Pokazywanie postów oznaczonych etykietą PLOTKI. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą PLOTKI. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 28 września 2010

O co Rosati oskarża Żuławskiego?

2010-09-28 | Ostatnia aktualizacja: 16:42 | Komentarze: 12
LODZ  PLAN FILMU  quot;HOUSE quot;  21072006  NZ WEROIKA ROSATI 22 L   FOTO SLAWOMIR JARMUSZ
Adwokaci reprezentujący reżysera Andrzeja Żuławskiego i wydawców jego książki zatytułowanej "Nocnik" domagają się odrzucenia pozwu aktorki Weroniki Rosati, która twierdzi, że została w drastyczny sposób sportretowana na kartach "Nocnika". Decyzja ma zapaść w piątek. Sąd zdecydował już o zakazie rozpowszechniania książki na czas trwania procesu.

We wtorek przed Sądem Okręgowym w Warszawie zaczął się proces o ochronę dóbr osobistych, jaki Rosati wytoczyła Żuławskiemu i wydawcy jego książki. Żąda od nich 200 tys. zł zadośćuczynienia, przeprosin w mediach za naruszenie jej dóbr osobistych (głównie prawa do prywatności i godności jako kobiety) oraz zaprzestania dalszego naruszania jej dóbr.

Jeszcze wiosną br. sąd wydał postanowienie zakazujące dalszego rozpowszechniania "Nocnika" przez pozwanych - do czasu zakończenia procesu. Stało się to w ramach instytucji tzw. zabezpieczenia powództwa (wiele razy krytykowanej w mediach jako rodzaj "cenzury prewencyjnej" - PAP).

We wtorek adwokaci pozwanych wnieśli o odrzucenie pozwu, argumentując, że powódka nie jest tożsama z opisaną w książce postacią Esterki i dlatego nie ma tzw. legitymacji czynnej procesowej, czyli nie może być powódką w tej sprawie.

"O pannie Rosati nie ma ani słowa w tej książce" - mówił pełnomocnik wydawcy książki mec. Jerzy Naumann. Według adwokata, postacie literackie nie mogą być używane do wytaczania procesów, bo inaczej zniewolono by wolność artysty. Mec. Naumann wyraził przypuszczenie, że dopiero po lekturze recenzji książki powódka powzięła opinię, że Esterka to ona. Zdaniem mec. Naumanna "panna Rosati mogłaby być powódką tylko wtedy, gdyby to był dzieło dokumentalne, gdzie występowałaby pod swoim nazwiskiem".

"Esterka nie jest powódką, a pani Rosati może nią być w tej sprawie. Pełnomocnicy pozwanych to jedyne osoby, które twierdzą, że Esterka to nie pani Rosati" - mówił w sądzie jej pełnomocnik mec. Maciej Lach. Jego zdaniem, o odrzuceniu pozwu na tym etapie nie może być mowy. Adwokat dodał, że 99 proc. faktów co do postaci Esterki odnosi się do postaci Rosati.

1 października sąd zdecyduje, czy odrzucić pozew (co oznaczałoby koniec procesu). Decyzja będzie nieprawomocna.

Żuławski to urodzony w 1940 r. we Lwowie reżyser, pisarz, scenarzysta i aktor. Zadebiutował w 1971 r. filmem "Trzecia część nocy". Po wstrzymaniu przez cenzurę jego filmu "Diabeł" z 1972 r. Żuławski wyjechał do Francji, gdzie kręcił filmy m.in. z udziałem Romy Schneider i Isabelle Adjani. W 2001 r. otrzymał Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, a w 2002 r. francuski Order Legii Honorowej. Weronika Rosati (ur. 1984) to aktorka, znana z ról w telewizyjnych serialach, m.in. "Majka", "Kryminalni", "Londyńczycy", "M jak miłość". Ostatnio było o niej głośno w związku z rolą w filmie "Largo Winch 2", gdzie zagrała u boku Sharon Stone.

Jak podawały niektóre media, Rosati miała być przez jakiś czas związana z Żuławskim. W śmiałej obyczajowo książce - według mediów - Rosati występuje pod pseudonimem Esterka. Sam Żuławski przekonywał, że te elementy jego "dziennika intymnego" to fikcja, a Esterka nie jest tożsama z Weroniką Rosati, która "sama zgłasza się na ochotnika". "To niczego nie zmienia, bo wiele faktów z życia bohaterki pozwala ją jednoznacznie zidentyfikować" - mówił mec. Lach. Według niego, opisy bohaterki są w książce "bardzo drastyczne", co uzasadnia żądanie pozwu.

Najgłośniejszym przypadkiem zabezpieczenia powództwa był sądowy zakaz emisji w latach 90. filmu "Witajcie w życiu" Henryka Dederki o korporacji Amway (główny wątek procesu wciąż trwa). Spotkało się to z krytyką w mediach; pojawiły się głosy o powrocie cenzury. Inne tego typu decyzje dotyczyły m.in. książki o Edycie Górniak, wypowiedzi o związkach Zygmunta Solorza ze służbami specjalnymi PRL, klipów różnych partii w kampaniach wyborczych. Z kolei w marcu br. sąd prawomocnie oddalił wniosek wdowy po Ryszardzie Kapuścińskim o wydanie takiego zakazu książki Artura Domosławskiego o znanym pisarzu. Sam proces wytoczony przez wdowę za tę książkę ma się zacząć w listopadzie.

