wtorek, 4 grudnia 2007

IPN ujawnia kolejne katalogi osób publicznych

jg, mar, PAP
2007-12-04, ostatnia aktualizacja 2007-12-04 19:26

W opublikowanych dziś materiałach IPN minister Radosław Sikorski funkcjonuje jako "podejrzany o kontakt ze służbami specjalnymi państw NATO", minister finansów Jan Rostowski - jako "zarejestrowany jako kategoria zabezpieczenie", a minister sprawiedliwość Zbigniew Ćwiąkalski - jako "zarejestrowany kandydat na TW". Premier Donald Tusk - wg materiałów IPN - był rozpracowywany przez SB. Poseł PSL Eugeniusz Kłopotek był zarejestrowany jako kontakt operacyjny, a poseł PO Kazimierz Kutz podczas internowania w stanie wojennym podpisał "deklarację o lojalności".

Zobacz powiekszenie
Archiwa IPN
IPN ujawnił we wtorek swe katalogi co do premiera i członków obecnego rządu oraz posłów i senatorów, wybranych w ostatnich wyborach. To już trzeci taki zestaw osób pełniących funkcje publiczne. Do opublikowania pozostali jeszcze samorządowcy. Teczki osób pełniących funkcje publiczne są jawne i dostępne w IPN dla każdego obywatela.

Katalog IPN co do Tuska zaczyna się przypomnieniem, że 21 lipca 2005 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał, iż nie był on tajnym i świadomym współpracownikiem organów bezpieczeństwa państwa i złożył zgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne. Tusk był wtedy lustrowany z urzędu przez Sąd Lustracyjny jako kandydat na prezydenta.

Z katalogu IPN wynika, że Tusk był objęty sprawą prowadzoną przez Prokuraturę Wojewódzką w Gdańsku w 1983 r., która dotyczyła uczestnictwa w "tajnej organizacji o charakterze antypaństwowym".

Występuje też jako figurant w ramach sprawy obiektowej krypt. "Klan", "Związek", prowadzonej w latach 1980-83 przez wydz. III "A" i Inspektorat 2 KWMO/WUSW Gdańsk, a wymierzonej przeciwko NSZZ "Solidarność". Figuruje ponadto "w materiałach z analiz przeprowadzonych przez wydz. śledczy WUSW Gdańsk w 1988 r.". Zachowały się też akta paszportowe Tuska.

Według słownika pojęć z katalogów IPN, figurant - to osoba sprawdzana, kontrolowana lub rozpracowywana w ramach sprawy operacyjne

Dane nt. Radosława Sikorskiego:





Informacje zawarte w dokumentach organów bezpieczeństwaStan zachowania dokumentówUwagiSkany
W dniu 21.01.1983 r. zarejestrowany przez Wydz. II WUSW w Bydgoszczy pod nr. 21200 jako „osoba do obiektu” do [brak kategorii] „Bristol” nr ewid. 9219. Sprawę przerejestrowano [brak daty] na KE krypt. „Bastard” - „podejrzany o kontakt ze służbami specjalnymi państw NATO”. Sprawę zdjęto z ewidencji w dniu 15.01.1990 r.; materiały zniszczono.Poz. 21200 z dziennika rejestracyjnego b. WUSW Bydgoszcz; karta E-16 z kartoteki odtworzeniowej b. Wydz. „C” WUSW Bydgoszcz/Toruń/Włocławek; karta EO-4/77 i EO-4-A/77 z kartoteki b. Biura „C”; ZSKO-88...
02.10.1989 - pod tą datą odnotowano fakt rejestracji pod nr. 1178/3/89 W-III. Materiały zarchiwizowano pod nr. J-12063 - Segregator Materiałów Wstępnych krypt. „Bastard".Materiały sygn. IPN BU 02072/22 i mikrofilm sygn. IPN BU 01824/311 (J-12063)...
Objęty postępowaniem przygotowawczym przez jednostkę w Lesznie do sprawy nr RSD-478/85.ZSKO-88; ZSKO-90...
Akta paszportowe.Akta arch. sygn. IPN By 175/1622 (EABY 47231).
Dane nt. Zbigniewa Ćwiąkalskiego:

"W dniu 13.09.1985 r. zarejestrowany pod numerem 31524 przez Wydz. III-1 WUSW Kraków w kategorii kandydat na TW. Materiały zniszczono w dniu 18.10.1989 r. w jednostce operacyjnej, brak protokółu brakowania."

Dane nt. Jana Rostowskiego:

"Zarejestrowany 22.12.1982 r. przez Wydz. XI Dep. I MSW w kategorii zabezpieczenie. Zdjęty z ewidencji 13.09.1989 r. z powodu rezygnacji jednostki operacyjnej."

Pod nazwiskami większości innych ministrów figurują dna nt. sporządzenie akt paszportowych.

IPN publikuje w internecie informacje, jakie akta zachowały się na temat danej osoby. Teczki osób pełniących funkcje publiczne są jawne i dostępne w IPN dla każdego obywatela.

Kłopotek zarejestrowany jako kontakt operacyjny

Według katalogu, poseł PSL Eugeniusz Kłopotek 3 lipca 1974 r. był zarejestrowany przez wydz. III KWMO Bydgoszcz pod nr 13488 w kategorii kTW (kandydat na tajnego współpracownika). 25 stycznia 1975 r. przerejestrowany na KO (kontakt operacyjny), ps. "Dawid" (pseudonim dopisano później - dopisek IPN).

4 października 1977 r. zdjęty z ewidencji, materiały złożono do archiwum pod sygn. 33912/I. Materiały zostały zniszczone - protokół brakowania nr 76 z 12 września 1987 r. Poseł powiedział, że nie pamięta, by coś podpisywał, a SB kontaktowała się z nim dwukrotnie, chcąc by donosił o tym, co się dzieje na Akademii Techniczno-Rolniczej w Bydgoszczy. - Odmówiłem w sposób chyba niepozostawiający wątpliwości, skoro później kontaktu żadnego już nie było - dodał.

Kutz podpisał "deklarację lojalności"

W 1971 r. Kutz został zarejestrowany przez SB jako kandydat na tajnego współpracownika. Po trzech latach zmieniono mu kategorię na "zabezpieczenie", a półtora roku później sprawę zakończono "z powodu braku możliwości operacyjnych".

023 grudnia 1976 r. katowicka SB odebrała "meldunek operacyjny" w sprawie Kutza. Od tego zaczęło się inwigilowanie go w sprawie o kryptonimie "Reżyser". Kutz był inwigilowany w związku z organizowaniem w mieszkaniu w Katowicach spotkań z przedstawicielami KOR. W związku ze zmianą miejsca jego zamieszkania, sprawę przekazano do Warszawy. Zakończono ją latem 1986 r. "z powodu zaprzestania wrogiej działalności".

Na wniosek katowickiej SB 14 grudnia 1981 r. internowano Kutza za "kontakty z działaczami antysocjalistycznymi". IPN podaje, że po podpisaniu "deklaracji o lojalności" w dniu 21 grudnia 1981 r. został zwolniony z internowania. Sprawę złożono w archiwum w marcu 1987 r., a pół roku później materiały komisyjnie zniszczono.

Deklaracja lojalności - to pisemne zobowiązanie do przestrzegania przepisów stanu wojennego. Lojalka nie była zobowiązaniem do współpracy z SB, jednak jej podpisanie było rozumiane zarówno przez władze, jak i przez opozycjonistów, jako deklaracja zaprzestania działalności opozycyjnej.

- Podsunięto mi świstek, że nie będę walczył z ustrojem. Powiedziałem, że to nie wchodzi w rachubę, żebym podpisywał taki dokument. Po sześciu godzinach dano mi świstek, że będę przestrzegał aktualnych przepisów administracyjnych. Podpisałem i dzięki temu wyszedłem. To była czcza formalności. Tam nie było słowa o lojalności i współpracy - mówił Kazimierz Kutz w TVN24.

Oto zapisy IPN o innych parlamentarzystach zarejestrowanych do różnych form współpracy:

Poseł PO z Koszalina Jan Kuriata był zarejestrowany w 1984 r. jako tajny współpracownik SB, ps. Piotr. Zdjęty z ewidencji w 1990 r. Materiały złożono w archiwum. Kuriata zaprzeczył, by był tajnym współpracownikiem SB. Niczego nie podpisałem - podkreślił. Dodał, że na jego wniosek IPN wszczął śledztwo w sprawie sfałszowania dokumentu o pozyskaniu go agenta.

Poseł PO Tomasz Nowak był 1 marca 1989 r. zarejestrowany przez SB z Konina jako kontakt operacyjny, ps. Aktor. Pozyskany do sprawy o krypt. "Pegaz" ("zagadnienie" - kultura i sztuka). Zdjęty z ewidencji 9 stycznia 1990 r. Materiały zniszczono. - To absurdalna sprawa - komentuje poseł, dodając, że żadnych kontaktów nie miał. Mówi, że nie ma pojęcia, dlaczego jest wymieniany w katalogu IPN.

Senator PO z Bydgoszczy i dyrektor Centrum Onkologii Zbigniew Pawłowicz był zarejestrowany w 1977 r. jako tajny współpracownik Wojskowej Służby Wewnętrznej, czyli kontrwywiadu wojska PRL, ps. "Pawlik". IPN podaje, że celem wykorzystania było m.in. "rozpoznanie sytuacji w szpitalu". Teczkę pracy zniszczono; zachowała się teczka personalna.

