Pokazywanie postów oznaczonych etykietą BAŁKANY. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą BAŁKANY. Pokaż wszystkie posty

środa, 30 lipca 2008

Wyrok na Karadżicia będzie wysoki, ale wielu może rozczarować

Wojciech Lorenz 30-07-2008, ostatnia aktualizacja 30-07-2008 19:25

Spodziewam się, że Radovan Karadżić dostanie bardzo wysoki wyrok, możliwe, że najwyższy z dotychczas zasądzonych, czyli resztę życia spędzi za kratami. Bardzo mnie jednak ciekawi, za co ostatecznie zostanie skazany. Czy sąd poradzi sobie z zarzutami o ludobójstwo - mówi w rozmowie z "Rz" Timothy Waters, profesor prawa z Uniwersytetu w Indianie

Plakaty z portretem Radovanana Karadzicia
źródło: AFP
Plakaty z portretem Radovanana Karadzicia
Prof. Timothy Waters
źródło: Indiana University
Prof. Timothy Waters

Waters jako ekspert OBWE pomagał wprowadzać na Bałkanach porozumienia pokojowe z Dayton. Był jednym z prawników, którzy przygotowali akt oskarżenia przeciwko byłemu prezydentowi Serbii i Jugosławii Slobodanowi Miloszeviciovi w Międzynarodowym Trybunale ds. Zbrodni Wojennych na Bałkanach.

Czy dowody winy Radovana Karadżicia są na tyle oczywiste, że proces nie będzie się ciągnął latami? Jakiego aktu oskarżenia możemy się spodziewać?

Profesor Timothy Waters: Przynajmniej jeden akt oskarżenia już jest gotowy. Dotyczy wydarzeń z 1995 roku, kiedy dokonano masakry w Srebrenicy. Wojska, których formalnym zwierzchnikiem był Karadżić jako prezydent Republiki Serbskiej w Bośni wymordowały tam osiem tysięcy Muzułmanów. Jest więc zarzut popełnienia ludobójstwa. Są gotowe też inne oskarżenia. Trybunał, który został powołany do osądzenia zbrodni na Bałkanach, będzie chciał jednak pokazać na przykładzie Karadżicia historię konfliktu. A tego się nie da zrobić szybko. Już słychać, że proces nie zacznie przez co najmniej kilka miesięcy, aby obrona miał dość czasu na przygotowanie.

Slobodan Miloszević starał się jak najbardziej przeciągać proces i zrobić z niego spektakl, w którym oskarżonym byłyby kraje zachodu. Karadżić może spróbować tej samej techniki?

Na to się zanosi. Niewykluczone, że podobnie jak Miloszević będzie chciał bronić się sam. Były prezydent Serbii umiejętnie to wykorzystywał i zamieniał prawne wątpliwości w szersze polityczne pytania. Starał się podważać wiarygodność i legalność trybunału. Trybunał będzie więc miał twardy orzech do zgryzienia, kiedy Karadżić zrezygnuje z prawnika.

Można mu narzucić obrońcę?

Jeśli chcemy mieć niezbite argumenty na to, że proces był uczciwy, trzeba pozwolić oskarżonemu bronić się zgodnie z jego własną strategią. Sąd oczywiście ma prawo narzucić obrońcę. Ale raczej będzie tego unikał bez poważnego powodu. Nie można przecież kogoś zmusić, żeby współpracował z obrońcami. Kiedy Miloszeviciowi narzucono obronę, po prostu ją ignorował i w praktyce sparaliżował proces. Można spróbować przekonać Karadżicia, że natura zarzutów jest niezwykle skomplikowana i że będzie potrzebowała fachowej pomocy. Czy te argumenty zadziałają, to zupełnie inna sprawa.

Czy cały proces będzie w świetle reflektorów i kamer?

To niezwykle ważne wydarzenie dla całego trybunału w Hadze. To jego wielki dzień, odkąd stracił możliwość osądzenia zbrodni Slobodana Miloszevicia, który zmarł na serce w areszcie. Ten proces, tak jak inne będzie więc całkowicie jawny. Ale rzeczywiście jest ciekawy wyjątek, na który trzeba zwrócić uwagę. W czasie procesu trzeba będzie przesłuchac wielu świadków. Niektórzy będą chcieli pozostać anonimowi, a to oznacza, że cześć sesji trzeba będzie zamknąć dla publiczności i mediów. Jeśli świadkowie nie będą mieli zagwarantowanej ochrony, nie będą się chcieli zgłaszać. Tak samo jest podczas procesów organizacji mafijnych. Nikt się nie chce narażać, jeśli jego tożsamość ma być upubliczniona, bo się boi zemsty. Zbyt duża ilość zeznań, które są tajne, może jednak stwarzać podejrzenia, że mamy do czynienia z fabrykowaniem dowodów. A poczucie, że zapadł sprawiedliwy wyrok jest niezwykle ważne dla zamknięcia pewnego etapu w historii byłej Jugosławii. Trybunał staje przed bardzo trudnym zadaniem znalezienia rozsądnej równowagi między ilością dowodów jawnych i tajnych.

Czy jeśli zapadnie wyrok skazujący, Karadżić spędzi resztę życia w więzieniu?

Nie chcę wydawać wyroków, ale przy tych dowodach, które znamy, trudno oczekiwać, żeby było inaczej. Spodziewam się, że dostanie bardzo wysoki wyrok, możliwe, że najwyższy z dotychczas zasądzonych, czyli resztę życia spędzi za kratami. Bardzo mnie jednak ciekawi, za co ostatecznie zostanie skazany. Czy sąd poradzi sobie z zarzutami o ludobójstwo. Do tej pory nawet największe zbrodnie nie były kwalifikowane w ten sposób. W zeszłym roku międzynarodowy trybunał sprawiedliwości, także z siedzibą w Hadze uznał, że siły Republiki Serbskiej, których zwierzchnikiem był Karadzić jako prezydent republiki, ponosiły odpowiedzialność za ludobójstwo w Srebrenicy. Droga została więc otwarta, aby taką samą decyzję podjął trybunał ds. zbrodni w byłej Jugosławii.

Wiele krajów w swoim prawie dopuszcza możliwość przypadkowego zabicia cywilów w warunkach wojennych. Czy obrona może to wykorzystywać do podważenia zarzutu ludobójstwa?

Mordów z zimną krwią na cywilach, gwałtów nie da się zakwalifikować jako przypadkowe ofiary. Ale ludobójstwo to nie tylko zabicie wielu ludzi, ale mordowanie ich z pewnego rodzaju przyczyn. Chodzi o intencję wymordowania całej grupy etnicznej lub narodu. Mieliśmy przypadki w byłej Jugosławii, że dowódca zabił ponad 100 osób własnymi rękoma, i chociaż mówił, że chciał się pozbyć Muzułmanów, to trybunał ciągle nie chciał uznać tego za ludobójstwo. Pojawiają się argumenty, że nie można za ludobójstwo uznać wszystkich zbrodni popełnianych na obszarach podzielonych etnicznie. Ludobójstwo to największa zbrodnia z możliwych i sąd nie chce dewaluować znaczenia takiego wyroku. Przypuszczam, że w przypadku Karadżicia za ludobójstwo może być uznany przypadek Srebrenicy, ale nie inne jego zbrodnie. Dla wielu mieszkańców na Bałkanach byłoby to spore rozczarowanie.

Trybunał miał w przyszłym roku kończyć pracę. Powołano go tylko na 10 lat. Mało kto chciał go dalej finansować. Jaka jest jego przyszłość?

Została opracowana strategia zakończenia prac trybunału. Na pewno dalej będzie odchudzany, wraz z finalizowaniem większości spraw. Ale nie ma wątpliwości, że w okrojonej formie będzie działał do zakończenia procesu Karadżicia. Nie zdecydowano jednak jeszcze, co zrobić z kolejnymi oskarżonymi, którzy wpadną w ręce władz już po zamknięciu trybunału. To pytanie pozostaje otwarte.

Rzeczpospolita

wtorek, 22 lipca 2008

Karadzić - Rzeźnik Bałkanów: historia poety, który kazał mordować

Karadzić obecnie przypomina dobrotliwego staruszka, a nie ludobójcę oskarżanego o śmierć nawet 300 tys. osób (© Reuters)

Polska Łukasz Słapek

2008-07-23 08:40:52, aktualizacja: 2008-07-23 08:45:18

Ubrany w czarny golf, z długą białą brodą był nie do poznania. Poszukiwany od trzynastu lat Radovan Karadżić, którego zdjęcia pokazali światu serbscy policjanci, przypominał dobrotliwego staruszka, a nie ludobójcę oskarżanego o śmierć nawet 300 tys. osób.

