Pokazywanie postów oznaczonych etykietą SEJM. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą SEJM. Pokaż wszystkie posty

środa, 23 lipca 2008

Żenujący spektakl na komisji. Śmiechy, ryki i wrzaski

asz, zsz
2008-07-23, ostatnia aktualizacja 2008-07-23 16:55
Zobacz powiększenie
Awantura na obradach komisji regulaminowej - debata nad odebraniem immunitetu Zbigniewowi Ziobrze
Fot. Wojciech Olkuśnik / AG

Na posiedzeniu komisji regulaminowej emocje ponosiły wszystkich. Posłowie przerzucali się okrzykami ("precz z komuną", "kłamca", "Targowica!"), nie dawali sobie dojść do głosu, obrażali i kpili. Co zadziwiające, większość polityków PiS świetnie się przy tym bawiła. Jolanta Szczypińska ostrzegała uśmiechnięte koleżanki: - Uspokójcie się, bo nas filmują.

Zobacz powiekszenie
Fot. Wojciech Olkuśnik / AG
Awantura na obradach komisji regulaminowej - debata nad odebraniem immunitetu Zbigniewowi Ziobrze
Zobacz powiekszenie
Fot. Wojciech Olkuśnik / AG
Awantura na obradach komisji regulaminowej - debata nad odebraniem immunitetu Zbigniewowi Ziobrze
Na dzisiejsze obrady komisji regulaminowej, podobnie jak wczoraj, przyszło bardzo wielu posłów. Komisja miała rozpatrzyć wniosek o uchylenie immunitetu Zbigniewowi Ziobrze. Przez ponad cztery godziny posłowie dyskutowali o niczym, nawzajem się przekrzykując i obrażając.

W okrzykach przeważali posłowie PiS. Powtarzały się chóralne wrzaski: "Hańba!", "Kłamca", "Uzurpator!", "Na Białoruś", "Cicho!". Wśród okrzyków indywidualnych wyróżniła się Beata Kempa ("Tu są jakieś bojówki Platformy Obywatelskiej! Chcemy wiedzieć, kto to jest!) i Jolanta Szczypińska ("A może jeszcze kara śmierci" - na wieść o możliwości usunięcia posła z obrad) i "Tak zwany panie marszałku" (anonim).

Nawet Jolanta Szczypińska próbowała nieco tonować swoich partyjnych kolegów. Kiedy zauważyła zbliżającą się kamerę telewizyjną, mitygowała swoje krzyczące i śmiejące się koleżanki: - Przestańcie. Pohamujcie się, bo teraz filmują nas!.

Politycy Platformy zdecydowanie ustępowali PiS-owi w zaciętości, poziomie hałasu i liczbie. Swoje zdanie wyrażali głównie oklaskami. Dopiero, gdy posłowie PiS wychodzili z sali, przedstawiciele PO krzyczeli: "Targowica wychodzi z sali!".

Czy posłowie, którzy blokowali pracę komisji, powinni być ukarani?

met
2008-07-23, ostatnia aktualizacja 2008-07-23 17:58

By nie dopuścić do uchylenia immunitetu Zbigniewowi Ziobrze, posłowie PiS rozpętali bezprecedensową awanturę na posiedzeniu komisji regulaminowej Sejmu, paraliżując jej pracę. Za takie zachowanie regulamin Sejmu przewiduje kary, nawet do 15 tys zł. Czy Prezydium Sejmu podejmie taką decyzję, czy też zachowanie posłów PiS pozostanie bezkarne?

Zobacz powiekszenie
Fot. Wojciech Olkuśnik / AG
Posiedzenie komisji regulaminowej
SONDAŻ
Czy posłowie, którzy blokowali posiedzenie komisji w sprawie uchylenia immunitetu Zbigniewowi Ziobrze powinni zostać ukarani?

Tak, powinni być ukarani karą pieniężną
Kara pieniężna jest w tym wypadku niewystarczająca
Nie powinni być ukarani wcale

SONDAŻ: Czy posłowie powinni zostać ukarani za paraliż komisji regulaminowej? Zagłosuj



Dla posłów, którzy uniemożliwiają pracę Sejmu lub jego organów regulamin przewiduje kary finansowe. Prezydium Sejmu może ukarać posła odbierając mu na maksimum trzy miesiące pół uposażenia poselskiego, albo całą dietę poselską. To może być dotkliwe.

O tym jak daleko posunęli się posłowie PiS, by zablokować prace komisji - relacja minuta po minucie





- To czego jesteśmy świadkami, stanowi zagrożenie dla normalnego funkcjonowania parlamentu. Po raz pierwszy w historii polskiego parlamentu uniemożliwiono pracę komisji sejmowej - mówił Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. - To jest teatr, cyrk kosztem polskiej demokracji, kosztem opinii o polskim parlamencie i o Polsce - uważa Komorowski.

Mimo tych ostrych słów, rzecznik Komorowskiego Jerzy Smoliński, na pytanie, czy marszałek zamierza ukarać finansowo posłów stwierdził tylko: - Marszałek nie brał tego pod uwagę.

Decyzję o ukaraniu podejmuje Prezydium Sejmu, czyli czyli marszałek razem z wicemarszałkami. Taka kara może wynieść nawet prawie 15 tysięcy złotych.Uposażenie posła wynosi obecnie 9892 zł i 20 groszy miesięcznie. Dzieląc tę kwotę na dwa i mnożąc przez trzy miesiące otrzymujemy 14838 zł i 30 groszy. Tyle może maksymalnie stracić poseł, który pozwoli sobie na blokowanie prac Sejmu, czy jego organu, a takim jest komisja.

Dietę poselską Prezydium Sejmu może zabrać całą maksimum na trzy miesiące. Wynosi ona 2473 zł 5 groszy miesięcznie. Czyli poseł może stracić 7420 złotych i 5 groszy.

Od decyzji Prezydium Sejmu o ukazaniu poseł może się odwołać, znowu do prezydium. Marszałek z wicemarszałkami ponownie rozpatrują sprawę, ale tym razem radzą się jeszcze Konwentu Seniorów. W skład konwentu wchodzą: marszałek, wicemarszałkowie oraz przewodniczący lub wiceprzewodniczący klubów parlamentarnych.

Prokuratura zajmuje się wypowiedzią Palikota

reg 23-07-2008, ostatnia aktualizacja 23-07-2008 19:18

- Uważam prezydenta Lecha Kaczyńskiego za chama - powiedział wczoraj Janusz Palikot w TVN24. Dzisiaj warszawska prokuratura okręgowa wszczęła z urzędu postępowanie wyjaśniające, czy doszło do znieważenia prezydenta.

Janusz Palikot
autor zdjęcia: Marian Zubrzycki
źródło: Fotorzepa
Janusz Palikot

Taki czyn zagrożony jest karą do trzech lat więzienia.

Prokurator Mateusz Martyniuk poinformował, że prokuratura zwróci się m.in. do TVN24 o nagranie, na którym zarejestrowana jest wypowiedź posła.

Palikot odnosił się do zeszłotygodniowej publikacji "Dziennika", dotyczącej spotkania prezydenta Lecha Kaczyńskiego i szefa MSZ Radosława Sikorskiego ws. tarczy antyrakietowej. - Uważam prezydenta Lecha Kaczyńskiego za chama. Rzeczywiście jego wypowiedzi, które przytacza "Dziennik" dotyczące sposobu protokołowania spotkania z ministrem spraw zagranicznych są chamskie i one go kompletnie dyskredytują jako prezydenta tego kraju - powiedział Palikot we wtorek w TVN24.

Własne zawiadomienie w sprawie wypowiedzi Palikota złożył do prokuratury PiS. Szef klubu PiS Przemysław Gosiewski poinformował również, że posłowie Prawa i Sprawiedliwości skierowali do Komisji Etyki Poselskiej wniosek o ukaranie Palikota za słowa o Lechu Kaczyńskim.

Prezes PiS Jarosław Kaczyński jest sceptyczny, jeśli chodzi o przyszły rezultat postępowania prokuratury w sprawie Palikota.

- To jest pytanie o praworządność w Polsce - stwierdził. Przypomniał, że w Polsce Kodeks karny chroni "naczelne organa państwa" przed obraźliwymi wypowiedziami. Jak podkreślił, z tego powodu zapadały już w Polsce "wyroki łącznie z wyrokami bezwzględnego pozbawienia wolności".

Jak mówił, sąd I instancji skazał kilka lat temu na półtora roku więzienia szefa Samoobrony Andrzeja Leppera za nazwanie ówczesnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego "leniuchem".

- W tej chwili z jakiś powodów, których w ramach prawa nie da się wyjaśnić, prokuratury postępowania o obrazę obecnego prezydenta Rzeczypospolitej, umarzają. Jest wobec tego pytanie, czy to będzie kontynuowane - powiedział prezes PiS.

Zdaniem Jarosława Kaczyńskiego, "zgodnie z prawem, bardzo niedługo Sejm powinien rozpatrywać wniosek o uchylenie immunitetu" Palikota.

Jak dodał szef PiS, poseł PO "dopuszcza się już nie po raz pierwszy przestępstwa, a Platforma Obywatelska najwyraźniej to toleruje".

- Obecność takich panów jak na przykład pan Niesiołowski, czy pan Karpiniuk wskazuje na to, że to jest metoda i że po prostu ci ludzie, w sensie kulturowym, dobrze wyrażają charakter Platformy Obywatelskiej, stąd są tam nie tylko tolerowani, ale wręcz promowani - uważa prezes PiS.