Senator PO Marek Konopka został w 1982 r. zarejestrowany jako tajny współpracownik kontrwywiadu wojska PRL ps. "Marzena", w celu "rozpoznania stanów zmiennych". Wyeliminowano go z sieci agenturalnej w październiku 1983 r. z powodu odejścia do rezerwy. Materiały zniszczono. - Jestem zszokowany - mówi Konopka, który "kategorycznie zaprzecza", by był agentem. Dodał, że w 1981 r. powołano go do zasadniczej służby w wojsku.

Poseł PiS, wiceminister transportu w rządzie PiS Bogusław Kowalski był zarejestrowany w 1987 r. jako tajny współpracownik SB ps. "Mieczysław". W 1988 r. zarejestrowany jako TW ps. "Mieczysław"/"Przemek". Materiały zniszczono w styczniu 1990 r. Według IPN, "Mieczysław"/"Przemek" odbył z oficerem prowadzącym w latach 1987-1989 co najmniej 60 spotkań, podczas których został 20 razy wynagrodzony. - Żadnej współpracy nie prowadziłem. Jeśli były jakieś tego typu zapisy, to bez mojej wiedzy. Ja o tym nic nie wiem, muszę się z tym zapoznać - oświadczył Kowalski. Zaprzeczył, by brał pieniądze.

Posłanka PiS, b. wicepremier Zyta Gilowska była 26 marca 1986 r. zarejestrowana przez lubelski kontrwywiad jako TW "Beata". IPN przypomina, że Sąd Lustracyjny uznał za prawdziwe jej oświadczenie lustracyjne zaprzeczające współpracy.

Poseł LiD Wacław Martyniuk był 4 stycznia 1988 r. zarejestrowany przez wydział III departamentu V MSW jako kontakt operacyjny. Martyniuk powiedział, że nic na ten temat mu nie wiadomo. - Ktoś mnie bez mojej wiedzy zrobił kontaktem operacyjnym - dodał.

Poseł LiD Eugeniusz Czykwin od listopada 1983 do września 1989 r. był zarejestrowany jako tajny współpracownik SB o pseudonimach "Izydor" i "Wilhelm". Akta zachowały się.

Poseł LiD Wiesław Szczepański był zarejestrowany 30 czerwca 1989 r. jako konsultant SB. Wyeliminowany z ewidencji operacyjnej 23 stycznia 1990 r. Materiały zniszczono.

Poseł PSL Mirosław Pawlak 16 maja 1986 r. został pozyskany przez SB jako tajny współpracownik o pseudonimie "Bil". W 1990 r. akta zniszczono z powodu "znikomej wartości operacyjnej". Poseł zaprzeczył współpracy. Podkreślił, że zapisy katalogu są "szokujące" i "bulwersują go". - Nie rozmawiałem z żadnym oficerem, nie podpisywałem żadnej lojalki, z żadnymi służbami nie miałem nic do czynienia - powiedział.

Poseł PSL Edward Wojtas był zarejestrowany 27 marca 1987 r. jako tajny współpracownik SB w Lublinie ps. "Marek" do sprawy o krypt. "Zjednoczeni", dotyczącej prawicowej działalności w ruchu ludowym. Wyrejestrowany 26 stycznia 1990 r. Materiały zniszczono.

Niezrzeszony senator Włodzimierz Cimoszewicz był w 1980 zarejestrowany jako kontakt operacyjny wywiadu PRL ps. "Carex"; w 2001 r. Sąd Lustracyjny uznał za prawdziwe jego oświadczenie zaprzeczające tej współpracy - przypomina katalog IPN.

Katalogi wymieniają jako kandydatów na TW kilku innych parlamentarzystów - m.in. posła LiD Ryszarda Kalisza , senatora PO Piotra Zientarskiego , senatora PiS Adama Massalskiego , senator PO Krystynę Bochenek , senatora PiS Czesława Ryszkę.

Poseł LID i profesor prawa Marian Filar - jak wynika z katalogu IPN - był jako pracownik cywilny w latach 1978-79 wykładowcą Wyższej Szkoły Oficerskiej MSW im. F. Dzierżyńskiego w Legionowie.

Publikacja katalogów

Według nowej ustawy lustracyjnej, która 15 marca weszła w życie, IPN miał w ciągu pół roku zacząć publikować katalogi osób pełniących funkcje publiczne; osób rozpracowywanych przez tajne służby PRL; funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa oraz osób zajmujących wysokie stanowiska w PRL. Spis osób, które miały współpracować z tajnymi służbami PRL, zakwestionował w maju Trybunał Konstytucyjny.

Decyzję, by ruszyć z publikacją, prezes IPN Janusz Kurtyka podjął we wrześniu - po zapoznaniu się z ekspertyzami prawnymi oraz z opinią kolegium IPN. Kolegium uznało, że IPN powinien zacząć publikację katalogów - ale dopiero po zebraniu informacji o wszystkich osobach wchodzących w skład danej grupy.

25 września IPN opublikował pierwsze spisy osób publicznych - prezydenta RP, premiera i marszałków obu izb parlamentu, RPO, członków władz IPN, prokuratorów IPN i Prokuratury Krajowej, sędziów SN, TS, TK i NSA oraz prezesów sądów i szefów prokuratur. 19 listopada IPN uzupełnił katalogi o: europosłów, szefów NIK, NBP, Rady Polityki Pieniężnej, Prokuratorii Generalnej, KRRiT, Generalnego Inspektora Danych Osobowych, Rzecznika Praw Dziecka oraz szefów kancelarii: prezydenta, premiera, Sejmu i Senatu, a także prezydenckich ministrów.

Katalogi nie wiążą się bezpośrednio ze sprawą oświadczeń lustracyjnych osób publicznych - których prawdziwość ma badać pion lustracyjny IPN oraz sądy powszechne. We wrześniu weszła w życie nowelizacja ustawy lustracyjnej, dostosowująca ją do wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Do 14 grudnia pracodawcy mają powiadomić osoby podlegające nadal lustracji o obowiązku złożenia ponownego oświadczenia według nowego wzoru.

Prokuratura cofnęła nakaz zatrzymania Krauzego

ulast, PAP
2007-12-04, ostatnia aktualizacja 2007-12-04 21:57

Warszawska prokuratura cofnęła nakaz zatrzymania biznesmena Ryszarda Krauzego, ale nadal chce "wykonać czynności z jego udziałem" - powiedziała we wtorek rzeczniczka prokuratury Katarzyna Szeska. Minister Zbigniew Ćwiąkalski powiedział w telewizji TVN 24, że nie ma nic wspólnego z tą decyzją i że dowiedział się o niej od dziennikarzy.

Zobacz powiekszenie
Fot. Bartosz Bobkowski / AG
Ryszard Krauze
O decyzji prokuratury poinformował we wtorek wieczorem "Dziennik" na swoich stronach internetowych. Pytana o to Szeska powiedziała, że nakazu zatrzymania Krauzego nie ma od 15 listopada, gdy zapadło postanowienie o jego uchyleniu.

- Termin przesłuchania pana Krauzego nie został jeszcze wyznaczony, ale są do wykonania czynności z jego udziałem. Podchodzimy jednak do tej sprawy ze spokojem - powiedziała Szeska.

Ćwiąkalski: To zmienia tylko tyle, że Krauze nie zostanie zatrzymany na granicy

- Nie mam nic wspólnego z tą decyzją - powiedział minister Ćwiąkalski w TVN 24. Pytany o ekspertyzę, w której napisał, że Krauze nie powinien być zatrzymywany, bo zarzuty prokuratorskie są zbyt słabe, powiedział, że napisał ją zgodnie ze swoim przekonaniem i wiedzą prawniczą.

- W dalszym ciągu Krauze jest podejrzanym. Kiedy stawi się w prokuraturze zostanie podejrzanym oficjalnie, zostaną mu przedstawione zarzuty. Tyle tylko że nie zostanie zatrzymany na granicy - mówił Ćwiąkalski w TVN24. - Nie jest tak, że uznano, że Krauze nie popełnił przestępstwa - podkreślał minister sprawiedliwości.

Obrona wnioskuje o umorzenie sprawy

Od października na rozpoznanie w prokuraturze czeka wniosek obrony Krauzego o umorzenie jego sprawy. Prokuratura chce postawić Krauzemu zarzut fałszywych zeznań i utrudniania śledztwa. Według adwokatów biznesmena, który od kilku miesięcy przebywa za granicą, nie można mu stawiać takich zarzutów, a podsłuchy nie mogą być dowodem w sprawie o fałszywe zeznania.

Obrona powołała się we wniosku o umorzenie na wrześniową uchwałę Sądu Najwyższego, iż nie można stawiać zarzutu fałszywych zeznań komuś, kto przesłuchany jako świadek w śledztwie dotyczącym innego przestępstwa może usłyszeć zarzut popełnienia tego przestępstwa - naruszono by bowiem jego prawo do obrony.

Obrońca Krauzego mec. Krzysztof Bachmiński na początku października mówił, że jego klient może wrócić do Polski i stawić się na przesłuchaniu po wyborach parlamentarnych.

O co podejrzewany jest Krauze?

