czwartek, 14 lutego 2008

MŚ biathlon

MŚ: norweska dominacja, życiowy sukces Pływaczyka!

DB (inf. własna) /14.02.2008 19:04
AFP
Norweg Emil Hegle Svendsen zdobył złoty medal w biegu na 20 km podczas rozgrywanych w szwedzkim Oestersund mistrzostwach świata w biathlonie. Świetnie spisał się Krzysztof Pływaczyk, który osiągnął życiowy sukces zajmując 13. miejsce.
Pływaczyk strzelał fantastycznie. Pomylił się tylko raz - dopiero przy 19. próbie.

Słabiej zaprezentował się Tomasz Sikora. Mistrz świata w tej konkurencji sprzed 13 lat z Anterselvy w Oestersund strzelał fatalnie. Zaliczył po dwa "pudła" leżąc i stojąc i z czterema minutami karnymi zajął 30. miejsce.

Pozostali reprezentanci Polski zajęli dalsze lokaty. Adam Kwak (7 "pudeł") był 88., zaś Sebastian Witek (10 karnych minut) - 104.

Wicemistrzem świata został "król biathlonu", Ole Einar Bjoerndalen. Norweg na strzelnicy pomylił się dwukrotnie i przegrał ze Svendsenem, dla którego to pierwszy tytuł mistrza świata, o 31,4 s. Svendsen spudłował tylko raz. Jedynym zawodnikiem, który strzelał bezbłędnie był Rosjanin Maksim Maksimow. Wystarczyło mu to na zajęcie trzeciego miejsca.

Mistrzostwo świata to największe osiągnięcie w karierze 22-letniego, pochodzącego z Lillehammer Svendsena. W MŚ sięgnął po brązowy medal w sztafetach mieszanych w 2007 roku w Anterselvie. Dwukrotnie triumfował w zawodach zaliczanych do punktacji Pucharu Świata. Ma na koncie cztery tytuły mistrzowskie w MŚ juniorów, po jednym w każdej z konkurencji (sprint, sztafeta, bieg indywidualny, bieg na dochodzenie).

W czwartek wygrał ze swoim utytułowanym kolegą, zdobywcą dziesięciu tytułów mistrza świata i pięciokrotnym złotym medalistą olimpijskim, a także aktualnym liderem Pucharu Świata, Bjoerndalenem.

Bjoerndalen po dwóch wizytach na strzelnicy już miał dwa pudła i w kolejnych próbach zaryzykował, strzelał błyskawicznie i co ważniejsze celnie. W końcówce biegu nie był jednak w stanie wyprzedzić rodaka. Udało mu się za to być szybszym o trzy sekundy od mało znanego Rosjanina Maksima Maksimowa.

Maksimow w tym sezonie w zawodach PŚ pojawił się tylko cztery razy na trasie - w Ruhpolding i Anterselvie. Najwyżej był sklasyfikowany w sprincie w zawodach w Niemczech - na 13. pozycji. W PŚ zajmuje 34. miejsce. Dla porównania Pływaczyk jest 39., a Sikora - 15.

Wyniki:

1. Emil Svendsen (Norwegia) 51:51,9 (1 karna minuta)
2. Ole Einar Bjoerndalen (Norwegia) 31,4 (2)
3. Maksim Maksimow (Rosja) 34,8 (0)
4. Simon Fourcade (Francja) 1.05,4 (1)
5. Maksim Czudow (Rosja) 1.22,0 (3)
6. Christian de Lorenzi (Włochy) 1.34,7 (1)
7. Zdenek Vitek (Czechy) 1.40,6 (2)
8. Rustam Waliullin (Białoruś) 1.48,6 (2)
9. Andriej Deryzemla (Ukraina) 2.00,1 (1)
10. Michal Slesingr (Czechy) 2.03,7 (1)
...
13. Krzysztof Pływaczyk (Polska) 2.34,6 (1)
30. Tomasz Sikora (Polska) 4.37,6 (4)
88. Adam Kwak (Polska) 11.46,1 (7)
104. Sebastian Witek (Polska) 16.34,9 (10)

MŚ: "złoto" dla Rosjanki, Gwizdoń w "15"

DB (inf. własna) /14.02.2008 15:31
AFP
Jekatarina Juriewa została złotą medalistką rozgrywanych w Oestersund mistrzostw świata w biathlonie. Rosjanka zwyciężyła w biegu na 15 km. Zawody toczyły się przy dość silnym wietrze, co znacznie utrudniało strzelanie.
Juriewa, jako jedyna z całej stawki, strzelała bezbłędnie. To pierwszy złoty medal w jej karierze. W Oestersund wywalczyła już srebrny medal w biegu na dochodzenie.

Rosjanka o 1.13,3 pokonała Niemkę Martinę Glagow (jedno "pudło" na strzelnicy) oraz o 2.24,4 Ukrainkę Oksanę Chwostienko (jeden niecelny strzał).

Po raz trzeci podczas MŚ 2008 na czwartej pozycji uplasowała się Norweżka Tora Berger.

Najlepsza z Polek, Magdalena Gwizdoń, zajęła 15. pozycję. Na 21. miejscu uplasowała się Krystyna Pałka, zaś na 35. Paulina Bobak. Wszystkie trzy nasze zawodniczki spudłowały po trzy razy. Fatalnie strzelała Agnieszka Grzybek, która popełniła aż 8 błędów. Polka ostatecznie sklasyfikowana została na 79. pozycji.

Zupełnie nieudany start zaliczyła liderka PŚ i triumfatorka poprzedniej edycji tego cyklu, Niemka Andrea Henkel, która w Oestersund już dwukrotnie - po sprincie i po biegu na dochodzenie - stanęła na najwyższym stopniu podium. 30-letnia biathlonistka spudłowała sześć razy i została sklasyfikowana tuż za Pałką.

Zawiodły także pozostałe biathlonistki z czołówki PŚ. Wiceliderka, Francuzka Sandrine Bailly była 26., a trzecia w PŚ, Niemka Kati Wilhelm - 33. Obie - podobnie jak Henkel - miały po sześć niecelnych strzałów.

Wyniki, 15 km kobiet:

1. Jekaterina Juriewa (Rosja) 44.23,8 (0 karnych minut)
2. Martina Glagow (Niemcy) 1.13,3 (1)
3. Oksana Chwostenko (Ukraina) 2.24,4 (1)
4. Tora Berger (Norwegia) 2.28,5 (2)
5. Tatiana Mojsiejewa (Rosja) 2.40,5 (1)
6. Teja Gregorin (Słowenia) 3.03,0 (1)
7. Ijana Romanowa (Rosja) 3.04,6 (1)
8. Natalia Lewczenkowa (Mołdawia) 3.22,8 (1)
9. Olga Kudraszowa (Białoruś) 3.28,0 (1)
10. Solveig Rogstad (Norwegia) 3.55,0 (2)
...
15. Magdalena Gwizdoń (Polska) 4.40,0 (3)
21. Krystyna Pałka (Polska) 5.13,0 (3)
35. Paulina Bobak (Polska) 6.45,0 (3)
79. Agnieszka Grzybek (Polska) 12.45,2 (8)

Puchar UEFA: kłopoty Bayernu, cenna wygrana drużyny Rasiaka

ak /14.02.2008 20:42
Miroslav Klose
Faworyci do końcowego triumfu w Pucharze UEFA, piłkarze Bayernu Monachium, zremisowali ze szkockim FC Aberdeen 2:2, choć do przerwy przegrywali 1:2.
Wynik otworzył Josh Walker, który zdobył bramkę dla gospodarzy po mocnym strzale prawą nogą. Wyrównał pięć minut poźniej Miroslav Klose po podaniu Luki Toniego. Gdy wydawało się, że na przerwę drużyny zejdą z wynikiem remisowym, bramkę dla gospodarzy zdobył Sone Aluko. W pierwszej połowie Aberdden był drużyną lepszą i zasłużenie prowadził.

W drugiej gospodarze starali się utrzymać świetny wynik, jednak po rzucie karnym, wykorzystanym na raty, remis Bayernowi zapewnił Hamit Altintop.
Bayern ostatni raz z drużyną z Aberdeen spotkał się w 1983 roku. Ćwierć wieku temu, w ćwierćfinale Pucharu Zdobywców Pucharów, Szkoci w rewanżowym spotkaniu (w pierwszym meczu było 0:0), pokonali Bawarczyków 3:2 i awansowali do półfinału. Aberdeen ostatecznie sięgnął po trofeum, w finale pokonując Real Madryt 2:1. Był to największy sukces w historii tego szkockiego klubu.

Cenne zwycięstwo odniosła nowa drużyna Grzegorza Rasiaka. Bolton pokonał u siebie Atletico Madryt 1:0. Gola dającego zaliczkę przed rewanżem zdobył były podopieczny Henryka Kasperczaka z reprezentacji Senegalu, El-Hadji Diouf. Rasiak nie został przez Bolton zgłoszony do rozgrywek o Puchar UEFA.

W innym czwartkowym meczu 1/16 finału FC Zurich przegrał z Hamburgerem SV 1:3 (0:0).

W Trondheim po golu Adriana Mutu wygrała Fiorentina i - podobnie jak Niemcy z Hamburga - ma spore szanse na awans do 1/8 finału.

Na wyjeździe wygrały także "Koguty". Tottenham pokonał w Pradze Slavię 2:1.

Po bramce reprezentanta Portugalii, Arizy Makukuli, Benfica pokonała w Lizbonie 1.FC Nuernberg 1:0.

Wyniki czwartkowych meczów 1/16 finału Pucharu UEFA

FC Aberdeen - Bayern Monachium 2:2 (2:1)
Bramki: Josh Walker (24), Sone Aluko (41) - Miroslav Klose (29), Hamit Altintop (55).
Sędziował: Eduardo Iturralde Gonzalez (Hiszpania).

FC Zurich - Hamburger SV 1:3 (0:0)
Bramki: Eric Hassli (88) - David Jarolim (49), Ivica Olic (67), Piotr Trochowski (77).
Sędziował: Alan Kelly (Irlandia).

Rosenborg Trondheim - AC Fiorentina 0:1 (0:1)
Bramka - Adrian Mutu (16).
Sędziował: Mark Clattenburg (Anglia).

Bolton Wanderers - Atletico Madryt 1:0 (0:0)
Bramka - El-Hadji Diouf (74).
Czerwona kartka: Sergio Aguero (73, Atletico Madryt).
Sędziowal: Peter Rasmussen (Dania).

Slavia Praga - Tottenham Hotspur 1:2 (0:2)
Bramki: David Strihavka (69) - Dymitar Berbatow (4), Robbie Keane (30).
Sędziował: Claudio Circhetta (Szwajcaria).

Benfica Lizbona - 1.FC Nuernberg 1:0 (1:0)
Bramka - Ariza Makukula (43).
Sędziował: Alexandru Dan Tudor (Rumunia).

Rozmowy rządu z Episkopatem

2008-02-13 19:17
Komisja Wspólna Rządu i Episkopatu zdecydowała na środowym spotkaniu o powołaniu zespołów dwustronnych, które mają przeanalizować tematy m.in.: religii na maturze i wliczenia oceny z religii do średniej, polityki prorodzinnej i autonomii cmentarzy katolickich.

Jak podkreślił rzecznik Episkopatu ks. Józef Kloch, strona kościelna podczas spotkania Komisji Wspólnej wskazywała, iż polityka rodzinna, o jakiej mówią biskupi, jest czymś innym niż socjalna. "Nie upokarza, lecz docenia rodzinę i motywuje, ma wyrównywać koszty, jakie ponoszą rodziny wychowujące dzieci" - mówił.

Ks. Kloch powiedział, że hierarchowie przypomnieli stronie rządowej, iż z moralnego punktu widzenia Kościół jest przeciwny sztucznemu zapłodnieniu w probówce. Powołano się na nauczanie Kościoła, wskazujące że "jest ono bowiem samo w sobie niegodziwe i sprzeczne z godnością rodzicielstwa oraz jednością małżeńską (Donum vitae)".

Strona kościelna wnosi o prawne uregulowanie kwestii związanych z in vitro i zgłasza gotowość włączenia się do procesu konsultacyjnego, ponieważ w Polsce sztuczne zapłodnienie pozaustrojowe nie jest regulowane żadnym prawem. Kontrowersje wzbudza m.in. traktowanie tzw. dodatkowych zarodków: ich zamrażanie, przechowywanie i niszczenie.

Odnosząc się do kwestii nauki religii w systemie edukacji - jak zaznaczył rzecznik Episkopatu - biskupi podkreślili, że lekcja religii, wybrana w sposób wolny przez rodziców lub samych uczniów, "nie powinna być w żaden sposób dyskryminowana, a zatem ocena z religii powinna być wliczana do średniej ocen". Wskazali przy tym, że w wielu krajach Unii Europejskiej (np. w Anglii, Austrii, Niemczech) istnieje możliwość zdawania egzaminu maturalnego z nauki religii. "Danie takiej możliwości polskiej młodzieży nada właściwą rangę nauczaniu religii, bez którego nie sposób zrozumieć europejskiej kultury i ułatwi rekrutację na wydziały teologiczne" - podkreślała strona kościelna.

