Izabela Szymańska, Grzegorz Lisicki
2008-02-08, ostatnia aktualizacja 2008-02-12 12:02
Trenerzy dają mi do wyboru technikę "mega-direct" ze złapaniem tańczącej kobiety za biodra albo spokojniejszą - "zarzucanie obręczy"
Fot. Aleksander Prugar / AG
Grzegorz Lisicki, współautor tekstu, testuje zdobytą na kursie podrywania wiedzę w klubie Park
Zaczynam w klubie Muza na Chmielnej. W urządzonej na czerwono piwnicy pusto, bo to wczesne popołudnie. Trenerzy rozpierają się na kanapie. Czterech kursantów rozgląda się niepewnie, przyglądają się sobie nawzajem.
Wstydzą się.
Ten na lewo ode mnie ma 30 lat, dżinsy, czarne buty, koszulę w kratkę wpuszczoną w spodnie, brązowy pasek ze srebrną sprzączką. Nazywam go Marzyciel.
Drugi - wygląda jak Johnny Depp w filmie "Las Vegas Parano". Ma 31 lat, ogolił się na łyso i mówi dyszkantem. Czasem strzeli jakąś łóżkową aluzję. Głównie jednak wypowiada refleksje i złote myśli. Ubrany jak Marzyciel.
Dalej Informatyk, 27 lat. Poważne spojrzenie, skupiony, dużo zapisuje, konkretny. Ma bojówki, luźną koszulkę i powycinane na włosach wzorki.
Jest jeszcze Inwestor, blondyn z niebieskimi oczami. Mówi z silnym śląskim akcentem. Chce upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Ważniejsze niż uwodzenie jest inwestowanie pieniędzy, ale mało kto chce mu je powierzyć. To ma zmienić się po kursie: trzy dni po pięć godzin dziennie teorii, praktyki w klubach i centrach handlowych.
Don Juani do zadań specjalnychGrzegorz bierze udział w kursie tylko jednej z kilku warszawskich szkół uwodzenia dla mężczyzn. Ja, Izabela, spotykam się z trenerami. Na początek z tymi z kursu Grzegorza. W biznesie uwodzenia są od dwóch lat.
Adept, wysoki, postawny, łysy 34-latek pierwszy wyciąga rękę na powitanie. Na co dzień informatyk, nie każdemu przyznaje się do swojej dodatkowej pracy: - Mówię, że zajmuję się treningiem interpersonalnym.
- Uczę mężczyzn, jak być duszą towarzystwa. Nie mam obowiązku mówienia całej prawdy o sobie i słuchania krytyki - to 25-letni Solid, pracownik marketingu. Opalenizna z solarium podkreśla duże, niebieskie oczy i farbowane blond włosy.
23-letni Adventurer, drobny, ruchliwy brunet ze srebrnymi łańcuchami na szyi, jest najbardziej bezpośredni: - Moi przyjaciele wiedzą, dziewczyna też. Trochę się oburza, jest zazdrosna, ale to świetny motywator w związku - twierdzi i prezentuje teorię: - Jeżeli kobieta widzi, że inna też jest zainteresowana, to zaczynają ze sobą walczyć. Uświadamia sobie wtedy, że facet naprawdę stanowi dla niej wartość.
Rozparty w fotelu Solid przekrzykuje taneczną muzykę: - Uczymy facetów, co powinni zrobić, żeby od pierwszej chwili twój umysł, umysł kobiety, kwalifikował ich do grona osób, którym ufasz. Otwierasz bramy swojego zamku i mówisz: OK! Chodź, stań na murach i broń mnie!
Zasady, których uczą, wykorzystują tylko wtedy, kiedy w zasięgu ręki mają "cel". Żaden nie zrywa się niczym Don Juan (o którym chętnie wspominają), żeby pomóc mi odsunąć od stolika ciężki fotel ani żeby podać płaszcz, kiedy spada na ziemię.
Punkt pierwszy: dowartościowanieDruga godzina kursu. Adept pyta: - Znacie jakieś swoje dobre cechy, chłopaki?
Marzyciel wylicza: dobry, miły, uczciwy, opiekuńczy, i na dodatek w pracy same sukcesy. Ale osiada przy dziewczynach. Robi się nieśmiały, wycofany.
Depp? Miał żonę. Tylko że ona od niego odeszła. Powiedziała, że nie czuła się przy nim bezpiecznie. Dwa lata zastanawiał się, co to znaczy.
- Oj, chłopaku... nie znasz zasad - przerywa mu luzacko Solid i unosi palec. - Pierwsza jest taka, że to mężczyzna zaczyna i kończy związek. A kobieta dobrze rzucona wraca jak bumerang! Ha, ha ha... Wszyscy się śmieją. Tylko Inwestora coś jakby gryzie. - A wyrzuty sumienia? - pyta w końcu.
- Jakie wyrzuty, chłopaku! Dziewczyna ma cię szanować! - słyszymy w odpowiedzi.