Krauze jest podejrzany o złożenie fałszywych zeznań (gdy jako świadek zeznawał 14 lipca w sprawie przecieku z akcji CBA w resorcie rolnictwa ) oraz o utrudnianie śledztwa w sprawie przecieku - za co grozi do 5 lat więzienia. Według "Wprost", biznesmen powiedział w lipcu prokuratorom, że 5 lipca w hotelu Marriott spotkał się z posłem Samoobrony Lechem Woszczerowiczem, ale nie wspomniał o spotkaniu z ówczesnym szefem MSWiA Januszem Kaczmarkiem.

Krauze ma status podejrzanego, ale formalnie nie przedstawiono mu zarzutu, bo przebywa za granicą. Postanowienie wydano 29 sierpnia razem z takimi decyzjami wobec Kaczmarka, Konrada Kornatowskiego i Jaromira Netzla. Mają oni zarzuty m.in. zatajenia spotkania Kaczmarka z Krauzem 5 lipca w hotelu Marriott i nakłaniania się do fałszywych zeznań. Nie zarzucono im zdrady tajemnicy co do samej akcji CBA. Kaczmarek mówi, że nie był źródłem przecieku i zapewnia, że nie łączy go żaden układ z Krauzem.

Krauze oświadczył już wcześniej, że nie poczuwa się do popełnienia zarzucanych mu przestępstw. Był on wezwany do prokuratury na zeszły piątek, ale twierdzi, że nie dostał wezwania, a dowiedział się o nim z mediów. Według prokuratury, był on powiadomiony o przesłuchaniu, a takie zachowanie to "wybieg ze strony Krauzego i jego obrońców".

Krauze: Stawię się "niezawodnie po powrocie do kraju"

Jeden z najbogatszych Polaków powtarza, że nie zamierza się uchylać przed stawieniem się w prokuraturze, a jego nieobecność w Polsce jest związana z finalizacją projektów pozyskania źródeł surowców energetycznych, szczególnie w Kazachstanie i Republice Komi. Zapewnia, że stawi się "niezawodnie po powrocie do kraju".

Tusk: do Karty wrócimy

Anna Słojewska, e.cz. 04-12-2007, ostatnia aktualizacja 05-12-2007 13:15

Polski premier nie zamierza rezygnować z Karty praw podstawowych. Podczas wizyty w Brukseli zapowiedział, że jego rząd wróci do tematu, kiedy wyjaśnione zostaną wątpliwości sceptyków

José Manuel Barroso zapewniał, że rozumie decyzję Donalda Tuska w sprawie Karty praw podstawowych
źródło: AFP
José Manuel Barroso zapewniał, że rozumie decyzję Donalda Tuska w sprawie Karty praw podstawowych

Donald Tusk zamierza podpisać 13 grudnia w Lizbonie nowy unijny traktat, podtrzymując wynegocjowane przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego zastrzeżenia do Karty praw podstawowych.

– Bez tego trudno byłoby o ratyfikację traktatu w Polsce – tłumaczył szef rządu, prosząc europejskich partnerów o zrozumienie. Nie wykluczył jednak przyjęcia Karty w przyszłości. – Jeśli zmienią się okoliczności i uda nam się wyjaśnić wątpliwości sceptyków wobec niektórych zapisów, to wrócimy do tematu – powiedział Tusk. Jego rozmówcy nie naciskali na szybką decyzję, bo wiedzą, że zdobycie dla traktatu poparcia dwóch trzecich posłów może być trudne.

– Naszym priorytetem jest traktat. A potem zobaczymy, jak rozwinie się sytuacja – przekonywał „Rz” przewodniczący Parlamentu Europejskiego Hans-Gert Pöttering. Szef Komisji Europejskiej José Manuel Barroso stwierdził, że rozumie, dlaczego „na razie” przyjęcie Karty jest niemożliwe.

Podczas czerwcowego szczytu UE w Brukseli Polska zastrzegła sobie prawo przyłączenia się do tzw. protokołu brytyjskiego.

Przewiduje on, że będąca częścią nowego traktatu Karta nie może tworzyć nowego prawa dla członków Unii. Taki zapis istnieje też w samej Karcie, ale polscy negocjatorzy uznali, że dokument może dać w przyszłości pole do zbyt swobodnej interpretacji. Prezydent mówił o ryzyku zmuszenia Polski do akceptowania małżeństw homoseksualnych, a była szefowa MSZ Anna Fotyga o otwarciu drogi do roszczeń ze strony wysiedlonych Niemców. – My też jesteśmy za Kartą. Ma wiele zapisów poprawnych, ale lękamy się tych, które można różnie interpretować – oznajmił wczoraj abp Tadeusz Gocłowski, metropolita gdański. Niedawno w sprawie Karty wypowiedział się episkopat. Biskupi mieli zastrzeżenia do zapisów dotyczących rozumienia małżeństwa, rodziny, prawa do życia, klonowania komórek oraz braku odniesienia do Boga w preambule. – Jeżeli te zapisy będą doprecyzowane, zastrzeżenia wyjaśnione, a ustawodawstwo krajowe będzie górowało nad ustawodawstwem europejskim w tych sprawach, nie będziemy widzieli przeszkód w przyjęciu Karty – wyjaśnia arcybiskup Gocłowski.

Donald Tusk, kryptonim Klan

Informacje o premierze, ministrach, wszystkich posłach i senatorach ujawnił na swoich stronach internetowych Instytut Pamięci Narodowej. W katalogach znalazły się wszystkie dane, które zachowały się w archiwach na temat nowych parlamentarzystów i członków rządu. Np. o premierze Donaldzie Tusku, że podejrzewano go o uczestnictwo w "tajnej organizacji o charakterze antypaństwowym".

Donald Tusk na celowniku SB
W katalogach IPN można znaleźć informacje, jakie służby specjalne gromadziły o obecnych członkach rządu i parlamentarzystach. O Donaldzie Tusku wiadomo m.in., że sprawę przeciwko niemu prowadziła Prokuratura Wojskowa w Gdańsku.

Objęty sprawą prowadzoną przez Prokuraturę Wojewódzką w Gdańsku w 1983 r., która dotyczyła uczestnictwa w "tajnej organizacji o charakterze antypaństwowym". Akta sygn. arch. IPN Gd 76/20 t.2 (DS 8/83).

Poza tym nazwisko obecnego premiera pojawia się w aktach IPN także przy informacjach o operacji o kryptonimie Klan, wymierzonej w NSZZ "Solidarność".

Występuje jako figurant w ramach SO krypt. "Klan", "Związek" (nr 37004) prowadzonej w latach 1980-83 przez Wydz. III "A" i Inspektorat 2 KWMO/WUSW Gdańsk a wymierzonej przeciwko NSZZ "Solidarność". Akta sygn. arch. IPN Gd 003/166 (185/IV) t.24.

Figuruje w materiałach z analiz przeprowadzonych przez Wydz. Śledczy WUSW Gdańsk w 1988 r. Akta sygn. arch. IPN Gd 0046/520 t.4 (1128).

Akta paszportowe. Sygn. arch. EAGD 3102432.

Radosław Sikorski, kryptonim Bastard

Na celowniku bezpieki znalazł się także obecny minister spraw zagranicznych. Radosław Sikorski był podejrzewany o "kontakt ze służbami specjalnymi państw NATO". SB nadała mu kryptonim Bastard, co w języku angielskim oznacza: fałszywy, nienormalny, bękart, ale i sk...syn.

W dniu 21.01.1983 r. zarejestrowany przez Wydz. II WUSW w Bydgoszczy pod nr. 21200 jako „osoba do obiektu” do [brak kategorii] „Bristol” nr ewid. 9219. Sprawę przerejestrowano [brak daty] na KE krypt. „Bastard” – „podejrzany o kontakt ze służbami specjalnymi państw NATO”. Sprawę zdjęto z ewidencji w dniu 15.01.1990 r.; materiały zniszczono. Poz. 21200 z dziennika rejestracyjnego b. WUSW Bydgoszcz; karta E-16 z kartoteki odtworzeniowej b. Wydz. „C” WUSW Bydgoszcz/Toruń/Włocławek; karta EO-4/77 i EO-4-A/77 z kartoteki b. Biura „C”; ZSKO-88.

02.10.1989 - pod tą datą odnotowano fakt rejestracji pod nr. 1178/3/89 W-III. Materiały zarchiwizowano pod nr. J-12063 – Segregator Materiałów Wstępnych krypt. „Bastard". Materiały sygn. IPN BU 02072/22 i mikrofilm sygn. IPN BU 01824/311 (J-12063).

Objęty postępowaniem przygotowawczym przez jednostkę w Lesznie do sprawy nr RSD-478/85. ZSKO-88; ZSKO-90.

Akta paszportowe. Akta arch. sygn. IPN By 175/1622 (EABY 47231).

To już trzeci taki zestaw informacji na temat osób na stanowiskach publicznych. O tym, że dane są jawne i mają zostać opublikowane, mówi nowa ustawa lustracyjna, która weszła w życie już w marcu. Jednak szef IPN Janusz Kurtyka zdecydował, że dane osób kandydujących do parlamentu będą ujawnione dopiero po wyborach.

Wcześniej na stronach internetowych IPN znalazły się informacje o prezydencie, ówczesnym premierze, marszałkach obu izb parlamentu, Rzeczniku Praw Obywatelskich czy sędziach Trybunału Konstytucyjnego.