Źródło: PAP

poniedziałek, 20 września 2010

Jan Kliment

Gwiazdy Twarze


Moje życie jest jak bal

Po raz 12. ruszyła machina „Tańca z gwiazdami”. Dla niego to trzeci raz. On – brylujący na parkietach świata, zaprosił do tanga naszą najjaśniejszą gwiazdę estrady Edytę Górniak. Czy się dogadają? „Przytuliła mnie na pożegnanie” – mówi i przekonuje, że artystka nie ma gwiazdorskich kaprysów. Sam jest otwarty i konkretny. Do dziennikarki „Gali” oddzwania zaraz po próbach, o północy. I umawia się na wywiad na siódmą. Ciągle w biegu. Tak od lat. „Rzucamy się w wir pracy, bo boimy się bliskości z drugą osobą” – kwituje. Czy on ma się czego bać?


GALA: Wolisz mówić czy tańczyć?

JAN KLIMENT: Wolałybym zatańczyć.

GALA: Tańczony wywiad, hmm...

JAN KLIMENT: Mógłby się nie nadawać do druku...

GALA: No właśnie, to może jednak spróbujmy porozmawiać.

JAN KLIMENT: Dobrze, chociaż wolę wyrażać emocje tańcem. Mogę wyrazić ból, miłość...

GALA: Ból, miłość... Niezła mieszanka.

JAN KLIMENT: Czasami to się łączy. Wiem, o czym mówię, bo rozpadło się moje małżeństwo.

GALA: Żona była zazdrosna o partnerki?

JAN KLIMENT: Ależ skąd! Laura też jest tancerką. Przez wiele lat tańczyliśmy w parze na konkursach. To Laura mnie zostawiła. Najpierw skończyła się miłość. Potem taniec. Ale w posagu zostawiła mi wspaniałe wspomnienia. I punktualność.

GALA: Wpadłeś do Polski i narobiłeś niezłego zamieszania. Obtańcowujesz nasze najpiękniejsze dziewczyny. Tańczyłeś z Nataszą Urbańską, a teraz twoją partnerką jest Edyta Górniak. Nie mówiąc już o Katarzynie Grocholi, która straciła dla Ciebie głowę!

JAN KLIMENT: Miałem szczęście, co!

GALA: To szczęście czy ciężka praca?

JAN KLIMENT: Dla mnie taniec nie jest pracą. Jest zabawą i przyjemnością. Ja się całe życie dobrze bawię.

GALA: Mordercze treningi po kilka godzin dziennie nazywasz zabawą?!

JAN KLIMENT: Oczywiście! To jest moja wielka namiętność. Kocham taniec. Gdyby nie to, nie pracowałbym po 13 godzin na dobę. Nie miałbym dziennie 15 lekcji pod rząd!

GALA: Nie słaniasz się na nogach po 12. godzinie pracy?

JAN KLIMENT: Trochę boli mnie ciało. Ale to szybko przechodzi. Poza tym lubię ten ból. Taniec jest jak narkotyk. Im więcej go masz, tym więcej go chcesz. Ja jestem uzależniony od tańca. Nie umiem sobie znaleźć miejsca, gdy mam przerwę. Dlatego staram się nie mieć urlopów.

GALA: Nie jesteś czasami znudzony tańcem? Robisz to już ponad 20 lat.

JAN KLIMENT: Taniec boli, ale nigdy nie nudzi. Nawiązuję wciąż nowe znajomości. Uważam, że każdy człowiek jest niepowtarzalny i niezwykły. A żeby dobrze kogoś nauczyć tańczyć, trzeba go poznać, zrozumieć. Mnie to kręci.

GALA: Łatwiej się uczy tych, którzy nic nie umieją, niż tych, którzy mają złe nawyki, prawda?

JAN KLIMENT: Uczyłem Katarzynę Grocholę, która nie umiała nic. I udało się. Katarzyna jest bardzo kolorową osobą. Robiła przerwy w próbach co 30 minut, bo chciała pogadać, pośmiać się. Nie zależało jej na wygranej, ona chciała mieć z tego fun. I miała. A przy okazji inni dobrze się bawili. Natomiast Natasza Urbańska tańczyła świetnie i była dla mnie wyzwaniem. Teraz dostałem Edytę i także jest bardzo ciekawie. Ona jest po prostu niesamowitą dziewczyną.

GALA: Bałeś się pierwszego spotkania z Edytą?

JAN KLIMENT: Nie! Dlaczego?

GALA: Mogła Cię paraliżować jej sława.

JAN KLIMENT: Moim zadaniem jest zrozumieć ją, wsłuchać się w jej potrzeby i pomóc jej w tańcu osiągnąć to, co osiągnęła w muzyce. A czasu jest tak mało!

GALA: Mówisz o wczuwaniu się w drugą osobę. Czy taniec nie wydaje Ci się czynnością bardzo intymną?

JAN KLIMENT: Oczywiście. Przecież dotykam ciała mojej partnerki, nasze oddechy często krzyżują się... Ale jest też przekroczenie bariery psychologicznej. Niektóre kobiety źle reagują na bliskość. Ale po kilku lekcjach zmieniają się.

GALA: Taniec jest jak seks?

