wtorek, 30 października 2007

Donald Tusk przeprosił prezydenta Kaczyńskiego

jg, jas
2007-10-30, ostatnia aktualizacja 16 minut temu

Jeśli panu prezydentowi do nawiązania współpracy ze mną i z partią, która wygrała wybory potrzebne są słowa przeprosin, to ja przepraszam - powiedział w programie "Kropka nad i" w TVN 24 szef PO, Donald Tusk.

Zobacz powiekszenie
Wojciech Olkuśnik /AG
Szef PO Donald Tusk
Po wyborach politycy PiS, m.in. premier Jarosław Kaczyński, domagali się od lidera PO przeprosin prezydenta za ataki na niego w trakcie kampanii wyborczej. - Sądzę, że pierwszym warunkiem normalnych stosunków (...) "paratowarzyskich" między prezydentem a panem Tuskiem jest przypomnienie sobie przez pana Tuska, że w Polsce istnieje głowa państwa, prezydent Lech Kaczyński, a nie ma braci Kaczyńskich - mówił Jarosław Kaczyński.



W wywiadzie, który się ukaże jutro w "Rzeczpospolitej", prezydent określił wypowiedzi Donalda Tuska pod swoim adresem jako "obelżywe". "Mam cały zestaw wypowiedzi Donalda Tuska, które są po prostu obelżywe wobec mnie" ś powiedział Lech Kaczyński w wywiadzie, którego fragmenty udostępniono we wtorek na internetowych stronach gazety. "Są pewne formy grzecznościowe, których winny dotrzymywać obie strony" ś dodał. W ten sposób prezydent odpowiedział na pytanie, czy złoży gratulacje Tuskowi z okazji wyborczego zwycięstwa PO. Pytany, czy lider Po powinien go przeprosić L. Kaczyński odparł, że "jeśli (Tusk) ma zostać szefem rządu Rzeczypospolitej, to sam powinien wiedzieć".

Tusk oczekuje współpracy i przeprasza

Odnosząc się do tej wypowiedzi prezydenta, Tusk powiedział, że "jest zawsze gotów do ciepłych słów" i to nie dlatego, żeby "realizować oczekiwania któregokolwiek z polityków". Wyraził przy tym nadzieję, że przy okazji spotkania z prezydentem "wyjaśnią sobie wątpliwości".

Tusk życzył też L. Kaczyńskiemu "zdrowia, siły, gotowości do dobrej współpracy" z PO. Zapewnił, że jego partia jest gotowa do współpracy z L. Kaczyńskim. "Nie będę stawiał żadnych warunków ani stwarzał trudności, bo mi bardzo zależy na tym, bo nasza współpraca to ważna rzecz" - deklarował Tusk.

Dopytywany, czy trudno jest mu powiedzieć prezydentowi "przepraszam", lider PO odparł w pierwszej chwili: "Nie wiem, za co". Podkreślił, że umieszczenie osoby prezydenta w spotach wyborczych PO było odpowiedzią na "bardzo agresywną i nieuczciwą kampanię reklamową PiS". Jego zdaniem, prezydent brał aktywny udział w kampanii wyborczej.

"Kampania to jest twarda walka. (...) Twarda walka spowodowała urazy, blizny. Ja mam też w sercu i pamięci wiele rzeczy bardzo niesprawiedliwych i nie oczekuję od nikogo przeprosin. Oczekuję współpracy" - powiedział Tusk.

- Jeśli panu prezydentowi do nawiązania współpracy ze mną i z partią, która wygrała wybory, potrzebne jest słowo "przepraszam", mówię: przepraszam - dodał.

Tusk: Jeśli zostanę premierem, odwołam Macierewicza

Donald Tusk zapowiedział tez odwołanie Antoniego Macierewicza z funkcji sekretarza stanu. - Nie ma kwalifikacji merytorycznych ani psychicznych do zajmowania funkcji publicznych - dodał Tusk. Decyzję ministra obrony Aleksandra Szczygły o powołaniu weryfikatora WSI na stanowisko sekretarza stanu w MON nazwał "dziwną".

Tusk powiedział też, że - mimo obiekcji prezydenta Lecha Kaczyńskiego - na stanowisku ministra obrony narodowej widzi Radka Sikorskiego.

Charakteryzując przyszłego ministra sprawiedliwości powiedział, że powinien to być "lepszy Ziobro", który również twardo będzie walczył z przestępczością, ale zrobi to "mądrzej i mniej politycznie". Dodał że szef resortu sprawiedliwości musi łączyć z jednej strony obronę obywatela przed zakusami władzy, z drugiej zaś walkę z przestępczością.

