Pokazywanie postów oznaczonych etykietą KOLARSTWO. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą KOLARSTWO. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 5 września 2010

MŚ w kolarstwie górskim. Maja Włoszczowska: Bałam się, czy wytrwam

PAP, tka
2010-09-04, ostatnia aktualizacja 2010-09-05 12:32
Maja Włoszczowska
Maja Włoszczowska
Fot. Jacques Boissinot AP

- Na ostatnim okrążeniu złapał mnie skurcz i to w chwili, gdy schodziłam ze skały, bo nawet nie próbowałam po niej zjeżdżać - powiedziała Maja Włoszczowska po wyścigu w kanadyjskim Mont Sainte Anne. Wszystko skończyło się dobrze, i Polka zdobyła złoto mistrzostw świata w kolarstwie górskim.

Maja Włoszczowska
Fot. Jacques Boissinot AP
Maja Włoszczowska
Maja Włoszczowska
Fot. Przemysław Iwańczyk
Maja Włoszczowska
Tak relacjonowaliśmy wyścig Włoszczowskiej »



- Jestem ogromnie szczęśliwa. Teraz cały rok będę jeździć w tęczowej koszulce. W naszej dyscyplinie, jeśli jest coś więcej, to tylko złoto olimpijskie - powiedziała Włoszczowska.

Kolarka z Jeleniej Góry objęła prowadzenie jeszcze przed półmetkiem, przewagę systematycznie powiększała i niezagrożona dojechała do mety, wyprzedzając o 48 sekund Rosjankę Irinę Kalentiewą oraz o 52 sekundy Amerykankę Willow Koerber. Przyznała jednak, że wyścig był trudny i miała bardzo ciężki, krytyczny moment.

- Bałam się, czy wytrwam. Na ostatnim okrążeniu złapał mnie skurcz i to w chwili, gdy schodziłam ze skały, bo nawet nie próbowałam po niej zjeżdżać. Ten zjazd w normalnych warunkach pokonałabym na rowerze, ale po deszczu zrobiło się bardzo ślisko, więc nie ryzykowałam - wyjaśniła.

Polka jako jedna z nielicznych uniknęła upadku. - Praktycznie wszystkie zawodniczki się przewracały. Najbardziej żal mi Kanadyjki Pendrel. To moja dobra koleżanka, przed startem życzyłyśmy sobie powodzenia. I przez pewien czas razem jechałyśmy na czele stawki. Była świetna, ale miała upadek. Smutno mi, że nie stanęła na podium" - dodała.

Włoszczowska zamierza uczcić swój największy, obok srebrnego medalu olimpijskiego, sukces szampanem i wyjściem na koncert. - Zaprosili nas organizatorzy. Co będą grać? Nie wiem. Wszystko jedno. Chcę uczcić ten dzień. Moment, gdy mijałam linię mety, zapamiętam do końca życia.

Przemysław Iwańczyk gratuluje i dziękuje

- Wiedziałem, patrząc na Maję Włoszczowską, że to kobieta zaprogramowana na sukces. Że jest profesjonalistką w najmniejszym nawet detalu. Że - jak na absolwentkę matematyki przystało, a co w sporcie nie zdarza się często - jest osobą nie znoszącą irracjonalnych i pretensjonalnych zachowań oraz zbędnych słów - napisał po wyścigu na swoim blogu Przemysław Iwańczyk. Przeczytaj podziękowania i gratulacje

Maja pofrunęła po złoto

Przemysław Iwańczyk, Mont-Sainte-Anne
2010-09-05, ostatnia aktualizacja 2010-09-05 19:17

Szczęśliwa Maja Włoszczowska
Szczęśliwa Maja Włoszczowska
Fot. MATHIEU BELANGER REUTERS

Maja Włoszczowska mistrzynią świata. Sięgnęła po złoto w zawodowym stylu i dołączyła do rowerowych legend - Szurkowskiego, Kowalskiego, Piaseckiego i Halupczoka

Maja Włoszczowska z szampanem
Fot. Jacques Boissinot AP
Maja Włoszczowska z szampanem
Podyskutuj z autorem w jego blogu iwanczyk.blox.pl

Na mecie 27-letnia kolarka CCC Polkowice mówiła, żeby wszyscy wierzyli w swoje marzenia, bo one w końcu się spełniają. Na podium, kiedy z wielkich głośników huknęło Mazurkiem Dąbrowskiego, Polka powstrzymywała łzy, patrząc w niebo. - Moment, kiedy mijam linię mety, zapamiętam do końca życia - mówiła później. Na konferencji prasowej wciąż nie dowierzała, że przez cały rok będzie jeździć w tęczowej koszulce mistrza świata, co w kolarskim światku jest największym prestiżem.