Żel pod prysznic za państwowe pieniądze

Dlaczego minister za żel pod prysznic płacił służbową kartą? "Nie wiem. Może w dyplomacji taki prezent oznacza sugestię, aby rozmówca się umył. Ale wygląda to raczej na prywatny zakup" - mówi Julia Pitera, minister ds. zwalczania korupcji. Chodzi o sprawę szefa Komitetu Integracji Europejskiej, który państwowe pieniądze traktował jak swoje.
czytaj dalej...
REKLAMA

Pitera jeszcze raz zapowiada, że wszystkie służbowe wydatki poprzedniego rządu zostaną dokładnie zbadane. A szczególnie sprawa szefa Komitetu Integracji Europejskiej, który - jak doniósł "Newsweek" - służbową kartą płacił nie tylko za kosmetyki, ale też restauracje.

Według tygodnika Tomasz Nowakowski stołował się w ekskluzywnych restauracjach, a elementy garderoby kupował w butiku, a za wszystko płacił służbową kartą kredytową. Dziennikarze dotarli do wyciągu z tej karty. Pełno na nim transakcji w eksluzywnych lokalach, perfumeriach czy sklepach z muzyką.

"Newsweek" zapytał ministra, jakie wydatki mogą być pokrywane z budżetu reprezentacyjnego UKIE. Nowakowski odpowiedział, że w UKIE nie ma określonego limitu wydatków reprezentacyjnych. Potwierdził zarazem, że prócz kosztów pokrywanych przez urząd, dysponuje służbową kartą z limitem 10 tysięcy złotych na miesiąc.

Nowakowski zadeklarował, że kartą płaci wyłącznie za hotele podczas zagranicznych delegacji i służbowe spotkania w kraju. Dodał, że w UKIE nie ma zwyczaju kupowania upominków dla delegacji odwiedzających urząd - pisze "Newsweek".

Wówczas "Newsweek" zajrzał do wyciągów ze wspomnianej karty. Oto, co znalazł: w okresie od 2004 do 2005 roku, gdy Nowakowski był podsekretarzem stanu, często gościł w perfumerii Sephora. Przez kilkanaście miesięcy zostawił w niej ponad cztery tysiące złotych. Co ciekawe, 23 grudnia swoją służbową kartą zapłacił za kosmetyki 1505 zł. Czyżby kupował europejskim partnerom pachnidła pod choinkę? - pyta "Newsweek".

Poproszony znów o wyjaśnienie, minister stwierdził, że przypomina sobie, iż mógł kupować upominki. Komu wręczał żele pod prysznic i wody po goleniu - tego już nie pamiętał. "Newsweek" dotarł też do faktur za zakupy pana ministra. Okazuje się, że w salonie wystroju wnętrz "Almi Decor" oraz butikach z włoskimi krawatami marki "Andrew's ties" od połowy 2004 roku do listopada 2005 zostawił blisko dwa tysiące złotych. Z kasy UKIE.

Nowakowski często płacił służbową kartą w restauracjach - twierdzi "Newsweek". Wielokrotnie również w soboty i niedziele. Aż dziw bierze, że za wyjątkowe poświęcenie dla kraju minister nie został jeszcze odznaczony - ironizuje tygodnik. I dodaje, że od połowy 2004 roku do listopada 2005 w modnych warszawskich restauracjach Tomasz Nowakowski zapłacił za około 50 transakcji kilkanaście tysięcy złotych.

Celticu mecz sezonu za 3 mln funtów

Michał Szadkowski
2007-12-04, ostatnia aktualizacja 2007-12-03 21:01
Zobacz powiększenie
Fot. SCOTT HEPPELL AP

Jednego punktu potrzebuje dziś Celtic na San Siro w meczu z Milanem, by drugi raz z rzędu awansować do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. Cała nadzieja w Arturze Borucu

Celtic zagra bez swojego "mózgu", bo Shunsuke Nakamura ciągle jest kontuzjowany. Podobnie jak obrońcy Mark Wilson, John Kennedy i Lee Naylor. Ale trzej ostatni "nie robią różnicy", wielokrotnie błędami doprowadzali polskiego bramkarza do białej gorączki.

Tak jak w meczu ze Spartakiem Moskwa, gdy Boruc rzucił się na Naylora z pięściami, a potem obronił dwa karne i zapewnił klubowi awans do fazy grupowej. Czy jak tydzień temu z Szachtarem, gdy Kennedy podał piłkę pod nogi rywala i było 0:1.

W Szkocji przypominają, że już rok temu Polak niemal w pojedynkę doprowadził Celtic do pierwszego w historii klubu awansu do 1/8 finału LM. Obronił m.in. rzut karny Louisa Sahy w meczu z Manchesterem United na Old Trafford.

- Razem z zyskami z praw telewizyjnych, sprzedażą gadżetów i koszulek Celtic może zarobić na awansie nawet 3 mln funtów. To wielka suma, byłoby na transfery w zimowym oknie transferowym - mówi dziennikarz. Na krocie ze sprzedaży Macieja Żurawskiego Celtic nie ma co liczyć. Ma tylko nadzieję, że w ogóle pozbędzie się polskiego napastnika, który kompletnie zawodzi i dziś ma minimalne szanse na wejście z ławki rezerwowych.

Wszystko więc w rękach i nogach Boruca, ale bohater Celticu zagra dziś z zerwanymi paznokciami (to efekt odmrożenia palców w meczu z Belgią) i blokadą w kolanie. Wczoraj trener Gordon Strachan przyznał, że po meczu z Milanem Polak będzie musiał iść na operację. W Szkocji była to sportowa informacja dnia, brukowce martwiły się, że Polak nie będzie mógł zagrać w następnych derbach Glasgow, 2 stycznia.

Na szczęście Milan zapewnił już sobie awans do fazy pucharowej, do zajęcia pierwszego miejsca wystarczy im remis. Szkoci liczą też, że obrońca Pucharu Europy będzie już myślami w Japonii, gdzie w piątek zaczynają się klubowe mistrzostwa świata. - W tej chwili turniej w Tokio to nasz cel numer jeden. Wygraliśmy Ligę Mistrzów, Superpuchar, teraz czas na mistrzostwo świata - mówi wiceprezydent mediolańczyków Adriano Galliani. Podobnego zdania są kibice, którzy kupili na razie tylko 3 tys. biletów. Przed sezonem karnety na mecze LM kupiło 25 tys. fanów, ale tylko nieliczni skuszą się na mecz z Celtikiem.

- Motywacji nam nie zabraknie. Ja chcę wygrywać zawsze - grozi Kaka, który w niedzielę dostał Złotą Piłkę dla najlepszego piłkarza grającego w Europie. To genialny Brazylijczyk był jedynym, który pokonał Boruca w 1/8 finału poprzedniej edycji. W Glasgow i w Mediolanie Polak dokonywał cudów, zatrzymując Gilardino, Seedorfa i Kakę. Skapitulował dopiero w trzeciej minucie dogrywki na San Siro. Żaden inny klub i żaden inny bramkarz nie sprawił już Milanowi takich problemów w drodze do zwycięstwa w Lidze Mistrzów.

Celtic ma nadzieję, że dziś Kaka będzie odpoczywał przed wyjazdem do Japonii...

Grupa D: AC Milan - Celtic Glasgow (20.45, NSport); Szachtar Donieck - Benfica Lizbona (20.45, kanał 59 platformy N)

1. AC Milan51011-5
2. Celtic Glasgow595-5
3. Szachtar Donieck565-9
4. Benfica Lizbona543-5
1000

dni mija dziś od ostatniego polskiego gola w Lidze Mistrzów. 9 marca 2005 r. Jacek Krzynówek strzelił go dla Bayeru Leverkusen w meczu z Liverpoolem (1:3).

15

tyle kolejnych meczów wyjazdowych przegrał Celtic w Lidze Mistrzów

7

tylu kolejnych meczów na San Siro nie wygrał Milan w Serie A

Jak w Katowicach zarobić 100 milionów złotych

Anna Malinowska
2007-12-04, ostatnia aktualizacja 2007-12-04 12:00

Trzeba znaleźć działkę i zmienić jej funkcję z rekreacyjnej na mieszkaniową. Odczekać kilka miesięcy i sprzedać bogatej firmie deweloperskiej. No i trzeba mieć też nosa do interesów, jak były radny Andrzej Raj

Zobacz powiekszenie
Fot. MARCIN TOMALKA / AG MARCIN TOMALKA / AG
Działka przy ul. Ceglana to świetna lokalizacja, choćby ze względu na bliskość centrum jak i autostrady A4
Teren między ulicami Ceglaną i Meteorologów, naprzeciwko kliniki okulistycznej w katowickim Brynowie to świetna lokalizacja: blisko centrum, nieopodal Parku Kościuszki. Działka jest jednak zaniedbana, bo kiedyś była tu cegielnia.

Jeszcze dwa lata temu obszar miał pełnić funkcję terenów rekreacyjnych. Rok później plan zagospodarowania przestrzennego został zmieniony. Radni uchwalili, że działka o powierzchni prawie 104 tys m.kw. świetnie się nada pod zabudowę mieszkaniową. Wśród głosujących "za" był Andrzej Raj, radny rządzącego miastem ugrupowania Forum Samorządowe i Piotr Uszok. Potem wydarzenia toczyły się w coraz szybszym tempie.