Konkurencja: artyści uwodzeniaW konkurencyjnej szkole PUA Polska szef trenerów utrzymuje się tylko z kursów. Domin jest po psychologii, ale nie uważa, żeby było to konieczne do prowadzenia zajęć z uwodzenia. - Czy ukończenie medycyny uprawnia do robienia operacji na otwartym sercu? - pyta retorycznie spokojnym głosem i rzuca powłóczyste spojrzenie. Widać, że prowadził treningi z autoprezentacji: kiedy chce podkreślić słowo - robi pauzę albo nachyla się nad stolikiem. Wie, co chce powiedzieć i jaki efekt osiągnąć. Spojrzeniem - bada moje reakcje. Jest drobny, rude włosy chowa pod czarnym kapeluszem w prążki, nosi brązowy golf i srebrny łańcuch z wisiorkiem. Ma 28 lat, wygląda na 24.
Robi zupełnie inne wrażenie niż trenerzy z kursu Grzegorza.
- Absolwenci naszych szkoleń nie są podrywaczami tylko Pick Up Artist, artystami uwodzenia - zdradza skrót nazwy kursu: PUA. - Uczymy mężczyzn obserwować kobiety, wyczuwać ich potrzeby, po to, by mogli dać to, czego dziewczyna potrzebuje. Nie uznajemy rozbijania małżeństw, chcemy być lojalni wobec innych mężczyzn - deklaruje. - Po nocy z nami kobieta ma być lepsza, ma to ją podnieść, rozwinąć, a nie powodować wyrzuty sumienia.
Wylicza, że uczą facetów, jak się ubierać, podpowiadają, jaka fryzura im pasuje, zachęcają do chodzenia na siłownię albo basen.
Punkt drugi: diagnozaW trzeciej godzinie kursanci odpowiadają, jakiej szukają kobiety.
- Inteligentnej, z życiem wewnętrznym, czułej, opiekuńczej, samodzielnej - mówi Marzyciel. Reszta potakuje.
- To wypiszcie, jakie są kobiety - poleca Solid. Chłopcy zastygają nad pustymi kartkami. Mija minuta, dwie, trzy. Odczytują: niezbyt mądre, roztrzepane, manipulują, nielogiczne, uparte, wymagają czasu i zachodu. Coś więcej wykrzesał tylko Marzyciel: emocjonalne, silne, wytrwałe.
- Tu jest problem! W kobietach widzisz prawie same negatywy - Adept niby gani jednego z nas, ale tak naprawdę zwraca się do wszystkich. - Stereotypy, kalki i opinie kumpli. Do tego twoja nieśmiałość i kilogramy kompleksów. Od dziś masz zacząć myśleć inaczej! Jesteś dla niej najlepszym wyborem. Kobiety tak samo pragną mężczyzn, jak my ich. Kobiety kochają seks i uwielbiają być uwodzone.
Warzywo dla każdej dziewczyny- W kursach wykorzystujemy NLP, czyli neuro-lingwistyczne programowanie (NLP) - mówi Adept - ale głównie opieramy się na własnych doświadczeniach. Na początku testowaliśmy na naszych znajomych. Dawaliśmy rady kolegom, jak powinni podrywać dziewczyny, i to działało.
Konrad Maj, psycholog społeczny ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej: - Techniki NLP to szerokie pojęcie. Wykorzystują metody autoprezentacji, wywierania wpływu na innych ludzi. Nie ma naukowych metod weryfikacji skuteczności technik czy całych kursów.
Ale Adventurer podaje przykłady rozmów, które mają zaciekawić każdą dziewczynę: - Można zapytać: "Hej, gdybyśmy byli razem, a ja byłbym chory, to przyniosłabyś mi zupę?". Jeżeli ona mówi: "Tak przyniosłabym", to ja mówię: "O mój Boże, jesteś cudowna!". Możemy też zainteresować dziewczyny, rozmawiając o tym, co je ciekawi, np. związki, zdrady, tajemnice, ezoteryka, czytanie z dłoni, testy na osobowość. Są też gry. Dziewczyny odpowiadają na pytania tak samo. Spróbujmy! Pomyśl numer od 1 do 10.
- Dziewięć - mówię.
- Hmm... - Adventurer marszczy czoło.
- Co najczęściej mówią dziewczyny? - dopytuję.
- Siedem - przyznaje Adventurer, ale się nie poddaje. - No to coś innego: pomyśl narzędzie i kolor.
- Zielony młotek - odpowiadam.
- Czerwony młotek, czerwony, blisko... A teraz - warzywo! - komenderuje.
- Ogórek.
- Oj, marchewka...
Punkt trzeci: praktykaHula Kula, trzeci wieczór praktycznych zajęć w klubie. Schodzimy się ok. godz. 23, bo dopiero o północy do klubów przychodzą ponoć najatrakcyjniejsze dziewczyny. Na parkiecie kilka "wolnych" dziewczyn tańczy do dyskotekowych hitów. Średnia wieku - liceum.
Kursanci trzymają się razem, spoglądają niepewnie na wyżelowanych konkurentów w adidasach, podrygują do muzyki.
