środa, 16 września 2009

Dziennik Gazeta Prawna z ascetycznym, pozbawionym polotu layoutem

2009-09-15 rozmiar tekstu: A A A
gazetaprawnadziennik.jpg

To nie nowy tytuł, tylko połączone dwa dotychczas już na rynku obecne. Brak spójności pomiędzy poszczególnymi częściami i "odchudzony" layout białych stron - to najczęściej powtarzane opinie branży po ukazaniu się na rynku pierwszego wydania "Dziennika Gazety Prawnej" (Infor Biznes).

Branża nie jest ani zaskoczona, ani oczarowana nowym tytułem "Dziennik Gazeta Prawna", który wczoraj zadebiutował na rynku. Oceny, na razie, są powściągliwe. Wszyscy zgodnie podkreślają jednak, że bezpośrednio nowy tytuł konkurował będzie z "Rzeczpospolitą" (Presspublicka). Mimo to uważają, że trudno będzie odebrać czytelników temu tytułowi. Medioznawca, Wiesław Godzic, zwraca także uwagę na brak publicystów w nowym tytule, co zawsze było mocną stroną "Dziennika". Analitycy ostrożnie wypowiadają się również co do deklarowanych przez wydawcę planów sprzedaży egzemplarzowej "Dziennika Gazety Prawnej". Są jednak i tacy, którzy twierdzą, że nie tylko realna jest osiągniecie sprzedaż na poziomie 110 tys. egz., ale nawet może dochodzić ona do 140 tys.

dziennikwtorekgazetaprawna


wm Prof. dr hab. Wiesław Godzic - medioznawca
Redaktor naczelny we wstępniaku przymus ekonomiczny starał się nazwać ucieczką do przodu i działaniem zgodnie z duchem czasu. Wypada to blado i mało przekonująco. A buńczuczne stwierdzenia: "Dla nas nie ma tabu" i jesteśmy "dogłębni, opiniotwórczy i nieuwikłani tak jak nasi konkurenci w bieżące wojny polityczne" pachną nic nie znaczącą retoryką, a nie są nawet programem działania. "Swoją gazetę" mam lubić nie dlatego, że dowala ministrowi PO i kuzynowi prezydenta w tym samym numerze, ale dlatego, że wyraża (i lekko kształtuje) moje widzenie procesów tego świata. "Dziennik Gazeta Prawna" ma ciekawy lay-out - dużo światła (aż za dużo, ktoś powie, że marnuje się przestrzeń do zadrukowania). Artykuły są znacznie krótsze niż dotychczas, ale deklaracja była inna. Brakuje mi deklarowanego miejsca na pogłębienie newsów i własną refleksję. Zabierają je potężne reklamy. Dobry początek - tak dalej, ktoś powie. Poczekajmy, zobaczymy, każdy potrafi zgrupować reklamy na kilka numerów.

Najbardziej denerwuje mnie nieuchronna zmiana charakteru jednej i drugiej gazety. O ile dotychczasowa "Gazeta Prawna" może utrzymać się (instrukcja: białe wyrzucić, resztę zostawić), o tyle dawny "Dziennik" chyba przestanie być antywyborczą - a, paradoksalnie, to było do tej pory jego siłą. Nie oceniam, czy to dobrze, czy źle, wiem tylko, że wielu czytelników z tego powodu ją kupowało. Tak się wydaje, że bardziej stateczna "Prawna" wymusi także wysoki poziom publicystyki społecznej i politycznej. Dobre pióra (część trzeba zakupić!) - to jedyna szansa dla tego (niezbyt chyba chcianego) małżeństwa.

Wariant pesymistyczny, w który zaczynam wierzyć po pierwszym numerze, polega na tym, że nowy dziennik straci część dotychczasowej grupy czytelniczej każdej ze składowych - to się nie musi sumować, a nawet rzadko sumuje się. A więc szansa dla "Rzepy"?


lisickiPaweł Lisicki - redaktor naczelny "Rzeczpospolitej"
Co do plusów i minusów nowego produktu to wiele zależy od tego, do jakiej grupy odbiorców jest on skierowany. Dotychczasowym czytelnikom "Dziennika" nowa gazeta oferuje część żółtą i różową, czyli pogłębioną informację ekonomiczno-prawną. Powstaje jednak pytanie, czy tego akurat szukali czytelnicy "Dziennika". Tym bardziej, że stracili swoich ulubionych publicystów i felietonistów, a ogólny poziom stron białych w porównaniu do dawnego "Dziennika" jest znacznie słabszy. Czytelnicy "Gazety Prawnej" dostali natomiast część białą. Dla nich to na pewno korzyść. Choć z drugiej strony problemem będzie utrzymanie tak dużej różnicy cen między produktem dla prenumeratorów i dla czytelników kioskowych.

Co do samej gazety to uderza wyjątkowo ascetyczny, by nie rzec pozbawiony polotu layout oraz duża niefrasobliwość jeśli chodzi o jednolitość logotypu - w jednej gazecie występuje w trzech różnych postaciach. Ten sam tytuł "Dziennik Gazeta Prawna" ma trzy różne formy: inną na pierwszej stronie, inną w paginach, inną dla prenumeratorów i czytelników kioskowych. Redaktorzy "DGP" wiele mówią o swej neutralności i bezstronności. Za wcześnie, by to ocenić. Trudno mi jednak uwierzyć, że polską politykę można opisywać w taki sam sposób jak problemy prawne czy gospodarcze. Zyskując neutralność traci się ciekawość.

Nowa gazeta na pewno jest też konkurencją dla "Rzeczpospolitej". Ale czy naśladownictwo i podróbka wystarczą, żeby odebrać "Rzeczpospolitej" wyrobionych czytelników? Można mieć wątpliwości. Czytelnicy "Rzeczpospolitej" cenią sobie otwartość debaty, różnorodność wyrazistych poglądów, zdrowy rozsądek, a także rzetelność i pogłębiony charakter informacji profesjonalnych. Nie wystarczy skopiować "Rz", żeby zyskać te cechy.

Tytuł byłby atrakcyjny dla reklamodawców, gdyby "DGP" udało się scalić dwie grupy czytelników - "Dziennika" i "Gazety Prawnej". Wtedy można by mówić o nowej jakości. Na razie jednak nie umiem sobie tego wyobrazić. Mam wrażenie, że każda z tych grup dostała więcej, ale nie tego, czego potrzebowała.


tomeksTomasz Siemieniec - redaktor naczelny "Pulsu Biznesu"
Trudno ocenić tytuł na podstawie jednego wydania. Możemy jedynie mówić o pierwszych wrażeniach. Najważniejsza rzecz, na którą zwróciliśmy uwagę, to różnica w cenie między wydaniem kioskowym a prenumeratą. Nie zauważyliśmy różnic w treści, które uzasadniałyby cenę wyższą aż o 50 proc. dla prenumeratorów. Przepłacamy - a tego nikt nie lubi. Dlatego pewnie zrezygnujemy z prenumeraty. Zastanawiamy się, ilu czytelników Gazety Prawnej pójdzie tym samym tropem. To spore ryzyko, ale wydawca pewnie wie, co robi.

Po pierwszym numerze widać, że zespół miał mało czasu na przygotowanie gazety. Taki proces wymaga wytężonej pracy przez kilka miesięcy, a nie kilka tygodni. Layout i struktura pewnie będą ulepszane.
Nowy tytuł jest zlepkiem dwóch starych. Nie zauważyliśmy nowych elementów. W dwóch miejscach w gazecie są natomiast dodatki poświęcone edukacji - jeden na białych stronach, a drugi na łososiowych. Może stało się tak dlatego, że produkty te były wcześniej przygotowywane przez dwóch wydawców. Niemniej nie jest to zbyt fortunne rozwiązanie.

Nie wiem, jak zachowają się dotychczasowi czytelnicy "Dziennika" - płacą więcej za mniej treści, dla których kupowali ten tytuł. Z kolei wierni czytelnicy "Prawnej" cenili w niej apolityczność, a teraz dostają tytuł, który obszernie zajmuje się polityką. Z drugiej strony obie grupy czytelników dostają łącznie więcej treści. Czas pokaże, czy to kupią.

Pierwsze wrażenie jest takie, że to "Dziennik" przejął "Prawną". Na czołówce pierwszego wydania wśród dziewięciu informacji tylko jedna - najkrótsza - jest poświecona biznesowi. Jest sport, polityka i prawo. Na drugiej stronie jest TEMAT DNIA, na który zabrakło miejsca na czołówce.

Nas to cieszy. "Puls Biznesu" jest teraz jedynym czysto biznesowym dziennikiem na rynku.

Nowemu tytułowi życzymy natomiast powodzenia w konkurowaniu z "Rzeczpospolitą" i "Gazetą Wyborczą". Ma sporo atutów, które mu w tym pomogą.




wmRafał Oracz - dyrektor generalny CR Media Consulting
Nowy tytuł jest po prostu tym czym miał być - połączeniem "Dziennika" i "GP", praktycznie bez specjalnych wysiłków zmierzających do integracji wizerunkowej. Z trzech miesięcy, które upłynęły od ujawnienia decyzji moim zdaniem miesiąc został przeznaczony na ograniczanie kosztów, miesiąc na odchudzanie szaty graficznej dziennika, tak żeby nie przysłonił uwagi od "wewnętrznego brata", a miesiąc na ustalaniu ceny. Spowodowało to 3 istotne efekty - po pierwsze tytuł wygląda dość surowo, jak rozumiem po to, żeby sprawiać wrażenie, że chce pomagać i wspierać w konkretnych problemach, a nie być tylko gazetą do kawy; po drugie został odchudzony z wizerunkowych elementów (takich jak wydanie magazynowe w sobotę) - może wskazywać to na zerwanie z dotychczasową polityczną i opiniotwórczą konotacją "Dziennika", która jest uznawana za słabość "Rzeczpospolitej". Wydawca chciałby pokazać, że nowy tytuł ma być bardziej narzędziem dla biznesmenów szukających też informacji o świecie, a nie miejscem na dyskusje światopoglądowe. Trzecim zjawiskiem jest trochę niekonsekwentna decyzja dotycząca ceny egzemplarzowej.

Podniesiona cena ma ewidentnie pozycjonować tytuł na wyższej półce gdzie kontent jest bardziej specjalistyczny, jednak z punktu widzenia dotychczasowych czytelników "Dziennika" zmiana jest dość znacząca. Jeśli więc Axel zakłada, że i tak doszło już do odsiewu przypadkowych czytelników, i ci, którzy zostali, dalej będą "Dziennik" kupować nawet drożej, to spokojnie mógł ustawić cenę na poziomie 3 zł, wciąż będąc konkurencyjny wobec "Rzeczpospolitej".

Ustawienie ceny na poziomie 2,60 zł może oznaczać, albo że Infor Biznes chce sprowokować "Gazetę Wyborczą" do podniesienia ceny, licząc przy okazji na niemrawość "Rzeczpospolitej", albo że uważa za kluczowe przeskoczenie deklarowanego przez siebie poziomu 110 tys. sprzedaży, po to, żeby zastosować w początkowym okresie "propagandę sukcesu". Utrzymanie w dłuższej perspektywie sprzedaży na tym poziomie uważam jednak za mało realne ze względu na zbyt mały potencjał rynkowy w tym segmencie.

Wygląda na to, że zdaje sobie sprawę z tego zarówno sam wydawca, jak i jego konkurencja, która - co bardzo znamienne - wystawiła do starcia zawodnika zupełnie niespodziewanego - Wyborcza.biz, pokazując w ten sposób, że walka na informacje specjalistyczne to już nie wyłączna domena prasy i w perfektywnie istotniejsza jest pozycja w internecie. I to właśnie będzie w następnych latach główne pole konfrontacji między połączonymi siłami Axla i Inforu a Agorą. Szczególnie jeśli się uda zmienić prawo prasowe i z gry odpadną konkurenci dotychczas pasożytujący na wydawcach.





monikaMonika Rychlica - head of press & new media w Initiative Warszawa
Moim zdaniem formuła nowego tytułu zasadza się na zintegrowaniu w całość mocnych stron poszczególnych tytułów. Rzeczywiście tytuły te są dla siebie uzupełnieniem. Dziennik daje informacje publicystyczne, artykuły polityczne, gazeta prawna profesjonalne informacje prawne i gospodarcze. Wszystko to powoduje, że mamy dobry aczkolwiek nie nowy i nie unikalny tytuł na polskim rynku. Podobieństwo do Rzeczpospolitej jest oczywiste, myślę, że w dłuższej perspektywie tytuły te będą ze sobą rywalizować zarówno o czytelników jak i reklamodawców.

W Komentarzu redaktora naczelnego znalazłam zdanie z którym w pełni się utożsamiam " Gazety zmienione z duchem czasu, żyjące w symbiozie z Internetem - przetrwają bo wciąż jest na nie spore zapotrzebowanie". Moim zdaniem to właśnie synergia tego tytułu z Internetem może być jego przewagą konkurencyjną. Forsal odniósł duży sukces rynkowy w bardzo krótkim czasie. Mądra i sprytna polityka handlowa łącząca oferty papierowo - internetowe przyniesie pozytywne rezultaty. Podoba mi się, że wydawcy bardzo ostrożnie oszacowali sprzedaż. 110 tys egzemplarzy to moim zdaniem bardzo realna sprzedaż, ponieważ czytelnicy dziennika w zasadzie otrzymują swój tytuł prawie w całości, może być nawet lepiej. Podoba mi się myśl, że wpierane będą konkretne rozwiązanie, nie partie polityczne. Obawiam się jednak, że życie w zgodzie ze wszystkimi oznacza rozmydlenie i nijakość. Rozumiem, że redaktor będzie ostrożny po tym jak "Dziennik" zapłacił wysoką cenę za bezwarunkowe wpieranie Pi'su, a następnie wycofanie się z tego. Czas pokaże jak będzie naprawdę. Muszę jeszcze dodać, że podoba mi się pomysł innego laga dla prenumeratorów. Siłą GP zawsze była bardzo wysoka prenumerata, dbanie o tego czytelnika powinno być priorytetem , także ze względu na to, że jest to mocny argument dla reklamodawcy.




Dariusz Sachajko - commercial director, Universal Mccann
Wydaje się, że Wydawca zrobił wszystko by zatrzymać zarówno czytelników "Dziennika" jak i "Gazety Prawnej". Nowy tytuł przejął najlepsze cechy starego "Dziennika" (layout stron newsowych). Jak na to zareagują stali czytelnicy "GP"? - Istnieje ryzyko, że zmianę odbiorą za zbyt radykalną, dlatego prenumeratorzy (trzon sprzedaży "GP") otrzymają jako pierwszy żółty grzbiet z dotychczasowym logo, a białe strony oddzielnie jako uzupełnienie.

Zwrócić jednak należy uwagę, że "Dziennik" miał dotychczas najniższe współczytelnictwo z "Gazetą Prawną" wśród gazet opiniotwórczych. To może oznaczać brak zainteresowania wspólnymi treściami i tworzyć bariery dla obu grup czytelniczych.
Konkurencją nowego tytułu będzie przede wszystkim "Rzeczpospolita", która ma identyczną strukturę oraz takie same dodatki. Trudno będzie odebrać jej jednak czytelników - siłą Rzeczpospolitej jest także prenumerata, a "Dziennik" we wcześniejszych okresach nie był dla niej alternatywą.

W momencie ogłoszenia połączenia obu tytułów wydawało się, że Axel chce zgrabnie pozbyć się balastu, a Infor nieco kuchennymi drzwiami wejść do gry z największymi wydawcami. Kluczem miała być obecność nowego tytułu w pakietach dzienników Axel Springer. Tak się nie stało co komplikuje sytuację obu Wydawców. Filarem Axla staje się "Fakt", który jak przed laty będzie zarabiał mniej niż wynikałoby to z jego pozycji rynkowej, a w przypadku "Dziennika Gazety Prawnej" zmorą będzie czekanie klientów na stabilizację pozycji nowego tytułu. Po niepowodzeniach "Polski" i "Dziennika" reklamodawcy będą ostrożni.

Wydawcy powinni mieć na uwadze także, że w sytuacji kryzysu klienci nie są skłonni do poszerzania ilości partnerów mediowych, z którymi współpracują.




Rafał Mandes - dyrektor działu biznes Onet.pl
Nowy tytuł, na pewno będzie bardziej konkurencyjny dla "Rzeczpospolitej" i "Gazety Wyborczej", niż każdy z tych tytułów z osobna. Oba połączone tytuły wnoszą bowiem w wianie do małżeństwa, dokładnie to czego jeden i drugi potrzebował, aby konkurować z "Rzeczpospolitą" i "Gazetą Wyborczą". "Dziennik" wnosi informacje Krajowe i Światowe, "Gazeta Prawna" wiadomości poradnikowe, treści eksperckie. Czysto teoretycznie są skazani na sukces. Kwestia egzekucji dobrze skrojonej strategii. Gdyby tylko nie odwrót od mediów papierowych...

Czy nowy tytuł stanie się atrakcyjny dla reklamodawców? Na początku na pewno tak. Marketerzy mogą liczyć, że produkt przyciągnie ciekawskich, będzie zapewne duża kampania promocyjna, może większe promocyjne rabaty. W dłuższej perspektywie będzie zależało to od faktycznych wyników sprzedaży i profilu czytelników.


szymanekCezary Szymanek - szef informacji radia PiN

Na ocenę jeszcze za wcześnie, można mówić o wrażeniach. I te nie są odkrywcze: to połączony "Dziennik" i "Gazeta Prawna". Ze swoimi dotychczasowymi wadami i zaletami. Trochę razi niedopracowany layout i brak wspólnego mianownika dla wszystkich stron nowej gazety. Na pierwszej stronie tematy gospodarcze potraktowane po macoszemu.

Bezpośrednia konkurencja nowego projektu to "Rzeczpospolita". I jeśli "Forsal" będzie tak dobry jak "zielone strony" w RP, to cały projekt "Dziennik Gazeta Prawna" może przekonać do siebie tych, którzy nie przepadają za białymi stronami RP. O szansach będzie można natomiast mówić gdy minie efekt "nowości". Może, choć 1+1 w tym wypadku nie od razu może dać 2. Potencjał tkwi w umiejętnym wykorzystaniu druku i serwisów www w ramach wydawnictwa.




Tomasz Bonek - redaktor naczelny Money.pl
Nie ma nowej gazety codziennej na polskim rynku. Jak na razie fuzja "Dziennika" i "Gazety Prawnej" to tylko połączenie winiet. Można oczywiście doszukiwać się szczegółów, ale - co do idei - niewiele w obu połączonych gazetach się zmieniło. Rzuca się w oczy brak Wall Street Juornal, w którego miejsce pojawia się Financial Times. Trudno dziś wyrokować, czy, lub komu, nowy projekt zabierze czytelników. Ale nie zawojuje on polskiego rynku dzienników. Jego sprzedaż z pewnością szybko będzie oddalała się do sumy sprzedaży gazet sprzed połączenia. Tytuł raczej nie odbierze też nikomu reklamodawców. Wydaje się, że połączenie miało na celu lepsze biznesowe bilansowanie przedsięwzięcia. To po prostu spora oszczędność. De facto, dwa tytułu tworzą dziś jedna redakcja, jedno zaplecze techniczne, jedna dystrybucja. To bardziej opłaca się jednemu właścicielowi, niż wydawanie dwóch dzienników przez dwie firmy.




Tomasz Sańpruch - redaktor naczelny capital24.tv
W czwartek na Forum Ekonomicznym w Krynicy numer "0" "Dziennika Gazety Prawnej" rozchodził się jak świeże bułeczki. Zapewne dziś było podobnie. Pierwsze wrażenie do "Dziennika" wstawiono dodatek "Gazeta Prawna" i "Forsal". W gazetach, które są w ten sposób składane najbardziej cenię to, że mogę łatwo oddzielić część "polityczną" od biznesowej. Tu wątki się mieszają, bo "Gazeta Prawna" nie została jeszcze klasycznym dodatkiem prawnym. W "Dzienniku" najczęściej czytałem The Wall Street Journal. W nowej gazecie niestety jego nie ma. Są za to przedruki z FT. Dlatego brakuje mi dużej liczby krótkich newsów biznesowych z kraju i ze świata, bez publicystyki i komentarzy. Najpierw sam wolę sobie wyrobić zdanie na podstawie suchej informacji, a dopiero potem poznać zdanie innych.

Kilka miesięcy temu mój znajomy wprowadzał oszczędności w firmie. Likwidował także prenumeraty gazet. Dział księgowości powiedział, że znajdzie gdzie indziej oszczędności, ale żeby zostawić im Gazetę Prawną. To doskonale odzwierciedla target i potrzeby czytelników Gazety Prawnej, którym gazeta była potrzebna w pracy. Gazeta Prawna doskonale wypełniała niszę. Jeśli Wydawca o tym nie zapomni, zawsze będzie miał grono wiernych czytelników... i reklamodawców.

Fenomenem dobrze robionych mediów skierowanych do Profesjonalistów jest to, że każdy Profesjanalista chciałby się w takim medium pokazać, ale niekoniecznie zareklamować. Powodem jest, że zasięg nie ten, nie taki nakład, etc. Tu widzę nową szansę dla Dziennika Gazety Prawnej. Przez połączenie stali się bardziej uniwersalni mogą łatwiej trafić do plannerów z domów mediowych, których jeszcze zapewne długo trzeba będzie przekonywać, że nie liczy się ilość, ale jakość.




wmRafał Leszczyński - analityk rynku prasy w CR Media Consulting
Gazeta niewiele się różni od swoich poprzedników w osobnych grzbietach - zmieniono trochę krój czcionki, loga, ale w większości zachowano wygląd i charakter obydwóch gazet. Mam wrażenie, że nie powstała nowa gazeta - zmienił się tak naprawdę sposób rozpowszechniania. Część biała wydaje się trochę uboższa od poprzedniego "Dziennika", brakuje dodatku warszawskiego.

Plusem jest to że udało się znaleźć sposób utrzymania na rynku nierentownego tytułu jakim był "Dziennik" Axla. Miałem nadzieję na więcej zmian w samym wyglądzie gazety, większej objętości części należącej do białych stron. Niewątpliwie "DGP" jest bardzo podobnie zbudowany jak "Rzeczpospolita" i będzie stanowił dla niej najbliższą konkurencję. Nie wydaje mi się jednak by mógł on zagrozić pozycji "Rzepy", chociaż cena egzemplarzowa "DGP" jest o wiele korzystniejsza.

Myślę, że tytuł raczej powinien przetrwać na rynku, głównie ze względu na żółte strony czyli "Gazetę Prawną". Przy dobrej koniunkturze może się sprzedawać na poziomie ok. 140 tys. egz. Wszystko będzie zależało od stabilności sprzedaży egzemplarzowej. Trudno powiedzieć czy gazeta przyciągnie nowych reklamodawców, ale raczej nie powinna stracić dotychczasowych "Dziennika" i "Gazety Prawnej".
Więcej informacji: Dziennik Gazeta Prawna

"On też chciał złota". Dzisiaj rocznica śmierci Arkadiusza Gołasia

sport.pl
2009-09-16, ostatnia aktualizacja 2009-09-16 13:15
Gołaś atakuje, Raul Lozano patrzy. Argentyńczyk był jak zwykle czujny i miał mnóstwo uwag
Gołaś atakuje, Raul Lozano patrzy. Argentyńczyk był jak zwykle czujny i miał mnóstwo uwag
Fot. Kuba Atys / AG

"On też wracał z mistrzostw Europy. Wtedy jeszcze bez medalu, ale miał po niego sięgnąć na następnych - w Moskwie, bądź teraz w Turcji. Dziś mijają cztery lata od śmierci Arkadiusza Gołasia" - pisze na swoim blogu Przemysław Iwańczyk. Dziennikarz "Gazety Wyborczej" i Sport.pl we wpisie przytacza wspomnienie o tragicznie zmarłym siatkarzu, jego przyjaciela Krzysztofa Ignaczaka.

Gołaś w meczu Ligi Światkowej z Japonią
Fot. AP
Gołaś w meczu Ligi Światkowej z Japonią
Arkadiusz Gołaś w ataku
Fot. Kuba Atys / AG
Arkadiusz Gołaś w ataku
SERWISY
Właściwie trudno cokolwiek mądrego w takim dniu napisać - zresztą podobnie było zaraz po wypadku, do którego doszło w piątkowy poranek 16 września na autostradzie w Austrii. Załączam więc wspomnienie Krzysztofa Ignaczaka, który opowiedział mi kiedyś o swoim przyjacielu.

"Przez te wszystkie lata pokłóciliśmy się dwa razy. W obu przypadkach cisza trwała 20 minut. Później jak na komendę podnosiliśmy się z łóżek, ubieraliśmy i wychodziliśmy na kolację. Obaj wiedzieliśmy, o co chodzi. Słowa były niepotrzebne.

Poznaliśmy się w Rzeszowie. Pojechałem tam jako reprezentant Polski juniorów, on - uczeń Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Nawet nie przypuszczałem, że nasze drogi ponownie zejdą się w AZS Częstochowa. Wchodził do naszego zespołu z charakterystyczną dla niego nieśmiałością. Miał się od kogo uczyć, bo byli u nas tacy gracze jak Siergiej Orlenko czy Dawid Murek. W klubie była jednak taka atmosfera, że od razu przyjęliśmy go jak swojego. No i się zaczęło. Na zgrupowaniach w pokoju, na zabawach w dyskotece, na piwie, praktycznie non stop razem. Niepostrzeżenie Arek stał się członkiem mojej rodziny. Nawet kiedy zacząłem grać w Bełchatowie, mieszkałem ciągle w Częstochowie. I tam gościliśmy się niemal codziennie - on u mnie na obiedzie, ja u niego. Poznałem też jego rodziców i dziś mogę powiedzieć, że mogą być dumni, że wychowali takiego syna. Człowieka, któremu nigdy nie przewróciło się w głowie. Potrafił pochylić się nad innymi.

Wielką rolę w jego życiu odegrała Agnieszka. Od momentu, kiedy się poznali, była dla niego oparciem, pomagała podnosić się w najgorszych chwilach. Arek potrafił mówić o niej bez przerwy. Byli idealnie dobraną parą. Cieszyliśmy się z żoną, że tak się dobrali.

Połączyły nas z Arkiem także wspólne pasje - komputery i fotografia. Był w tym niedościgniony wśród kolegów z klubu i reprezentacji. Ostatnio nawet żartował, że jak przestanie grać, to zostanie albo hakerem, albo fotoreporterem. Komputer wciągnął nas na tyle, że potrafiliśmy siedzieć przed nim godzinami. Zamawialiśmy pizzę, ewentualnie Arek robił kanapki z serem i baleronem, i bez przerwy graliśmy w "Heroes Of Might And Magic III".

Nie opuszczaliśmy także nowości kinowych. Jak nie było czegoś ciekawego w Częstochowie, to wsiadaliśmy w samochód i jechaliśmy do Zabrza albo jeszcze dalej. Kiedy brakowało czasu, zostawało nam DVD. Dzień przed jego śmiercią też oglądaliśmy film. Ubawiliśmy się do łez, bo to była komedia.

Arkowi, bardzo skromnemu chłopakowi, trudno było się przestawić, odnaleźć w świecie popularności. Gdziekolwiek się ruszyliśmy, dziewczyny wzdychały na jego widok. Kiedyś szliśmy ulicą, spotykają nas kibice i proszą o zdjęcie. Ponieważ grałem od Arka trochę dłużej, myślałem, że to do mnie. Odparłem, że nie ma sprawy, i istotnie, chodziło o mnie - tyle że ja miałem fotografować, a nie pozować.

"Goły", choć był nieśmiały, miał idealny kontakt z dziećmi. Czy to z moim Sebastianem, czy też z córkami Grześka Szymańskiego i Krzyśka Gierczyńskiego. Nasze rodziny spędzały ze sobą mnóstwo czasu. Arek i żona Agnieszka byli z nami nawet w chwili, kiedy moja żona robiła test ciążowy.

Ostatnie nasze zgrupowanie to Spała. Tam Arek dostał od Raula Lozano pseudonim "Bestia". Choć był wielkim łasuchem, potrafił zjeść dwie tabliczki czekolady od razu, nigdy nie przytył. W ogóle był wzorem, jeśli chodzi o profesjonalne podejście do sportu. Przedkładał naukę nad pieniądze. W kraju mógł dostać o wiele większy kontrakt, a mimo to pojechał do Włoch, by się rozwijać. Czwartek wieczorem wyruszył na prezentację w nowym klubie Lube Banca Maccerata. Niestety, była to jego ostatnia podróż"...

Więcej informacji o siatkówce znajdziesz na blogu Przemysława Iwańczyka


Świderski odda achillesa za medal

Ustanowienie służebności przesyłu


Właściciel nieruchomości, który poniósł koszty budowy urządzeń służących do doprowadzania wody, pary, gazu i energii, i jest ich właścicielem, może żądać od przedsiębiorstwa przesyłowego, które przyłączyło te urządzenia do swojej sieci, by nabyło je na własność za odpowiednim wynagrodzeniem.
Tak wynika z postanowień wprowadzonego w roku ubiegłym art. 49 ust. 2 Kodeksu cywilnego. Przy tak sformułowanym prawie przepis zastrzega jednak „chyba że w umowie strony postanowiły inaczej”, co oznacza, że stronom przysługuje prawo do swobodnego ułożenia swoich stosunków na zasadach ogólnych Kodeksu cywilnego. Z żądaniem przeniesienia własności tych urządzeń, czyli ich sprzedaży, może wystąpić do właściciela nieruchomości także przedsiębiorstwo przesyłowe.

Cytowany przepis reguluje sferę rozliczeń pomiędzy inwestorem, zwykle właścicielem nieruchomości, a przedsiębiorstwem przesyłowym w kwestii wyposażenia tego pierwszego w prawo roszczenia o nabycie wybudowanych przez niego urządzeń doprowadzających media przez przedsiębiorstwo przesyłowe.

