niedziela, 4 listopada 2007

Premier Pakistanu: Styczniowe wybory mogą zostać odłożone nawet o rok

mar, PAP
2007-11-04, ostatnia aktualizacja 2007-11-04 14:14
Zobacz powiększenie
Premier Shaukat Aziz: Planowane na styczeń wybory mogą zostać odłożone nawet o rok
Fot. Anjum Naveed AP

Premier Pakistanu Shaukat Aziz zapowiedział w niedzielę, iż planowane na styczeń przyszłego roku wybory parlamentarne mogą zostać odłożone, być może nawet o dwanaście miesięcy. Zastrzegł jednak, iż żadna ostateczna decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła, a rząd zdecydowany jest doprowadzić do demokratycznych wyborów.

Zobacz powiekszenie
Fot. FAISAL MAHMOOD REUTERS Zobacz powiekszenie
Fot. MOHSIN RAZA Reuters Zobacz powiekszenie
Fot. MOHSIN RAZA Reuters Zobacz powiekszenie
Fot. FAISAL MAHMOOD REUTERS
- Jesteśmy zdecydowani doprowadzić do wyborów - chcemy też by procesy demokratyczne kwitły w Pakistanie - powiedział premier na konferencji prasowej. - Wobec tego, co się stało, mogą nastąpić pewne zmiany terminów, jednakże żadne decyzje jeszcze nie zapadły - zastrzegł.

Szef pakistańskiego rządu zaznaczył, iż taką decyzję o przesunięciu terminu wyborów może podjąć parlament.

Zapewnił, że wprowadzony przez Musharrafa w sobotę stan wyjątkowy będzie obowiązywać "tak krótko, jak będzie to możliwe", jednakże - do czasu, gdy istnieć będzie taka konieczność.

Aziz poinformował też, że po ogłoszeniu w sobotę decyzji prezydenta Pakistanu Perveza Musharrafa o ustanowieniu stanu wyjątkowego w kraju, zatrzymano "około pięciuset osób", głównie działaczy opozycji. Aresztowania określił jako "prewencyjne".

Wybory do pakistańskiego parlamentu oraz zgromadzeń stanowych miały odbyć się w połowie stycznia 2008 roku. Miały one stanowić oznakę powrotu do systemu demokratycznego kraju, rządzonego od 1991 r. przez generała Musharrafa.

Musharraf wprowadził w sobotę stan wyjątkowy, aby - jak twierdzi - położyć kres nasilającej się rebelii islamskich ekstremistów w północno-zachodnich regionach kraju oraz samobójczym zamachom terrorystycznym.

Tusk dziękuje emigrantom i apeluje do prezydenta

jas, jg, IAR
2007-11-03, ostatnia aktualizacja 2007-11-03 23:27
Zobacz powiększenie
Donald Tusk przemawia do Polonii w ratuszu w Ealing
Fot. Kevin Coombs REUTERS

Donald Tusk podczas swojej wizyty w Wielkiej Brytanii zaapelował do prezydenta Lecha Kaczyńskiego i premiera o nie zwlekanie i jak najszybsze powierzenie mu misji tworzenia nowego rządu. Tusk dziękował też polskim emigrantom za tłumny udział w wyborach.

Zobacz powiekszenie
Fot. Kevin Coombs REUTERS
Donald Tusk w rozmowie z dziennikarzami w w ratuszu w londyńskim Ealing
Zobacz powiekszenie
Fot. Kevin Coombs REUTERS
Burmistrz londyńskiej dzielnicy Ealin Hazel Ware w oczekiwaniu na przyjazd Donalda Tuska
ZOBACZ WIDEO
Tusk powiedział, że jego gabinet jest już gotowy. - Proponuję, abyśmy wspólnie zwrócili się z gorącym apelem do ustępującego premiera i do pana prezydenta, żeby nie zwlekać i możliwie szybko umożliwić mi tworzenie nowego gabinetu - mówił Tusk w wywiadzie dla TVP Info

Tusk dziękuje emigrantom



W ratuszu londyńskiej dzielnicy Ealing Donald Tusk podziękował polskim wyborcom za głosy oddane w ostatnich wyborach na Platformę Obywatelską. Na trwającym dwie godziny spotkaniu zgromadziło się kilkaset osób. Liderowi PO towarzyszyli Grzegorz Schetyna i Kazimierz Marcinkiewicz.

Podczas spotkania Donald Tusk podziękował brytyjskiej Polonii za cierpliwość podczas wyborów. Podkreślił, że na długo pozostanie mu w pamięci obraz kolejek przed polskimi lokalami wyborczymi w Londynie.

Jak się wyraził, wybory były ciężką próbą, ale - dodał - życie na emigracji to jakby skondensowane życie w kraju. - Tu czuje się silniej i widzi się więcej, dla tego od emigracji można się wiele nauczyć - mówił Tusk.