JAN KLIMENT: Taniec jak seks jest erotyczny i zmysłowy. A jeśli taki nie jest, to źle. Poza tym przecież często taniec poprzedza seks. Ludzie uwodzą się przez taniec. W większości kultur jest on nacechowany erotycznie. Działa zmysłowo zarówno na tańczących, jak i na obserwujących to widzów. Nawet sztywny, według mnie, walc angielski może ociekać seksem. Taniec to akceptowalna forma erotyki.

GALA: A jak tańczą Polacy?

JAN KLIMENT: Ja jestem załamany Polakami...

GALA: No wiesz! Nie przesadzaj!

JAN KLIMENT: Jestem załamany jako Czech, bo po prostu wam zazdroszczę. Jesteście świetni. Dlatego należy się wam takie pismo jak ,,Place For Dance”. Magazyn, który opisywałby taniec szczegółowo, który informowałby o imprezach i szkoleniach i pokazywałby piękne, taneczne sesje. Wy jesteście tak utalentowanym narodem, że uważam, że takie pismo powinno być po prostu w każdym kiosku. Już wam zazdroszczę! I chętnie będę dzielił się wiedzą i moim doświadczeniem, jeśli zostanę zaproszony na jego łamy.

GALA: A jak tańczą inni Europejczycy? Na przykład Szwajcarzy, których reprezentowałeś w mistrzostwach tańca?

JAN KLIMENT: Oni mają kulturę chłodu, ukrywania emocji. Wy nie. Moim zdaniem jesteście jednym z bardziej roztańczonych narodów europejskich. Tylko w siebie nie wierzycie!

GALA: Z reguły jest tak, że to mężczyzna prowadzi. A co zrobić, gdy kobieta nie daje się prowadzić?

JAN KLIMENT: Oj, to wtedy jest trudno. Na początku miałem tak z Nataszą. Ona chciała prowadzić, bo sama świetnie tańczy. Poza tym ma silną osobowość. Ale trafiła na mnie, na „czeskie turbo”! I ja jej już nie odpuściłem! Musiała się podporządkować.

GALA: A jaka jest metoda na Edytę? Masz już swoją prywatną „instrukcję obsługi Górniak”?

JAN KLIMENT: Edyta jest bardzo wymagająca. To mi się w niej najbardziej podoba. Fantastyczne jest to, że każda z moich partnerek była zupełnie inna. Natasza miała świetną koordynację i doświadczenie bycia na scenie. Katarzyna w ogóle nic nie umiała. Jak jej mówiłem: „Ruszaj prawą ręką”, ona ruszała lewą nogą. Zaczynaliśmy od kompletnego zera, ale też satysfakcja była wielka, kiedy zaczęła robić postępy. Katarzyna miała do siebie dystans, śmiała się bez przerwy i to bardzo ułatwiło mi naukę. Jestem z niej naprawdę dumny. A Edyta? Cóż, jest po prostu geniuszem. Gdy słyszę, jak śpiewa, to naprawdę ciarki przebiegają mi po krzyżu. Ona ma głos jak Murzynka. Wciąż zastanawiam się, skąd się to w niej bierze? Nie jest wielka ani silna, a jak zaczyna śpiewać, to wszystko drży.

GALA: Jak przewidujesz, z czym możecie mieć kłopoty?

JAN KLIMENT: Z Edytą o tyle będzie trudno, że ona będzie szukała perfekcji i absolutnej doskonałości także w tańcu. To może być dla nas zabójcze. Ale wiem też, że jeśli Edyta czegoś chce, osiąga to. Zobaczyłem w jej oczach, że jak postanowiła, tak zrobi. Ja już to od niej czuję, ten powiew geniuszu.

GALA: Mówisz jak zakochany...

JAN KLIMENT: Na czas tańca kocham każdą moją partnerkę (śmiech). Edyta nie robi spektakularnych figur, wielkich gestów. Wystarczy mały ruch i... och, ciarki przebiegają po krzyżu. Bo to jest to! Ona jest jak dobrze przyrządzone spaghetti. Makaronu jest zawsze dużo, ale to sos stanowi o smaku całej potrawy.

GALA: Czego możesz się nauczyć od Edyty?

JAN KLIMENT: Ona otworzyła mnie na muzykę. Czy wiesz, że kiedy Edyta ze mną tańczy, to również śpiewa. Nie nuci pod nosem, lecz po prostu głośno śpiewa.

GALA: A jej słynne kaprysy gwiazdy?

JAN KLIMENT: Nie wierzę absolutnie w żadną plotkę na temat Edyty.

GALA: Jakie wrażnie miałeś po pierwszym spotkaniu?

JAN KLIMENT: Edyta jest taka ciepła. Przytuliła mnie na pożegnanie. Ma duże wyczucie drugiej osoby. Myślę, że na widok publiczny wystawia pewien rodzaj maski, a pod spodem to delikatna osoba. Ma też dużą świadomość swego ciała. Na pierwszym spotkaniu powiedziała mi, że ma problem w tańcu z partnerem, bo nie lubi dopuszczać do zbyt bliskiego kontaktu. Na co ja spytałem: „To co ty, dziewczyno, robisz w tym programie”! I zaczęliśmy się oboje śmiać. Ale najfajniejsze w niej jest to, że nie stroi fochów gwiazdy. Przychodzi na spotkania punktualnie. Jak się spóźni odrobinkę, zaraz przeprasza jak mała dziewczynka.

GALA: Jak tańczysz z kobietą, to wiesz, jaka jest też w łóżku?

JAN KLIMENT: Dlaczego ciągle pytasz o seks? Przecież to takie intymne.