Cena rośnie niebotycznie

W marcu tego roku, gdy Raj nie był już radnym, właściciel działki Katowicki Holding Węglowy za 11 mln zł sprzedał ją firmie Eurofaktor. To ledwie 106 zł za metr, jak na Katowice bardzo tanio.

Przedstawiciele KHW tłumaczą, że przy sprzedaży dysponowali aktualnym operatem szacunkowym, który sporządził rzeczoznawca. - Wszystko odbyło się zgodnie z procedurą. Prezydent miasta nie skorzystał z prawa do pierwokupu, ogłosiliśmy więc przetarg - mówi Ryszard Fedorowski, rzecznik KHW.

Niespełna trzy miesiące po transakcji Eurofaktor odsprzedał ziemię firmie Brynów Park. Cena 18 mln zł. Po kolejnych czterech miesiącach podskoczyła do 114 mln zł! Za tyle Brynów Park sprzedał działkę firmie LC Corp, powiązanej z Getin Holdingiem, właścicielem Getin Banku.

Dodajmy, że Brynów Park został założony na chwilę przed transakcją, w lutym tego roku. Powołały go trzy osoby: Andrzej Raj i dwóch przedstawicieli Eurofaktora. Kapitał początkowy spółki wynosił zaledwie 50 tys. zł. - Aby kupić działkę zaciągnęliśmy pożyczkę. Pieniądze dał pewien inwestor, nie mogę zdradzić jaki - zastrzega Raj, pełniący funkcję wiceprezesa Brynów Park.

Udziałowcem firmy był Eurofaktor. Przed zakupem działki spółka nie zajmowała się działalnością deweloperską ani budownictwem, a głównie udzielaniem pożyczek. Wkrótce po powstaniu Brynów Park ogłosił upadłość. Raj podkreśla, że zanim został wiceprezesem Brynów Park nie miał żadnych kontaktów z Eurofaktorem.

Trzeba mieć nosa

Żeby wyjaśnić mechanizmy transakcji, wróćmy do 1988 r.. Powstał wtedy Górnośląski Fundusz Restrukturyzacyjny, którego głównymi udziałowcami są Eurofaktor i Górnośląski Bank Gospodarczy zamieniony później na Getin Bank. Funduszem zarządza Andrzej Raj.

- Kiedy byłem radnym w ogóle nie myślałem o działalności deweloperskiej. Prowadziłem natomiast działalność doradztwa finansowego, również dla deweloperów. Stąd też rynek budowlany nie jest mi obcy - tłumaczy były radny.

- Ale założył Pan spółkę, która na sprzedaży działki zarobiła 100 mln zł - przypominamy.

- Czasami trzeba mieć nosa do interesów. Działką nie interesowało się zbyt wielu inwestorów. Wszyscy bali się ryzyka, bo to byłe wyrobisko pocegielniane, wypełnione różnymi materiałami, np. odpadami pokopalnianymi. Dopiero badania przeprowadzone przez spółkę po nabyciu działki wykazały, że teren nadaje się do zabudowy, chociaż jej koszty będą wyższe ze względu na poprzedni charakter tej działki - mówi Raj.

Wydatek się zwróci

- Mamy pieniądze, a z udziałem nowoczesnych technologii przygotowanie takiego terenu pod budowę budynków mieszkalnych nie jest żadnym problemem. Nam chodziło po prostu o lokalizację. Wystarczyło popatrzeć na mapę miasta i od razu podjęliśmy decyzję: kupujemy. A cena? Taka była oferta sprzedającego. My zrobiliśmy we własnym zakresie badania, również z architektami. Na ich podstawie kupiliśmy za cenę, która w przyszłości się zwróci - mówi Artur Wiza, rzecznik wrocławskiej firmy LC Corp. Firma chce wybudować tam duże osiedle.

To, że cena działki urosła w tak krótkim czasie, dziwi samych rzeczoznawców. - Mogłoby tak być, gdyby poniesiono jakieś inwestycje. W przeciwnym wypadku trzeba by sprawę zbadać - uważa Mirosław Zych, rzeczoznawca majątkowy.

Julia Pitera, sekretarz stanu w kancelarii premiera, a zarazem pełnomocnik rządu do spraw opracowania programu zapobiegania nieprawidłowościom w instytucjach publicznych, nie ma wątpliwości. - Takimi właśnie przypadkami powinno zajmować się CBA. Należy przeanalizować cały proces zdarzenia, bo zachodzi prawdopodobieństwo, że doszło do nieprawidłowości. W intratnej transakcji bierze bowiem udział radny, człowiek, który miał dostęp do pewnych informacji. To zresztą klasyczne: w Polsce powstały miliony spółek ludzi, którzy mając pewną wiedzę, wykorzystali ją, by nie robiąc nic, zarobić grube miliony - uważa Pitera.

Jak Sawicka łowiła PO

Agnieszka Kublik, Wojciech Czuchnowski
2007-12-04, ostatnia aktualizacja 2007-12-04 07:46

Beata Sawicka - zanim zatrzymało ją CBA - usiłowała się umówić z kilkorgiem znanych posłów Platformy. Do Marka Biernackiego dzwoniła w dniu zatrzymania 19 razy

Zobacz powiekszenie
Fot. Tomasz Kaminski / AG
Poznań, 5 listopada, już po wyborach. Drugie zatrzymanie Beaty Sawickiej pod zarzutem korupcji
Zatrzymanie Sawickiej na gorącym uczynku, które w telewizji zobaczyła przed wyborami cała Polska, mogło skompromitować Platformę. PO natychmiast wyrzuciła ją ze swoich szeregów, a Sawicka poskarżyła się publicznie, że agent ją omotał. Jej łzy wywołały powszechne współczucie.

Wiemy jednak o siedmiorgu posłów PO, z którymi Sawicka próbowała nawiązać kontakt po przyjęciu pierwszej, a przed wzięciem drugiej łapówki. Wśród nich: Julia Pitera, Marek Biernacki, Jarosław Wałęsa.

Grzegorz Schetyna, sekretarz PO, dziś szef MSWiA: - Sądzę, że była prowadzona przez CBA, by złapać w sieć kogoś z nas.

Jego Sawicka nie szukała. - Od półtora roku mieliśmy ciche dni - mówi Schetyna. - Może to mnie uratowało?

- Nie wiem, czy nie została "odwrócona" - zastanawia się Pitera. W języku służb oznacza to skłonienie kogoś do współpracy.

CBA zatrzymało Sawicką, wtedy posłankę PO, w nocy z 1 na 2 października w gdyńskim hotelu Marina, kiedy przyjmowała 50 tys. zł łapówki. Wraz z nią wpadł burmistrz Helu Mirosław Wądołowski (wziął 150 tys. zł). Oboje mieli oferować agentom podającym się za biznesmenów ustawienie przetargu na działkę. Pierwszą część łapówki (50 tys. zł) Sawicka wzięła 8 września koło Sejmu.

Właśnie do Mariny Sawicka usiłowała ściągnąć Biernackiego - posła speckomisji, b. szefa MSWiA. Według źródeł "Gazety" 1 października dzwoniła do niego 19 razy. Dodzwoniła się raz. Namawiała go na wieczorne spotkanie w hotelu. Gdyby przyszedł, mógłby trafić na moment wręczania łapówki.

Biernacki nie chce mówić o tych telefonach: - Mam o tym zeznawać w prokuraturze. Byłoby niewłaściwe, gdybym wcześniej wypowiadał się w mediach.

Jarosława Wałęsę, syna byłego prezydenta, Sawicka nakłoniła do spotkania 1 października.

Wałęsa: - Zadzwoniła: "Cześć, jestem w Gdańsku". Zaprosiłem ją na obiad. Przyszła z kolegą, teraz wiem, że to agent CBA. Wtedy myślałem, że biznesmen. Usiłowała wciągnąć mnie w rozmowę o interesach na Helu. Nic o tym nie wiedziałem, starałem się rozmawiać o czymś innym, mnie interesowały listy wyborcze.

Wałęsa chciał za obiad zapłacić, ale ubiegł go towarzysz Sawickiej. - Zjadłem więc obiad na koszt CBA. Sałatkę carską z szyjkami raków za 25 zł i gazowaną mineralną za 8 zł. Teraz myślę, że spotkanie mogło być inspirowane przez CBA, może chcieli mnie wplątać w te działki na Helu? Mam do niej żal.

Julię Piterę po rozwiązaniu Sejmu Sawicka prosiła, by ją zarekomendowała na ulotce wyborczej. Pitera: - Chciała też, bym poleciła kogoś, kto poprowadzi jej kampanię. Dałam telefon znajomego, który się tym zajmuje. Ale jej zależało na poradach mego męża. Powiedziałam, żeby do nas przyszła, ale nalegała, by spotkać się z mężem w kawiarni. Mogło chodzić o to, by ich razem nagrać...

Telefon od Sawickiej w połowie września pamięta Lidia Staroń, posłanka PO z Olsztyna: - Choć słabo się znałyśmy, zadzwoniła późnym wieczorem i długo mówiła m.in. o pieniądzach na kampanię.

Andrzej Biernat: - Na przedostatnim posiedzeniu Sejmu Sawicka podeszła do mnie i powiedziała, że musimy się spotkać w mieście, że jest dużo ważnych rzeczy do zrobienia. Zdziwiłem się, bo nie mieliśmy wspólnych spraw, reprezentowaliśmy różne regiony. Do spotkania nie doszło.

