Pokazywanie postów oznaczonych etykietą PRAWO KONSTYTUCYJNE. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą PRAWO KONSTYTUCYJNE. Pokaż wszystkie posty

sobota, 10 lipca 2010

Opinia specjalistów ws. urzędu wiceprezydenta

wczoraj, 16:58 MK / PAP
Urna wyborcza, fot. AFP
Urna wyborcza, fot. AFP

Urząd wiceprezydenta jest zbędny w polskim systemie parlamentarno-gabinetowym - tak konstytucjonaliści komentują pomysł szefa SLD Grzegorza Napieralskiego dotyczący powołania takiego urzędu. Posłowie PO, PiS i PSL są sceptyczni, ale nie wykluczają dyskusji.

W czwartek Napieralski zaproponował wprowadzenie w Polsce urzędu wiceprezydenta - nominowanego przez prezydenta wybranego w wyborach powszechnych - który mógłby jednocześnie być szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

Pozwoliłoby to też - zdaniem szefa SLD - na uniknięcie takiej sytuacji, jaka miała miejsce w czwartek, gdy obowiązki prezydenta sprawowały trzy osoby. Rano był to prezydent elekt Bronisław Komorowski, który jako marszałek Sejmu został p.o. prezydenta po śmierci Lecha Kaczyńskiego. Po zrzeczeniu się przez Komorowskiego funkcji marszałka, obowiązki prezydenta przejął marszałek Senatu Bogdan Borusewicz, a po wyborze nowego marszałka Sejmu - w czwartek wieczorem - p.o. prezydenta został Grzegorz Schetyna.

- To nie jest dobry pomysł - ocenił dr Ryszard Balicki z Uniwersytetu Wrocławskiego. - Urząd wiceprezydenta wiąże się raczej z systemem czysto prezydenckim, gdzie prezydent skupia całą władzę wykonawczą, stąd tam jest bardzo potrzebny wiceprezydent, gdyby coś się stało z prezydentem - zaznaczył konstytucjonalista.

Jego zdaniem w polskim systemie - parlamentarno-gabinetowym - powołanie urzędu wiceprezydenta mijałoby się z celem. - To niepotrzebne tworzenie kolejnego urzędu, wysoko postawionej osoby, która tak naprawdę nie miałaby konkretnych zadań - zauważył. Pytany o pomysł, by wiceprezydent był jednocześnie szefem BBN, ocenił to jako próbę "znalezienia zajęcia dla nowo tworzonego urzędu".

Polska wypracowała własną tradycję - mówił Balicki - według której w szczególnych sytuacjach, określonych w konstytucji, prezydenta zastępuje marszałek Sejmu. Formuła ta sprawdziła się - według niego - po katastrofie smoleńskiej. - Ja bym tego nie zmieniał. (...) Działamy pod wpływem chwili, kiedy doszło do zastępstwa i to drugiego stopnia, kiedy wchodził również w grę marszałek Senatu. To jest jednak sytuacja wyjątkowa - zaznaczył.

Także konstytucjonalista Piotr Winczorek podkreślał w rozmowie z PAP, że "pewną tradycją narodową od okresu międzywojennego" jest przejmowanie obowiązków prezydenta przez marszałka Sejmu. Jak mówił, po tragedii smoleńskiej sytuacja skomplikowała się, bo marszałek Sejmu - p.o. prezydenta - Bronisław Komorowski był jednocześnie kandydatem na prezydenta. - Ale gdyby tak nie było, gdyby ktoś inny kandydował, nie marszałek, wszystko by się odbywało w sposób bezgłośny - ocenił.

Winczorek, podobnie jak Balicki, jest zdania, że urząd wiceprezydenta "nie przystaje" do polskiego ustroju parlamentarno-gabinetowego. - Chyba że (Napieralski) chce ten ustrój zasadniczo zmienić i wprowadzić system prezydencki, to wtedy można o tym mówić - dodał konstytucjonalista. Podkreślił, że wiceprezydent jest "instytucją systemu prezydenckiego, a nie systemu parlamentarnego czy parlamentarno-gabinetowego". - Wiceprezydenci są w tych krajach obecnie, w których jest system prezydencki. Stany Zjednoczone to typowy przykład - dodał.

Parlamentarzyści PO, PiS i PSL - pytani przez PAP, jak oceniają propozycję Napieralskiego - byli raczej sceptyczni, choć nie wykluczali dyskusji na ten temat.

Wiceszef klubu PO Waldy Dzikowski powiedział, że Platforma Obywatelska nie uchyla się od dyskusji na ten temat. Jak dodał, wydaje się jednak, że to "lekko amerykański sposób". Zaznaczył, że państwo polskie po tragedii smoleńskiej "dało sobie radę", a ciągłość władzy została utrzymana.

Zdaniem Dzikowskiego propozycja Napieralskiego to "kolejny element do debaty konstytucyjnej, rozmów na ten temat". Jednocześnie - mówił poseł PO - propozycja szefa SLD może wynikać z jego chęci podtrzymania zainteresowania swoją osobą. "Kampania się skończyła, a Grzegorz Napieralski ją kontynuuje" - zauważył.

- Pomysł Napieralskiego jako jeden z wielu pomysłów mógłby być np. omówiony przez konwent konstytucyjny" - mówił z kolei rzecznik PiS Mariusz Błaszczak. Jak przypomniał, PiS proponował powołanie konwentu zajmującego się tematem zmian w konstytucji, w którego skład weszliby politycy, naukowcy i eksperci. "Ten projekt został odrzucony przez PO, szkoda - zaznaczył.

W opinii Błaszczaka w czwartek "wywołano chaos na zapotrzebowanie polityczne PO". "Równie dobrze przecież pan Bronisław Komorowski mógł nie zrzekać się mandatu poselskiego i mógł być marszałkiem do czasu zaprzysiężenia, ale widać chodziło o to, w naszej ocenie, żeby odsunąć uwagę opinii publicznej od spraw naprawdę ważnych na takie sprawy, które nie są istotne" - powiedział.

Eugeniusz Kłopotek (PSL), pytany o propozycję szefa SLD, powiedział: - Na dzisiaj nie zawracajmy sobie tym głowy. - Póki co naprawdę mamy ważniejsze sprawy w naszym kraju niż się zastanawiać, czy ma być wiceprezydent w naszym kraju czy nie - zaznaczył. Jak dodał, "w przyszłości" można dyskutować także i o tym pomyśle przy okazji rozmów nad kształtem konstytucji.

Urząd wiceprezydenta istnieje w 59 państwach, m.in. w Stanach Zjednoczonych, Argentynie, Brazylii, Kolumbii, Nigerii, Kenii, RPA i Indiach. W Europie wiceprezydenta ma tylko Bułgaria, Cypr i Szwajcaria.

W Stanach Zjednoczonych kadencja wiceprezydenta trwa cztery lata. Wybierany jest on wraz z prezydentem. Wiceprezydent zastępuje prezydenta w przypadku jego śmierci, rezygnacji lub usunięcia z urzędu; jest też przewodniczącym Senatu.

W Bułgarii wiceprezydenta wybiera się razem z prezydentem w wyborach bezpośrednich na pięcioletnią kadencję, a w Szwajcarii wyboru wiceprezydenta i prezydenta dokonuje na rok Zgromadzenie Federalne. Następnie wiceprezydent zastępuje prezydenta.

Na Cyprze zgodnie z konstytucją wiceprezydent powinien być Turkiem, a prezydent - Grekiem.

Autor: MK Źródła: PAP

czwartek, 8 stycznia 2009

Rząd odmawia publikacji ustaw podpisanych przez prezydenta

Żadna z ustaw zdrowotnych nie będzie obowiązywać, bo Kancelaria Premiera nie zamierza ich publikować w Dzienniku Ustaw. Pacjenci nie zyskają swojego rzecznika, a dotychczasowy katalog ich praw nie będzie rozszerzony. Wątpliwości co do decyzji Kancelarii Premiera o niepublikowaniu podpisanych ustaw mają eksperci i prawnicy.

