środa, 14 maja 2008

Zenit: Puchar UEFA to dopiero początek

jar
2008-05-15, ostatnia aktualizacja 2008-05-15 18:50
Zobacz powiększenie
Fot. Matt Dunham AP

- Tak mówił po zakończeniu wygranego 2:0 finału Konstantin Zyrianow, strzelec drugiego gola dla Zenitu Sankt Petersburg, który pokonał w Manchesterze Glasgow Rangers.

Zenit zdobył Puchar UEFA!

Po wyeliminowaniu w półfinale Bayernu Monachium, a wcześniej Villarrealu, Marsylii i Bayeru Leverkusen, to aktualny mistrz Rosji uchodził za faworyta spotkania z Rangers. Niespodzianki nie było, a Zenit potwierdził, że może zagrozić najlepszym w Europie. - To był mecz trudniejszy niż przeciwko Bayernowi - opowiadał Dick Advocat, szkoleniowiec Zenita. Dlaczego? - Bo wtedy wszyscy stawiali, że przegramy, a teraz byliśmy faworytami. Ale moi zawodnicy poradzili sobie z tą presją.

Mimo że rosyjska drużyna wystąpiła bez najlepszego strzelca Pawła Pogrebniaka, który pauzował za kartki, nie dała Rangersom szans. Reprezentanta Rosji zastąpił Fatih Tekke, który gola nie strzelił, ale zaliczył asystę przy bramce Zyrianowa. Turek wcześniej grał w Trabzonsporze razem z Mirosławem Szymkowiakiem, był jednym z najlepszych strzelców tamtejszej ekstraklasy. Do Zenitu przeszedł za 8 mln dol. To pokazuje potęgę klubu sponsorowanego przez Gazprom. Wcale nie był to jednak najdroższy transfer, bo za Anatolija Tymoszczuka Szachtar Donieck dostał 20 mln dol.!

Na najlepszego zawodnika finału wygrano Andrieja Arszawina, którego chcą kupić Arsenal, Tottenham i Newcastle. Ale transfer jest mało prawdopodobny, bo w St. Petersburgu myślą o wygraniu Ligi Mistrzów.

Po ostatnim gwizdku sędziego St. Petersburg przypominał miasta z południa Europy. O pierwszej w nocy na Prospekt Newski wyszły tysiące mieszkańców, a centrum miasta zostało sparaliżowane przez trąbiące samochody z kibicami Zenita. Tego jeszcze w Rosji nie było.

Piłkarze Zenita przypominali po sukcesie w Manchesterze, że to drugi sukces rosyjskiej drużyny w Pucharze UEFA. Dwa lata temu najlepsza była CSKA Moskwa. Ale klub z Sankt Petersburga ma większe możliwości od moskiewskiego. Przede wszystkim dlatego, że jego kibicem jest Aleksiej Miller, szef Gazpromu. Już w przyszłym roku mistrzowie Rosji zagrają na nowym stadionie w kształcie latającego talerza, który kosztuje 300 mln dol.

Wielka radość Zenitu - finał na zdjęciach

Rosyjski kibic pchnięty nożem. Sceny grozy w Manchesterze

Puchar UEFA dla Zenitu! Zenit - Rangers 2:0

Bramki:

Denisow (72.), Żyrianow (90. +3)

Kartki:

Małafiejew - żółta

Skład:

Małafiejew - Aniukow, Kriżnac, Szirokow, Szirl - Żyrianow, Tymoszczuk, Denisow, Fajzulin (90. +3 Jin), Arszawin - Tekke

Trener: Dick Advocaat


2 : 0

0
:
0


14 maja 2008 godz. 20:45
City of Manchester
Sędzia: Frojdfeldt

Bramki:

-

Kartki:

-

Skład:

Alexander - Broadfoot, Weir, Cuellar, Papac (77. Novo), Whittaker (86. Boyd), Ferguson, Hemdani (80. McCulloh), Thomson, Davis - Darcheville

Trener: Walter Smith



mk, misza
Zenit St. Petersburg zasłużenie wygrał 2:0 i zdobył Puchar UEFA. Piłkarze z Rosji okazali się dużo lepsi od Glasgow Rangers. W pełni zasłużyli na swój sukces, pokonując w tej edycji rozgrywek wcześniej Villarreal, Olympique Marsylię, Bayer i Bayern.
Relacja Z Czuba

Zenit triumfuje - droga przez Puchar UEFA

- To w co grają Rangersi nie sposób nazwać futbolem. Mecze z ich udziałem to nudziarstwo - mówił przed finałem Louis van Gaal. Holender dołączył do długiej listy ludzi futbolu (Leo Messi, Adrian Mutu), którzy styl wicemistrzów Szkocji nazywali zagrożeniem współczesnej piłki.