Relacjonując wystąpienia biskupów, rzecznik przypomniał, że trwają zaawansowane prace nad wprowadzeniem egzaminu maturalnego z religii. "W prace te zaangażowały się - jeśli chodzi o rozwiązania prawne - inne związki wyznaniowe, które organizują nauczanie religii w systemie szkolnym. Na poziomie merytorycznym opracowano już standardy maturalne dla religii katolickiej i w dwóch diecezjach rozpoczęto program pilotażowy mający na celu wdrożenie egzaminu" - dodał.

Biskupi poparli też inicjatywę społeczną odnośnie możliwości przywrócenia święta Trzech Króli jako dnia wolnego od pracy. To postulat oddolny, ale popierany przez Episkopat - mówił ks. Kloch. Inicjatywa ta zgłoszona została 15 stycznia tego roku na spotkaniu prezydentów miast papieskich, przez prezydenta Łodzi Jerzego Kropiwnickiego.


Komentarz audioPosłuchaj: Ks.Kloch o in vitro

Minister Zdrojewski: najpierw orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego ws. religii
Decyzje w sprawie miejsca religii w szkole zapadną wtedy, kiedy Trybunał Konstytucyjny wyda orzeczenie w sprawie wliczania oceny z religii do średniej - powiedział w TOK FM uczestniczący w spotkaniu minister kultury Bogdan Zdrojewski. Zostało one zaskarżone do Trybunału Konstytucyjnego. "Musimy poczekać na orzeczenie. W zależności od tego orzeczenia będą toczyły się rozmowy dotyczące takich rozstrzygnięć, które będą w zgodzie i z prawem, i z pewnym interesem społecznym" - powiedział minister kultury.

Według niego, w skład zespołu zajmującego się tą tematyką wejdą "osoby, które przeanalizują (...) orzeczenie, jak i jego skutki". One przedstawią - jak tłumaczył Zdrojewski - propozycje, które następnie rozważy Komisja Wspólna Przedstawicieli Rządu RP i Konferencji Episkopatu Polski.

Biskupi - jak zaznaczył ks. Kloch - wskazali także na problem wadliwie zarejestrowanych stowarzyszeń kościelnych. Niektóre z organizacji kościelnych (ściśle związane z władzą kościelną) zarejestrowały się po 1989 r. jako organizacje katolickie (założone za aprobatą władzy kościelnej) i uniezależniły się od władzy kościelnej.

Strona kościelna zaapelowała także o awansowanie na stopień oficerski księży - byłych wojskowych. Byłoby to symbolicznym uznaniem dla nich, bo inni studenci, którzy odbywali krótkotrwałe ćwiczenia wojskowe, byli awansowani na wyższe stopnie, tymczasem klerycy byli pozbawieni tego, mimo że byli wcielani do Ludowego Wojska Polskiego na dwa lata.

Biskupi - jak powiedział rzecznik Episkopatu - upomnieli się także o autonomię cmentarzy kościelnych. "Prowadzenie cmentarza wyznaniowego należy do działalności statutowej Kościoła katolickiego, dlatego nie może być uznawane jako działalność gospodarcza lub działalność użyteczności publicznej. W związku z tym osoba prawna Kościoła prowadząca cmentarz wyznaniowy nie powinna być traktowana jak przedsiębiorca w rozumieniu przepisów prawa polskiego, a zatem nie może podlegać ocenie prawa antymonopolowego i ustawie o ochronie konkurencji" - uważa strona kościelna.

Konferencja Episkopatu Polski - przypomniał ks Kloch - popiera inicjatywę społeczną przywrócenia święta Trzech Króli (Uroczystości Objawienia Pańskiego - 6 stycznia) jako dnia ustawowo wolnego od pracy. Liczy na poparcie ze strony rządu w tej kwestii, przypominając, że Kościół w Polsce i tak już zrezygnował z ubiegania się o przywrócenie innych świąt zniesionych przez władze komunistyczne (Wniebowstąpienie Pańskie zostało przeniesione na niedzielę, a Uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP oraz Świętych Piotra i Pawła przestały być świętami obowiązującymi).


Komentarz audioPosłuchaj: ks. Kloch o święcei Trzech króli

Rzeczniczka MSWiA Wioletta Paprocka podkreśliła, że posiedzenie Komisji Wspólnej było bardzo ważne. Uzgodniono, że tego typu spotkania będą odbywać się częściej niż do tej pory" - dodała.

Obradom Komisji Wspólnej współprzewodniczyli: wicepremier i szef MSWiA Grzegorz Schetyna i biskup warszawsko-praski abp Sławoj Leszek Głódź.

W spotkaniu ze strony rządowej uczestniczyli: szef Kancelarii Premiera Tomasz Arabski, minister skarbu Aleksander Grad, minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski, minister edukacji narodowej Katarzyna Hall i sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji Tomasz Siemoniak.

Ze strony kościelnej: metropolita gdański abp Tadeusz Gocłowski, metropolita lubelski abp Józef Życiński, biskup toruński Andrzej Suski, biskup sandomierski Andrzej Dzięga i sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski bp Stanisław Budzik.

Ostatnie spotkanie Komisji Wspólnej miało miejsce 29 marca 2006 r. w Sekretariacie Konferencji Episkopatu Polski, wówczas współprzewodniczącymi byli ówczesny biskup płocki Stanisław Wielgus i wicepremier Ludwik Dorn. W środę komisja zebrała się w Kancelarii Premiera.

pap, em

Rząd PiS umorzył długi partii Jarosława Kaczyńskiego

2008-02-14 07:25
Cztery dni po przegranych przez PiS wyborach minister skarbu Wojciech Jasiński umorzył prawie 700 tys. zł długów Porozumienia Centrum, pierwszej partii Jarosława Kaczyńskiego, informuje "Gazeta Wyborcza". Była to jedyna decyzja o umorzeniu długów, jaką minister skarbu podjął w zeszłym roku.

Kto wystąpił z wnioskiem o umorzenie długów PC? Nie wiadomo. W aktach sprawy nie ma takiego wniosku. Jasiński nie pamięta. Według niego to była błaha sprawa. Ale na pewno nie był to Jarosław Kaczyński. Marek Suski, poseł PiS, jeden z likwidatorów PC twierdzi, że nie wiedział, iż długi są umorzone. Nie przypomina sobie, żeby o to występował.

- Umorzyłem tę sprawę po wyborach, bo akurat wtedy dostałem ją na biurko, twierdzi Jasiński. - Te wierzytelności były nie do ściągnięcia, bo PC nie ma majątku. Sprawdzałem, czy sprawa jest czysta, bo byłem pewien, że będą chcieli mi to wyciągnąć. Te długi powinny być umorzone jeszcze za SLD. Ale tego nie zrobili, żeby mieć czym w nas walić.

- PiS zachował się tak jak wcześniej SLD, który umorzył długi swojej poprzedniczki SdRP, mówi Grażyna Kopińska z Fundacji Batorego. - Ale wtedy PiS głośno protestował.

- Trzeba zastanowić się, czy decyzja ministra Jasińskiego nie zaszkodziła skarbowi państwa, uważa Kopińska. Umorzenie długów PC już analizują prawnicy Ministerstwa Skarbu.

Porozumienie Centrum, pierwsza partia Jarosława Kaczyńskiego, ideowy poprzednik PiS, zlikwidowane zostało dopiero na kilka tygodni przed rozwiązaniem rządu Kaczyńskiego - w sierpniu 2007 r. Partia zostawiła po sobie długi, wściekłych wierzycieli i kilkadziesiąt kilogramów dokumentów (złożonych w Archiwum Akt Nowych), pisze "Gazeta Wyborcza".

pap, ss

Jasiński: umorzenie długu PC zgodne z prawem

2008-02-14 19:14
Były minister skarbu Wojciech Jasiński (PiS) zapewnił, że podjęta przez niego decyzja o umorzeniu długów Porozumienia Centrum była zgodna z prawem.

O tym, że Jasiński cztery dni po przegranych przez PiS wyborach umorzył prawie 700 tys. zł długów Porozumienia Centrum, pierwszej partii Jarosława Kaczyńskiego, napisała w czwartek "Gazeta Wyborcza". Jak podkreślono, była to jedyna decyzja o umorzeniu długów, jaką minister skarbu podjął w zeszłym roku.

Jasiński podkreślił podczas konferencji prasowej, że była to "standardowa procedura w sytuacji, gdy nie istnieje podmiot taki jak partia polityczna czy stowarzyszenie, które jest winne". Tłumaczył, że dług PC został umorzony, ponieważ ugrupowanie już nie istniało.

"Jeśli nie ma ani jednego procenta prawdopodobieństwa, że się dług odzyska, należy to umorzyć" - powiedział Jasiński. "Nikomu nie została przysporzona żadna korzyść majątkowa" - podkreślił.

"Nic tutaj nie zostało zrobione niezgodnie z prawem lub procedurami wewnętrznymi obowiązującymi w MSP. Zawsze można powiedzieć - dlaczego nie ktoś inny (powinien podjąć tę decyzję)? Jest się ministrem, trzeba swoje obowiązki podejmować, choć to się może nie wszystkim podobać" - mówił.

Dopytywany po konferencji przez dziennikarzy, na czyj wniosek dług został umorzony, odparł jedynie: "w wyniku procedur panujących W MSP".

Wcześniej poseł PO Andrzej Czerwiński odnosząc się do informacji o umorzeniu długów PC powiedział, że "czystość sumienia polityków PiS w tym wypadku można porównać do brudnej, mokrej ścierki".

"Dla PO opluwanie PiS od dwóch lat wydaje się najważniejszym zadaniem i treścią ich istnienia. Nie ma i nie było tu żadnego kruczka prawnego" - skomentował tę wypowiedź Jasiński.

Minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski zapowiedział w czwartek, że prokuratura zajmie się umorzeniem długu Porozumienia Centrum, gdy w tej sprawie pojawi się podejrzenie popełnienia przestępstwa. Najpierw sprawę powinny wyjaśnić resorty skarbu i finansów - dodał.

Ćwiąkalski poinformował też dziennikarzy, że według jego wiedzy wyjaśnianiem sprawy umorzenia długu zajmuje się w Ministerstwie Skarbu powołany do tego zespół. Dopiero jego ustalenia pozwolą na dalsze działania.

ab, pap

Lista "absurdów biurokratycznych" gotowa

2008-02-14 13:51
Komisja "Przyjazne Państwo" przygotowała listę 150 zmian w przepisach likwidujących "absurdy biurokratyczne". Szef komisji Janusz Palikot ocenia, że w połowie maja może wejść w życie pierwsza setka z tych zmian.

Na czwartkowej konferencji prasowej w Sejmie szef komisji "Przyjazne Państwo" zdawał sprawozdanie z dotychczasowych jej prac. Zaprezentował indeks 150 postulowanych zmian w prawie, zastrzegając, że to dopiero wynik wstępnej selekcji, a nie wersja ostateczna.

Palikot szacuje, że w raporcie, który powstanie za mniej więcej miesiąc (po uzyskaniu opinii sejmowego Biura Legislacyjnego), będzie przedstawionych około 120 zmian.

Na początku kwietnia komisja chce skierować pierwszą partię tych zmian do pierwszego czytania w Sejmie, w maju pierwsze sto z nich powinno wejść w życie - mówił Palikot.

Podkreślił, że lista, którą zaprezentował, to efekt konsultacji z kilkudziesięcioma organizacjami. Komisja - mówił poseł - współpracuje z rządem, w tym m.in. z resortem finansów, jest zatem dobrej myśli, jeśli chodzi o dalsze swe prace.

Wiceszef komisji Marek Wikiński (LiD) tłumaczył, że lista to dopiero preselekcja, a część rozmówców komisji zgłasza poprawki "typowo lobbistyczne, a nie dalej jak wczoraj, komisja odrzuciła poprawkę, która dotyczyła tylko jednego przedsiębiorstwa".

Wśród 150 postulatów znajduje się m.in. wprowadzenie możliwości używania numeru REGON jako tymczasowego NIP na fakturach VAT, czy ujednolicenie zróżnicowanych teraz kursów do przeliczania walut na potrzeby podatków dochodowych, VAT i ustawy o rachunkowości.

Komisja proponuje skrócenie do 6 miesięcy obecnie 5-letni obowiązek przechowywania kopii paragonów i wydruków z kas fiskalnych (podatnik byłby zobowiązany przechowywać kopie dokumentów kasowych na nośnikach informatycznych). Uzasadnienie: paragony drukowane na papierze termicznym i tak stają się nieczytelne po około roku.

Palikot podczas konferencji stał na dwóch stertach druków ustaw, którymi zajmuje się komisja.

