwnikom w taki sam sposób jak potraktowano reprezentację Turcji w środę w Szwajcarii.

W środę przeraźliwe gwizdy całkowicie zagłuszyły hymn rywali, a narodową pieśń Turcji wykrzyczano tak, że ciarki mogły przejść po plecach. Ale stadion umilkł szybko, bo już po kilkudziesięciu sekundach. Pierwsza akcja Szwajcarów była na tyle składna, że obrońca gospodarzy Alpay się pogubił i w polu karnym zatrzymał piłkę ręką. Jedenastkę na bramkę zamienił Aleksander Frei. Od 2. minuty było 1:0 dla Szwajcarii. Turcja do awansu potrzebowała czterech goli - przynajmniej tak mogło się wydawać.

Turcy ruszyli do ofensywy, ale... nie dominowali tak, jak można się było spodziewać. Starali się grać agresywnie, pressingiem, ale bez przerwy się spieszyli i byli niedokładni. Z kolei Szwajcarzy wcale nie zamierzali zamknąć się na własnej połowie. Grali mądrze i próbowali kontrataków.

Wyrównanie padło w 26. minucie - z rzutu wolnego z lewej strony w pole karne dośrodkował Emre Belozoglu, a tam do piłki doszedł Tuncay Sanli, który mocnym strzałem głową pokonał Pascala Zuberbuehlera. 12 minut później, po kolejnej fali ataków gospodarzy, Sanli na prowadzenie wyprowadził brązowych medalistów ostatniego mundialu. Po dość podobnej akcji - dośrodkowaniu z lewego skrzydła i strzale głową z prawej strony bramki.

Druga połowa zaczęła się od jedenastki dla Turcji, którą w ten sam sposób co Frei (mocny strzał po ziemi w lewy róg) wykorzystał Necati Ates. Gospodarze mieli więc 40 minut na strzelenie gola dającego awans, ale kilka chwil później to Frei mógł strzelić drugą bramkę dla Szwajcarii po błędzie tureckiej obrony.

Z minuty na minutę na boisku było coraz więcej złośliwości, przepychanek, kopania po kostkach. Turcy atakowali tak, jak w pierwszej połowie, czyli zdecydowanie, ale chaotycznie. Gol coraz bardziej wisiał jednak w powietrzu, a tymczasem... bramkę na 2:3 strzelili goście. Marco Streller wykorzystał kiks jednego z rywali na połowie boiska i pobiegł sam na bramkę gospodarzy. Wymanewrował bramkarza Volkana Demirela i z kąta strzelił do siatki. W tym momencie Turcja potrzebowała do awansu dwóch bramek.

Gospodarze jeszcze raz zebrali siły i zaatakowali. W 89. minucie głową swojego trzeciego gola w meczu strzelił Sanli. Sędzia doliczył cztery minuty i w drugiej z nich gospodarze mieli rzut wolny z ok. 20 metrów. Potężny strzał trafił jednak w mur.

Po ostatnim gwizdku Szwajcarzy zamiast cieszyć się na boisku z awansu sprintem uciekali do szatni (już w trakcie meczu leciały na nich przedmioty z trybun). Po chwili namysłu do tunelu rzucili się także gospodarze, którzy nie chcieli drażnić rozwścieczonych kibiców. Po świetnym występie na mundialu w Japonii i Korei, gdzie Turcja zdobyła brązowy medal, teraz tą reprezentację omija druga duża impreza. Rok temu zabrakło ich na Euro w Portugalii.

Tymczasem Szwajcaria zagra w mistrzostwach świata po raz siódmy w historii, ale po raz pierwszy od 12 lat.

W innych meczach barażowych nie było żadnych dramatów. Dzięki zwycięstwom w pierwszych meczach awans wywalczyli piłkarze Hiszpanii i Czech. Ci pierwsi w rewanżu na Słowacji zremisowali 1:1 (w pierwszym meczu 5:1 dla Hiszpanii), ci drudzy znów pokonali Norwegię 1:0.

Dwight Yorke na mundialu

Po remisie 1:1 na wyjeździe Bahrajn nieoczekiwanie przegrał rewanżowy meczu barażu o mundial i do Niemiec pojadą piłkarze z Trynidadu i Tobago. 33-letni Dwight Yorke znów będzie miał szansę zagrać z najlepszymi.

Bahrajn, który w Port of Spain zremisował 1:1, był faworytem do awansu i w pierwszej połowie miał więcej okazji do zdobycia gola. Nieoczekiwanie strzelili go goście - w 50. minucie do dośrodkowania z rzutu rożnego najwyżej wyskoczył Dennis Lawrence. Piłkarza z Trynidadu nikt nie atakował, więc strzelił mocno. Bramkarz Bahrajnu minął się z piłką, a stojący na linii bramkowej obrońca puścił futbolówkę między nogami.

Potem atakowali gospodarze, ale piłkarze z Karaibów też mieli okazje do podwyższenia wyniku - trafili m.in. w poprzeczkę. Końcówka była kuriozalna - w ostatnich pięciu minutach przeważali goście. Na stadionie było cicho, kibice stali na baczność, a piłkarze wyglądali tak, jakby im na wyrównaniu nie zależało. Ale 90. minucie doszło do przepychanki, a potem do najdziwniejszej sytuacji meczu - w momencie wykopu piłki przez bramkarza gości napastnik Bahrajnu zgarnął mu piłkę znad nogi i strzelił do pustej bramki. Arbiter gola słusznie nie uznał, bo w myśl przepisów golkiper musi mieć sześć sekund na wprowadzenie piłki do gry i nie wolno mu w tym momencie przeszkadzać.