I pod tym względem Rangersi nie zawiedli i w środę w finale Pucharu UEFA. Pierwszy celny strzał oddali dopiero na początku drugiej połowy. W jednej akcji próbował Jean Claude Darcheville i Barry Ferguson. Gola nie było, następnego celnego uderzenie również.

Rosjanie, podobnie jak wcześniej Fiorentina i Sporting Lizbona odbijali się od stojących momentami na polu karnym w dziewiątkę Rangersów. Zenit niby miał okazje, niby Carlos Cuellar wybijał piłkę z linii bramkowej, ale ciągle był remis.

Który był po myśli drużyny Waltera Smitha, w ofensywie bezradnej, nie potrafiącej wymienić trzech podań, dla których szczytem technicznej maestrii było wybicie piłki w trybuny.

Tak było aż do 72 minuty meczu. Wtedy Igor Denisow dostał genialnie podanie od jednej z największych gwiazd tej edycji Pucharu UEFA - Andrieja Arszawina i strzelił obok Neila Alexandra. Piłkarzy z Glasgow pognębił w ostatniej minucie Konstantin Żyrianow.

Rangersi przegrali i stracili szansę na poczwórną koronę w tym sezonie. W dodatku do ostatniej kolejki będą musieli się bić z Celtikiem o mistrzostwo, czeka ich jeszcze finał Pucharu Szkocji.

Zenit wygrał, ale nie będzie bronił trofeum. W przyszłym roku, jako mistrz Rosji zagra w Lidze Mistrzów. I ma osiągnąć więcej niż poprzedni rosyjski zwycięzca Pucharu UEFA CSKA Moskwa, czyli przynajmniej wyjść z grupy. Jeśli będzie grał tak jak w półfinale z Bayernem Monachium czy w 1/8 z Olympique Marsylia szanse na sukces ma duże.

Liczba finału


Przez 494 minuty Rangers nie stracili gola w Pucharze UEFA. Przed Denisovem bramkarza Szkotów pokonał w 1/8 finału Diego z Werderu Brema

Prezydent w Izraelu

2008-05-13 22:17
Chcemy pokoju dla Izraela, chcemy pokoju dla Bliskiego Wschodu - podkreślił prezydent Lech Kaczyński, przemawiając w Jerozolimie z okazji obchodów 60. rocznicy powstania państwa żydowskiego.

Prezydent bierze udział w międzynarodowej konferencji "Patrząc w przyszłość", w której uczestniczą także, oprócz gospodarza - prezydenta Szimona Peresa, m.in. były premier Wielkiej Brytanii Tony Blair i prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko.

Lech Kaczyński w przemówieniu zaznaczył, że pochodzi z kraju, z którego pochodzi też bardzo znaczna część diaspory żydowskiej. W ocenie prezydenta, to właśnie szczególnie łączy Polskę z Izraelem i dlatego chcemy jak najlepszych stosunków. "Osiągamy je" - ocenił.

Lech Kaczyński odniósł się także do przyszłości świata. Zdaniem prezydenta, są dwie podstawowe wartości, o które musimy walczyć przede wszystkim - pokój i rozwój.

Polski prezydent powiedział, że pokój jest dziś własnością Europy, Ameryki Północnej, w znacznym stopniu Ameryki Południowej, ale nie innych kontynentów. "Na innych jest to zadanie dopiero do osiągnięcia" - mówił.

Według prezydenta, osiągnięcie tego celu nie jest możliwe bez znacznej mobilizacji światowej społeczności, ONZ, NATO i innych organizacji międzynarodowych.

Lech Kaczyński przestrzegał, by świat względnej równowagi nie zmienił się w świat piekła.

Wymienił także cztery podstawowe wartości, o które należy zabiegać: demokrację, sprawiedliwość, nienadmierne zróżnicowanie społeczne i równouprawnienie kobiet.

Przed południem Lech Kaczyński spotkał się z prezydentem Szimonem Peresem i premierem Ehudem Olmertem. Po południu rozmawiał także z minister edukacji Juli Tamir.

Po spotkaniu z minister prezydent powiedział dziennikarzom, że jest - jego zdaniem - jeszcze może nie przełom, ale zapowiedz przełomu w postrzeganiu Polski przez młodych Żydów.

"Jest zmiana formuły; myślę, że ostatnia wizyta pana prezydenta Peresa w Warszawie odegrała tutaj bardzo istotną rolę" - mówił Lech Kaczyński. "To była naprawdę dobra wizyta" - podkreślił.