"Odmówiłem panu przewodniczącemu stanięcia na owocu pracy tysięcy polskich urzędników, to jest brak szacunku dla godności polskiego legislatora, nie wszyscy członkowie prezydium (komisji) w ten artystyczny sposób prezentują dokonania naszej komisji" - komentował Wikiński.

Przyznawał jednocześnie, że komisja chwalić się ma czym, chociażby tempem prac: od 11 stycznia obradowała na 27 posiedzeniach. Przyznał, że komisja stara się pracować ponad podziałami. Chwalił też Palikota: "To sumienie Platformy Obywatelskiej, ze sztandarowych pomysłów Platformy, jeśli chodzi o ułatwienia gospodarcze, to tylko Palikot chce coś zrobić, w rządzie nic się nie dzieje".

Inny z członków komisji Wiesław Woda (PSL) przyszedł na konferencję z blaszkami, które, jak mówił, znajduje regularnie w przesyłkach z jego rachunkiem telefonicznym.

"Nie wiedziałem po co. Dopiero po głębszej lekturze ustawy Prawo pocztowe okazało się, że przesyłki do 50 gramów może doręczać Poczta Polska, a przesyłki o wyższej wadze - inni doręczyciele. Dlatego jedna z firm, aby ominąć prawa do naszego rachunku przykleja taką blachę, oczywiście na nasz koszt" - mówił Woda.

Jeszcze w czwartek komisja ma się spotkać na dwóch posiedzeniach.

pap, ss

Najgorsze w historii notowania Lecha Kaczyńskiego

2008-02-14 14:00
Pracę prezydenta Lecha Kaczyńskiego dobrze ocenia 29 proc. ankietowanych, źle - 60 proc. - wynika z najnowszego sondażu CBOS. Odsetek pozytywnych opinii zmniejszył się w porównaniu do stycznia o 7 punktów proc.

Z sondażu wynika, że Sejm i Senat nadal uzyskują stosunkowo dobre oceny. Pozytywnie pracę Sejmu ocenia 39 proc. badanych, negatywnie - 42 proc.; natomiast Senat pracuje dobrze w opinii 39 proc., źle - 31 proc.

Z sondażu wynika, że łącznie 29 proc. ankietowanych pozytywnie ocenia prezydenta Lecha Kaczyńskiego - 25 proc. "raczej", a 4 proc. "zdecydowanie" dobrze. Negatywnie jego pracę ocenia 60 proc. ankietowanych: 34 proc. "raczej", a 26 proc. "zdecydowanie źle". 11 proc. nie wyraziło opinii.

W stosunku do styczniowego sondażu o 7 punktów proc. zmniejszył się odsetek pozytywnych opinii o prezydencie i o tyle samo wzrósł poziom negatywnych.

Według CBOS, od początku obecnej kadencji odsetek osób wyrażających negatywną ocenę pracy prezydenta nigdy nie był tak wysoki.

CBOS podaje, że badanie zostało przeprowadzone kilka dni po publicznym sporze pomiędzy członkami rządu a Kancelarią Prezydenta. Sytuacja związana była z nagłym wezwaniem ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego na rozmowę z prezydentem i kontrowersjami co do uprawnień prezydenta jeżeli chodzi o ingerowanie w działania ministrów.

Według CBOS, doniesienia o nieporozumieniach pomiędzy rządem a Lechem Kaczyńskim mogły źle wpłynąć na poparcie dla działań głowy państwa. Jak podkreślił CBOS, poprzedni wyraźny spadek ocen prezydenta w grudniu 2007, nastąpił również po publicznym konflikcie z rządem.

Wyborcy L. Kaczyńskiego z drugiej tury wyborów prezydenckich w większości dobrze oceniają jego pracę (57 proc.), jednak co trzeci wyraża się krytycznie (33 proc.). 10 proc. wyborców Kaczyńskiego nie ma zdania na temat sprawowania przez niego urzędu prezydenckiego.

Badani którzy poparli w II turze wyborów prezydenckich obecnego premiera Donalda Tuska oraz osoby, które wówczas nie głosowały, w zdecydowanej większości negatywnie wypowiadają się o działalności L. Kaczyńskiego - odpowiednio 81 proc. i 62 proc.

Zdaniem CBOS znaczące jest to, że mniej osób deklaruje głosowanie na L. Kaczyńskiego w ostatnich wyborach, niż przyznaje się do poparcia Tuska. Można przypuszczać - według CBOS - że część elektoratu L. Kaczyńskiego, zapewne niezadowolona z jego działalności, ukrywa przed ankieterem swój ówczesny wybór.

Działalność urzędu prezydenckiego spotyka się z niemal powszechną akceptacją elektoratu PiS. Wyborcy PSL są w tej sprawie podzieleni, natomiast sympatycy PO, LiD oraz badani, którzy nie zamierzają głosować w ewentualnych wyborach, w większości wyrażają opinie krytyczne.

Nadal stosunkowo pozytywnie oceniane są Sejm i Senat. Od stycznia minimalnie, na granicy błędu pomiaru, wzrósł odsetek ocen negatywnych.

"Raczej dobrze" prace Sejmu ocenia 38 proc. badanych, "zdecydowanie dobrze" - 1 proc. (łącznie 39 proc.). W stosunku do poprzedniego badania poziom ocen pozytywnych zmniejszył się o 2 punkty proc.

"Raczej" negatywnie o pracy Sejmu wypowiedziało się 34 proc. ankietowanych, natomiast "zdecydowanie" źle 8 proc. - łącznie 42 proc., czyli o 3 punkty proc. więcej niż w styczniu. Opinii nie wyraziło 19 proc. respondentów.

CBOS podaje, że im badani mają lepsze wykształcenie, tym lepiej oceniają działalność Sejmu. Nieco bardziej krytyczni są najstarsi respondenci niż osoby młode i w średnim wieku.

Senat uzyskuje nieco lepsze notowania niż Sejm. Poziom akceptacji jego działań jest taki sam jak Sejmu (39 proc. - o 3 punkty proc. mniej niż w poprzednim badaniu), ale mniejsza grupa wyraża dezaprobatę (31 proc. - 2 punkty proc. więcej niż w styczniu).

Elektorat PO w większości wystawia Sejmowi dobre oceny. Potencjalni wyborcy PSL i LiD mają opinie podzielone, natomiast wśród zwolenników PiS przeważają oceny negatywne.

Badanie zrealizowano w dniach 1-4 lutego 2008 roku na liczącej 1137 osób, reprezentatywnej, losowej próbie dorosłych mieszkańców Polski.

pap, ss

Kara dla J&S przed sejmową komisją

2008-02-14 17:57
Sprawa nałożenia kary dla spółki J&S a następnie jej cofnięcia pokazały, że trzeba jak najszybciej zmienić niespójne i niejasne przepisy - do takiego wniosku doszli uczestnicy czwartkowego posiedzenia sejmowej Komisji Gospodarki.

Komisja spotkała się z wicepremierem, szefem resortu gospodarki Waldemarem Pawlakiem i prezesem Agencji Rezerw Materiałowych (ARM) Józefem Aleszczykiem w sprawie niemal półmiliardowej kary dla spółki paliwowej J&S.

Karę, w wysokości 461 mln 696 tys. zł, którą w październiku ub. roku nałożył prezes ARM, w grudniu anulował - jako organ drugiej instancji - minister gospodarki. Pawlak przed komisją powtórzył, że musiał tak postąpić, bo została ona nałożona nieprawidłowo.

Jak zaznaczył wicepremier - podjął decyzję po konsultacji z szefami departamentów ropy i gazu oraz departamentu prawnego w MG, którzy nie mieli wątpliwości, że J&S wygra sprawę przed sądem.

Pawlak, rozpoczynając spotkanie z posłami powiedział, że dziwi się, dlaczego nie ma "dociekania w publicznej dyskusji na temat tej kary, dlaczego ta kara została nałożona w sposób nieprawidłowy".

Światło na tę kwestię rzucił prezes ARM Józef Aleszczyk. Wyjaśnił, że ARM i jej szef działają w oparciu o trzy akty prawne, których przepisy są niejednoznaczne i niespójne.

Jak dodał, kara dla J&S była pierwszą nadaną w trybie trzech aktów i pierwszą od 2003 r., która została uchylona. Jego zdaniem, całe zamieszenie z karą dla J&S i potem jej cofnięcie przez ministra gospodarki, ze względu na niejednolite przepisy, "wcześniej czy później musiało się zdarzyć".

Aleszczyk zaznaczył jednak, że wobec J&S trwa obecnie postępowanie, lecz ze względu na dobro sprawy nie udzielił posłom żadnych bliższych informacji.

Szef ARM przyznał, że nałożenie kary odniosło skutek, bowiem spółka - która jak określił - "ustawicznie posiadała braki paliw", obecnie utrzymuje zapasy na właściwym poziomie.

"To postępowanie toczyło się po to, by spółkę przywołać do porządku. I to swój skutek odniosło. Spółka zaczęła wreszcie porządnie nas traktować" - powiedział.

W czasie posiedzenia nie obyło się bez wątków politycznych. Posłowie chcieli wyjaśnień od wicepremiera nt. informacji, jakie w miniony poniedziałek ujawniła "Rzeczpospolita".

Gazeta napisała, że w J&S pracują byli politycy PSL: Józef Pawlak i Zdzisław Zambrzycki (ojciec obecnego prezesa firmy). Według "Rz", Zambrzycki dobrze znał się z Waldemarem Pawlakiem, a Józef Pawlak ma szerokie znajomości wśród polityków PSL.

"Nigdy w życiu nie spotykałem się ani nie rozmawiałem z nikim - z przedstawicielami pracowników, akcjonariuszy czy zarządu spółki J&S, ani nigdy żadna z tych osób nie przekazywała mi żadnych sugestii" - powiedział Pawlak.

"Oczywiście znam te osoby" - powiedział Pawlak i zaznaczył, że po 2005 r., kiedy odeszły one z PSL, nie utrzymywał z nimi kontaktów.

Wicepremier przypomniał, że Zdzisław Zambrzycki opuścił PSL razem z Januszem Wojciechowskim, który z kolei przed wyborami w 2007 r. jako przedstawiciel PSL - Piast podpisał porozumienie z PiS: to teraz wasi koledzy" - mówił Pawlak.

Po posiedzeniu komisji specjalną konferencję prasową zorganizowało PiS. Według wiceszefa sejmowej Komisji Gospodarki Maksa Kraczkowskiego, Pawlak w trakcie spotkania z komisją nie rozwiał istniejących wątpliwości. "Poznaliśmy dwa stanowiska zupełnie ze sobą niekorespondujące" - podkreślił, nawiązując do wystąpień wicepremiera i szefa agencji.

W opinii Kraczkowskiego, przez wzgląd na sumę nałożonej kary i to, że sprawa dotyczyła bezpieczeństwa energetycznego kraju, Pawlak nie powinien był sam podejmować decyzji o umorzeniu, tylko zwrócić się do sądu - aby ten dokonał rozstrzygnięcia, czy kara została nałożona prawidłowo.

PiS przygotowało też prezentację slajdów, które miały pokazać, co można było kupić lub zbudować za kwotę umorzonej kary (np. podwyżki 500 zł dla budżetówki, czy wzrost wydatków na dożywanie dzieci). Pokaz zakończony był ironicznym napisem "Dziękujemy panie wicepremierze!"pap, ss, ab

Putin: przekierujemy rakiety na Polskę i Czechy

2008-02-14 19:58
Prezydent Władimir Putin ostrzegł, że Rosja wyceluje swoje rakiety na Polskę, Czechy, Ukrainę i każdy inny kraj, z którego wychodzić będzie zagrożenie dla jej bezpieczeństwa narodowego.

Putin sformułował tę groźbę na swojej dorocznej konferencji prasowej na Kremlu. Było to jego ostatnie takie spotkanie z dziennikarzami w charakterze szefa państwa. Obiecał jednak, że jako premier też będzie otwarty na kontakty z mediami.

Prezydent ocenił, że rozmieszczenie elementów tarczy antyrakietowej USA w Polsce i Czechach zagrozi bezpieczeństwu narodowemu Rosji, a także obniży poziom bezpieczeństwa w Europie.

"Nasz sztab generalny, nasi eksperci uważają, że system ten zagraża bezpieczeństwu narodowemu Rosji. Jeśli się pojawi, będziemy musieli adekwatnie na niego zareagować" - zapowiedział.

"Zapewne zmuszeni będziemy wycelować część naszych systemów rakietowych na te obiekty, które będą nam zagrażać" - sprecyzował.

Putin podkreślił, że "Rosja prosi, aby nie instalować elementów amerykańskiej tarczy w Europie". "Jednak nikt nas nie słyszy. Dlatego z góry ostrzegamy: jeśli poczynicie ten krok, to my zareagujemy tak i tak" - podkreślił.