Jak dodał, "każda przyzwoita partia, takiego pana (jak Palikot ) już dawno by się pozbyła, a się nie pozbywa". - Są tego jakieś powody i ja je znajduję przede wszystkim w pewnym typie kultury, w której wielu członków - chociaż pewnie nie wszyscy z Platformy Obywatelskiej - uczestniczy, jest na pewnym poziomie kulturalnym, budzącym wątpliwości - ocenił lider PiS.

Chlebowski: oczekiwane przeprosiny, bez konsekwencji

Szef klubu PO Zbigniew Chlebowski powiedział, że oczekuje od posła Janusza Palikota przeproszenia prezydenta. Dodał jednocześnie, że nie będzie wobec posła wyciągał konsekwencji.

Chlebowski przyznał też, że nie ma w jego partii akceptacji dla wypowiedzi Palikota. Jak ocenił, wypowiedź posła była "niefortunna, niepotrzebna, szkodliwa". "Ale emocje, jakie towarzyszą oskarżeniom polityków PiS, kierowanych pod adresem premiera, powodują również emocjonalne reakcje w moim klubie" - zastrzegł.

PAP

wtorek, 22 lipca 2008

Sejm uczcił pamięć profesora

jen 22-07-2008, ostatnia aktualizacja 22-07-2008 10:36

Przez aklamację Sejm przyjął uchwałę poświęconą pamięci zmarłego tragicznie 13 lipca wybitnego polskiego polityka i dyplomaty Bronisława Geremka.

Tekst uchwały odczytał marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. Posłowie i goście, którzy wzięli udział w tej części posiedzenia Sejmu, wysłuchali jej stojąc. Obradom przysłuchiwali się m.in. rodzina prof. Geremka, jego współpracownicy m.in. z czasów Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, członkowie rządu, były prezydent Aleksander Kwaśniewski.

Posłowie podkreślili w uchwale, że Bronisław Geremek "łączył talenty błyskotliwego polityka i dyplomaty z erudycją wybitnego historyka".

Imię prof. Geremka otrzyma sala nr 14, gdzie często obraduje sejmowa Komisja Spraw Zagranicznych, której Geremek był wieloletnim przewodniczącym. Posłowie i goście zgromadzeni w Sejmie uczcili pamięć prof. Geremka minutą ciszy.

Bronisław Geremek zginął w wypadku samochodowym. Miał 76 lat.

Uchwała Sejmu z dnia 22 lipca 2008 roku poświęcona pamięci Bronisława Geremka

13 lipca 2008 roku zmarł Bronisław Geremek, jeden z filarów opozycji demokratycznej lat 70. i 80., doradca NSZZ "Solidarność", uczestnik obrad Okrągłego Stołu, wybitny parlamentarzysta, po czerwcowych wyborach w 1989 roku przewodniczący Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, skupiającego posłów wywodzących się z "Solidarności", minister spraw zagranicznych, który wprowadzał Polskę do NATO.

Bronisław Geremek łączył talenty błyskotliwego polityka i dyplomaty z erudycją wybitnego historyka.

Służył Polsce, składając liczne dowody swego mądrego patriotyzmu.

Sejm RP oddaje hołd tragicznie Zmarłemu, przypominając o Jego zasługach dla budowy wolnej, demokratycznej i suwerennej Polski w silnej i jednoczącej się Europie.

W dowód uznania i wdzięczności Sejm RP postanawia nadać jednej z sal sejmowych Jego imię

PAP

niedziela, 18 maja 2008

Domostwo poselskie

Dariusz Brzostek
2008-04-29, ostatnia aktualizacja 2008-04-29 16:19
Zobacz powiększenie
Na początku kwietnia Radosław Sikorski gościł w swojej zabytkowej rezydencji Ministra Spraw Zagranicznych RFN Franka-Waltera Steinmeiera z małżonką.
źródło: www.msz.gov.pl

Nie ma to jak dom lub mieszkanie posła. W swoich oświadczeniach majątkowych wszyscy posłowie pochwalili się jak mieszkają. Z naszej wnikliwej analizy wynika, że jedni mają pałace, domy i mieszkania warte miliony, inni niewiele warte blokowe klitki. Wielu posłów choć zabiera się za tworzenie ustaw o budownictwie ...z mieszkaniem nie ma nic wspólnego

Zobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AG
Posłowie przed głosowaniem
Zobacz powiekszenie
Fot. Iwona Burdzanowska / AGENCJA GAZ
Janusz Palikot w swoim domu
Zobacz powiekszenie
Fot. Paweł Szatkowski / AG
XVIII-wieczny dworek Radosława Sikorskiego w Chobielinie
Chcesz kupić mieszkanie lub dom? Przeszukaj nasze oferty

Chcesz sprzedać mieszkanie? Dodaj ogłoszenie w naszym serwisie

Milionerzy na kilkuset metrach

Niekwestionowanym liderem, osobą, która może poszczycić się najbardziej okazałą nieruchomością budowlaną jest Janusz Palikot, poseł Platformy Obywatelskiej. Choć w rubryce "dom" jak i "mieszkanie" lubelski poseł ku naszemu zdziwieniu wpisał, że nic nie posiada to Palikot jest jednak współudziałowcem w każdej nieruchomości stanowiącej zespół pałacowo-parkowy. Wartość całej tej nieruchomości została wyceniona przez niego na 10 milionów złotych.

Zdaniem wielu ekspertów jest to jedna z najbardziej okazałych nieruchomości w naszym kraju. Drugie miejsce na naszej liście zajął minister spraw zagranicznych, Radosław Sikorski, również z klubu PO. Jego dom w Chobielinie o łącznej powierzchni 800 metrów kwadratowych wart jest dziś 6 milionów złotych, nie liczą blisko 14 hektarowej działki. W jednym z wywiadów Radosław Sikorski wspomniał, że dom przed laty kupili jego rodzice za równowartość dwóch małych fiatów.

W ostatnich dniach na jego chobielińską rezydencję były zwrócone oczy nie tylko polskich, ale i niemieckich polityków. To tu gościł Frank Walter Steinmeier, minister spraw zagranicznych Niemiec, który z Radosławem Sikorskim omawiał dwustronne stosunki pomiędzy naszymi krajami. O wizycie mówiono jako o kolejnym przełomie w stosunkach polsko-niemieckich, bo w ostatnich latach szefowie dyplomacji obu krajów nie spotykali się na prywatnym gruncie. Sam Steinmeier przyleciał ponoć do Bydgoszczy z ochotą. W grudniu w Berlinie, Radosław Sikorski podarował mu książkę o swoim dworku. Minister Steineier chciał zobaczyć tę posiadłość na własne oczy. W kuluarach mówi się zaś, że dom ministra Sikorskiego stanie się rządowym lub ministerialnym centrum spotkań polityków na najwyższym szczycie. Niektórzy nawet żartują, że "po Chobielinie będzie czas na Warszawę".

Minister Spraw Zagranicznych posiada również 170-metrowe mieszkanie, warte niebagatela 1,7 mln zł, co oznacza, że wartość jego domostwa wynosi 7,7 mln zł. O trzecie miejsce toczyła się niezwykle zacięta rywalizacja. W sportowym stylu jak wypadało na byłego piłkarza wygrał ją 42-letni Roman Kosecki. Jego (wspólnie z żoną) 246-metrowy dom został wyceniony przez posła Platformy na 3,9 miliona zł. - To moja duma, mój wizerunek i inwestycja - cieszy się poseł Roman Kosecki. - Pewnie sprzedam ten dom jak tylko dzieci dorosną. Jest tak duży, że albo się w nim gubimy albo musimy szukać - śmieje się popularny "Kosa".

Nieznacznie mniejszym majątkiem w nieruchomościach może pochwalić się poseł Andrzej Halicki, z zawodu dyrektor generalny GGK public relations. Wspólnie z żoną posiada on 345,2 metrowy dom w stanie surowym, za 2,5 miliona zł. Do tego dochodzi prawie 50 metrowe spółdzielcze własnościowe mieszkanie, za kwotę 350 tys. zł, które jest własnością przedmałżeńską posła. Ale to nie wszystko. Halicki posiada wspólnie z żoną dodatkowe dwa mieszkania (47,9 m i 47,7 m) każde warte po ok. 300 tys. zł. Razem wartość jego domostw wynosi 3 mln 450 tys. zł.

Do majętnych w domy należy także kolejny z rządzących, wicepremier i minister spraw wewnętrznych Grzegorz Schetyna. Posiada 240-metrowy dom wart 1,2 mln zł, do tego dochodzi 98-metrowe mieszkanie za 590 tys. zł i 34,3 metrowe "M-2" za 200 tys. zł. Łączna wartość jego nieruchomości wynosi 1 mln 990 tys. zł, co daje mu siódme miejsce.

Wyprzedzili go Łukasz Gibała, kolejny poseł z PO, którego domowy majątek wynosi 2,1 mln zł oraz najbogatszy posiadacz domów z posłów PiS, Ludwik Dorn. Majątek domowy Ludwika Dorna przekroczył 2 miliony. Składa się na to 210-metrowy dom na działce 3100 m o łącznej wartości 1,5 mln zł oraz 69-metrowe mieszkanie za 550 tys. zł.

Imponująco wygląda nie tylko cała pierwsza dziesiątka, gdzie bez domu lub mieszkania za półtora miliona posłowie nie mają, czego szukać.