Na fotografiach nie można było rozpoznać zbrodniarza wojennego, którego twarz jest powszechnie znana z telewizyjnych przekazów.

Podczas konferencji prasowej, na której oficjalnie poinformowano wczoraj o ujęciu byłego lidera bośniackich Serbów, przedstawiciele władz w Belgradzie nie chcieli zdradzić szczegółów zatrzymania.

- Proszę mi wybaczyć, ale nie mogę tego zrobić. Na wolności wciąż pozostaje inny zbrodniarz Ratko Mladić, a jakiekolwiek informacje mogłyby mu pomóc w ucieczce - tłumaczył dziennikarzom Rasim Ljajić, serbski minister odpowiedzialny za stosunki z Międzynarodowym Trybunałem w Hadze ds. Zbrodni Wojennych w byłej Jugosławii.

Bardziej rozmowny był za to Swietozar Bujaczić, adwokat Karadżicia. Z jego relacji cytowanych przez rosyjskie media wynika, że do zatrzymania doszło w sobotę, a nie w poniedziałek, jak donosiły największe agencje informacyjne. Miało to nastąpić około 1.30 w nocy. Karadżić jechał wtedy autobusem z Belgradu do położonego 30 km dalej miasteczka Batajnica.

- W pewnym momencie jacyś ludzie zarzucili mu na głowę worek. Stracił świadomość Ocknął się dopiero w niewielkim pomieszczeniu w nieznanym miejscu, gdzie był przetrzymywany do poniedziałku - opowiada prawnik.

Bujaczić grzmi, że zatrzymanie odbyło się z pogwałceniem prawa. Utrzymuje również, że nie można wykluczyć udziału obcych służb specjalnych w całej operacji. Serbowie twierdzą jednak, że zbrodniarza pojmały miejscowe siły.

Z informacji, jakie przekazali śledczy, wynika, że Karadżić mieszkał w serbskiej stolicy już od dawna. Dokładnie: w dzielnicy nazywanej Nowym Belgradem.

- W jednej z klinik prowadził gabinet medycyny alternatywnej, czyli tak naprawdę był znachorem. Przedstawiał się pacjentom jako Dragan Dabić. Nie wiadomo, jak długo się tym zajmował. Wiemy, że tak zarabiał na życie - powiedział dziennikarzom minister Ljajić.

Gdy w poniedziałek późnym wieczorem gruchnęła wiadomość o aresztowaniu Karadżicia, na ulice miast w Bośni i Hercegowinie wyległy tłumy. Największa radość zapanowała w Sarajewie. - Wciąż nie potrafię w to uwierzyć - krzyczał ze łzami szczęścia w oczach osiemnastoletni Zijah Zehić.

W tym mieście wciąż pamięta się koszmarne trzy lata oblężenia przez oddziały bośniackich Serbów pod dowództwem Ratko Mladicia - bezpośredniego podwładnego Karadżicia.

W bojach toczonych o miasto od kwietnia 1992 do października 1995 r. zginęło 10 tys. cywili. Na ulicach Sarajewa zniszczonego od artyleryjskiego ognia spustoszenie siali serbscy snajperzy, którzy strzelali do każdego ruchomego celu. Kobiety i dziewczęta były gwałcone, a potem mordowane. Schwytanych mężczyzn zaś brutalnie zabijano, np. przez ścięcie głowy wojskowym nożem. W czasie walk wojska Karadżicia posunęły się nawet do wykorzystania żołnierzy sił pokojowych jako żywych tarczy.

Światem najbardziej jednak wstrząsnęła zbrodnia dokonana w 1995 r. przez armię Serbów z Bośni. Z zimną krwią oddziały Karadżicia wymordowały wtedy 7,5 tys. bośniackich muzułmanów. Ofiarami byli mężczyźni i chłopcy. Ten mord został popełniony na oczach holenderskich żołnierzy sił pokojowych, którzy mieli rozkaz, by nie interweniować. Gdy niedługo potem sprawa wyszła na jaw, cały holenderski rząd podał się do dymisji.

Jakby tego było mało, Karadżić i jego dowódcy kazali wybudować w Bośni obozy koncentracyjne, w których dokonywano masowych mordów. Wszystkie te zbrodnie były częścią wielkiego planu Karadżicia dokonania czystki etnicznej na Bałkanach. Ludobójczą akcję można porównać jedynie do piekła, które narodom Europy zgotowały oddziały Adolfa Hitlera. Nic więc dziwnego, że do Karadżicia szybko przylgnął przydomek Rzeźnika Bałkanów.

- Czekaliśmy trzynaście lat na wiadomość o jego pojmaniu. Już traciliśmy wszelką nadzieję - mówiła dziennikarzom zapłakana Kada Hotic, która przeżyła masakrę w Srebrenicy. - Teraz wiem, że jest sprawiedliwość - dodała.

Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że takich zbrodni mógł dokonać osobnik prymitywny. Karadżić jest wszechstronne wyedukowany. Urodzony w 1945 r. w Czarnogórze syn członka nacjonalistycznej paramilitarnej organizacji serbskiej czetników jest z wykształcenia doktorem psychiatrii. Pracował nawet w szpitalu, ale jego przyjaciel, serbski nacjonalista i znany pisarz Dobrica Ćosić, przekonał go, by zajął się polityką.

Karadżić ma też na koncie kilka tomików poezji. Ostatni, zatytułowany "Cudowne kroniki nocy", trafił do sprzedaży w Serbii cztery lata temu. Było to powodem ostrej krytyki Belgradu ze strony Zachodu, który zarzucał miejscowym władzom, że opieszale szukają zbrodniarza.

USA zaoferowały nawet nagrodę w wysokości 5 mln dol. osobie, która pomoże w ujęciu Karadżicia. Poszukiwania ruszyły pełną parą, ale i tak zbrodniarz wymykał się pułapkom. Co jakiś czas pojawiały się informacje, że był widywany na ulicach serbskich czy rosyjskich miast.

Podobno w przebraniu prawosławnego duchownego pojawił się sześć lat temu na pogrzebie matki, która za życia apelowała do niego, by nigdy się nie poddał.

Na Karadżiciu ciąży w sumie kilkanaście zarzutów. Te najpoważniejsze dotyczą ludobójstwa i zbrodni przeciwko ludzkości. Grozi mu kara dożywotniego więzienia.

Wczoraj wieczorem w centrum Belgradu przeciw zatrzymaniu Karadżicia protestowało około stu skrajnych nacjonalistów, których rozpędziła serbska policja. W tłumie wypatrzono Lukę Karadżicia, brata Radovana.

poniedziałek, 12 maja 2008

Serbia: 38,75 proc. dla demokratów

2008-05-12 17:23
Zmącona radość
Po raz kolejny cały cywilizowany świat odetchnął z ulgą - w serbskich wyborach parlamentarnych zwyciężyły siły proeuropejskie. Czy to jednak oznacza, że Belgrad wejdzie na tzw. szybką ścieżkę do członkostwa w Unii? Nie byłabym taką optymistką, bo do tanga trzeba dwojga.
Proeuropejska koalicja skupiona wokół Partii Demokratycznej (DS) prezydenta Serbii Borisa Tadicia zwyciężyła w niedzielnych wyborach parlamentarnych uzyskując 38,75 proc. - poinformowała komisja wyborcza po przeliczeniu 98 proc. głosów.

Główna rywalka demokratów, skrajnie nacjonalistyczna Serbska Partia Radykalna (SRS) Tomislava Nikolicia otrzymała 29,2 proc. Trzecie miejsce przypadło narodowo-konserwatywnej Demokratycznej Partii Serbii (DSS) byłego premiera Vojislava Kosztunicy, która zdobyła 11,3 proc. głosów.

Zdaniem eksperta Ośrodka Studiów Wschodnich Adama Balcera skala zwycięstwa koalicji "O europejską Serbię" jest niespodzianką w porównaniu z sondażami.

W ocenie Balcera "największym zwycięzcą" tych wyborów jest Socjalistyczna Partia Serbii, założona jeszcze przez byłego prezydenta Jugosławii Slobodana Miloszevicia, która uzyskała 7,6 proc. głosów. "Ona jest teraz języczkiem u wagi. To o jej względy muszą się starać radykałowie i demokraci. Bez niej nie da się utworzyć rządu" - podkreślił.

Liberalna Partia Demokratyczna (LDP), jedyna w Serbii uznająca niepodległość Kosowa, otrzymała 5,3 proc.