Gospodarz Kremla zapowiedział, że Moskwa będzie musiała skierować swoje rakiety także na Ukrainę, jeśli na jej terytorium pojawią się elementy tarczy USA lub bazy NATO, co tez zagrozi bezpieczeństwu narodowemu Rosji.

Putin zastrzegł wszelako, że Rosja nie przekieruje swoich rakiet w stronę jakiegokolwiek państwa bez "skrajnej konieczności". Zadeklarował też, że Moskwa nie planuje żadnego konfliktu z Zachodem, i wyraził nadzieję, że nigdy do niego nie dojdzie.

Czwartkowa konferencja prasowa rosyjskiego prezydenta była rekordowa pod każdym względem. Trwała 4 godziny i 40 minut. Putin odpowiedział na pytania 80 dziennikarzy. A na spotkanie akredytowało się 1364 przedstawicieli mediów, z tego ok. 200 z zagranicy.

Najwięcej pytań dotyczyło spraw wewnętrznych Rosji. Tylko około jednej czwartej - polityki zagranicznej. Prezydentowi często zadawano pytania natury osobistej.

Putin potwierdził, że jeśli jego protegowany Dmitrij Miedwiediew w marcu zostanie prezydentem i poprosi go o sformowanie nowego rządu, to on podejmie się tej misji. Wyznał też, że liczy na to, iż premierem będzie mu dane być tak długo, jak długo Miedwiediew będzie stać na czele państwa.

Zapytany przez TVP, jak się ułożą stosunki między Rosją i Polską w wypadku rozmieszczenia elementów tarczy antyrakietowej USA na polskim terytorium, rosyjski prezydent odparł, że Moskwa nie zachowuje się agresywnie.

"Rosja nie odwołuje się do trudnych stronic historii naszych dwustronnych stosunków. Rosja uważa, że trzeba spoglądać w przyszłość, opierając się na tym wszystkim, co w naszych relacjach było dobre. Wówczas skazani będziemy na sukces" -oznajmił.

Putin powiedział też, że "Rosja nie poczyniła ani jednego kroku, który miałby na celu skomplikowanie stosunków z Polską". "Owszem, postanowiliśmy ułożyć gazociąg po dnie Morza Bałtyckiego. Nie rozumiem jednak, jak tym mogliśmy urazić Polskę" - dodał.

Prezydent podkreślił, że Rosja chce sprzedawać swój gaz odbiorcom europejskim. "Jeden system przesyłowy zbudowaliśmy na terytorium Polski. Uczyniliśmy to wspólnie. W terminie regulujemy opłaty za tranzyt. Zaopatrujemy Polskę w potrzebne jej nośniki energii bez żadnych ograniczeń. Nigdy nie było żadnych zakłóceń" - oświadczył.

"Co więcej, w poprzednich latach - zgodnie z zasadą +take or pay+, czyli +bierz lub płać+ - nasi polscy partnerzy nie byli w stanie odebrać całości zakontraktowanego gazu. Gazprom - teoretycznie - miał prawo zastosować jakieś sankcje. Odstąpiliśmy od tego. Wyszliśmy z tej sytuacji, nie wprowadzając jakichkolwiek ograniczeń. Również w przyszłości nie zamierzamy niczego ograniczać" - zaznaczył Putin.

"Powinniśmy jednak dywersyfikować dostawy nośników energii do podstawowych odbiorców. Co w tym złego? Co w tym antypolskiego? Dlaczego taka jest reakcja (Polski)?" - zapytał.

Gospodarz Kremla uznał również, że kwestia importu mięsa z Polski do Rosji, to "problem nie rosyjsko-polski, a nawet nie rosyjsko- unijny". "Można się kłócić, ale można też usiąść do stołu rozmów, przedyskutować problem, zrozumieć motywy drugiej strony i uwzględnić interesy partnera" - zauważył.

"Polska może być orędownikiem naszych wspólnych interesów w strukturach europejskich. Nie powinniśmy się kłócić z Polską. Powinniśmy połączyć wysiłki dla obrony naszych interesów wobec bogatych państw" - oświadczył.

Rosyjski prezydent podkreślił, jego dialog z Donaldem Tuskiem podczas zeszłotygodniowej wizyty polskiego premiera w Moskwie był bardzo konstruktywny i rzeczowy. "Bardzo liczę na to, że tak będzie też w przyszłości" - powiedział.

Przywołując dalej plany ulokowania w Polsce amerykańskich antyrakiet, Putin zauważył, iż "ma wrażenie, że ktoś specjalnie rozpala antyrosyjskie nastroje (w Polsce), aby stworzyć moralno- polityczny klimat dla zainstalowania tych systemów".

"Rozmawiałem o tym z premierem Polski. Mogę powtórzyć to, co już powiedziałem na początku naszego dzisiejszego spotkania. Jeśli na terytorium Polski zostaną rozmieszczone takie systemy lub zostanie podjęta próba zneutralizowania za ich pomocą naszego potencjału rakietowo-jądrowego, to doprowadzi to do absolutnego naruszenia strategicznej równowagi w świecie i będzie zagrażać naszemu bezpieczeństwu narodowemu" - oświadczył gospodarz Kremla.

"Zmuszeni będziemy wówczas podjąć jakieś kontrposunięcia, w tym - niewykluczone - wycelować część naszych uderzeniowych systemów rakietowych na te obiekty, które, w naszym odczuciu, będą nam zagrażać" - dodał Putin.

Gospodarz Kremla podkreślił, że "Rosja nie chciałaby tego robić". "Czy zaszkodzi to rozwojowi naszych stosunków w innych dziedzinach? Myślę, że w zasadzie nie, jednak poziom bezpieczeństwa w Europie zostanie obniżony. Szczerze mówiąc, nie wiem, w jakim celu" - zauważył.

Prezydent Rosji oświadczył również, że spodziewa się pozytywnego dialogu ze USA bez względu na to, kto zostanie następnym amerykańskim prezydentem.

Poproszony o odniesienie się do uwagi kandydatki na prezydenta Stanów Zjednoczonych Hillary Clinton, iż on jako były pułkownik KGB z definicji nie może mieć duszy, Putin odparł, że polityk przede wszystkim powinien mieć głowę.

"Niemoralnym i bezprawnym" nazwał Putin poparcie dla ewentualnego jednostronnego ogłoszenia niepodległości przez Kosowo. Zapowiedział, że kwestię tę Rosja poruszy na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ. Popierających jednostronne ogłoszenie niepodległości Kosowa skrytykował za stosowanie podwójnych standardów.

Jako "niewłaściwą, głupią i nieprofesjonalną" określił politykę państw usiłujących stworzyć szlaki przesyłu energii z pominięciem Rosji. Wyraził przy tym zdziwienie, że państwa Zachodu boją się wzrostu energetycznego znaczenia rosyjskiego monopolisty gazowego Gazpromu. Jak podkreślił, wzrost ten gwarantuje dostawy do zachodnich odbiorców.

Rosyjski prezydent wyraził zadowolenie z ośmiu lat pracy na stanowisku szefa państwa. "Nie mam się czego wstydzić przed obywatelami, którzy dwa razy wybierali mnie na prezydenta Rosji. Przez te osiem lat harowałem jak niewolnik na galerach. Czyniłem to od rana do nocy, z pełnym zaangażowaniem" - powiedział.

Polemizując ze swoimi krytykami na Zachodzie, poradził im, by lepiej "uczyli swoje żony kapuśniak gotować".

Optymistycznie, jak wynika z jego wypowiedzi, patrzy też w przyszłość, gdy po wyborach prezydenckich 2 marca będzie zapewne jako premier dzielić władzę z wyznaczonym przez siebie następcą, pierwszym wicepremierem Miedwiediewem. Putin uchylił się jednak od odpowiedzi na pytanie, czy wywiesi jego portret w swoim gabinecie.

Objaśniając swe poparcie dla kandydata na swojego następcę, wspomniał o "osobistej chemii" między sobą a Miedwiediewem. "Po prostu mu wierzę. Mam do niego zaufanie" - powiedział Putin. Wyraził przekonanie, że Miedwiediew będzie kontynuował jego politykę.

Jako brednie zdementował sugestie, jakoby podczas ośmiu lat prezydentury zgromadził wielką fortunę. "Jestem najbogatszym człowiekiem na świecie, bo Rosjanie dwukrotnie powierzyli mi kierowanie takim wielkim państwem jak Rosja" - powiedział.

Na zakończenie konferencji Putin podziękował dziennikarzom za wspólną pracę w ciągu minionych ośmiu lat.

pap, ss, ab

"Nie możemy ulegać naciskowi Rosji"

2008-02-14 22:30
Nie możemy ulegać rosyjskiemu naciskowi w sprawie umieszczenia w Polsce elementów tarczy antyrakietowej - uważa prezydent Lech Kaczyński. Jego zdaniem, stanowisko Rosji nie powinno wpłynąć na polsko-amerykańskie negocjacje w sprawie tarczy.

L. Kaczyński skomentował w ten sposób wypowiedź rosyjskiego prezydenta Władimira Putina, który podczas czwartkowej dorocznej konferencji prasowej ostrzegł, że Rosja będzie zmuszona do przekierowania części swych systemów rakietowych na elementy amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Czechach i Polsce. Jak ocenił, rozmieszczenie elementów tarczy w Polsce obniży stopień bezpieczeństwa w Europie.

"To, że nasz rząd, także nasza opinia publiczna będzie tutaj pod stałym naciskiem można było przewidzieć i podstawą jest to, jak my na ten nacisk zareagujemy. Nie możemy zareagować w tym sensie, żeby temu naciskowi ulegać" - powiedział polski prezydent w czwartek w "Wiadomościach" TVP1 i TVP3. Wypowiedź prezydenta Rosji L. Kaczyński uznał za "wysoko niepokojącą".

Pytany czy stanowisko Putina wpłynie na negocjacje Polski w sprawie amerykańskiej tarczy antyrakietowej, prezydent wyraził nadzieję, że nie. "Jestem przekonany, że nie powinno wpłynąć i że Polska powinna kontynuować drogę do tego, żeby elementy tarczy antyrakietowej były w Polsce. Wiem, że to nie jest zbyt popularne, ale z punktu widzenia bezpieczeństwa Polski bardzo istotne" - dodał L. Kaczyński.

Prezydent, dopytywany jak powinna wyglądać polska polityka wobec Rosji, odpowiedział, że "powinniśmy być bardzo stanowczy". Zdaniem L. Kaczyńskiego, "jest to sprawa niezmiernie istotna".

W ocenie prezydenta Kaczyńskiego, groźby z ust prezydenta tak potężnego państwa jak Rosja "to nie jest rzecz codzienna". Jednak - według niego - "one nie mogą wywołać skutku, bo jeżeli wywołają, to po tych groźbach będziemy mieli następne groźby". "A ambicje jeśli chodzi o nasz kraj są niewątpliwie bardzo znaczne" - uważa L. Kaczyński.

"Jest (...) oczywiste, że Polska nie po to odzyskała suwerenność, a była ona ograniczona przez państwo, które było poprzednikiem Federacji Rosyjskiej, żeby z powrotem w jakąkolwiek zależność tutaj wpadać" - mówił prezydent.

"To jest podstawa polityki polskiej. Poza tym lubimy rosyjską kulturę, szeroka jest współpraca gospodarcza. Wszystko - można powiedzieć - w porządku. Jednak pryncypia muszą być zachowane" - dodał Lech Kaczyński.

Prezydent pytany był również, czy najpoważniejszy kandydat na następcę Putina, pierwszy wicepremier Dmitrij Miedwiediew będzie kontynuował politykę obecnego rosyjskiego prezydenta wobec Polski.

Zdaniem L. Kaczyńskiego, "ten kto przewiduje co na pewno będzie się działo" w Rosji "ten raczej powinien zajmować się nie polityką, tylko przepowiadaniem przyszłości zawodowo". "Nie podejmuję się odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie, ale wszystko wskazuje na to, że tak" - powiedział prezydent

"Mogę się jednak mylić, ponieważ jedną z cech naszego rosyjskiego partnera jest to, że jest mało przewidywalny" - dodał Lech Kaczyński.

Odnosząc się do ubiegłotygodniowej wizyty w Moskwie premiera Donalda Tuska, L. Kaczyński ocenił, że "być może z punktu widzenia rządu prezydenta Putina (...) to była istotnie bardzo produktywna wizyta, ale wziąwszy pod uwagę dzisiejsze enuncjacje prezydenta Federacji Rosyjskiej, należałoby się zastanowić nad celowością nowej polityki w stosunku do Federacji Rosyjskiej".

Sam Putin ocenił, że jego dialog z nowym polskim premierem podczas jego wizyty w Moskwie był konstruktywny i taki też powinien być w przyszłości.