Jak dodał prezydent Kaczyński, walka o to, żeby nastąpił ten przełom, trwa od lat, ale - w jego ocenie - jest już bliska finału. Dopytywany, kiedy ten finał może nastąpić, odparł, że powinien w najbliższych latach.

Prezydent mówił, że młodzi Żydzi wiedzą, że w Polsce doszło do holokaustu, chociaż - jak podkreślił Lech Kaczyński - to nie Polacy ten holokaust zorganizowali, ale trzeba też pamiętać, że Polska to miejsce, gdzie ponad 800 lat trwała żydowska diaspora.

I że tutaj rozwijała się żydowska kultura, m.in. żydowski renesans, żydowskie oświecenie - mówił prezydent. Jak zaznaczył, chciałby, żeby młodzi obywatele Izraela wiedzieli, jaki udział mieli ich rodacy w historii naszego narodu, w powstaniach narodowych, i jaką rolę odegrali w tworzeniu naszej literatury i kultury.

"Bo dopiero ta całość, także wiedza o tym, jaką rolę odgrywają ludzie o żydowskich korzeniach w dzisiejszej Polsce, chociaż oni są Polakami, nie Żydami, będzie wskazywała na to, jak silne są związki między tymi dwoma narodami" - podkreślił prezydent.

Wieczorem Lech Kaczyński spotkał się z prezydentem Ukrainy Wiktorem Juszczenką i prezydentem Łotwy Valdisem Zatlersem.

ab, pap

Chiny: Kilka miast "zmiecionych z powierzchni ziemi"

mm, PAP
2008-05-14, ostatnia aktualizacja 29 minut temu
Zobacz powiększenie
Chińscy ratownicy w Dujiangyan
Fot. NIR ELIAS REUTERS

Kilka miast położonych w pobliżu epicentrum poniedziałkowego trzęsienia ziemi zostało praktycznie "zmiecionych z powierzchni ziemi" - podają media chińskie. W niektórych nie ostał się ani jeden budynek.

Zobacz powiekszenie
Fot. STRINGER/CHINA REUTERS
Beichuan. Żołnierze ratują rannych
Zobacz powiekszenie
Fot. STRINGER/CHINA REUTERS
Żołnierz z rannym dzieckiem z Beichuan
Zobacz powiekszenie
Fot. STRINGER/CHINA REUTERS
Żołnierze wynoszą rannego z zawalonego budynku
Zobacz powiekszenie
Fot. CHINA DAILY REUTERS
Akcja ratunkowa. Ranny leżał pod gruzami ponad 20 godzin
Gdzie zatrzęsła się ziemia
Gdzie zatrzęsła się ziemia
Tragedia w Chinach - zobacz zdjęcia z akcji ratunkowych

W jednym mieście zginęło 7700 osób

Tylko w jednym mieście Yingxiu, położonym w prowincji Syczuan, w pobliżu epicentrum, kataklizm spowodował śmierć co najmniej 7700 osób - podała chińska agencja prasowa Xinhua, powołując się na władze lokalne. Z ok. 10 tysięcy mieszkańców miasta zostało przy życiu tylko 2300 osób - podał He Biao, szef władz samorządowych prefektury Aba, w której znajduje się miasto.

Równocześnie media chińskie poinformowały o rozpoczęciu przez armię chińską operacji zrzucania z powietrza pomocy żywnościowej dla najbardziej spustoszonych, odciętych od świata obszarów w okręgu Wenchuan w prowincji Syczuan w południowo-zachodnich Chinach. (Żołnierze wynoszą z gruzów ranne dziecko, okręg Beichuan, fot. Reuters:)



Spadochroniarze na pomoc poszkodowanym

Na pomoc ludności pośpieszył też elitarny, stuosobowy oddział spadochroniarzy, którzy zostali zrzuceni z samolotów w region największych zniszczeń.

W akcji ratunkowej w okręgu oddalonym o ok. 100 km na północny zachód od stolicy prowincji Chengdu bierze już udział poza służbami cywilnymi w sumie ok. 100 tys. policjantów i żołnierzy - ogłosił w środę rano premier Chin Wen Jiaobao.

Prawie w tym samym czasie podano, że w Mianzhou, innym mieście prowincji Syczuan zniszczonym przez kataklizm, doliczono się dotąd 3 tys. ofiar śmiertelnych i ok. 10 tys. rannych. W okolicach tego miasta trzy mniejsze miejscowości, zamieszkane w sumie przez ok. 20 tys. osób, są nadal całkowicie odcięte od świata. (Trwają poszukiwania rannych, fot. AP:)



Agencja Xinhua podała przy tej okazji również pomyślną informację, o wydobyciu przez ekipy ratunkowe w Mianzhu 500 osób, które przeżyły prawie dwie doby pod gruzami.