To piąte dla Polski złoto mistrzostw świata w kolarstwie w konkurencji olimpijskiej. Przed Włoszczowską byli szosowcy - Ryszard Szurkowski, Janusz Kowalski, Lech Piasecki i Joachim Halupczok. Na rowerze górskim, w konkurencji cross country, która w 1996 roku w Atlancie zadebiutowała na igrzyskach, to pierwsze mistrzostwo świata. Polka od lat jeździ w czołówce największych imprez, zdobyła w karierze dwanaście medali, w tym olimpijskie srebro w Pekinie. Ale polskiego hymnu na podium MŚ wciąż jej brakowało.

- Wiedzieliśmy, że tego dopniemy - cieszył się trener kadry Andrzej Piątek. Na dekoracji był ubłocony po łokcie, bo biegał podczas wyścigu z jednego miejsca na trasie do drugiego i informował Maję, ile przewagi ma nad rywalkami. Było to zwycięstwo zaplanowane w każdym szczególe - poprzedzone katorżniczymi przygotowaniami, z zaplanowaną od miesięcy taktyką, z kilkutygodniowymi przygotowaniami na trasie mistrzostw.

Wyścig w kanadyjskim Mont-Sainte-Anne to pięć technicznych i wymagających końskiego zdrowia rund, po blisko 5 km każda. Ponieważ Włoszczowska w rankingu UCI (światowej federacji) plasuje się w drugiej dziesiątce, startowała z trzeciej linii. Świetnie zachowała się inna polska kolarka Anna Szafraniec z grupy JBG-2, która dzięki rozstawieniu ruszała z drugiej linii i starała się zrobić miejsce liderce reprezentacji. Na tym właśnie polegała taktyka, by na pierwsze skalne zjazdy dotrzeć na jak najwyższej pozycji.

Było to kluczowe, ponieważ w Mont-Sainte-Anne w dniu wyścigu po raz pierwszy od tygodnia spadł deszcz. Ulewa piach zamieniła w glinę, a strome i ostre kamienie - w lodowisko. Ponieważ Włoszczowska już na starcie była w czołówce, nie musiała się obawiać, że kolarki przed nią zaczną się przewracać i zablokują drogę.

Włoszczowska była przygotowana perfekcyjnie pod względem wytrzymałościowym. Kiedy inne rywalki ze zmęczenia zawadzały językiem o ziemię, ona wydawała się silniejsza z każdym kilometrem. Zupełnie nie radziła sobie za to mistrzyni olimpijska, Niemka Sabine Spitz. Jechała ciężko, ciągle za plecami Polki, Kanadyjki Catherine Pendrel (doskonale znała trasę, a jednak upadła i straciła podium), mistrzyni świata sprzed roku Rosjanki Iriny Kalentiewej i świetnej w tym sezonie Amerykanki Willow Koerber. Dwie ostatnie zajęły ostatecznie drugie i trzecie miejsce.

Włoszczowska niezagrożona jechała do mety. Serca polskiej ekipy zadrżały jedynie, kiedy zbiegała ostatni raz po kamieniach. Dwa razy omal nie straciła równowagi i nie upadła. Na szczęście do katastrofy nie doszło i niezagrożona Polka z 48 sekundami przewagi dotarła do mety.

Jak się później okazało, Polka miała kryzysowy moment. - Bałam się, czy wytrwam. Na ostatnim okrążeniu złapał mnie skurcz i to w chwili, gdy schodziłam ze skały - mówiła później dziennikarzom.

Anna Szafraniec zajęła siódme miejsce, Aleksandra Dawidowicz - 21., a Magdalena Sadłecka wycofała się z wyścigu. Dwa dni wcześniej brązowy medal MŚ do lat 23 wywalczyła Paula Gorycka.

Bałam się, czy wytrwam - Maja Włoszczowska »


Źródło: Gazeta Wyborcza