Zapowiadane jest spotkanie L. Kaczyńskiego z D. Tuskiem w sprawie jego wizyty w rosyjskiej stolicy.ab, pap

Dwucyfrowa przewaga Obamy nad Clinton

2008-02-14 20:51
Najnowszy sondaż przeprowadzony przez ośrodek badania opinii Rasmussen Report wykazuje, że Barack Obama ma już dwucyfrową przewagę procentową nad swoją rywalką Hillary Clinton w wyścigu o nominację prezydencką w Partii Demokratycznej.

Czarnoskórego senatora z Illinois popiera 49 procent demokratycznych wyborców, natomiast byłą Pierwszą Damę 37 procent. Reszta jest niezdecydowana.

Jeszcze kilka tygodni temu pani Clinton zdecydowanie wyprzedzała Obamę. Ten jednak wygrał kilka ostatnich prawyborów i ma teraz więcej delegatów na przedwyborczą konwencję partyjną, która mianuje kandydata Demokratów.

Z sondażu wynika, że Obama cieszy się teraz większym poparciem nawet wśród kobiet, czyli w kategorii elektoratu sprzyjającej do niedawna Hillary Clinton. Nieznacznie wyprzedza ją też w grupie wyborców białych: 47 do 44 procent, a wśród Afroamerykanów ma nad nią miażdżącą przewagę 69 do 10 procent.

Najbliższe prawybory odbędą się w Wisconsin i na Hawajach we wtorek. Sondaże przewidują tam zwycięstwo Obamy. Pani Clinton cieszy się jednak - jak na razie - większym poparciem w Ohio i w Teksasie - stanach, których mieszkańcy głosują 4 marca.

Gdyby wybory prezydenckie odbyły się dziś, Obama - według sondażu Rasmussen Report - wygrałby z przyszłym kandydatem Republikanów, senatorem Johnem McCainem, większością 46 do 42 procent głosów. Senator Clinton natomiast uległaby McCainowi w stosunku 48 do 41 procent.

Obama jest obecnie najpopularniejszym z trojga wspomnianych kandydatów - 55 procent Amerykanów ma o nim przychylną opinię, a 43 procent negatywną.

Pani Clinton postrzegana jest negatywnie przez 53 procent, a pozytywnie - przez 44 procent mieszkańców USA. O McCainie 50 procent ma przychylne zdanie, a 47 procent nieprzychylne.

ab, pap

Premier Tusk na wakacjach bez ochrony

Na narty do Val di Fiemme we Włoszech premier Donald Tusk pojechał z żoną, córką, synem i dziewczyną syna. Na własne życzenie - bez obstawy Biura Ochrony Rządu - pisze "Gazeta Wyborcza".

Rodzina Tuskówszukaj podróżował osobowym prywatnym samochodem. Jak się dowiedział dziennik, szefa rządu na stoku oblegali rodacy, bo nie jeździł w kasku, więc łatwo go rozpoznać. I nie było w pobliżu BOR- owców, którzy zwykle bronią do niego dostępu. Wycieczki Polaków ustawiały się, by zrobić sobie z Tuskiem zdjęcie, co budziło zdziwienie Włochów.

Według źródeł "Gazety" w BOR (które oficjalnie tego nie komentuje) pierwszy raz od 1990 r. szef rządu na czas urlopu zrezygnował z przysługującej mu ochrony

- Wyjeżdżając poprosił, żebyśmy odstąpili na ten czas - potwierdza rozmówca gazety z BOR. Ale dodaje: "Chociaż rozumiemy, że premier chce zerwać z bizantyjskim stylem władzy, to uważam, że podjął zbyt duże ryzyko".

Podobnego zdania jest były wieloletni szef BOR gen. Mirosław Gawor: "Rzeczywiście nie pamiętam takiej sytuacji. Premier zawsze miał ochronę, przynajmniej minimalną. Przydzielenie ochrony to nie jest wyrok i oczywiście każdy ma prawo z niej rezygnować, ale w przypadku szefa rządu to nie jest najrozsądniejsze. Mógłbym wyliczyć całą listę powodów, dla których ta ochrona powinna być. Współczuję szefowi BOR, na którym ciąży obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa premierowi, a panu Tuskowi życzę szczęścia" - mówi Gawor.

Tusk próbuje stworzyć odmienny od poprzedniej ekipy wizerunek rządu. Za rządów PiS BOR jeździł na wakacje nawet z wicepremierami, a premier Jarosław Kaczyński miewał po trzy auta ochrony.

Niechęć Donalda Tuska do korzystania z ochrony wywołuje spory w BOR, które nie chce zgodzić się na ograniczenie działań ochronnych wobec premiera i jego rodziny.

Źródło informacji: INTERIA.PL/PAP

USA: armia zestrzeli szpiegowskiego satelitę

Amerykańska armia planuje zestrzelić zepsutego satelitę szpiegowskiego, który w ciągu kilku tygodni może spaść na Ziemię – informuje serwis BBC.
Przedstawiciele Pentagonu, w celu zniszczenia satelity, chcą odpalić pocisk ze statku marynarki wojennej, nim zdąży on wejść w atmosferę. Satelita utracił moc i może zawierać niebezpieczne materiały oraz tajne wyposażenie.

Satelita rozpoczął swą misję w grudniu 2006 r., ale prawie natychmiast zepsuł się w niej komputer. Korespondent BBC przypuszcza, że satelita zawiera ściśle tajny czujnik; wpadnięcia tego sprzętu w niepowołane ręce obawia się Departament Obrony.

Satelita swymi rozmiarami jest zbliżony do rozmiarów autobusu i waży około 2 ton. Możliwe, że zawiera paliwo rakietowe, które może eksplodować przy zderzeniu z Ziemią.

Nie wiadomo, czy szczątki satelity spadną na Ziemię, czy też będą krążyć w kosmosie. Jeśli spadną na Ziemię, mogą zostać rozrzucone na powierzchni kilkuset tysięcy kilometrów kwadratowych – informuje serwis BBC.

Władimir Putin: Ktoś w Polsce rozdmuchuje antyrosyjskie nastroje

Tomasz Bielecki, Moskwa
2008-02-15, ostatnia aktualizacja 2008-02-14 17:43

- Ktoś w Polsce rozdmuchuje antyrosyjskie nastroje, aby zyskać poparcie społeczne dla tarczy antyrakietowej. Naszą odpowiedzią na jej budowę może być skierowanie rosyjskich rakiet na Polskę i Czechy - ostrzegł wczoraj prezydent Rosji

Zobacz powiekszenie
Fot. ALEXANDER NATRUSKIN REUTERS
Prezydent Rosji podczas wczorajszej konferencji prasowej na Kremlu
Amerykańska tarcza antyrakietowa była jednym z najgorętszych tematów dorocznej konferencji prasowej prezydenta Rosji, który wczoraj pobił swój rekord - przez cztery godziny i 40 minut odpowiedział na kilkadziesiąt pytań osiemdziesięciu spośród ponad 1,3 tys. dziennikarzy zaproszonych na Kreml.

Pytany o niedawną wizytę premiera Donalda Tuska w Moskwie Putin mówił wprawdzie o nadziei na poprawę rosyjsko-polskich stosunków, ale po chwili ruszył do ostrej polemiki. - Doprawdy nie rozumiem, czym gazociąg budowany na dnie Bałtyku mógł obrazić Polaków. Byłem szczerze zaskoczony ich reakcją. Przecież nie zachowujemy się agresywnie - przekonywał.

Z zatroskaną miną po raz kolejny w ciągu ostatniego roku uprzedzał Polaków i Czechów, że rosyjska armia może w przyszłości skierować swe rakiety na bazy tarczy antyrakietowej w tych krajach. - Będziemy do tego zmuszeni. Mówię to teraz jasno i szczerze, żeby później nie było zaskoczenia - mówił.

Powtórzył też podobne groźby wobec Ukrainy, jeśli ta po wstąpieniu do NATO rozmieści amerykańskie instalacje na swym terytorium. W środę prezydent Wiktor Juszczenko zapowiedział już, że Ukraina może przyjąć ustawę zakazują budowy w tym kraju instalacji Sojuszu.

Czarnym bohaterem dorocznego kremlowskiego spektaklu tradycyjnie już były Stany Zjednoczone, co zapewne jeszcze bardziej umocniło popularność prezydenta wśród Rosjan szykujących się do wyboru jego następcy. Choć Putin nie powiedział tego wprost, to jasno sugerował, że to Waszyngton straszy Polaków zagrożeniem ze strony Rosji, manipuluje światowymi mediami oskarżającymi Kreml o autorytaryzm i brutalnie rozgrywa swe interesy m.in. w sprawie Kosowa.

- Słyszymy "demokracja i demokracja" - mówił Putin. - A czy ktoś pytał Czechów, czy chcą tarczy? Z tego, co wiem większość jest przeciw. Czy ktoś pytał Ukraińców, czy chcą do NATO? Też większość jest przeciw, a władze w Kijowie i tak podpisały już odpowiednie papierki - drwił Putin.

Inspirowane przez USA dążenia krajów Unii Europejskiej do zmniejszenia zależności od rosyjskich dostaw gazu nazwał zaś "niewłaściwymi, głupimi i nieprofesjonalnymi".

Rosyjski prezydent ostro zaatakował też biuro obserwatorów wyborczych OBWE, które zrezygnowało z obserwacji marcowych wyborów prezydenckich zniechęcone kłodami rzucanymi mu pod nogi przez Kreml. - Nie pozwolimy się nikomu pouczać! Jeśli już muszą, to niech sobie pouczą własną żonę kapuśniak gotować - stare rosyjskie powiedzenie zacytowane przez Putina wywołało burzliwe oklaski rosyjskich dziennikarzy.

Największe zainteresowanie Rosjan wywołały pytania związane z przyszłą współpracą tandemu Dmitrij Miedwiediew - Władimir Putin. - Jest między nami dobra chemia. Po prostu mu ufam - mówił o pewnym zwycięzcy marcowych wyborów Putin, który potwierdził, że po zakończeniu swej kadencji zamierza zostać premierem.

Wielu rosyjskich politologów podejrzewa, że Miedwiediew będzie zaledwie jego marionetką, a Putin pozostanie prawdziwym przywódcą kraju. Jego wczorajsze wypowiedzi nie rozjaśniły zaś zagadki przyszłego realnego podziału kompetencji. Choć Putin przyznał, że w swym rządowym gabinecie nie powiesi portretu prezydenta Miedwiediewa, to jednocześnie zapewniał, że nie zmierza do ograniczenia prezydenckich uprawnień.

- Nie jestem uzależniony od władzy. Nigdy nie miałem pokus, żeby zmienić konstytucję i zostać na trzecią kadencję - mówił.

Konferencja prasowa Putina jest co roku wielkim świętem dla setek dziennikarzy pielgrzymujących z dalekiej prowincji na Kreml. Wyprawa do Moskwy to często nagroda za zasługi dla lokalnych redakcji, ale też obowiązek dobicia się do głosu i opowiedzenia prezydentowi o lokalnych problemach - o opóźnieniach w budowie kanalizacji, szkół lub o niezaradnych urzędnikach.

Odświętnie ubrani dziennikarze usiłują przyciągnąć uwagę Putina krzykami, wielkimi planszami z nazwami swych miast lub - jak wczoraj zrobiła redaktorka niewielkiego radia Szanson - przekazują na jego stół walentynki w kształcie serduszka. - Władimirze Władimirowiczu, czy nie jesteście zmęczeni? Co zrobicie w dzień po oddaniu władzy Miedwiediewowi? - pytała wczoraj zatroskana wysłanniczka gazety z Jakucji.

- Te konferencje to relikt czasów carskich i komunistycznych - tłumaczy socjolog Aleksiej Lewinson. - Rosjanie nie wierzą w zwykłe procedury rozwiązywania problemów, ratunek widzą tylko w dotarciu do cara, genseka lub prezydenta. On ma zaradzić niezdarności lokalnej administracji, pocieszyć, zapewnić o pańskiej trosce. Stąd popularność jego konferencji prasowych oraz maratonów telewizyjnych, w których godzinami odpowiada na telefony widzów - mówi Lewinson.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Sądownictwo: Cudze chwalicie, swego nie znacie...

Marek Celej 14-02-2008, ostatnia aktualizacja 14-02-2008 07:47

Który system jest lepszy: anglosaski z ławą przysięgłych czy kontynentalny ze składem ławników – zastanawia się sędzia, dyrektor Wydziału Prawnego Biura Krajowej Rady Sądownictwa

Parę dni temu polski obywatel został skazany przez Sąd Koronny w Exeter na dożywotnie pozbawienie wolności za popełnienie dwóch przestępstw: pobicie i zgwałcenie. O jego winie zdecydowała ława przysięgłych po parogodzinnej naradzie. Przedtem sędzia prowadzący proces poinstruował ławę o dowodach w sprawie. Wyrok wzbudził kontrowersje nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale przede wszystkim w Polsce. Oczywiście żaden prawnik nieznający materii sprawy (tj. dowodów) nie będzie w stanie stwierdzić, czy orzeczenie jest słuszne, prawidłowe – oparte na wszechstronnej analizie wszystkich dowodów (w tym i DNA).