Trynidad i Tobago liczy 1,1 mln mieszkańców (o 600 tys. mniej niż Warszawa) i będzie najmniejszym państwem na mundialu. Jego trenerem jest znany holenderski trener Leo Beenhakker. Na mundialu w Niemczech - obok Trynidadu - zagra pięciu innych debiutantów: Angola, Togo, Ghana, Wybrzeże Kości Słoniowej i Ukraina.

Australia - powrót po 32 latach

Jeśli mundial jest w Niemczech, to Australia musi tam być! W środowym rewanżowym meczu barażowym Australijczycy pokonali Urugwaj po rzutach karnych i po raz pierwszy od 32 lat zakwalifikowali się do MŚ. Ostatni raz zagrali w RFN w 1974.

Guus Hiddink znów triumfuje! Holender trzy lata temu na mundialu w Japonii i Korei Płd. doprowadził reprezentację tego drugiego kraju do półfinału (poprzednio osiągnął to z Holandią). Teraz - mimo że pracował z reprezentacją Australii od lipca - przełamał fatalną serię drużyny z południowej półkuli, która w cuglach wygrywa eliminacje w Oceanii, ale baraże przegrywała dotąd notorycznie - w 1993 roku z Argentyną, cztery lata później z Iranem, a w 2001 roku z... Urugwajem.

Wreszcie Australijczycy triumfują - 83 tys. kibiców na Stadionie Olimpijskim w Sydney oszalało z radości, kiedy John Aloisi wykorzystał rzut karny w piątej serii jedenastek. - Nie mogę w to uwierzyć. To cudowne zwieńczenie eliminacji - wyrzucił z siebie napastnik Alaves. Wcześniej australijski bramkarz Mark Schwarzer obronił strzały Dario Rodrigueza (zdobywca jedynego gola w pierwszym meczu) i Marcelo Zalayety. Jedenastki po raz pierwszy w historii decydowały o awansie na mundial.

- Zrealizowaliśmy marzenie każdego Australijczyka - mówił szczęśliwy obrońca Lucas Neill. - Nieźle bawiliśmy się dotąd, wybierając swoje ulubione zespoły na mistrzostwach świata, ale teraz możemy wreszcie wybierać Australię. To coś, o czym marzy się całe życie.

Australia zaczęła świętowanie. Jako jeden z pierwszych gratulacje piłkarzom złożył premier John Howard. - To było fantastyczne. Wróciła mi wiara w rzuty karne - mówił polityk. Ale napastnik Mark Viduka już wybiega w przyszłość. - Teraz chodzi o to, żeby nie być tylko jednym z zespołów na mistrzostwach, ale żeby osiągnąć dobry wynik - powiedział 30-letni napastnik Middlesbrough, najbardziej znany - opócz Harry'ego Kewella z Liverpoolu - piłkarz swojej reprezentacji (Viduka był wczoraj jedynym Australijczykiem, który nie wykorzystał jedenastki).

Urugwajczycy są załamani. Najbardziej buńczuczny przed meczem Alvaro Recoba ("to my bardziej zasługujemy na występ na mundialu i dlatego się tam znajdziemy") w pierwszej połowie zmarnował doskonałą okazję do strzelenia gola, podobnie zresztą jak dwóch jego kolegów.

- Nie możemy tylko atakować - uczulał Hiddink Australijczyków przed meczem. - Najpierw musimy przejąć kontrolę nad grą. Gospodarzom udało się, choć trochę przypadkiem. W 32. minucie Holender zdecydował się zdjąć z boiska Tony'ego Popovica, który miał już żółtą kartkę za faul na Recobie. Wprowadził Kewella, a ten od razu odwdzięczył się znakomitym zagraniem. Uciekł obrońcom i świetnie podał przed bramkę do Marka Bresciano. Od 34. minuty Australia prowadziła 1:0 i taki wynik utrzymał się przez kolejne 86 minut. - Wejście Harry'ego dodało nam pewności siebie - przyznał pomocnik Vince Grella.

Dla Urugwajczyków, którzy ciągle żyją mitem dwukrotnych mistrzów świata (w 1930 i 1950 roku), a na mundialu zagrali dotychczas 10 razy, porażka z Australią to tragedia. Wczoraj na awans czekał cały kraj. Mecz rozgrywano o 7 rano czasu lokalnego, więc sklepy pozostawały zamknięte aż do 10, młodzież nie poszła na czas do szkoły, a dorośli do pracy.

- Odczuwam wielki ból. Jestem w najgłębszym dołku mojej sportowej kariery. Przepraszam wszystkich Urugwajczyków - mówił załamany trener Jorge Fossati.

Awansowali na mundial:

EUROPA: Anglia, Chorwacja, Holandia, Francja, Niemcy, Polska, Portugalia, Serbia i Czarnogóra, Szwecja, Ukraina, Włochy, Hiszpania, Szwajcaria, Czechy.

AMERYKA PŁD: Argentyna, Brazylia, Ekwador, Paragwaj.

AFRYKA: Angola, Ghana, Togo, Tunezja, Wybrzeże Kości Słoniowej.

CONCACAF: Kostaryka, Meksyk, USA, Trynidad i Tobago

AZJA: Arabia Saudyjska, Iran, Japonia, Korea Płd.

OCEANIA: Australia