Niestety, panowie parlamentarzyści okazali się bardzo niegościnni, gdyż w pierwszej dziesiątce najbogatszych nie ma żadnej posłanki z własnym "M". Najzamożniejsza z nich, Małgorzata Kidawa-Błońska z PO, posiada dom o wartości 1 miliona 340 tys. zł. Wspólnie z Mirosławem Koźlakiewiczem zajmuje dopiero ex equo 15 - 16 miejsce. Koźlakiewicz, najbogatszy polski poseł, którego całkowity majątek Duży Format wycenił na 33,9 mln zł ma cztery domostwa: 200-metrowy dom dworkowaty z czerwonej cegły wybudowany przez pradziadka obecnego posła wart jest 200 tys. zł. Ten dom ceni sobie najbardziej bo jak wspomina stanowi on kawał historii jego rodziny, dlatego też chce go przekazać swoim dzieciom. Poseł posiada jeszcze trzy mieszkania w Warszawie. Pierwsze 143,60 metrowe o wartości 700 tys. zł, drugie mieszkanie o powierzchni 43,70 metra o wartości 220 tys. Poseł posiada jeszcze jedno mieszkanie o powierzchni 43,70 m o takiej samej wartości 220 tys. zł.

Listę milionerów, których na naszej liście jest aż 25 przedstawicieli Sejmu zamyka posłanka Jadwiga Zakrzewska. Na cały okrągły milion wyceniła swój 225 metrowy dom. Kolejnych 78 posłów może pochwalić się nieruchomościami budowlanymi powyżej 500 tys. do 999 tys. zł.

W sumie posłowie wycenili swoje domostwa na blisko 180 milionów zł (domy warte ponad 120 milionów, mieszkania prawie 60 milionów). Te kwoty byłyby ponad dwukrotnie wyższe, gdyby kilkuset parlamentarzystów lepiej przyłożyło się do wyceny.

500, 1000 złotych za metr

120-metrowy dom za 160 tysięcy zł, mieszkanie 88-metrów za ok. 120 tysięcy zł. Są jeszcze inne rarytasy wśród nieruchomości jak 116-metrowe własnościowe "M" za bagatela 200 tys. zł. Któż z nas nie marzył o tak atrakcyjnym zakupie własnego "M". Niestety, tak tanimi mieszkaniami może pochwalić się ponad stu posłów, którzy wycenili swoje metraże według tylko im znanego cennika. Najczęściej metr nieruchomości wynosi 1 tys. zł. Słownie: tysiąc złotych. Zdziwienia nie kryją liczni eksperci z agencji nieruchomości, których zapytaliśmy o wycenę posłów.

- To niemożliwe, takich cen nie ma na rynku mieszkań już od kilku lat. Nawet zniszczone i bardzo zaniedbane "nory" są dziś o wiele droższe - dodają. Podobnie wygląda sytuacja jeśli chodzi o tzw. wyższą półkę.

Poseł Edward Czesak wycenił swój 450-metrowy dom tylko na 500 tysięcy zł. Arkadiusz Czartoryski swój małżeński dom o powierzchni ok. 220 metrów wycenił na ok. 220 tys. zł. Podobnie postąpił poseł Andrzej Betkowski z domem i mieszkaniem. 120-metrowy dom wart jest w jego oświadczeniu tylko 120 tys. zł, a mieszkanie własnościowe spółdzielcze o powierzchni 70 metrów warte jest 70 tys. zł. Poseł Piotr Waśko, który 120 metrowy dom wycenił na 120 tys. zł, a 147 metrowe mieszkanie na 150 tys. zł. Inny z posłów Robert Telus swoje dwa domy również nisko wycenił.190-metrowy dom liczy po 180-tysięcy, a 100-metrowy dom jego zdaniem wart jest tylko 90 tysięcy zł. Taryfikator tysiąca złoty za metr spodobał się także posłowi Jarosławowi Zielińskiemu, który ok. 250-metrowy dom podliczył na 250 tys. zł, a ponad 41-metrowe spółdzielcze własnościowe mieszkanie na ok. 50 tysięcy zł. Okazyjne mieszkania po 1 tys. zł za metr kwadratowy powierzchni wcale nie są najlepszą okazją. Wielu parlamentarzystów swoje domy wycenia po kilkaset złotych z metra.

Poseł Mieczysław Łuczak swój dom o powierzchni 280 metrowy dom wycenia na 190 tysięcy zł. Jego kolega z poselskiej ławy Wojciech Żukowski swój dom 102,5 metra wycenił tylko na 60 tys. zł. Tylko nieliczni zaznaczają, czym jest spowodowana tak niska wartość mieszkania. Piotr Cybulski swój 183-metrowy dom wycenił na 130 tysięcy zł, ale zaznaczył, że jego dom jest w budowie. O mieszkaniach pozostałych posłów można tylko pomarzyć, że kiedyś zechcą je sprzedać. I tak za 74-metrowe mieszkanie posła Adama Szejnfelda zapłacilibyśmy tylko 59 tys. zł. Jeszcze taniej bo 50 tys. zł zapłacilibyśmy za 150 metrowy dom Wojciecha Mojzesowicza. Wszystkich jednak przebiłby poseł Czesław Mroczek, który swój 45-metrowy dom wycenił tylko na 5 tys. zł. - Moja piwniczka jest o wiele więcej warta

Wycena sprzed 10 lat

Wśród niektórych posłów zapanowała moda na podawanie cennika sprzed lat licząc, że ceny domów i mieszkań stanęły w miejscu. I tak Krzysztof Gadowski 190-metrowy dom wybudowany w 1993 roku wycenia na ok. 190 tys. zł.

Poseł Marek Cebula swój 130-metrowy dom wycenił na 200 tys. zł. Na tyle zostało wycenione przysądzenie z 6 września 1996 roku. Naśladowców wśród posłów ma wielu.

Marek Biernacki swoje 86 metrowe mieszkanie wycenił na 256 tys. zł według ceny zakupu w 2001 roku, a Joanna Fabisiak 1 części bliźniaka wyceniła na 231 757 zł. Na tyle tą nieruchomość wycenił rzeczoznawca w 1997 roku. Także i 83 metrowe mieszkanie z garażem posła Witolda Gintowta-Dziewałtowskiego zostało wycenione na ponad 106 tysięcy według ceny zakupu z 1998 roku. Z oświadczenia posła Jarosława Wałęsy dowiemy się również ile w 2003 roku było warte jego blisko 80-metrowe mieszkanie. Pięć lat temu poseł wycenił je na 245 tys. zł i od tamtego czasu jego wartość nie wzrosła. Tak niewielką wartością domów, zdzwiony jest jeden z posłów, który swoje roczne volvo S 40 wycenił na ponad 120 tysięcy złotych.

Ekspertem dla wielu posłów przy wycenie mieszkania mógłby być poseł Wojciech Olejniczak, który swoje spółdzielcze własnościowe 69,6 metrowe mieszkanie zakupił za 265 tys. a obecną wartość wycenił na ok. 700 tys. zł.

Kto nie oszukuje?

Pochwalić się w czym mieszkają lubią przede wszystkim biznesmeni oraz osoby znane z pierwszych strona gazet i piastujące wysokie publiczne stanowiska.

Wystarczy prześledzić nazwiska Ludwika Dorna, Bogdana Zdrojewskiego, Bronisława Komorowskiego czy Zbigniewa Wassermanna, Jerzego Szmajdzińskiego, Zbigniewa Religi, Tadeusza Rossa, Kazimierza Kutza, Bogdana Lisa, Jolanty Szymanek-Deresz, Pawła Suskiego czy Ryszarda Kalisza, by zobaczyć, że każdy z nich mieszka w domu, którego nikt nie mógłby się powstydzić. W ich oświadczeniach najmniejsze kwoty to 800-, 900 tysięcy zł za dom czy mieszkanie.

Jerzy Szmajdziński swój 320-metrowy dom wycenił na 1,6 miliona zł. Poseł dodatkowo zaznaczył, że ma jeszcze ponad 136-tysięcy kredytu który zaciągnął na wiele lat.

Znani posłowie chętnie też opisują wszystkie swoje nieruchomości. Poseł Karol Karski z Prawa i Sprawiedliwości, swoje 24-metrowe mieszkanie wycenił na 200 tysięcy zł, kolejne 48-metrowe na 400 tysięcy, jeszcze inne 27- metrowe wyliczył na 210 tysięcy. Ponadto pochwalił się swoim 42-letnim domkiem letniskowym na działce. Jego wartość poseł wycenił na 70 tysięcy zł.

Trzema swoimi domami pochwalił się także Henryk Siedlaczek. 250-metrowy dom swojej żony wycenił na 250 tys. zł. Drugi, 120-metrowy będący ich współwłasnością małżeńską wycenił na 283 tys. zł. Trzeci, 220-metrowy dom, który jest tylko jego własnością poseł wycenił na 100 tys. zł.

Marek Wikiński wycenił swój dom (198,55 metrów) na 290 tys. zł. ale zaznaczył, że jest obciążony hipoteką 116 620 franków szwajcarskich, na którego zakup poseł zaciągnął kredyt.

Bardzo dokładny w wyliczeniach wykazał się Mirosław Sekuła, 53-letni prezes zarządu i dyrektor z zabrzańskim przedsiębiorstwie wodociągów i kanalizacji. Swój dom o powierzchni 220 metrów wyliczył według stawki 3140 zł/m kw. Łącznie wartość domu wycenił na 690 800 zł. Podobnie postąpił z drugim domem o powierzchni 328 metrów licząc po 3140 zł/m kw. na łączną wartość 1 029 920 zł. Poseł zaznaczył przy tym, że obydwa domy są objęte wspólnością majątkową małżeńską, a ich wartość pochodzi ze wskaźnika przeliczeniowego kosztu odtworzenia 1 m kw. powierzchni użytkowej budynków mieszkalnych na II i III kwartał roku 2007 dla województwa śląskiego według obwieszczenia Wojewody Śląskiego z 29 marca 2007 roku.