Ustawy zdrowotne podpisane w listopadzie przez prezydenta nie zostaną opublikowane w Dzienniku Ustaw - dowiedziała się GP. To oznacza, że ustawa o rzeczniku praw pacjenta, o akredytacji w ochronie zdrowia i konsultantach, które miały zacząć obowiązywać od początku tego roku, nie wejdą w życie. Jak wynika z wyjaśnień uzyskanych w Kancelarii Premiera, ustawy nie mogą być opublikowane, bo prezydent zawetował tzw. ustawę wprowadzającą, która określała daty wejścia w życie także pozostałych z tzw. pakietu zdrowotnego.

W praktyce oznacza to fiasko reformy systemu ochrony zdrowia według pomysłu Platformy Obywatelskiej. Jednak zdaniem ekspertów decyzja podjęta w Kancelarii Premiera może być bezprawna. Prawnicy podkreślają, że ustawy uchwalone w prawidłowy sposób muszą być publikowane w Dzienniku Ustaw.

Bezużyteczne prawo

Trzy z sześciu ustaw z pakietu zdrowotnego prezydent podpisał 26 listopada. Ustawa o akredytacji i ustawa o konsultantach została przesłana do Kancelarii Premiera dwa dni później, natomiast ustawa o prawach pacjenta - 1 grudnia. Mimo to w Kancelarii Premiera podjęto decyzję o ich niepublikowaniu w Dzienniku Ustaw.

- Jednocześnie do Ministerstwa Zdrowia zostało skierowane pismo o przygotowanie nowych rozwiązań prawnych w zakresie ustaw, które nie mogą być opublikowane - mówi Hanka Babińska, zastępca dyrektora Departamentu Rady Ministrów.

Wczoraj sprawa ta była omawiana w resorcie zdrowia.

- Analizujemy możliwe rozwiązania. Zależy nam, aby przepisy trzech podpisanych ustaw weszły w życie. W ciągu dwóch tygodni ogłosimy decyzję, czy zostaną one odpowiednio znowelizowane, czy też przygotujemy całkiem nową ustawę wprowadzającą - zapewnia Jakub Gołąb, rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia.

To oznacza, że do tego czasu podpisane ustawy pozostają martwym prawem.



Ustawy zdrowotne podpisane w listopadzie przez prezydenta nie zostaną opublikowane w Dzienniku Ustaw - dowiedziała się GP. To oznacza, że ustawa o rzeczniku praw pacjenta, o akredytacji w ochronie zdrowia i konsultantach, które miały zacząć obowiązywać od początku tego roku, nie wejdą w życie. Jak wynika z wyjaśnień uzyskanych w Kancelarii Premiera, ustawy nie mogą być opublikowane, bo prezydent zawetował tzw. ustawę wprowadzającą, która określała daty wejścia w życie także pozostałych z tzw. pakietu zdrowotnego.

W praktyce oznacza to fiasko reformy systemu ochrony zdrowia według pomysłu Platformy Obywatelskiej. Jednak zdaniem ekspertów decyzja podjęta w Kancelarii Premiera może być bezprawna. Prawnicy podkreślają, że ustawy uchwalone w prawidłowy sposób muszą być publikowane w Dzienniku Ustaw.

Bezużyteczne prawo

Trzy z sześciu ustaw z pakietu zdrowotnego prezydent podpisał 26 listopada. Ustawa o akredytacji i ustawa o konsultantach została przesłana do Kancelarii Premiera dwa dni później, natomiast ustawa o prawach pacjenta - 1 grudnia. Mimo to w Kancelarii Premiera podjęto decyzję o ich niepublikowaniu w Dzienniku Ustaw.

- Jednocześnie do Ministerstwa Zdrowia zostało skierowane pismo o przygotowanie nowych rozwiązań prawnych w zakresie ustaw, które nie mogą być opublikowane - mówi Hanka Babińska, zastępca dyrektora Departamentu Rady Ministrów.

Wczoraj sprawa ta była omawiana w resorcie zdrowia.

- Analizujemy możliwe rozwiązania. Zależy nam, aby przepisy trzech podpisanych ustaw weszły w życie. W ciągu dwóch tygodni ogłosimy decyzję, czy zostaną one odpowiednio znowelizowane, czy też przygotujemy całkiem nową ustawę wprowadzającą - zapewnia Jakub Gołąb, rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia.

To oznacza, że do tego czasu podpisane ustawy pozostają martwym prawem.

Autorzy:

  • Dominika Sikora
  • Współpraca Artur Radwan

piątek, 17 października 2008

PiS zastawił na premiera Tuska pułapkę konstytucyjną

Po sukcesie w Brukseli premiera Tuska czeka batalia o konstytucję w kraju (© REUTERS)

Polska Wiktor Świetlik, Katarzyna Borowska

2008-10-17 08:20:35, aktualizacja: 2008-10-17 09:02:35

Donald Tusk nie powinien się zbyt długo cieszyć ze swego zwycięstwa w Brukseli. Podczas gdy trwała kłótnia między nim a prezydentem o miejsce przy stole na unijnym szczycie, PiS przygotował pułapkę na Platformę. Politycy tej partii mają dziś złożyć do laski marszałkowskiej projekt nowelizacji konstytucji.

Proponują, by w ustawie zasadniczej umieścić m.in. zapisy, dzięki którym można będzie kastrować chemicznie pedofilów i zabronić byłym esbekom pełnienia funkcji publicznych, a także otworzyć archiwa IPN. Podobne propozycje zgłaszała w ostatnich tygodniach Platforma. PiS liczy, że Platforma będzie musiała poprzeć jego inicjatywę albo będzie oskarżona o to, że jej wcześniejsze deklaracje to tylko puste obietnice.

Wygląda na to, że PO zdecyduje się na to drugie. Platforma uważa, że manewr PiS jest polityczną hucpą. - Nie poprzemy inicjatywy PiS - mówi "Polsce" szef klubu PO Zbigniew Chlebowski. Jego partia zapowiada, że kwestie esbeków i pedofilów załatwi bez zmian w konstytucji.

I faktycznie obie partie mają dość zbliżone poglądy w tych sprawach, ale kłócą się o to, kto będzie ojcem zmian. To także nie zachęci PO do poparcia propozycji PiS. Wygląda na to, że po powrocie premiera i prezydenta ze szczytu w Brukseli zacznie się w kraju kolejna wojna na górze.

PiS atakuje PO projektem ważnych zmian konstytucji

PiS chce złapać PO w pułapkę. Partia Jarosława Kaczyńskiego zebrała obietnice Platformy, które padały w ciągu ostatnich tygodni, i umieściła je w swoim projekcie zmiany konstytucji. Chodzi m.in. o otwarcie akt IPN, chemiczną kastrację pedofilów i odebranie przywilejów emerytalnych byłym esbekom. - Nasze propozycje, opisane w sześciu punktach, złożymy w lasce marszałkowskiej w piątek - mówi "Polsce" Mariusz Kamiński, rzecznik prasowy klubu PiS. - To hucpa - odpowiada PO.

W zmianie konstytucji autorstwa PiS jest m.in. możliwość przymusowego leczenia osób z zaburzeniami psychicznymi. To odpowiedź na słynną wypowiedź premiera, w której opowiadał się za przymusowym chemicznym kastrowaniem pedofilów. - Jeśli to były szczere deklaracje, to PO powinno poprzeć nasze propozycje - mówi Łukasz Zbonikowski (PiS), wiceszef specjalnej sejmowej komisji ds. zmiany w konstytucji.

- Sprawa pedofilów została już uregulowana przez rząd w kodeksie karnym. Nie trzeba zmieniać konstytucji - mówi Zbigniew Chlebowski, szef klubu PO. - Ta propozycja to hucpa polityczna.

