piątek, 2 października 2009

NHL: dwie bramki Wolskiego na inaugurację

PL /02.10.2009 06:58
Alex Owieczkin
PAP
W meczu inauguracyjnej kolejki ligi NHL Colorado Avalanche wygrało z San Jose Sharks 5:2. Bohaterem spotkania był Kanadyjczyk polskiego pochodzenia Wojtek Wolski, który zdobył dwa gole dla "Lawin".
Pierwszy raz Wolski do bramki rywala trafił w 10. minucie. Colorado po jego strzale prowadziło wówczas 2:1. Drugiego gola zawodnik Colorado dorzucił także w 10. minucie, tylko że drugiej tercji. W trzeciej części gry żadnej z drużyn nie udało się pokonać bramkarza rywali. Oprócz Wolskiego bramki strzelali: dla Colorado - Darcy Tucker, Cody McLeod i John Michael Liles; dla Sharks - Patrick Marleau (dwie).

W pozostałych meczach Boston Bruins przegrał z Washington Capitals 1:4, Toronto Maple Leafs uległo Montreal Canadiens 3:4, Calgary Flames zwyciężyło Vancouver Canucs 5:3. W pierwszym z tych meczów dwóch zawodników strzeliło po dwie bramki. Skutecznością taką popisali się Brooks Laich i Alex Owieczkin.

Więzienie dla Polańskiego?

Marcin Bosacki, Waszyngton
2009-10-02, ostatnia aktualizacja 2009-10-01 18:36

Romana Polańskiego może czekać w USA ciężki wyrok za seks z dziewczynką w 1977 r., bo nastawienie do przestępców seksualnych w Ameryce od tego czasu mocno się zaostrzyło - uważa wielu ekspertów.

20 maja 1977 r. Roman Polański i jego adwokat (z lewej) wychodzą z sądu w Santa Monica po wstępnym przesłuchaniu
Fot. STAFF REUTERS
20 maja 1977 r. Roman Polański i jego adwokat (z lewej) wychodzą z sądu w...
GALERIA ZDJĘĆ
- Elita hollywoodzka, która broni Polańskiego, powinna zmienić swe stanowisko - powiedział w wywiadzie radiowym Bill Bratton, szef policji w Los Angeles. - Trzeba go tu sprowadzić i wtrącić do lochu na 20 lat. Według dzisiejszych przepisów upicie 13-latki i sodomię czyli stosunek analny z dziewczynką to minimum 18, 20 lat.

Jak mówi mediom w USA wielu ekspertów, stosunek do przestępstw seksualnych, zwłaszcza gdy ofiarami są dzieci, przez ostatnie 30 lat bardzo się zmienił - z powodu licznych procesów o pedofilię, w tym księży i pastorów. Momentem przełomowym był sławny proces o gwałt i zabójstwo siedmiolatki z New Jersey przez mężczyznę wcześniej już skazanego za przestępstwo seksualne. - Gdy widzi się takie rzeczy, trudno sprzeciwiać się najsurowszym wyrokom - mówi agencji Reuters Tania Tetlow, profesor prawa z Uniwersytetu Tulane.

Niektóre stany z południa USA chciały nawet wprowadzić karę śmierci za gwałt na nieletnich (sprzeciwił się temu sąd najwyższy), większość wprowadziła obowiązkową wysoką karę minimalną za takie przestępstwo. Za gwałt lub sodomię z podaniem środka odurzającego nieletniej, co pierwotnie zarzucano w 1977 r. Polańskiemu, groziłoby dziś w Kalifornii co najmniej 15 lat więzienia. Jednak, jak uważają eksperci, zatrzymanemu tydzień temu w Szwajcarii i czekającemu na ekstradycję do USA reżyserowi to prawdopodobnie nie grozi.

Z tych najcięższych zarzutów w 1977 r. wycofała się prokuratura, gdyż - wraz z sędzią Laurence'em Rittenbandem - poszła na ugodę z Polańskim. Ten, w zamian za przyznanie się tylko do jednego zarzutu - nielegalnego stosunku z nieletnią - miał odsiedzieć 90 dni w areszcie na obserwacji psychiatrycznej. Jednak gdy psychiatrzy zwolnili reżysera po 42 dniach, sędzia podobno znów zaczął myśleć o poważniejszych zarzutach i większej karze (za gwałt na nieletniej groziło nawet 50 lat, choć kary minimalnej wówczas nie było). Wówczas Polański - na początku 1978 r. - uciekł do Francji.

- Być może Polański był gwałcicielem, a dziś czekałby go za to dużo surowszy wyrok, ale rzeczywistość jest taka, że przyznał się i skazano go tylko za nielegalny stosunek z nieletnią - mówi agencji AP Stan Goldman, profesor prawa z Uniwersytetu Loyola. Większość ekspertów zgadza się, że prokuraturze lub sądowi będzie ciężko ten stan prawny zmienić i Polański zapewne nie zostanie skazany za gwałt.