Dokładna w swoich wyliczeniach jest także posłanka Jolanta Szymanek-Deresz z Lewicy i Demokratów. Swoje 2/3 udziału w 209 metrowym dom wyliczyła na 800 tys. zł. Posłanka zaznaczyła przy tym, że majątek całego domu oszacowany został na 1,2 mln zł.

Poseł Tadeusz Tomaszewski, oprócz domu i dwóch mieszkań zaznaczył, że posiada także 40-metrowy budynek gospodarczy z garażem (wartość ubezpieczenia 30 tys. zł). Swój dom wart 200 tysięcy zł poseł wycenił według wartości polisy ubezpieczeniowej. Natomiast poseł Sławomir Nowak z PO, swoje 139-metrowe mieszkanie ma obciążone hipoteką bankową. Wartość mieszkania 516 124, 91 zł poseł wycenił w oparciu o faktury dewelopera.

Nelly Rokita, posłanka PiS-u, swoje 78-metrowe mieszkanie własnościowe wyceniła zaś na 115 tysięcy ...euro. Podobnie uczyniła z drugim mieszkaniem o powierzchni 55 metrów, którego wartość wynosi 70 tys. euro. Nelly Rokita w specjalnym załączniku zaznaczyła, że dochody z wynajęcia mieszkania - ok. 1000 euro miesięcznie, w całości przekazuje swojej córce na pokrycie kosztów studiów zagranicznych oraz utrzymanie.

Najmniejsze mieszkanie posiada 25-letni Krzysztof Brejza. Poseł musi się zmieścić w maleńkich 19 metrach (wycenione na 115 tys. zł.)

Spora grupa posłów nie zna wartości swoich mieszkań. Swojego 36 metrowego mieszkania nie wyceniła ani nie określiła własności posłanka PiS, Jolanta Szczypińska. Wartości swojego 110 metrowego domu nie zna poseł Edward Wojtas. 40-metrowego mieszkania nie wyceniła również Izabela Leszczyna. Niewiedzą, ile warte jest jego 98-metrowe mieszkanie wykazał sie także poseł Marek Opioła.

Są bezdomni, wynajmują lub są na utrzymaniu żon

Nie wszyscy jednak mogą się pochwalić swoim własnym M. Według oświadczeń wielu posłów jest bezdomna, korzysta z mieszkania małżonka lub wynajmuje jakieś lokum.

Poseł Tomasz Lesz zaznaczył, że nie ma domu, ani mieszkania, ale ma za to domek letniskowy na działce za 120 tysięcy zł.

Jerzy Wenderlich, poseł lewicy mieszka w 80-metrowym mieszkaniu, którego nie jest właścicielem.

Posłanka Agnieszka Kozłowska - Rajewicz ma mieszkanie lokatorskie, 50-metrów w TBS-ie, za 200 tysięcy, ale partycypowała w kwocie 38 tys. zł. A Grzegorz Karpiński mieszka w 52-metrowym mieszkaniu, które wynajmuje (najem). Choć posiada, ponad 400 metrowy dom z 1926 roku. Jeden z najmłodszych posłów Łukasz Tusk mieszka w 240-metrowym domu, wartym 150 tysięcy, który jest odrębną własnością jego żony.

Poseł Ryszard Terlecki także nie posiada własnego M, a 100-metrowe mieszkanie w którym mieszka jest własnością jego żony. Dwoma domami żony, każdy ponad 200 metrów pochwalił się poseł Tomasz Tomczykiewicz.

Zbigniew Dolata w rubyce mieszkanie wpisał, że posiada 69-metrażowe M. Poseł zaznaczył, że mieszkanie jest wynajmowane od TBS.

Leszek Cieślik burmistrz Augustowa nie posiada domu, tylko 75-metrowe mieszkanie spółdzielcze lokatorskie wspólnie z małżonkiem, którego nie wycenił. Emeryt, poseł Jan Religa ma 48-metrowe mieszkanie lokatorskie bez wyceny. A posłanka Elżbieta Łukacijewska oprócz dużego domu ma również 75-metrowe mieszkanie zakładowe RDLP. W 73 metrowym mieszkaniu lokatorskim zameldowana jest Danuta Pietraszewska. Podobnie jak Tadeusz Kopeć, który zamieszkuje na lokatorskich 72,21 metrach. Żadnych domostw nie posiadają Cezary Grabarczyk, Ewa Kierzkowska, Tomasz Kamiński, Michał Jaros, Jan Dziedziczak, Tomasz Dudziński, Tadeusz Motowidło, Tadeusz Motowidło, Magdalena Kochan, Krzysztof Lipiec, Michał Marcinkiewicz, Izabela Kloc czy Bogusław Wontor.

Poseł Jacek Żalek zaznaczył, że w ogóle nic nie posiada. Gdzie tylko mógł wpisywał duże Ż. Jacek Żalek przekonuje, że można nie mieć ani domu, ani mieszkania, ziemi samochodu a nawet kredytu. Posiada jedynie niewielką kwotę na koncie.

Wszystkich zaskoczył poseł Damian Raczkowski, który nie ma ani domu, ani mieszkania, ani żadnej innej nieruchomości, ale udało mu się wziąć kredyt na zakup domu w Zaborowie. Kredyt otrzymał na 20 lat w kwocie ponad 377 tys. zł.

Nie zna ceny swego domu, a tworzy ustawę?

W internecie można znaleźć setki ofert "Kupię tanio mieszkanie". Niestety żadnemu z ogłaszających się nie było dane trafić na super ofertę 1 tys. zł za metr kwadratowy. - Nawet domy w małych miasteczkach są o wiele droższe niż ceny jakie podali posłowie - dziwi się Jacek Wierzbicki z agencji nieruchomości. Czytam te oświadczenie i oczom nie wierzę. Jak tu wierzyć posłom, jeżeli oni nawet nie wiedzą w czym mieszkają i ile dziś są warte mieszkania. Aż strach pomyśleć co będzie jak zabiorą się za ustawy dotyczące zmian w budownictwie - mówi z oburzeniem. - Za 400 tysięcy to mogę zamieszkać w 40 - metrowym mieszkaniu na warszawskim Mokotowie - dodaje Wierzbicki.

Wycenie poselskich domów nie dowierza również Katarzyna Siwek, szef działu analizy w firmie doradczej Expander.

- Tysiąc złotych za metr? Od wielu już lat nie ma tak tanich mieszkań na rynku - mówi. - Nie bardzo mogę sobie to wyobrazić, żeby cena za metr kwadratowy była niższa niż 5 tys. zł. - dodaje.

Z raportu cen domów i mieszkań za pierwszy kwartał 2008 roku zrobionych wspólnie przez Expandera i serwis szybko.pl wynika, że średnia ceny mieszkań w dużych miejscowościach kształtują się znacznie powyżej tej kwoty. W marcu, we Wrocławiu metr mieszkania kosztował 7137 zł., w Krakowie - 7854 zł., w Warszawie już 8939 zł. Nawet w Olsztynie trzeba było zapłacić powyżej 5 tysięcy złotych. Na rynku wtórnym poniżej 5 tys. zł można było poszukać mieszkań w Szczecinie, Lublinie, Toruniu, Opolu, Białymstoku, Katowicach a nawet Łodzi. Gdyby ktoś dysponowal mniejszymi finansami mógłby zdecydować się na 70-metrowe mieszkanie w Tarnowie wart 130 tys. zł.

Podobnie wyglądał cennik domów: Za 230-300 metrowe chętni musieli zapłacić: w Katowicach - 720 tys. zł., w Białymstoku - 750 tys. zł., w Łodzi - 900 tys. zł a w stolicy już 1,67 mln. zł. Kto nie dysponował taką kwotą mógł kupić dużo mniejsze mieszkanie. Średnia cena domu o powierzchni do 150 metrów w Warszawie wyniosła 1,05 mln zł. Tańsze domy można było znaleźć w województwie mazowieckim, ale średnia cena nie schodziła poniżej 450 tys. zł.

Domy do 150-metrów w Białymstoku można było kupić za 520 tys., w Katowicach za 440 tys., Lublinie 500 tys.. Krakowie - 700 tys. czy we Wrocławiu - 800 tys. zł.

Gdybym otrzymała tak niską ofertę za dom czy mieszkanie - jak podaje w swoich oświadczeniach wielu posłów - byłabym bardzo podejrzliwa - przekonuje Katarzyna Siwek z Expandera. - Mielibyśmy tutaj do czynienia albo z super okazją albo z całkowitym brakiem znajomości ceny domów - dodaje. W cenę domu często wchodzi również cena działki na której stoi dom. 300 - 400 metrów kw. samej działki w warszawskim Wawrze to koszt minimum ćwierć miliona zł. - Nawet gdyby z domu nie było żadnego pożytku cena powinna być wyższa - mówi.

Z tą opinią zgadza się poseł PO, Roman Kosecki. Poseł powinien dawać przykład i być wiarygodnym - przekonuje Kosecki. - Ja w swoim oświadczeniu napisałem prawdę, bo nie widzę powodu do zaniżania ceny. Cale życie ciężko pracowałem, by mieszkać tak jak dziś w ładnym domu. Nie wiem dlaczego inni podają takie ceny. Przecież nikt nie mieszka w lepiance tylko w ładnym, zadbanym domu lub mieszkaniu. Dla mnie dom to moja przystań, zacisze w którym odpoczywam z rodziną a także inwestycja na przyszłość. Dlatego nie wolno się go wstydzić - dodaje. Kosecki, gdy był jeszcze piłkarzem warszawskiego zespołu mieszkał w blokach na Targówku. - Mieszkałem w niewielkim mieszkaniu przy Ostrobramskiej ale zawsze byłem dumny z tego - przekonuje Kosecki.

