Pokazywanie postów oznaczonych etykietą EDUKACJA. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą EDUKACJA. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 28 kwietnia 2009

Język angielski. Poziomy Rady Europy

Europejski System Opisu Kształcenia Językowego Rady Europy stworzony został w celu ustalenia jednolitych kryteriów oceny znajomości języka i umiejętności językowych europejczyków, którzy uczą się danego języka. Poniżej zamieszczamy porównanie egzaminu ILEC oraz egzaminu TOLES ze skalą Poziomów Rady Europy.


Szczegółowy opis
A1

Poziom podstawowy
Osoba posługująca się językiem na tym poziomie rozumie i potrafi stosować potoczne wyrażenia oraz bardzo proste wypowiedzi dotyczące konkretnych potrzeb życia codziennego. Potrafi formułować pytania z zakresu życia prywatnego, dotyczące np. miejsca, w którym mieszka, ludzi, których zna i rzeczy, które posiada oraz odpowiadać na tego typu pytania. Potrafi przedstawić siebie i innych. Potrafi prowadzić prostą rozmowęą pod warunkiem, że rozmówca mówi wolno, zrozumiale i jest gotowy do pomocy.
A2

Osoba posługująca się językiem na tym poziomie rozumie wypowiedzi i często używane wyrażenia w zakresie tematów związanych z życiem codziennym (są to np. bardzo podstawowe informacje dotyczące osoby rozmówcy i jego rodziny, zakupów, otoczenia, pracy). Potrafi porozumiewać się w rutynowych, prostych sytuacjach komunikacyjnych, wymagających jedynie bezpośredniej wymiany zdań na tematy znane i typowe. Potrafi w prosty sposób opisywać swoje pochodzenie i otoczenie, w którym żyje, a także poruszać sprawy związane z najważniejszymi potrzebami życia codziennego.
B1

Poziom samodzielności
Osoba posługująca się językiem na tym poziomie rozumie znaczenia głównych wątków przekazu zawartego w jasnych, standardowych wypowiedziach, które dotyczą znanych jej spraw i zdarzeń typowych dla pracy, szkoły, czasu wolnego, itd. Potrafi radzić sobie w większości sytuacji komunikacyjnych, które mogą się zdarzyć w czasie podróży w regionie, gdzie mówi się danym językiem. Potrafi tworzyć proste, spójne wypowiedzi ustne lub pisemne na tematy, które są jej znane bądź ją interesują. Potrafi opisywać doświadczenia, zdarzenia, nadzieje, marzenia i zamierzenia, krótko uzasadniając swoje opinie i plany.
B2

Osoba posługująca się językiem na tym poziomie rozumie znaczenie głównych wątków przekazu zawartego w złożonych tekstach na tematy konkretne i abstrakcyjne, łącznie z rozumieniem dyskusji na tematy techniczne z zakresu jej specjalności. Potrafi porozumiewać się na tyle płynnie i spontanicznie, by prowadzić rozmowę z rodzimym użytkownikiem języka, nie powodując przy tym napięcia u którejkolwiek ze stron. Potrafi formułować przejrzyste i szczegółowe wypowiedzi ustne i pisemne w szerokim zakresie, a także wyjaśnić swoje stanowisko sprawach będących przedmiotem dyskusji, rozważając zalety i wady różnych rozwiązań.
C1

Poziom biegłości
Osoba posługująca się językiem na tym poziomie rozumie szeroki zakres trudnych, dłuższych tekstów, dostrzegając także znaczenia ukryte, wyrażone pośrednio. Potrafi się wypowiadać płynnie, spontanicznie, bez większego trudu odnajdując właściwe sformułowania. Skutecznie i swobodnie potrafi posługiwać się językiem w kontaktach towarzyskich i społecznych, edukacyjnych bądź zawodowych. Potrafi formułować jasne, dobrze zbudowane, szczegółowe, dotyczące złożonych problemów wypowiedzi ustne lub pisemne, sprawnie i właściwie posługując się regułami organizacji wypowiedzi, łącznikami, wskaźnikami zespolenia tekstu.
C2