16 października, gdy CBA ujawniło materiały kompromitujące Sawicką, do mediów przeciekła informacja, że tuż po zatrzymaniu Sawicka dzwoniła do Pitery i Schetyny. Dzień później mówili o tym posłowie PiS na konferencjach prasowych. Wkrótce okazało się jednak, że to nie Sawicka dzwoniła do Pitery i Schetyny, lecz funkcjonariusz CBA, rzekomo na jej prośbę.

Schetyna sądzi, że był to plan CBA: - Chcieli pokazać, że skorumpowana posłanka dzwoniła do swoich pomocników.

Również 16 października "Wprost" podał na stronie internetowej, że CBA nagrało kompromitującą rozmowę Sawickiej z Biernackim. A "Wiadomości" TVP - że do "układu Sawickiej" należała posłanka PO Ewa Kopacz, dziś minister zdrowia. Informacje te CBA szybko zdementowało.

Zapytaliśmy wczoraj CBA, czy Sawicka nawiązywała kontakty z posłami PO z inspiracji Biura? Rzecznik CBA Piotr Kaczorek odpisał tylko: "Sugestie zawarte pytaniach są absurdalne".

Sawicka odmówiła rozmowy.

Tezy o Tusku na dziś, jutro i pojutrze

Janusz Kędracki, Kielce
2007-12-04, ostatnia aktualizacja 33 minuty temu

Posłowie PiS codziennie dowiadują się z maila, co mają powtarzać w mediach. "Gazeta" ujawnia "Tezy do wystąpień medialnych" sygnowane przez biuro Klubu Parlamentarnego PiS.

Zobacz powiekszenie
Fot. PETER ANDREWS REUTERS
Premier Donald Tusk podczas wygłaszania expose
ZOBACZ TAKŻE
1. PRZEKAZ WS. DONALDA TUSKA NA DZIŚ, JUTRO I POJUTRZE

(Do powtarzania przy każdym wystąpieniu medialnym !!!)

1.Tusk popełnia błąd za błędem.

2.Wyraźnie widać ze nie ma doświadczenia, że wcześniej nie piastował ważnych funkcji państwowych.

3.Zamiast iść w konflikt i konfrontacje z prezydentem powinien czerpać z jego doświadczenia i uczyć się jak postępuje prawdziwy mąż stanu.

2. PRZEKAZ WS. ARTYKUŁU Z DZIENNIKA NT. TVP

PAP - Prezes TVP Andrzej Urbański: "...Nie ma żadnych dowodów na zarzuty stawiane wiceszefowej Agencji Informacji Patrycji Koteckiej. Aktualne wypowiedzi prasowe p. Łukasza Słapka są uwarunkowane konfliktem pracowniczym z TVP. Dziennikarz dopisuje kombatancką legendę do swojej porażki zawodowej. Słapek przedstawia takie zarzuty, na które nie ma żadnych dowodów..."

1.To niesprawdzone spekulacje medialne.

2. Jeśli ktoś czuje się pokrzywdzony przez pracodawcę powinien iść do sądu pracy i założyć sprawę. Do rozstrzygania sporów pracowniczych sąd pracy jest najlepszym miejscem. Tworzenie wokół siebie otoczki męczennika i ofiary nacisków politycznych jest co najmniej dziwne i niestosowne.

3.W mediach od wyborów panuje moda na atakowanie PiS.

4.Nie będziemy zajmować się pomówieniami i spekulacjami medialnymi.

5. Od dłuższego czasu w mediach pojawiają się sensacyjne informacje na temat rzekomych nieprawidłowości w TVP i AI, które po pewnym czasie okazują się nieprawdziwymi spekulacjami i wręcz insynuacjami.

6.Podczas kampanii wyborczej pojawiły się "sensacyjne" informacje o rzekomym celowym zagubieniu taśmy z relacją z wizyty Donalda Tuska w Londynie. Potem, o czym już niektóre gazety nie zechciały poinformować okazało się, że żadnej kasety z materiałem nie było, bo całość relacji transmitowano do Polski drogą satelitarną i materiał nie mógł "zaginąć".

7.Wobec powyższego uznajemy publikacje Dziennika za kolejną tanią sensację i przejaw braku dziennikarskiego obiektywizmu.

3. PRZEKAZ WS. ZACHOWANIA RADOSŁAWA SIKORSKIEGO

PAP - Kancelaria Prezydenta podała w czwartek, że szef MSZ Radosław Sikorski odmówił przyjęcia zaproszenia na spotkanie z Lechem Kaczyńskim. Sikorski tłumaczy, że nie mógł zjawić się w Pałacu Prezydenckim w proponowanym terminie, bo odbywało się wtedy nieformalne posiedzenie rządu. Kancelaria Prezydenta poinformowała, że L.Kaczyński zaprosił Sikorskiego do Pałacu Prezydenckiego na czwartek na godz. 16. Według oświadczenia Kancelarii, Sikorski odmówił przyjęcia zaproszenia, które zostało skierowane do niego w środę.

1. Szef MSZ Radosław Sikorski przysłał odmowę przybycia na spotkanie z prezydentem faksem, w czwartek, 3 minuty po godz. 16, a o tej godzinie miało rozpocząć się to spotkanie

2. Zaproszenie do Sikorskiego zostało wystosowane w środę i miał on dość dużo czasu, aby poinformować prezydenta, że do spotkania nie może dojść

3. To postępowanie świadczy, że nowa ekipa przyjmuje konfrontacyjny sposób współpracy z Prezydentem

4. Prezydent chce współpracować z rządem, ale dobra wola musi być z obu stron

5. Donald Tusk nagina i omija konstytucję nie informując prezydenta o polityce zagranicznej - Tusk chce wypychać prezydenta z polityki zagranicznej

4. PRZEKAZ WS. STADIONU NARODOWEGO

1.Dobrze, ze rząd podjął decyzje w sprawie wyboru projektanta stadionu.

2. Niedobrze, ze decyzji o wyborze projektanta nie połączono z decyzją na temat lokalizacji stadionu. Bez tego nie mogą ruszyć prace projektowe. Minister musi podjąć decyzję jak najszybciej.

3.Zamieszanie wokół stadionu wywołane przez H.G.Waltz było niepotrzebne i mogło stworzyć wrażenie, ze PL nie da rady wybudować Stadionu Narodowego.

4.Bedziemy wspierać wszystkie inicjatywy rządu w sprawie przyspieszenia prac nad stadionem.

5.Ta budowa to priorytet dla Polski

6. Minister Drzewiecki, by odnieść sukces ws. Stadionu Narodowego musi polegać na dorobku minister Jakubiak i iść w wyznaczonym przez nią kierunku. Nie ma czasu na eksperymenty.

Czy parlamentarzyści się stosują?

Czy parlamentarzyści PiS się stosują do tych tez? Zapytaliśmy świętokrzyskiego posła Krzysztofa Lipca, jak ocenia premiera: - Popełnia dużo błędów. Nie ma dobrej ekipy, nie ma również doświadczenia w sprawowaniu wysokich funkcji państwowych.

Poseł powtórzył więc prawie dokładnie to, co zawierają "Tezy". Zaklina się jednak, że o żadnej instrukcji nie słyszał: - Jeśli takowe są, to cieszę się, że zgodnie z nimi odpowiadałem.

Od innego świętokrzyskiego parlamentarzysty dowiedzieliśmy się, że "Tezy" przychodzą na jego skrzynkę pocztową od tygodnia, w dni powszednie. 3 grudnia powtórzone zostały te same uwagi na temat Tuska, a ponadto znalazły się "przekazy" w sprawie roli prezydenta w polityce zagranicznej, wspólnego posiedzenia komisji obrony i spraw zagranicznych oraz OECD.

Prof. Kazimierz Kik, dyrektor Instytutu Nauk Politycznych Akademii Świętokrzyskiej, podejrzewa, że za "Tezami" stoi Przemysław Gosiewski, szef Klubu Parlamentarnego PiS: - Miał zawsze zdolność do koordynowania wszystkiego.

Gosiewski do "Tez" się jednak nie przyznaje. - O żadnych tego typu tezach nic mi nie wiadomo - zaklinał się. Gdy przeczytaliśmy mu tezy o Tusku, roześmiał się i powiedział: - Podzielam je.

W biurze prasowym klubu PiS usłyszeliśmy, że na temat "Tez" może się wypowiedzieć Mariusz Kamiński, młody poseł z Białegostoku związany z prezydenckim ministrem i specem od PR Michałem Kamińskim.

- Nie będę komentował tej kwestii - powiedział poseł. Zasugerował jednak, skąd PiS czerpie wzory, odsyłając do wywiadu z doradcą medialnym PO Adamem Łapszynem, jaki ukazał się w "Dużym Formacie" "Gazety" 29 października.

Współtwórca wyborczego sukcesu PO i Tuska mówi tam o tzw. ZeSZyT (Zespole Strategicznego Zarządzania Treścią). "Chłopaki z mojej agencji przeglądały gazety, internet i przewidywaliśmy, co będzie najważniejszym tematem dnia. Potem pisaliśmy, co przedstawiciele Platformy powinni mówić, jak się zachowywać, jak reagować na zaczepki konkurencji, jak odpowiadać na co dociekliwsze pytania mediów. Każdy polityk dostawał raport mailem" - opowiadał Adam Łapszyn.