Z tanich domów i mieszkań wielu posłów śmieją się także gwiazdy polskiego show biznesu. - Dziś jak nie masz porsche wartego pół miliona złotych to lepiej nie pokazuj się na ulicy - śmieje się jedna z popularnych piosenkarek. Dziś porsche to dla gwiazd chleb powszedni - Urbański, Kammel, Wojewódzki czy piosenkarka Dorota Rabczewska - wszyscy dorobili się już takiego samochodu. Ale reguły gwiazdorskiego lansu nakazują, by auta były wykończone na ich specjalne zamówienie. By auto wyróżniało się od wersji fabrycznej musi mieć nie tylko większą pojemność silnika a i tzw. gadżety pozwalające na identyfikację posiadacza w zawodowym światku. Na podświetlane progi wydaję więcej niż poseł wycenia swój dom - mówi wprost gwiazda show biznesu. Jedna z piosenkarek, by wyróżnić się modelem od innych posiadaczy podświetlane logo umieściła na progach samochodu. Żeby je zobaczyć trzeba wsiąść do środka. Do ilu z takich poselskich domów chciałby wejść b. przedstawiciel Sejmu Piotr Misztal, znany z zamiłowania do luksusu. Jedno z jego aut, czerwone ferrari warte jest tylko milion złotych.

Jeszcze w poprzedniej kadencji nieścisłościami w oświadczeniach poselskich zainteresowało się CBA. W 2007 roku przeprowadzono 38 postępowań kontrolnych. Ponadto kontrolerzy sprawdzili 702 oświadczenia majątkowe osób pełniących funkcje publiczne. Przykład niskich cen poselskich nieruchomości spodobał się radnym i urzędnikom w wielu miastach. Co najmniej 2,9 miliona zł strat poniósł Szczecin w wyniku niegospodarności miejskich urzędników. Kilkadziesiąt atrakcyjnych mieszkań bezprawnie sprywatyzowano, sprzedając je nieuprawnionym osobom za ułamek ich wartości. Centralne Biuro Antykorupcyjne prowadzi śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków oraz działania na szkodę Urzędu Miasta Szczecina przez funkcjonariuszy publicznych.

środa, 7 maja 2008

Debata po wystąpieniu Sikorskiego: duch przyszłości rządzi w MSZ

ika, reg 07-05-2008, ostatnia aktualizacja 08-05-2008 05:16

W kilkugodzinnej debacie poświęconej polityce zagranicznej posłowie nie tylko recenzowali wystąpienie w Sejmie szefa polskiej dyplomacji, mówili też o płaskostopiu politycznych oponentów i chińskiej wódce mao-tai.

Szef MSZ Radosław Sikorski po swoim expose
autor zdjęcia: Kuba Kamiński
źródło: Fotorzepa
Szef MSZ Radosław Sikorski po swoim expose

Posłowie Platformy chwalili Sikorskiego i odpierali formułowane wcześniej przez przedstawicieli PiS zarzuty, co do treści wystąpienia szefa polskiej dyplomacji.

Wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski (PO) przekonywał, że wbrew twierdzeniom PiS wystąpienie Sikorskiego zawierało koncepcję polityki załatwiania konkretnych spraw i popierania polskiego interesu narodowego.

Według polityka PO, polityka zagraniczna w wykonaniu obecnego rządu jest "otwarta na inne środowiska i inne partie oraz nie jest elementem konfrontacji wewnętrznej". Politykę konfrontacji, w ocenie Niesiołowskiego, próbują kontynuować przedstawiciele PiS.

- Do PiS-u ciągle nie dociera prawda dosyć jasna (...), że Niemcy nie prowadzą już z nami wojny, że wojna już się skończyła a Niemcy razem z nami są w UE, są naszym sąsiadem i są państwem generalnie przyjaznym Polsce - powiedział Niesiołowski.

W jego opinii, wystąpienia polityków PiS świadczą o tym, że "niektórzy tak twardo stoją na gruncie interesu narodowego, że dostali płaskostopia".

- Wolę być w partii z płaskostopiem, niż mieć przetrącony kręgosłup polityczny - ripostował w swoim wystąpieniu Zbigniew Girzyński (PiS).

Niesiołowski mówił też m.in. o zbliżającej się olimpiadzie w Pekinie. - Mamy prawo oczekiwać tego, że świat (...) znajdzie formułę, by opowiedzieć się po stronie bitych a nie bijących - powiedział wicemarszałek. W swoim wystąpieniu podkreślił, że "polityka nadmiernego głaskania chińskiego smoka" nie jest dobrą polityką.

Wicemarszałek z sejmowej trybuny wdał się w słowne utarczki z siedzącym na sali posłem Lewicy Tadeuszem Iwińskim, który zarzucił mu nieścisłości, jeśli chodzi o wymienione przez niego nazwiska chińskich przywódców. - Nie będziemy dyskutować panie pośle, pan w ogóle wszystko wie - odparował Niesiołowski.

Z kolei Iwiński, który przemawiał kilkanaście minut po Niesiołowskim, zaprosił wicemarszałka "w wolnej chwili" na kieliszek chińskiej wódki mao-tai "dla wyjaśnienia chińskich nieporozumień" z debaty. Poseł Lewicy ocenił, że wystąpienie Sikorskiego "było znacznie bardziej racjonalne niż expose sprzed roku niezapomnianej minister Fotygi". Jednak - podkreślił - nie oznacza to, że "należy być w pełni zadowolonym".

- Rząd uległ szantażowi PiS-u i mamy dziś sytuację, w której prezydent Lech Kaczyński narusza konstytucję, art.122, który mówi jasno, że prezydent ma na podpisanie ustawy, która wychodzi z Sejmu, 21 dni - powiedział Iwiński. Jak zwrócił uwagę, ustawa dotycząca ratyfikacji Traktatu opuściła Senat 2 kwietnia.

Prezydent podpisał już ustawę upoważniającą go do ratyfikacji Traktatu; z samą ratyfikacją Lech Kaczyński - jak mówi - czeka na ustawę kompetencyjną, którą chce podpisać tego samego dnia co Traktat.

Lena Dąbkowska-Cichocka (PiS) pytała z kolei Sikorskiego o stosunki polsko-niemieckie. Ciekawa była m.in. obecnego stanowiska ministra wobec gazociągu północnego, o którym - jak przypomniała - Sikorski w przeszłości, jako szef MON, wypowiedział się w kontekście paktu Ribbentrop-Mołotow.

W debacie głos zabrała też posłanka PiS, była minister sportu Elżbieta Jakubiak, która mówiła głównie o mistrzostwach Europy w piłce nożnej, które w 2012 r. mamy zorganizować wspólnie z Ukrainą. Według Jakubiak, rząd powinien przedstawić całościowy projekt strategiczny dotyczący relacji polsko-ukraińskich w kontekście Euro. Posłanka przekonywała, że na przykładzie tych mistrzostw "możemy pokazać jak pracują ze sobą dwa państwa"; jedno - członek UE i NATO, drugie - ciągle jeszcze poza sferą tych instytucji.

O Euro 2012 mówił też Girzyński, który skrytykował rząd za stan przygotowań do mistrzostw. W ferworze dyskusji nazwał Kazimierza Górskiego "Kazimierzem Wielkim". - To, co się dzieje w piłce nożnej w zakresie korupcji powoduje niestety, że duch Kazimierza Wielkiego bynajmniej... Kazimierza Górskiego (śmiech z sali) wielkiego trenera polskiej reprezentacji nad tą imprezą niestety dzisiaj nie panuje - mówił.

O zgoła innym duchu mówił Paweł Zalewski (niezrzeszony).

- Cieszę się, że duch przyszłości rządzi w MSZ - w ten sposób Zalewski skomentował wystąpienie Sikorskiego. Według niego, szef dyplomacji przedstawił "klarowną i logiczną (...) wizję polskiej polityki zagranicznej".

Zalewski ocenił, że obecnie ważną sprawą jest "umieszczenie Polski w środowisku międzynarodowym w kontekście UE", co zostało - jak dodał - "wybite" w wystąpieniu Sikorskiego. W tej kwestii, według Zalewskiego, istotne są relacje z Niemcami, naszym sojusznikiem, z którym "więcej nas łączy niż dzieli".

Poseł przyznał jednak, że dzielą nas tak ważne sprawy jak koncepcja bezpieczeństwa energetycznego czy gazociągu północnego. W ocenie Zalewskiego, wystąpienie Sikorskiego w części poświęconej Niemcom to "kredyt zaufania" dla tego kraju.

Sikorski odpiera zarzuty

Szef MSZ Radosław Sikorski odpierałw Sejmie skierowane pod adresem obecnych władz zarzuty m.in. "odwracania się od Ukrainy", prowadzenia niekonsekwentnej polityki wobec Białorusi oraz "oddania" Karty Praw Podstawowych.

Sikorski odniósł się m.in. do wypowiedzi posła PiS Pawła Kowala, który podczas debaty nad informacją apelował m.in. o "nieodwracanie się plecami do Ukrainy" i wsparcie jej aspiracji unijnych.

Według Sikorskiego, Kowal "powtórzył mantrę o odwracaniu się od Ukrainy". "Nie wiem, ile jeszcze można wykonać gestów i otrzymać podziękowań za działania, które rząd poczynił. Z Ukrainą mamy codzienny kontakt (...)" - podkreślił minister.