Projekt abolicji jest już gotowy

Mówiąc o planach tworzonego przez siebie rządu, podkreślił, że jego gabinet będzie się odwoływał do gospodarczych rozwiązań, funkcjonujących w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Jak dodał, w związku z tym każde zdobyte na emigracji doświadczenie przyda się w rozwoju Polski. Zapewnił równocześnie, że jego rząd będzie starał się tworzyć warunki w kraju, które zachęcą Polaków do powrotu z zagranicy.

Kandydat PO na premiera mówił, że projekt abolicji podatkowej dla emigrantów jest już gotowy. - Był blokowany w poprzedniej kadencji. Będę błagał pana prezydenta, żeby nie blokował wetem tego projektu, choć liczę na to, że nawet w przypadku zablokowania będziemy mieli taką większość, żeby ewentualne weto odrzucić. Polacy którzy podjęli tu pracę po roku 2006 korzystają już z przepisów, które znoszą podwójne opodatkowanie. Pozostałym też się to należy, bo to jest zwykły akt niesprawiedliwości - mówił Tusk przed spotkaniem z Polonia w Londynie.

Tusk broni Sikorskiego

Przewodniczący Platformy Obywatelskiej podkreślił, że Radosław Sikorski jest bardzo kompetentną osoba, która potrafiła wywiązać się z powierzonych mu obowiązków. Była to odpowiedź na słowa Jarosława Kaczyńskiego, który uważa że Sikorski był słabym ministrem obrony i byłby równie kiepskim ministrem spraw zagranicznych. Zdaniem przewodniczącego PO takie wypowiedzi świadczą o bezsilności premiera wobec przegranych wyborów. - Jestem bezdyskusyjnie przekonany do kompetencji Radka Sikorskiego. Niestosowne uwagi prezydenta i premiera do jego osoby są chyba wynikiem emocji i goryczy po porażce. Musze serio traktować prezydenta i premiera Rzeczpospolitej. Nawet jeśli osoby są czasem irytujące, to sa bardzo ważne urzędu. Chętnie wysłucham poważnych argumentów ze strony prezydenta i premiera, ale według mojej wiedzy Radek Sikorski jest dobrym kandydatem - mówił Tusk.

"Nie będę prosił Amerykanów o zniesienie wiz"

Lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk zapowiedział w sobotę podczas spotkania z Polakami w Londynie, że jeśli zostanie premierem, to nie będzie prosił Amerykanów o zniesienie wiz dla Polaków. Skrytykował też politykę zagraniczną braci Kaczyńskich uznając ją za "nieskuteczną, grymaśną i polegającą na demonstrowaniu emocji".

- Jeżeli amerykańskie przepisy są tak skonstruowane, że nie pozwalają na to (zniesienie wiz dla Polaków), to damy sobie bez tego radę (...) Mój rząd na pewno będzie ze Stanami Zjednoczonymi rozmawiał inaczej (niż rząd PiS) - oświadczył Tusk na spotkaniu w ratuszu w dzielnicy Ealing w zachodnim Londynie.

Zaznaczył, iż uważa się za polityka pro-amerykańskiego, ale nie widzi konieczności, by polski rząd "bez żadnej potrzeby traktował Waszyngton jak wielkiego brata". - Mam wrażenie wielkiej nierównowagi i asymetrii w stosunkach Polska-USA - wyjaśnił.

"Polityka zagraniczna twarda, ale nie brutalna"

- Kluczem do pozycji Polski w Europie są dobre relacje polsko- niemieckie. Dobre, to znaczy respektujące nasz interes - powiedział Tusk.

Polityka zagraniczna może być według lidera PO "stanowcza, a nawet twarda, ale nie oznacza to, iż musi być brutalna, agresywna, wzbudzająca niechęć, a tym bardziej politowanie".

Jego zdaniem, bracia Kaczyńscy "prowadzili politykę historyczną w ramach polityki zagranicznej". - Czasem mam wrażenie, że bracia Kaczyńscy w polityce zagranicznej chcą kontynuować Powstanie (Warszawskie) - powiedział. Tymczasem Europa, według niego, "promuje zachowania nacechowane zaufaniem i otwartością".

Tusk ujawnił, iż profesor Władysław Bartoszewski zaproponował mu społeczną pomoc w zorganizowaniu komitetu doradców ds. polityki zagranicznej i przygotowaniu pierwszych zagranicznych wizyt.

