środa, 2 grudnia 2009

Justyna Kowalczyk o złotym medalu olimpijskim, zajętym sercu i sesji w "Playboyu"

Przegląd Sportowy /01.12.2009 06:16
Justyna Kowalczyk (fot. Marek Zimny)
- Obym kiedyś sięgnęła po "złoto" - nie teraz to za cztery albo osiem lat. Bieganie na nartach to moje hobby i zawód. Będę go wykonywać, dopóki będzie mi dobrze szło - powiedziała Justyna Kowalczyk w wywiadzie, jakiego udzielił czytelnikom "Przeglądu Sportowego" i użytkownikom Onet.pl.
orbaiz: Dlaczego pani biega w czarnym stroju, a pani koleżanki w czerwonych? To jakaś lepsza technologia?

Justyna Kowalczyk: - Od kwietnia starałam się o biało-czerwony. W końcu dostałam, ale nie wymiarowy. Tu za duży, tam za ciasny. Więc noszę czarny, bo... jest elegancki.

aduś: Czy będąc małą dziewczynką, wiedziała już pani, że zostanie biegaczką?

- Nigdy nie miałam takich planów. Najpierw chciałam być, jak tata, inżynierem. W szkole uznałam, że skoro lubię historię i jestem wygadana, to zostanę prawnikiem. Kiedyś siedziałam i oglądałam z tatą biegi narciarskie podczas igrzysk olimpijskich. Zaczął opowiadać, jaka to trudna i wymagająca wyrzeczeń dyscyplina sportu. Ale ja stwierdziłam, że ohydna. Miałam wtedy 11 lat. (śmiech)

Raven: Jest pani piękną kobietą. Czy jest szansa, że pokaże się pani w "Playboyu"?

- Dzisiaj nie ma takiej szansy. Jutro zresztą też nie...

Pro: Kto jest pani największą rywalką?

- Zawsze sprawdzam jak wypadło kilka różnych zawodniczek, ale chyba najbardziej interesują mnie wyniki dwóch Finek - Virpi Kuitunen i Aino-Kaisy Saarinen. Może dlatego, że uważam je za najgroźniejsze? Na pewno trochę z tego powodu, że wszystkie zaczynałyśmy od specjalizacji w stylu klasycznym, by potem dążyć do dużej uniwersalności.

adams.: Witam, jest pani bardzo atrakcyjną kobietą, czy pani serce jest już zajęte?

- Jasne - przez narty! Oj, nie ładnie takie niedyskretne pytania zadawać.

gurpegi: Jaką widzi pani szansę na organizację zawodów z cyklu Pucharu Świata w Polsce w najbliższym czasie? Czy to jest nierealne?

- Rektor mojej uczelni, katowickiej AWF, profesor Zbigniew Waśkiewicz ujął to ostatnio klarownie - nie mamy szans. I ja się z nim zgadzam. Podobno jedną z przyczyn jest fakt, że takie aspiracje ma kilka ośrodków, co w oczach Międzynarodowej Federacji Narciarskiej działa na naszą niekorzyść. Chciałabym doczekać startu w Polsce, ale czy dożyję?

rafik: Serdeczne gratulacje za to, co pani już osiągnęła. Ale czy, jeżeli zdobędzie pani mistrzostwo olimpijskie, to nie będzie pani brakować motywacji do startów?

- Obym kiedyś sięgnęła po "złoto" - nie teraz to za cztery albo osiem lat. Jeśli jest mi to pisane, to i tak na pewno na drugi dzień nie ogłoszę zakończenia kariery. Bieganie na nartach to moje hobby i zawód. Będę go wykonywać, dopóki będzie mi dobrze szło.

viki: Podobno lubi pani piłkę ręczną. Którego zawodnika z polskiej kadry ceni pani najwyżej? I czy sama zagrałaby na bramce, czy na skrzydle?

- Tylko w ataku, na środku rozegrania, bo interesuje mnie zdobywanie bramek. Ale dla równowagi wyróżniłabym bramkarza Sławomira Szmala. On już od dłuższego czasu wyśmienicie broni.

finka_42: Na jakiej trasie w Pucharze Świata, gdzie nie stała pani jeszcze na podium, chciałaby pani zwyciężyć?

- W Rybińsku, z powodów osobistych. Mój trener Aleksander Wierietielny z pochodzenia jest Rosjaninem. Mnie już prawie wszędzie udało się odnieść sukces, ale tam jeszcze nie. Tymczasem na trasę przychodzi wielu przyjaciół trenera i chciałabym w ten sposób zrobić mu przyjemność.

akrafim: Czy zdarzyło się pani złamać kijek podczas zawodów?

- Tylko raz, podczas feralnych mistrzostw świata w Oberstdorfie, gdy mój wynik anulowano, bo wzięłam niedozwolone lekarstwo. Biegłam na 30 km, byłam w czołówce, gdy na dwudziestym kilometrze Niemka Claudia Kuenzel stanęła na moim kijku, łamiąc go. Na szczęście to było na stadionie i po stu metrach Andrzej Michałek podał mi inny.

emesiak_nocny: Czy ktoś, z kim chodziła pani do szkoły sportowej w Zakopanem, zrobił karierę?

