środa, 8 kwietnia 2009

Mołdawia stanęła w obliczu totalnego chaosu

CNN, PH/15:35

Demonstranci na ulicach Kiszynowa, fot. AP


Ostrzeżenie prezydenta Mołdawii, że wyciągnie konsekwencje, mogą sprawić, że kraj pogrąży się w jeszcze większym powyborczym chaosie.
Wczoraj doszło do gwałtownych protestów, w czasie których antykomuniści, którzy zorganizowali się za pośrednictwem internetowych serwisów społecznościowych Facebook i Twitter, splądrowali rządowe budynki. Ponad dziesięć tysięcy osób zebrało się na głównym placu stolicy Mołdawii, Kiszyniowa, odpowiadając na apel zamieszczony w internecie. Demonstracje odbywały się także w poniedziałek, jednak przebiegały spokojnie.


Demonstrujący, głównie studenci, planują na dziś kolejne protesty przeciwko wynikom wyborów, które ich zdaniem zostały sfałszowane. Do studentów najprawdopodobniej dołączą także przywódcy opozycyjnych partii apelując o powtórzenie wyborów parlamentarnych. Protestujący twierdzą, że rządząca Komunistyczna Partia Mołdawii tak zafałszowała wyniki wyborów, by wskazywały, że zdobyła ponad pięćdziesiąt procent głosów, czyli większość, która pozwoliłaby partii na wprowadzenie poprawek do konstytucji oraz na wybór nowego prezydenta.


Choć zdaniem obserwatorów z Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie wybory były wolne, to wielu mieszkańców Mołdawii jest przeciwnego zdania. „Było zbyt wiele fałszerstw i nieprawidłowości”, zwraca uwagę Alina Radu, redaktor naczelna tygodnika Ziarul de Garda. Na swej stronie internetowej tygodnik poprosił dziś swych czytelników by nadsyłali przykłady nieprawidłowości i nadużyć podczas głosowania. - W ciągu zaledwie pół godziny nadesłano dziesiątki tysięcy przykładów - dodaje Radu. Jedna z czytelniczek napisała, że z listy wyborców wynikało, że jej syn i mąż oddali głosy – tyle że syn przebywa na studiach w Japonii, zaś mąż nie żyje.


Wielu z wyborców poszło w niedzielę do głosowania po raz pierwszy – nie kryją rozczarowania i oburzenia w związku z zarzutami o wyborcze fałszerstwa. Wczorajsze gwałtowne demonstracje, "na czele których stanęli studenci, zaskoczyły przywódców opozycji", uważa Tammy Lynch z Instytutu Badań Konfliktów, Ideologii i Polityki na Uniwersytecie w Bostonie. - Mam wrażenie, że po rozmowach z zachodnimi obserwatorami, nie spodziewali się, że zyskają jakiekolwiek poparcie dla swych protestów - dodaje. Tłum na centralnym placu Kiszyniowa powiększał się z godziny na godzinę – szacuje się, że przyszło ponad dziesięć tysięcy osób. - Mieli wrażenie, że nikt ich nie słucha, nikt nie zauważa. Wielu studentów poczuło gniew z powodu tego, że ich zdanie jest tak ostentacyjnie ignorowane, i skierowali ten gniew przeciwko rządowym budynkom - tłumaczy Lynch.


Demonstrujący wyrywali kostkę brukową i płyty chodnikowe, rzucając nimi w policyjne oddziały prewencji. Policjanci odpowiedzieli pałkami i działkami wodnymi. Było ich jednak zbyt niewielu by stawić czoło tłumowi, więc wycofali się, pozostawiając w rękach protestujących budynek parlamentu i biura prezydenckie. Ci zaczęli wybijać okna, plądrować gabinety, drzeć dokumenty i wyrzucać je przez okna na demonstrujący tłum jak confetti. Meble ułożyli w stos a następnie podpalili. Kilkadziesiąt osób zostało rannych. Drugie tyle trafiło do aresztów.


Prezydent Mołdawii Vladimir Voronin odpowiedzialnością za wzniecanie chaosu w kraju obarczył opozycję. - Ten protest został dobrze przemyślany, zorganizowany i opłacony - powiedział Voronin wczoraj wieczorem w telewizyjnym wystąpieniu. - Ustalimy kto za tym stoi, kto przygotował te działania, zwłaszcza, że głosy, by nie uznawać wyników wyborów było słychać już na miesiąc przed głosowaniem - dodał. Przywódcy opozycji potępili akty przemocy i wandalizmu do jakich doszło podczas protestów, podkreślając, że chcą osiągnąć swój cel na drodze pokojowej. - Te wybory były według nas dniem żałoby. Brutalnie obrabowano nas z przyszłości - stwierdził Ghenadie Brega, jeden z przywódców opozycji.