GALA: Bo taniec jest intymny. Sam to powiedziałeś.

JAN KLIMENT: OK, masz rację. Zdradzę ci, że czuję w tańcu, jakim typem jest kobieta. Czy jest gorąca, czy aseksualna. Ale ja się tym nie zajmuję. Ja nie romansuję z moimi partnerkami.

GALA: Można poznać swoje ciało, tańcząc?

JAN KLIMENT: Tak, wiele kobiet, ucząc się tańca, odkrywa siebie na nowo. Traci różne blokady. Umiem je otwierać przez taniec.

GALA: Brzmi fascynująco...

JAN KLIMENT: Po prostu trzeba być facetem, poczuć kobietę i dobrze ją poprowadzić.

GALA: I Ty to masz?

JAN KLIMENT: Moim zdaniem każdy facet to ma. Od 20 lat prowadzę kobiety. To już jest jakaś deformacja zawodowa! Próbowałem kobietę prowadzić w życiu, a nie w tańcu, i mi się nie udało. Na szczęście taniec nie jest tak skomplikowany jak życie.

GALA: Reprezentowałeś Szwajcarię, pracowałeś w Stanach Zjednoczonych. Po co Ci ta Polska? Czego właściwie tu szukasz?

JAN KLIMENT: Ja mam po prostu słabość do Polski. Często przyjeżdżałem tu na turnieje i zawsze byłem zachwycony tym, jak mnie ludzie przyjmowali.

GALA: A gdzie właściwie jest Twój dom?

JAN KLIMENT: Dom jest wszędzie tam, gdzie jestem szczęśliwy. Teraz czuję się szczęśliwy w Polsce.

GALA: Twoja nowa narzeczona Lenka przyjedzie tu do Ciebie?

JAN KLIMENT: Tak, ale musi skończyć swoje zobowiązania w Czechach. Ona pracuje z dziećmi autystycznymi oraz z takimi, które mają Zespół Downa. Często rozmawiamy o tym. Bo muzykoterapia w przypadku tych chorób jest zbawienna.

GALA: Chciałbyś zostać w Polsce na zawsze?

JAN KLIMENT: Sam jestem tym zdziwiony, ale rzeczywiście coraz częściej myślę o tym, żeby wyhamować, żeby gdzieś osiąść na stałe. Może będzie to Polska? Lubię zmiany, lubię podróże, ale coraz częściej marzy mi się dom i rodzina.

GALA: Stabilizacja może sprawić, że stracisz uczniów i zapał do pracy.

JAN KLIMENT: To mi raczej nie grozi. Właśnie gościłem parę z Nowego Jorku, która przyjechała do Warszawy na cztery dni, by kontynuować naukę.

GALA: Są od Ciebie uzależnieni?

JAN KLIMENT: Nie, raczej od tańca. Ale jak skończy się w grudniu 12. edycja ,,Tańca z gwiazdami", natychmiast wyjeżdżam do USA, bo mi ich brakuje. Jestem trochę takim tułaczem. Mój dom jest wszędzie...

GALA: ...i nigdzie.

JAN KLIMENT: Masz rację. To trochę jak z tym powiedzeniem, którego nauczyła mnie Katarzyna Grochola: „Kto ma wszystkie kobiety, nie ma żadnej”. Katarzyna nauczyła mnie też, że o miłość trzeba dbać. Ona otworzyła mi oczy na pewne rzeczy związane z uczuciami. Z powodu mojego pracoholizmu zabrakło energii i czasu, żeby zadbać o związek z moją poprzednią żoną Laurą. Moim zdaniem rzucamy się w wir pracy, bo boimy się bliskości z drugą osobą.

GALA: Jak to się stało, że zacząłeś tańczyć. Chłopcy chyba wolą grać w piłkę, niż kręcić pupcią...

JAN KLIMENT: Chciałem zaimponować wszystkim dziewczynom i dlatego poszedłem, jako jedyny chłopak z męskiego liceum, na zajęcia z tańca do żeńskiego liceum.

GALA: Czego nie wolno tancerzowi?

JAN KLIMENT: Siedzieć w domu przed komputerem.

GALA: Dziesięć przykazań tancerza?

JAN KLIMENT: Tancerz powinien być: cierpliwy, zdyscyplinowany, pełen uczucia. Powinien kochać to, co robi. Powinien być trochę psychologiem. Kiedyś mieliśmy trenerkę, która zabrała nas na kilka miesięcy na Kubę. Uczyliśmy się tam tańczyć z prawdziwymi Kubańczykami. Mieliśmy też zajęcia z psychologii. Zawsze mnie to bardzo interesowało. Ona mówiła: „Najpierw kochaj, a potem rób co chcesz”.

GALA: Trzeba być pięknym, żeby być dobrym tancerzem?

JAN KLIMENT: Przez parę lat miałem partnerkę z wielką pupą, wiekszą od pup Kubanek. Na konkursach robiliśmy takie układy, że ta jej pupa była wszędzie. Sędziom oczy z orbit wychodziły! Ona nie była piękna, a wygrywała wszystkie konkursy. Kiedyś z kolei miałem inną patnerkę, z nosem jak bokser. Ale za to była niesamowicie szybka i zwinna. Zdobyliśmy wiele nagród.

GALA: Tańczyłeś kiedyś w deszczu jak Fred Astaire?