Zdradził, że początkowo działacze PO niechętnie z tych podpowiedzi korzystali. „Szlag mnie trafiał! Przełomowym momentem była debata posła Mężydły w TVN 24. Serce nam rosło, bo poseł mówił naszym » zeszytem «! Nie sprawdziłem tego, ale wydaje mi się, że po prostu umiał korzystać z takich materiałów, bo nauczył się tego w PiS”.

Wiadomości TVPiS

Agnieszka Kublik
2007-12-04, ostatnia aktualizacja 15 minut temu

Wiceszefowa Agencji Informacji TVP Patrycja Kotecka rozmawiała z nami językiem władzy, a nie bezstronnego dziennikarza - mówi Grzegorz Kozak, b. wiceszef "Wiadomości", wyrzucony z TVP za krytykę szefostwa

Zobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AG
Patrycja Kotecka
Agnieszka Kublik: Patrycja Kotecka jest skuteczna w ręcznym sterowaniu dziennikarzami "Wiadomości" TVP. Swoich przeciwników usunęła - odeszli m.in. prezenter Marcin Leśkiewicz, dziennikarze Tomasz Lipko, Łukasz Słapek i pan. A "Wiadomości" dzielnie jak wspomagały, tak wspomagają PiS.

Grzegorz Kozak: Kotecka umiejętnie manipuluje na kilku poziomach: kto ma zrobić konkretny materiał i jak. Słyszałem, że czasami - gdy chodzi o Ministerstwo Sprawiedliwości czy służby specjalne - sama zasiada przy komputerze i pisze tekst za reportera.

To jest możliwe, bo teraz w "Wiadomościach" pracuje wielu niedoświadczonych dziennikarzy. Tak jeszcze nigdy nie było - oni zostali do "Wiadomości" przywiezieni w teczkach! To ich demoralizuje. Wcześniej obowiązywała droga awansu: początkujący reporter przygotowywał materiały do dzienników przedpołudniowych, potem mógł awansować na reportera pracującego także do głównego wydania o 19.30, wreszcie mógł zostać producentem, a potem wydawcą.

A teraz do "Wiadomości" zostali ściągnięci ludzie bez telewizyjnego doświadczenia i od razu przygotowują materiały na 19.30 albo zostają wydawcami głównego wydania.

Nimi łatwiej się manipuluje, można zasugerować, co należy wyciąć, a co podkręcić.

Np. kilka dni przed wyborami parlamentarnymi w relacji z konferencji posłanki PO Beaty Sawickiej na pozór wszystko było OK. Były fragmenty jej konferencji, opinie posłów PO i PiS. Ale nie było najbardziej wstrząsającego fragmentu, kiedy zwracała się wprost do szefa CBA Mariusza Kamińskiego: "Mnie już nie ma. Już wam nie zagrażam. Zniszczono mnie i moją rodzinę. Niech pan nie doprowadza mnie do utraty życia. Niech pan mi pozwoli na uczciwy proces".

Wg planu PiS, CBA miało pogrążyć Sawicką i PO, tymczasem to łzy Sawickiej pogrążyły PiS. I dlatego w "Wiadomościach" apel Sawickiej nie mógł się ukazać, zbyt przemawiał do ludzkich emocji, był sprzeczny z wyborczą strategią PiS, czyli i "Wiadomości". Kotecka i szefowa "Wiadomości" Dorota Macieja postępowały w myśl zasady, że jak "Wiadomości" o czymś nie poinformują, to jakby to się nie wydarzyło.

To dlatego, gdy jeden z dziennikarzy chciał zacytować słynne zdanie Zbigniewa Ziobry o zatrzymanym przez CBA kardiochirurgu: "Nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie", kaseta z nagraniem zaginęła, bo ten niepotwierdzony zarzut był niewygodny dla PiS. Tak samo jak kaseta z groźbami Ziobry, że są "nowe dowody na Donaldu Tusku". W TVP poszła tylko informacja następnego dnia, że Ziobro został źle zrozumiany.

- I Kotecka, i Macieja mają ambicje kreowania politycznej rzeczywistości. Taką postawą uczyniły tym młodym dziennikarzom ogromną krzywdę. Telewizja publiczna traci najlepszych dziennikarzy, którzy mogliby wychować następców. A panie Kotecka i Macieja dają jak najgorszy przykład, bo o bezstronnym dziennikarstwie nie mają pojęcia.

Na dodatek ci młodzi zostali wciągnięci w niemoralną grę: im lepiej wczuwali się w intencje szefowych, tym więcej mogli zarobić. Ich konformizm był kupowany, i to dosłownie.

Pamiętam, jak Kotecka zagadnęła mnie o jeden z tematów przygotowanych do "Wiadomości". "Jaka jest jego teza?" - spytała. Odparłem, że to nie jest materiał z tezą, lecz informacja. Zobaczyłem u niej niezrozumienie, bo dla niej wszystko musiało być z tezą. Może dlatego tak często kazano nam robić jakieś materiały za "Gazetą Polską"? To nie były newsy, to były materiały z tezą.

To pan - wbrew Koteckiej i Maciei - zdecydował, że usunięcie przez policję pielęgniarek sprzed kancelarii premiera będzie tematem nr 1 w "Wiadomościach" tego dnia. Został pan za to ukarany przeniesieniem do TVP3.

- Macieja mówiła, że TVP nie będzie pokazywać incydentalnej sprawy kilku pielęgniarek, które same nie wiedzą, czego chcą, na dodatek ich protest to sprawa polityczna. Tak samo mówił o tym proteście premier. I Kotecka, i Macieja mówiły do nas językiem władzy, nie bezstronnych dziennikarzy.

Moim zdaniem tego dnia to był najważniejszy news. Kotecka i Macieja chciały, by pierwszą informacją był rozpoczynający się następnego dnia szczyt UE. Chciały po raz kolejny przypomnieć, jak rząd będzie dzielnie walczyć o nasze narodowe interesy. A przecież w tej sprawie jeszcze nic się nie wydarzyło.

Nie mogłem nagle kolegom z "Wiadomości", wśród których cieszyłem się autorytetem, powiedzieć, że najważniejszym newsem jest ta propaganda, a nie protest pielęgniarek.

Poprzedni szefowie "Wiadomości" z mozołem odbudowywali wiarygodność programu. Teraz to wszystko zostało zaprzeszczone.

Z podobnego powodu z "Wiadomości" odszedł Radosław Rybiński, który kierował dziennikiem, kiedy Bronisław Wildstein wyrzucił Roberta Kozaka. Rybiński nie zgadzał się z poleceniem wycięcia słów senatora Kazimierza Kutza nad grobem Barbary Blidy: "Jest pani ofiarą kamiennych serc". Szef Agencji Informacji TVP Jarosław Grzelak argumentował, że wypowiedź senatora "nie pójdzie, bo uderza w PiS". Przypominam, że Blida popełniła samobójstwo, kiedy do jej domu weszło ABW.

Jak na informacje o manipulacjach Koteckiej i Maciei reagował prezes TVP Andrzej Urbański?

- Spotkał się z nami raz, nie licząc rozmowy, gdy Macieja została szefową "Wiadomości". Przyszedł po awanturze w sprawie pielęgniarek. Dostaliśmy wtedy jednoznaczny sygnał: to kierownictwo ma zawsze rację, kto tego nie akceptuje, niech szuka pracy gdzie indziej. Kotecka i Macieja wyszły z tego spotkania silniejsze i jeszcze bardziej zdeterminowane, by pilnować w "Wiadomościach" interesów PiS.

Czyli zaakceptował ręczne sterowanie w imię interesów władzy?

- Prezes jest doświadczonym dziennikarzem i, oglądając "Wiadomości", nie mógł nie rozumieć, co się dzieje. Jeśli ich nie oglądał, to usłyszał od nas, jak się sprawy mają. Więc: wiedział i akceptował te wszystkie manipulacje, bo jego celem nie był dobry program informacyjny, tylko pomoc władzy.



* Grzegorz Kozak, w TVP pracuje od 1986 r., był w "Teleexpressie", "Panoramie", od 1997 r. w "Wiadomościach". Był korespondentem w Moskwie, wydawcą, a od maja tego roku zastępcą szefa dziennika.

Wykłada dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, Uniwersytecie im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego i w Wyższej Warszawskiej Szkole Humanistycznej, po odejściu z TVP pracuje w Polsacie jako szef wydawców "Wydarzeń".

Źródło: Gazeta Wyborcza

Gdzie zniknął Zbigniew Ziobro?

man, PAP
2007-12-04, ostatnia aktualizacja 2007-12-04 07:31

Zbigniew Ziobro zniknął z telewizji i radia. Zmienił numer telefonu. Nie komentuje bieżących wydarzeń politycznych, nie angażuje się w partyjne spory. Jakie są powody odsunięcia się w cień jednego z najbardziej rozpoznawalnych ministrów rządów Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego? - zastanawia się "Gazeta Krakowska".

Zobacz powiekszenie
Fot. Aleksander Prugar / AG
Były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro
W opinii partyjnych kolegów i najbliższych współpracowników, to tylko chwilowe zejście z pierwszego szeregu sceny politycznej. "Odpoczywa i wycisza się" - mówi Andrzej Duda, były zastępca Ziobry w ministerstwie, dziś sędzia Trybunału Stanu. "Dużo czasu spędza w Krynicy. We trójkę, z Arkiem Mularczykiem, planujemy wkrótce wyskoczyć na narty" - dodaje.