Wielu mieszkańców Kiszyniowa nie wyklucza, że zamieszki celowo wywołała rządząca Partia Komunistyczna. - Większość ludzi chce demonstrować pokojowo. Rozmawiałem z krewnymi i wieloma przyjaciółmi. Wszyscy mają wrażenie, że burdy wywołały podstawione osoby, a wszystko po to by komuniści mogli powiedzieć: sami widzicie, są uosobieniem zła, musimy ich powstrzymać - mówi Marius Vatrici, który mieszka w Rumunii, lecz pochodzi z Mołdawii.


Policja odzyskała dziś kontrolę na zajętymi wczoraj przez demonstrantów rządowymi budynkami – a raczej nad tym co z nich pozostało. - Nie bardzo jest nawet czego pilnować. Budynek owszem stoi, ale jako parlament już nie istnieje - stwierdziła Radu.


Demonstrujący zapowiadają dalsze protesty. - Mam wrażenie, że potrzebują silnego przywódcy by stanął na czele ich ruchu. Na razie nie ma takiej osoby. Tłum oczywiście, może protestować, ale jeśli nie ma przywódcy, nie zdoła wiele osiągnąć - uważa Mihai Moscovici, jeden z mieszkańców Kiszyniowa. By nie dopuścić do kolejnych zamieszek, ulice miasta cały czas patrolowane są przez wzmocnione oddziały policji. Prezydent Mołdawii ostrzegł demonstrujących.


- Niestety nie zaapelował o spokój, nie zaproponował żadnych rozmów. Przesłanie jego wypowiedzi było jednoznaczne – każdy zostanie ukarany. A to najgorsze co w takim momencie może powiedzieć prezydent. Dolewa w ten sposób jedynie oliwy do ognia, wzbudzając w ludziach jeszcze większy gniew - podkreśla Radu.


Tłumaczenie: Onet.pl

1/4 finału Ligi Mistrzów. Manchester i Arsenal remisują z Półwyspem Iberyjskim


kd
2009-04-07, ostatnia aktualizacja 2009-04-08 00:17
Marcos Senna (z lewej) strzela gola Arsenalowi. Próbuje bronić Manuel Almunia.
Marcos Senna (z lewej) strzela gola Arsenalowi. Próbuje bronić Manuel Almunia.
Fot. Andres Kudacki AP

Manchester United na Old Trafford tylko zremisował z FC Porto i przed rewanżem to Portugalczycy mają korzystny wynik. Na El Madrigal Arsenal tylko zremisował z Villarreal dzięki pięknemu golowi Adebayora.

Cristian Rodriguez i Lucho Gonzalez cieszą się z gola. Przygląda im się Patrice Evra.
Fot. DARREN STAPLES REUTERS
Cristian Rodriguez i Lucho Gonzalez cieszą się z gola. Przygląda im się Patrice Evra.
SERWISY
Czytaj relację Z czuba »

Wtorkowe bramki z LM na Z czuba.tv »
Manchester United - FC Porto 2:2 (1:1) »

Manchester United był absolutnym faworytem tego meczu. Ale pierwsi bramkę strzelili goście z Portugalii. Po kwadransie meczu było już 1:1 po fatalnym błędzie obrony FC Porto. Na pięć minut przed końcem gola dla "Czerwonych Diabłów strzelił Carlos Tevez, ale już po chwili wyrównał wprowadzony 10 minut wcześniej Mariano.

Villarreal - Arsenal Londyn 1:1 (1:0) »

Dramatyczny mecz na El Madrigal. Faworyzowani Anglicy stracili gola i dwóch piłkarzy. Zejść z boiska musiał William Gallas. W 28. minucie z powodu urazu Manuela Almunii na boisku pojawił się Łukasz Fabiański. W drugiej połowie Arsenal nie potrafił poradzić sobie z obroną Villarreal. Aż w końcu przepięknym golem popisał się Emmanuel Adebayor. Przyjął piłkę w polu karnym i z powietrza, przewrotką strzelił tuż przy słupku.