- Do klasy chodziłam ze skoczkami narciarskimi Marcinem Bachledą i Toniem Tajnerem. Był z nami Tomasz Pochwała, który teraz próbuje swoich sił w kombinacji norweskiej. Moją koleżanką w SMS była wyróżniająca się biathlonistka reprezentacji Polski Krysia Pałka. A klasę niżej chodził inny mój kolega Konrad Niedźwiedzki, który dziś jest chyba naszym najlepszym panczenistą. Sporo, jak na polskie warunki.

Jugi z Krakowa: Czy umiałaby pani sama posmarować narty?

- Bez trudu. Robiłam to nie raz. Z technicznego punktu widzenia nie jest to nic trudnego. Schody zaczynają się, gdy trzeba dobrać właściwy wosk lub proszek. Dlatego dla mnie deski przygotowują cztery doświadczone osoby przez kilka godzin. Sama nie miałabym żadnych szans.

poldek: Jaki najdłuższy dystans przebiegła pani w zawodach i na treningu?

- W Biegu Wazów startowałam na dystansie 45 km. Na treningu na nartach przebiegłam kiedyś 70 km, a na rolkach 110 km. Na rowerze jeszcze trochę więcej, ale to akuratnie nie jest jakoś bardzo dużo.

Traktat lizboński nieopublikowany!

PAP, PH/01.12.2009 08:32

Donald Tusk, fot. PAP/Radek Pietruszka
PAP

Najpóźniej w ciągu kilku dni Traktat z Lizbony zostanie opublikowany w polskim Dzienniku Ustaw - zapowiedział w radiowej Trójce premier Donald Tusk. Nie wykluczył, że być może będzie to nawet kwestia godzin. Od 1 grudnia Traktat Lizboński obowiązuje w całej Unii Europejskiej.
Premier podkreślił, że mimo braku publikacji Traktatu w Dzienniku Ustaw dokument ten obowiązuje także w Polsce. - Traktat Lizboński obowiązuje w całej Unii Europejskiej. Czy jest do praktycznego zastosowania dzisiaj w Polsce, przed opublikowaniem - tak - powiedział Tusk. Przyznał, że niektórzy prawnicy mają co do tego wątpliwości.

- Proszę się nie obawiać, publikacja nastąpi w ciągu najbliższych kilku dni - zapewnił premier. Wyjaśnił, że MSZ przekazał mu wyjaśnienia, że "potrzeba była poprawienia kilku błędów o charakterze czysto formalnym w tekście, który został przesłany przez Włochów, którzy są gospodarzami traktatu".

Premier był też pytany, jak ocenia wybór nowego przewodniczącego Rady Europejskiej i szefowej unijnej dyplomacji (stanowiska te wprowadził Traktat Lizboński). Pod koniec listopada, decyzją przywódców krajów unijnych, nowym "prezydentem" UE został Belg Herman van Rompuy, a wysokim przedstawicielem ds. polityki zagranicznej Brytyjka Catherine Ashton. Media w całej Europie pisały potem, że wybrano szerzej nieznanych, "kompromisowych" kandydatów, bo kraje członkowskie nie potrafiły się porozumieć w sprawie silnego przywództwa.

Tusk ocenił, że krytyczny osąd, jaki pojawił się w mediach polskich i zagranicznych, był "trochę przesadzony".

- Wszyscy zgodzili się co do tego, że w tych pierwszych wyborach po wejściu w życie Traktatu Lizbońskiego Europa przechodzi egzamin. Dlatego wybrano raczej polityków do moderowania, do kompromisu, do szukania ciągłego porozumienia niż do politycznego dyktatu. (...) Szczególnie jeśli chodzi o szefa Rady Europejskiej uważam, że ten wybór był wyborem trafnym. Może nie spektakularnym, może nie imponującym. To nie jest gwiazda mediów, to nie jest postać szeroko znana, ale niezwykle rzetelny człowiek - mówił szef rządu.

Pytany, kim w takim razie będą realnie nowy prezydent UE i szefowa unijnej dyplomacji, odparł, że - tak jak w polityce krajowej - także w tej europejskiej dużo zależy "od osobowości, od chęci, od formatu polityków".

- UE jest tworem delikatnym. W UE integracja o charakterze politycznym, oddawanie władzy w ręce urzędników i polityków europejskich oznacza równocześnie uszczuplanie władzy polityków w państwach narodowych. Ten proces powinien być moim zdaniem ostrożny - ocenił szef rządu.

Pytany o zapowiedzi, jakie padały jeszcze przed listopadowym szczytem UE, że Polska poprze na szefa unijnej dyplomacji kandydata z naszej części Europy Tusk powiedział, że nie pojawił się żaden inny kandydat poza Ashton.

- Myśmy przepytywali rozmaite państwa, liderów nie tylko z regionu, jakie są możliwe aspiracje ze strony tych państw i pojawiały się nieformalnie nazwiska. W sumie na oba stanowiska pojawiło się chyba z trzydziestu kandydatów, ale kiedy przyszło do próby sił to kandydatka została jedna, formalnie zgłoszona. Trudno było oczekiwać od Polski, aby rozpoczęła bardzo ciężką - i bez większych szans na powodzenie - batalię w imieniu kandydatów spoza Polski, którzy w dodatku się nie zgłosili - zaznaczył szef rządu.