Według eksperta OSW rezultat serbskich wyborów jest przede wszystkim efektem demobilizacji zwolenników Partii Radykalnej. Jego zdaniem mogła się do tego przyczynić "dominacja tematyki europejskiej w kampanii wyborczej".

Politolodzy ostrzegają jednak, że zwycięstwo Tadicia może okazać się pyrrusowe, ponieważ przed nim teraz trudne rozmowy koalicyjne. Nie może on liczyć na DSS, ponieważ Kosztunica zastrzegł od razu, że ze względu na zasadnicze różnice, szczególnie co do przyszłego członkostwa w UE, koalicja z demokratami Tadicia nie wchodzi w rachubę.

W tej sytuacji Nikolić zapowiedział, że ma zamiar rozmawiać o stworzeniu ewentualnej koalicji właśnie z Kosztunicą i socjalistami. Ostrzegł, że jeśli nie dojdzie między nimi do porozumienia, Serbia będzie miała kolejne wybory parlamentarne.

Aby utworzyć rząd, demokraci Tadicia muszą w rezultacie rozmawiać z socjalistami, którzy jeszcze przed wyborami nie odżegnywali się od tej współpracy. Szef SPS Ivica Daczić zastrzegł jednak, że jego partia "popiera integrację Serbii z UE, lecz wraz ze wszczęciem rozmów w sprawie Kosowa". Tadić może też szukać sojuszników w małej Liberalnej Partii Demokratycznej i partiach mniejszości.

Zwycięstwo sił demokratycznych przyjęły z zadowoleniem, ale i ostrożnie władze Kosowa, mając nadzieję na poprawę współpracy ich nowego państwa z Serbią, która jednak odmawia uznania niepodległości swej dawnej prowincji.

"Utworzenie rządu demokratycznego w Serbii ułatwi w znaczny sposób współpracę w regionie, w tym z Kosowem" - ocenił wicepremier Kosowa Hajredin Kuci, choć Tadić, ogłaszając zwycięstwo swej koalicji, z góry zapowiedział, że "Serbia nigdy nie uzna niepodległości Kosowa".

Amerykańska gazeta "New York Times" przewiduje, że wygrana Tadicia nie złagodzi sprzeciwu Belgradu wobec niepodległości Kosowa, choć pomoże wzmocnić związki Serbii z UE i USA.

Komisarz ds. rozszerzenia UE Olli Rehn z zadowoleniem przyjął "sukces sił reformatorskich, które podzielają wartości europejskie". Wiele stolic europejskich, m.in. Rzym, Paryż i Berlin, przyłączyły się do gratulacji.

Szef unijnej dyplomacji Javier Solana wyraził przekonanie, że nowy rząd w Belgradzie "powinien być utworzony szybko, by zaangażować się mocno w reformy i realizację warunków koniecznych do wstąpienia Serbii do UE".

"Serbia dokonała europejskiego wyboru" - ocenili szef MSZ Francji Bernard Kouchner i sekretarz stanu ds. europejskich Jean-Pierre Jouyet. "Wynik wyborów jasno pokazuje, że większość obywatelek i obywateli Serbii chce zbliżenia z Europą" - głosi komunikat szefa niemieckiej dyplomacji Franka-Waltera Steinmeiera.

Zgodnie z serbską konstytucją Tadić ma 90 dni na stworzenie rządu. Jeśli to się nie uda, szansę otrzyma druga triumfująca partia, w tym przypadku radykałowie Nikolicia.

Przedterminowe wybory w Serbii postrzegane były jako referendum za lub przeciw UE. By wesprzeć siły proeuropejskie, pod koniec kwietnia Unia podpisała z Serbią warunkowo umowę o stowarzyszeniu i współpracy, będącą pierwszym krokiem na drodze ku członkostwu w UE. ab, ss, pap

Serbia: Wybory parlamentarne: 38,75 proc. dla demokratów

lukaszel, PAP
2008-05-12, ostatnia aktualizacja 2008-05-12 13:45

Proeuropejska koalicja skupiona wokół Partii Demokratycznej (DS) prezydenta Serbii Borisa Tadicia uzyskała w niedzielnych wyborach parlamentarnych 38,75 proc. poparcia - podała komisja wyborcza po przeliczeniu 98 proc. głosów.

Zobacz powiekszenie
Fot. NIKOLA SOLIC REUTERS
Ubrana w ludowy strój Serbka podczas wczorajszego głosowania w lokalu w miejscowości Stara Pazova pod Belgradem
ZOBACZ TAKŻE
Główna rywalka demokratów, skrajnie nacjonalistyczna Serbska Partia Radykalna (SRS) Tomislava Nikolicia otrzymała 29,2 proc.

Trzecie miejsce przypadło narodowo-konserwatywnej Demokratycznej Partii Serbii (DSS) byłego premiera Vojislava Kosztunicy. DSS zdobyła 11,3 proc. głosów.

Długo nieobecna w życiu politycznym, a obecnie powracająca triumfalnie Socjalistyczna Partia Serbii (SPS), założona jeszcze przez byłego prezydenta Jugosławii Slobodana Miloszevicia, uzyskała 7,6 proc. głosów. Z kolei Liberalna Partia Demokratyczna (LDP), jedyna serbska partia, która uznaje niepodległość Kosowa, otrzymała 5,3 proc. poparcia.

Politolodzy ostrzegają jednak, że zwycięstwo Tadicia może okazać się pyrrusowe, ponieważ przed nim teraz trudne rozmowy koalicyjne.

Nikolić zapowiedział już, że ma zamiar rozmawiać o stworzeniu ewentualnej koalicji z Kosztunicą i socjalistami.

Ocenił wręcz, że albo te trzy ugrupowania stworzą koalicję, albo "Serbia nie będzie miała rządu i będziemy mieli nowe wybory". Z kolei Kosztunica zastrzegł, że ze względu na nieprzezwyciężone różnice z DS, szczególnie co do przyszłego członkostwa w UE, koalicja z demokratami Tadicia nie wchodzi w grę.

Kosztunica uważa, że sprawa uznania przez większość krajów UE niepodległości Kosowa jest ważniejsza od ewentualnej integracji.

"Serbia jest nadal podzielona, radykałowie i Kosztunica nieco osłabli, podczas gdy socjaliści odradzają się" - uważa cytowana przez agencję Reutera Dragana Ignjatović z firmy zajmującej się analizami ekonomicznymi i finansowymi Global Insight.

W ocenie mediów i politologów to właśnie SPS, możliwa do zaakceptowania dla obu stron nawet za cenę ustępstw, będzie języczkiem u wagi w rozmowach o przyszłej koalicji rządzącej.

piątek, 11 kwietnia 2008

Albańczycy sprzedawali organy serbskich jeńców

Kosowscy Albańczycy wywozili do Albanii serbskich więźniów, gdzie wycinano im organy wewnętrzne, które trafiały następnie na czarny rynek - pisze "Daily Telegraph".Proceder miał mieć miejsce w czasie wojny w Kosowie w latach 1998- 99.

Brytyjski dziennik powołuje się w swoich rewelacjach na fragmenty książki "Polowanie. Ja i zbrodniarze wojenni" Carli del Ponte, do niedawna naczelnej prokurator oenzetowskiego trybunału ds. zbrodni wojennych w dawnej Jugosławii. Według autorki, w jednym z domów w albańskim mieście Burrel mieścił się nielegalny gabinet zabiegowy.

- Śledczy znaleźli fragmenty gazy, zużytą strzykawkę i dwie plastikowe torby od kroplówki pobrudzone błotem, a także puste fiolki po lekach, wśród których znajdował się środek rozkurczający mięśnie, często stosowany podczas operacji chirurgicznych - pisze del Ponte.

Źródła byłej prokurator sądzą, iż dowództwo Wyzwoleńczej Armii Kosowa (UCK) wiedziało o tych zbrodniczych praktykach. Według tych nienazwanych źródeł, z Kosowa do północnej Albanii przewożono ciężarówkami setki młodych Serbów, a tam wycinano im organy.

- Ofiary, pozbawione nerki, były po raz kolejny zamykane w barakach, dopóki nie zabito ich dla innych ważnych organów. W ten sposób inni więźniowie byli świadomi losu, który ich czekał, i (...) błagali, przerażeni, o natychmiastową śmierć - napisała del Ponte.

Były serbski minister sprawiedliwości Vladan Batić powiedział "Daily Telegraph", że jeśli te zarzuty się potwierdzą, będzie to najokrutniejsza zbrodnia od czasów Josefa Mengele. Nazywany "Aniołem Śmierci" doktor Mengele to hitlerowski zbrodniarz wojenny, prowadzący w obozie koncentracyjnym Auschwitz okrutne eksperymenty medyczne na więźniach.