Więcej o wtorkowych meczach w LM - czytaj tutaj »

Generała Sikorskiego zabili polscy oficerowie

06:09/Onet.pl, Wojciech Harpula

"Żadnej katastrofy nie było. Cała katastrofa gibraltarska to mistyfikacja"

- Katastrofy gibraltarskiej nie było. Był wojskowy zamach stanu mający na celu fizyczne wyeliminowanie premiera i jego najbliższych współpracowników oraz przejęcie władzy przez nową ekipę. Brytyjczycy tylko posprzątali po Polakach – mówi historyk i publicysta Dariusz Baliszewski w rozmowie z Onet.pl.

Jest pan głównym autorem hipotezy, że gen. Władysław Sikorski nie zginął w katastrofie lotniczej, ale w zamachu zorganizowanym przez Brytyjczyków, a przeprowadzonym bezpośrednio przez Polaków. Gdy naukowcy z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych ujawnili wyniki badań ciała generała jednoznacznie wskazujące, że odniósł obrażenia typowe dla katastrof komunikacyjnych, nie miał pan poczucia klęski?

Absolutnie nie. Apelowałem o ekshumację ciała gen. Sikorskiego, bo dzięki niej dowiedzieliśmy się, jakie obrażenia odniósł premier i naczelny wódz. To szalenie ważne dla historyków. Nie ukrywam jednak, że byłem zdziwiony wynikami badań. Nie spodziewałem się, że ciało generała zostało dosłownie zmasakrowane.

Przed ekshumacją twierdził pan, że generał został zastrzelony lub uduszony. Eksperci wykluczyli taką możliwość.

Niczego nie twierdziłem. Chciałem tylko wiedzieć jakie obrażenia odniósł gen. Sikorski, bo otwiera to drogę do dalszych dociekań. Wierzę oczywiście w wyniki badań krakowskich naukowców. Nie można ich kwestionować. To jednak nie oznacza, że wierzę w cokolwiek więcej.

Co pan ma na myśli?

Ekspertyzy naukowców nie zamykają historii dochodzenia do prawdy gibraltarskiej. Przeciwnie. Teraz należy odpowiedzieć na pytanie, co mogło stać się przyczyną takich, a nie innych obrażeń.

Jak to co? Katastrofa "Liberatora" z premierem i naczelnym wodzem na pokładzie.

Żadnej katastrofy nie było. Ponad wszelką wątpliwość potwierdza to ekspertyza zespołu prof. Jerzego Maryniaka z Politechniki Warszawskiej, przeprowadzona w bardzo ścisłej współpracy z zakładami Lockheeda, które wyprodukowały "Liberatora". Cała katastrofa gibraltarska to mistyfikacja. Obliczenia i symulacje komputerowe wskazują niezbicie, że nie było wypadku, tylko zaplanowane wodowanie w pełni sprawnego samolotu na Morzu Śródziemnym kilkaset metrów od pasa startowego. Samolot, nim zatonął, unosił się na falach przez kilka minut, a czeski pilot, który powinien zostać zmasakrowany co najmniej tak samo jak pasażerowie, miał tylko zadrapany policzek. I jeszcze jedno – to właśnie badania Instytutu Ekspertyz Sądowych wykazały, że na ciele generała nie było śladu okrzemek. A to znaczy, że ciało nie znajdowało się w wodzie.

Eksperci nie są tak kategoryczni w tej sprawie. Ich zdaniem brak obecności na ciele zmarłego jednokomórkowych glonów nie wyklucza utonięcia.

Brak okrzemek w badaniach kryminalistycznych jest jednoznaczną wskazówką. Ciało generała nie przebywało w wodzie, a według oficjalnej wersji wydarzeń zostało przecież wyciągnięte z morza. A skoro zwłoki generała nie miały kontaktu z wodą, to gen. Sikorskiego nie było na pokładzie "Liberatora".

Chciałbym zwrócić uwagę na ważną rzecz: zakres obrażeń ciała generała jest nieprawdopodobnie rozległy. Złamanych zostało obustronnie 16 żeber, obojczyk, wyrostki lędźwiowe, ręka. Uszkodzona była czaszka, w ranie głowy tkwił fragment drewna. Trudno uwierzyć, że człowiek przypięty pasami do fotela lotniczego mógł odnieść podobne urazy. I jeszcze jedno: generał miał zmiażdżoną prawą kość piętową. Nie jestem w stanie pojąć, jak mogło do tego dojść w czasie katastrofy lotniczej. Co mogło uderzyć od dołu w nogę człowieka siedzącego w fotelu? Nie rozumiem tego.