JAN KLIMENT: Oczywiście. I na moście Brooklińskim, i pod wieżą Eiffla. Tańczyłem na pustyni i w morzu na plaży. Kiedyś na Kubie spotkaliśmy na brzegu morza ćwiczących atletów. Jakoś tak się stało, że zatańczyliśmy z nimi. Myślę, że Fidel Catro musiał być zazdrosny, że o 8 rano tańczymy z jego sportowcami salsę na plaży.

GALA: Twoje życie to wieczne party...

JAN KLIMENT: Tak. Ale mam wrażenie, że tak powinien czuć się każdy. Życie powinno polegać na tym, że robimy także to, co sprawia nam niebywałą przyjemność.

GALA: Wpadałeś w tańcu w ekstazę?

JAN KLIMENT: Dla mnie taniec jest przechwytywaniem kosmicznej energii. Taniec jest boski w tym sensie, że zostają w naszej pamięci chwile niezwykłe, takie, które mogą świadczyć o tym, że dotknęliśmy jakiejś tajemnicy. Widziałem szczęście Kasi Grocholi, kiedy tymi swoimi paluszkami ruszała w quick-stepie. Widziałem jej szczęście. Widziałem też w ekstazie Nataszę, gdy tańczyła sambę. Wtedy zamieram. I publiczość też. Pamiętam wszystkie te chwile. Dla tych chwil warto żyć.

Rozmawiała: Anna Kaplińska-Struss
GALA 37/2010


sobota, 10 października 2009

Skacowany Stockinger zagrał dzień po wypadku


  • Data publikacji: 10.10.2009 05:00
Tomasz Stockinger (54 l.) miał wczoraj ciężki dzień. Na strasznym kacu, z poczuciem wiszącego nad nim wyroku więzienia, musiał grać szlachetnego doktora Lubicza w serialu "Klan". Niemal o świcie stawił się na planie. Niełatwo mu jednak było wejść w skórę porządnego człowieka. Dzień wcześniej aktor kompletnie pijany staranował seatem dwa inne samochody.
Po kraksie nawet nie wysiadł z auta, by pomóc rannej kobiecie. Poszkodowanym pomachał jedynie przez uchylone okienko kartą kredytową i wybełkotał, że za wszystko zapłaci. Po czym uciekł z miejsca wypadku.
Wczoraj dotarliśmy do uczestników kolizji, którą w czwartek pod Piasecznem spowodował pijany Stockinger. Ich relacja dotycząca zachowania aktora jest szokująca. - Mam założony kołnierz ortopedyczny i jestem cała obolała. Ciężko mi rozmawiać o tym, co się stało - mówi "Super Expressowi" Monika R. (40 l.), która prowadziła forda ka.
Jej auto jako pierwsze zostało uderzone przez seata kierowanego przez pijanego aktora. Prawdopodobnie nie będzie się nadawać do naprawy. Mąż pokrzywdzonej kobiety zapowiedział, że będzie żądał w sądzie odszkodowania od Stockingera.
Seat toledo, drugi samochód, który brał udział w kolizji, jest mniej uszkodzony. Bez szwanku wyszło też jadące nim małżeństwo. - Razem z żoną jechaliśmy na pogrzeb, samochody przed nami zatrzymały się, bo jeden z nich skręcał w lewo. Już ruszaliśmy, gdy usłyszeliśmy huk i poczuliśmy uderzenie - opowiada Stanisław Drozdowski (58 l.), weterynarz z Warszawy. - Mój seat został lekko uszkodzony. Wgiął się zderzak przy klapie bagażnika - pokazuje mężczyzna.
Po tym, jak auto aktora najechało na ruszające przed nim samochody, Stockinger zatrzymał się na chwilę na poboczu i pokazał swoje bezczelne gwiazdorskie oblicze. - Przez uchyloną szybę pokazywał nam kartę kredytową i bełkotał, że za wszystko zapłaci, ale nagle zaczął powoli ruszać i odjechał.
Stockingera patrol policji zatrzymał dopiero przy wjeździe do Góry Kalwarii. Aktor trafił do Komendy Powiatowej Policji w Piasecznie. Trzy badania wykazały u niego ponad 2 promile alkoholu w organizmie. - Za pierwszym razem gwiazdor wydmuchał 2,3 promila - mówi policjant z piaseczyńskiej komendy.
Aktora i jego samochód z Piaseczna odebrał jego syn. Stockingerowi grożą teraz za jazdę po pijaku 2 lata więzienia, już stracił prawo jazdy. Przed sądem grodzkim odpowie też za spowodowanie kolizji i ucieczkę. We wtorek gwiazdor będzie się musiał znów pojawić w piaseczyńskiej komendzie, gdzie policja na polecenie prokuratury przedstawi mu zarzuty.
A tymczasem wczoraj Stockinger stawił się na planie serialu. Jak dowiedział się "Super Express", producenci "Klanu" nie zamierzają rezygnować ze swojego gwiazdora. W końcu jest z nimi od 12 lat.
- Pan Tomasz ze swoich obowiązków wywiązuje się dobrze. Nie mamy więc podstaw, by traktować go inaczej niż do tej pory. Oczywiście jesteśmy za równym traktowaniem obywateli, ubolewamy nad tym, co się stało, ale to prywatna sprawa pana Tomasza - mówi Iwona Balcerak, rzecznik prasowy produkcji.
- Prawdopodobnie nic nie zostanie zmienione w scenariuszu, bo za jazdę po pijanemu nie wsadzają do więzienia i nie będzie potrzeby go "uśmiercać" - tłumaczy osoba związana z serialem. - Wszyscy o tym będą chcieli szybko zapomnieć.
O sprawie długo nie zapomną jednak ludzie, których pijany gwiazdor tak bezczelnie potraktował.

piątek, 17 października 2008

Zdjęcia Marty Żmudy-Trzebiatowskiej


FORUM/Radoslaw NAWROCKI

Adam dostał pracę, ale stracił sympatię kolegów z branży.