Bliski doradca premiera Kosowa Hashima Thaci i wysoki rangą członek albańskiej UCK Bekim Collaku zaprzeczył w czwartek oskarżeniom o czerpanie korzyści z handlu organami. - To okrucieństwo trudne do wyobrażenia - powiedział dodając, że cała historia to "wytwór wyobraźni" pani del Ponte.

Bukareszt: Ukarać winnych śmierci Rumuna

as
2008-04-11, ostatnia aktualizacja 2008-04-11 08:17

Ciało Rumuna, który zmarł w wyniku głodówki prowadzonej w polskim więzieniu będzie ekshumowane - zapowiedział szef rumuńskiego MSW Cristian David.

Zobacz powiekszenie
Fot. Grażyna Makara / AG
Curlic we wrześniu trafił do aresztu na Montelupich, bo był podejrzany o kradzież portfela z kartami kredytowymi sędziemu
Rodzina mężczyzny, w tym przebywająca w Turynie matka, już wyraziła na to zgodę. Zbadanie zwłok ma pomóc w jednoznacznym ustaleniu przyczyny zgonu 33-latka, którego historię opisał "Tygodnik Powszechny".

Crulic został aresztowany w Polsce we wrześniu 2007 r. razem ze swoją dziewczyną. Oboje byli podejrzani o kradzież portfela z kartami i pobranie przy ich pomocy 22 tys. zł z konta znanego sędziego.

Rumun twierdził, że jest niewinny, i że w czasie, gdy doszło do kradzieży, jechał autobusem do Włoch. Rozpoczął strajk głodowy w krakowskim areszcie. Zmarł z wycieńczenia 18 stycznia w szpitalu MSWiA w Krakowie, cztery dni po tym, gdy sąd zdecydował, że powinien być karmiony przymusowo. W chwili śmierci przy wzroście 175 cm ważył 40 kg.

Śledztwo w tej sprawie prowadzi krakowska prokuratura, ale dochodzenie wszczęli także Rumuni. Rząd w Bukareszcie zlecił szefowi MSZ przygotowanie raportu o krakowskim zdarzeniu.

- Oczekuję, że będzie zawierał nie tylko opis tego, co się stało, ale też zaproponuje podjęcie kroków wobec osób odpowiedzialnych za tę tragedię - powiedział w środę premier Calina Popescu Tariceanu. Specjalna komisja rozpoczęła już kontrolę w ambasadzie Rumunii w Polsce. Ma sprawdzić, czy placówka odpowiednio reagowała w sprawie więźnia.

- Trzeba wyjaśnić, co tam się stało, co nie działało pomiędzy władzami rumuńskimi i polskimi. I w końcu trzeba ustalić, kto jest winien śmierci rumuńskiego obywatela - powiedział premier. Zdaniem Tariceanu współodpowiedzialne za śmierć Rumuna są ambasada Rumunii w Warszawie i polskie władze.

Według oświadczenia rumuńskiego MSZ ambasada Rumunii w Polsce nie została poinformowana przez Polaków o głodówce prowadzonej przez Crulica.

Na polecenie premiera szef rumuńskiej dyplomacji Adrian Cioroianu w środę odwołał konsula urzędującego w Warszawie. Do kraju został wezwany ambasador Rumunii w Polsce Gabriel Bârta . Rumuńskie MSZ poprosiło o złożenie wyjaśnień również polskiego ambasadora w Bukareszcie Jacka Paliszewskiego.

- Sprawa Crulica jest wyjątkowo dramatyczna. Nie możemy być obojętni wobec tego, jak został potraktowany przez system sprawiedliwości i władze więzienne w Polsce oraz sekcję konsularną ambasady Rumunii w Warszawie - mówił szef rumuńskiego MSZ.

Źródło: Gazeta Wyborcza

środa, 9 kwietnia 2008

Kosowo tworzy konstytucję. Będzie kopią amerykańskiej?

tan, PAP
2008-04-07, ostatnia aktualizacja 2008-04-07 20:03

Komisja konstytucyjna kosowskiego parlamentu przyjęła projekt nowej ustawy zasadniczej - poinformował Hajredin Kuci, jej przewodniczący. Przyznał jednocześnie Kosowo przebyło w poniedziałek kolejny etap na drodze umacniania swej państwowości: komisja konstytucyjna przyjęła projekt nowej ustawy zasadniczej, inspirowanej amerykańską konstytucją.

Konstytucja najmłodszego państwa europejskiego ma być zatwierdzona jeszcze w tym miesiącu przez 120-osobowy parlament, by 15 czerwca wejść w życie.

Podczas uroczystości podpisania projektu w Prisztinie prezydent Kosowa, Fatmir Sejdiu, mówił o ważnym kroku Kosowa na drodze do suwerenności.

Podczas redagowania dokumentu komisja czerpała zwłaszcza z idei "ojców założycieli" Stanów Zjednoczonych Ameryki - powiedział przewodniczący komisji Hajredin Kuci, wymieniając przykładowo takie wartości jak życie w wolności i dążenie do szczęścia. Kuci zapewnił, że Kosowo będzie pokojową, wieloetniczną wspólnotą równoprawnych ludzi i narodów, z rynkową gospodarką; krajem, który nie przyłączy się do innych państw.

Projekt konstytucji jest zgodny z zaleceniami byłego oenzetowskiego wysłannika do Kosowa Marttiego Ahtisaariego, który zaproponował utworzenie państwa pod "międzynarodowym nadzorem".

W zeszłym tygodniu dokument został zaaprobowany przez szefa policyjno-prawnej misji UE w Kosowie (EULEX) Pietera Feitha, który oświadczył, że gwarantuje on prawa mniejszościom, w tym także Serbom.

EULEX ma zastąpić działającą od 1999 roku misję ONZ (UNMIK). To od UNMIK-u rząd w Prisztinie przejmie 15 czerwca administrowanie krajem.

W projekcie konstytucji przewidziano, że szef EULEX może "wycofać albo uznać za nieważne decyzje podjęte przez władze Kosowa".

Kosowo ogłosiło niepodległość 17 lutego, mimo ostrych protestów Serbii, do której formalnie należało, oraz popierającej Serbię Rosji. Dotychczas uznało je 37 krajów, w tym USA, Polska i inne kraje UE.

wtorek, 18 marca 2008

Zmarł ukraiński policjant ranny w Mitrovicy

asz, PAP
2008-03-18, ostatnia aktualizacja 36 minut temu
Zobacz powiększenie
Zamieszki w pobliżu siedziby sądu
Fot. STR REUTERS

Zmarł porucznik ukraińskiej milicji, ciężko ranny we wczorajszych zamieszkach w Mitrovicy, na północy Kosowa - poinformował Jarosław Mazurkewycz z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Ukrainy.

ZOBACZ TAKŻE
- Kolejne trzy osoby są w stanie ciężkim, lecz niezagrażającym życiu - powiedział. Według MSW liczba Ukraińców z sił pokojowych w Kosowie rannych w starciach z Serbami wzrosła do 20. W poniedziałek informowano o 15.

- Ciężko mi o tym mówić, bo to moi koledzy. Sam niedawno wróciłem z misji w Kosowie - zwierzył się Mazurkewycz.

Prócz ukraińskich milicjantów w walkach w Mitrovicy ucierpiało 28 polskich policjantów i 20 francuskich żołnierzy KFOR.

Do starć doszło, gdy policja z misji ONZ w Kosowie siłą odzyskała kontrolę nad zajętym przed czterema dniami przez Serbów ONZ-owskim sądem.

Szturm na budynek rozpoczęto o świcie. Uczestniczyło w nim ponad 500 policjantów ONZ, głównie Ukraińców, i żołnierzy sił pokojowych KFOR, dowodzonych przez NATO. Gdy wyprowadzano Serbów okupujących gmach, stojący na zewnątrz tłum obrzucił policjantów i żołnierzy kamieniami, koktajlami Mołotowa, granatami i ładunkami własnej roboty.

poniedziałek, 17 marca 2008

Polscy policjanci ofiarami starć w Kosowie

Agnieszka Skieterska, współpraca Marc, Mjs
2008-03-18, ostatnia aktualizacja 2008-03-17 22:43

Największe zamieszki w Kosowie od czasu ogłoszenia niepodległości. Na siły międzynarodowe poleciały wczoraj granaty i serie z broni maszynowej. Rannych zostało ok. 100 osób, w tym 27 polskich policjantów

Zobacz powiekszenie
Fot. STR REUTERS
ZOBACZ TAKŻE
SERWISY
Wczorajszym świtem Kosovska Mitrovica zamieniła się w pole bitwy. Po północnej stronie rzeki Ibar w okolice sądu okupowanego od piątku przez byłych serbskich pracowników zajechały wozy bojowe, transportery opancerzone i czołgi sił pokojowych ONZ oraz natowskich wojsk KFOR.