Łączny bilans ofiar potężnego trzęsienia ziemi o sile 7,9 stopnia w skali Richtera nieustannie rośnie. Wg nieoficjalnych szacunków, zginęło w sumie co najmniej 20 tys. osób, ale wyraża się również obawy, że liczba ofiar może być jeszcze dużo wyższa.

Coraz więcej ofiar w Chinach

Maria Kruczkowska
2008-05-14, ostatnia aktualizacja 2008-05-13 19:00

Dzień po trzęsieniu ziemi liczba zabitych wzrosła do 12 tys. Ofiar może być nawet kilka razy więcej, bo tysiące ludzi wciąż jest pod gruzami.

Zobacz powiekszenie
Fot. Ng Han Guan AP
Tę młodą dziewczynę wyciągnięto właśnie spod ruin szkoły w Duijiagyan
ZOBACZ TAKŻE
GALERIA ZDJĘĆ
Gdzie zatrzęsła się ziemia
Gdzie zatrzęsła się ziemia
- Mam już 39 lat, mój mąż 44. Mieliśmy tylko jedno dziecko. Po co nam teraz żyć - płakała matka jednego z uczniów szkoły podstawowej, która zawaliła się w mieście Duijiagyan w Syczuanie.

Spod gruzów budynku ratownicy wyciągnęli dopiero 50 dzieci, do ponad 400 wciąż nie dotarli. Nie wiadomo, ile z nich żyje. Obok szkoły tłum rodziców płakał i przeklinał władze, budowniczych i ratowników.

Rodzice nie mogli podejść pod budynek, bo ratownicy otoczyli go barierkami. Niektórzy próbowali się przecisnąć. - Moje dziecko, moje dziecko! - krzyczała zapłakana matka, uczepiona jednego z żołnierzy.

- Właśnie skończyliśmy obiad w stołówce i szykowaliśmy się do powrotu do klasy. Na chwilę wyszedłem przed szkołę i zaraz wszystko zaczęło się trząść - opowiadał agencji Reuters jeden z ocalałych uczniów. Zhang Zhiyin w kilka godzin po trzęsieniu ziemi krążył wokół tego, co zostało ze szkoły. - Nie wiem, dokąd iść i co robić - mówił bezradnie.

600-tysięczne Duijiagyan dzień po największym od 30 lat trzęsieniu ziemi w Chinach, którego siłę ocenia się na 7,8 st. w skali Richtera, przypominało obóz uchodźców. Tłum mieszkańców koczował na trawnikach i pod namiotami, wśród nich ranni i pacjenci ze szpitali wywiezieni na łóżkach z kroplówkami.

Ratownicy wynosili na noszach ciała ofiar, układając je na plandekach. Od rana padał ulewny deszcz, który utrudniał akcję prowadzoną głównie przez wojsko. Ludzie owijali się kocami, dywanami. Bali się wracać do domów, nawet gdy te przetrwały wstrząs. W mieście zawaliła się część wielopiętrowych budynków, w wielu popękały ściany. Spod jednego z siedmiopiętrowych bloków ratownicy od dwóch dni próbowali wyciągnąć kobietę w ósmym miesiącu ciąży.

- Jeden silny wstrząs i wszystkie budynki zaczną się rozpadać - mówił miejscowy handlarz Liu Haixin. - Pierwszy wstrząs trwał siedem do ośmiu minut. Ale po nim było jeszcze cztery lub pięć. Tak silnych, że ludzie nie mogli utrzymać się na nogach.

Tysiące mieszkańców opuściło Duijiagyan. - Moja żona zginęła, domu już nie ma - rozpaczał 70-letni emeryt Zhou Chun. Z całego dobytku został mu brudny koc, którym się otulił. - Idę do Chengdu [położona w odległości 90 km stolica prowincji Syczuan], ale nie wiem, jak tam będę żyć.

W 10-milionowym Chengdu nie było jednak wczoraj bezpiecznie, bo ziemia znów się zatrzęsła. Trzęsienie miało 4 do 6 st. w skali Richtera. Władze ewakuowały wieżowce, ale zniszczeń nie było.

Sytuacja w wielu miejscach Chin była tragiczna. W budynku szkoły średniej w mieście Beichuan, blisko epicentrum poniedziałkowego wstrząsu, zginęło lub zaginęło tysiąc dzieci. W mieście Mianyang władze doliczyły się 3,6 tys. zabitych, ponad 18 tys. ludzi znajdowało się pod gruzami. W 60-tysięcznym Mianzhu ofiar może być blisko 5 tys.

Dopiero wczoraj żołnierze, których 50 tys. rząd wysłał w najbardziej zniszczony region kraju, dotarli do powiatu Wenchuan u podnóża Himalajów. To tam było epicentrum.