Wiedzą, że nie dostaną poparcia poza własnym klubem. Nie można dla interesu politycznego jednej partii zmieniać ustawy zasadniczej - mówi przewodniczący. Wtóruje mu Waldy Dzikowski, wiceszef klubu PO. - Na kwestie szczegółowe jest miejsce w ustawach - mówi Dzikowski.

Platforma zapowiadała też, że chce pozbawić esbeków przywilejów. Złożyła nawet projekt ustawy, która ma odebrać im uprawnienia emerytalne. Jednak zdaniem PiS sama ustawa nic nie da. - Żeby odebrać byłym funkcjonariuszom prawa nabyte, czyli właśnie emerytury, trzeba zmienić konstytucję - mówi Zbonikowski. Także w tym wypadku PiS chce przyprzeć PO do muru.

- Skoro obiecywali szczerze, to powinni zrobić wszystko, żeby przywileje esbekom odebrać - mówi Zbonikowski. PiS chce też przeforsować zmiany dotyczące funkcjonowania Instytutu Pamięci Narodowej. Chodzi m.in. o otwarcie archiwów. PiS chce wykorzystywać m.in. to, że nawet Tusk zapowiadał w ciągu ostatnich tygodni konieczność otwarcia akt. Ostatni punkt zmian dotyczy sztandarowego już projektu PiS- otwarcia korporacji prawniczych.

- PiS chce przejąć polityczną inicjatywę w sprawach, które są domeną prawicy - ocenia Wojciech Jabłoński, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. - Z karaniem pedofilów i ograniczaniem praw SB była do tej pory kojarzona Platforma. PiS chce to odwrócić - ocenia.

Jednak partia Jarosława Kaczyńskiego może się przeliczyć. Jabłoński tłumaczy, że poruszane przez nią tematy już nieco przebrzmiały. Opinia publiczna oczekuje czegoś nowego, bardziej związanego z realnym życiem Polaków, np. z kryzysem ekonomicznym.

***
Konstytucja, to nie źródło kłótni

Z dr. Ryszardem Piotrowskim, konstytucjonalistą, rozmawia Anna Gwozdowska

Politycy narzekają, że nasza konstytucja nie precyzuje kompetencji prezydenta i premiera. Ostatni unijny szczyt zdaje się to potwierdzać. Czy potrzebna jest zmiana ustawy zasadniczej?
Nie sądzę, aby zmiana precyzująca te kompetencje zapobiegała konfliktom, bo one nie mają swojego źródła w konstytucji.
Uważa Pan więc, że polska konstytucja się sprawdza?
Moim zdaniem to nie konstytucja działa źle, tylko ludzie działają źle. Konstytucja jest stworzona nie na jeden czy dwa sezony, ale na dłużej. Dlatego trzeba odczekać i poddawać analizie doświadczenia wynikające ze stosowania ustawy zasadniczej. To wymaga czasu i unikania doraźnego kontekstu rywalizacji politycznej. Ta analiza musi mieć charakter ponadpartyjny.

Czyli zmiany są możliwe?
Nie można oczywiście wykluczać zmian w konstytucji, ale trzeba działać z wielką powściągliwością w tej mierze i jak powiedziałem, odejść w tym procesie od doraźnej rywalizacji politycznej. Konstytucja musi być wyrazem dobra wspólnego. Musi łączyć, a nie dzielić. Nie może być źródłem konfliktów. No i nie wszystko w konstytucji można zmieniać. Prawa człowieka nie dlatego obowiązują, że są zapisane w konstytucji, ale dlatego się tam znajdują, że obowiązują.

Tymczasem do zmian w ustawie zasadniczej szykuje się już PiS. Wcześniej poprawek nie wykluczała także PO. Może tego procesu nie da się już powstrzymać?
Ewentualne zmiany wymagają konsensusu, bardzo poważnej i szerokiej zgody. Oczywiście pod warunkiem, że w ogóle zamierzamy przeprowadzać w ustawie zasadniczej zmiany, ponieważ ta, która obecnie obowiązuje, została przecież przyjęta w referendum. Po drugie oprócz konsekwencji integracji Polski z Unią Europejską nie widzę powodu, aby zmieniać konstytucję.

I ani razu w ciągu ostatnich kilku lat nie pomyślał Pan, przy okazji różnych politycznych sporów, że zmiany by się przydały?
Zazwyczaj zmiany w konstytucji mają na celu zwiększenie zakresu praw obywatelskich. Dziś mam wrażenie, że nie o konstytucję tu chodzi. Jestem więc sceptyczny.

Partie polityczne chcą zmian ze względu na swoje interesy?
Oczywiście nie można powiedzieć, że to jest zasada ich postępowania. W każdym razie często zapominają, że należy konstytucję stosować, przestrzegać jej postanowień. Nie należy zastępować przestrzegania konstytucji postulowaniem zmian.

Dla Amerykanów konstytucja to świętość, ale jednak dopuszczają tzw. poprawki…
Naszych systemów nie można porównywać, ale na ponad 200 lat istnienia Stanów Zjednoczonych Amerykanie przyjęli tylko 27 poprawek, chociaż propozycji zmian było ponad 2500.

czwartek, 26 czerwca 2008

Odkryto "fundamentalny" błąd w konstytucji RP

Prezes Trybunału Konstytucyjnego Jerzy Stępień, fot. Tomasz Gzell
PAP

Polska konstytucja zawiera "fundamentalny błąd ustrojowy" polegający na podziale zadań dla samorządów na zadania własne i zlecone - powiedział na posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu kończący kadencję prezes Trybunału Konstytucyjnego Jerzy Stępień.
Komisja zaprosiła na swoje posiedzenie Stępnia, jednego z twórców reformy samorządowej z początku lat 90., by podziękować mu za prosamorządową postawę i działania. Jego 9-letnia kadencja sędziego TK dobiega końca w środę.

- Nasza konstytucja zawiera fundamentalny błąd ustrojowy, na który zwracaliśmy uwagę już wcześniej, mianowicie błąd polegający na wprowadzeniu podziału zadań na zadania własne i zlecone - powiedział Stępień.

Ustawa zasadnicza w rozdziale dotyczącym funkcjonowania samorządu terytorialnego mówi, że "zadania publiczne służące zaspokajaniu potrzeb wspólnoty samorządowej są wykonywane przez jednostkę samorządu terytorialnego jako zadania własne".

Jednak w kolejnym punkcie dodano, iż "jeżeli wynika to z uzasadnionych potrzeb państwa, ustawa może zlecić jednostkom samorządu terytorialnego wykonywanie innych zadań publicznych", które są nazwane zadaniami zleconymi.

- Jest to stara XIX wieczna konstrukcja, z którą w czasach, kiedy funkcjonuje zasada pomocniczości powinniśmy się dawno rozstać - ocenił Stępień.

Zgodnie z zasadą pomocniczości państwo nie ingeruje w sprawy, z którymi poszczególne jednostki np. samorządy są w stanie poradzić sobie same. Pomoc instytucji centralnych państwa lub jeszcze wyższych organów np. UE ma następować jedynie tam, gdzie jest ona niezbędna.

Ustępujący prezes i sędzia TK ocenił, że podział na zadania zlecone i własne był często nadużywany ze szkodą dla samorządu.

- Wystarczyło napisać w ustawie, że jakieś zadanie jest własne, żeby powiedzieć "ty sobie teraz samorządzie szukaj sam pieniędzy, bo to jest twoje zadanie własne"; inaczej są finansowane zadania własne, a inaczej zadania zlecone - mówił.

Stępień stwierdził, że zapis ten został "nieszczęśliwie przejęty" w okresie 20-lecia międzywojennego i wprowadzony do ówczesnej ustawy zasadniczej.

poniedziałek, 23 czerwca 2008

Implementacja prawa unijnego wymaga nowego ujęcia konstytucyjnego

Bogusław Banaszak 23-06-2008, ostatnia aktualizacja 23-06-2008 07:36

Po co tworzyć własne regulacje, skoro można bezpośrednio stosować unijne – pisze Bogusław Banaszak profesor prawa z Uniwersytetu Wrocławskiego oraz Europejskiego Uniwersytetu Viadrina

autor zdjęcia: Paweł Gałka
źródło: Rzeczpospolita

Prawu wspólnotowemu Konstytucja RP przyznała prymat przed wewnętrznymi regulacjami o randze niższej niż ustawa zasadnicza. Jeżeli wynika to z ratyfikowanej przez RP umowy międzynarodowej tworzącej organizację międzynarodową, do prawa stanowionego przez organy prawodawcze tej organizacji odnosi się zasada jego bezpośredniego stosowania.

Stosowanie prawa

Konstytucja z 1997 r., używając w art. 91 ust. 1 formuły o bezpośrednim stosowaniu umów międzynarodowych, nie określa bliżej, co należy przez nią rozumieć. Czyni tak w sytuacji, w której pojęcie stosowania prawa nie jest jednolicie rozumiane w nauce prawa.

Najogólniej rzecz ujmując i abstrahując od sporów na ten temat, stosowanie umów międzynarodowych może być rozumiane dwojako:

> w wąskim tego słowa znaczeniu to określanie przez uprawniony podmiot skutków prawnych norm zawartych w umowach międzynarodowych w danej sytuacji. Innymi słowy jest to przyporządkowanie norm prawa międzynarodowego do indywidualnych przypadków. Wynikiem tego procesu jest akt stosowania umowy międzynarodowej mający postać normy indywidualnej i konkretnej,

> w szerokim tego słowa znaczeniu oznacza nawiązanie do szerszego pojęcia stosowania prawa i jest równoznaczne z czynieniem przez uprawniony organ państwowy użytku z przyznanej mu kompetencji do dokonania czynności konwencjonalnie doniosłej prawnie, np. uchwalenia ustawy, wydania wyroku.

Kwestia bezpośredniości

Pojęcie bezpośredniego stosowania umów międzynarodowych wykracza niekiedy poza sytuację, w której ich normy stają się dla organów państwowych wyłączną (tzn. bez konieczności stosowania jakiejkolwiek ustawy lub bez potrzeby odwoływania się do jakichkolwiek przepisów podustawowych) podstawą rozstrzygnięcia indywidualnego. Do sfery bezpośredniego stosowania umów międzynarodowych zaliczyć powinno się także tzw. ich współstosowanie polegające na równoczesnym stosowaniu ich norm oraz norm ustawowych. Oznacza ono, że podmiot stosujący prawo powinien, uwzględniając pierwszeństwo umowy międzynarodowej wobec ustawy, dawać pierwszeństwo takim rozwiązaniom, które najlepiej realizują postanowienia konstytucji i umowy międzynarodowej.

Stosować bezpośrednio należy tylko te normy umów międzynarodowych, które zostały sformułowane na tyle jednoznacznie, że nie ma konieczności odwoływania się do innych przepisów

Bezpośrednie stosowanie normy umowy międzynarodowej łączy się przecież nie tylko z odpowiednimi postanowieniami w niej zawartymi, uzależniającymi jej stosowanie od wydania norm prawa wewnętrznego, ale także z problemem konkretności tych norm. Z natury swej język stosowany w umowie międzynarodowej jest przecież inny niż w ustawach bądź aktach prawnych o niższej od nich randze. Stosować bezpośrednio należy tylko te normy, które zostały sformułowane na tyle jednoznacznie, że nie ma konieczności odwoływania się do innych przepisów. Tylko w tym wypadku można bez trudu dokonać ich subsumcji do konkretnego stanu faktycznego, wskazać na treść rozstrzygnięć, które należy podjąć i które mają swoje oparcie wprost w nim. Wystarczy tu przeto zwykłe powołanie ich brzmienia i nie jest konieczne wskazanie rozumienia przepisu w orzecznictwie sądowym czy w nauce prawa. Nie można w tym przypadku zastąpić jednej z podstawowych zasad naszej cywilizacji prawniczej – clara non sunt interpretanda.

Dla ustalenia treści normy umowy międzynarodowej podstawowe znaczenie ma wykładnia językowa. Polski Trybunał Konstytucyjny właśnie ją uznaje za pierwszoplanową. Wykładnia językowa mogłaby zostać odrzucona, gdyby nie dała jednoznacznego efektu i zaistniałaby konieczność posłużenia się inną metodą wykładni. Należy jednak od niej zacząć i jej zastosowanie spycha inne metody wykładni (np. wykładnię celowościową) na dalszy plan, wtedy gdy właśnie ona umożliwia nadanie jednoznacznej treści zwrotom mającym istotne znaczenie dla danej sprawy.

Nie powtarzać

Dotychczasowa praktyka implementacyjna polegająca na wydawaniu aktów prawa wewnętrznego powtarzających w istocie akty prawa unijnego nie jest racjonalna. Prawodawca polski decydował się nieraz na tworzenie własnych regulacji powtarzających w istocie mogące u nas obowiązywać bezpośrednio regulacje unijne. Egzemplifikacją tego jest Polska Klasyfikacja Wyrobów i Usług oraz Polska Klasyfikacja Działalności. Rozporządzenie Rady Ministrów z 20 stycznia 2004 r. w sprawie Polskiej Klasyfikacji Działalności stanowi, że klasyfikacja ta „zachowuje pełną spójność i porównywalność metodologiczną, zakresową i kodową z odpowiednią klasyfikacją unijną” (chodzi o nomenklaturę NACE – klasyfikację działalności gospodarczej we Wspólnocie Europejskiej). Wynika z tego prosty wniosek: klasyfikacje te nie mogą być sprzeczne z unijnymi, a wszelkie luki należy wypełnić normami unijnymi, nieścisłości zaś interpretować w sposób zgodny z klasyfikacjami unijnymi. Po co więc tworzyć własne regulacje, skoro można bezpośrednio stosować regulacje unijne?

Problemy z implementacją prawa unijnego przekonują, iż norma regulująca to zagadnienie powinna zostać wprowadzona do konstytucji inaczej – tzn. bardziej precyzyjnie. Pojawiają się także problemy szczegółowe wymagające zmiany konstytucji, aby móc wprowadzić rozwiązania przewidziane przez prawo Unii. Wyraźnie było to widać na przykładzie dobrze znanym w związku z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego – europejskim nakazie aresztowania.

Źródło : Rzeczpospolita

poniedziałek, 31 marca 2008

Polska także jest Unią Europejską

Stanisław Biernat 28-03-2008, ostatnia aktualizacja 28-03-2008 00:29

Członkostwo w Unii Europejskiej nie zagraża polskiej konstytucji. Wszak przystąpienie do Unii i przekazanie na jej rzecz części kompetencji organów władzy państwowej dopuszcza nasza ustawa zasadnicza – pisze specjalista od prawa europejskiego

Czy polska konstytucja jest jeszcze ważna? – pyta prof. Krystyna Pawłowicz w „Rzeczpospolitej" z 25 marca 2008 r. Autorka stawia wiele kontrowersyjnych tez dotyczących m.in. prawa wspólnotowego, obecnej roli Konstytucji RP, roli Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości (ETS).

Sprzeczność interesów

Prof. Pawłowicz jest radykalną przeciwniczką członkostwa Polski w Unii Europejskiej. Występowała przeciwko akcesji, a teraz chciałaby, żeby Polska z Unii wystąpiła. Nie zgadzam się z nią, ale mam szacunek dla jej poglądów. Nie jest łatwo reprezentować „politycznie niepoprawne" i niepopularne w jej środowisku podejście. Nie mam też wątpliwości, ponieważ znam panią Pawłowicz i przyjaźnię się z nią od ponad 20 lat, że jej poglądy wynikają z autentycznej troski o los Polski.

Z racji swojego ogólnego nastawienia autorka stosuje w istocie następujące rozumowanie: cokolwiek wzmacnia Unię, automatycznie osłabia Polskę. W tym świetle ocenia wszelkie postępy integracji. W jej ujęciu interes Unii i interes Polski pozostają w nieusuwalnej sprzeczności. Unia jest wobec naszego kraju bytem zewnętrznym i nieprzyjaznym. Autorka deklaruje, że stawia pytanie jako prawnik, ale w istocie używa języka politycznej agitacji. Nazywa Unię „państwem unijnym", zarzuca Trybunałowi Sprawiedliwości, że „pouchylał konstytucje państw członkowskich". Zarzuca „różnym rządom", że milcząco aprobują „sądową uzurpację (...) w zamian za doraźne korzyści finansowe".

Nie zamierzam przekonywać pani Pawłowicz, że możliwy jest inny opis miejsca Polski w Unii, np. przyjęcie, że my także jesteśmy Unią i możemy mieć wpływ na jej funkcjonowanie, proporcjonalnie do naszej wielkości i sprawności. Nie chodzi o polemikę z nastawieniem autorki. Rzecz w tym, że jej tekst składa się ze stwierdzeń nieprawdziwych i nieudokumentowanych. Nie można ich pozostawić bez odpowiedzi.

Demoniczny Trybunał

W świetle artykułu Krystyny Pawłowicz głównym wrogiem Polski okazuje się Europejski Trybunał Sprawiedliwości. Jej krytyka wyraźnie koresponduje z powtarzanym od kilku tygodni zgodnym chórem przez niektórych polityków hasłem „Trybunał jest nieprzewidywalny". Kuriozalny jest zarzut, że ETS „nie posiada legitymacji demokratycznych wyborów". Wzywam autorkę do podania przykładu sądu konstytucyjnego lub sądu najwyższego, którego sędziowie pochodzą z demokratycznych wyborów.

Orzecznictwo ETS ma rzeczywiście ogromne znaczenie dla rozwoju prawa unijnego i pogłębiania integracji europejskiej. Uważam to, w odróżnieniu od prof. Pawłowicz, za zasługę Trybunału, a nie powód do oskarżeń. Prawo unijne ma skomplikowaną strukturę: składa się nie tylko z prawa pisanego, ale także z zasad ogólnych formułowanych przez ETS. Państwa członkowskie o tym wiedzą i się z tym zgadzają. W przeciwnym razie już dawno zmieniłyby traktatową pozycję Trybunału.

Oczywiście ETS bywa krytykowany za poszczególne wyroki czy za linię w pewnych sprawach. Zdarzała się też w przeszłości całościowa krytyczna jego orzecznictwa za nadmierny aktywizm i przekraczanie wyznaczonych traktatowych granic. Ale zawsze była to ocena konkretna i udokumentowana, a nie ogólna i gołosłowna, co zdarza się prof. Pawłowicz. Powiem otwarcie: żeby kompetentnie skrytykować orzecznictwo ETS, dobrze jest je najpierw gruntownie poznać.

Tragikomiczna jest wizja zarysowana przez autorkę w zdaniu: „Gdy Wspólnocie nie udaje się wymusić jakichś rozwiązań na państwach członkowskich, sam Trybunał jednostronnie i bezdyskusyjnie tworzy takie „prawo" wyrokami, zobowiązując państwa do ich respektowania". Jak to sobie prof. Pawłowicz wyobraża: oto mityczna Wspólnota (kto to taki: Rada Europejska? Rada Unii Europejskiej? Parlament Europejski? Komisja? wszyscy razem?) siedzi i dyktuje na ucho sędziom, jaki wyrok mają wydać, żeby pognębić państwa członkowskie.

Złowroga zasada pierwszeństwa

Jednym z najpoważniejszych grzechów Trybunału, według Krystyny Pawłowicz, jest sformułowanie zasady pierwszeństwa prawa wspólnotowego nad prawem krajowym. Zasada pierwszeństwa (wraz z siostrzaną zasadą bezpośredniej skuteczności) przyczyniła się walnie do tego, że Wspólnota Europejska nie pozostała luźną organizacją międzynarodową zajmującą się sprawami gospodarczymi, ale dała początek Unii bardziej zintegrowanej i wykraczającej daleko poza sprawy gospodarcze.

Mimo że zasada pierwszeństwa nie została zapisana w traktatach, jej moc wiążąca nie ulega wątpliwości i nie jest kwestionowana przez państwa członkowskie. Nie ma ona tajnego czy tajemniczego charakteru. Świadomość obowiązywania tej zasady występowała w Polsce także przed akcesją, m.in. dzięki opracowaniom na ten temat (w tym także autorstwa prof. Pawłowicz).Niewątpliwie zasada pierwszeństwa jest drażliwa politycznie. Próba jej zapisania w radykalnej postaci w traktacie konstytucyjnym zakończyła się niepowodzeniem.

Jeśli traktat lizboński wejdzie w życie, zasada pierwszeństwa pozostanie tym, czym jest obecnie: niepisaną zasadą ogólną prawa unijnego wywiedzioną z orzecznictwa ETS. W odróżnieniu od Krystyny Pawłowicz, nie widzę w tym nic nadzwyczajnego ani złego. Zintegrowana Unia nie byłaby w stanie sprawnie funkcjonować, gdyby każde państwo mogło decydować o tym, kiedy wykonywać na swoim terytorium prawo wspólnotowe, a kiedy od niego odstępować. Deklaracja nr 17 do traktatu lizbońskiego, nad którą ubolewa autorka, nie wnosi merytorycznie nic nowego i potwierdza jedynie ciągłość orzecznictwa ETS. Wątpliwości w tym względzie mogły wynikać z rezygnacji z zamieszczenia w samym traktacie przepisu proklamującego omawianą zasadę.

Autorka demonizuje zasadę pierwszeństwa. Uważa, że jest ona „sprzeczna ze standardami państwa prawnego i destrukcyjna dla systemów prawnych suwerennych państw". Proszę ją o przykład tej sprzeczności i destrukcji? Prof. Pawłowicz przypisuje Trybunałowi pogląd o „suwerenności unijnej" (cudzysłów w dyskutowanym tekście). Wzywam autorkę do podania wyroku, w którym się znalazło takie sformułowanie i wyrażona została taka koncepcja.

Apokaliptyczne wizje

Nie jest prawdą, że zasada pierwszeństwa wyklucza powoływane się na prawa fundamentalne jednostek zawarte w konstytucjach narodowych. Prawa takie są traktowane przez ETS jako ogólne zasady prawa wspólnotowego. Ochrona praw podstawowych może przeważać nad normami prawa wspólnotowego, nawet traktatowego. Wystarczy przytoczyć wyrok z 2004 r. w sprawie Omega.

Zdaniem Trybunału ochrona godności ludzkiej uzasadnia wprowadzenie zakazu gry w zabijanie polegającej na symulowanym strzelaniu do sylwetek ludzi w salonach gier, chociaż taki zakaz narusza wspólnotową swobodę świadczenia usług.

Zasada pierwszeństwa prawa unijnego nad krajowym nie została zapisana w traktatach, ale jej moc wiążąca nie ulega wątpliwości i nie jest kwestionowana

Czy prof. Pawłowicz czytała ten wyrok? A czy zna wyrok w sprawie Schmidberger z 2003 r., w którym ETS uznał przewagę wolności zgromadzeń nad swobodą przepływu towarów między państwami członkowskimi i w konsekwencji nie dopatrzył się naruszenia prawa wspólnotowego w udzieleniu zezwolenia administracyjnego na zorganizowanie czasowej blokady autostrady alpejskiej przez ekologów?

Autorka roztacza apokaliptyczne wizje: „Trybunał swymi wyrokami sam pouchylał konstytucje państw członkowskich (…) Konstytucja RP jest w znacznej części martwa głównie przez zaniechanie jej respektowania przez władze publiczne. (…) Istnieje sytuacja istotnie zagrażająca i naruszająca podstawowe prawa obywateli polskich we wszystkich obszarach życia". Tu czuję się bezbronny. Jak można polemizować z takimi tezami? Czy autorka potrafi zilustrować swoje stwierdzenia przykładami?

Pragmatyczne podejście

Oczywiście sam problem podniesiony przez panią prof. Pawłowicz istnieje. Rzecz tylko w języku i jakości argumentów.

Nadrzędność konstytucji narodowych z jednej strony, a pierwszeństwo prawa wspólnotowego z drugiej, wydają się nie do pogodzenia, jeśli rozpatruje się je w sposób abstrakcyjny. Inaczej rzecz się ma, jeśli przyjmie się pragmatyczne podejście charakterystyczne dla rozwiązywania problemów europejskich.

Trybunał Sprawiedliwości proklamuje pełne pierwszeństwo prawa wspólnotowego. Równocześnie niektóre sądy konstytucyjne (w tym polski Trybunał Konstytucyjny) głoszą nadrzędność własnych konstytucji i zastrzegają sobie ostatnie słowo co do prawa obowiązującego w ich państwach. I co? I nic! Unia się nie zawaliła z tego powodu.

Nie chodzi bowiem o abstrakcyjne rozstrzygnięcie tego, który sąd i które prawo jest górą, ale o to, aby nie dochodziło do jawnych konfliktów między prawem unijnym a konstytucjami państw członkowskich w konkretnych, istotnych sprawach. Takich konfliktów udaje się uniknąć dzięki temu, że z jednej strony ETS niechętnie wydaje wyroki, które byłyby zdecydowanie nie do zaakceptowania przez państwa ze względów konstytucyjnych, a z drugiej strony krajowe sądy konstytucyjne interpretują przepisy konstytucyjne w sposób pro-europejski.

Takie właśnie pragmatyczne stanowisko zajął polski Trybunał Konstytucyjny w wyroku z 11 maja 2005 r. w sprawie traktatu akcesyjnego. Krystyna Pawłowicz krytykuje ten wyrok jako „wielokrotnie wewnętrznie sprzeczny oraz sprzeczny z polską konstytucją", oczywiście znowu bez podania merytorycznego uzasadnienia.

W razie niezgodności między prawem unijnym a konstytucją należy najpierw spróbować usunięcia tej niezgodności w drodze wykładni. Następnie należy podjąć starania o zmianę przepisów unijnych albo konstytucji. Wiele państw członkowskich zmieniało konstytucje, po to, by zapewnić ich zgodność z prawem unijnym, w tym Niemcy i Francja. Również Polska znowelizowała art. 55 konstytucji, aby umożliwić implementację decyzji ramowej o europejskim nakazie aresztowania.

Nie ma zagrożenia

Dokonywane przez prof. Pawłowicz ostre przeciwstawianie prawa wspólnotowego polskiej konstytucji nie znajduje uzasadnienia. Przecież to nie skądinąd, ale właśnie z konstytucji (art. 90) wynika dopuszczalność przystąpienia do Unii i przekazania na jej rzecz części kompetencji organów władzy państwowej. Przypuszczam, że autorka najchętniej ogłosiłaby, że art. 90 konstytucji jest niekonstytucyjny!

To właśnie konstytucja daje podstawę do skonstruowania ustrojowej zasady przychylności dla prawa międzynarodowego i integracji europejskiej (art. 9). Wreszcie, to konstytucja stwarza podstawy dla pierwszeństwa prawa wspólnotowego, zarówno pierwotnego, jak i wtórnego, nad polskimi ustawami (art. 91 ust. 2 i 3).

Nie ma więc zagrożenia dla polskiej konstytucji. Kto twierdzi inaczej, niech to wykaże. Mniej epitetów i przymiotników, a więcej konkretów.

Pisała w opiniach

Krystyna Pawłowicz

Czy polska konstytucja jest jeszcze ważna?

Stawiam jako prawnik pytanie fundamentalne: która z zasad obowiązuje dziś w Polsce – nadrzędności Konstytucji RP czy też przypomniana nam kolejny raz w traktacie z Lizbony zasada pierwszeństwa prawa wspólnotowego przed polską ustawą zasadniczą?

25 marca 2008

Autor jest profesorem prawa, kierownikiem Katedry Prawa Europejskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego

Źródło : Rzeczpospolita

piątek, 28 marca 2008

Czy polska konstytucja jest jeszcze ważna?

Krystyna Pawłowicz 25-03-2008, ostatnia aktualizacja 25-03-2008 00:37

Stawiam jako prawnik pytanie fundamentalne – która z zasad obowiązuje dziś w Polsce: nadrzędności Konstytucji RP czy też przypomniana nam kolejny raz w traktacie z Lizbony zasada pierwszeństwa prawa wspólnotowego przed polską ustawą zasadniczą? – zastanawia się profesor prawa z Uniwersytetu Warszawskiego

Tak zwana zasada pierwszeństwa prawa wspólnotowego, o której mówi deklaracja nr 17 dołączona do traktatu z Lizbony, nie ma podstawy prawnej, nie jest zapisana w traktatach założycielskich (TUE, TWE), które negocjowały i podpisywały unijne państwa członkowskie. Nie była przedmiotem dyskusji państw członkowskich ani nie została zaakceptowana przez społeczeństwa. Ale od ponad 40 lat zasada pierwszeństwa jest utrwalana przez orzecznictwo Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości (ETS).

Organy unijne dążące do zbudowania jednolitej struktury państwowej tworzą jej elementy, wykorzystując do tego drogę pozatraktatową, czyli poprzez orzeczenia ETS. Trybunał nieposiadający legitymacji demokratycznych wyborów, niekontrolowany przez nikogo, sam uznał, że jego ważniejsze wyroki będą miały walor tzw. zasad prawa wspólnotowego, które sam uznał też za równorzędne prawu traktatowemu.

Gdy Wspólnocie nie udaje się wymusić jakichś rozwiązań na państwach członkowskich, sam Trybunał jednostronnie i bezdyskusyjnie tworzy takie „prawo” wyrokami, zobowiązując państwa do ich respektowania. „Zasady prawne” tworzone przez Trybunał istotnie zmieniają charakter i intencje samych postanowień traktatów, ograniczając suwerenne prawa państw członkowskich na rzecz organów europejskich.

Trybunał tworzy ustrój Unii

Wśród zasad obowiązujących „jak prawo” Trybunał dla realizacji idei państwa wymyślił m.in. tak niedemokratyczne, niesprawiedliwe i anarchizujące organizacje państw członkowskich reguły prawne jak „zasada lojalności i wierności Wspólnotom”. Oznacza ona, że państwa członkowskie nie mogą powoływać się na interesy narodowe lub trudności wewnętrzne dla usprawiedliwienia niewykonania prawa wspólnotowego lub jednostronnego wycofania się z przestrzegania przyjętych we Wspólnotach zobowiązań.Oczywiście, sprzeczna ze standardami państwa prawnego i destrukcyjna dla systemów prawnych suwerennych państw jest także zasada pierwszeństwa prawa wspólnotowego. Według Trybunału „każdy przepis prawa wspólnotowego ma pierwszeństwo przed każdym przepisem prawa państwa członkowskiego, z ich konstytucjami narodowymi włącznie”. Zdaniem Trybunału (choć żadne z państw tego nie przyznało) państwa członkowskie nieodwracalnie zredukowały swe suwerenne prawa na rzecz organów wspólnotowych. Państwa członkowskie nie mogą już na swym terytorium jednostronnie uchylić prawa stanowionego przez Unię w zakresie przekazanych jej kompetencji.

Skuteczność i nadrzędność prawa unijnego nie może być podważana, choćby uznano je za przeciwne prawom fundamentalnym sformułowanym w konstytucji państwa członkowskiego. Jedno z orzeczeń Trybunału mówi o „absolutnym pierwszeństwie prawa wspólnotowego przed całością prawa krajowego”. To Trybunał w znacznym zakresie tworzy ustrój i reguły państwa unijnego, formułując też m.in. bardzo kontrowersyjny pogląd o „suwerenności unijnej”, która ma powstawać, według ETS, z fragmentów suwerenności przekazywanych przez państwa członkowskie.

Jest to milcząco akceptowana przez różne rządy (w zamian za doraźne korzyści finansowe) brzemienna w skutki prawne i polityczne sądowa uzurpacja.

Uchylone konstytucje

Rozsadzającą systemy państw członkowskich zasadę pierwszeństwa prawa UE przed ich przepisami wewnętrznymi, z konstytucjami włącznie, próbowano zalegalizować w unijnej konstytucji (w art. I-6), ale została ona wraz z nim odrzucona w referendach. Mimo to nadal jest egzekwowana w praktyce. W obecnej próbie zmiany traktatów traktatem z Lizbony zasadę tę ukryto w deklaracji nr 17, która – sama nie mając charakteru prawa – zwraca uwagę, że zasada ta jest wiążąca jako „dorobek prawny” Unii.

„Konferencja przypomina, że zgodnie z utrwalonym orzecznictwem Trybunału Sprawiedliwości UE, Traktaty i prawo przyjęte przez Unię na podstawie Traktatów mają pierwszeństwo przed prawem Państw Członkowskich, na warunkach ustanowionych przez wspomniane orzecznictwo”. Deklaracja cytuje opinię Służby Prawnej Rady, w której wprost przyznano, że jest to zasada pozaprawna: „Z orzecznictwa ETS wynika, że pierwszeństwo prawa wspólnotowego stanowi podstawową zasadę tego prawa [...]. Kiedy wydawany był pierwszy wyrok […] w Traktacie nie było żadnej wzmianki o zasadzie pierwszeństwa. Sytuacja ta do dziś nie uległa zmianie. Fakt, że zasada pierwszeństwa nie zostanie włączona do przyszłego Traktatu, w żaden sposób nie narusza samej zasady ani obowiązującego orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości”. Jak widać, Trybunał swymi wyrokami sam pouchylał konstytucje państw członkowskich.

Następstwa pozatraktatowych poglądów ETS o „pierwszeństwie” są doniosłe. Wszystkie organy publiczne mają nakaz wykonania prawa wspólnotowego, nawet gdyby było ono jaskrawie sprzeczne z polską normą regulującą dane zjawisko.

Skutkiem tej zasady jest też zakaz kwestionowania i badania ważności norm wspólnotowych stosowanych na terytorium RP przez sądy, z Trybunałem Konstytucyjnym włącznie. Zasada pierwszeństwa oznacza zmianę procedur stanowienia i stosowania prawa przez Sejm i rząd. Oznacza m. in., że we wszystkich ważniejszych obszarach gospodarki to nie Sejm, pierwotnie i samoistnie, reguluje te dziedziny, kierując się interesami polskimi, ale wskutek nieodwracalnego (według Europejskiego Trybunału) ich oddania Unii staje się jej organem wykonawczym, quasi-administracyjnym, realizującym interesy Wspólnot. Podobnie zmienia się charakter polskiego rządu.

Polskie władze w praktyce stosują zasady narzucane pozatraktatowo przez ETS, badając każdorazowo, czy ich działania są zgodne z prawem wspólnotowym i „czy Unia na to pozwala”. Polski Trybunał Konstytucyjny odmawia badania zgodności prawa obowiązującego w Polsce z konstytucją, jeśli miałaby to być ocena przepisów unijnych.

Zasada pierwszeństwa prawa wspólnotowego w Polsce wymusza zmianę lojalności polskich władz, urzędów, organów i sądów w kierunku „suwerena” zewnętrznego i ochrony wskazanych przez niego interesów.

Sprzeczny wyrok

Jeśli z treścią i skutkami w deklaracji nr 17 dotyczącej „zasady pierwszeństwa” zestawimy postanowienia nieuchylonej jeszcze polskiej konstytucji z 1997 r., to ich wzajemna sprzeczność jest oczywista.

Na przykład według art. 8 Konstytucji RP: „Konstytucja jest najwyższym prawem Rzeczypospolitej Polskiej” (a nie prawo wspólnotowe, jak twierdzi ETS). Według art. 104 konstytucji: „Posłowie są przedstawicielami Narodu” (polskiego) i ślubują strzec suwerenności i interesów Państwa (…), przestrzegając Konstytucji…”. Według art. 146 konstytucji to Rada Ministrów (a nie Komisja Europejska) „prowadzi politykę wewnętrzną i zagraniczną RP”; Rada Ministrów ma „chronić interesy (polskiego) Skarbu Państwa” (a nie „interesu Wspólnoty”, jak nakazuje ETS i traktaty) itd.Władze, zawierając traktat o akcesji, zamiast stać na gruncie własnej konstytucji, jej nadrzędności prawnej na terytorium Polski, podpisały umowę międzynarodową (akcesyjną), którą obaliły w istocie swą ustawę zasadniczą i uznały „zasadę pierwszeństwa prawa wspólnotowego” przed prawem polskim.

Zasada pierwszeństwa prawa wspólnotowego jest sprzeczna ze standardami państwa prawnego i destrukcyjna dla systemów prawnych suwerennych państw

Trybunał Konstytucyjny w 2005 r. ocenił traktat o akcesji jako zgodny z Konstytucją RP. Trybunał, mimo oczywistej sprzeczności reguł prawa wspólnotowego i polskiego, wydał wyrok wielokrotnie wewnętrznie sprzeczny oraz sprzeczny z polską konstytucją. Uznał za zgodny z nią traktat głoszący nadrzędność całego prawa unijnego przed całością prawa krajowego, w tym przed Konstytucją RP, a równocześnie stwierdził, że to polska konstytucja jest nadrzędna nad prawem wspólnotowym.

Praktyka pokazuje jednak, że wszystkie władze polskie stosują się nie do reguły art. 8 Konstytucji RP, lecz do zasady pierwszeństwa prawa wspólnotowego nakazanej przez ETS, coraz bardziej oddalając się od postanowień polskiej ustawy zasadniczej. Władze polskie mają już, zgodnie z zasadą „lojalności” we Wspólnocie, charakter wykonawczy wobec polityki i zadań unijnych.

Czy mamy dwuwładzę?

Konstytucja RP jest w znacznej części martwa głównie przez zaniechanie jej respektowania przez władze publiczne. Nie zmienia tego sprzeczny wewnętrznie („tak, a nawet nie”) wyrok polskiego Trybunału Konstytucyjnego z 11.05.2005 r., który miał autorytetem TK jedynie uspokoić niezorientowane w prawie społeczeństwo polskie, że „wszystko jest w porządku”. Otóż, od 1 maja 2004 r. wszystko nie jest już w porządku. Istnieje sytuacja istotnie zagrażająca i naruszająca podstawowe prawa obywateli polskich we wszystkich obszarach życia.

W sytuacji faktycznej, niewyjaśnionej prawnie dwuwładzy w Polsce dwu różnych systemów normatywnych, w związku z treścią deklaracji nr 17 dołączonej do traktatu z Lizbony, stawiam jako prawnik pytanie fundamentalne – która z zasad obowiązuje w Polsce po 1 maja 2004 r.: zasada nadrzędności Konstytucji RP czy „przypomniana” Polsce kolejny raz w traktacie z Lizbony zasada pierwszeństwa prawa wspólnotowego przed polską ustawą zasadniczą?

Tę drugą zasadę unijną Sejm właśnie chce uznać umową z Lizbony, choć równocześnie polska konstytucja na to nie zezwala i ciągle przecież obowiązuje. Stanowisko TK wydaje się więc konieczne. Być może umocni ono polskie sądy, które chciałyby i powinny respektować nadrzędność polskiej konstytucji.

Autorka jest profesorem na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego oraz sędzią Trybunału Stanu

Źródło : Rzeczpospolita

Preambuła nie tak całkiem bez znaczenia

Jakub Królikowski 28-03-2008, ostatnia aktualizacja 28-03-2008 07:32

Preambuła może mieć znaczenie prawne przede wszystkim w procesie interpretacji treści aktu normatywnego, który poprzedza – pisze młodszy radca orzecznictwa w Biurze Trybunału Konstytucyjnego

Ostatnie wydarzenia związane z procesem uchwalania ustawy o wyrażeniu zgody na ratyfikację traktatu lizbońskiego skłaniają do rozważań o znaczeniu preambuły w akcie normatywnym.

Preambuły są stosowane w niektórych konstytucjach, umowach międzynarodowych, rzadziej w ustawach i aktach niższego rzędu. Najogólniej preambułę można określić jako wstęp, od którego rozpoczyna się określony akt normatywny.

W doktrynie prawa konstytucyjnego wskazuje się, że celem preambuły do aktu konstytucyjnego jest wskazanie jego historycznych i politycznych podstaw oraz umieszczenie na tle tradycji ustrojowej danego państwa i wydarzeń, które towarzyszyły przyjmowaniu konstytucji. Wstęp wyraża w ten sposób konstytucyjną tożsamość państwa oraz wskazuje system wartości, na którym się ona opiera. Preambuły do konstytucji mają najczęściej charakter opisowy, deklaracyjny, mogą też wskazywać cele państwa, a także proklamować naczelne zasady konstytucji.

Spory prawników

Zagadnieniem budzącym spory wśród prawników jest odpowiedź na pytanie, w jaki sposób należy traktować treść preambuły w procesie interpretacji prawa: czy równorzędnie z pozostałą treścią aktu normatywnego, czy – ze względu na jej specyficzne cechy – jako ogólną deklarację pozbawioną znaczenia prawnego.

Istnieje pogląd odmawiający preambule jakiegokolwiek znaczenia prawnego z powodu odmienności jej formy wobec podzielonej na artykuły pozostałej części aktu normatywnego. Przeważa jednak stanowisko przeciwne, według którego preambuła może mieć znaczenie prawne przede wszystkim w procesie interpretacji pozostałej treści określonego aktu normatywnego. W szczególności wskazuje ona wartości, które powinny być uwzględniane przy wykładni poszczególnych przepisów o charakterze normatywnym.

Analizując treść preambuły, można zauważyć, że poszczególne jej fragmenty różnią się między sobą charakterem treści w nich zawartej. W szczególności można wyróżnić elementy, które przywołują istotne społecznie wartości, zasady oraz pojęcia o ukształtowanym znaczeniu aksjologicznym, od pozostałych, zawierających m.in. opisy faktów, głównie historycznych.

Zdaniem profesora Piotra Winczorka („Słowny wyraz wartości”‚ „Rz” z 1 czerwca 2004 r.) preambuła ma przede wszystkim znaczenie ideowe, wychowawcze, emocjonalne i sentymentalne. Natomiast dla wykładni prawa jej znaczenie ogranicza się do tych fragmentów, w których wyrażony został katalog istotnych społecznie wartości. Pozostała treść preambuły w opinii autora nie jest pod tym względem specjalnie użyteczna.

Według Trybunału

Trybunał Konstytucyjny w wyroku z 11 maja 2005 r. (K 18/04) dotyczącym traktatu akcesyjnego wskazał, iż z treści wstępu do konstytucji nie można wyprowadzić norm prawnych w ścisłym znaczeniu. Nie oznacza to jednak, że preambuła jest pozbawiona jakiegokolwiek prawnego znaczenia, gdyż „dostarcza ona opartych na autentycznej wypowiedzi ustrojodawcy wskazówek co do zgodnych z jego intencjami kierunków interpretacji przepisów części normatywnej konstytucji”.

Z kolei w wyroku z 11 maja 2007 r. (K2/07) dotyczącym ustawy lustracyjnej Trybunał orzekł o niekonstytucyjności preambuły do tej ustawy w zakresie wskazanego fragmentu jej treści. W uzasadnieniu wskazał, że co prawda preambuła sama w sobie nie rodzi skutków prawnych dla adresatów aktu normatywnego, nie oznacza to jednak, że jest pozbawiona znaczenia normatywnego. Zdaniem Trybunału preambuła do ustawy lustracyjnej wpływała na ukierunkowanie interpretacji przepisów i sposób ich stosowania, dlatego należy ją traktować jako wypowiedź normatywną.

Można również wskazać inne kraje, w których z praktyki stosowania i kontroli prawa wynika znaczenie prawne preambuły. Szczególnie istotne jest orzecznictwo francuskiej Rady Konstytucyjnej, w którym preambuła wielokrotnie była zarówno wzorcem, jak i przedmiotem kontroli konstytucyjności. Z obowiązującej dzisiaj preambuły do konstytucji Francji z 1946 r. wyprowadza się liczne zasady i reguły postępowania o konstytucyjnym charakterze. Jedynie tytułem przykładu: w orzeczeniu z 30 marca 2006 r. Rada Konstytucyjna badała zgodność kwestionowanej regulacji m.in. z wynikającym z § 5 preambuły do konstytucji prawem do zatrudnienia.

Istotna rola

Choć z preambuły nie wynikają określone nakazy postępowania dla adresatów aktu normatywnego, to jednak może ona odgrywać istotną rolę w procesie wykładni pozostałej treści tego aktu. Jej zadanie polega na ukierunkowaniu rozumienia poszczególnych unormowań, określeniu ich charakteru oraz wskazaniu systemu wartości, które należy uwzględniać przy ich interpretacji. Nie można zatem uznać, że preambuła pozbawiona jest znaczenia prawnego. Podmioty dokonujące dekodowania określonej normy prawnej powinny, opierając się na przepisach zawartych w artykułowanych jednostkach redakcyjnych, posiłkować się również treścią wstępu do określonego aktu.

Wydaje się również, że nie można stawiać generalnej tezy, według której tylko te fragmenty treści preambuły mogą wpływać na interpretację aktu normatywnego, które wskazują na wartości i zasady o ukształtowanym znaczeniu aksjologicznym. Ograniczenie pozostałych fragmentów do roli ideowo-wychowawczej może w niektórych sytuacjach spowodować nieuwzględnienie założeń przyświecających prawodawcy.

Często to właśnie przytoczone w preambule wydarzenia historyczne są źródłem określonych wartości i zasad konstytucyjnych. Obok orzeczeń Trybunału, w których przywoływano zawarte w treści preambuły do konstytucji z 1997 r. wartości związane z suwerennością narodu, zasadę subsydiarności, zasadę solidaryzmu czy też zasadę rzetelności funkcjonariuszy instytucji publicznych, wskazać można również rozstrzygnięcia, w których znaczenie konstytucyjnych regulacji ustalano na podstawie fragmentów preambuły wyrażających stosunek do przeszłości oraz określonych wydarzeń historycznych i deklaracji woli (np. wyroki K 3/99, SK 4/02, K 3/98, K 11/98).

Reasumując: preambuła może mieć określone znaczenie prawne przede wszystkim w zakresie interpretacji przepisów aktu normatywnego, które poprzedza. Jednak zakres uwzględnienia jej treści w procesie wykładni powinien być ustalany każdorazowo przez organ stosujący prawo. Nie można formułować kategorycznych zasad wskazujących, kiedy i w jakim zakresie preambuła może oddziaływać na rozumienie norm prawnych.

Źródło : Rzeczpospolita