O 5.30 ponad pół tysiąca policjantów i żołnierzy z sił międzynarodowych rozpoczęło szturm sądu. Okupujący budynek Serbowie nie stawiali oporu. Ale wieść o odbiciu gmachu szybko rozniosła się po serbskiej części Mitrovicy, miasta zamieszkanego przez 20 tys. Serbów, których od 80 tys. Albańczyków oddziela pilnowany przez ONZ most. Pod okupowany budynek błyskawicznie nadciągnął kilkutysięczny tłum uzbrojony w kije i kamienie.

Gdy siły międzynarodowe, chcąc rozproszyć tłum, użyły gazu łzawiącego na policję ONZ i KFOR poleciały pierwsze granaty, ładunki wybuchowe domowej produkcji i serie z broni maszynowej. Według relacji Serbów KFOR odpowiedział ogniem. Rozwścieczony tłum podpalał samochody ONZ. Siły międzynarodowe aresztowały 53 osoby, ale ponad 20 z nich Serbowie odbili.

Dla 52 polskich policjantów (to prawie połowa 115-osobowego kontyngentu), którzy brali udział w szturmie na sąd, starcia okazały się wyjątkowo tragiczne. Aż 27 zostało rannych, a 16 odwieziono do szpitala. Większość z ranami od odłamków granatów. Lekko ranny odłamkiem w ramię został także dowódca polskiego kontyngentu.

- Życie żadnego z naszych policjantów nie jest zagrożone - powiedział "Gazecie" rzecznik komendanta głównego policji podinspektor Mariusz Sokołowski. W zamieszkach poszkodowanych zostało również 20 policjantów francuskich, 15 ukraińskich, 8 żołnierzy KFOR i manifestanci, łącznie 130 osób.

- W Mitrovicy mówi się, że pewien Serb został trafiony przez snajpera sił międzynarodowych w głowę. Konającego przewieziono go do Belgradu. Dwaj inni Serbowie też są ciężko ranni - relacjonuje "Gazecie" Mirko Lazić, mieszkaniec serbskiej części Mitrovicy. Siły międzynarodowe nie potwierdzają na razie tych informacji.

O tym, że siły międzynarodowe spróbują odzyskać kontrolę nad sądem w Mitrovicy, wiadomo było od piątku, kiedy Serbowie zajęli budynek, który od 1999 roku był w gestii ONZ, i zatknęli na nim swoją flagę. Szef misji Narodów Zjednoczonych Joachim Rücker zapowiedział wtedy, że rozkaże odbić budynek.

Interwencja policji i sił NATO w Mitrovicy jest ważna nie tylko ze względu na skalę protestów. To pierwszy sygnał, że siły międzynarodowe zmieniły taktykę. Dotąd KFOR i ONZ przyjmowały spokojnie zaczepki ze strony Serbów, którzy atakowali już posterunki graniczne czy palili samochody błękitnych hełmów. Teraz na zakłócanie porządku będą reagować ostro, a na ostrzał odpowiedzą ogniem.

- NATO jak najsurowiej potępia przemoc, do której doszło dziś w północnym Kosowie. Siły KFOR zdecydowanie odpowiedzą na wszelkie akty przemocy - ostrzegł wczoraj rzecznik Sojuszu James Appathurai. Wczoraj oenzetowska policja wycofała się z serbskiej części Mitrovicy. Kontrolę nad miastem sprawują teraz wyłącznie wzmocnione wojska KFOR. Służy w nich ponad 300 polskich żołnierzy.

Serbia, która nie może pogodzić się ze stratą Kosowa, zażądała, by siły ONZ zwolniły Serbów zatrzymanych w Kosovskiej Mitrovicy. Prowadzi też kolejne rozmowy na temat przyszłości swej byłej prowincji z Rosją i nie wyklucza zaproszenia rosyjskiej armii do Kosowa. Nawet prozachodni prezydent Serbii Boris Tadić wezwał siły ONZ i KFOR w Kosowie, by wstrzymały się od stosowania przemocy wobec Serbów.

Z niepokojem na sytuację patrzą też kosowscy Albańczycy, bo Serbowie coraz mocniej dążą do opanowania północnej części kraju. Co więcej, w połowie marca obchodzą rocznicę zamieszek z 2004 r. W pogromach dokonanych przez Albańczyków zginęło wówczas 19 osób, ponad tysiąc zostało rannych, spłonęło też kilkanaście serbskich wsi i co najmniej 36 cerkwi. Wtedy KFOR okazał się całkowicie bezsilny.

Polski rząd zdecydował wczoraj o wysłaniu delegacji do Kosowa. Sytuację osobiście sprawdzi m.in. wicepremier Grzegorz Schetyna. Wizyta nie budzi jednak na miejscu euforii, bo polscy policjanci służący w Kosowie od lat borykają się podstawowymi brakami w wyposażeniu. Tajemnicą Poliszynela jest np. fakt, że tarcze naszych funkcjonariuszy pękają nawet podczas ćwiczeń w bazie.

Szwankuje też szkolenie. Policjanci, którzy wyjeżdżają tam na misję, przechodzą miesięczny kurs w szkole policyjnej w Słupsku. Komenda Główna Policji zapewnia, że przygotowują ich tam inni funkcjonariusze z doświadczeniem na misjach.

- Ale to tylko "podstawówka" prewencji - mówi jeden z policjantów, który niedawno wrócił z Kosowa. - Ćwiczymy tyralierę, jak się zgrać, żeby iść równo, utworzyć klin itd. A to nie jest przygotowanie do tego, co robić w razie wybuchu miny-pułapki, ostrzału ani obrzucenia granatami. Brakuje też opancerzonych pojazdów. - Funkcjonariusze jeżdżą nissanami pathfinder, które nie są odporne na ostrzał, a nasze kamizelki kuloodporne straciły już nawet atest - mówi nasz informator. Wczoraj po południu niektóre z blogów pisanych przez polskich policjantów w Kosowie zostały zablokowane, w tym najpopularniejszy: kosovo.blog.onet.pl.

Źródło: Gazeta Wyborcza

piątek, 14 marca 2008

Serbowie zaatakowali budynek ONZ w Mitrovicy

ulast, PAP
2008-03-14, ostatnia aktualizacja 2008-03-14 17:20
Zobacz powiększenie
Przez rozbitą szybę samochodu należącego do ONZ widać wejście do gmachu sądu
Fot. STR REUTERS

Setki rozwścieczonych Serbów wdarły się do budynku sądu ONZ w Kosovskiej Mitrovicy na północy Kosowa i przejęły nad nim kontrolę. Na dachu budynku podniesiono serbską flagę zamiast flagi ONZ. Szef misji ONZ w Kosowie (UNMIK) Joachim Ruecker wydał policji UNMIK polecenie przejęcia budynku.

Zobacz powiekszenie
Fot. STR REUTERS
Samochód sił specjalnych ONZ w samochodzie przed budynkiem sądu ONZ w Mitrovicy na północy Kosowa
Zobacz powiekszenie
Fot. ZVEKI AP
Serbowie wywiesili na balkonie serbskie flagi
ZOBACZ TAKŻE
Rueckner zapewnił, że siły międzynarodowe "nigdy nie dopuszczą do podziału Kosowa", czyli oddzielenia się północnych rejonów, zamieszkanych w większości przez Serbów. Oświadczył, że wydał policji UNMIK polecenie "przywrócenia prawa i porządku na północy (Kosowa) i sprawienia, że sąd będzie ponownie pod kontrolą NZ".

"Ci, którzy uciekli się do przemocy w Kosovskiej Mitrovicy, według UNMIK przekroczyli granicę. To absolutnie niedopuszczalne" - oznajmił. Jak dodał, uczestnicy ataku będą ścigani sądownie. Zaapelował też do władz Serbii, by zapobiegły w przyszłości podobnym incydentom.

Serbowie wdarli się do budynku sądu ONZ

Setki rozwścieczonych Serbów wdarły się do budynku i przejęły nad nim kontrolę. Na dachu sądu podniesiono serbską flagę zamiast flagi ONZ. Według świadków, kilkudziesięciu polskich i ukraińskich policjantów ONZ pełniących służbę przed siedzibą sądu nie stawiało większego oporu. Przejęcie sądu nastąpiło na kilka godzin przed przyjazdem do Kosovskiej Mitrovicy sekretarza generalnego NATO Jaapa de Hoop Scheffera.