Osoba posługująca się językiem na tym poziomie może z łatwością zrozumieć praktycznie wszystko, co usłyszy lub przeczyta. Potrafi streszczać informacje pochodzące z różnych źródeł, pisanych lub mówionych, w spójny sposób odtwarzać zawarte w nich tezy i wyjaśnienia. Potrafi wyrażać swoje myśli płynnie, spontanicznie i precyzyjnie, subtelnie różnicując odcienie znaczeniowe nawet w bardziej złożonych wypowiedziach.
Bardziej szczegółowe informacje znajdziesz na stronie internetowej Rady Europy.

piątek, 3 kwietnia 2009

Student biedy nie klepie

Blady, wiecznie z pustym portfelem, udzielający korepetycji, by zarobić na książki i obiad w barze mlecznym? Taki obraz studenta odchodzi w niebyt. Stypendia, praca na etacie, własne firmy - dzisiejsi żacy umieją się zatroszczyć o pieniądze.

Ewelina kończy polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Od początku studiów pracuje. Najpierw w sklepie odzieżowym, potem w radiu, przez chwilę "na zmywaku" w Londynie, a teraz - w jednej z codziennych gazet. Za parę miesięcy obroni pracę magisterską. O ile wśród zawodowych obowiązków znajdzie czas, by ją napisać:

- Nie jestem z Warszawy , a rodziców nie było stać, żeby mnie utrzymywać. Od początku wiedziałam, że jeśli chcę się przenieść do stolicy, to muszę zarabiać. W sklepie z ciuchami wytrzymałam prawie rok. Niezły wyczyn, bo harówka koszmarna, a pensja śmieszna (1 tys. miesięcznie), więc po opłaceniu mieszkania i raty za studia nie zostawało prawie nic - opowiada Ewelina. Wtedy jeszcze czasem pożyczała od rodziców na jedzenie czy nowe buty, teraz sama kupuje im prezenty:

- W pracy spędzam całe dnie, ale w końcu przyzwoicie zarabiam. Starcza na opłacenie studiów, zagraniczny wyjazd, nowy obiektyw do aparatu.

Zakasali rękawy

Z badań przeprowadzonych ostatnio przez serwis infoPraca.pl wynika, że zdecydowana większość polskich studentów łączy naukę z pracą. Aż 52 proc. żaków zaczyna zarabiać już na I roku. I to bynajmniej nie przy roznoszeniu ulotek: - Niemal równolegle ze studiami zaczęłam pracę w banku przy obsłudze klienta - opowiada Kasia, studentka romanistyki z UW. - Po kilku latach przeszłam do działu HR, kilka dni temu została kierownikiem projektu. Nie wiem, czy w ogóle skończę studia, bo szczerze mówiąc, nie bardzo mam czas na naukę - mówi Kasia. Czy nie żałuje, że tak wcześnie dała się zaprząc w pracowniczy kierat, a podczas gdy jej znajomi mają 3 miesiące wakacji, ona - dwa tygodnie urlopu?

- Żartujesz? Mam 23 lata i już zarabiam więcej niż moi rodzice (około 4 tys.), a w CV mam kilka ładnych lat doświadczenia zawodowego. Imprezy i wakacje? Ciekawe, z kim, skoro większość ludzi z mojego roku pracuje - wzrusza ramionami Kasia.

Co robią studenci, którzy chcą zarabiać, a nie mają ochoty na użeranie się z szefem? Zakładają własne firmy. W ciągu ostatnich 2 lat sześciokrotnie wzrosła liczba młodych przedsiębiorców, tylko w ciągu minionego roku w Akademickich Inkubatorach Przedsiębiorczości zarejestrowano prawie 700 studenckich firm. Branże? Mniej lub bardziej wyszukane: studentka socjologii z UW założyła pierwszy w Polsce sklep z butami do tanga argentyńskiego (cena za parę nie mniej niż 400 zł), kilka dziewczyn z Uniwersytetu Jagiellońskiego skrzyknęło się i założyło agencję hostess, a Dominika Hofman, Beata Master, Marta Domagalska, Katarzyna Połowniak - studentki Uniwersytetu Śląskiego - zarabiają, prowadząc internetowy portal edukacyjny dla maturzystów. Korzyści? Sami są sobie szefami, nie muszą przesadnie martwić się sprawami urzędowymi (inkubatory dają im NIP, regon itp.). A że pracują w takich godzinach, jakie im pasują - nie cierpi na tym nauka.