Przysięgli

Jednakże na kanwie tego wyroku opinia publiczna mogła zapoznać się z funkcjonowaniem i pracą sądów w systemie anglosaskim. O winie podsądnego decyduje tam nie sędzia, lecz jednomyślni przysięgli (dwanaście osób). To zasadnicza różnica w stosunku do polskiego systemu sądowego, w którym w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości obywatele biorą udział przez uczestnictwo w orzekaniu swych reprezentantów – ławników. Przy rozstrzyganiu spraw mają oni równe prawa z sędziami, decydują zarówno o winie, jak i karze.

W przedwojennym systemie sądownictwa na terenach byłego zaboru austriackiego w sprawach karnych orzekały sądy przysięgłe, które składały się z trzyosobowego trybunału (trzech sędziów zawodowych) oraz 12 przysięgłych tworzących ławę przysięgłych. Ława udzielała odpowiedzi na pytania skierowane przez sędziów zawodowych w zakresie winy bądź okoliczności ją wyłączających. Dopiero po werdykcie przysięgłych trybunał orzekał o karze. Ciekawe, że apelacja od takiego wyroku nie przysługiwała, najwyżej można było wnieść kasację do Sądu Najwyższego. Sądy przysięgłe zostały zniesione na mocy ustawy w kwietniu 1938 roku.

Ławnicy

Po II wojnie światowej, a konkretnie od 1950 r. w sądach pierwszej instancji pojawili się ławnicy. Instytucja ta została podniesiona do rangi konstytucyjnej w 1952 r. Utrzymana w konstytucji z 1997 r. (art. 182), miała swoje umocowanie w odrębnej ustawie o ławnikach ludowych. Obecnie udział ławników w orzekaniu reguluje ustawa – Prawo o ustroju sądów powszechnych (art. 4 oraz art. 158 – 175). Ich aktywność w postępowaniu karnym znacznie ograniczył znowelizowany 28 lipca 2007 r. kodeks postępowania karnego.

Dzisiaj ławnicy orzekają w sprawach o zbrodnie, o przestępstwa, za które ustawa przewiduje karę dożywotniego pozbawienia wolności, a więc przed sądami okręgowymi. Tym samym nie orzekają w sprawach karnych rozpoznawanych przed sądami rejonowymi.

Udział ławników w orzekaniu był i jest przedmiotem licznych badań naukowych, empirycznych. Wnioski i spostrzeżenia w nich nie do końca pokrywają się z ideą funkcjonowania czynnika obywatelskiego w wymiarze sprawiedliwości. Zaletą systemu ławniczego miał być udział obywateli w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości. Mieli oni reprezentować środowisko, z którego się wywodzą, wnosić do orzekania własne doświadczenia życiowe, rozwagę oraz wiedzę zawodową. Dzięki temu przyczyniać się do właściwego kształtowania poglądów prawnych społeczeństwa.

Nie ulega wątpliwości, że wymienione założenia nie do końca zostały zrealizowane. Ławnicy – według badań – są de facto biernymi obserwatorami rozprawy i narady nad wyrokiem. Wynika to z braku ich przygotowania zawodowego, a także po części z niechęci sędziów do współpracy z nimi. Oczywiście, są liczne przykłady świadczące o pozytywnej roli ławników, ich pełnym zaangażowaniu i odpowiedzialności za wyrok. Nie ulega wątpliwości, że ich udział w procesie ma przeciwdziałać rutynie sędziego w orzekaniu o winie oraz zwrócić uwagę na kontekst społeczny sprawy.

Instytucja nadal potrzebna

Piszę o tym, aby zwrócić uwagę, że instytucja ławnika nawet przy ograniczonym jego udziale w sądownictwie jest dziś, mimo krytyki, nadal potrzebna. Niezbędne byłoby tylko intensywne przeprowadzenie szkoleń z zakresu podstaw prawa i obowiązków (uprawnień) ławników, co umożliwiłoby wypełnianie nałożonych na nich zadań i realnie podniosłoby jakość sądzenia oraz wyroków. Szkoda tylko, że młodzi sędziowie rejonowi nie będą mogli korzystać z wiedzy zawodowej i doświadczenia życiowego ławników, zwłaszcza w pierwszych latach orzekania.

Patrząc przez pryzmat roli ławy przysięgłych w systemie anglosaskim na udział ławników w polskim wymiarze sprawiedliwości, lepiej oceniłbym nasz system prawny. Na potwierdzenie przytoczę słowa sędziego amerykańskiego, profesora prawa, który wizytował warszawski sąd i przypatrywał się procesowi z udziałem ławników. Powiedział on, że nasz system jest lepszy, bo sędzia ma możliwość dyskutowania z ławnikami o winie, natomiast sędzia anglosaski tylko poucza ławę przysięgłych o istniejących dowodach i nie ma żadnego wpływu na ich werdykt w zakresie winy. Ten goszczący w Polsce amerykański sędzia przyznał, że bywały takie sprawy, w których werdykt ławy przysięgłych był inny aniżeli przypuszczał, że będzie. I dlatego uważa, że nasz system ławniczy, w którym sędzia również decyduje o winie, jest zdecydowanie lepszy, nawet wtedy, gdy ławnicy skorzystają z możliwości złożenia votum separatum.

Apelacja prawie jak kasacja

I na koniec jeszcze jedno spostrzeżenie wynikające z obserwacji rozwiązań zastosowanych w brytyjskim prawie.

W tamtym systemie prawnym apelacja usytuowana jest prawie na poziomie naszej kasacji. Adwokaci nie mogą skarżyć winy, tylko karę bądź błędy procesowe sędziego, podczas składania sprawozdania dla ławy przysięgłych. Nadto wniesienie apelacji wymaga zgody sądu odwoławczego (apelacyjnego), który stwierdza wstępnie zasadność wniosku, co powoduje, że nikłe są szanse powodzenia znaczącej liczby odwołań.

Szkoda, że w polskim systemie nie ma takich ograniczeń i takich uprawnień dla sądów odwoławczych. Byłoby mniej apelacji, a co za tym idzie mniej zaległych spraw.

Źródło : Rzeczpospolita

Wyrok w Anglii, kara w Polsce

Włodzimierz Brazewicz 14-02-2008, ostatnia aktualizacja 14-02-2008 07:41

W głośnej sprawie Jakuba T. zastosowanie ma także konwencja o przekazywaniu osób skazanych sporządzona w Strasburgu 21 marca 1983 r. – pisze Włodzimierz Brazewicz, sędzia Sądu Okręgowego w Gdańsku

Autor artykułu “Czego dowodzi sprawa Polaka, którego angielski sędzia dwukrotnie skazał na dożywocie” (“Rz” z 1 lutego) dalsze losy skazanego Jakuba T. po przekazaniu go do Polski w celu wykonania kary orzeczonej w Anglii wiąże z podjęciem przez sąd polski decyzji w trybie art. 607s § 4 kodeksu postępowania karnego. Jednak takie stanowisko w świetle polskiego prawa może być nietrafne.

Art. 607s k.p.k. odnosi się do sytuacji, gdy europejski nakaz aresztowania (ENA) został wydany w innym państwie niż Polska, dotyczy obywatela polskiego (między innymi) i przekazanie ma nastąpić w celu wykonania kary pozbawienia wolności orzeczonej przez sąd innego państwa.

W takim wypadku polski sąd odmawia wykonania ENA i jednocześnie orzeka o wykonaniu kary pozbawienia wolności w Polsce. Określa wówczas kwalifikację prawną czynu przypisanego skazanemu według przepisów prawa polskiego i jednocześnie jest związany wymiarem kary orzeczonym przez sąd państwa wydania ENA.

Ponieważ Jakub T. jest obywatelem polskim, przekazanie go władzom sądowym Anglii – jak słusznie autor zauważa — musiało nastąpić pod warunkiem wynikającym z artykułu 607t k.p.k., zgodnie z którym po prawomocnym zakończeniu postępowania w Anglii zostanie odesłany do Polski. Skoro tak, to rodzi się pytanie, czy przez analogię można stosować wobec niego wspomniany art. 607s k.p.k. Odpowiedź jest przecząca, bo przepis ten stwarza mniej korzystną sytuację dla skazanego niż stosowanie ogólnych zasad przyjętych przy przyjmowaniu do wykonania w Polsce wyroków wydanych za granicą.

Wydaje się, że trafny jest pogląd, zgodnie z którym Zjednoczone Królestwo po wydaniu obywatela polskiego z zastrzeżeniem odesłania go do Polski w celu odbycia orzeczonej tam kary musi wyrazić zgodę na stosowanie w tym zakresie umów międzynarodowych i prawa państwa wykonania kary, czyli polskiego. Ponieważ przekazanie Jakuba T. nastąpiło z zastrzeżeniem odesłania go do Polski w celu odbycia kary pozbawienia wolności (tak zakładam), strona brytyjska musiała to zaakceptować i tym samym nie może go przekazać do Polski w celu odbycia kary pod żadnym warunkiem.

Mówiąc o warunkach, po których spełnieniu państwo skazania może przekazać skazanego obcokrajowca do wykonywania kary w państwie, którego jest obywatelem, należy mieć na uwadze zastrzeżenie tzw. wykonywania kary w dalszym ciągu. Powoduje ono, że karę należy wykonać w takim wymiarze, w jakim została orzeczona, w państwie skazania, czyli w tym wypadku w Anglii, i niedopuszczalne jest żadne modyfikowanie jej w celu dostosowania do prawa polskiego. Wynika to z art. 10 konwencji o przekazywaniu osób skazanych sporządzonej w Strasburgu 21 marca 1983 r. (konwencja).

Jeżeli jednak takiego zastrzeżenia strona brytyjska nie może uczynić, bo przekazanie nastąpiło na polskich warunkach, na skutek orzeczenia polskiego sądu, to będziemy mieli do czynienia z przekształceniem kary w taki sposób, aby ta, którą będzie musiał Jakub T. odbyć na terenie Polski, była zgodna z polskim prawem i maksymalnie zbliżona do kary orzeczonej przez sąd w Exeter, co w efekcie prowadzi do tego, że Jakub T. będzie musiał w Polsce odsiedzieć 15 lat. Wynika to z art. 9 i 11 konwencji.

Ale nawet gdyby odbywał w Polsce karę dożywotniego pozbawienia wolności, to i tak o warunkowe przedterminowe zwolnienie będzie się mógł ubiegać po dziewięciu latach, a nie po 25, jak wynika to z art. 78 § 3 k.k. Dlaczego? Dlatego, że zgodnie z art. 10 ust. 2 i art. 11 ust. 1d konwencji przekształcenie kary zgodnie z prawodawstwem państwa wykonania kary nie może doprowadzić do pogorszenia sytuacji skazanego.

Tak więc do stworzenia Jakubowi T. szansy opuszczenia zakładu karnego bez konieczności odbycia dożywotniego pozbawienia wolności czy też 25 lat pozbawienia wolności nie jest potrzebne korzystanie przez prezydenta RP z prawa łaski.

Od redakcji:

Sędzia Włodzimierz Brazewicz jest autorem pytania do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zgodności z art. 55 Konstytucji RP art. 607t k.p.k., w wyniku którego 27 kwietnia 2005 r. Trybunał orzekł o niezgodności tego przepisu z konstytucją.

Źródło : Rzeczpospolita

Żołnierz z Nangar Khel pisze do żony: Ja do kicia nie pójdę

Łukasz Zalesiński 13-02-2008, ostatnia aktualizacja 14-02-2008 03:41

"Rzeczpospolita" dotarła do listu, który krótko po incydencie w Nangar Khel wysłał do żony jeden z aresztowanych później żołnierzy. Przedstawia on własną wersję wydarzeń, według której podczas ostrzału zdarzył się nieszczęśliwy wypadek.

Żołnierz pisze też: - Ja do kicia nie pójdę. I chyba będziesz musiała w razie czego opuścić ten wspaniały kraj.

Czy planował ucieczkę? Właśnie na taką ewentualność powoływała się prokuratura składając wniosek o przedłużenie aresztu. - To absurd - mówi żona żołnierza. - Jeśli mąż chciałby uciekać, zrobiłby to już w Tadżykistanie. W liście nawiązał jedynie do naszych planów na przyszłość. Wiele podróżujemy. Od dawna planowaliśmy długi urlop za granicą.

List żołnierza

Cześć kochanie,

buziaki dla malej Pasi no i dla Ciebie moje, moje. Napiszę ci teraz to co zaszło, ale pamiętaj, że to super wielka tajemnica. Nie możesz jej zdradzić nikomu bo będzie draka. Teraz generały i ministry głowią się jak zatuszować tą sprawę. Podobno od 2 wojny światowej nie było takiej draki. Był u nas dziś generał z prokuratorem. Zarzutów na razie nie ma, ale niebawem. Chyba będzie tak, że część plutonu (grupa która była najbliżej wydarzenia) zjedzie do Bagram na resztę misji. Że niby przeciwko matactwom itp. Będzie nas kilku albo kilkunastu. Mówi że do kraju raczej nie, chyba że już będą zarzuty. No problemo.