- Nie ma ani jednej chwili do stracenia. Minuta, sekunda może oznaczać życie dziecka - oświadczył wczoraj premier Wen Jiabao, który przyjechał do Syczuanu i osobiście kieruje akcją ratunkową.

Pomóc obiecały Japonia, USA, UE i Rosja. Chiny odparły, że przyjmą pieniądze i zaopatrzenie, ale nie wpuszczą zagranicznych ekip do zniszczonych regionów.

Z powodu tragedii organizatorzy sierpniowych igrzysk w Pekinie poinformowali, że trasa sztafety z ogniem olimpijskim zostanie uproszczona i skrócona. Jej dzisiejszy odcinek z miasta Ruijin rozpocznie się minutą ciszy.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Zenit - Rangers czyli ktoś przejdzie do historii

Michał Pol
2008-05-14, ostatnia aktualizacja 2008-05-13 22:40

Zobacz powiększenie
Rozbili wielki Bayern. Czy sięgną po trofeum?
Fot. ALEXANDER DEMIANCHUK REUTERS

Ktoś po tym meczu przejdzie do historii. Coś mi mówi, że to będziemy my - mówi bramkarz Zenitu St. Petersburg Wiaczesław Małafiejew przed finałem Pucharu UEFA z Glasgow Rangers

SERWISY
Zbudowany za pieniądze Gazpromu Zenit w drodze do finału wyeliminował Villarreal, Olympique Marsylia, Bayer i Bayern. Jeśli dziś w Manchesterze rosyjski klub pokona Rangersów, osiągnie swój największy sukces.

Ale Rangersi, którzy do Pucharu UEFA trafili, zajmując trzecie miejsce w grupie Ligi Mistrzów, w całych rozgrywkach stracili tylko dwa gole. Na grających toporny, fizyczny futbol Szkotach połamała sobie zęby m.in. Fiorentina, która po bezbramkowych 210 minutach przegrała walkę o awans do finału w rzutach karnych. Ostatniego gola w pucharowym meczu piłkarze Waltera Smitha stracili 13 marca w Bremie z Werderem. I oni nigdy jeszcze nie zdobyli Pucharu UEFA, choć w 1972 r. sięgnęli po Puchar Zdobywców Pucharów.

- Ktoś po tym meczu przejdzie do historii. Coś mi mówi, że to będziemy my. Czujemy w plecach jej wiatr. Niedawno wywalczyliśmy dla klubu pierwsze mistrzostwo Rosji. Musimy wykorzystać tę szansę, bo szybko się nie powtórzy: będziemy przecież grać w Lidze Mistrzów - mówi bramkarz Zenitu Wiaczesław Małafiejew, rodowity mieszkaniec Petersburga.

Zenit został założony w 1925 roku przy zakładach metalurgicznych w Leningradzie. Nosił wówczas nazwę Staliniec, którą zmienił w 1940 roku po połączeniu z drugoligowym Zenitem. Pierwsze trofeum wywalczył w czasie II wojny światowej - w 1944 roku zdobył Wojenny Puchar ZSRR, pokonując w finale CSKA Moskwa. W 1967 roku zajął ostatnie miejsce w lidze ZSRR, ale uniknął spadku. Najwyższe władze państwowe uznały, że byłoby hańbą, by Leningrad nie miał swojego przedstawiciela w ekstraklasie w 50. rocznicę Rewolucji Październikowej. Życzliwość władz - ale już tylko Rosyjskiej Federacji Piłkarskiej - spotyka Zenit do dziś. Chcąc pomóc mistrzowi Rosji w walce o Puchar UEFA, federacja przesunęła aż cztery ligowe mecze Zenitu. Piłkarze porządnie wypoczęli przed obydwoma półfinałowymi meczami z Bayernem Monachium i środowym finałem z Rangersami. Szkocka federacja nie była tak łaskawa. Walczący o mistrzostwo i puchar kraju Rangersi muszą rozegrać siedem meczów w 18 dni.

Sukcesy Zenit zawdzięcza rosyjskiemu gigantowi energetycznemu Gazprom, który przejął klub od władz St. Petersburga w 2005 roku. Budżet wzrósł do 60 mln euro, zburzono Stadion Pietrowski, na którego terenie powstaje futurystyczny obiekt na 60 tys. widzów. Latem 2006 roku udało się zatrudnić Dicka Advocaata, byłego trenera reprezentacji Holandii, PSV Eindhoven i... Glasgow Rangers (prowadził klub w latach 1998-2002). Holender, który zarabia 4 mln dol. rocznie, w pierwszym sezonie wywalczył z drużyną czwarte miejsce, a w kolejnym - historyczne mistrzostwo Rosji (wcześniej Zenit tylko raz w 1984 roku zdobył mistrzostwo ZSRR).

