"Greta Garbo poezji" - tak nazwali ją szwedzcy dziennikarze, gdy w 1996 roku przyjechała odebrać literacką nagrodę Nobla. Swój okolicznościowy wykład zaczęła od słów: "Podobno w przemówieniu pierwsze zdanie jest zawsze najtrudniejsze. A więc mam je już za sobą ". Odbierając wyróżnienie urzekła zebranych rozbrajającą gafą. Ukłoniła się królowi, a potem publiczności, choć - wedle etykiety - powinna najpierw członkom Akademii Szwedzkiej. Zorientowawszy się, co zrobiła, wzniosła bez zastanowienie ręce w górę w pełnym rezygnacji geście. Brawa nie chciały umilknąć.
Zaprzyjaźniony z Szymborską poeta Bronisław Maj zwykł mawiać, że jej życie dzieliło się na okres przed i po tzw. tragedii sztokholmskiej. Zawsze unikała tłumów i nazbyt pompatycznie okazywanych honorów. Męczyły ją wieczory autorskie czy oficjalne uroczystości. Redaktor Jerzy Illg w autobiograficznej książce "Mój Znak" zdradził, że na jednym ze swych tomików Szymborska napisała mu i jego małżonce dedykację: "Joasi i Jurkowi Illgom z wielką wdzięcznością, która byłaby jeszcze większa, gdyby nie te promocje ". W
Krakowie po Noblu opowiadało się dowcip o rybaku, który złowił złotą rybkę i zażyczył sobie kobitki inteligentnej, skromnej, sympatycznej, sławnej i bogatej. Wrócił do domu, a tam Szymborska.
Dlatego żyjemyUrodziła się 2 lipca 1923 roku na Prowencie w mieście Kórnik. Pierwsze lata życia spędziła w
Toruniu, potem przeprowadziła się wraz z rodziną do Krakowa. Uczyła się w Szkole Powszechnej im. Józefy Joteyko, następnie w Gimnazjum Sióstr Urszulanek, a po wybuchu II wojny światowej - na tajnych kompletach. Uniknęła wywiezienia na roboty do III Rzeszy dzięki pracy urzędniczki na kolei. Po wojnie studiowała polonistykę i socjologię na Uniwersytecie Jagiellońskim (nie skończyła z powodu trudnej sytuacji materialnej).
Latach '40. zaczęła pisać - początkowo głównie opowiadania. Jej pierwsze wiersze zwykło się określać terminem "stalinowskie". Były zgodne ze linią ówczesnej władzy. Szymborska - choć nigdy nie próbowała się ich wypierać - po latach nie była z nich dumna i nie chciała wznawiania tych utworów. Jej późniejszy dorobek zdecydowanie przyćmił młodzieńcze pomyłki.
Złożyły się nań tomiki "Dlatego żyjemy" (1952), "Pytania zadawane sobie" (1954), "Wołanie do Yeti" (1957), "Sól" (1962), "Sto pociech" (1967), "Wszelki wypadek" (1972), "Wielka liczba" (1976), "Ludzie na moście" (1986), "Koniec i początek" (1993), "Chwila" (2002), "Dwukropek" (2005), "Tutaj" (2009). W każdej z tych książek z roku na rok coraz bardziej oddani Szymborskiej czytelnicy znajdowali to, co pokochali: unikanie wielkich słów; dziewicze zdumienie tym, co doświadczane i doświadczalne; wiarę w miłość jako szansę na zachowanie indywidualizmu; nędzę i wielkość nierozerwalnie składające się na człowieczeństwo; zadumę nad okrucieństwem dziejów, z którego nikt nigdy nie nauczy się wyciągać wniosków; ujęcie spraw powszednich w perspektywę kosmosu; błyskotliwą ironię idącą pod rękę z najszczerszym współczuciem.
Zamieszanie świataPrzez kilka lat była zamężna z poetą Adamem Włodkiem (mieszkali razem w słynnym Domu Literatów przy ul. Krupniczej), po rozwodzie związała się z pisarzem Kornelem Filipowiczem. Spędzili ze sobą kilkadziesiąt lat, choć nigdy nie wzięli ślubu, ani nie zamieszkali ze sobą. Mówiła o nim: - Kornel był prawdziwym mężczyzną: potrafił 30 lat chodzić w jednej kurtce.