W Bagram jest jak w raju. I odpoczniemy. Rotacja? mamy problem z rotacjami medycznymi a co dopiero inni. Dwóch kolesi ciężko chorych (od nas z plutonu) będzie miało operacje w Polszy a dopiero za ocho, kto wie. Może będzie miejsce dla nich pod koniec miesiąca. Więc jak widzisz do kraju mogą nas zrotować w październiku, a wtedy zaczyna się normalna rotacja. Dla nas była przewidziana na 24-27 października.

A więc wszystko było tak:

Pewnego dnia w takim złym miejscu w górach, gdzie nas nie kochają wybuchły 2 IED. Jedno pod Amerykanami a drugie kilkaset metrów dalej pod naszymi. Rosomak już do kasacji. Wszyscy przeżyli. No i ja bylem wtedy w bazie. Olo wezwał Bolca (mojego d-ce plutonu) i dał prikaz jechania w tamtą okolicę i strzelania z moździerzy do punktów obserwacyjnych.

Mieliśmy wziąć oprócz swoich mosków także jednego 98 mm z plutonu wsparcia (jechali z nami). Wszystko byłoby o.k. gdyby nie to ze już przed samym wyjazdem Olo wezwał Bolca (poszliśmy też z Borysem) i dał nam gridy i nazwy 3 miejscowości i kazał nam je "zrównać z ziemią". No wiesz jak to jest.

Zapytaliśmy jeszcze raz. Potwierdził i jeszcze pogadał na temat talibów.Wyszliśmy z TOC-u i ustaliliśmy, ze nie będziemy strzelać do wiosek, ale trzeba działać bo rozkaz to rozkaz. Przedstawiłem rozkaz plutonowi i ruszyliśmy. Po drodze myśleliśmy że Olo ochłonie i zmieni zdanie.Zajechaliśmy, rozstawiliśmy pluton i myślimy.

Borys zajął stanowisko tak że miał na prawo za gorą wioskę. Postanowiliśmy że jej nie będziemy niszczyć jak mówił Olo. Borys dostał sektor pomiędzy wioską a takimi pojedynczymi zabudowaniami. My pojechaliśmy do tych od 98 i daliśmy im namiary na te wioski. Mieli być przygotowani do strzelania z amunicji kasetowej. To taka, po której nic by nie było do zbierania we wiosce.

Kazali to kazali. Rozkaz. Wiec my temu od tej 98 powiedzieliśmy ze ma czekać na komendę. I nie strzelać nigdzie bez niej. No i na szczęście on posłuchał. My podjechaliśmy dalej do miejsca gdzie było IED. Tam Bolec dzwonił do Ola myśląc że ten zmieni zdanie, a on nic. Ja oglądałem jeńca, którego znaleźli niedaleko IED (drugi ranny odleciał medevaciem do Szarany). Kolesia nieźle poturbowali. Był winny bo mieli broń, kamerę itp.

No i Borys zaczął strzelać. No i miał pecha bo na 24 granaty 3 albo 4 wpadły do zabudowań. Salwę wcześniej na tych samych nastawach miał z 400metrów dalej a ta wpadła do wioseczki (2 domki). Pech jak nic. Ale tez i amunicja nigdy nie była testowana na 2500. U nas to Rysy a tu normalka.Poza tym zdarzało się ze latała jak chciała i spadała albo za daleko albo za blisko. No i Borys trafił w ludzi. Suma sumarum 6 zabitych i 3 ciężko ranni. Ranni polecieli do szpitala. Tragedia. Na drugi dzień była we wiosce szura z miejscowymi. Dostali w ch...j zboża, mąki i... po problemie. Wybaczyli. Jeszcze zaraz po wypadku mąż jednej z kobiet pytał ile dostanie za żonę.

No i znasz cala prawdę. A wiesz co najgorsze? Że (... ) Olo uśmiecha się i bawi jak gdyby nic. No i on oczywiście nic nie mówił. Udaje supergościa.

I to on jednego dnia wysyła nas na akcję (zresztą takze bezsensowną) a później podaje do Bagram żeby wszystkich z nas rotować. Nawet kolesi którzy tylko gdzieś tam siedzieli na ubezpieczeniu ( ... ) Myśli że jak się nas pozbędzie to wpłynie na innych? Nie nie panie kolego. Masz pecha bo naszą wersję przedstawił także jeden koleś który miał wtedy służbę w TOC-u. I powiedział prawdę. Prokurator wie.

No tak. A co ze mną? Nie wiem. Adwokata weźmiemy grupowo jakby co. I może to będzie koleś który wybronił Bagsika (ten od afery ART B).

Działa na naszą korzyść dużo okoliczności:- zagrożenie życia (2 IED tego dnia),- stres pola walki,- działania wojenne,- wadliwa amunicja,- przemęczenie wyjazdami ( patrol 10-dniowy a po nim tylko 1 dzień odpoczynku),- wykonywanie rozkazu:

Art. 318. Nie popełnia przestępstwa żołnierz, który dopuszcza się czynu zabronionego będącego wykonaniem rozkazu, chyba że wykonując rozkaz umyślnie popełnia przestępstwo.

§ 2. W razie wykonania rozkazu, o którym mowa w § 1, niezgodnie z jego treścią w celu istotnego zmniejszenia szkodliwości czynu, sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary lub odstąpić od jej wymierzenia.

Skoro strzelaliśmy tak by nikogo nie trafić to ten paragraf działa na naszą korzyść.Sprawa jeżeli wyjdzie na jaw pogrąży ten rząd jak nic.

Tak starają się to zatrzeć, ze Genio jawnie mówi żeby nic nikomu nie mówić, ze trzeba opinię publiczną powstrzymać itp. Że sprawa będzie, ale przecież to wojna. Tak się zdarza itp.

Wiec jeżeli oni tu zacierają ślady (przed NATO i opinią publiczną w kraju) a w Polsce nas będą chcieli zniszczyć to co? Nie powiemy światu prawdy? Nawet kosztem kompromitacji na arenie międzynarodowej? Już teraz. W tej chwili. Ja nie mam oporów. Olo jeszcze zobaczy. Przecież to nas nazywają po kiblach mordercami. I będą nawet jak już wyjdzie prawda. Bo i po trosze racja. Więc ten koleś odpokutuje.

Co do mnie? Może być tak ze w Polsce przejdziemy test na prawdę. Ja spoko. To czego ja bylem świadkiem mogę mówić bez zająknięcia. Odnośnie samego niszczenia wiochy to nic nie widzieliśmy z Bolcem, wiec prawdę znamy jedynie od Borysa i kolesi od niego. Nikomu poza Olem nie zaszkodzę. I tak nie bylem przesłuchiwany do tej pory (będzie błąd proceduralny).

Więzienie? Nie sądzę. Najwyżej zawiasy a i tak one skończą się wydaleniem z armii. Tak bywa. Ale to ostateczność.

Nie byłem notowany, wzorowy żołnierz no i medal od ministra za wzorową służbę na 15 sierpnia ("Siły Zbrojne w Służbie Ojczyzny&"). Czynniki łagodzące.

A poza tym... czy widziałaś jak gaśnie płomyk w oczach dzikich zwierząt zamkniętych w zoo? Mój nigdy nie zgaśnie. Jak już powiedziałem: JA DO KICIA NIE PÓJDĘ. I chyba będziesz musiała w razie czego opuścić ten wspaniały kraj. Tak pisałaś: "zawsze z tobą mój kochany mężusiu".

No to wszystko na ten temat.

Nie martw się bo ja jestem bardzo spokojny. Ja swoje życie traktuję jako przeznaczenie. Tak miało być i będzie jak ma być. Ładnie to powiedziałem co? Możesz mnie cytować. Pozwalam.

Będę kończyć mój długi liścik. Kraje do wyboru: Kanada, Argentyna, Brazylia, Australia, Panama....

Propozycje?

Buzie

Kocham i lubię

Źródło : Rzeczpospolita

Ofiary powodzi, wypadków w kopalniach i katastrof lotniczych dostaną specjalną pomoc

Marek Domagalski 13-02-2008, ostatnia aktualizacja 13-02-2008 08:18

Prezydent skierował do Sejmu projekt ustawy o Funduszu Pomocy Ofiarom Klęsk Żywiołowych. Nie ma stanowiska rządu co do tej inicjatywy

A stanowisko to jest ważne, bo wśród dochodów funduszu lwią część stanowić będą dotacje budżetowe.

Ustawa ma na celu stworzenie podstawy prawnej do udzielania pomocy finansowej ofiarom klęsk żywiołowych oraz członkom ich rodzin. Dotychczas uregulowano tryb wprowadzania i znoszenia stanu klęski żywiołowej w razie katastrof naturalnych lub awarii technicznych (ustawa o stanie klęski żywiołowej), ale nie ma regulacji, która określałaby zasady pomocy finansowej i rzeczowej ofiarom klęski żywiołowej i ich rodzinom.

Na dochody funduszu składać się mają darowizny, spadki, zapisy, wpływy ze zbiórek publicznych oraz odsetki od środków finansowych funduszu, ale zwłaszcza dotacje z budżetu państwa. Dysponentem funduszu ma być szef Kancelarii Prezydenta RP, a dla zapewnienia efektywnego wykorzystania środków przewiduje się powołanie Komitetu Pomocy Ofiarom Klęsk Żywiołowych jako ciała doradczego.

Ustawa nie tworzy nowego prawa (podmiotowego) dla poszkodowanych w katastrofach (ma być dopełnieniem obecnego systemu pomocy). Tym samym nie „dostaną” oni roszczenia o to świadczenie (nie będą mogli dochodzić go przed sądem). Intencją jest stworzenie podstawy do udzielania wsparcia ofiarom, które nie mogą otrzymać wystarczającej pomocy z innych źródeł.

Szczegółowy zakres działania komitetu określi regulamin, a jawność gospodarki finansowej funduszu ma zapewnić publikowanie w Biuletynie Informacji Publicznej źródeł jego dochodów oraz wydatków.

Szybki i skuteczny dostęp do pomocy ma zapewnić tryb przekazywania świadczeń, który określić ma w akcie wykonawczym minister finansów. Zakres (wielkość) pomocy przyznawanej ze środków funduszu określać ma zaś corocznie ustawa budżetowa. Wedle projektu ustawa miałaby wejść w życie 1 stycznia 2009 r.

Prawie identyczny projekt prezydent Lech Kaczyński skierował półtora roku temu do Sejmu poprzedniej kadencji. Zgodnie jednak z zasadą dyskontynuacji prac sejmowych prezydent, który nie zrezygnował z tej inicjatywy, musiał wnieść projekt do Sejmu powtórnie.

– Idea funduszu jest szczytna i wymaga uregulowania prawnego, ale projekt nie spełnia naszych oczekiwań – mówił w trakcie prac sejmowych w poprzedniej kadencji w imieniu PO (wtedy w opozycji) poseł Marek Biernacki. Wskazywał, że dotychczas to premier decydował o pomocy państwa ofiarom klęsk żywiołowych ze środków rezerwy budżetowej.

Ówczesny rząd nie zajął wobec prezydenckiego projektu stanowiska. – Obecny rząd z kolei nie zajął jeszcze stanowiska wobec nowego (starego) projektu prezydenta – poinformował „Rz” Jakub Lutyk, rzecznik Ministerstwa Finansów.

Źródło : Rzeczpospolita

Banki zarobią ponad 15 mld zł

Jak będzie rosła aktywność banków  (Rozmiar: 83355 bajtów)
Jak będzie rosła aktywność banków
Maciej Majewski, partner Deloitte  (Rozmiar: 6549 bajtów)
Maciej Majewski, partner Deloitte
  • W 2008 roku banki planują uruchomić 1,5 tys. nowych placówek
  • Zysk netto sektora bankowego w 2008 roku wzrośnie o 10-15 proc.
  • Akcja kredytowa będzie rosła wolniej, ale na popularności zyskają depozyty

RAPORT

W tym roku banki poprawią swój łączny zysk, ale tylko o 10-15 proc. Dynamika będzie więc o połowę niższa od zanotowanej w 2007 roku, kiedy po wzroście o 28 proc. zysk netto sektora sięgnął 13,7 mld zł. Takiego tempa nie uda się powtórzyć - przewidują analitycy.

- Rok 2007 był dla banków wyjątkowo dobry, prawdopodobnie najlepszy w ostatnich dziesięciu latach. Ten będzie dla sektora trudniejszy, choć łączny zysk banków może być lepszy o kilkanaście procent - przewiduje Dariusz Górski, niezależny analityk.