Nie zgodził się też z zarzutem dotyczącym prowadzenia niekonsekwentnej polityki wobec Białorusi. Zdaniem Sikorskiego, twierdzenie takie jest "wynikiem braku zrozumienia realiów białoruskich".

Szef MSZ zapewnił też posła Kowala, że "nie traktuje źle Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych w sprawach personalnych". "Nie przyszłoby nam do głowy wysyłanie do zaopiniowania przez komisję kandydatów na ambasadorów, których nominacje zostały wystawione" - mówił.

Sikorski nie zgodził się z twierdzeniem Marka Borowskiego (SdPl-Nowa Lewica), który powiedział w debacie, że Polska "oddała Kartę Praw Podstawowych". Szef MSZ podkreślił, że Polska przyjęła Kartę, "zawarowała sobie jedynie możliwość niestosowania wszystkich jej zapisów w wewnętrznym orzecznictwie".

Odpowiadając na pytanie Jolanty Szymanek-Deresz (Lewica), co MSZ zrobiło, aby zbliżyć się z Serbią, Sikorski "błagał" posłankę o czytanie gazet. - Podpisałem w zeszłym tygodniu umowę stowarzyszeniową UE z Serbią. Wymagało to błyskawicznych działań premiera, rady ministrów, aby dali na to zgodę - powiedział.

Nawiązując do pytań o kwestię budowy w Polsce elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej Sikorski powiedział, że postulat prowadzenia rozmów w sprawie tarczy z USA "jak równy z równym" jest szlachetnym postulatem - ale jak zaznaczył - z jedynym światowym supermocarstwem powinniśmy rozmawiać jak przyjaciel z przyjacielem.

- Gdyby hegemonia amerykańska była taka, jaka była kiedyś radziecka, to w ogóle byśmy nie negocjowali - powiedział. - To, że tak potężne państwo rozmawia z nami, dowodzi tego, że ta hegemonia jest łagodna jak na standardy światowe - dodał.

Minister odniósł się również do pytań o likwidację konsulatów. Jak podkreślił, decyzję o likwidacji podejmuje po określeniu proporcji "dobra do nakładów". - Jeżeli placówka wydaje 90 wiz i 3 paszporty w ciągu roku, a kosztuje kilka milionów, to podejmiemy takie decyzje - powiedział Sikorski.

Poinformował też, że działa już nowy polski konsulat w Manchesterze.

Sikorski zaznaczył, że od momentu, kiedy Polska znalazła się w strefie Schengen, "w sensie konsularnym" Europa nie jest już dla nas zagranicą. - Wizę Schengen można uzyskać w dowolnej placówce dowolnego kraju UE - dodał.

Źródło : PAP

PO szykuje zmianę konstytucji

Platforma Obywatelska chce rozpocząć dyskusję o przyszłości konstytucji. Jednym z pomysłów, jaki w ostatnim czasie pojawił się w prasie, jest zwiększenie władzy premiera. Część kompetencji miałby natomiast stracić prezydent.

Premier Donald Tusk

Jednym z pomysłów PO, jaki w ostatnim czasie pojawił się w prasie, jest zwiększenie władzy premiera. Foto: PAP

Rano w radiowej Trójce wicepremier i minister spraw wewnętrznych Grzegorz Schetyna mówił, że prace nad zmianami w ustawie zasadniczej będą trwać, gdyż nie powinno powstawać złe prawo. Jego zdaniem, ewentualne zmiany w konstytucji powinny pozwolić efektywnie rządzić partii, która wygrywa wybory. Dodał, że przy obecnym stanie prawnym trudno jest egzekwować skuteczność od rządu.

Pomysł krytykuje szef SLD Wojciech Olejniczak

Jego zdaniem, jest to temat zastępczy. Wojciech Olejniczak powiedział, że zmiana konstytucji ograniczająca kompetencje prezydenta jest niemożliwa do przeprowadzenia w obecnym parlamencie. Szef SLD uważa, że Platforma Obywatelska powinna szukać współpracy z prezydentem. Ustawy trzeba przygotowywać, przesyłać do Sejmu i kierować do prezydenta - podkreślił Olejniczak.

Według posła PiS Andrzeja Dery, dziś rozmawiamy o hasłach, a nie o konkretnym projekcie zmian w ustawie zasadniczej. Polityk przypomniał, że Prawo i Sprawiedliwość ma gotowy projekt zmian w konstytucji, zwiększający uprawnienia prezydenta.

Andrzej Dera dodał, że najpierw trzeba ocenić obecnie obowiązujący w Polsce system i wówczas rozpocząć debatę o zmianach. Poseł Prawa i Sprawiedliwości uważa, że premier powinien skoncentrować się na tym jak poprawić sytuację Polaków.

W ocenie marszałka Sejmu, obecnie obowiązujący system w Polsce nie jest doskonały, ponieważ tworzy sytuację dwuwładzy

Bronisław Komorowski przypomniał, że podczas prac nad obecnie obowiązującą konstytucją, ze względu na perspektywę wygrania wyborów prezydenckich przez ówczesnego szefa komisji konstytucyjnej Aleksandra Kwaśniewskiego, dodano - jak to określił marszałek - daleko idące uprawnienia prezydentowi.

Zdaniem Komorowskiego, nie jest to dobre, ponieważ prezydent ma stosunkowo dużą władzę, a zerową odpowiedzialność. W opinii Marszałka Sejmu, sytuacja ta powinna być wyjaśniona poprzez- jak się wyraził - "rzetelną refleksję natury prawnej, historycznej i politycznej."

Marszałek dodał, że dziś nie ma realnej możliwości zmiany konstytucji. Do zmiany ustawy zasadniczej potrzeba 307 głosów. Bronisław Komorowskie podkreślił, że można zastanowić się nad tym, co można w niej zmienić. Jak zaznaczył, można na przykład ograniczyć osobom prawomocnie skazanym za przestępstwa umyślne drogę do zasiadania w parlamencie.

Propozycje takich zmian przygotowała Platforma Obywatelska. Sejm zajmie się nimi podczas rozpoczynającego się jutro (7.05) posiedzenia

Źródło: IAR

Artykuł z dnia: 2008-05-06

czwartek, 3 kwietnia 2008

Grupa z PiS chce Traktatu w Trybunale?

ga
2008-04-03, ostatnia aktualizacja 2008-04-03 08:15

Grupa posłów PiS związana z Radiem Maryja rozważa skierowanie wniosku do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie zgodności traktatu lizbońskiego z konstytucją. Czas nagli, bo Trybunał może to zrobić tylko przed ratyfikowaniem go przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Zobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AG
Ryszard Bender
Zobacz powiekszenie
fot. Krzysztof Mańkowski
Piotr Andrzejewski
Zobacz powiekszenie
Fot. Arkadiusz Wojtasiewicz / AG
Zbigniew Girzyński
Wczoraj Senat przyjął ustawę ratyfikującą traktat lizboński. "Dokonuje się zabór Polski" - grzmiał z senackiej trybuny Ryszard Bender. Ale nie porwał za sobą zbyt wielu Jednak, według Dziennika, grupa eurosceptyczna w PiS nie zamierza się poddawać. Senator Piotr Łukasz Andrzejewski bada możliwość skierowania do Trybunału Konstytucyjnego wniosku o zbadanie zgodności traktatu lizbońskiego z polską konstytucją. - Najpierw trzeba zbadać, czy w ogóle taki wniosek jest możliwy - asekuruje się związany z tą grupą poseł Zbigniew Girzyński. Z kolei poseł Andrzej Dera, który glosował przeciwko traktatowi, mówi Gazecie Wyborczej, że nie rozważa możliwości skierowania traktatu do Trybunału. - Składając taki wniosek nie można ogólnie powołać się na niekonstytucyjność traktatu. Trzeba wskazać konkretne artykuły i wykazać ich sprzeczność z konstytucją. - mówi Dera. Poseł PiS deklaruje, że "jeśli pojawią się poważniejsze zarzuty" to włączy się w dyskusję o wniosku. W kierownictwie PiS ten pomysł się nie podoba. "Jeśli złożą taki wniosek, de facto wbrew stanowisku partii, to będzie to odebrane jako instytucjonalizowanie się w klubie frakcji dowodzonej z Torunia" - mówi Dziennikowi jeden z polityków PiS..

Eurodeputowany Bogdan Pęk

Takich wątpliwości nie mają krytyczni wobec traktatu eurodeputowani, którzy jeszcze we wtorek spotkali się z rzecznikiem praw obywatelskich Januszem Kochanowskim. Poprosili go, by to on skierował taki wniosek do Trybunału. "Obiecał rozważyć sprawę i się zastanowić" - mówi europoseł Bogdan Pęk.

Zgodnie z art. 188 konstytucji wniosek o zbadanie zgodności umowy międzynarodowej z konstytucją może złożyć m.in. grupa 50 posłów lub 30 senatorów. - Nie powinno chyba być problemów z zebraniem tylu podpisów, skoro 56 posłów było przeciw ustawie - mówi Dziennikowi Pęk. Z kolei według "Naszego Dziennika" na rozpoczynającym się 10 kwietnia posiedzeniu Senatu parlamentarzyści będą zbierać podpisy pod wnioskiem do Trybunału. Sformułowanie wniosku senatorzy chcą jednak poprzedzić zasięgnięciem opinii prawnych. Bogdan Pęk powiedział "Naszemu Dziennikowi", że gdyby Trybunał odmówił rozpatrzenia wniosku, to będzie postulował jego rozwiązanie, ponieważ będzie to oznaczać, że TK powołany do strzeżenia polskiej Konstytucji nie chce wypełniać zadań w tym względzie i w konsekwencji jest niepotrzebny.