Z sondy, którą opublikowaliśmy przed rozpoczęciem programu "Taniec z gwiazdami", wyraźnie wynikało, że Marta jest absolutną faworytką do wygranej. Szansę aktorki z każdym odcinkiem rosną coraz bardziej, ponieważ aktorka wyśmienicie radzi sobie na parkiecie "Tańca z gwiazdami". Marta ma przewagę nad innymi uczestnikami, ponieważ dla niej próby, nie kończą się po wyjściu z sali treningowej.

marta

marta

Żmuda-Trzebiatowska ma swojego partnera na wyłączność, wiec może ćwiczyć nawet w domu. Aktorka jest związana z Adamem Królem od kilku lat, ale twierdzi, że jej ukochany wcześniej nie udzielał jej żadnych lekcji tańca.

Byłam onieśmielona wielkim mistrzem. Był czas, że w ogóle nie wychodziłam na parkiet mimo, że lubię tańczyć, bo się wstydziłam - mówi "SE" aktorka.

marta

Wbrew temu co piszą gazety Marta nie kazała TVN-owi zatrudnić jej narzeczonego. Ponoć to sama stacja wyszła z inicjatywą ściągnięcia tancerza do programu. Sam Piotr Galiński nie ukrywał radości z powodu obecności Adama. Jak twierdzi "SE" Król nie jest lubiany przez pozostałych tancerzy. Cóż, w końcu żaden z nich nie może pochwalić się takimi tytułami jak Adam. Do tego tancerz ma jeszcze piękną dziewczynę, która prawdopodobnie zgarnie Kryształową Kulę. Jest czego zazdrościć.

marta

piątek, 26 września 2008

Marta Żmuda-Trzebiatowska niknie w oczach!

FORUM

Aktorka ostatnio bardzo schudła... Dlaczego?

Marta Żmuda-Trzebiatowska stała się ostatnio czołową gwiazdą TVN-u. Grywa w produkcjach stacji oraz występuje w "Tańcu z gwiazdami".

Praca na planie seriali i treningi zabierają mnóstwo czasu i potrafią nieźle wykończyć. Nic więc dziwnego, że Marta ostatnio bardzo schudła. Oczywiście wygląda ładnie, ale widać wyraźną różnicę, kiedy porównujemy najnowsze i nieco starsze zdjęcia Marty.

Marta ma więc dużo pracy i zapewne czuje się już przemęczona. Ania Guzik, która do niedawna była twarzą TVN-u, również bardzo schudła. Jasne, że to efekt wysiłku fizycznego podczas tańca, ale czy TVN zbytnio nie eksploatuje swoich gwiazd?

Lubisz wiedzieć, co słychać u gwiazd? Możesz codziennie dostawać maile od Plotka z gorącymi newsami, fajnymi zdjęciami, filmikami i ekskluzywnymi materiałami KLIKNIJ TUTAJ

wtorek, 26 sierpnia 2008

Marta Domachowska i Paweł Korzeniowski parą?

Fot. Kuba Atys / AG

M.D. + P.K. = P.Z.W.

Tytuł tego tekstu, żywcem wzięty z przedszkolno-podstawówkowej poezji miłosnej, podsumowuje mniej więcej artykuł, który znalazłem w dzisiejszym ''Fakcie''. Brukowiec donosi o kwitnącym w wiosce olimpijskiej romansie pomiędzy Martą Domachowską a Pawłem Korzeniowskim. Po Bandzie jest niepocieszone.

''Wyników brak, ale uczucie kwitnie'' - taki tytuł ma artykuł, w którym czytamy m.in.:

O romansie przystojnego pływaka i seksownej tenisistki plotkowano od dawna. Sportowcy są razem od kilku miesięcy, ale... w sumie spędzili ze sobą niewiele czasu. Rozmijali się z powodu wyjazdów na zawody.

Później ''Fakt'' opisuje losy związku, nieustanne mijanie się Domachowskiej i Korzeniowskiego, brak czasu dla siebie itd. Oczywiście igrzyska i wspólne mieszkanie w wiosce olimpijskiej to okazja, żeby wreszcie się sobą nacieszyć. Gazeta ilustruje artykuł zdjęciem pary na spacerze.

Po Bandzie z reguły nie wierzy w żadne wyczytane w ''Fakcie'' słowo (oczywiście oprócz ABSOLUTNIE PRAWDZIWYCH krótkich historyjek drukowanych na ostatniej stronie zaraz obok zdjęcia gołej baby), w tym przypadku jednak nie wierzymy podwójnie, w trosce o nasze zdrowie psychiczne. Tego byłoby zbyt wiele - nie dość, że z trudnością przełknęliśmy fakt, że Marty nie zobaczymy już w Pekinie, to na dodatek kilka godzin później dowiadujemy się, że jest zajęta. Postanowiliśmy więc zastosować klasyczne wyparcie. W związku z tym parę fot Marty samej...

