Wisła bez podwójnej korony
rb, ak, mac, Bełchatów
Jan Mucha obronił strzały Paulisty oraz Baszczyńskiego z karnych i to Legia Warszawa zdobyła Remes Puchar Polski! Po 120 minutach było 0:0, po karnych - 4:3. To trzynasty triumf warszawian w tych rozgrywkach!
Relacja z czubaNapięcie podczas wykonywania jedenastek wynagrodziły dwie godziny przeciętnego widowiska. Do szóstego strzału, nikt się nie pomylił. Z czterech kolejnych karnych wykorzystany został tylko jeden, bo Jan Mucha obronił strzały wiślaków, a kapitan Legii Aleksandar Vuković trafił w poprzeczkę. Ostatni, dziesiąty karny, wykonywał Jakub Wawrzyniak. Strzelił pewnie, a ławka legionistów eksplodowała.
Radość była niezmierna, to pierwszy triumf w pierwszym roku pracy Jana Urbana z Legią. W lidze jego drużyna była druga, przegrała siedem meczów. Ale po tym, jak pracuje z zespołem, jak wprowadza młodych zawodników, jak uczy ich taktyki - wydaje się, że Legia Urbana przegrywała teraz, by wygrywać później. Udowodniły to wiosenne mecze z Wisłą - Legia nie przegrała żadnej z czterech potyczek, w lidze pokonała mistrzów kraju 2:1. Wiśle Macieja Skorży - jako kolejny po Czesławie Michniewiczu trener przed 40. urodzinami - zdobył już najważniejsze trofea w polskiej lidze. Rok temu, jako trener Groclinu, cieszył się z Pucharu Polski. To jednak, co było dobre na Polskę, na pewno za mało na puchary. Oba zespoły potrzebują bezwzględnie wzmocnień przed walką w eliminacjach Ligi Mistrzów i Pucharu UEFA.
Bo sam finał Remes PP, który miał wydarzeniem sezonu, rozczarował poziomem. W pierwszej połowie było trochę walki, sporo zaciętości i zaangażowania. Brakowało strzałów i piłki w polu karnym jednej bądź drugiej drużyny. Świadomość, że stracony gol oddali od trofeum - paraliżowała od pierwszej do, niestety, ostatniej minuty. Wiślacy najbardziej ze wszystkich legionistów bali się Chinyamy - kiedy atakowali mistrzowie Polski przy czarnoskórym reprezentancie Zimbabwe był dwóch krakowian. Kiedy przy piłce była Legia, koło Chinyamy kręciło się i czterech graczy. Nic by to nie dało, gdyby w 25. minucie nie wystawiony but Clebera. Obrońca Wisły w ostatniej chwili wybił piłkę sprzed pustej bramki. Strzelał Chinyama.
Wisła miała o tyle utrudnione zadanie w ofensywie, że nie mógł zagrać król strzelców ligi, Paweł Brożek. Doznał kontuzji w meczu z Zagłębiem Sosnowiec, wyszedł na rozgrzewkę, ale nie był w stanie wyjść na boisko. Zastąpił go w podstawowym składzie Radosław Matusiak, który błyszczy formą tylko w reprezentacji. Leo Beenhakker był co prawda na trybunach stadionu w Bełchatowie, ale na jakość gry Matusiaka nie wpłynął pozytywnie. Pożytek z niego był właściwie żaden. Po przerwie zmienił go Jean Paulista. I w kilka minut zrobił więcej niż reprezentant Polski. Było zagrożenie pod bramką Legii, ale akcje nie kończyły się strzałami.
Faworyzowana Wisła miała przed przerwą inicjatywę, ale nic z tego nie wynikało. W obronie Legii świetnie grał Inaki Astiz, który nie przegrał ani jednego pojedynku główkowego. Radził sobie z niemal każdą akcją. Krakowianie nie mieli pomysłu, nie podjęli żadnego ryzyka. Jedyną szansą było wejście w pole karne bardzo aktywnego, nie zatrzymującego się ani na chwilę Mauro Cantoro. Argentyńczyk strzelił jednak w boczną siatkę.