Jest pan w stanie wyobrazić sobie zdarzenie inne niż katastrofa "Liberatora", które mogłoby doprowadzić do takich obrażeń?

Oczywiście, że tak. Nie będę jednak o tym mówił. Nie mam zamiaru ponownie wystawiać się na ataki ignorantów, którzy nie mają zielonego pojęcia o całej sprawie. Pod koniec roku ukaże się moja książka, w której rekonstruuję zdarzenia, do jakich doszło 4 lipca 1943 r. w Gibraltarze. W niej postaram się udzielić odpowiedzi na pytania, które narodziły się po ekshumacji ciała generała.

Na razie wiadomo tylko tyle, że gen. Sikorski doznał obrażeń charakterystycznych dla katastrofy lotniczej. Jednocześnie istnieją poważne przesłanki, by sądzić, że żadnej katastrofy nie było. Trudno mi wyobrazić sobie racjonalne pogodzenie tej sprzeczności.

Wyjaśnienie istnieje. Po prostu nadal trzeba badać wszystkie okoliczności śmierci generała. W tym miejscu warto wspomnieć o operacji brytyjskich służb specjalnych o kryptonimie "Mincemeat", czyli mielone mięso. Dwa miesiące przed katastrofą gibraltarską, na plaży niedaleko hiszpańskiej Huelvy rybacy natknęli się na ciało mężczyzny ubranego w battle-dress angielskiego oficera. Zwłoki przekazano Niemcom. Przy lotniku znaleziono dokumenty brytyjskiego majora Martina oraz papiery sztabowe i korespondencję między dowódcami sprzymierzonych. Dokumenty, które miał przy sobie lotnik wskazywały, że alianci uderzą nie na Sycylię, ale na grecki archipelag Dodekanez. Sęk w tym, że była to celowa dezinformacja. Mężczyzną, który miał być mjr. Martinem, w rzeczywistości zmarł w styczniu 1943 r. w Londynie na gruźlicę. Brytyjscy anatomopatolodzy przez kilka miesięcy przygotowywali zwłoki tak, by Niemcy nie mieli wątpliwości, że mają do czynienia z ofiarą katastrofy lotniczej. Niemieccy specjaliści badali ciało przez trzy tygodnie i uwierzyli w mistyfikację. Wehrmacht przerzucił dywizje na Dodekanez.

Chyba nie twierdzi pan, że brytyjscy specjaliści preparowali ciało polskiego naczelnego wodza tak, by nosiło obrażenia typowe dla ofiar katastrof lotniczych?

Nie stawiam takiej tezy. Chcę tylko powiedzieć, że każdy może się pomylić tak, jak pomylili się anatomopatolodzy niemieccy. Poza tym raport z operacji "Mincemeat" mówi wyraźnie, że jej rezultaty okazały się tak dobre, że należy stosować podobne zabiegi przy przeprowadzaniu kolejnych akcji.

Sugeruje pan, że naukowcy z Instytutu Ekspertyz Sądowych padli ofiarą mistyfikacji Brytyjczyków?

Nie. Raz jeszcze podkreślam: nie wiem, czy tak było. Pewny jestem tylko dwóch rzeczy: w Pałacu Gubernatora doszło do "puczu gibraltarskiego", a gen. Sikorskiego nie było na pokładzie "Liberatora".

Co pan ma na myśli mówiąc o "puczu gibraltarskim"?