O stylu gry Zenitu decydują przede wszystkim trzej piłkarze. Reżyser gry, kapitan reprezentacji Ukrainy Anatolij Timoszczuk oraz dwaj napastnicy Paweł Pogrebnik i Andriej Arszawin - autorzy sensacyjnego półfinałowego zwycięstwa nad Bayernem 4:0. Timoszczuka kupiono z Szachtara Donieck za 15 mln euro, co jest rekordem transferowym między klubami byłego ZSRR. Jako jedyny zawodnik wystąpił od początku do końca we wszystkich 14 meczach Pucharu UEFA. Pogrebnik to lider strzelców rozgrywek - zdobył dziesięć goli, tyle co mistrz świata Luca Toni. Ale w finale nie zagra, bo jest zawieszony za kartki.

Szybki i świetny technicznie Arszawin to najlepiej zarabiający piłkarz Rosji. Zenit płaci mu 3,7 mln dol. rocznie, czyli więcej, niż zarabia w FC Sewilla Aleksandr Kerżakow. Prezes Zenitu regularnie odrzuca oferty jego kupna od największych klubów Europy. Ostatnio, zdenerwowany kolejnym pytaniem o cenę Arszewina przesłanym przez Arsene Wengera, odpowiedział, że to Zenit będzie robił zakupy w Arsenalu przed wrześniowym debiutem w Lidze Mistrzów.

Pewne miejsce w defensywie Zenitu ma Ivica Kriżanac, były piłkarz Groclinu, który trafił do Rosji w 2003 roku za 600 tys. euro. Advocaat sprowadził także dwóch Koreańczyków poznanych w czasach prowadzenia reprezentacji tego kraju i swego rodaka Fernando Ricksena, którego wcześniej ściągnął do Rangersów. Klub zapowiadał, że grę w Pucharze UEFA traktuje jako przetarcie przed występem w Lidze Mistrzów, przed którym nastąpią porządne wzmocnienia. Efekt "przetarcia" przeszedł jednak najśmielsze oczekiwania. Zenit doznał w rozgrywkach tylko jednej porażki - z Bayerem u siebie (0:1, gdy drużyna była pewna awansu po wyjazdowej wygranej 4:1.

Manchester leży tylko 350 km od Glasgow, toteż na mecz wybiera się aż 100 tys. fanów Rangersów. Ci, którzy nie dostaną się na stadion, chcą świętować historyczny triumf na ulicach. Najważniejszy kibic nie będzie miał daleko na City of Manchester Stadium. To Alex Ferguson, którego Manchester United zapewnił sobie podczas weekendu 17. tytuł mistrza Anglii. - Jako Szkot będę dumny ze zwycięstwa Rangersów, bo żadna nasza drużyna jeszcze nie wywalczyła tego trofeum. Wierzę w sukces, bo choć Zenit zrobił w drodze do finału świetne wrażenie, to historia pokazuje, że rosyjskie drużyny kiepsko wypadają w finałach - stwierdził sir Alex. Zapomniał, że w 2005 roku po Puchar UEFA sięgnęła CSKA Moskwa.

Transmisja o 20.45 w nsport

Źródło: Gazeta Wyborcza

Stocznie na pochylni - katastrofa branży coraz bardziej realna

Andrzej Kraśnicki jr, Konrad Niklewicz, dp, mich
2008-05-13, ostatnia aktualizacja 2008-05-13 21:23

Katastrofa branży okrętowej coraz bardziej realna. Oferta zakupu zakładów w Szczecinie i Gdyni przepadła zaraz po tym, gdy Bruksela ostrzegła, że czas na prywatyzację mija

Zobacz powiekszenie
Fot. Cezary Aszkielowicz
Stocznia Szczecińska Nowa liczy, że inwestora skusi to, że potrafi budować skomplikowane jednostki, a nawet nietypowo je zwodować. Na zdjęciu wodowanie kontenerowca bez dziobu, bo pochylnia była za krótka
SERWISY
Prywatyzacja Stoczni Szczecińskiej Nowa i Stoczni Gdynia to jedyna szansa na uratowanie tych firm i właściwie całej branży okrętowej w Polsce zatrudniającej kilkadziesiąt tysięcy osób. I nie chodzi tylko o zdobycie pieniędzy modernizację zużytej infrastruktury. Jeśli prywatyzacji nie będzie Komisja Europejska zażąda od zakładów zwrotu państwowej pomocy - liczonej już w miliardach złotych - udzielonej im w poprzednich latach. A to oznacza bankructwo stoczni.