Serbowie, którzy stanowią większość mieszkańców Kosovskiej Mitrovicy, protestują przed budynkiem sądu od momentu ogłoszenia niepodległości przez Kosowo 17 lutego, uniemożliwiając sędziom narodowości albańskiej wejście do budynku.

"Wróciliśmy do budynku, który do nas należy i w którym pracowaliśmy do 1999 roku" - powiedział prokurator Milan Bigović. Wśród demonstrantów, którzy przedostali się do budynku, są głównie byli pracownicy sądu, którzy utracili pracę w 1999 r. "Nie mamy nic przeciwko międzynarodowym sędziom - powiedział jeden z protestujących. - Chcemy współpracować ze wszystkimi nie-Albańczykami, którzy nie uznają niepodległości Kosowa".

Serbowie w Kosovskiej Mitrovicy usiłują przejąć kontrolę nad instytucjami, które od zakończenia wojny w Kosowie w 1999 roku znajdowały się w gestii ONZ.

środa, 5 marca 2008

Serbia odbija północ Kosowa

Agnieszka Skieterska
2008-03-04, ostatnia aktualizacja 2008-03-03 17:42

Serbia ogłosiła wczoraj, że przejmuje kontrolę nad linią kolejową w północnym Kosowie. Belgrad wspierany przez cerkiew prawosławną coraz ostrzej traktuje władze nowego kraju

Zobacz powiekszenie
Fot. ZVEZDAN DJUKANOVIC AP
Stu ze 160 zatrudnionych w Kosowie pracowników serbskich kolei zatrzymało w miejscowości Zveèan pociąg pasażerski
- Po dziewięciu latach odzyskujemy kontrolę nad 50-km odcinkiem kolei w północnym Kosowie - ogłosił wczoraj Branislav Ristivojević prezes serbskich kolei i doradca premiera Vojislava Kosztunicy. Po tych słowach stu ze 160 zatrudnionych w Kosowie pracowników serbskich kolei zatrzymało w miejscowości Zveean pociąg pasażerski łączący północ z południem Kosowa.

Do robotników kolejowych szybko dołączyli inni Serbowie, krzycząc do pozostałych pracowników "przestańcie pracować dla quasi państwa". Od 1999 r., gdy w Kosowie zakończyła się wojna, linię kolejową - podobnie jak wszystkie inne instytucje byłej serbskiej prowincji - kontrolowały władze Kosowa wspomagane przez ONZ. Zatrzymanie pociągu to realizacja poleceń rządu w Belgradzie, który jeszcze przed oderwaniem się Kosowa od Serbii zapowiadał, że na utraconym terytorium utrzyma swoją administrację i nigdy nie uzna rządu w Prisztinie.

Do bojkotu albańskich władz wezwał wczoraj też niezwykle wpływowy wśród kosowskich Serbów tutejszy Kościół prawosławny. Arcybiskup Artemije, znany w wrogości wobec Albańczyków, napisał w odezwie do swych podwładnych, że powinni zerwać wszelkie kontakty z władzami kosowskich Albańczyków i misją Unii Europejskiej, która nadzoruje powstawanie nowego państwa. Duchowni nie powinni jego zdaniem przyjmować przedstawicieli tych instytucji, a także nie mogą odpowiadać na żadne ich zaproszenia. Współpraca dozwolona jest jedynie z pracownikami administracji ONZ, których serbska cerkiew uznaje.

To nie pierwsze działanie Belgradu mające na celu oderwanie północnego Kosowa od reszty nowego państwa. Po ogłoszeniu niepodległości przez Kosowo swoje miejsca pracy opuściło ponad 300 serbskich policjantów, którzy służyli w albańsko-serbskiej policji kosowskiej nadzorowanej przez ONZ. Chcą, by dowodził nimi Belgrad, a nie rząd w Prisztinie. Serbowie liczą, że niedługo w zamieszkanych przez nich częściach kraju powstaną ich własne siły policyjne, co zapowiadali politycy z Belgradu. W Kosowie 90 proc. mieszkańców to Albańczycy, Serbów jest ok. 100-200 tys. Mieszkają głównie w północnym Kosowie w zwartych skupiskach, przez co rządowi w Prisztinie dużo trudniej kontrolować tu sytuację niż w innych częściach kraju.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Holandia uznała niepodległość Kosowa

cheko, PAP
2008-03-04, ostatnia aktualizacja 2008-03-04 17:51

Holandia jest kolejnym krajem, który formalnie uznał niepodległość Kosowa - podało we wtorek holenderskie MSZ.

Minister spraw zagranicznych Maxime Verhagen powiedział, że władzom w Prisztinie przekazano notę dyplomatyczną, w której poinformowano o decyzji rządu.

Po ogłoszeniu niepodległości przez Kosowo 17 lutego holenderski rząd zapowiedział, że uznanie nowego państwa nie nastąpi od razu. Jak tłumaczono, władze chciały się upewnić, że w Kosowie respektowane są prawa człowieka, a w szczególności kosowskich Serbów.

Holandia jest pewna, że ustawy przyjęte w dawnej prowincji Serbii od ogłoszenia niepodległości zagwarantują prawa mniejszości i ochronę dziedzictwa kulturowego - oświadczył Verhagen.

Także we wtorek Kosowo uznała Szwecja, a premier Węgier Ferenc Gyurcsany zapowiedział, że "w bliskiej przyszłości" uczynią to również władze w Budapeszcie.

Niepodległość Kosowa uznały już m.in. USA, Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Włochy, Polska, Australia i Turcja.

Pięć państw UE - Hiszpania, Rumunia, Grecja, Cypr i Słowacja - zapowiedziało, że tego nie uczyni.

Szwecja uznała niepodległość Kosowa

cheko, PAP
2008-03-04, ostatnia aktualizacja 2008-03-04 17:04

Szwecja formalnie uznała niepodległość Kosowa - poinformowało Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Sztokholmie.

Rząd podjął decyzję po konsultacji z radą spraw zagranicznych, ciałem doradczym, w skład którego wchodzi przewodniczący parlamentu, dziewięciu deputowanych i król Karol XVI Gustaw.

Minister spraw zagranicznych Carl Bildt wyjaśnił, że Szwecja nie uznała Kosowa od razu, lecz zwlekała ponad dwa tygodnie, by zaznaczyć swój namysł.

Dodał, że w sprawie Kosowa w regionie jednocześnie pojawiła się "radość i wiele goryczy". "Dlatego myślę, że było ważne, by zaznaczyć namysł i skrupulatność w procesie decyzyjnym w Szwecji" -

zaznaczył szef dyplomacji.

Premier Frederik Reinfeldt powiedział wcześniej dziennikarzom, że niepodległość Kosowa będzie "nadzorowana przez społeczność międzynarodową", a zatem będzie "ograniczona".

Kosowo, które proklamowało niepodległość od Serbii 17 lutego, zostało uznane przez ponad 20 krajów świata, m.in. USA, Francję, Włochy, Niemcy, W. Brytanię i Polskę. Nowego państwa nie uznały m.in. Rosja, Hiszpania, Rumunia i Słowacja.

wtorek, 26 lutego 2008

Polski rząd uznał Kosowo

jen, ksta, pap, reg, tvn24 26-02-2008, ostatnia aktualizacja 26-02-2008 21:01

Rada Ministrów uznała niepodległość Kosowa. Tę decyzję popierał premier i minister spraw zagranicznych. Prezydent i posłowie PiS zalecali powściągliwość.

Decyzja o uznaniu niepodległości Kosowa była bardzo trudna - powiedział premier.

Zaznaczył, że Polska "nie pchała się do pierwszego szeregu" w sprawie Kosowa, ale miała do wyboru: albo być po jednej stronie z Rosją i Chinami albo z USA i UE.

Radosław Sikorski powiedział, że niepodległość Kosowa "nie może stanowić precedensu dla innych tendencji separatystycznych".

- Kosowo nie jest precedensem, stąd nasza decyzja (o uznaniu niepodległości Kosowa) - powiedział szef polskiej dyplomacji po posiedzeniu rządu.

Polska - jak mówił Sikorski - ma nadzieję, że Kosowo "będzie realizowało te zapewnienia, które znalazły się w deklaracji niepodległości - o poszanowaniu mniejszości narodowych, społecznych, o świeckim charakterze państwa, demokratycznym charakterze państwa, ochronie zabytków kultury"

- Polska uważa, że niepodległość Kosowa jest przypadkiem sui generis, to znaczy takim, który nie może stanowić precedensu dla innych tendencji separatystycznych - podkreślił minister.