Były minister sprawiedliwości znajduje jedynie czas na pracę w regionie. W minioną sobotę razem z posłem PiS Andrzejem Adamczykiem Ziobro odwiedzał lokalne koła partyjne w okręgu krakowskim. Tematem spotkań był zbliżający się kongres PiS. "Usunął się na drugi plan i obserwuje, w którym kierunku rozwinie się sytuacja w partii po kongresie zaplanowanym na najbliższą sobotę" - opowiada jeden z małopolskich działaczy PiS. "Konkurencja nie śpi. W Krakowie w ostatnim czasie wzmocniła się frakcja Zbigniewa Wassermanna i Ziobro musi dopilnować lokalnych spraw - uzupełnia.

W parlamencie Ziobro na razie jest niewidoczny. Początkowo zgłosił się do pracy w Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich. Jednak po dziewięciu dniach przeniósł się do Komisji do spraw Kontroli Państwowej, w której zasiada z byłym premierem Jarosławem Kaczyńskim. Był nieobecny na ostatnim posiedzeniu Sejmu. "A niby po co miałby teraz szarżować"? - pyta poseł PiS Tadeusz Cymański. "Przez dwa lata był na pierwszej linii walki i pierwszej linii strzału" - podkreśla.

Dla dziennikarzy największych stacji radiowych i telewizyjnych były minister sprawiedliwości nadal jest pożądanym gościem. Konrad Piasecki, prowadzący poranne wywiady w RMF, od czasu wyborów nie ma kontaktu z Ziobrą. "Próbowałem dzwonić pod wszystkie znane mi numery i nikt nie podnosił" - przyznaje autor "Kontrwywiadu". Tomasz Sekielski i Andrzej Morozowski z programu "Teraz my" także próbują dodzwonić się do byłego ministra. Bezskutecznie. "Jest nadal atrakcyjny medialnie i chętnie byśmy go zaprosili. Ziobro to polityk wyrazisty i kontrowersyjny. Jego obecne milczenie jest zrozumiałe. Dwa lata żył na bardzo wysokich obrotach i pewnie wziął sobie urlop od mediów" - twierdzi Sekielski.

Dziennikarz TVN uważa, że rozwód Ziobry z telewizją jest chwilowy. Z kolei Eryk Mistewicz, zajmujący się marketingiem politycznym, sądzi, że odejście Ziobry w cień może potrwać nawet półtora roku: "Jest zbyt mocnym znakiem towarowym IV RP, żeby go rozpuszczać w codzienności. Teraz nie ma potrzeby eksploatować go.

Odpoczynek najwyraźniej wychodzi na zdrowie Zbigniewowi Ziobrze. "Widzieliśmy się przedwczoraj. Już odzyskuje wigor" - zapewnia "Gazetę Krakowską" sędzia Andrzej Duda.

Internauta pozwał Wikipedię za "trolla"

mar
2007-12-04, ostatnia aktualizacja 2007-12-04 08:49

PRZEGLĄD PRASY. Arnold Buzdygan pozwał Stowarzyszenie Wikimedia, ponieważ w Wikipedii znalazła się informacja o tym, że jest on przedstawicielem trollingu internetowego. Uważa, że nazwanie go "trollem" jest obraźliwe i narusza jego dobra osobiste - podaje "Dziennik". - To absurd: nie odpowiadamy za to, Wikipedia powstaje społecznie - mówi jeden z edytorów Wikipedii. Rozprawa w czwartek we Wrocławiu.

Zobacz powiekszenie
Fot. Łukasz Giza / AG
Arnold Buzdygan
Informacje nt. aktywności Buzdygana na forach internetowych znalazły w haśle o nim, w części "Kontrowersje".

"Arnold Buzdygan to postać znana i bardzo aktywna w polskim Usenecie (...). Od lat wywołuje duże zainteresowanie kontrowersyjną treścią oraz stylem swych wystąpień. Ze względu na zawarte w nich wulgaryzmy, propozycje zakładów oraz zapowiedzi licznych procesów sądowych i groźby pobicia, część społeczności określa te zachowania mianem trollingu. Sam Buzdygan twierdzi, że z powodu swoich poglądów i pomysłów, stał się ofiarą serii oszczerstw i manipulacji" - czytamy w Wikipedii.

- To bardzo obrzydliwe określenie w sferze internetu, wykluczające totalnie. Coś jak pedofil w pozostałych przypadkach - mówi "Dziennikowi" Buzdygan. Jak dodaje, od dwóch lat na jego temat zamieszczane są kłamstwa. Żąda od Wikimedia Polska stu tys. zł odszkodowania.

"Tyle tylko, że przedstawiciele Wikipedii i część społeczności usenentowej (...) uważają, że jest jednym z najbardziej znanych trolli w Polsce" - pisze gazeta.

Edytor: To absurd

- Stowarzyszenie nie chce zajmować stanowiska w tej sprawie - ucina Paweł Zienowicz, rzecznik Stowarzyszenia Wikimedia Polska.

- Roszczenia pana Buzdygana są absurdalne (...). Wikipedia nie jest naszym produktem. (...) Wpisy w serwisie może wprowadzić każdy. Rola administratora ograniczona jest tylko do chronienia przed wandalizmem - mówi nieoficjalnie "Dziennikowi" jeden z edytorów Wikipedii.

- Jeśli wydawca rozpowszechnia treści obraźliwe, naruszające czyjeś dobra osobiste, musi liczyć się z konsekwencjami takiego działania - mówi z kolei Andrzej Malicki, szef Okręgowej Rady Adwokackiej we Wrocławiu.

Arnold Buzdygan, technik mechanik, chciał kandydować na prezydenta Polski w 2005, ale nie zebrał wystarczającej ilości podpisów. Jest założycielem Stowarzyszenia Twórców Internetowych, Partii Niskich Cen i Partii Rozwoju.

Rok 2007 najgorszy w historii funduszy emerytalnych

lko
2007-12-04, ostatnia aktualizacja 18 minut temu

Aż o 4 procent straciły na wartości jednostki funduszy emerytalnych na przestrzeni listopada - pisze wtorkowy Parkiet. Straty dotknęły po równo małych i dużych funduszy.

Zobacz powiekszenie
Zdaniem cytowanych przez Gazetę Giełdy Parkiet w grudniu OFE nie będą już raczej w stanie odrobić tej straty, co oznacza, że mijający rok będzie dla nich najgorszy w historii. W 2006 roku zarobiły średnio 16 procent. Do chwili obecnej średni wzrost wartości jednostki uczestnictwa w 2007 roku wyniósł 6 procent.

Największe straty OFE poniosły w listopadzie. Zdaniem pytanego przez Parkiet o zdanie Marka Jurasia, analityka Domu Maklerskiego BZWBK kiepskie wyniki funduszy wynikają z sytuacji na rynku akcji. Inwestycje w papiery wartościowe przyniosły w tym roku znacznie niższe stopy zwrotu. Indeks WIG wzrósł w bieżącym roku tylko o 12,4 proc. wobec 41,6 proc. w 2006 r.

Zdaniem analityków przedświąteczne wzrosty na rynkach finansowych zwane "Rajdem św. Mikołaja" nie pomogą już wyrównać poniesionych strat.

Ponad 80 milionerów w Sejmie, połowa z nich w klubie PO

mar
2007-12-03, ostatnia aktualizacja 2007-12-03 19:02

Mirosław Koźlakiewicz, Roman Kosecki i Janusz Palikot z Platformy Obywatelskiej otwierają listę ponad 80 milionerów zasiadających w naszym Sejmie.

Zobacz powiekszenie
fot. Piotr Augustyniak / AG
Mirosław Koźlakiewicz
Analizę oświadczeń majątkowych nowych posłów przeprowadził portal Money.pl. Najbogatszy poseł - Mirosław Koźlakiewicz - ma niecałe pół miliona złotych oszczędności oraz m.in. gospodarstwo o wartości ponad 10 mln zł, dwie fermy drobiu o wartości ponad 10 mln i cztery mieszkania na wynajem.

Nr dwa na liście sejmowych milionerów - Roman Kosecki - dorobił się na piłce. W skład jego majątku o wartości ok. 8,6 mln zł wchodzą dom w Konstancinie wyceniany na 3,9 mln, cztery działki (4,2 miliona złotych) oraz ponad 800 tys. zł oszczędności.

Majątek Janusza Palikota jest warty ponad 8,5 miliona zł, składają się na niego połowa praw do zespołu pałacowo-parkowego w Jabłonnej, udziały w spółce Kresy i Żołądkowa S.A., obrazy i meble o wartości 2,5 miliona złotych oraz ponad milion zł oszczędności.

Kolejni w pierwszej dziesiątce sejmowych milionerów to minister Radosław Sikorski z PO (majątek warty 8,1 mln zł, 310 tys. zł oszczędności), 5. Andrzej Gut-Mostowy z PO (odpowiednio 7,7 mln zł, 1,1 mln zł), 6. Mieczysław Golba z PiS (3,8 mln, 37,6 tys.), 7. Andrzej Halicki z PO (3,7 mln, 286 tys.), 8. Jan Kamiński z PSL (3,5 mln, 20 tys.), 9. Adam Wykręt (3,3 mln, 30 tys.) i 10. Zbigniew Religa (3,1 mln, 2 mln).