Cierpliwość komisji się kończy

Rząd od miesięcy uspokajał, że do końca czerwca obie firmy trafią w prywatne ręce. W poniedziałek okazało się jednak, że jedyny inwestor zainteresowany przejęciem stoczni w Gdyni i Szczecinie, wycofał się. Potentat na rynku stali - Przemysław Sztuczkowski - poinformował negocjatorów z Ministerstwa Skarbu, że po analizie uznał, że stocznie nawet po restrukturyzacji będą nierentowne.

- Dla mnie wyliczenia Złomreksu [spółki Sztuczkowskiego - przyp. red.] są całkowicie bezpodstawne - ripostuje minister skarbu Aleksander Grad.

Grad obawia się, że ktoś mógł podpowiadać Złomreksowi, że majątek taniej kupić od syndyka masy upadłościowej zamiast od ministra skarbu.

- Nie wpiszę się w oczekiwanie, że spółki trzeba zbankrutować żeby je potem kupić za niewielkie pieniądze - mówi Grad. - Zrobię wszystko, żeby zostały sprywatyzowane.

Według nieoficjalnych informacji "Gazety" była jeszcze jedna przeszkoda: Złomrex zażądał od Skarbu Państwa dokapitalizowania obu stoczni kwotą 1,4 mld złotych!

Do fiaska rozmów doszło w wyjątkowo fatalnym momencie, bo zaledwie kilkanaście dni po tym, gdy rząd dostał z Komisji Europejskiej list od komisarz ds. konkurencji. Neelie Kroes upominała, że negocjacje w sprawie prywatyzacji stoczni muszą przyspieszyć i że jeśli niebawem się nie zakończą, udzielona im pomoc publiczna zostanie uznana za nielegalną i trzeba będzie ją zwrócić.

Negocjacje przyspieszyły, bo ich ostateczny termin został przesunięty z 20 na 12 maja. Tyle, że zakończyły się niczym.

Jeszcze tego samego dnia Ministerstwo Skarbu oświadczyło, że resort zwrócił się do komisarz Kroes o "umożliwienie niezwłocznego spotkania", by przedstawić i uzgodnić kolejną próbę prywatyzacji obu stoczni. Grad liczy, że dojdzie do niego już w przyszłym tygodniu. - Mam nadzieję, że dostaniemy od Komisji dodatkowe kilka miesięcy na uratowanie stoczni - tłumaczy "Gazecie" minister Grad. - Komisja wie, że to jest także w interesie unijnego rynku pracy.

Jak na razie wiadomości z Brukseli są jednak kiepskie. We wtorek rzecznik komisarz ds. konkurencji Jonathan Todd, powiedział "Gazecie", że wycofanie się inwestora "nic nie zmienia". - Otworzyliśmy tę sprawę trzy lata temu - przypomina Todd. - Komisja wykazała się wyjątkową cierpliwością, ale teraz ta cierpliwość się kończy.

Właściciel optymistyczny

Jeśli Bruksela da więcej czasu resort chce znaleźć dla Szczecina i Gdyni nowego inwestora. Czy ktoś zechce zakłady obciążone nierentownymi kontraktami? Umowy z armatorami są wciąż renegocjowane, ale kwoty jakie trzeba dołożyć do budowanych statków - z powodu drożejącej stali i taniejącego dolara - wciąż są liczone w setkach milionów złotych. Minister skarbu uważa jednak, że obecna sytuacja obu stoczni jest "dużo dużo lepsza" niż kilka miesięcy temu, kiedy wśród zainteresowanych prywatyzacją był tylko Złomrex.

Optymistami są też szefowie stoczni chociaż Artur Trzeciakowski, prezes Stoczni Szczecińskiej Nowa przyznaje, że firma odetchnie dopiero w 2010 r., kiedy zrealizuje ciągnące ją na dno kontrakty.

- Decyzja spółki [Złomreksu - przyp. red] nie zasmuciła nas, bo otwiera możliwości poszukiwania innych inwestorów - deklaruje z kolei Janusz Wikowski, rzecznik Stoczni Gdynia. - Nikt nawet nie rozważa wariantu upadłości.

Może być potrzebny cud

Bardziej ostrożni są za to stoczniowi związkowcy. - Decydująca będzie zgoda Brukseli na przesunięcie prywatyzacji o kilka miesięcy - mówi Jacek Kantor z "Solidarności 80" Stoczni Szczecińskiej Nowa. - Jeśli jej zabraknie pozostanie tylko czekać na cud.