Mówię o wojskowym zamachu stanu przeprowadzonym przez wysokich polskich oficerów mającym na celu fizyczne wyeliminowanie gen. Sikorskiego i jego najbliższych współpracowników oraz przejęcie władzy przez nową ekipę. Pamiętajmy, że w lecie 1943 r. widać było już wyraźnie, że ugodowa polityka premiera poniosła klęskę. Bardzo wielu środowiskom zależało na usunięciu naczelnego wodza. Oficerowie sięgnęli po środek najbardziej drastyczny z możliwych, ale byli przekonani, że robią to wszystko dla dobra Rzeczpospolitej.
Co ciekawe, gdy w czerwcu 2007 r. przebywałem na Gibraltarze razem z ekipą TVN kręcącą film "Generał", bardzo chciałem zobaczyć sypialnię generała. Byłem bowiem przekonany, że gen. Sikorski zginął właśnie tam. Po zakończeniu zdjęć poprosiłem obecnego w Pałacu oficera kontrwywiadu brytyjskiego, by zaprowadził mnie do sypialni. On jednak powiedział, że pokaże mi coś ciekawszego. Poszliśmy do salonu z fortepianem. Nie za bardzo wiedziałem o co chodzi. Dopiero tuż przed opuszczeniem Gibraltaru zorientowałem się, że pokazał mi miejsce, w którym doszło do "puczu gibraltarskiego". Próbowałem potem kontaktować się z tym człowiekiem, pisałem maile, ale więcej się nie odezwał.
Generał - zamach na Gibraltarze - czytaj informacje o produkcji w serwisie Film Onet.pl

Widział pan miejsce w którym miał zginąć gen. Sikorski?

Tego nie mogę stwierdzić z całą stanowczością. Nie wiem, czy generał zginął w tym pomieszczeniu. Jestem w posiadaniu dokumentów i relacji, które pozwalają mi odtwarzać zdarzenia z 4 lipca 1943 r. Wciąż jednak napotykam na pewne luki. Pamiętajmy, że w takich sprawach jak zabójstwo premiera i naczelnego wodza nie wydaje się rozkazów na piśmie. Brytyjczycy byli poza tym bardzo ostrożni. W czasie wizyty gen. Sikorskiego rekwirowano wojskowym aparaty fotograficzne i klisze ze zdjęciami. Fotografiom przyglądała się cenzura. Kilka zdjęć przetrwało do naszych czasów. Dziś dzięki technice cyfrowej można rozpoznać na nich twarze ludzi stojących w trzecim, czy nawet czwartym planie.

I kogo pan rozpoznał na tych fotografiach?

Ludzi, których nikt nie spodziewałby się na Gibraltarze w tamtym czasie. W czasie wizyty gen. Sikorskiego przebywało tam kilkudziesięciu, bardzo wysokich rangą polskich oficerów.

To byli autorzy domniemanego puczu?

Ciągle badam, sprawdzam i weryfikuję fakty. Efekty pracy przedstawię w swojej książce.

Pana zdaniem gen. Sikorski zginął z rąk polskich oficerów w Pałacu Gubernatora?

Podczas puczu można też kogoś zranić, zakuć w kajdany. Nie twierdzę, że generał zginął w Pałacu. Rekonstruuję szczegółowy przebieg wypadków i jestem przekonany, że będę mógł zrobić to przekonywująco. Cały czas dowiaduję się czegoś nowego. Jak już mówiłem, są dwa pewniki: do puczu doszło w Pałacu, a generała nie było w samolocie. Wszystko co wydarzyło się po drodze, jest sprawą do wyjaśnienia.

A wiem pan już w jaki sposób generał mógł doznać tak rozległych obrażeń, jeśli nie było go na pokładzie samolotu?

Wcześniej mogło dojść do innej katastrofy komunikacyjnej. Gdyby któryś z historyków, którzy mnie teraz atakują, zadał sobie trud i sprawdził archiwa szpitali i cmentarzy gibraltarskich, to przekonałby się, że 4 lipca zginęli nie tylko pasażerowie "Liberatora", ale także kilka innych osób. Kolejnych kilka trafiło do szpitali i zmarło parę dni później.

Kim były te osoby?

W tej sprawie zalecam uzbrojenie się w cierpliwość. Nie będę ujawniał wyników swoich prac przed ich zakończeniem.

A wie pan kto bezpośrednio odpowiada za zabójstwo gen. Sikorskiego? Kto "pociągnął za cyngiel"?

Potrafię już odpowiedzieć na pytanie. Tożsamość tych ludzi zostanie ujawniona. Natomiast w sprawie osób, które wydały rozkaz zabicia generała, mam tylko pośrednie dowody. Zbrodnia na Gibraltarze musi być uznana za brytyjską, gdyż doszło do niej na terenie zamkniętej, angielskiej bazy wojskowej. Tam nic nie mogło się wydarzyć bez wiedzy, zgody i pomocy Anglików. Nie mam jednak wątpliwości, że za zabójstwo generała odpowiadają Polacy. Podkreślam: zamach był polską sprawą. Brytyjczycy tylko po nas posprzątali.