Nastawiona na kontry Legia rzadko zbliżała się pod bramkę Mariusza Pawełka, ale w całym spotkaniu to ona była bliżej zdobycia gola. Najlepszej okazji nie wykorzystał Bartłomiej Grzelak - po strzale Chinyamy piłka trafiła w poprzeczkę i spadła pod nogi Grzelaka. Ten nie umiał jej wbić do siatki z najbliższej odległości. Lepszej okazji już w meczu nie było.
Od 46. minuty krakowianie musieli sobie radzić bez typowego środkowego napastnika. I było widać, że nie ma komu wykańczać akcji. Paulista to skrzydłowy, a Boguski i Jirsak to ofensywni pomocnicy, a nie egzekutorzy. Dlatego w drugiej, zdecydowanie lepszej niż pierwszej połowie, bramkarz Legii Jan Mucha nudził się w bramce. W Wiśle słabo zagrał Marek Zieńczuk, który jesienią w Krakowie strzelił jedynego gola w ligowym meczu tych zespołów. Po godzinie gry zaczął słaniać się na nogach. Ale dotrwał do 120. minuty. Tak samo jak Zieńczuk w Wiśle, tak w Legii zawiódł bohater ligowego meczu z Warszawy z tej rundy. Na Łazienkowskiej Maciej Rybus strzelił dwa gole, w Bełchatowie fizycznie nie dorównał wymaganiom meczu o Puchar Polski. Tylko raz wygrał pojedynek z Marcinem Baszczyńskim.
Legia napierała, zbliżała się do bramki Wisły, ale w 75. minucie jej kibole odpalili race, potem wrzucili je do sektora z kibicami Wisły, sforsowali płot i mecz został przerwany na dziesięć minut. Legia na pewno zostanie ukarana finansowo. 2,5 tysiąca biletów Stowarzyszeniu Kibiców Legii Warszawa przekazał PZPN. - Mieliśmy tego nie zrobić? Trybuny miały być puste - pytał retorycznie rzecznik Związku Zbigniew Koźmiński. - Legia zapłaci karę finansową - dodał prezes Michał Listkiewicz.
Po wznowieniu gry żadna z drużyn nie była w stanie przeprowadzić akcji, nastąpiło oczekiwanie na dogrywkę. I się jej doczekaliśmy. Przez 30 minut oddali jeden celny strzał - po uderzeniu Rogera piłkę złapał Pawełek. Brazylijczyk z polskim paszportem grał bardzo dobrze, był widoczny, uczestniczył w akcjach ofensywnych, dostojnie i z gracją poruszał się po boisku. Ale losów meczu nie odmienił.
W dogrywce trener Wisły Maciej Skorża wymienił ofensywnego pomocnika Boguskiego na obrońcę Diaza, a prowadzący Legię Jan Urban Chinyamę na pomocnika Smolińskiego. I o wszystkim decydowały rzuty karne. Wydawało się, że przewagę będą mieli warszawianie, w niedawnym meczu ligowym Mucha złapał strzał Pawła Brożka z 11 m. Ale ten w finale nie grał i nie strzelał. Tym razem pomylili się Paulista i Baszczyński. Szampany, które zostały przywiezione z Krakowa, zostały wypite "na smutno".
- My gramy w sobotę finał Pucharu Ekstraklasy. Wtedy będziemy się cieszyć - powiedział dyrektor sportowy Legii Mirosław Trzeciak. - Historię wielkich klubów buduje się trofeami - mówił w poniedziałek Jan Urban, który zdobył swój pierwszy puchar jako trener Legii. Wydaje się, że nieostatni.
Liczba meczu
4 - tyle piłek wyleciało poza dach stadionu w Bełchatowie