Czas na kredyty konsumpcyjne

Według Marka Jurasia z DM BZ WBK zysk sektora bankowego w tym roku może się zwiększyć o 10-15 proc. Podobne tempo wzrostu wyniku finansowego przewiduje Andrzej Powierża analityk Domu Maklerskiego Banku Handlowego, choć zastrzega, że to pozytywny scenariusz. Jego zdaniem nie można wykluczyć sytuacji, w której sektor bankowy nie odnotuje wyraźnego wzrostu zysku netto.

Akcja kredytowa nadal będzie rosła, choć wolniej niż w poprzednich latach.

- Nadal silna pozostanie dynamika kredytów, choć obniży się wobec tej z 2007 roku. Jedną z przyczyn będzie większa restrykcyjność banków w udzielaniu kredytów spowodowana m.in. problemami z płynnością na świecie. Ale również dalszy wzrost cen nieruchomości w Polsce spowoduje zmniejszenie zdolności kredytowej części potencjalnych kredytobiorców. Wciąż silna pozostanie konsumpcja, w części też finansowana pożyczonymi pieniędzmi. Nadal będą rosły kredyty dla firm, bo muszą one dalej inwestować, aczkolwiek firmy też patrzą na to, co się dzieje na świecie - wyjaśnia Maja Goettig, ekonomistka Banku BPH.

Zdaniem Marty Jeżewskiej, analityka DI BRE, motorem napędowym będą kredyty konsumpcyjne.

- W momencie kiedy rosną koszty finansowania akcji kredytowej ten segment staje się bardzo atrakcyjny dla banków, ponieważ pozwala realizować wysokie marże - uzasadnia analityk DI BRE.

Według ekonomistów Banku BPH średni wzrost kredytów dla gospodarstw domowych sięgnie 26,1 proc. (38,7 proc. w 2007 roku), a firm 19,9 proc. (21 proc. w 2007 roku)

Depozyty ludności będą rosły, bo sytuacja na giełdach skłoniła część ludzi do wycofania środków z giełdy i przeniesienia ich do banków, które mocno kuszą klientów, zwiększając ich oprocentowanie. Banki będą musiały kompensować mniejsze przychody ze sprzedaży jednostek uczestnictwa funduszy np. poprzez efektywniejsze oferowanie lokat strukturyzowanych.

Koszty będą rosły

W najnowszym raporcie ekonomiści Banku BPH prognozują, że w 2008 roku depozyty gospodarstw domowych będą rosły średnio o 14 proc. (9,4 proc. w 2007 roku) przy 16,9-proc. (23,7 proc.) wzroście depozytów firm.

W tym roku banki będą musiały zadbać nie tylko o wzrost, lecz także o jego efektywność mierzoną zwrotem z kapitału oraz zwrotem na aktywach. W I połowie roku może się pogorszyć relacja kosztów do dochodów, więc nawet utrzymanie wskaźników efektywności z ubiegłego roku będzie sukcesem - uważają analitycy.

Do osiągnięcia sukcesu nie wystarczy już dobra pozycja w jednym segmencie np. kredytów hipotecznych, ale wszechstronna oferta.

Ponad 1000 nowych placówek

Mimo rosnącej popularności bankowości elektronicznej kluczowa dla sprzedaży produktów jest sieć placówek. Dlatego niemal wszystkie banki zapowiadają uruchamianie nowych oddziałów. Sieć może się zwiększyć o 1,5 tys. placówek. Tylko te banki, które ujawniają swoje plany wzrostu sieci, uruchomią 1165 placówek. Część banków nie podaje planów, a na rynku pojawią się nowi gracze, m.in. bank tworzony przez Wojciecha Sobieraja wraz z włoską Grupą Carlo Tassara, działalność rozpocznie także Allianz Bank. Ruszy też Bank Współpracy Europejskiej pod nowym logo i z nowym właścicielem.

Dlatego wzrost sieci placówek może być jeszcze większy. Banki stosują różne strategie, choć trwa moda na placówki partnerskie. Przykładowo Eurobank otworzy 60 oddziałów własnych i 112 franczyzowych, a dodatkowo placówki przeznaczone do sprzedaży kredytów ratalnych oraz punkty specjalizujące się w oferowaniu kredytów hipotecznych.

PKO BP ma dość oddziałów

- Oddziały własne uruchamiamy w miastach powyżej 25 tys. osób, w mniejszych miejscowościach otwieramy placówki franczyzowe. Zwiększamy także naszą sieć w największych ośrodkach miejskich. Chcemy, by nasze produkty były jeszcze bardzie dostępne, a klienci szybciej obsługiwani, a do tego potrzebna jest rozbudowana sieć placówek - wyjaśnia Grzegorz Święch, dyr. departamentu sprzedaży Eurobanku.

Niektóre banki prowadzą sieci partnerskie pod odrębną marką, tak jak BZ WBK posiadający ponad 400 oddziałów własnych, w tym roku uruchomi 200 nowych placówek pod nazwą Minibank i na koniec roku ma być ich łącznie 300.

Tylko PKO BP nie przewiduje przyrostu liczby placówek, ponieważ ma wystarczającą sieć ponad 1,2 tys. oddziałów i ponad 2,2 tys. agencji.

Bank nie wyklucza jednak tworzenia nowych oddziałów w szczególnie atrakcyjnych lokalizacjach. Zmieni się natomiast profil działalności agencji PKO BP. Efektem ma być powstanie tzw. nowych agencji, pozwalających na obsługę klientów w szerszym zakresie, porównywalnym z oddziałem.

- Chcemy, aby sprzedaż produktów bankowych: pożyczek gotówkowych, kart kredytowych, kredytów hipotecznych, rachunków bankowych, ale również lokat i funduszy inwestycyjnych stała się głównym zadaniem nowych agencji, natomiast transakcje gotówkowe jedynie przyczyniały się do generowania ruchu w agencjach - tłumaczy Tomasz Fill z PKO BP. Start nowych agencji planowany jest na czerwiec.

- Szacujemy, że ok. 20 proc. nowych agencji powstanie w wyniku konwersji obecnych - dodaje Tomasz Fill.

Pekao, który jest głównym konkurentem PKO BP, po przejęciu części placówek Banku BPH zwiększył swoją sieć i ma już ponad 1 tys. placówek i pracujemy nad dalszym rozwojem sieci.

MONIKA KRZEŚNIAK

monika.krzesniak@infor.pl

OPINIA

MACIEJ MAJEWSKI

partner Deloitte

Konsumpcja indywidualna wzmacniana przez środki z Unii oraz zarobki Polaków za granicą będzie mocno napędzała popyt na kredyty konsumenckie, które stanowić będą jeden z bardziej zyskownych produktów na rynku. Wzmożona akcja kredytowa może w niektórych bankach prowadzić do przejściowych kłopotów z płynnością, ale nie jest to zjawisko systemowe. Toteż najlepszy czas na nowe inicjatywy bankowe. Stopień ubankowienia w Polsce jest ciągle niski, a klientów bankowych przybywa nie tylko z uwagi na nowe roczniki wkraczające w życie zawodowe, ale także wzrost zamożności oraz zaufania do banków.

Spadki: zapłata podatku zależy od miejsca zamieszkania

  • Już cztery sądy administracyjne orzekły, że spadki otwarte po 12 maja 2006 r. są zwolnione z podatku
  • WSA w Warszawie uważa jednak, że ulga dla najbliższej rodziny obowiązuje od 1 stycznia 2007 r.
  • Korzystne dla podatników wyroki zostały już zaskarżone do NSA przez izby skarbowe

ANALIZA

Podatnicy, którzy nabyli spadki po 12 maja 2006 r. a przed 1 stycznia 2007 r., znajdują się w odmiennej sytuacji, w zależności od miejsca zamieszkania. Spadkobiercy z Bydgoszczy, Olsztyna, Poznania czy Gliwic - którzy złożyli skargi na decyzje organów podatkowych i spełnili ustawowe warunki - są zwolnieni z podatku od spadków, a znajdujący się w identycznej sytuacji podatnicy z Warszawy muszą już zapłacić podatek.

- W szczególnie niekorzystnej sytuacji znajdują się osoby, których sprawy rozpatrzy Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie, stojący na stanowisku, że zwolnienie nie ma zastosowania do rzeczy lub praw majątkowych nabytych w omawianym okresie - potwierdza Łukasz Bączyk, konsultant w dziale doradztwa podatkowego PricewaterhouseCoopers.

Te same przepisy...

Wszyscy spadkobiercy - małżonkowie, zstępni, wstępni, pasierbowie, rodzeństwo, ojczymowie i macochy - po spełnieniu warunków ustawowych - są zwolnieni z podatku od spadków. Należy zgłosić nabycie własności rzeczy lub praw majątkowych w terminie miesiąca od dnia powstania obowiązku podatkowego naczelnikowi urzędu skarbowego. Jeśli spadkiem były pieniądze, podatnicy muszą dodatkowo udokumentować ich otrzymanie. Spory rodzą przepisy art. 3 ust. 1 oraz art. 3 ust. 2 ustawy nowelizującej ustawę o podatku od spadków i darowizn (Dz.U. z 2006 r. nr 222, poz. 1629). Pierwszy stanowi, że do nabycia własności rzeczy lub praw majątkowych, które nastąpiło przed 1 stycznia 2007 r., stosuje się przepisy sprzed nowelizacji z zastrzeżeniem ust. 2 i 3. Natomiast z art. 3 ust. 2 wynika, że zwolnienie z podatku dla członków najbliższej rodziny stosuje się też do nabycia własności rzeczy lub praw majątkowych, które nastąpiło po 12 maja 2006 r.

... różne wyroki

Wyroki w sprawach zwolnienia z podatku tzw. starych spadków wydało już pięć wojewódzkich sądów administracyjnych. WSA w Bydgoszczy, Olsztynie, Poznaniu i Gliwicach twierdzą, że spadki otwarte po 12 maja 2006 r. są zwolnione z podatku. Tylko WSA w Warszawie orzekał odmiennie, czyli że zwolnienie przysługuje spadkom otwartym po 1 stycznia 2007 r.

Jak podkreśla Marcin Eckert, radca prawny, dyrektor działu doradztwa podatkowego Mazars w Polsce, stanowisko warszawskiego WSA niekorzystne w tej sprawie dla podatników odbiło się szerokim echem wśród doradców podatkowych i zainteresowanych podatników.

- Na szczęście stanowisko to pozostaje odosobnione i WSA z innych województw wydają orzeczenia korzystne dla podatników. Taka rozbieżność w orzecznictwie powoduje możliwość innego traktowania podatników w identycznych sprawach, co jest nie do pogodzenia z zasadami konstytucyjnymi - uważa Marcin Eckert.

Łukasz Bączyk z PricewaterhouseCoopers dodaje, że na rozbieżnościach interpretacyjnych tracą osoby, które nabyły własność rzeczy lub praw majątkowych od małżonka, zstępnego, wstępnego, pasierba, brata, siostry, ojczyma lub macochy po 12 maja 2006 r., a przed 1 stycznia 2007 r.

- Osoby te mogą mieć wątpliwości, czy właściwy dla nich sąd orzeknie w przedmiotowej sprawie na ich korzyść (tj. czy uzna, że nabycie jest zwolnione z podatku) - mówi Łukasz Bączyk.

Jego zdaniem, rozbieżności interpretacyjne są wynikiem niejasnego sformułowania przepisów przejściowych do ustawy o podatku od spadków i darowizn.

Niezrozumiała wykładnia

Dla podatników wykładnia zwolnienia w podatku od spadków dokonana przez warszawski WSA jest więc niezrozumiała. Pozostałe sądy administracyjne podają argumentację, którą popierają eksperci podatkowi.

- W mojej ocenie, zwolnienie opisane w art. 4a ustawy o podatku od spadków i darowizn, które weszło w życie 1 stycznia 2007 r., zdecydowanie powinno stosować się również do spadków nabytych w okresie od 13 maja do 31 grudnia 2006 r. - twierdzi Marcin Eckert. Z tym stanowiskiem zgadza się Łukasz Bączyk.

- Biorąc pod uwagę wykładnię celowościową przepisów nowelizacji ustawy o podatku od spadków i darowizn, można odnieść wrażenie, że intencją ustawodawcy przy wprowadzaniu przepisów przejściowych było zwolnienie rzeczy i praw majątkowych nabytych po 12 maja 2006 r., a przed 1 stycznia 2007 r. - uważa nasz rozmówca.

Marcin Baran, doradca podatkowy Ernst & Young, uważa że podatnicy nie mogą ponosić odpowiedzialności za błędy ustawodawcy wynikające z niejasnych przepisów.

Jak dowiedziała się GP, korzystne wyroki wojewódzkich sądów administracyjnych zostały już zaskarżone przez izby skarbowe do NSA.

Aby skorzystać ze zwolnienia w podatku od spadków, należy nabycie własności rzeczy lub praw majątkowych zgłosić na formularzu SD-Z1 w terminie miesiąca od powstania obowiązku podatkowego naczelnikowi urzędu skarbowego