Wyjaśnić wątpliwości bez "ścinania głów"

Lider PO uwypuklił też potrzebę wyjaśnienia zaszłości, wśród których wymienił sprawę niektórych działań CBA, Barbary Blidy, posłanki Beaty Sawickiej i jak się wyraził, "wątpliwości wobec PO". Bez wchodzenia w szczegóły wskazał też na potrzebę wyjaśnienia wątpliwości odnoszących się do poprzednich ekip rządzących, w tym postkomunistycznej, nie po to, by "ścinać głowy", lecz w imię prawdy i sprawiedliwości.

- Wszystko, co było krzywdą ludzką, złem, naruszeniem prawa w ostatnich dwóch latach, a także wcześniej, będzie opisane, rozliczone i ukarane, ktokolwiek by tego zła nie dokonał - stwierdził.

Meksyk: powódź objęła nowe obszary

mar, PAP
2007-11-04, ostatnia aktualizacja 2007-11-04 08:13
Zobacz powiększenie
Fot. TOMAS BRAVO REUTERS

Deszcze padające nieprzerwanie od kilku dni w południowym Meksyku, które doprowadziły do bezprecedensowej powodzi w meksykańskim stanie Tabasco, wywołały również poważne problemy w sąsiednim stanie Chiapas. Ponad milion osób zostało już ewakuowanych.

Zobacz powiekszenie
Fot. STRINGER/MEXICO REUTERS Zobacz powiekszenie
Fot. STRINGER/MEXICO REUTERS Zobacz powiekszenie
Fot. Marco Ugarte AP Zobacz powiekszenie
Fot. Marco Ugarte AP
Władze regionu informują o co najmniej czterech ofiarach śmiertelnych lawin błotnych i powodzi. Z brzegów wystąpiło 16 przepływających przez stan rzek, niszcząc ponad 300 km dróg i odcinając lądowy dostęp do 60 miejscowości i 20 tys. zamieszkujących je ludzi.

Tydzień ulewnych opadów wywołał powódź ogarniającą 80 procent stanu Tabasco, przy czym jego stolica - miasto Villahermosa - została zalana niemal w 75 procentach.

Gubernator Tabasco Andreas Granier szacuje, że ponad milion osób -

połowa populacji stanu - zostało zmuszonych przez żywioł do opuszczenia swoich domów.

Zastępca federalnego sekretarza ds. zdrowia Mauricio Hernandez ostrzegł przed możliwością wybuchu epidemii cholery i innych zakaźnych chorób.

W sobotę sytuacja w Tabasco, gdzie odnotowano jedną ofiarę śmiertelną, nie poprawiła się. Przeciwnie, według służb ratunkowych coraz trudniej nad nią zapanować. Wprawdzie poziom niektórych wylewających rzek zaczął opadać, jednak tymczasowe schronienia dla ofiar powodzi są przepełnione, brakuje wody pitnej, jedzenia oraz energii. Dochodzi również do kradzieży i włamań.

Sytuację osób dotkniętych powodzią w Tabasco dodatkowo komplikują niepokojące plotki, że w mętnych wodach pokrywających półmilionową Villahermosę pojawiły się krokodyle, lub że tama w górnym biegu rzeki Grijalva wkrótce pęknie. Władze twierdzą jednak, że tamie nic nie zagraża, nie potrafią natomiast ustosunkować się do informacji o krokodylach.

Pakistan: liderzy opozycji aresztowani

mar, PAP
2007-11-04, ostatnia aktualizacja 8 minut temu

Pakistańskie służby bezpieczeństwa rozpoczęły w niedzielę aresztowania liderów opozycyjnych partii w następstwie sobotniej decyzji prezydenta Perveza Musharrafa o wprowadzeniu stanu wyjątkowego i zawieszeniu obowiązywania konstytucji. Prasa oskarża Musharrafa o "drugi zamach stanu".

Zatrzymano m.in. przywódcę oraz 10 członków Pakistańskiej Ligi Muzułmańskiej Nawaz przebywającego na emigracji byłego premiera Pakistanu Nawaza Sharifa.

W areszcie domowym osadzono czołowego opozycjonistę i byłego krykietowego mistrza świata Imrana Khana, przewodniczącą Komisji Praw Człowieka Asmę Jehangir oraz zdymisjonowanego prezesa Sądu Najwyższego Iftikhara Chaudhry'ego.

Prezydent Pakistanu Pervez Musharraf wprowadził w sobotę stan wyjątkowy, aby - jak twierdzi - położyć kres nasilającej się rebelii islamskich ekstremistów w północno-zachodnich regionach kraju oraz samobójczym zamachom terrorystycznym.

Komendant policji w Karaczi Azhar Ali Farooqi oznajmił, że nadszedł koniec tolerancyjnej polityki, a władze podejmą wszelkie niezbędne działania, włącznie z aresztowaniami i przemocą, jeśli to będzie konieczne.

Prasa oskarża Musharrafa o "drugi zamach stanu"

Świat, wyrażając zaniepokojenie z powodu sobotniej decyzji, zaapelował do pakistańskiego lidera o jak najszybszy powrót do demokracji.

Niedzielne tytuły pakistańskiej prasy są jednoznaczne: "Drugi zamach stanu generała Musharrafa", "To stan wojenny" oraz "Drakońska decyzja". Zdaniem czołowego dziennika "Dawn", nie sprawdziły się nadzieje, iż uda się uniknąć drastycznych decyzji a Pakistan - pisze dziennik - stał się pariasem społeczności międzynarodowej. "Dzień 3 listopada będzie czarnym dniem w historii Pakistanu" - pisze dziennik "News", wskazując że generał Musharraf "popełnił błąd swego życia". Z kolei "Nation" oskarża prezydenta, iż podjął decyzję o wprowadzeniu stanu wyjątkowego głównie by zachować własny urząd.

Dziennik "Daily Times" idzie jeszcze dalej, stwierdzając, że bez względu na to, co mówią władze, faktycznie w kraju wprowadzono stan wojenny. Gazeta przewiduje też znaczne nasilenie działań protalibskich bojowników.

Świat zareagował na decyzję Musharrafa poważnym zaniepokojeniem i apelami o jak najszybszy powrót Pakistanu na drogę demokracji.

Przebywająca na Bliskim Wschodzie sekretarz stanu USA Condoleezza Rice oznajmiła, że Waszyngton "nie popiera pozakonstytucyjnych posunięć w Pakistanie, ponieważ stanowią one odejście od drogi demokracji i władzy cywilnej". Zastrzegła jednak, że sobotnia decyzja nie zaważy na współpracy USA z Islamabadem w walce z terroryzmem. Także rzecznik Departamentu Stanu Sean McCormack oświadczył, że stan wyjątkowy oznacza zastój na drodze Pakistanu do demokracji.

Inny sojusznik Pakistanu - Chiny także dały w niedzielę wyraz zaniepokojeniu z powodu wydarzeń w Pakistanie, wyrażając jednak nadzieję, iż rząd i naród pakistański rozwiążą sytuację i zapewnią stabilizację i rozwój kraju.

Indyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych z "ubolewaniem" przyjęło decyzję Musharrafa i "trudności, jakie obecnie przeżywa Pakistan" . Rząd Japonii z kolei wyraził obawy, iż w Pakistanie zagrożona została obecnie demokracja. Podobnie rządy Francji czy Australii wezwały Pakistan do powrotu na drogę demokracji i konstytucyjnych rządów.

Kolejna tura żołnierzy wróciła z Afganistanu do Polski

jas, PAP
2007-11-03, ostatnia aktualizacja 2007-11-03 23:15
Zobacz powiększenie
Uroczyste powitanie pierwszej tury żołnierzy wracających z misji w Afganistanie
Fot. Łukasz Giza / AG

Uroczyste powitanie kolejnej tury żołnierzy powracających z Afganistanu miało miejsce w sobotę wieczorem na wojskowym lotnisku Strachowice we Wrocławiu. Do kraju powróciło z misji ponad 140 żołnierzy I zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego (PKW) Afganistan. Minutą ciszy uczczono pamięć poległego dwa dni temu w Iraku st. kaprala Andrzeja Filipka.

Zobacz powiekszenie
Fot. Łukasz Giza / AG
Rodziny żołnierzy czekają na zakończenie ceremonii
Zobacz powiekszenie
Fot. Łukasz Giza / AG
Uroczyste powitanie pierwszej tury żołnierzy wracających z misji w Afganistanie
Zobacz powiekszenie
Fot. Łukasz Giza / AG
Żołnierze czekają na osobiste gratulacje ministra obrony Aleksandra Szczygły
Do kraju wrócili m.in. żołnierze z 6. Brygady Desantowo- Szturmowej z Krakowa i 17. Wielkopolska Brygada Zmechanizowana z Międzyrzecza, a wraz z nimi gen. brygady Marek Tomaszycki, dowódca I zmiany PKW Afganistan.

Na lotnisku oprócz rodzin, żołnierzy witał minister obrony narodowej Aleksander Szczygło, który dziękował im za ofiarną służbę oraz, że "nie zawiedli oczekiwań".

Minister chwali żołnierzy

- Wykazaliście się znakomitym wyszkoleniem i przygotowaniem. Odwagą i zaangażowaniem. Zyskaliście pochwały dowództwa sił międzynarodowych ale także - co bardzo ważne - uznanie i szacunek Afgańczyków. Byliście nie tylko dobrymi żołnierzami ale i ambasadorami Polski. Dzięki wam nasza ojczyzna jest postrzegana jako kraj demokratyczny i nastawiony pokojowo. Kraj, na którym można polegać - mówił Szczygło.

Według ministra polscy żołnierze służąc w Afganistanie dali świadectwo profesjonalizmu i sprawności naszej armii.

Szczygło nie zapomniał o rodzinie, której "nie było dane przeżywanie radości dzisiejszego dnia", o bliskich poległego w Afganistanie por. Łukasza Kurowskiego. - Dramat, który przeżyli dotknął nas wszystkich, także mnie osobiście. Zawsze będą pamiętać o Łukaszu jako żołnierzu, który walczył o wartości najdroższe nam wszystkim - mówił Szczygło.

Szczygło: Żałuję, że odchodzę z ministerstwa

Później, w rozmowie z dziennikarzami, Szczygło powiedział, że to jego ostatnie powitanie żołnierzy ale cieszy się, że mógł powitać tych, których żegnał. - Jestem jednym z bardziej szczęśliwych ludzi w Polsce, bowiem witam żołnierzy, których żegnałem w marcu. To dla mnie bardzo przyjemna chwila, szczególnie, że za kilka dni odejdę z tej funkcji ale za całą I zmianę ja ponoszę odpowiedzialność - mówił minister.

Przyznał, że żałuje, iż odchodzi z ministerstwa. - Pierwszy raz w moim życiu zawodowym żałuję, że odchodzę z miejsca, w którym pracowałem. Żałuję naprawdę - mówił szef MON. Dodał, że ma zamiar nadal interesować się zawodowo wojskiem i być może będzie pracować jako poseł w sejmowej komisji obrony narodowej.

W Afganistanie "jest dobrze"

Gen. Tomaszycki opowiadał dziennikarzom, że w Afganistanie "jest dobrze", mimo, że dwa dni temu strzelano do polskich żołnierzy tam stacjonujących. - Jest to misja stabilizacyjna, więc musimy się liczyć z tym, że będą do nas strzelać - mówił Tomaszycki. Poproszony o wyjaśnienie co miał na myśli mówiąc, że "jest dobrze", generał powiedział, że coraz więcej miejscowej ludności popiera żołnierzy tam stacjonujących, coraz więcej Afgańczyków współpracuje z rządem ale i siłami koalicyjnymi. - Jest lepiej niż było poprzednio" -mówił dowódca I zmiany PKW Afganistan.

Na przełomie października i listopada obowiązki formalnie przejmie w Afganistanie II zmiana PKW. Na jej czele stanie gen. Jerzy Biziewski. Podobnie jak obecna, kolejna zmiana ma liczyć ok. 1200 żołnierzy. Do ich zadań należeć będzie m.in. zapewnienie bezpieczeństwa w wyznaczonych rejonach oraz szkolenie afgańskiej armii.

Radio ZET: Będzie rozłam w klubie PiS?

jg, PAP
2007-11-03, ostatnia aktualizacja 2007-11-03 20:51

Będzie rozłam w PiS. Klub parlamentarny Platformy Obywatelskiej ma się powiększyć o kilkanaście osób z tej partii, które związane są z Kazimierzem Marcinkiewiczem - taką nieoficjalną informację podaje Radio ZET. Ma to być efekt spotkania byłego premiera z przyszłym premierem Donaldem Tuskiem w Wielkiej Brytanii.

Zobacz powiekszenie
Fot. Daniel Adamski / AG
Kazimierz Marcinkiewicz
ZOBACZ TAKŻE
Tusk pojechał na Wyspy podziękować Polonii za świetną frekwencję i poparcie w wyborach. Jednak jak podaje TVN 24 sam Kazimierz Marcinkiewicz pytany o sprawę odejścia części posłów przecząco pokiwał głową i nie chciał więcej o tym mówić. Natomiast na pytanie, czy sam zamierza zostać członkiem PO miał powiedział, że niedawno przestał być członkiem jednej partii, a w Polsce nie ma obowiązku przynależności partyjnej.

Sekretarz stanu w Kancelarii Premiera Adam Lipiński ocenił tę informację, jako "mało prawdopodobną". Według niego, choć można by w PiS-ie wskazać grupę polityków dawniej związanych z Marcinkiewiczem, to nie sądzi on, aby zdecydowali się oni na wyście z klubu PiS i wstąpienie do PO, bo oznaczałoby to dla nich "skazanie się na cztery lata na polityczną marginalizację".

Również jeden z polityków określający się jako zwolennik "zmian w obecnym sposobie funkcjonowania partii" ocenił w rozmowie z PAP, że informacja o wyjściu z PiS grupy posłów jest nieprawdziwa. Według niego, taki przeciek pochodzi z PiS i jest "grą na wypchnięcie" z partii grupy posłów opowiadających się za zmianami. W jego ocenie, "grupa centralistycznych" polityków PiS wolałaby po prostu, aby grupa reformatorska z partii odeszła, bo wtedy nie stanowiłaby dla nich zagrożenia.

Będzie starcie w PiS o wybór wicemarszałka Sejmu?

Tymczasem jak dowiedziała się Polska Agencja Prasowa ze źródeł zbliżonych do kierownictwa PiS, w niedzielę o godz. 19 ma zebrać się komitet polityczny PiS, który zajmie się wyborem kandydata tej partii na stanowisko wicemarszałka Sejmu.

Podczas obrad zetrą się zapewne dwa partyjne nurty - polityków opowiadających się za utrzymaniem władzy w kręgu dawnych działaczy Porozumienia Centrum i popierających - jak nieoficjalnie mówią - na wicemarszałka Sejmu kandydatury takich polityków jak Przemysław Gosiewski, Krzysztof Putra czy Zyta Gilowska oraz polityków określających się jako "zwolennicy zmian w sposobie kierowania partią", którzy w roli wicemarszałka widzieliby raczej Kazimierza Michała Ujazdowskiego.

Prezydium Sejmu ma zostać wybrane na poniedziałkowym, pierwszym posiedzeniu Sejmu. Przed rozpoczęciem obrad zbierze się klub PiS, któremu prezes Jarosław Kaczyński przedstawi swojego kandydata na wicemarszałka Sejmu.

Wisła wygrywa, klęska Korony

pm
2007-11-02, ostatnia aktualizacja 2007-11-04 00:18
Zobacz powiększenie
Czy Marek Zieńczuk zdobędzie 10. gola w tym sezonie?
Fot. Kuba Atys / AG

Wisła Kraków mistrzem jesieni na dwie kolejki przed końcem. Wisła, choć z problemami, pokonała w Łodzi ŁKS 1:0. Wicelider - Korona Kielce została zdemolowana w Grodzisku. Groclin wygrał 4:0, hat-trickiem popisał się Adrian Sikora

Groclin - Korona 4:0
Pierwsza połowa rozczarowała. Bramek nie było, okazji też nie. Worek rozwiązał się po przerwie. Po fatalnych błędach Korony i kilku pomyłkach sędziego Groclin zdobył cztery gole. Bohaterem grodziszczan jest Adrian Sikora, który popisał się klasycznym hat-trickiem.

Jagiellonia - Lech 4:2
Świetna postawa Jagiellonii, szczególnie na początku i pod koniec spotkania. Lech po dwóch bramkach dla Jagiellonii rzucił się do odrabiania strat i udało mu się zremisować, ale w II połowie gospodarze znów pokazali, że nie boją się rywalizacji z faworytami. Kibice Jagiellonii radośni, a kibice Lecha - którzy w sile 1200 osób stawili się na Słonecznej - musieli się obejść smakiem...

Zagłębie S. - Widzew 0:0
W Wodzisławiu Śl. kibice obejrzeli dobry mecz, w którym zabrakło tylko bramek. Bliżej zdobycia gola byli piłkarze Widzewa, ale znakomicie w bramce Zagłębia spisywał się najlepszy zawodnik tego spotkania, Szymon Gąsiński.

ŁKS - Wisła 0:1
Dobra pierwsza połowa meczu. Szczególnie korzystne wrażenie zrobili gospodarze. Skazywni na pożarcie łodzianie powinni nawet prowadzić, bo sytuacja, jaką miał Klatt powinna skończyć się golem w każdej klasie rozgrywkowej. Druga połowa należała już do Wisły, bo gospodarzom wyraźnie zabrakło sił. A jeszcze gościom pomógł przy zdobyciu gola Bogusław Wyparło niepewnie interweniując.

Cracovia - Zagłębie L. 1:2
Piłkarze jesteśmy z Wami, Zróbcie to dla nas, nie grajcie dzis dla Stefana - krzyczeli kibice Cracovii. Ich pupile byli w pierwszej połowie wyjaźnie słabsi od mistrzów Polski i stracli bramkę, po szkolnym błędzie w obronie. Krakowianie ustępują Zagłębiu po względem technicznym, zwłaszcza Maciej Iwański ma dużo miejsca i swobodnie obsługuje kolegów. Krakowianie starają się atakować, ale niewiele z tego wynika.

Polonia - Odra 1:0
Zasłużone zwycięstwo Polonii. Gospodarze zastosowali defensywną taktykę, oddali inicjatywę Odrze, ale okazali się od niej skuteczniejsi.

Legia (3.) - Ruch (12.)
Typ Sport.pl: 1
Po trzech porażkach z rzędu czas na wygraną Legii. Ruch nie powinien sprawić warszawianom większych kłopotów. Ale jeśli zagrają tak jak z Odrą to będzie bardzo ciekawie.

Piątkowy mecz:

Górnik - PGE GKS 2:0
Górnik Zabrze wygrał szósty mecz z rzędu na własnym boisku. Zwycięstwo zawdzięcza kapitalnej postawie Zahorskiego oraz bezmyślnej Mariusza Ujka.

"1612" - mity nowej Rosji

Anna Żebrowska
2007-11-02, ostatnia aktualizacja 2007-11-02 14:36

Zobacz powiększenie
Marny koniec polskiego awanturnika, który poprzez wymuszone małżeństwo z córką cara Borysa Godunowa chce zdobyć rosyjski tron. - W interpretacji Żebrowskiego ten szwarccharakter wyrasta na postać tragiczną - mówi Krzysztof Zanussi
Fot. ALEKSANDR DMITRIEV EAST NEWS

Tuż przed Dniem Jedności Narodowej w rosyjskich kinach pojawiło się 580 kopii filmu "1612". Jednego ze złych Polaków wypędzanych z Kremla gra w nim Michał Żebrowski

Zobacz powiekszenie
Fot. ALEKSANDR DMITRIEV EAST NEWS
Z woli prezydenta Władimira Putina Rosjan ma oficjalnie jednoczyć data 4 listopada, rocznica klęski polskiej interwencji z początku XVII w. Tuż przed Dniem Jedności Narodowej w rosyjskich kinach pojawiło się 580 kopii filmu "1612". Szwarccharakter -Polaka, ambitnego hetmana, który marzy o objęciu tronu Rosji - zagrał w nim Michał Żebrowski. -Poleciłem go reżyserowi. Skoro Polak ma być wredny, niech przynajmniej będzie przystojny -mówi Krzysztof Zanussi, który był na premierze filmu. Reżyserem filmu opiewającego silną władzę centralną jest Władimir Chotinienko: -Osobiście nie mam nic przeciwko demokracji, ale Rosja od wieków idzie własną drogą. Trzeba brać pod uwagę mentalność i genetycznie zakodowany w duszy rosyjskiej obraz cara.
Prezydent Borys Jelcyn odciął się od rewolucji październikowej, a jej rocznicę, 7 listopada, przechrzcił na Dzień Jedności Narodowej. Prezydent Władimir Putin odciął się od epoki Jelcyna - od dwóch lat Rosjan ma oficjalnie jednoczyć data 4 listopada, upamiętniająca klęskę polskiej interwencji z roku 1612. Aby meandry polityki zrozumiało nawet dziecko, Kreml zamówił manifest artystyczny nowej Rosji - superprodukcję "1612" przeznaczoną dla widowni od lat 12.

Zamówienie Kremla przyjęła wytwórnia Trite Nikity Michałkowa. Ale laureat Oscara, zajęty własnymi projektami, poprzestał na roli producenta. Reżyserię powierzył swemu przyjacielowi Władimirowi Chotinience ("Muzułmanin", "Klęska imperium"). Scenariusz Arifa Alijewa ("Jeniec Kaukazu", "Mongoł") nakręcono w ciągu stu dni, przenosząc się z Moskwy do Wyborga, Pragi, Rzymu i na Białoruś. Na konferencji prasowej reżyser określił budżet filmu na ok. 12 mln dol. I westchnął: "Za Stalina dostalibyśmy więcej".

Ile naprawdę film kosztował - nie wiadomo, nikt z Trite pary z ust nie puścił. Jedyną potwierdzoną sumą są 4 mln dol. od prywatnego sponsora, oligarchy Wiktora Wekselbera (swego czasu wykupił dla Rosji arcydzieła sztuki jubilerskiej Fabergé, jajka wielkanocne rodziny carskiej).

Film powstawał w atmosferze tajemnicy iście państwowej. Szeptano o jego antypolskim charakterze, zwłaszcza że niechęć do Polski (dozowana taktycznie także pod adresem Unii Europejskiej i Ameryki) stała się ideologicznym spoiwem imperium prezydenta Putina.

Pierwszy pokaz w moskiewskim kinie Oktiabr' rozwiał obawy o szerzenie ksenofobii. Chotinienko nakręcił film przygodowy z wyraźnym przesłaniem dydaktycznym: niezgoda rujnuje, zgoda i wiara prawosławna buduje ojczyznę.

Połowę 140-minutowego filmu wypełniają pojedynki i mordobicia, szturm twierdzy i starcia armii. Ale że z początkiem wieku XVII na Rosję parli Szwedzi, Niemcy, a Polacy nawet zasiedli na Kremlu - było z kim i o co walczyć. Akcja toczy się po śmierci cara Borysa Godunowa (1605), tron zajmują kolejni samozwańcy wspierani przez polską magnaterię i część bojarów. Skrzydła husarzy furkoczą od pierwszej sceny, napisy wyjaśniają to, czego nie była w stanie pokazać kamera: "Minęły kolejne cztery lata, Ruś nadal nie ma władzy centralnej".

Film kończy się w przededniu wyboru Michaiła Romanowa na cara (1613). Postaci historyczne, płaskie jak plakaty, przesuwają się na drugim planie: Łże-Dymitr urządza uciechy zapustne, książę Pożarski krzewi patriotyzm. W centrum jest historia miłości syna carskiego cieśli Andriejki (Piotr Kisłow) do córki Godunowa Ksieni (Wioletta Dawydowska). Historia romantyczna, wzruszająca, zlepiona z kilku znanych rosyjskich mitów. Andriejka z burłakami ciągną statek, tworząc filmową ilustrację "Burłaków na Wołdze" Riepina. Piękna i smutna Ksienia przypomina Alonuszkę z płótna Wasniecowa.

Cała fabuła pełna jest cytatów z historii. Starzec słupnik jakby żywcem wyszedł z żywotów prawosławnych świętych, oberwańcy z pospolitego ruszenia łączą spryt Iwanuszki-głuptasa z odwagą czerwonego komisarza Czapajewa. Wątpię, by tandem Alijew -Chotinienko znał zasadę inżyniera Mamonia, ale wyraźnie ją stosuje: przypomina ludziom ich ulubione refreny.

Nad obozem polskich rębajłów niesie się polszczyzna bynajmniej nie Reja i Kochanowskiego: "Kurwa, kurwa, kurwa mać!". Reżyser tłumaczy to przyjętą konwencją: Rosjanie także nie używają języka staroruskiego (jobów z ekranu jednak nie słychać).

Głównego złego - Polaka, ambitnego hetmana, który marzy o objęciu tronu Rosji - zagrał Michał Żebrowski. Z ogoloną czaszką, wąsatego, niełatwo go rozpoznać. Hoffmanowski symbol polskiego rycerstwa już w pierwszej scenie zabija bezbronną matkę Andriejki. W następnej ratuje Ksienię Godunową. Chce skłonić carównę do przejścia na katolicyzm i jako jej prawowity małżonek rządzić od Smoleńska do Uralu.

- Poleciłem Żebrowskiego Chotinience, mówiąc, że jak Polak ma być wredny, niech będzie przynajmniej przystojny - Krzysztof Zanussi, będąc w Moskwie, wpadł na premierę kolegi i wysoko ocenił rolę Żebrowskiego. - W jego interpretacji fikcyjny szwarccharakter wyrasta na postać tragiczną. Czuje się, że chodzi mu o coś więcej niż o władzę. Kocha kobietę, której mimo zniewolenia nigdy nie zdobył.

Najstraszniejszy wróg Rosji nie dzierży jednak szabli ani noża, tylko wysyła misjonarza - jezuitę. I chociaż reżyser jest dumny, że rolę kardynała rzymskiego zgodził się zagrać Gabriele Ferzetti, legendarny aktor Antonioniego, w scenach z jego udziałem nie zadbano bodajże o pozory poprawności politycznej - Rzym to zło.

Swoich w filmie też nie oszczędzono. Śmiałka, który złośliwie komentuje poczynania władzy, strażnicy odprowadzają na ubocze i obcinają mu język. W scenie biczowania Andriejki przyjmowane są zakłady, czy ofiara przeżyje batogi. Inna rozrywka: zwęglone ciało Dymitra Samozwańca tłuszcza z uciechą depcze, by szczątkami wystrzelić z armaty.

Rosja jest dzika, obojętna, zdradziecka. Mieszkańcy grodu, który leży na trasie interwentów, gotowi są przepuścić wrogów bez walki. Dopiero książę Pożarski musi przekonać wojewodę, a wojewoda poddanych, że ojczyzna jest w niebezpieczeństwie. Znów - bez władzy, która nauczy, jak żyć, ani rusz!

Rosjanin przekonany stanie się niepokonany. Zrobi armatę ze skóry i wstrzeli się prosto w skład prochu nieprzyjaciela. Rosyjski spryt nie da szans cudzoziemskiej technice, a rosyjski humor podniesie na duchu.

Rosyjska publiczność polubiła ojczyste blockbustery i film zapewne zrobi kasę. Mocną stroną są dowcipne dialogi i gwiazdy w rolach drugoplanowych. Aleksander Bałujew i Daniił Spiwakowski jako wędrowne rzezimieszki łączą wyrafinowane okrucieństwo z szelmowskim wdziękiem, Dostojewskiego z Ilfem i Pietrowem.

Jednak prasa rosyjska przyjęła manifest nowej epoki ironicznie. Wyśmiano filmowy wizerunek władzy, wypisz wymaluj, putinowski. Wykpiono wzniosły symbol Rosji - białego jednorożca, a motywy fantasy określono "fosforyzującym anachronizmem".