Pierwszego dnia Adept wskazywał samotne dziewczyny, dawał kilka minut na rozmowę i dawał znaki do odwrotu. Nie chodziło o podryw, a o przełamanie wstydu. Drugiego dnia to samo, ale wychodzi już lepiej.
Teraz dostajemy kolejne zadanie: zastosować "mega-direct ze złamaniem stanu emocjonalnego". To według Adepta jedyna skuteczna metoda na wyciągnięcie tańczącej dziewczyny z parkietu. Do akcji wkracza Inwestor. Wybiera brunetkę w spódniczce przed kolana. Typowe "mięso", jak określił dziewczynę wcześniej. Zaczyna tańczyć obok, po chwili kładzie jej ręce na ramionach i zdecydowanie, ale delikatnie odwraca ją od koleżanek. To "izolacja". Do końca kawałka tańczą razem, po czym bierze ją za rękę i zabiera na sofę.
"Świnia ćwiczebna" nie na trwały związekKursy nie są tanie. Cena różni się zależności od firmy i opcji: mogą być zbiorowe, indywidualne, z jednej techniki, tylko teoria lub teoria z praktyką. Przedział cenowy: od 500 zł do 3 tys. zł.
- Ludzie do nas przychodzą, bo podrywanie na "bycie sobą" się nie sprawdza. Musisz być najlepszą wersją siebie - mówi Solid.
- Nasz e-book o podrywaniu na parkiecie tanecznym ściągnęło ze strony wiele osób - dodaje Adept. - Skąd wiemy, że to działa? - Solid ogląda się za przechodząca obok stolika blondynką i uśmiecha szelmowsko. - Wystarczy poczytać opinie na forum internetowym.
No to czytam: "Siedzi koło mnie laseczka, brzydka, ale ch*j - świnia ćwiczebna" - zaczyna bez ogródek Shadow, eks-kursant. Zanim zacznie się przechwalać, jak dziewczyna, która go wcale nie interesuje, sama zaczyna go uwodzić, dostrzega też jej pozytywne cechy: "Ma fajne cycki".
Psycholog społeczny Konrad Maj przyznaje, że kursy pokazują, jak zwrócić na siebie uwagę dziewczyny, ale najczęściej nie uczą, jak budować długotrwałe związki. - Jeśli zwracasz na siebie uwagę, budując fałszywy obraz siebie, to musi się to kiedyś wydać. Partner ma nadzieję, że się zmienisz i dostosujesz do obrazu z pierwszego wrażenia, ale często jest to w ogóle niemożliwe. Wtedy związek się rozpada.
Generalnie kursów nie poleca: - Zbiorowe kursy są zwodnicze, bo nie ma tam indywidualnej pracy z kursantem, nie poznaje się historii jego problemu, nie bada złożoności: może wpływa to też na inne dziedziny życia, może taka osoba w ogóle boi się podejmować nowe wyzwania?
Tym, którzy mają problemy ze znalezieniem drugiej połowy, radzi zastanowić się, w czym tkwi problem, a jeśli potrzebują pomocy z zewnątrz - zwrócić się do psychologa.
Punkt nadprogramowy: prawda o kursie
Choć to koniec kursu, nie mam ochoty na "łamanie stanu emocjonalnego" w stylu Inwestora. Decyduję się na "openera" - zagajenie.
Dobrze się składa, poznaję "znajomą znajomej". Gośka nie wie, że jest królikiem doświadczalnym.
- I co, znowu chcesz fajkę? - mówię, kiedy Gośka sięga po papierosa. - Dużo palisz...
- Zwariowałeś, tylko w klubie - odpowiada i poprawia włosy - według trenerów znak, że się mną interesuje. Mówili, że nie warto tracić czasu na dziewczynę, która nie okazuje odrobiny zainteresowania.
- A w pracy? Nie wychodzisz na fajkę? - i zarzucam "obręcze": pytam o pracę, o gotowanie, czy jest opiekuńcza.
Pora wprowadzić "fałszywy ogranicznik czasu" - zmyśloną wymówkę, że nie mam dla niej ani chwili dłużej, bo coś mnie ogranicza. Mówię, że muszę wrócić, do przyjaciół, z którymi przyszedłem. Wracam po kwadransie. Gośka się cieszy, ja też, bo widzę, że sztuczki działają. Rozzuchwalam się jeszcze bardziej: żegnam się i na jej oczach idę pogadać do dwóch znajomych dziewczyn. Kątem oka widzę, że Gośka szybko kończy papierosa, co chwilę upija łyka ze szklanki.
Zdenerwowana.
Wracam i mówię jej wszystko o kursie. Trenerzy i tak powiedzieli, że jestem "naturalnie spolaryzowany" - podczas rozmowy zawsze ustawiam się na drugim biegunie rozmowy, co sprawia, że rozmowa robi się interesująca. No i "mam luz".
Gośka się śmieje: - Najlepszy numer to ten z odchodzeniem i rozmową z innymi. Szlag mnie normalnie trafił.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna