wtorek, 23 września 2008

Jeszcze możesz kupić limuzynę Lema

Jerzy Sadecki 23-09-2008, ostatnia aktualizacja 23-09-2008 15:41

37100 złotych — taka po godzinie 15 była na internetowej aukcji cena seledynowego mercedesa, którym przez ćwierć wieku jeździł pisarz Stanisław Lem. Licytacja na Allegro.pl potrwa do 22:37.

Samochód Lema
źródło: Archiwum
Samochód Lema

— Po raz pierwszy w historii naszej motoryzacji stary samochód znanej osoby uzyskał na aukcji w Polsce tak dużą cenę — mówił „Rz” Zbigniew Nikiciuk, dyrektor Motoryzacji i Techniki w Otrębusach, gdy auto Lema w licytacji przekroczyło 30 tys. zł. Jego zdaniem, gdyby liczący sobie 27 lat mercedes nie miał tak znanego właściciela, wart byłby na rynku około 5 tys. złotych. Na aukcję portalu internetowego Allegro.pl samochód Lema trafił 9 września. Wystawiła go charytatywna Fundacja Mam Marzenie.

— Za uzyskane pieniądze będziemy mogli spełnić marzenia dzieci cierpiących na choroby zagrażające życiu — mówi przedstawiciel fundacji Grzegorz Chajdaś z Fundacji Mam Marzenie. Dotychczas charytatywna fundacja umożliwiała dzieciom m.in. wcielenie się na dzień w rolę policjanta i ratownika medycznego, zobaczenie ciepłego morza, zakup komputera, odwiedzenie grobu Jana Pawła II, czy spotkanie z ulubionym sportowcem lub aktorem.

Na charytatywny cel auto zmarłego dwa lata temu pisarza przekazali jego spadkobiercy: żona Barbara i syn Tomasz. Mercedesa 280 SE w oryginalnym kanarkowym kolorze Stanisław Lem kupił wiosną w 1981 w salonie samochodowym w Berlinie Zachodnim. — To był jego ulubiony samochód. Towarzyszył mu przez ostatnie 25 lat życia — opowiada Wojciech Zemek, były sekretarz Lema.

Wspomina, że gdy za czasów komuny pisarz jeździł na Zachód, przywoził stamtąd ukryte za tylnym siedzeniem mercedesa miniaturowe wydania paryskiej „Kultury” i inną nielegalną „bibułę”.— Aby je wyciągnąć z tej skrytki specjalnie kupił szczypce położnicze, bo ręką tam nie dało się sięgnąć — wspomina szwagierka pisarza Jadwiga Zych. Samochód ten Lem miał też ze sobą w Austrii gdzie mieszkał wraz z rodziną w latach 1983-1988.

Mimo wieku auto ma nieduży przebieg: tylko 109 tysięcy kilometrów. — W ostatnich latach pan Lem jeździł głównie do hotelu Forum by kupić prasę zagraniczną — mówi Wojciech Zemek. Podkreśla, że pisarz pasjonował się motoryzacją, poprzednie swoje samochody sam naprawiał. Gdy miał fiata, prosił przebywającego we Włoszech Sławomira Mrożka o przysłanie części.— W mercedesie nie miał co naprawiać, bo się nie psuł. Były tylko niegroźne wgniecenia karoserii przy drobnych stłuczkach — zapewnia b. sekretarz pisarza.

— Auto prezentuje się znakomicie. Zapala od pierwszego kopnięcia — zachwala Grzegorz Chajdaś. Liczy, że w ostatnich godzinach aukcji cena jeszcze mocno podskoczy

Duże ceny na świecie

Aukcje przedmiotów należących do sławnych ludzi cieszą się powodzeniem na świecie. Sukienka Marylin Monroe ,w której śpiewała Kennedy’emu „Happy Birthday Mr. President” poszła za 1,26 mln dol. Za 467 tys funtów sprzedano sukienkę Audrey Hepburn z filmu „Śniadanie u Tiffany'ego”. Fortepian Elton Johna znalazł nabywcę za 170 tysięcy dolarów, okulary Johna Lennona za 40 tys. funtów, torebka Margaret Thatcher za 63 tys funtów, srebrna peruka Andy’ego Warhola za 10800 dolarów.

Kuloodporny cadillac gangstera Ala Capone z 1928 roku sprzedano za ponad 600 tysięcy dolarów, kostium, w którym Christopher Reeve występował w filmie Superman za 115 tys. dolarów, a „usta” - słynne logo zespołu The Rolling Stones za 92 tys. dolarów. Autograf mazurka op. 6 nr 3 Fryderyka Chopina kupiony został za 119 tysięcy funtów. Wysokie ceny osiągnęły też za granicą samochody należące do papieży. W 2005 roku multimilioner z Houston baptysta John O’Quinn za 30-letni jasnoniebieski ford escort Jana Pawła II zapłacił 680 tys. dolarów. Auto to dziesięć lat wcześnie kupił na aukcji charytatywnej za 102 tys. dolarów amerykański restaurator wystawiał je za szkłem w swojej restauracji.

Na aukcji w eBay.com za prawie 190 tys., euro poszedł volkswagen golf z 1999 roku którym jeździł kardynał Joseph Ratzinger, późniejszy papież Benedykt XVI. Na aukcję samochód wystawił 21-letni Niemiec, który zrobił świetny interes: wcześniej kupił golfa za 10 tys. euro. Nabywcą okazało się jedno z internetowych kasyn z USA.

Na polskim rynku

W Polsce o takich cenach można tylko pomarzyć. — U nas nie ukształtował się jeszcze rynek sprzedaży przedmiotów należących do sławnych ludzi — mówi znany krakowski marszand sztuki Andrzej Starmach. Potwierdzają to antykwariusze. — Proweniencja jakiegoś przedmiotu czy dzieła sztuki jest ważna, ale bez przesady. Gdy należały one do sławnych ludzi mogę ich cenę spokojnie podwyższyć o około 20 procent — mówi Małgarzata Lalowicz prezes spółki Desa. Marek Sosenko z Kolekcjonerskiej Galerii Przedmiotów Dawnych i Nowych w Krakowie mówi, że nabywcy jeszcze za mało doceniają wartość przedmiotów związanych ze znanymi osobami. Na przykład pamiątki po malarzu Piotrze Michałowskim sprzedał za cenę tylko o 30-40 procent większą niż gdyby nie miały takiego pochodzenia. — Ale stoi u mnie stół biedermeier tzw. klapak należący do wybitnego kartografa Eugeniusza Romera i nie znajduje nabywców — mówi Sosensko.

Po kilkaset złotych sprzedawane są listy i karty pocztowe znanych osób. Nieco inaczej jest gdy chodzi o listy i manuskrypty wielkich artystów o wartości historycznej. Cenę 120 tys. zł uzyskał na na aukcji w Krakowie nieznany dotychczas i nigdy nie publikowany list Fryderyka Chopina. Nie trafi on jednak do zwycięzcy licytacji. Z przysługującego jej prawa pierwokupu skorzystała Biblioteka Narodowa.

— Sukces aukcji samochodu Lema wskazuje,że może ruszy się u nas aukcyjny rynek samochodów znanych ludzi — mówi Zbigniew Nikiciuk dyrektor Muzeum Motoryzacji i Techniki w Otrębusach. Opowiada ,że latach 70. i 80. takie rarytasy jak kabriolety Lody Halamy i Stalina kupował po cenach jakie płaciło się wówczas za auta tych roczników. Unikaty na akcjach charytatywnych Przedmioty znanych osób pojawiają się w Polsce głownie na charytatywnych aukcjach i balach. — Uzyskują ceny na miarę naszej polskiej zamożności — podkreśla Andrzej Starmach, który prowadził wiele takich licytacji. Sławni Polacy ofiarowują należące do nich przedmioty na aukcje Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy Jurka Owsiaka. Andrzej Gałczyński, przedstawiciel WOŚP podaje kilka przykładów: koszulka piłkarska Donalda Tuska poszła za 2750 zł, ale srebrna szpatułka lekarska minister Ewy Kopacz tylko za 710 zł, a strażacki hełm wicepremiera Waldemara Pawlaka za 1009 zł.

Przelicytował je wizytownik prezydenta Lecha Kaczyńskiego sprzedany za 3252 zł i statuetka „Dziennikarza Roku 1999” podarowana przez Tomasza Lisa, która uzyskała cenę 3170 zł. Platynowa płyta od Romana Polańskiego sprzedana została za 6100 zł, akwarela namalowana przez Andrzeja Wajdę za 10 400 zł. Rower Marka Perepeczki (podarowany przez jego żonę) znalazł nabywcę za 3550 zł, skórzany pejcz z Parady Równości od Joanny Senyszyn za 1526 zł, trąbka Zbigniewa Wodeckiego za 3500 zł, statuetka zwycięzcy Tańca z Gwiazdami od Krzysztofa Tyńca za 8300 zł.

— Były też i takie ciekawostki: drzwi z zaplecza sklepu Zbigniewa Hołdysa ktoś kupił za 1125 zł, a styropianową czterometrową lalę z programu Szymona Majewskiego za 7400 zł — podaje Andrzej Gałczyński. Na balach charytatywnych w Krakowie krawat premiera Jerzego Buzka kupiony był za 1500 zł, ciupaga księdza Józefa Tischnera za 4600 zł, „złota” koszulka Roberta Korzeniowskiego za 1800 zł, pióro marszałka sejmu Bronisława Komorowskiego za 1500 zł, a przywieziona przez kardynała Macharskiego z Fatimy figurka Matki Boskiej za 5000 zł.

Na aukcji klubu Rotary należący do Jana Pawła II szwajcarski zegarek marki Eberhard sprzedano za 50 tys. zł, Tissot Adama Małysza poszedł za 1,5 tys. zł. Świetną ofertę zegarków sławnych ludzi przygotował w 2001 roku na charytatywnej aukcji znany Salon Zegarmistrzowski T. i W. Strojny w Krakowie. Najwyższą cenę uzyskały wówczas zegarki: Romana Polańskiego ( 20 500 zł ) Nicolasa G. Hayka - 11 000 zł i Aleksandra Kwaśniewskiego -13 000 zł. Czasomierze Lecha Wałęsy i księcia Monaco sprzedano 7000 zł, Helmuta Kohla za 5000 zł.

— Po tej aukcji zwróciliśmy się do Jana Pawła II by podarował na nasza aukcję charytatywną jeden ze swoich zegarków. Jeszcze za życia papieża otrzymaliśmy prawdziwy rarytas. Ale jeszcze nie zdecydowaliśmy się wystawić go na sprzedaż. Wciąż jest u mnie w sejfie. Czekamy z aukcją aż Jan Paweł II będzie wyniesiony na ołtarze — opowiada Wojciech Strojny. Chodzi o zegarek ręcznie wykonany w niemieckiej manufakturze na 80-te urodziny Jana Pawła II. Nie ma on wskazówek, tylko maleńką perłę, która porusza się po tarczy wskazując upływ czasu. Na tarczy zegarka została zamontowana, unikatowa, złota moneta, wybita z okazji urodzin Papieża. Zegarek został wykonany w niewielkiej ilości egzemplarzy na zlecenie Rycerzy Zakonu Maltańskiego. — Na zdjęciu zegarka Papież złożył swój podpis czyniąc ten przedmiot jeszcze bardziej wartościowym — mówi Wojciech Strojny. Na życzenie zmarłego papieża dochód z aukcji zostanie w całości przeznaczony dla dzieci niewidomych ze szkoły Św. Tereski w Rabce.

Na kolekcjonerów czekają też w Krakowie dwie inne pamiątki po Janie Pawle II — Watykan przekazał nam dwa papieskie samochody: lancię i bmw — mówi ks.Jan Kabziński prezes zarządu Centrum Jana Pawła II „Nie lękajcie się”. Dochód z ich sprzedaży ma pójść budowę obiektów tego centrum w krakowskich Łagiewnikach. Centrum nie wyznaczyło jeszcze terminu aukcji.

Aukcja samochodu na Allegro.pl
Rzeczpospolita

Ziobro: byłem małym podrywaczem

W przedszkolu śpiewał i tańczył, w liceum zbierał zioła, na studiach grał na giełdzie, bo chciał kupić bmw. Jaki naprawdę jest szeryf IV RP?


Barbara Pajchert: Jaki właściwie jest Zbigniew Ziobro?

Zbigniew Ziobro: Mam opowiadać o sobie?

Tak!

To dla mnie trudne. Może jako polityk powinienem mieć łatwość opowiadania o swoich zaletach, bo chodzi przecież o to, żeby się pokazać i sprzedać, ale ja tak nie potrafię. Lepiej zapytać innych.

Na wakacjach. Fot. archiwum Zbigniewa Ziobro


Pytałam. Ma pan opinię sztywniaka. "Nie lubi się bawić", "stroni od imprez", "knajpianych spotkań" – to opinie innych.. Oficjalny i poważny, rzadko się uśmiecha…

Przecież uśmiecham się do pani…

A może to taki uśmiech wyuczony? Skąd mam wiedzieć, że jest szczery?

Zapewniam, że gdy się do kogoś uśmiecham, to tylko szczerze. A te opinie, które pani przytoczyła, to chyba opinie moich przeciwników, nie przyjaciół…

To znaczy, że nie jest pan sztywniakiem?

Staram się być w życiu uprzejmy i grzeczny. Jestem pewnie staroświecki: całuję kobiety w rękę na powitanie i pożegnanie, otwieram im drzwi. W dzisiejszym świecie może to być odbierane jako sztywniactwo. Jeżeli chodzi o imprezy, to po prostu nie mam na nie czasu. Oddawałem się trochę szaleństwom pod koniec studiów w Krakowie i trochę podczas aplikacji prokuratorskiej…

Wino, kobiety i śpiew?

Bez przesady, ale trochę poszalałem… Chodziliśmy z kumplami do knajp i dyskotek, to był czas popularności klubu "Pod Papugami" i kilku innych. Poznawaliśmy dziewczyny, tańczyliśmy… Wtedy żyłem beztrosko, nie miałem zbyt wielu problemów. Natomiast jeśli chodzi o alkohol, to mocno przesadziłem z tym trunkiem tylko raz w życiu, ale okazja była szczególna, bo oblewałem maturę. Lubię od czasów studenckich drinka, któremu pozostałem wierny do dziś – pięćdziesiątka wódki z sokiem z czarnej porzeczki.

Papierosy?

Nigdy nie paliłem. Spróbowałem kilka razy w szkole podstawowej, żeby podkreślić swoją dorosłość, ale papierosy po prostu mi nie smakowały. Poza tym zawsze ceniłem sportowy tryb życia.

Podczas studiów namiętnie grał pan też na giełdzie…

To prawda. Lubiłem to. Giełda dawała mi poczucie niezależności finansowej. Trafiłem tak szczęśliwie, że pieniądze, które inwestowałem, przynosiły przyzwoity dochód. Była niemal nieustanna hossa. A ja byłem ryzykantem, nie balem się odważnie inwestować! Gdy wygrywałem, to się cieszyłem, gdy przegrywałem, to oczywiście nie byłem zachwycony, ale się nie załamywałem.

A skąd pan wziął te pierwsze pieniądze, żeby zainwestować? Studenckie stypendium?

Nie. Pożyczył mi dziadek. Zarobiłem dość szybko na tyle dużo, że mogłem oddać dziadkowi, to, co było jego, a sam zacząłem brać kredyty. Pieniądze z banku do biura maklerskiego przenosiłem przez krakowski Rynek w kieszeniach sportowej kurtki. Nie było wówczas odpowiednio szybkich przelewów, a czas grał rolę... Każdy dzień zaczynałem od czytania analiz giełdowych. Czułem się wówczas takim poważnym, zawodowym graczem. I nagle doszło do krachu!

Dużo pan stracił?

Dobrze ponad sto tysięcy złotych. Miałem jakieś przeczucie i chciałem się wycofać, ale moja narzeczona wymarzyła sobie dla nas domek w Krakowie. A ja chciałem kupić bmw, żeby spełnić młodzieńcze marzenie. Oglądałem już nawet samochód w salonie. Niewiele brakowało, żeby był i domek, i bmw. Postanowiłem raz jeszcze zaryzykować i to był jeden raz za dużo. O jeden most za daleko…

I nie starczyło ani na domek ani na samochód?

Przegrałem dużo, ale to, co zostało, i tak wystarczyło na mieszkanie i na najlepsze narty… Po stracie finansowej postanowiłem się zdystansować, kupiłem kilka skrzynek piwa i w jednym z domów studenckich urządziłem huczną imprezę.

A co na to narzeczona? Była rozczarowana?

W naszym związku coraz częściej pojawiały się różnice zdań. Nie chodziło o domek, ale o różne wizje wspólnej przyszłości. Byliśmy z innych środowisk, z innych światów, inaczej ocenialiśmy co jest istotne w życiu. Chciałem zostać prokuratorem i ścigać przestępców, a moja dziewczyna wolała, abym znalazł sobie jakieś spokojniejsze a przy okazji lepiej płatne zajęcie prawnicze.

Może miała rację?

Dzisiaj widzę, że to, co mówiła nie było takie od rzeczy. Gdybym jej posłuchał, miałbym na pewno spokojniejsze życie.

Jak miała na imię?

Była blondynką.

Woli pan blondynki? Patrycja Kotecka też jest blondynką.

Różnie bywało w moim życiu. W młodości poznawałem też brunetki i szatynki… Chyba powiedziałem za dużo. Jeszcze wyjdę tu na Casanovę! (śmiech).

A jaki jest pana ideał kobiety?

Zmieniał się wraz z wiekiem i doświadczeniem. Kiedyś ideałem była dla mnie Brigitte Bardot. Miałem też jedną miłość niepoprawną politycznie - Marusię z "Czterech pancernych". Była moim ideałem kobiecego piękna. Chyba dojrzałem, bo dziś ideał kobiety wiąże się dla mnie bardziej z osobowością i charakterem niż z wyglądem zewnętrznym. Kobieta musi intrygować, musi być inteligentna i nieco tajemnicza…

A wracając do Patrycji… Jesteście nadal parą? Narzeczeństwem? O waszym związku poinformował przecież całą Polskę Jacek Kurski…

W tej sprawie pozostanę jednak sztywniakiem. Polityk w kwestiach publicznych i zawodowych powinien być przejrzysty jak łza, ale obnażanie się w sprawach osobistych całkowicie mi nie odpowiada. Jacek Kurski nie powinien więc spekulować publicznie o moim życiu prywatnym i obiecał, że nie będzie już tego robić.

Czyli nic pana nie łączy z Patrycją?

Patrycję Kotecką poznałem jako bardzo dobrze zapowiadającą się dziennikarkę. Nagrodzoną tytułem "Dziennikarza roku Życia Warszawy". Jej teksty, o czym warto dziś przypomnieć cytowały m.in. Gazeta Wyborcza, Przekrój, Tok FM czy redaktor Monika Olejnik. Wówczas media nie krytykowały Patrycji, wręcz przeciwnie. Tak samo było wtedy, gdy mając 26 lat prowadziła autorski program śledczy w TV4. Dopiero, gdy pracowała w TVP i nie przyłączyła się, wbrew tzw. głównemu nurtowi dziennikarskiemu do gigantycznej nagonki na PiS - cześć mediów , ręka w rękę z politykami PO, zaatakowała ją z niespotykaną dotychczas brutalnością. To była wysoka cena, którą zapłaciła za niezależność w poglądach. Tyle mam do powiedzenia na temat Patrycji.

To zapytam inaczej. Czy jest pan obecnie w jakimś stałym związku? Jeden z tygodników napisał, że do idealnego wizerunku brakuje panu tylko pani Ziobro. A "Fakt" ułożył nawet dla pana anons matrymonialny: "Miły, inteligentny, przystojny, dobrze sytuowany. Czeka na swoją drugą połówkę na resztę życia. Oferty ze zdjęciem mile widziane…"

Ostatnio chyba w tej samej gazecie przeczytałem, że zostanę szczęśliwym ojcem, bo tak przepowiedziała wróżka. Podchodzę do tego z przymrużeniem oka. To takie zabawy tabloidów.

Niedawno skończył pan 38 lat. To już chyba najwyższy czas na założenie rodziny. Jak przystało na porządnego, praktykującego katolika?

Naprawdę mam już 38 lat? Czas goni niemiłosiernie, nie zauważam, kiedy mija i to, co czasem sobie wyrzucam, to niewłaściwe rozłożenie akcentów w dotychczasowym życiu. Zbyt wiele czasu poświęcałem zaangażowaniu publicznemu, a za mało rodzinie i przyjaciołom. Życie biegnie. Pewne fakty i zdarzenia już się nie powtórzą. Relacje między ludźmi nie powrócą. Bywa, że coś się kończy i tyle. A może ta refleksja bierze się stąd, że mimo poświecenia i zaangażowania jestem narażony na nieustanne polityczne ataki i nagonki…

No to jak będzie z tym zakładaniem rodziny?

Proszę się nie gniewać, ale jestem człowiekiem konsekwentnym. I nie będę publicznie zwierzał się z moich prywatnych planów ani rozmawiał na temat mojego aktualnego życia osobistego.

Skończyłyby się plotki o pana rzekomym homoseksualizmie. Podobno poseł Palikot oferował 50 tys. złotych za wskazanie pana kochanka.

Nie wiem czy poseł Palikot swoich skłonności szuka u innych, ale wiem, że z tego co mówią "polityczni wariaci" można się pośmiać.

Kiedy poderwał pan pierwszą dziewczynę?

Aaa, to chyba było jeszcze w ochronce ( przedszkolu prowadzonym przez siostry zakonne). Zawsze miałem jakieś swoje sympatie. Z opowieści rodzinnych wiem, że byłem małym podrywaczem.

A jednak Casanova…

(śmiech) Jako dziecko byłem bardzo aktywny. W ochronce występowałem regularnie w przedstawieniach. Śpiewałem, tańczyłem, byłem radosnym i chętnym do zabawy dzieckiem. Kiedy miałem -naście lat, stałem się spokojniejszy i trochę bardziej nieśmiały.

Miał pan być lekarzem, podobnie jak pana rodzice…

Jeszcze w liceum zainteresowałem się medycyną, ale nie tylko tą konwencjonalną. Interesowało mnie holistyczne spojrzenie na człowieka. Chciałem w ten sposób pomagać ludziom. Dużo czytałem na ten temat, zbierałem zioła, miałem nawet własna apteczkę…

Ale to nie były żadne szkodliwe zioła?

Nie miałem takich upodobań jak premier Tusk, który przyznał, ze eksperymentował z marihuaną. W mojej apteczce były prawdziwe zioła, a nie "trawka", jak u Donalda.

I skąd nagle prawo?

Prawo wzięło się chyba z potrzeby społecznego zaangażowania. A to z kolei miało źródło w patriotycznym wychowaniu. Największy wpływ na mnie mieli moi dziadkowie. Obaj byli zawodowymi żołnierzami. Jeden dziadek był oficerem AK i WiN. Po wojnie przez wiele lat był więziony we Wronkach i to on ukształtował we mnie niechęć do władzy komunistycznej. Jego ojciec, czyli mój pradziadek, pułkownik polskiej armii został w 1941 roku we Lwowie zastrzelony przez NKWD. Drugi z moich dziadków był weteranem I i II wojny światowej oraz wojny polsko-sowieckiej. Był bardzo twardym, silnym człowiekiem i szalenie mi imponował. Bomba w 1939 urwała mu prawą rękę i nogę, a przecież pamiętam, że grał ze mną ze mną w piłkę nożną, świetnie radząc sobie protezą. Nauczył się też pięknie pisać lewą ręką. To w pewnym sensie pod ich wpływem wybrałem prawo i walkę o bezpieczeństwo.

Rolę szeryfa z dzikiego zachodu?

Rzeczywiście lubiłem westerny…

Ostatni sprawiedliwy?

Staram się postępować uczciwie i w myśl zasad, choć w polityce czasami trzeba zawierać trudne kompromisy. Do polityki trafiłem nietypową droga. Z końcem lat 90 - tych założyłem stowarzyszenie "Katon", które zajmowało się pomocą ofiarom przestępstw. Niemal na co dzień widziałem krzywdę ludzi. Uznałem, że konieczne jest zaostrzenie prawa karnego i z tego powodu zaangażowałem się w politykę.

Pomimo różnych ataków i oskarżeń wciąż jest pan jednym z najpopularniejszych polityków PiS. Jak pan to robi?

Ja tego w ogóle nie robię. Staram się po prostu rzetelnie działać. Kiedy mówiłem o konieczności walki z przestępczością i korupcją czy o rozbijaniu mafii, to później realizowałem to w praktyce. Naruszałem korporacyjne interesy, zabiegałem o otwarcie młodym ludziom dostępu do zawodów prawniczych. To nie było czcze gadanie, ale konkretne działania. I pewnie ludzie to zauważali i akceptowali. Nie podobało się to natomiast moim przeciwnikom politycznym. Niektórzy poczuli się zwyczajnie zagrożeni i dziś atakują mnie wszelkimi możliwymi metodami.

Portal Plejada zorganizował inny plebiscyt – na najseksowniejszego polskiego polityka. Zajął pan w nim wysokie szóste miejsce!

Plebiscyty czy rankingi nie przykuwają jakoś szczególnie mojej uwagi. Szczerze mówiąc pod pojęciem "seksowny" każdy może rozumieć coś innego.

Jakie jest pana hobby? W jednym z wywiadów powiedział pan, że kodeksy karne. Jakoś nie chce mi się wierzyć?

Były takie czasy, kiedy rozpocząłem studia doktoranckie i wówczas rzeczywiście to była moja prawdziwa pasja. Z przyjemnością przebijałem się przez prawnicze lektury, ale poza tym zawsze miałem jakieś inne zainteresowania. Od dziecka pasjonowałem się przyrodą. Uwielbiałem i nadal uwielbiam chodzić po górach.

Gdzie i z kim spędza Pan wakacje?

Wakacje najczęściej spędzam z przyjaciółmi, czasami z młodszym bratem. Lubię wyjeżdżać w rejon Morza Śródziemnego. Byłem w wielu miejscach, ale najpiękniejsze morze jest, moim zdaniem, w Chorwacji. Marzy mi się jakaś mała łódeczka, którą mógłbym pływać po Adriatyku. Ale czasem lubię też miejsca pełne życia, duże miasta, gdzie można się zgubić i być nierozpoznawalnym.

Dobrze pan jeździ na nartach?

Czy dobrze? Jeżdżę. W młodości mieszkałem w Krynicy, więc w podstawówce i liceum niemal każdą wolną chwilę spędzałem zimą na nartach. Pewnego dnia mój tato powiedział mi, że mam świetne narty, ale nie uczę się tak, jakby on sobie tego życzył. Chciałem pokazać charakter i po prostu przestałem jeździć. Wróciłem na stoki dopiero, gdy kupiłem narty za własne, zarobione na giełdzie, pieniądze. I do dzisiaj jeżdżę, chociaż już znacznie rzadziej. Znów powraca ten chroniczny brak czasu.

W liceum i na studiach uprawiał pan też karate.

Karate i kick-boxing. Trzy razy w tygodniu chodziłem do siłowni i biegałem dookoła Błoń. Byłem wysportowanym młodzieńcem. Później, niestety, zarzuciłem wszelkie formy aktywności i zapomniałem, że dobra kondycja szybko mija. Przekonałem się o tym jakiś czas później podczas wakacji na Malcie. Wiał silny wiatr, wielka fala, sztormowa flaga na brzegu, a ja wypłynąłem daleko w morze... Pomyślałem sobie, co to dla mnie, jestem wysportowanym facetem, dam przecież radę. Wyczerpany, cudem dotarłem do brzegu.

Lubi się pan rzucać na głęboką wodę, w polityce też!

Wyciągam jednak wnioski z doświadczeń i nabieram pokory.

Ale chyba znów pan coś tam ćwiczy. Brzuszka nie widać.

Codziennie po przebudzeniu robię pompki. Jeżdżę też czasem na rowerze.

Ma pan jakieś fobie?

Nie boję się pająków, mogę jeździć windą, bez obaw latam samolotami. W dzieciństwie trochę bałem się ciemności, ale starałem się przełamać ten lęk i chodziłem wieczorami do lasu z moim psem. I tak powoli, powoli strach mijał. Później już nie tylko w dzień, ale i nocami mogłem buszować po lesie.

Adrenalina pana w ogóle nie pociąga?

Nie należę do tych, którzy są gotowi zawisnąć na jednej ręce nad przepaścią, ale wspinać się i chodzić po skałkach mogę. Lubię nieco adrenaliny, jednak bez przesady. Raczej nie będę uprawiać sportów ekstremalnych.

Ale podobno uwielbia pan szybką jazdę samochodem.

Lubię szybkość, dlatego chciałem sobie na studiach kupić bmw! Jednak w polskich warunkach nie ma dróg, na których można rozwinąć znaczną prędkość, chyba, że na zamkniętych torach.

A czym pan jeździ?

Po Warszawie toyotą corollą, a gdy odwiedzam mamę lubię pojeździć jej kilkuletnim terenowym Subaru.

Jakiej muzyki pan słucha?

Od klasycznej po rocka. Lubię jazz, ale zdecydowanie na żywo!

Literackie oczarowania?

Teraz w czasie podróży miedzy Krakowem a Warszawą czytam kolejne książki zmarłego niedawno Ryszarda Kapuścińskiego. Właśnie zacząłem też czytać powieść Bronisława Wildsteina "Dolina Nicości" i polecam ją każdemu kto chce poznać prawdę o polskim dziennikarstwie i mroczne tajemnice III RP. Ostatnio czytałem też kilka książek o sercu ale nie tym, przeszytym strzałą Amora, tylko podręczniki kardiologii dla studentów medycyny.

A książka dzieciństwa?

"Mity greckie", a szczególnie opowieść o Heraklesie. Moja mama przeczytała mi ją chyba z tysiąc razy.

Czy rozmawiałam z przyszłym prezydentem Polski?

Ciągle słyszę, że chcę być prezydentem. I cały czas odpowiadam, że nie mam takich zamiarów. Nie planuję kandydować na ten urząd! Moim kandydatem jest obecny prezydent prof. Lech Kaczyński.

Ale nawet pana koledzy z PiS mówią o panu "następcą tronu", "nasz delfin", kandydat na prezydenta w 2015 roku.

Miło słyszeć dobre słowo od kolegów, ale w PiS są lepsi ode mnie.

To w takim razie jakie są pana polityczne plany?

Chciałbym dokończyć reformę wymiaru sprawiedliwości. Rozważam start do Parlamentu Europejskiego, by zająć się na forum Unii funkcjonowaniem wymiaru sprawiedliwości i walką z przestępczością. Wcześniej w kraju zamierzam stawić czoła nieustannym atakom i agresji ze strony PO. Liderzy tej partii mają świadomość, że nie zrealizują księżycowych obietnic o irlandzkim cudzie. Wszyscy widzimy, że wbrew zapowiedziom Platformy młodzi lekarze nie zarabiają po siedem tysięcy złotych. Nie ma obiecywanych radykalnych podwyżek płac dla sfery budżetowej. Rząd Donalda Tuska urzęduje już niemal połowę czasu, jaki miał do dyspozycji PiS, a minister Grabarczyk wciąż nie wybudował nawet jednego kilometra autostrady. Platforma uznała, że zwycięstwo w wyborach może zapewnić sobie tylko przez bezprawne działania organów ścigania. Rządzący mszczą się na nas za to, że mieliśmy determinację do walki z korupcją i bezkarnością ludzi władzy.

Dlaczego zrzekł się pan immunitetu?

Bo obiecałem, ze to zrobię, a prawda zwycięży. Ten proces skompromituje PO, zwłaszcza, że politycy tej partii zapowiadają, że będą mi stawiać kolejne fałszywe zarzuty.

Podobno autoryzuje pan nie tylko wywiady, ale także zdjęcia.

Nie, to nie jest prawda.

Czy w takim razie mogę panu zrobić teraz zdjęcie?

Proszę bardzo.

A ja bardzo proszę o szczery uśmiech…

Finlandia opłakuje ofiary masakry w szkole

Szaleniec zastrzelił dziewięć osób w fińskiej szkoleGalerię

Finlandia opłakuje ofiary strzelaniny w szkole w Kauhajoki. W masakrze zginęło dziesięć osób, jest wielu rannych. Napastnik - 22-letni uczeń zawodówki gastronomicznej Matti Juhani Saari - strzelił sobie w głowę. Zmarł w szpitalu. Przed dramatem chłopak umieścił w sieci wstrząsające filmy. Z tego powodu przesłuchała go nawet policja, ale wypuściła 22-latka.

Korespondent BBC donosi, że napastnik był ubrany na czarno. Na twarzy miał narciarską maskę, a w ręce dużą torbę. W torbie była broń, najprawdopodobniej automatyczna.

Tuż po wybuchu strzelaniny pod szkołę podjechały karetki. Przez długi czas nie mogły jednak pomóc rannym, bo szaleniec biegał po budynku i ciągle strzelał. Płonęło też jedno z pomieszczeń.

Na miejsce tragedii skierowano wzmocnione oddziały policjiGalerię
"Usłyszałem odgłosy wystrzałów i histeryczny dziewczęcy krzyk. Do mojego pokoju przybiegły dwie uczennice i powiedziały, że dziwny człowiek strzela" - opowiada woźny Jukka Forsberg.

Jak relacjonuje, widział mężczyznę z dużą czarną torbą. Napastnik zachowywał się spokojnie i pewnie. "Widać, że był do tego przygotowany" - mówi woźny.

Na koniec chłopak strzelił sobie w głowę. Zmarł w szpitalu.

Dramatyczne obrazki w sieci

Jak ustalił dziennik.pl, jeszcze przed tragedią chłopak umieszczał w internecie filmy ze swoim udziałem. Na każdym jest to samo: 22-latek strzela do celu z pistoletu Walther P22.

Ostatni taki film został opublikowany zaledwie kilka dni przed masakrą. Wszystkie miały po kilkadziesiąt sekund. Na wszystkich Fin ubrany jest na czarno.

Jak się okazuje, wczoraj - z powodu tych filmików - 22-latka przesłuchała policja. Mundurowi najwyraźniej nie dostrzegli zagrożenia, bo Saariego zwolnili i oddali mu pozwolenie na broń.

Profil zabójcy na YouTube został szybko usuniętyGalerię

W swoim internetowym profilu umieścił tekst piosenki War elektro-industrialnego projektu z Niemiec, Wumpscut:

Niespodziewanie wybuchła wojna, której nie pamiętaliśmy
Przez długi czas zapomniana niespodziewanie wybuchła
Niespodziewanie wybuchła wojna, nasze dzieci są martwe
Spalone w ruinach, które zostały po wojnie

Wojna

Niespodziewanie wybuchła wojna i matki, które krzyczą
O zemstę i odwet, o następną wojnę
I niespodziewanie i niespodziewanie
Niespodziewanie wybuchła wojna, z udręką i śmiercią
I będziesz walczył samotnie, jeśli wybuchnie następna wojna

Całe życie jest wojną i całe życie jest bólem
I będziesz walczył samotnie w swojej własnej wojnie

Wojna
To wojna!


Na swojej stronie internetowej 22-latek zostawił też kilka informacji o sobie. W rubryce "zainteresowania" podał: komputery, broń, seks i piwo. Napisał też, że lubi filmowe horrory. Jego ulubione to trzy części "Piły", "Klątwa" i "Lśnienie".

Profil, choć skaskowany ze strony YouTube, można znaleźć tutaj. Choć linkowane filmy wideo nie działają, opis strony został ten sam.

Kolejna taka tragedia

Dziś w szkole zawodowej w Kauhajoki padło wiele strzałów. Według policji, zginęło dziesięć osób. Wciąż trwa liczenie rannych. W tej szkole uczy się około dwustu osób.

To kolejny taki dramat w Finlandii. W listopadzie zeszłego roku 18-letni Fin Pekka-Eric Auvinen zastrzelił w szkole w miejscowości Tuusula dwóch pracowników i sześcioro uczniów, po czym popełnił samobójstwo.

>>>Zobacz, jak Pekka-Eric Auvinen testował broń przed zamachem

Prezydent Kaczyński na 63. sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych

2008-09-23
63. sesja Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku

23 września 2008 r. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński wraz z Małżonką udał się do Nowego Jorku, gdzie wziął udział w 63. sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych.

Po przybyciu na miejsce Prezydent RP uczestniczył w spotkaniu organizowanym przez Prezydentów USA i Iraku na cześć państw-członków Sił Wielonarodowych w Iraku (MNF-I) oraz w oficjalnym obiedzie wydawanym przez Sekretarza Generalnego ONZ dla szefów delegacji przybyłych na 63. sesję Zgromadzenia ONZ.

24 września w środę odbyły się spotkania Prezydenta Lecha Kaczyńskiego z Prezydentem Słowenii i Prezydentem Serbii. Następnie rozpoczęło się spotkanie szefów delegacji państw „Trójki Klimatycznej” oraz Sekretarza Generalnego ONZ. Po spotkaniu odbyła się wspólna konferencja prasowa.

Po południu odbyło się spotkanie Prezydenta RP z Sekretarzem Generalnym ONZ oraz z Prezydentem Albanii.

Prezydent RP Lech Kaczyński przemawiał również podczas debaty generalnej 63. sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych.

Tekst przemówienia Prezydenta RP:

„Na wstępie pragnę przekazać wyrazy szacunku i podziękowań dla Przewodniczącego poprzedniej sesji Zgromadzenia Ogólnego NZ, Pana Srgjana Kerima, którego inicjatywy przyczyniły się do wzbogacenia agendy i usprawnienia prac Zgromadzenia Ogólnego. Jego następcy, Panu Miguelowi D’Escoto Brockmanowi wybranemu na funkcję Przewodniczącego 63-ej sesji Zgromadzenia Ogólnego składam gratulacje i życzenia owocnej pracy.

W ciągu ostatniego roku pojawiło się wiele nowych wyzwań i problemów, z którymi musi radzić sobie wspólnota międzynarodowa. Reagując na te problemy i szukając najlepszych rozwiązań, po raz kolejny przekonaliśmy się, że pokonywanie różnorakich kryzysów nie może powieść się bez odwołania do takich uniwersalnych wartości jak demokracja, wolność i solidarność.

Jednym z największych wyzwań jest obecnie kryzys żywnościowy i jego konsekwencje. Decyzja, aby tematem przewodnim tegorocznej sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych była ta tematyka, dowodzi szczególnej roli ONZ jako forum debaty poświęconej najważniejszym wyzwaniom globalnym.

Polska docenia decyzję, aby debatę na temat kryzysu żywnościowego połączyć z rozważaniami nad potrzebą demokratyzacji Narodów Zjednoczonych. Tylko demokratyczna i sprawnie funkcjonująca ONZ jest bowiem w stanie sprostać globalnym wyzwaniom eliminacji głodu i ubóstwa, czy zapewnienia stabilnego rozwoju państw najuboższych. Dlatego też jesteśmy przekonani, że proces reformy ONZ powinien być kontynuowany.

Jedną z podstaw demokratycznego sposobu zarządzania ONZ jest zasada „jedno państwo jeden głos”. Każde państwo powinno mieć możliwość decydowania o kierunku, w jakim będzie podążać ONZ. Najważniejszym forum takiej demokratycznej debaty pozostaje wciąż Zgromadzenie Ogólne. W tym kontekście szczególnie istotne staje się usprawnienie mechanizmu podejmowania decyzji.

Opowiadamy się za przyspieszeniem tempa prac – trwających zresztą już od wielu lat - nad reformą Rady Bezpieczeństwa. Należy zwiększyć liczbę niestałych członków Rady, co pozwoli odzwierciedlić obraz współczesnego świata. Pamiętajmy, że pewne reguły w tym zakresie zostały ustalone w świecie niezwykle wręcz odmiennym od współczesnego.

„Każdy człowiek ma prawo do poziomu życia zapewniającego zdrowie i dobrobyt jemu i jego rodzinie, w tym do wyżywienia, odzieży, mieszkania, opieki lekarskiej i koniecznych świadczeń społecznych” - to postulaty Deklaracji Praw Człowieka, która w tym roku obchodzi 60-lecie. Jako wspólnota międzynarodowa ponosimy odpowiedzialność, aby doprowadzić do ich wypełnienia.

Walka z głodem i ubóstwem to jeden z Milenijnych Celów Rozwoju. Mija 8 lat od czasu ich wyznaczenia przez wspólnotę międzynarodową. Pomimo wielu deklaracji i zobowiązań wciąż nie zbliżyliśmy się do ich terminowego wypełnienia. Wyjście z obecnego kryzysu w realizacji polityki rozwojowej nie będzie możliwe bez przyjęcia indywidualnej odpowiedzialności, - co chciałem szczególnie podkreślić i podkreślam nie po raz pierwszy na tym forum – przez konkretne państwa, jeżeli chodzi o działania mające na celu dokonanie bilansu dotychczasowej realizacji naszych obietnic i zobowiązań.

We wspólnym wysiłku powinniśmy dążyć do ożywienia globalnego programu rozwoju, którego podstawę stanowią Milenijne Cele Rozwoju. Z tym przekonaniem Polska przyłączyła się do Deklaracji owych Milenijnych Celów ogłoszonej z inicjatywy Premiera Wielkiej Brytanii, Pana Gordona Browna. Mamy nadzieję, że Deklaracja, będąca wyrazem szerokiego porozumienia państw oraz przedstawicieli świata biznesu, organizacji pozarządowych i wyznaniowych przyczyni się do pełnej realizacji Milenijnych Celów Rozwoju. Liczymy, że Spotkanie Wysokiego Szczebla ws. Milenijnych Celów Rozwoju, które odbędzie się 25 września, przyniesie konkretne zobowiązania, które będą terminowo realizowane. Terminowość ma tutaj szczególnie duże znaczenie.

Analizując przyczyny kryzysu żywnościowego oraz szukając skutecznych recept na walkę z ubóstwem i głodem, zauważamy, jak duży wpływ na te zjawiska mają nasilone zmiany klimatyczne. I choć konsekwencje zmian klimatu będą miały zasięg globalny, to jednak najdotkliwiej odczują je najbiedniejsi. Bez poczucia solidarnej odpowiedzialności oraz wzmocnienia wzajemnej współpracy, kraje rozwijające się nie będą w stanie urzeczywistnić swoich zobowiązań co do redukcji emisji gazów cieplarnianych i skutecznie przystosować się do zmian klimatycznych. To jest sprawa dla każdego kto choćby trochę zna nasz świat, całkowicie oczywista. Ona wymaga pewnej zmiany filozofii, wymaga – mówiąc w pewnym skrócie – dużo większego wysiłku ze strony Północy na rzecz Południa. To, co mówię jest oczywiście jedynie pewnym myślowym skrótem. Bogaci muszą dużo bardziej zaangażować się w pomoc biedniejszym. Organizacja Narodów Zjednoczonych jest jeżeli nie jedyną to na pewno główną organizacją, która owe cele może realizować.

Polska chce być aktywnym partnerem w działaniach wspólnoty międzynarodowej w tym zakresie. Z tym przekonaniem będziemy gościć w Poznaniu – jednym z największych miast mojego kraju - w grudniu tego roku, 14-stą sesję Konferencji Stron Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie Zmian Klimatu oraz 4-tą sesję Stron tzw. Protokołu z Kioto. Jednym z najważniejszych wyzwań tegorocznej konferencji jest wypracowanie rozwiązań oraz mechanizmów je wspierających, które przyniosą rzeczywiste zmiany systemowe w krajach rozwijających się, szczególnie istotne jest zapewnienie finansowania dla inwestycji, które służyć będą modernizacji gospodarek państw, w celi redukcji emisji CO2 oraz przystosowania się do zmian klimatu. Raz jeszcze chciałem powtórzyć, że nie ma żadnej możliwości realizacji tych celów bez znacznej zmiany sposobu myślenia, przede wszystkim w tych państwach, które w skali świata dysponują największymi środkami.

Mamy nadzieję, że tegoroczna Konferencja w Poznaniu stworzy mocne podstawy dla osiągnięcia nowego porozumienia w grudniu przyszłego roku w Kopenhadze – chodzi o zastąpienie Protokołu z Kioto. Polska, jako Przewodniczący Konferencji Stron, będzie dążyć do maksymalnego zbliżenia stanowisk pomiędzy najważniejszymi grupami państw tak, aby doprowadzić do znaczącego postępu w trakcie Konferencji w Poznaniu. Liczymy na współpracę i wsparcie ze strony naszych międzynarodowych partnerów i przyjaciół. Niezwykle cenimy sobie głębokie zaangażowanie Sekretarza Generalnego NZ w realizację tych celów. Wprowadzenie nowych, bardziej przyjaznych klimatowi technologii powinno iść w parze z poprawą bezpieczeństwa energetycznego i dywersyfikacją dostaw energii. Ponieważ nie wprowadzono jeszcze mechanizmów gwarantujących solidarność wszystkich państw członkowskich – tym razem mówię o Unii Europejskiej, ale dotyczy to wszystkich pozostałych państw świata. W przypadku kryzysu energetycznego, kwestia bezpieczeństwa energetycznego staje się dla nas sprawą priorytetową.

Polska z niepokojem śledzi rozwój wydarzeń w Gruzji. Stoimy na stanowisku, że prowadzenie dialogu, a także solidarność i konsekwencja w realizacji polityki energetycznej powinna stać się priorytetem dla wszystkich państw europejskich, w szczególności dla państw Unii Europejskiej. W tym kontekście można jedynie zapewnić Europie bezpieczeństwo energetyczne. Wobec całkowitej nieprzewidywalności działań obecnych, głównych dostarczycieli energii – mówię w tym przypadku o Europie - niepokój Polski budzi wykorzystywanie przez niektóre państwa, w szczególności przez jedno, bardzo potężne państwo dostaw energii jako narzędzia osiągania celów politycznych w stosunkach z sąsiadami, a także z wszystkimi państwami, które korzystają z dostaw energii owego państwa.

Dlatego też, zasadnicze znaczenie ma doprowadzenie do zróżnicowania źródeł dostaw, wprowadzenie przejrzystych reguł w obrocie surowcami energetycznymi - w Europie, ale także w skali świata - oraz rozbudowa infrastruktury transportowej, w szczególności utworzenie alternatywnych dróg prowadzących do Europy, w tym Unii Europejskiej, głównie z regionów państw Morza Kaspijskiego, Azji Centralnej, ale także Bliskiego Wschodu. Może to w bardzo znaczący sposób przyczynić się do szybszego rozwoju tych państw, a także zwiększenia ich możliwości, jeżeli chodzi o globalną solidarność.

Wspomniałem już o Gruzji w kontekście bezpieczeństwa energetycznego. Jednak sytuacja w tym kraju jest dużo poważniejsza. Na naszych oczach , niewiele tygodni temu dokonała się bezprawna agresja militarna i podział kraju. Była to agresja na niezależne państwo. Zostały złamane podstawowe zasady prawa międzynarodowego: nienaruszalność granic i poszanowanie integralności terytorialnej. Bez poszanowania tych zasad nasz świat będzie miejscem nie jednego, a setek konfliktów. Nie możemy pozwolić na relatywizację tego, co stanowi prawo międzynarodowe. Nie możemy przyjąć tego, że prawo międzynarodowe to jest coś, co dotyczy słabych, a nie obowiązuje silnych. W takiej sytuacji bowiem to prawo nie ma żadnego, pozytywnego znaczenia. W szczególności dotyczy to zasady integralności terytorialnej. Nie możemy przyjąć zasady, przeciwko której przed sześćdziesięcioma trzema laty powstała Organizacja Narodów Zjednoczonych jako konsekwencja II wojny światowej, jako konsekwencja bankructwa Ligi Narodów. Tą zasadą, przeciwko której powstało ONZ – to zasada siły przed prawem. Nie wszyscy z Państwa, tu na tej sali są przedstawicielami krajów, które leżą blisko Gruzji, czy blisko Europy, ale problem Gruzji jest problemem nas wszystkich. Jest problemem każdego kraju, który boryka się z problemem związanym z integralnością terytorialną, czy przewagą silniejszych sąsiadów, a to jest większość krajów świata.

Ład międzynarodowy powinien opierać się na bezwzględnym interpretowaniu Karty Narodów Zjednoczonych przez wszystkie podmioty prawa międzynarodowego, a więc w pierwszym rzędzie przez wszystkie państwa oraz wspólnej odpowiedzialności za losy tych krajów, które same nie potrafią zapewnić sobie bezpieczeństwa. Te właśnie zasady kierowały moimi działaniami jako Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w Gruzji Kierowały tez działaniami Prezydentów Litwy, Łotwy, Estonii, Prezydenta Ukrainy. Chciałbym podkreślić, że bezwzględne wykonywanie planu pokojowego, który powinien też obejmować sprawę integralności terytorialnej Gruzji jest warunkiem dla dalszej dyskusji na temat Kaukazu, która odbędzie się w październiku w Genewie, a także przyszłości stosunków między Unią Europejską, której mój kraj jest istotnym członkiem, bo na 27 krajów jest na miejscu szóstym, a Rosją. Te stosunki mogą być stosunkami poprawnymi, wzajemnymi tylko w ramach przestrzegania prawa międzynarodowego przez obydwie strony i nie tylko w relacjach wzajemnych, także w relacji do stron trzecich.

Wyrazem zaangażowania Polski w bezpieczeństwo międzynarodowe jest udział w koalicji antyterrorystycznej w wielu zapalnych regionach świata. Dziś w silach pokojowych i stabilizacyjnych na całym świecie służy ponad 3,5 tysiąca polskich żołnierzy i policjantów. Od Afryki przez Bałkany, Bliski Wschód i Azję. Takim miejscem był również Irak. Polska przez 5 lat obecności w Iraku starała się pomóc naszym irackim przyjaciołom i sojusznikom w umocnieniu bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego. Nasza misja, której ważny etap kończy się w tym roku, jest niewątpliwym sukcesem – Irak jest dziś bezpieczniejszy i bardziej stabilny niż kilka lat temu - wbrew olbrzymim wątpliwościom wyrażanym przez niektórych w tym zakresie. Natomiast wyzwaniem w dalszym ciągu pozostaje Afganistan. Wierzymy głęboko, że misja w Afganistanie, w której Polska bierze również istotny udział zakończy się sukcesem. Musi zakończyć się sukcesem nie tylko militarnym w walce z terroryzmem, ale także sukcesem narodów Afganistanu, jeżeli chodzi o poprawę ich codziennego bytu, bowiem działaniom militarnym powinny i muszą towarzyszyć także działania o charakterze gospodarczym – stabilizującym gospodarkę, poprawiającym stan bezpieczeństwa wewnętrznego, a także pozwalającym na coraz szybszy rozwój. Jestem przekonany, a w każdym bądź razie chciałbym być głęboko przekonany, że ta misja zakończy się powodzeniem.

Wciąż niestabilna jest sytuacja na Bliskim Wschodzie, co wywołuje zaniepokojenie prawie wszystkich krajów świata, powtarzam niestety prawie wszystkich, w tym także Polski. Długoletni proces budowy niezależnego Państwa Palestyńskiego powinien zostać jak najszybciej zakończony – dla dobra Palestyńczyków, ale także dla dobra Izraelczyków. Polska jest krajem zaprzyjaźnionym i z jednymi i z drugimi. Życzymy narodowi palestyńskiemu pełnego sukcesu w walce o niezależne państwo. Izraelowi, z którym wiążą nas wielkie związki historyczne ze względu na pochodzenie wielu jego obywateli – życzymy sukcesów i pokoju, który jest mu niezwykle potrzebny. Nadzieje – co chciałem podkreślić z wielką radością – rodzi sytuacja w Libanie. Polska jest głęboko przekonana, że wybory, nowy prezydent to może dać stabilizację i pokój na które naród libański czeka – o ile dobrze pamiętam - od 34 lat, od roku 1974, a i wcześniej sytuacja była niejednokrotnie trudna. Nowym władzom Libanu i narodowi libańskiemu życzymy sukcesów. Jesteśmy i będziemy zaangażowani w tym regionie świata w imię międzynarodowej solidarności, w imię naszych historycznych związków.

Wymienione wyżej problemy nie mogą być rozwiązane przez pojedyncze państwa, bądź grupy państw. Wyraźnie to dzisiaj dostrzegamy – potrzebne jest wspólne działanie wszystkich krajów: tych biedniejszych i tych bogatszych, tych ze wschodu i z zachodu, ale w dzisiejszym świecie gdzie podział na wschód i zachód nie ma już tego znaczenia co kiedyś - potrzebna jest przede wszystkim solidarność między północą, a południem, potrzebna jest pomoc tym – o czym już wspominałem – którzy potrzebują pomocy. Potrzebna jest promocja demokracji, oczywiście dostosowanej do warunków kulturowych, do tradycji danego państwa, bo niezależnie od jej wad, to w historii ludzkości nie było ustroju bardziej przyjaznego człowiekowi. Aby sprostać zadaniom, jakie stoją dzisiaj przed światem powinniśmy działać wspólnie i solidarnie, najlepiej poprzez sprawnie działające struktury międzynarodowe. Organizacja Narodów Zjednoczonych, a także jej agendy jest organizacją o zasięgu globalnym – pod tym względem nie ma w świecie konkurentów. Słusznie mówi jej Sekretarz Ban Ki-moon, że między tymi agendami należy prowadzić głębszą koordynację niż była dotąd, niezależnie od wielkich sukcesów, które w historii ostatnich dziesięcioleci odniosły organizacje afiliowane przy ONZ. Najważniejsze jest jednak, aby powszechnie szanowane były podstawowe zasady prawa międzynarodowego i prawa człowieka, o których wspomniałem i podstawowe wolności. Wyrażam nadzieję, że gdy za rok spotkamy się na 64. sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych, świat będzie nieco bezpieczniejszy i nieco bliższy tym zasadom, o których miałem przed chwilą zaszczyt do Państwa mówić. Dziękuję bardzo Panie Przewodniczący, dziękuję bardzo Panie Sekretarzu Generalny. Dziękuję serdecznie”.