Zastanówmy się, o jakie urządzenia chodzi? Wymienione w przepisie „urządzenia do doprowadzenia płynów, pary, gazu i energii” to różne przewody sieci gazowej, ciepłowniczej, wodnej i kanalizacyjnej, to także kable, stacje trafo i inne urządzenia doprowadzające media od przedsiębiorstwa przesyłowego. Jednakże nie chodzi w tej sprawie o przyłącza, gdyż one w świetle prawa i orzecznictwa mają inny status. O sprawie tej w kolejnym artykule.

Przepis zobowiązuje w istocie do dokonania rozliczeń majątkowych i finansowych pomiędzy wymienionymi podmiotami, a więc do przeniesienia własności takich urządzeń w umowie cywilnoprawnej zawartej przez strony.

W zawarciu umowy przeniesienia własności urządzeń, o których mowa, obowiązują ogólne zasady Kodeksu cywilnego. Istotnym elementem umowy jest wynagrodzenie należne właścicielowi nieruchomości.

Dodajmy, że prawo do inicjatywy zawarcia umowy przeniesienia własności takich urządzeń przysługuje również przedsiębiorstwu przesyłowemu.

Wyjaśnijmy, że z mocy prawa wybudowane urządzenia nie stają się częścią składową nieruchomości. Jednakże nieruchomość, na której znajdują się (przez którą przechodzą) urządzenia doprowadzające ww. media może być z mocy art. 3051 k.c. obciążona tzw. służebnością przesyłu, ale tylko wtedy, gdy te urządzenia stanowią część składową przedsiębiorstwa przesyłowego ( w sensie majątkowym).

Art. 3051. Kodeksu cywilnego:

„Nieruchomość można obciążyć na rzecz przedsiębiorcy, który zamierza wybudować lub którego własność stanowią urządzenia, o których mowa w art. 49 § 1, prawem polegającym na tym, że przedsiębiorca może korzystać w oznaczonym zakresie z nieruchomości obciążonej, zgodnie z przeznaczeniem tych urządzeń (służebność przesyłu)”.

Do ustanowienia służebności przesyłu dochodzi poprzez zawarcie umowy cywilnoprawnej w sprawie ustanowienia służebności przesyłu pomiędzy właścicielem nieruchomości obciążonej prawem służebności a przedsiębiorstwem przesyłowym, które korzysta z tego prawa za odpowiednim wynagrodzeniem należnym właścicielowi nieruchomości. Umowa, o której mowa, powinna być zawarta w formie aktu notarialnego.

Zwróćmy jednak uwagę, że cyt. przepis mówi o prawie do ustanowienia służebności przesyłu, z którego strony mogą skorzystać, ale mogą też swój stosunek kształtować dowolnie, byleby był on zgodny z prawem, właściwością tego stosunku i nie naruszał zasad współżycia społecznego.

Może się jednak zdarzyć, że do uregulowania stosunków (w tej kwestii) pomiędzy właścicielem nieruchomości a przedsiębiorstwem przesyłowym doszło wcześniej, przed wejściem w życie przepisu, a w szczególności, że umowę w tej sprawie podpisał poprzedni właściciel nieruchomości. Wówczas w świetle orzecznictwa będą obowiązywały postanowienia umowy zawartej w tamtym czasie. Patrz w tej sprawie na sentencję i uzasadnienie wyroku Sądu Najwyższego z dnia 18 stycznia 2007 r., sygn. I CSK 223/06.

Na koniec należy przypomnieć, że wynagrodzenie z tytułu służebności przesyłu przysługuje właścicielowi nieruchomości także wtedy, gdy przedsiębiorstwo przesyłowe odmawia zawarcia umowy o ustanowieniu służebności przesyłu.

Z mocy art. 3052 k.c. prawo do żądania ustanowienia służebności przesyłu należy również do przedsiębiorstwa przesyłowego, jeżeli właściciel nieruchomości odmawia zawarcia umowy o ustanowienie służebności przesyłu, a jest ona konieczna dla właściwego korzystania z urządzeń przesyłowych.

W każdym przypadku z tytułu służebności przesyłu właścicielowi nieruchomości przysługuje „odpowiednie wynagrodzenie”.


Eugenia Śleszyńska/Portal Zarządzania Nieruchomościami www.zarzadcy.com.pl