...albo jeszcze lepiej - w towarzystwie Marii Kirilenko:


Swoją drogą w ostatnim czasie przyjęliśmy na nasze szczęki zbyt wiele ciosów: polska indolencja medalowa, wycofanie się Any Ivanovic, zapowiedź zakończenia kariery przez Sylwię Gruchałę, a teraz pogłoski o romansie Domachowskiej. Zastanawiamy się poważnie nad rozpoczęciem akcji ''Przytul Po Bandzie''.

orlando woolridge

poniedziałek, 18 sierpnia 2008

Urbańska wyszła za mąż!

Natasza Urbańska, Janusz Józefowicz/Super Express/18.08.2008

Co to był za ślub... Tajemniczy. Ale zaskoczyli was? Plotka raczej nie!

Natasza Urbańska i Janusz Józefowicz pobrali się - takie informacje pojawiły się w dzisiejszym "Super Expressie". To był ślub cywilny - wiadomo, Janusz już ma na swoim koncie jedno małżeństwo, które rozpadło się z powodu Urbańskiej. Ceremonia miała miejsce w Jajkowicach pod Grójcem.

"Super Express" pisze, że ślub odbył się zgodnie ze starą tradycją. Pannę młodą poprowadził ojciec. Natasza przykryła swoja twarz welonem. Mimo tego, że Urbańska (właśnie: Urbańska czy już może Józefowicz?) jest w ciąży, wesele trwało do białego rana. Cała impreza miała miejsce w pięknym dworku. Tabloid twierdzi, że to świeży zakup "młodej pary" (Józefowicz już nie taki młody).

Plotek życzy wszystkiego dobrego na nowej drodze życia!

Możesz codziennie dostawać gorące newsy z życia gwiazd prosto na Twoją skrzynkę.

Natasza Urbańska, Janusz Józefowicz/Super Express/18.08.2008

sobota, 16 sierpnia 2008

Tusk się ożenił

Michał Tusk się ożenił

W piątek uwagę mediów przykuł Tusk. Ale nie Donald, który właśnie zakończył negocjacje o tarczy antyrakietowej, a Michał ślubujący pięknej Ani Lew, że nie opuści jej aż do śmierci. Choć z nieba lały się strugi deszczu, z twarzy młodych uśmiech nie znikał nawet na chwilę - pisze "Fakt".

czytaj dalej...
REKLAMA

Mężczyźni ubrani w ciemne garnitury i uzbrojeni po zęby, kościół pilnie strzeżony i zabarykadowany. Tak w asyście funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu i policji ślub wziął syn premiera Michał Tusk.

Młodzi postanowili przystąpić do sakramentu w znanym gdańskim kościele Świętej Trójcy. Ta na co dzień otwarta dla wiernych świątynia prowadzona przez Franciszkanów. Jednak na ten jeden szczególny dzień zamieniła się w pilnie strzeżoną fortecę. Już od samego rana przed bramą na dziedziniec prowadzący do jednej z kościelnych kapliczek ustawił się szpaler policji i funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu. Na mszę można było wejść tylko po okazaniu zaproszenia i po dokładnym wylegitymowaniu. A, jak zauważa "Fakt", chętnych, aby zobaczyć syna premiera w ślubnym garniturze, nie brakowało.

Tuż przed godziną 14 na miejscu zjawił się sam premier Donald Tusk z żoną Małgorzatą, córką Kasią i jej wybrankiem Staszkiem Cudnym. Chwilę po nich, w eskorcie ochrony, przybyła młoda para - prawdziwe VIP-y tego dnia. Licznie zgromadzonym gapiom i fotoreporterom nie udało się jednak dojrzeć nawet skrawka ślubnej sukni pani młodej. Co jednak nie udało się ciekawskim - dla "Faktu" nie było problemem. Podpatrzyliśmy młodą parę klęczącą podczas zaślubin przed ołtarzem. Oboje byli bardzo skupieni i przejęci słowami udzielającego im ślubu duchownego.

Po trwającej ponad godzinę ceremonii i przyjęciu licznych życzeń pod bramę kościelnego dziedzińca podjechał specjalny autobus, który zabrał weselników. Wsiadł do niego nawet sam premier z rodziną. Przed młodym małżeństwem i gośćmi weselnymi była jeszcze długa droga. Jak pisze "Fakt", na miejsce weselnej zabawy Michał i Ania Tuskowie wybrali oddalony od kilkadziesiąt kilometrów od Gdańska uroczy pałacyk w Sławutówku.

poniedziałek, 30 czerwca 2008

Posłowie nie zdali matury

Poseł PiS Tadeusz Cymański nie zdał matury. Nie poradził sobie z egzaminem z WOS

Z pytaniami, które sprawiły maturzystom największe trudności, DZIENNIK zwrócił się do posłów, czyli do osób najbardziej w tej tematyce kompetentnych. Wydawałoby się więc, że z łatwością zaliczą przynajmniej test podstawowy. Niestety, oni też mieli kłopot z odpowiedziami zgodnymi z kluczem. Nie użyli dokładnie tych słów, których wymagali weryfikatorzy - pisze DZIENNIK.

czytaj dalej...
REKLAMA

Niesiołowski: To trudne

Anna Gumowska: Zadanie numer 6, punkt 1. Czytam: W Polsce przy powoływaniu rządu obowiązuje tzw. procedura trzech kroków. Który to będzie krok i jakie działanie podejmuje prezydent w sytuacji, gdy kolejnym razem rząd nie uzyska poparcia Sejmu?
Stefan Niesiołowski, poseł PO: Kiedy rząd nie uzyska poparcia... To trzeci krok. Prezydent wskazuje kandydata na premiera.