Obronę reżysera spotkał jednak wczoraj bardzo poważny cios. Przez ostatni rok wnioskowała ona, by sprawę przeciw Polańskiemu w ogóle zamknąć z powodu matactw sędziego Rittenbanda w latach 1977-78. Głównym świadkiem na obronę tej tezy był emerytowany prokurator David Wells, który 30 lat temu przysłuchiwał się procesowi. W głośnym filmie dokumentalnym o Polańskim sprzed roku powiedział on, że po odsiedzeniu przez reżysera w areszcie tylko 42 dni to za jego radą sędzia Rittenband chciał zerwać umowę i skazać Polańskiego na ciężki wyrok. Byłoby to naruszeniem przepisów - Rittenband nie mógł konsultować wyroków z nikim poza prokuratorami prowadzącymi sprawę, a Wells takim nie był.

W środę Wells oświadczył, że na potrzeby filmu całą historię zmyślił, "by to wszystko lepiej wyglądało". - Mówiąc wprost: w filmie kłamałem, bardzo się tego wstydzę - powiedział Wells. To wytrąca obronie Polańskiego ważki argument, bo Wells oświadczył, że przed sądem zezna, iż Rittenband, dziś już nieżyjący, nigdy z nim o wysokości wyroku nie rozmawiał.

Z bezwzględnego poparcia dla reżysera powoli wycofuje się też francuski rząd (Polański ma obywatelstwo Francji). - Fakt, że jest się wielkim reżyserem filmowym czy słynną osobą, nie stawia nikogo ponad prawem - stwierdził wczoraj minister kultury Frederic Mitterrand. Dodał jednak, że w USA "są obawy związane z niewiarygodnym linczem, któremu media poddały 30 lat temu" reżysera. Z kolei rzecznik rządu Luc Chatel powiedział: - Jesteśmy świadkami procedury sądowej w poważnej sprawie, dotyczącej gwałtu na osobie nieletniej, i w tym postępowaniu amerykański i szwajcarski wymiar sprawiedliwości robią, co do nich należy. Można jednak zrozumieć emocje wywołane późnym zatrzymaniem, trzydzieści lat po wydarzeniach, i metodą tego zatrzymania.

Druga próba ratyfikacji unijnego Traktatu z Lizbony

prot, PAP
2009-10-02, ostatnia aktualizacja 2009-10-02 06:38

Ponad 3 miliony irlandzkich wyborców zdecyduje o losie Traktatu Reformującego UE, potocznie zwanego Traktatem z Lizbony, po raz drugi głosując w referendum w sprawie jego ratyfikacji. Stawka jest wysoka, bo trzecie referendum nie wchodzi w grę, a wynik obecnego pozostaje niepewny.

12 czerwca 2008 - Irlandczycy odrzucają w referendum Traktat Lizboński. To był wielki sukces kampanii zorganizowanej przez Ganleya i jego ruch Libertas. Unia Europejska osłupiała. Zdumiała się też sama Irlandia, gdzie rok wczesniej mało kto słyszał o Ganleyu.
Fot. Wojciech Surdziel / AG
12 czerwca 2008 - Irlandczycy odrzucają w referendum Traktat Lizboński. To był...
Głosowanie rozpocznie się o godz. 7 rano czasu lokalnego (8 - polskiego) i potrwa do godziny 22 (23 czasu polskiego). Nie zapowiedziano exit polls, czyli sondaży z lokali wyborczych. Na wynik trzeba będzie poczekać do soboty, prawdopodobnie do około południa. Liczenie głosów z całego kraju rozpocznie się tego dnia o godz. 9 rano (10 czasu polskiego) w Dublińskim Zamku.

- Irlandczycy idą do lokali wyborczych, by podjąć jedną z najważniejszych decyzji w naszej ostatniej historii politycznej. Musimy w piątek dokonać jasnego wyboru: albo pójdziemy naprzód z Europą, albo wybierzemy nieznaną i niepewną drogę - powiedział w ostatnim wystąpieniu przed cisza wyborczą w środę premier Irlandii Brian Cowen. - Nie będzie trzeciej Lizbony (trzeciego referendum). To wykluczone - zapewnił.

Na razie na "tak"

Skrajnie niepopularny premier, któremu sondaże dają zaledwie kilkunastoprocentowe poparcie, do ostatniej chwili apelował do rodaków, by głosowali nie w sprawie oceny rządu, ale przyszłości Europy. Poparł go irlandzki biznes, hojnie finansując kampanię na "tak". Głosowanie odbywa się w atmosferze ogromnej niepewności co do wyniku.

Ostatnie dostępne sondaże sprzed tygodnia dawały 55-procentową przewagę zwolennikom Traktatu z Lizbony. O wyniku mogą przesądzić jednak niezdecydowani, których liczbę szacowano na blisko 20 proc. Referendum będzie ważne bez względu na frekwencję.

Irlandia - jedyny kraj wśród 27 państw UE, w którym konstytucja wymaga przeprowadzenia referendum w sprawie nowego unijnego traktatu - zgodziła się pod presją partnerów z UE na ponowne głosowanie. Irlandczycy odrzucili bowiem Traktat z Lizbony, będący już drugą - po porażce eurokonstytucji - próbą zreformowania instytucji rozszerzonej UE.

Inne kraje członkowskie wybrały - z powodzeniem - drogę ratyfikacji parlamentarnej. Jeśli Irlandczycy powiedzą tak, wejście w życie dokumentu będzie już tylko zależało od podpisów prezydentów Czech i Polski, gdzie parlamenty narodowe już ratyfikowały Traktat z Lizbony.

Już raz się nie udało

18 miesięcy temu, w pierwszym referendum 12 czerwca 2008 roku przeciwnicy Traktatu z Lizbony odrzucili go uzyskując 53,4 proc. głosów. W zamian za zgodę na drugie referendum, rząd w Dublinie uzyskał od partnerów w UE prawne gwarancje, których celem było obalenie podnoszonych w pierwszym referendum obaw.

A mianowicie, że Traktat z Lizbony nie będzie wchodził w irlandzkie kompetencje dotyczące zakazu aborcji, neutralności kraju czy polityki podatkowej. Przede wszystkim jednak partnerzy obiecali, że w przypadku wejścia w życie Traktatu z Lizbony Irlandia utrzyma w Komisji Europejskiej swego komisarza, bo utrzymana zostanie zasada jeden kraj - jeden komisarz, wbrew planom zredukowania ich liczby.

Władze USA zabrały głos w sprawie Polańskiego

01.10.2009 21:10

Hillary Clinton, fot. PAP/EPA
PAP

Sprawa ewentualnej ekstradycji i procesu Romana Polańskiego nie leży w kompetencji administracji USA, tylko wymiaru sprawiedliwości - powiedziała sekretarz stanu Hillary Clinton.
Szefową dyplomacji zapytano w środę w Nowym Jorku o list skierowany do niej przez ministrów spraw zagranicznych Polski i Francji w obronie aresztowanego w Zurychu polskiego reżysera.

- Nie widziałam tego listu. Czytałam o nim. Nie jest to jednak sprawa, którą się zajmuję. To jest sprawa w gestii systemu sprawiedliwości naszego rządu. To jest sprawa, którą trzeba rozwiązać w zwykłym trybie egzekwowania prawa - odpowiedziała Hillary Clinton.

Polańskiego zatrzymano w sobotę na lotnisku w Zurychu na podstawie amerykańskiego nakazu aresztowania z 1978 roku. Amerykański wymiar sprawiedliwości zarzuca reżyserowi, że w 1977 roku uwiódł 13-letnią wówczas Samanthę Gailey. W stanie Kalifornia czyn lubieżny z nieletnią jest klasyfikowany automatycznie jako gwałt.

"Terminator" nie pomoże Polańskiemu


Arnold Schwarzenegger, fot.: PAP/EPA
PAP

Gdyby Roman Polański został ekstradowany ze Szwajcarii do USA i stanął tam przed sądem, powinien zostać potraktowany tak samo, jak każdy inny podsądny - oświadczył w czwartek gubernator Kalifornii Arnold Schwarzenegger, który miałby w takiej sytuacji prawo do ułaskawienia polskiego reżysera.
"Nie traktowałbym jego sprawy inaczej, niż innych" - powiedział były hollywoodzki aktor spytany na antenie CNN, czy rozważyłby możliwość skorzystania z prawa łaski wobec Romana Polańskiego, gdyby został o to poproszony.

Schwarzenegger, który przed porzuceniem w 2003 r. aktorstwa na rzecz kariery politycznej zasłynął m.in. z roli "Terminatora", podkreślił, że podziwia filmy Polańskiego. "Niezależnie od tego, powinno się go traktować tak, jak każdego innego" - zastrzegł.

W sobotę wieczorem 76-letni reżyser został zatrzymany na lotnisku w Zurychu i umieszczony w areszcie ekstradycyjnym na podstawie amerykańskiego nakazu aresztowania z 1978 roku.

Wymiar sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych zarzuca Polańskiemu, że w roku 1977 w willi aktora Jacka Nicholsona w Hollywood uwiódł 13-letnią wówczas Samanthę Gailey. W stanie Kalifornia czyn lubieżny z nieletnią klasyfikowany jest automatycznie jako gwałt. Przed zakończeniem rozpoczętego przeciwko niemu postępowania karnego reżyser wyjechał do Francji, by uchronić się przed spodziewaną karą więzienia. Od tego czasu nie może przekroczyć granic USA bez groźby natychmiastowego aresztowania.