środa, 2 kwietnia 2008

Parlament upoważnił prezydenta do ratyfikacji Traktatu

TRAKTAT Z LIZBONY | Zmiana organizacji Unii Europejskiej

Traktat Lizboński  (Rozmiar: 75846 bajtów)
Traktat Lizboński
Premier Donald Tusk: To, co       wynegocjował prezydent Lech Kaczyński i rząd Jarosława       Kaczyńskiego może nie jest idealne, ale jest wystarczająco       dobre, żeby Traktat ratyfikować. Fot. Wojciech Górski (Rozmiar: 31898 bajtów)
Fot. Wojciech Górski
Premier Donald Tusk: To, co wynegocjował prezydent Lech Kaczyński i rząd Jarosława Kaczyńskiego może nie jest idealne, ale jest wystarczająco dobre, żeby Traktat ratyfikować.
  • Sejm uchwalił ustawę w sprawie ratyfikacji Traktatu z Lizbony
  • Izba przyjęła uchwałę utrudniającą odstąpienie od mechanizmu Joaniny i protokołu brytyjskiego
  • Będzie nowelizacja ustawy o współpracy rządu z parlamentem w sprawach związanych z Unią

Wczoraj, po długich sporach i negocjacjach, Sejm przyjął ustawę w sprawie ratyfikacji Traktatu z Lizbony. Dziś zajmie się nią Senat. Po jej przyjęciu przez senatorów prezydent będzie zobowiązany do ratyfikacji Traktatu z Lizbony. Wczoraj Sejm przyjął też uchwałę, która ma zabezpieczyć niezmienność korzystnego dla Polski tzw. mechanizmu głosowania z Joaniny i wyłączność obowiązywania prawa krajowego w zakresie moralności i prawa rodzinnego. Uchwała ma charakter deklaracji politycznej i nie tworzy norm prawnych.

W wyniku kompromisu politycznego prezydenta i premiera ma zostać także znowelizowana ustawa z 11 marca 2004 r. o współpracy Rady Ministrów z Sejmem i Senatem w sprawach związanych z członkostwem w UE.

Jaki charakter ma uchwała zabezpieczająca

W projekcie uchwały zapisano, że ewentualne odstąpienie od protokołu brytyjskiego, który ogranicza stosowanie w Polsce Karty Praw Podstawowych, w przyszłości wymagałoby zachowania trybu, jakiego Konstytucja RP wymaga w przypadku przekazania organizacji międzynarodowej kompetencji organów władzy państwowej w niektórych sprawach.

W praktyce oznacza to, że potrzebna byłaby do tego ustawa poparta zarówno w Sejmie, jak i w Senacie większością 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów oraz senatorów (lub zgoda wyrażona w referendum), a następnie podpis prezydenta.

Traktat z Lizbony nie daje podstaw do wykładni, która dopuszczałaby, aby w ramach instytucji Unii Europejskiej były podejmowane jakiekolwiek działania uszczuplające suwerenność państw członkowskich, godzące w ich narodową tożsamość lub szkodzące ich słusznym interesom narodowym.

- Uchwała jest niekonstytucyjna - stwierdził podczas dyskusji w Sejmie Wojciech Olejniczak (SLD). - Uchwała nie może być niekonstytucyjna, gdyż nie podlega ocenie Trybunału Konstytucyjnego - replikował marszałek Sejmu Bronisław Komorowski.

MAREK SAFJAN

profesor Uniwersytetu Warszawskiego, były prezes TK

Zgodnie z konstytucją to rząd zawiera umowy międzynarodowe podlegające ratyfikacji, ma też możliwość modyfikacji tych umów. Innemu organowi nie można powierzyć tych uprawnień. Dla mocy obowiązującej traktatu dodatkowe warunki i zastrzeżenia wpisane do ustawy czy uchwały ratyfikacyjnej nie mają żadnego znaczenia prawnego. Dlatego że na podstawie prawa unijnego nie jest możliwa jakakolwiek jednostronna zmiana treści dokumentów wynegocjowanych i podpisanych przez wszystkie państwa członkowskie w Lizbonie.

LESZEK BALCEROWICZ

profesor, były minister finansów

Uważam, że Brytyjczycy mieli rację, jeśli chodzi o zawartą w Traktacie Kartę Praw Podstawowych. Wcale nie jest tak, że im więcej praw, tym lepiej dla ludzi. Można dać ludziom milion praw, ale czy z tego będzie większy dobrobyt? To jest przecież element magicznego myślenia.

Paradoksalnie, wprawdzie z innych pobudek, podpisując Protokół brytyjski, bracia Kaczyńscy przyczynili się do rezultatu, który - jak uważam - jest dobry dla Polski. Im nie chodziło oczywiście o powody, które mieli na myśli Brytyjczycy. Oni mieli na myśli co innego, ale rezultat jest dobry i nie warto go podważać. Tym bardziej, że wcześniej powiedziało się, że szanuje się ustalenia, które zapadły na szczycie w Lizbonie.

Co jest w Karcie Praw Podstawowych

Prawa zawarte w Karcie nie tworzą nowych praw i obowiązków. Wyjątkiem jest np. zakaz klonowania czy pewne prawa socjalne. Polska nie jest związana Konwencją Praw Człowieka w biomedycynie, a zakaz klonowania wywodzi się właśnie z tej konwencji. A zatem niektóre prawa wydają się nowe, ale państwa, podpisując Traktat, godziły się na ich przyjęcie.

Inny przykład nowych praw, które wywodzą się z Europejskiej Karty Społecznej, to prawa osób w podeszłym wieku.

W sprawie własności Traktat przyznaje prawo do godziwego odszkodowania za utraconą własność. Dla celów Traktatu Lizbońskiego potrzebne były zmiany w Karcie Praw Podstawowych, która została uchwalona w 2000 roku, a podpisał ją ze strony polskiej Jerzy Buzek z AWS. Te zmiany wprowadzono jednak wcześniej, w 2004 roku, gdy Karta miała stać się częścią Traktatu Konstytucyjnego, stąd potrzebne było ponowne proklamowanie Karty w 2007 roku.

ANNA WYROZUMSKA

profesor prawa na Uniwersytecie Łódzkim

Unia nie ma kompetencji w dziedzinie aborcji, eutanazji, w dziedzinie prawa rodzinnego. Może mieć pewne kompetencje w zakresie uznawania orzeczeń w tego typu sprawach.

W Karcie w sprawie małżeństwa czytamy, że Unia nie reguluje sposobu zawarcia małżeństwa, nie przesądza, kto ma to małżeństwo zawrzeć, ale odnosi się do kompetencji krajowej. Państwa członkowskie mają same zadecydować, w jaki sposób będą kształtować instytucję małżeństwa.

ROMAN WIERUSZEWSKI

kierownik Poznańskiego Centrum Praw Człowieka Instytutu Nauk Prawnych PAN

Prawo do własności jest uregulowane jednoznacznie w Protokole I Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Tu standard normatywny się nie zmienił. Następne wyroki ETS, m.in. w sprawie roszczeń pruskich, do końca sprawę wyjaśnią.

Z normatywnego punktu widzenia Traktat Lizboński nic nie zmienia, ponad to, co nas wiąże obecnie. Artykuł 20 i 21 Karty zakazują wszelkiej dyskryminacji, w tym także dyskryminacji ze względu na orientację seksualną. Ten standard u nas już obowiązuje. Dyskryminacja ta jest już zakazana ze względu na Pakty Praw Osobistych i Politycznych (art. 26), które Polska podpisała, i które ją obowiązują. Karta po ratyfikacji Traktatu z Lizbony ten standard tylko by wzmocniła.

Co znaczy pierwszeństwo norm unijnych

Nowy Traktat Lizboński nie zastępuje obecnie obowiązujących traktatów, ale je zmienia. Traktat ten będzie z punktu widzenia prawa polskiego ratyfikowaną umową międzynarodową. Taką umowę stosuje się zgodnie z art. 87 i 91 konstytucji, czyli po ogłoszeniu w Dzienniku Ustaw będzie on bezpośrednio stosowany w polskim porządku prawnym. Ponadto Traktat będzie miał pierwszeństwo przed polską ustawą, jeżeli ustawy nie da się z nim pogodzić.

KRZYSZTOF ZAŁUCKI

doktor prawa, radca prawny w kancelarii CWW S. Cetera, M. Węgrzyn-Wysocka i Wspólnicy z Wrocławia

Sądy polskie będą mogły sięgać przy orzekaniu po Traktat Lizboński i stosować jego przepisy pod warunkiem, że nie będą one sprzeczne z naszą konstytucją. Nie sądzę więc, żeby Traktat wpłynął zasadniczo na polskie sądy.

Europejski Trybunał Sprawiedliwości i tak stosuje prawo europejskie. Traktat wzmocni tylko jego prerogatywy. Trudno jednak dokładnie powiedzieć, jak Traktat będzie działał w praktyce. Jego tekst pozostawia bowiem dużo miejsca na późniejszą praktykę oraz orzecznictwo.

Czy kompetencje ETS zostaną rozszerzone

Traktat z Lizbony rozszerzył jurysdykcję Trybunału na sprawy związane z wolnością, bezpieczeństwem i sprawiedliwością, obejmując przepisy azylowe, wizowe, imigracyjne, współpracę sądową w sprawach cywilnych oraz karnych.

KAROLINA ROKICKA

zastępca dyrektora Departamentu Prawnego UKIE

Traktat z Lizbony jest kolejnym traktatem rewizyjnym wprowadzającym zmiany do Traktatu ustanawiającego Wspólnotę Europejską i Traktatu o Unii Europejskiej. Jego bezpośrednie stosowanie przez sądy krajowe będzie możliwe na zasadach, na jakich dotąd możliwe było stosowanie dotychczasowych traktatów.