Na razie stoczniowcy nie zamierzają urządzać demonstracji i najazdów na Warszawę chociaż jeszcze wczoraj rano "S" z Gdyni ostrzegała, że pod Kancelarią Premiera powstanie "miasteczko stoczniowe". W Szczecinie zaś huczy od plotek o rychłej upadłości zakładu. W sobotę ma być wodowany tam najnowszy kontenerowiec budowany dla rosyjskiego armatora. - Jestem przekonany, że to nie jest ostatnie wodowanie - uspokajał wczoraj przez radiowęzeł prezes Trzeciakowski.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Jak przyjaciele prezydenta Kaczyńskiego zarobili w rok 261 mln zł

eci
2008-05-14, ostatnia aktualizacja 21 minut temu

Prawnicy ze znanej sopockiej kancelarii, prywatnie przyjaciele Lecha Kaczyńskiego, byli anonimowo właścicielami największej w Polsce firmy handlującej długami szpitali - pisze w dzisiejszej "Polityce" Bianka Mikołajewska. Tą firmą jest Greenhouse Capital Management SA

Zobacz powiekszenie
Fot. Albert Zawada / AG
Lech Kaczyński
Akt zawiązania spółki i pierwsze walne zgromadzenie wspólników odbywały się w Kancelarii Radców Prawnych i Adwokatów Gluchowski, Jedliński, Rodziewicz, Zwara i Partnerzy w Sopocie.

W Trójmieście kancelarię nazywa się "prezydencką" ze względu na bliskie stosunki wiążące Lecha Kaczyńskiego z jej wspólnikami. Kiedyś opracowywał na ich zlecenie opinie prawne, obecnie jego córka robi tu aplikację.

GCM SA powstała w lipcu 1999 r. Członkiem rady nadzorczej został Józef Rodziewicz z kancelarii.

Skąd GCM mogło wiedzieć, które szpitale mają kłopoty z długami? Inny wspólnik kancelarii - Andrzej Zwara - w latach 1999-2000 doradzał minister zdrowia Franciszce Cegielskiej, jak restrukturyzować szpitale i sekurytyzować ich długi. Miał informacje. A szef gabinetu politycznego Cegielskiej Piotr Krachulec po odejściu z ministerstwa został doradcą GCM.

Wcześniej to on na szkoleniach dla szpitali wskazywał GCM jako firmę, która pomoże wybrnąć z długów. "Przychodził do dyrektorów szpitali, kładł na biurko swoją wizytówkę z ministerstwa i przekonywał, że jedyną szansą na ratunek jest dla nas wykup długów przez Greenhouse" - wspomina jeden z ówczesnych dyrektorów szpitali.

Do kwietnia 2001 r. 152 szpitale zawarły z GCM porozumienia o spłacie długów, w styczniu 2002 r. Greenhouse miał skupione długi prawie 500 szpitali. Firma nie wykładała swoich pieniędzy, była tylko pośrednikiem między szpitalem a bankiem, który wykładał pieniądze. Greenhouse brał od niego za pośrednictwo. W 2001 r. przychody GCM wyniosły 261 mln zł, z czego 99 proc. z pośrednictwa finansowego. Ale już w następnym roku w sprawozdaniu spółki napisano: "Sytuacja spółki uległa znacznemu pogorszeniu po wyborach parlamentarnych we wrześniu 2001 r. wraz ze zmianami w Ministerstwie Zdrowia". Pod koniec roku prawnicy kancelarii opuścili spółkę.

Handel długami szpitali to zawsze był intratny interes. Opisywaliśmy ten biznes w latach 90., kiedy szpitale były państwowe. W 1998 r. skarb państwa przejął na siebie 7 mld zł długów szpitali, przekształcił je w samodzielne, publiczne ZOZ-y i przekazał powiatom i województwom. Miały się już więcej nie zadłużać. Ale zaczęły na nowo. W 2001 r. miały już kilka miliardów długów. W 2005 r. wyszła ustawa o pomocy publicznej i restrukturyzacji. Część długu udało się dzięki temu zlikwidować. Ale obecnie połowa szpitali znowu tonie. Część samorządów zdecydowała się przekształcić szpitale w spółki, by nie zadłużały się w nieskończoność. O pozostałych politycy dziś dyskutują: Komercjalizować czy nie? Prywatyzować czy nie? Rozkradną, nie rozkradną?

"Pod bokiem Lecha Kaczyńskiego, ówczesnego ministra sprawiedliwości, powstał układ idealny, wypełniający wszystkie elementy stworzonej przez niego definicji. Dziś budowniczy tego układu pełnią funkcje w państwowych spółkach, doradzają prezydentowi i uczą jego córkę, jak robić użytek z prawa" - pisze Bianka Mikołajewska.

Więcej - w dzisiejszej "Polityce"

Źródło: Gazeta Wyborcza