Tak to trzeci krok, ale prawidłowa odpowiedź brzmi: prezydent skraca kadencję Sejmu i zarządza wybory.
Hm...

Teraz trzeba uzupełnić tabelę dotyczącą systematyki źródeł prawa. Gdzie jest ogłaszany i jak się nazywa akt prawny, który prezydent uchwala, ratyfikuje, wydaje – do wyboru – za zgodą wyrażoną w ustawie?
Za zgodą wyrażoną w ustawie... To musi być albo Monitor albo Dziennik Ustaw. To będzie ratyfikacja.

Dobrze. Następne: jaki organ możemy przypisać do rozporządzenia?
Sejm...

Rozporządzenie?
Aaa! Rozporządzenie! No to rząd.

Miejsce ogłoszenia aktu prawnego sejmiku wojewódzkiego?
Uchwała rady, to nie są ustawy, bo ustawy są sejmowe. Nie wiem, jak to się nazywa, gdzie są ogłaszane, chyba biuletyn.

Wojewódzki Dziennik Urzędowy.
Dziennik. To nawet ja nie znałem. Ale uchwała to się zgadza?

Nie, musiałby pan napisać: akt prawa miejscowego.
Trudne są te pytania, zwłaszcza dla uczniów. Poseł od wielu kadencji, który się tym interesuje, nawet ma kłopoty.


Cymański: Poddaję się

Proszę wymienić pięć zasad funkcjonowania sądów w Polsce.
Tadeusz Cymański, poseł PiS: Niezależność na pewno, niezawisłość, jawność, dwuinstancyjność i zostaje piąta cnota jeszcze.... Literkę jakąś proszę ...

Na maturze nie ma podpowiedzi...
Hm... Piąte, piąte, jak sądy jeszcze działają... Sądy są terytorialne.

Nie, chodzi o zasadę kolegialności.
Trudno to przecież nazwać zasadą. Źle uczą młodzież.

Poza tym trzeba użyć precyzyjnie sformułowania. Nie wystarczy: jawność, musi być na przykład: zasada jawności postępowania. Teraz przeczytam opis organizacji z Azji i Europy, a pan poda jej pełną nazwę. Powstała w 1992 r., a w 2004 r. wystąpiły z niej Polska, Węgry, Słowacja, Czechy i Słowenia.
Wystąpiły w 2004 r., czyli przy wejściu do Unii. Trudne pytanie, nie ukrywam, że jestem trochę zaskoczony. To rzeczywiście jest już rozszerzony poziom. Będę musiał się poddać, nie będę udawał.

Śrokowoeuropejskie Stowarzyszenie Wolnego Handlu.
Poddaję się.

Spróbujmy dalej. Czytam kolejny opis organizacji: Cztery państwa, które działają na rzecz demokracji i rozwoju, powstała w Kijowie w 2006...
To jest Organizacja na Rzecz Demokracji i Rozwoju... rozwoju tylko czego... Ekonomicznego. No to trafiłem. Ale trochę mnie pani nastraszyła...


Senyszyn: Dziwne pytanie

Joanna Senyszyn, posłanka SLD: Pyta mnie pani o procedurę powoływania rządu. To są tak zwane trzy kroki. To jest tak... premier, sejm, prezydent... Czyli gdy po raz kolejny Sejm nie udzieli rządowi wotum zaufania, to sprawa wraca do prezydenta i to będzie krok trzeci.

A co jeśli i tym razem rząd nie uzyska sejmowego poparcia?
No to prezydent daje swojego kandydata.

Niedobrze, bo według klucza odpowiedzieć trzeba tak: prezydent skraca kadencję Sejmu i zarządza wybory. Teraz pytam o zasady funkcjonowania sądów.
Co to znaczy zasady funkcjonowania? Sądy funkcjonują w Polsce niezależnie, ale nie wiem, o jakie zasady chodzi...

Chodzi o to, jakie są sądy w Polsce.
Niezawisłe, dwuinstancyjne... Nie wiem, jakie jeszcze, to bardzo dziwne pytanie.

Zasada niezawisłości, jednolitości, kolegialności, jawnego postępowania, instancyjności.
To, że niezawisłe i instancyjne powiedziałam. Ale z jawnym postępowaniem to nieprawda, może być sprawa z wyłączeniem jawności. Poza tym to nie są zasady funkcjonowania... Następne pytanie proszę.

Proszę podać nazwę organizacji, która powstała w 1992 r., a w 2004 r. wystąpiły z niej Polska, Węgry, Słowacja, Czechy i Słowenia.
Wystąpiły wraz z wejściem do Unii... Czyli to musiało być coś, co teraz nie miałoby znaczenia, bo jesteśmy w Unii Europejskiej. Ta organizacja ma coś wspólnego z wolnym handlem, ale nie wiem, jak się nazywa, to jakaś nieaktualna organizacja.

Środkowoeuropejskie Stowarzyszenie Wolnego Handlu
Tak jak powiedziałam...

Ale nie użyła pani całej nazwy, więc to pytanie nie zostałoby zaliczone.