- Podchodzimy do tej dzisiejszej decyzji bez jakiegoś entuzjazmu. To, że Jugosławia rozpadła się w sposób, w jaki się rozpadła, to że błędy popełniły także państwa europejskie i UE w reakcji na to, co się działo na Bałkanach, nie ulega dla nas wątpliwości. Ale status quo było nie do utrzymania i nasza decyzja jest motywowana nie tylko tym, co się dzieje na Bałkanach, ale także naszymi relacjami zarówno z partnerami europejskimi jak i transatlantyckimi - mówił Sikorski.

Zaznaczył, że "większość tych państw, z którymi jesteśmy w tej samej rodzinie, podjęła tę decyzję". - My ją podjęliśmy z pewną wstrzemięźliwością, ale ona nie mogła być inna - dodał szef MSZ.

Pytany, jak zapatruje się na gospodarczą przyszłość Kosowa, i czy nie obawia się, że była serbska prowincja nie będzie w stanie funkcjonować bez zewnętrznego wsparcia finansowego, Sikorski odparł, że korzystanie ze wsparcia zewnętrznego nie może podważać możliwości istnienia danego państwa jako niepodległego bytu. Przypomniał, że z pomocy międzynarodowej korzysta m.in. Afganistan, czy kraje afrykańskie.

- Ale niepodległość oznacza też, że będziemy od kosowskich władz więcej wymagać, bo będą one miały większe pole manewru decyzyjnego, czyli będą mogły energiczniej działać na rzecz wypełnienia standardów, dzięki którym mogą w przyszłości znaleźć się w strukturach europejskich - podkreślił szef MSZ.

Rząd miał uznać niepodległość Kosowa już w ubiegłym tygodniu, ale wstrzymał się z decyzją - jak relacjonował premier - na prośbę prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Nie ma decyzji o misji w Serbii

Szef MSZ poinformował też, że rząd nie podjął natomiast decyzji w sprawie wysłania politycznej misji do Serbii. O takiej "politycznej misji", która której celem ma być utrzymanie "perspektywy europejskiej" dla Belgradu mówił w poniedziałek premier Donald Tusk.

- Jeśli chodzi o misję polityczną, to jest dobry pomysł i sugestia pana wicepremiera Waldemara Pawlaka. Było to przedmiotem debaty Rady Ministrów, ale nie osiągnęliśmy ostatecznej decyzji. Jest gotowość do wysłania takiej misji - powiedział Sikorski.

Pytany, czy misji mógłby przewodniczyć Lech Wałęsa, odparł, że nie rozmawiał o tym z były prezydentem. Komplementował natomiast Wałęsę jako "naszą nietajną broń w trudnych sytuacjach, naszą markę międzynarodową, najbardziej znanego Polaka na świecie".

- Uważam, że wysłanie takiej misji jest słuszne. Chcemy zachęcić Serbię, aby spełniła wymogi Unii Europejskiej, aby nie traciła nadziei na swoją perspektywę europejską - dodał.

Źródło : ROL

sobota, 23 lutego 2008

Sikorski 9 miesięcy temu: Kosowo za wahhabickie pieniądze

Robert Kowalik, gazeta.pl
2008-02-22, ostatnia aktualizacja 2008-02-22 21:16

Jeszcze dziewięć miesięcy temu Radosław Sikorski przestrzegał przed islamizacją Kosowa, a sponsorów budowy nowych meczetów widział w Arabii Saudyjskiej. Pytał czy nasi żołnierze mają broń, by bronić Serbów oraz zastanawiał się co będzie z chrześcijańskimi zabytkami. Wtórował mu Stefan Niesiołowski. Dziś chcą uznać niepodległość Kosowa. - Szeregowemu senatorowi wolno wypowiadać się swobodniej niż ministrowi spraw zagranicznych - skomentował dziś sprawę rzecznik MSZ.

Zobacz powiekszenie
Fot. Dennis Cook AP
Radosław Sikorski
Szef klubu PO Zbigniew Chlebowski poinformował, że decyzja w sprawie uznania nowego państwa zostanie podjęta na najbliższym posiedzeniu rządu w przyszły wtorek. Rząd miał uznać niepodległość Kosowa w tym tygodniu, ale wstrzymał się - jak relacjonował premier Donald Tusk - na prośbę prezydenta. Spotkanie z Lechem Kaczyńskim miało jednak charakter czysto kurtuazyjny, bo rząd jest zdecydowany uznać niepodległość Kosowa w przyszłym tygodniu.

Za szybkim uznaniem niepodległości Kosowa optował zaraz po spotkaniu ministrów Unii w Brukseli Radosław Sikorski. - Złożyłem wniosek o uznanie niepodległości Kosowa, tak jak zrobiła to większość państw członkowskich Unii Europejskiej - powiedział Sikorski, - Mam wrażenie, że Rada Ministrów skłania się ku uznaniu niepodległości Kosowa - dodał szef polskiej dyplomacji. Jeszcze dziewięć miesięcy temu Radosław Sikorski miał w sprawie Kosowa więcej wątpliwości.

Złocone meczety kontra spalone chaty

Dotarliśmy do stenogramu z posiedzenia Komisji Spraw Zagranicznych Senatu RP w maju 2007 r. w sprawie Kosowa. Radosław Sikorski, wtedy jako senator, analizuje sytuację w tej części Europy: - Moja refleksja na ten temat (...) jest taka, że przyłożyliśmy do Kosowa wzór z Bośni, gdzie Serbowie byli agresorami, a biedni muzułmanie się bronili, który do Kosowa nie pasuje - mówi na spotkaniu Sikorski. - Byłem dwa lata temu w Kosowie i tam są w miasteczkach całe dzielnice wypalonych domów serbskich i nowe, złocone meczety wybudowane za wahhabickie, saudyjskie pieniądze - relacjonuje w 2007 roku Sikorski.

Przeczytaj fragmenty stenogramu

Czy nasi mają broń?

Sikorski pyta też, mimo że jako były minister obrony narodowej powinien to wiedzieć, czy polscy żołnierze mogą w Serbii użyć broni: - Czy nasi żołnierze mają tam prawo użycia broni? (...) Nie chciałbym, abyśmy doznali takiego wstydu, że nasi żołnierze nie mają prawa do użycia broni w obronie ludzi, których bezpieczeństwo im powierzyliśmy.

Obecny minister spraw zagranicznych martwi się też o zabytki: - Jakie są gwarancje, że te wspaniałe zabytki chrześcijańskiej historii, które tam są enklawami serbskimi, w jakimś momencie nie zostaną zniszczone, że one będą bronione?

Zwróciliśmy się z prośbę o komentarz do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Do tej pory nie udało nam uzyskać komentarza Radosława Sikorskiego w tej sprawie.

Dylematy pozostają

- Szeregowemu senatorowi wolno wypowiadać się swobodniej niż ministrowi spraw zagranicznych - skomentował dziś sprawę rzecznik MSZ Piotr Paszkoski. - Dylematy pozostają niezmienne i społeczność międzynarodowa będzie monitorować poszanowanie praw człowieka i ochronę dziedzictwa kulturowego w Kosowie - dodał.

Nie bądźmy tak dobroduszni

Stefan Niesiołowski, ówczesny przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Senatu, potwierdzał w maju ub.r. obawy Sikorskiego: - (...) w pełni solidaryzuję się z opinią pana senatora Sikorskiego (...) jeżeli dopuszczamy fragmenty Europy do islamizacji, bo państwa islamskie nie wykazują żadnej pod tym względem wzajemności i za ochrzczenie dziecka, nawrócenie się czy przejście na chrześcijaństwo, porzucenie islamu często płaci się głową. Nie bądźmy tak dobroduszni i lekkomyślni w sprawie islamizacji Europy - mówił Niesiołowski

Nie chcemy, ale musimy

- Dalej tak uważam i potwierdzam swoje wątpliwości - komentuje dziś swoje słowa Stefan Niesiołowski. - Pokój w Europie opiera się na nienaruszalności granic, a tu dokonano aktu wrogiego wobec Serbii. Byłem wtedy przeciwny powstaniu państwa, które Europa musi podtrzymywać - twierdzi wicemarszałek Sejmu.

- Może to prowadzić do eskalacji konfliktu, bo zaraz Serbowie będą chcieli oderwać Banja Lukę. Nie rozumiem, dlaczego Bush pod koniec rządów podejmuje kolejną interwencję. Nie rozumiem też polityki Europy wobec Serbii, która była przecież zachęcana do proeuropejskiego kursu, a teraz może czuć się oszukana.

Jednak dla Polski byłoby większym błędem, gdybyśmy Kosowa nie uznali. Nie trzeba się jednak spieszyć, trzeba poszukać jakiego? zadośćuczynienia dla Serbii - kończy Stefan Niesiołowski.

piątek, 22 lutego 2008

Rosja grozi "użyciem siły" ws. Kosowa

mm, PAP
2008-02-22, ostatnia aktualizacja 6 minut temu

- Przedstawiciel Rosji przy NATO Dmitrij Rogozin zagroził w piątek, że Rosja mogłaby "użyć siły", jeśli NATO lub UE "rzucą wyzwanie" ONZ w sprawie Kosowa.

Zobacz powiekszenie
Fot. NIKOLA SOLIC REUTERS
W Belgradzie zgromadziły się setki tysięcy demonstrantów
Zobacz powiekszenie
Fot. MARKO DJURICA REUTERS
Amerykańscy żołnierze sił KFOR pilnują posterunków granicznych w miejscowości Jarinje
- Rosję niepokoi pojawienie się "obcej machiny wojennej" u jej granic - w Polsce i Czechach - bardziej niż perspektywa baz NATO w Kosowie - powiedział Dmirtij Rogozin.

- Nie mamy wątpliwości, że w najbliższym czasie w Kosowie pojawią bazy wojskowe NATO - oświadczył Rogozin - ale Rosję w chwili obecnej bardziej niepokoi pojawienie się obcej machiny wojennej u jej granic - w Polsce i Czechach.

Wcześniej rosyjskie MSZ protestowało przeciwko wiązaniu Rosji z zamieszkami w Belgradzie.

- Stwierdzenie, że Rosja stała za serbskimi protestami w Belgradzie przeciwko niepodległości Kosowa było "niestosowne" - oświadczył rosyjski MSZ w odpowiedzi na wypowiedź byłego ambasadora USA przy ONZ, Richarda Holbrooke'a.

- Uważamy tę wypowiedź za całkowicie niestosowną. Ludzie, którzy opowiadali się za jednostronnym proklamowaniem niepodległości Kosowa, powinni byli przewidzieć konsekwencje tego kroku - oświadczył rzecznik MSZ Rosji Michaił Kamynin.

Kamynin dodał, że kto, jak kto, ale Holbrooke, który swego czasu aktywnie uczestniczył w bałkańskich sprawach, powinien był to uczynić.

Holbrooke, architekt amerykańskiej polityki na Bałkanach w latach 90., ocenił w czwartek przed kamerami telewizji CNN, że to Rosja stoi za demonstracjami w Belgradzie, gdyż - jak zauważył - zawsze popierała najbardziej skrajne, nacjonalistyczne elementy w Serbii.

- To działania Slobodana Miloszevicia spowodowały, że Serbia straciła Kosowo. To musiało się stać. Że nie dzieje się w sposób pokojowy, to wskutek akcji ekstremistów i Rosji. Jeżeli sytuacja wymknie się spod kontroli, odpowiedzialność spadnie na Serbię i Rosję. Stany Zjednoczone nie będą przepraszać - oświadczył amerykański polityk.

Informując o wypowiedzi Holbrooke'a, rosyjskie media eksponują, że obecnie doradza on demokratycznej kandydatce na prezydenta USA Hillary Clinton w sprawach polityki zagranicznej.

Rada Bezpieczeństwa potępiła atak na ambasadę USA

cheko, asz, PAP, IAR, AP, Reuters
2008-02-21, ostatnia aktualizacja 2008-02-22 09:44
Zobacz powiększenie
Manifestacja w Belgradzie, 21.02.2008 r.
Fot. DARKO VOJINOVIC AP

Rada Bezpieczeństwa ONZ potępiła w czwartek wieczorem (w nocy z czwartku na piątek czasu polskiego) "ataki tłumu" na ambasadę USA i inne ambasady w stolicy Serbii Belgradzie, do których doszło tego dnia w trakcie demonstracji przeciwko niepodległości Kosowa. W czwartek w Belgradzie 200-tysięczny tłum skandował "Kosowo jest nasze!", a około tysiąca osób zaatakowała ambasady USA, Wielkiej Brytanii, Chorwacji, Niemiec i Turcji. W podpalonej ambasadzie USA znaleziono zwęglone ciało.

Zobacz powiekszenie
Fot. NIKOLA SOLIC REUTERS
W Belgradzie zgromadziły się setki tysięcy demonstrantów
Zobacz powiekszenie
Fot. AP
Protestujący podpalili gmach ambasady USA
Zobacz powiekszenie
Fot. NIKOLA SOLIC REUTERS
Organizatorzy liczą nawet na milion osób
Serbowie w Bośni też chcą secesji



Wielka demonstracja i atak na ambasady: zobacz zdjęcia

W deklaracji przedstawionej dziennikarzom składająca się z 15 państw Rada przypomniała też zasadę nienaruszalności misji dyplomatycznych, obowiązującą zgodnie z konwencjami międzynarodowymi, ale jednocześnie powitała z zadowoleniem kroki podjęte przez władze serbskie w celu przywrócenia porządku.

Jednomyślne oświadczenie zostało przyjęte na wniosek przedstawiciela Stanów Zjednoczonych ambasadora Zalmaya Khalilzada, który wyraził oburzenie z powodu ataków i wezwał do ich potępienia.

- Członkowie Rady Bezpieczeństwa potępiają w najostrzejszy sposób ataki tłumu na ambasady w Belgradzie, które doprowadziły do zniszczeń w siedzibach ambasad i do zagrożenia personelu dyplomatycznego - napisano w oświadczeniu.

Oświadczenie jest łagodniejsze w tonie od wstępnego projektu, w którym użyto terminu "oburzenie" i sugerowano, że rząd Serbii nie wywiązał się z obowiązków, jakie spoczywają na nim na mocy Konwencji Wiedeńskiej.

Demonstracja

- Czy jest jakiś inny naród na Ziemi, od którego (mocarstwa) żądają rezygnacji ze swej tożsamości i opuszczenia braci w Kosowie? - mówił na początku demonstracji premier Serbii Vojislav Kosztunica przed serbskim parlamentem. Wielokrotnie prosił, by protestujący zachowali umiar i "godnie manifestowali sprzeciw".

Ciało w ambasadzie

Później grupa tysiąca pseudokibiców oderwała się od głównej demonstracji i ruszyła w stronę ulicy Kneza Milosza, przy której stoi budynek ambasady USA. Szalikowcy dostali się na teren placówki, która była zamknięta i niechroniona przez policję. Wyważono drzwi, podpalono je i ustawiono w oknach. Budynek podpalono, z wnętrza wydobywał się czarny dym. Demonstrujący wyrzucali przez okna papiery i meble. Jeden z protestujących wszedł na piętro, zerwał z masztu amerykańską flagę i na chwilę wstawił w to miejsce flagę serbską.

Późnym wieczorem w budynku amerykańskiej ambasady znaleziono zwęglone ciało. Władze USA oświadczyły, że wszyscy pracownicy placówki są bezpieczni. Według serbskiej telewizji, która powołuje się na źródła policyjne, ciało należało do jednego z demonstrujących. Atak na ambasadę jest nie do przyjęcia - oświadczyły władze USA.

Policja użyła gazu łzawiącego

Serbska telewizja podała, że kamieniami obrzucone zostały również ambasady Turcji, Chorwacji, Belgii, Niemiec i Wlk. Brytanii. Manifestujący powybijali także szyby w okolicznych bankach m.in. w oddziale Raiffeisen Bank. Podpalono 20 samochodów osobowych, tramwaj i pięć autobusów miejskich. Splądrowany został dom towarowy, zdemolowana restauracja McDonald's. Policja, która na miejsce zajść przybyła dość późno, użyła gazu łzawiącego.

90 osób zostało rannych

W zamieszkach rannych zostało 90 osób, w tym 30 policjantów. Zastępca dyrektora kliniki pomocy doraźnej w Belgradzie Duszan Jovanović poinformował jednak, że były to tylko lekkie obrażenia. Dodał, że większość rannych demonstrantów była "bardzo pijana".

Zastępca ambasadora RP w Belgradzie Paweł Czerwiński zapewnił w rozmowie z TVN 24, że polska ambasada nie została zaatakowana. - W okolicy naszej placówki panuje spokój - powiedział Czerwiński.

Prezydent Serbii Boris Tadić, przebywający z wizytą w Rumunii, zaapelował o spokój i wezwał demonstrantów do zaprzestania ataków na ambasady. Podkreślał, że akty przemocy niweczą "wysiłki Serbii w obronie Kosowa".