Alma Mater da zarobić

Nie wszyscy żacy mają genialne pomysły na biznes albo tyle samozaparcia, by prócz dziennych studiów ciągnąć pracę na etacie. Ale i oni biedy nie klepią. Zarabiają na... wiedzy. Dobre stopnie w indeksie mogą oznaczać całkiem przyzwoite wpływy na konto. Uczelnie wypłacają stypendia naukowe (wysokość każda uczelnia ustala sama) i sportowe, można się też starać o pieniądze z funduszu socjalnego, np.: stypendium mieszkaniowe czy na wyżywienie. Łącząc stypendia, na Uniwersytecie Warszawskim można zgarnąć nawet około 1,5 zł (miesięczna wysokość stypendiów nie może być wyższa niż 90 proc. najniższego wynagrodzenia asystenta):

- Ciężko było tylko na I roku, bo wtedy jeszcze nie przysługuje stypendium - mówi Maciek, absolwent politologii i socjologii UJ. - Potem już co roku dostawałem stypendium Ministra Nauki, około 1 tys. zł miesięcznie. Na krakowskie warunki sprzed kilku lat - góra pieniędzy (dziś stypendium ministra nauki wynosi 1,3 tys., otrzymuje je ponad tysiąc wybitnych studentów), więc nie musiałem pracować.

Opłaciło się, Maciek właśnie otwiera przewód doktorski na Yale. Do Stanów mógł pojechać, bo uczelnia... przyznała mu stypendium. Ile? - Wystarczająco, by się utrzymać i od czasu do czasu poszaleć w klubach Nowego Jorku. Starcza też na egzotyczne wyprawy (ostatnio Chile).

Ale uczelnie dają zarobić nie tylko poprzez stypendia. Żeby zatrzymać odpływ tych studentów, którzy nie dają rady pogodzić nauki z pracą, szkoły - zwłaszcza prywatne - coraz częściej oferują normalną pracę:

- Zatrudniamy naszych studentów na umowę-zlecenie w bibliotece, kawiarence internetowej, do pomocy w sekretariacie. Co roku znajdujemy taką pracę dla kilku osób - mówi Danuta Chojnacka ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. W Wyższej Szkole Informatyki w Łodzi pracę proponowano początkowo tylko tym studentom, którzy zalegali z opłatami. W ciągu miesiąca zarabiali około 300 zł i odpracowywali dług wobec uczelni, pracując w dziekanacie czy pomagając przy rekrutacji. Teraz zarabiają też ci, których talenty mogą się przydać uczelni:

- Zdarza się, że nasi studenci piszą programy albo robią projekty graficzne dla szkoły - słyszymy w biurze promocji uczelni.

Życie na kredycie

Pieniędzmi nie najgorzej gospodarują też ci, którzy na studia wzięli kredyty (przyznają je PKO BP, Bank Gospodarki Żywnościowej, Bank Pekao, Bank Polskiej Spółdzielczości, Gospodarczy Bank Wielkopolski, mogą się o niego starć studenci dzienni i zaoczni którzy rozpoczęli naukę przed 25 rokiem życia, gdy dochód w rodzinie nie przekracza 2,5 tys. zł):

- Nie miałem problemu, by dostać kredyt, bo w domu pracował tylko tata, a mama była bezrobotna - opowiada Marcin, który jest w trakcie studiów doktoranckich (prosi, by nie pisać, na jakiej uczelni). - Pieniądze od banku - 400 zł miesięcznie - brałem przez całe 5 lat studiów, ale od II roku dostawałem też stypendium socjalne i naukowe (łącznie 500 zł). Od czasu do czasu była jakaś dorywcza praca i dodatkowy zastrzyk gotówki. Spokojnie starczało na przeżycie miesiąca, łącznie z przyjemnościami i wyjazdami. Skutkiem tego pieniądze z kredytu wpłacałem... systematycznie na konto. Po pięciu latach uzbierało się tego ponad 20 tysięcy! - opowiada Marcin. - Kredyt zacząłem spłacać dopiero dwa lata po skończeniu studiów. Teraz pracuję, spłacam go cały czas, malutkimi ratami, a tamta gotówka wciąż mi rośnie na kilku kontach. Trzymam ją na zapas! - mówi Marcin.

Nie brakuje też studentów, którzy nie tylko trzymają, ale też obracają gotówką. Z danych Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych wynika, że co piąty inwestor na Warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych jest studentem.

Marcelina Szumer