Któregoś razu przyznała, że Filipowicz zafascynował ją jeszcze, zanim poznała go osobiście. Jako młoda i już całkiem oczytana dziewczyna wciąż miała dość dziecinny zwyczaj opuszczania przy lekturze opisów przyrody. Interesowała ją tylko akcja. - Aż wpadła mi w ręce książka Filipowicza. Patrzę, są opisy przyrody, trzeba będzie opuścić - wspominała noblistka. - Przeczytałam jednak jedno zdanie, drugie i nagle odkryłam, że mnie to wciąga, bo opisy nie są tu tylko dekoracją, w nich już się dzieje. On sam zresztą mówił zawsze o sobie, że nie jest pisarzem, tylko przyrodnikiem. W dzisiejszej prozie nie ma już całego tego zamieszania świata, niestety.
Pisarz Jerzy Pilch, który nigdy nie krył swojego wielkiego podziwu dla poezji Szymborskiej, żartował, że - jak to zakochana
kobieta - oddałaby Filipowiczowi nawet Nobla.
Tytoń i podsłuchańce Po jego śmierci najchętniej spędzała czas w wąskim gronie zaufanych przyjaciół. Choć
Kraków lubił się nią chwalić, niezwykle rzadko brała udział w oficjalnych spotkaniach. Nawet największych (np. Valava Havla) wolała zapraszać do siebie.
O kolacjach u Szymborskiej krążyły legendy. Ich tradycją stały się loteryjki, podczas których gospodyni obdarowywała gości zabawnymi i - zazwyczaj - absolutnie bezużytecznymi gadżetami. Miała do nich słabość. Gdy dostała kiedyś w prezencie pudełeczko na papierosy, z którego wyciągał je pojedynczo napędzany przez skomplikowany mechanizm drewniany ptaszek, powiedziała, że ten przedmiot jako pierwszy (a może i jedyny) złapałaby w dłoń, jeśliby jej dom stanął kiedyś w płomieniach. Warto wspomnieć, że Szymborska paliła przez 70 lat i uwielbiała to. Chętnie podkreślała wpływ tytoniu na literaturę światową. Była zdania, że bez papierosów nie powstałaby chociażby "Czarodziejska góra" Tomasza Manna.
Sympatycznych szaleństw miała mnóstwo w głowie. W wolnych chwilach robiła zabawne wycinanki i kolaże. Miała słabość do serialu "Niewolnica Isaura" oraz boksera Andrzeja Gołoty. Uwielbiała fotografować się pod dziwnymi napisami - na przykład tablicą przy wjeździe do miejscowości Hultajka albo przy sklepie "Baba". Znana była też z dowcipnych krótkich form lirycznych, jak limeryki, "podsłuchańce" czy "lepieje". Te ostatnie zaczęła podobno pisać, gdy ujrzała altruistycznie nakreślone w karcie dań długopisem słowo "okropne" przy pozycji "flaki". Tak powstały pierwsze lepieje gastronomiczne, jak np. "Lepiej mieć horyzont wąski,/niż zamawiać tu zakąski".
Wieczny odpoczynekŻartowała ze wszystkiego. Nawet... z własnej śmierci. Najlepszym na to dowodem wiersz "Nagrobek":
Tu leży staroświecka jak przecinek
autorka paru wierszy. Wieczny odpoczynek
raczyła dać jej ziemia, pomimo że trup
nie należał do żadnej z literackich grup.
Ale też nic lepszego nie ma na mogile
oprócz tej rymowanki, łopianu i sowy.
Przechodniu, wyjmij z teczki mózg elektronowy
i nad losem Szymborskiej podumaj przez chwilę.
Woody
Allen w poświęconym noblistce filmie "Czasami życie bywa znośne" Katarzyny Kolendy-Zaleskiej mówił o Szymborskiej: "Ona pasuje dokładnie do mojej definicji artysty głębokiego i przenikliwego, ale pamiętającego równocześnie o tym, że jego zadaniem jest zabawianie czytelnika. Ona właśnie to robi. Czuję się zaszczycony, że wie o moim istnieniu".
Przeczytaj także: Wisława Szymborska czyta swoje wiersze