Dziś, jeśli spełnione są przesłanki bezpośredniego zastosowania, sądy mogą bezpośrednio stosować przepisy traktatów w dotychczasowym brzmieniu, a po wejściu w życie Traktatu z Lizbony przy zaistnieniu takich przesłanek, będą mogły bezpośrednio stosować przepisy traktatów w brzmieniu nadanym im przez Traktat z Lizbony.

Kiedy Traktat wejdzie w życie

Traktat wejdzie w życie 1 stycznia 2009 r. pod warunkiem, że do tego czasu zostaną złożone wszystkie dokumenty ratyfikacyjne. Jeśli choćby jedno z państw nie ratyfikuje Traktatu, to zacznie on obowiązywać pierwszego dnia miesiąca następującego po złożeniu ostatniego dokumentu ratyfikującego.

Konsekwencje niedotrzymania terminu lub braku ratyfikacji spowodują realną groźbę podziału Europy na część, która rozwija się szybciej niż te państwa, w których ratyfikacja się nie udała.

USTAWA O WSPÓŁPRACY MIĘDZY RZĄDEM, SEJMEM I SENATEM

Współpraca w zakresie tworzenia prawa polskiego wykonującego prawo Unii Europejskiej

Artykuł 11.

1. Rada Ministrów wnosi do Sejmu projekt ustawy wykonującej prawo Unii Europejskiej nie później niż na 3 miesiące przed upływem terminu wykonania wynikającego z prawa Unii Europejskiej.

2. Jeżeli termin wykonania, o którym mowa w ust. 1, przekracza 6 miesięcy, Rada Ministrów wnosi do Sejmu projekt ustawy wykonującej prawo Unii Europejskiej nie później niż na 5 miesięcy przed upływem tego terminu.

3. W szczególnie uzasadnionych przypadkach Rada Ministrów, po zasięgnięciu opinii organu właściwego na podstawie regulaminu Sejmu, może wnieść projekt ustawy wykonującej prawo Unii Europejskiej bez zachowania terminów, o których mowa w ust. 1 lub 2.

Podstawa prawna

Ustawa z 11 marca 2004 r. o współpracy Rady Ministrów z Sejmem i Senatem w sprawach związanych z członkostwem Rzeczypospolitej Polskiej w Unii Europejskiej (Dz.U. nr 52, poz. 515).

CO WYNIKA Z PROTOKOŁU

Protokół brytyjski nie wyłącza obowiązywania Karty Praw Podstawowych w Polsce. Ale skuteczność jej obowiązywania będzie ograniczona. Postanowień Karty i orzeczeń ETS w zakresie moralności, prawa rodzinnego i ochrony ludzkiej godności i integralności cielesnej nie będzie można stosować bezpośrednio.

Prezydent Lech Kaczyński: Polska potrzebuje narodowej jedności w sprawach Unii

Senat wyraził zgodę na ratyfikację Traktatu Lizbońskiego

awe, jg, rik, PAP
2008-04-02, ostatnia aktualizacja 2008-04-02 14:50

Senat wyraził zgodę na ratyfikację Traktatu Lizbońskiego. "Za" głosowało 74 senatorów, 17 było przeciw, 6 wstrzymało się od głosu. Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz po tym, jak senatorowie wyrazili zgodę na ratyfikację, podpisał ustawę upoważniającą prezydenta do ratyfikacji Traktatu.

Zobacz powiekszenie
Fot. Wojciech Olkuśnik / AG
Donald Tusk




Zapowiedział, że przekaże ustawę Lechowi Kaczyńskiemu i wyraził nadzieję, że prezydent ją podpisze. Wcześniej klub PiS podjął decyzję o poparciu ustawy ratyfikacyjnej - poinformował w czasie debaty wicemarszałek Zbigniew Romaszewski - Dzisiaj dobry dzień w Senacie - powiedział Donald Tusk.

- Klub PiS podjął decyzję o poparciu ratyfikacji Traktatu z Lizbony przy zachowaniu wątpliwości pozostania wiernym własnym przekonaniom - zastrzegł Romaszewski. Senator przyznał, że kwestia ratyfikacji traktatu wzbudziła liczne kontrowersje. Zwracał uwagę w swym przemówieniu, że zróżnicowanie cywilizacyjne, tradycje, narodowe, a także stopień rozwoju gospodarczego poszczególnych państw UE powodują różne problemy dla integracji. Senator PiS zwrócił uwagę, że czym innym jest gospodarka krajów rozwiniętych, a czy innym jest gospodarka krajów rozwijających się. Jego zdaniem, kraje bogate, o dużym doświadczeniu w gospodarce rynkowej i kapitale, mogą bardzo łatwo uzyskiwać hegemonię na rynkach rozwijających się.





Tusk: Prezydent wykazał się i refleksem

Premier Donald Tusk powiedział w Senacie, że rząd podjął prace nad projektem ustawy, będącej ostatnim elementem kompromisu mającego doprowadzić do ratyfikacji Traktatu z Lizbony. Zapewnił senatorów, że jego rząd i partia chcą szybko nad nią pracować. Chodzi o nowelizację ustawy z 2004 r. o współpracy rządu z parlamentem w sprawach członkostwa Polski w UE. Premier przypomniał, że elementem porozumienia, którego ramy starał się zakreślić z prezydentem, jest gwarancja gotowości ze strony rządu i PO "do wspólnej szybkiej pracy nad kolejną ustawą". - Rezultatem tej pracy powinno być poczucie stabilności rozwiązań, jakie Polska przyjmując Traktat Lizboński uznała za szczególnie wartościowe ze swojego punktu widzenia - wyjaśnił szef rządu. - Tę deklarację przed państwem chcę powtórzyć - oświadczył. - Prace - także w rządzie - nad projektem takiej ustawy podjęliśmy tak, aby także zobowiązanie, że będzie to szybko stało się zobowiązaniem wykonalnym - zaznaczył premier. W swoim wystąpieniu Tusk pozytywnie mówił też o prezydencie. Jak ocenił, w finale całej sprawy związanej z ratyfikacją traktatu "prezydent wykazał się i refleksem, i właściwą inicjatywą".

Bender: Przyjęcie Traktatu - kolejny zabór Polski

- Dokonuje się zabór Polski - przestrzegał senator PiS Ryszard Bender w czasie debaty w Senacie. Bender zaapelował do senatorów o głosowanie przeciwko ratyfikacji Traktatu. Według niego, Polska powinna doprowadzić do renegocjacji Traktatu, inaczej pozbawi się suwerenności. Zdaniem Bendera, przyjęcie Traktatu nie jest "jeszcze" rozbiorem naszego kraju "przez poszczególne znaczące państwa Unii Europejskiej", ale Polska i tak straci suwerenność, a nasza niepodległość zostanie ograniczona. - Uchwaliwszy Traktat w obecnej, złej wersji, tracimy suwerenność, marginalizujemy naszą niepodległość, państwo nasze wchodzi do rzędu jakiś średniaków - mówił senator. - Apeluję o głos sprzeciwu przeciwko temu Traktatowi - podkreślił. - Dajmy szansę na wynegocjowanie większej, pełniejszej suwerenności, którą w tej chwili tracimy - przekonywał. Według niego, UE na mocy Traktatu Lizbońskiego stanie się "państwem", a Polska staje się "tego państwa prowincją".



Ilu senatorów przeciw?

Przyjęcie ustawy wymagło większości 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy senatorów. Oznacza to, że przy 100-procentowej frekwencji, potrzeba co najmniej 66 głosów. PO ma w Senacie 59 przedstawicieli, PiS - 37. Niezrzeszeni są marszałek Bogdan Borusewicz, Lucjan Cichosz (startował z listy PiS) i Włodzimierz Cimoszewicz.

Wczoraj ratyfikacyjną uchwalił Sejm. W głosowaniu poparło ją 384 posłów, przeciw było 56 posłów (wszyscy z klubu PiS), od głosu wstrzymało się 12 osób (również z PiS).

- Około 15 senatorów Prawa i Sprawiedliwości może głosować przeciwko ustawie upoważniającej prezydenta do ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego - mówił w radiu RMF FM Zbigniew Girzyński, jeden z 56 posłów PiS, którzy w Sejmie byli przeciwko tej ustawie. Girzyński był pytany, ilu senatorów PiS będzie przeciwko ustawie ratyfikacyjnej: ok. 10 czy ok. 30. - Myślę, że gdzieś po środku - odparł poseł. - Czyli około piętnastu? - dopytywał dziennikarz. - Tak sądzę - powiedział Girzyński. Dodał, że cieszy się, iż bliski mu pogląd na temat funkcjonowania Unii Europejskiej jest w PiS "silnie reprezentowany".

Powstanie "klub Radia Maryja'?

Dopytywany, czy grupa parlamentarzystów PiS przeciwnych traktatowi stworzy "jakąś instytucję wewnątrzpartyjną", powiedział: "nie przypuszczam, żeby taka instytucja była w tej chwili potrzebna". - Partia Prawa i Sprawiedliwość jest formacją szeroką, w której świetnie wszyscy znajdują swoje miejsce i nie muszą, przynajmniej nie musieli do tej pory, tworzyć w tym celu jakichś odrębnych struktur - dodał Girzyński. Na pytanie, czy może powstać w Sejmie poselski "zespół Radia Maryja" Girzyński odparł: "w tej chwili nie rozważa się tego typu rzeczy".