Przewodniczący PO powiedział, że jest "zdeterminowany" by zakończyć polską misję w Iraku do roku 2008.

"Mam zaufanie do Sikorskiego"

Tusk mówił też o planowanej obsadzie personalnej swojego rządu. Odnosząc się do wypowiedzi prezydenta o kandydacie na ministra, byłym szefie MON w rządzie PiS Radku Sikorskim, powiedział, że ma do niego zaufanie.

Lech Kaczyńki w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" powiedział, że był zwolennikiem dymisji Sikorskiego ze stanowiska ministra obrony i nie zmienił zdania na jego temat. "Część rzeczy jest objęta tajemnicą państwową, więc nie mogę ich ujawnić. Ja przekażę Tuskowi fakty, natomiast on oczywiście postąpi, jak zechce" - mówi prezydent, odpowiadając na pytanie o nominację ministerialną dla Sikorskiego.

- Ile ja mam zastrzeżeń do otoczenia pana prezydenta, to ja mógłbym książkę napisać - mówił Tusk. - Mam zaufanie do Radka Sikorskiego i ja będę podejmował decyzje. Jeśli otrzymam od pana prezydenta misję stworzenia nowego rządu, to najprawdopodobniej będę proponował pana Radka Sikorskiego na szefa MSZ. Ja osobiście jestem do tego przekonany - podkreślił lider PO.

TOK FM: Prezydent rozważa, jak nie powołać Tuska na premiera?

Marcin Graczyk, TOK FM, jg
2007-10-30, ostatnia aktualizacja 2007-10-30 19:43

Jak wynika z nieoficjalnych informacji radia TOK FM kancelaria prezydenta zamówiła ekspertyzę dotyczącą tego, czy prezydent musi powoływać na stanowisko premiera szefa największego ugrupowania.

Zobacz powiekszenie
Fot. MARKUS SCHREIBER AP
Czy prezydent Lech Kaczyński będzie utrudniał utworzenie nowego rządu?
- Dostaliśmy zlecenie na sporządzenie ekspertyzy. Dotyczy to interpretacji trzech regulacji konstytucyjnych. Artykułu 154, który mówi, że prezydent desygnuje prezesa rady ministrów - mówi rozgłośni dyrektor Centrum Ekspertyz Zrzeszenia Głównego Prawników Polskich doktor Waldemar Gontarski.

Szef Centrum nie chce zdradzić, kto zamówił ekspertyzę, jednak radio TOK FM dowiedziało się nieoficjalnie, że zamówiła ją Kancelaria Prezydenta.

Wcześniej o możliwości powołania innej osoby na stanowisko premiera mówił w TVN 24 poseł PO Jarosław Gowin. Jak wyjaśnił - docierają do niego plotki, że część posłów PiS namawia prezydenta, by ten zwlekał z powierzeniem Tuskowi teki premiera, potem wskazał innego kandydata. A wszystko po to, żeby nowy rząd na czas nie przyjął budżetu i możliwe były nowe wybory. - Mam nadzieję, że Lech Kaczyński tego nie posłucha, i że są to tylko plotki - powiedział Gowin w TVN24.

Na antenie TVN 24 odpowiadała mu posłanka PiS Jolanta Szczypińska, która stwierdziła, że "Platforma opowiada bajki, bo ma kłopot z uzgodnieniem koalicji".

Prezydent: Mogę desygnować Tuska po 5 listopada

jg
2007-10-30, ostatnia aktualizacja 36 minut temu

W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" prezydent Lech Kaczyński powiedział, że może powołać Donalda Tuska na premiera po 5 listopada. Zapewnił też, że gdyby to PiS wygrało wybory, Jarosław Kaczyński też wcześniej nie byłby desygnowany na premiera.

Zobacz powiekszenie
Fot. Wojciech Olkuśnik / AG
Prezydent Lech Kaczyński
- W ostatnim tygodniu usłyszałem wiele nieprawdziwych informacji na temat moich zamiarów: że nie uznam wyniku wyborów, ergo - że nie zamierzam powoływać ministrów na wniosek nowego premiera. Przecież to jest konstytucyjnie niemożliwe! Chcę więc mocno zadeklarować: niezależnie od tego, jakie są przyczyny porażki PiS, to wyniki wyborów są, jakie są, i ja je uznaję. Oczywiste więc jest, że jeśli PO stworzy większość parlamentarną, to Donald Tusk zostanie premierem - mówi w wywiadzie Kaczyński.- Według konstytucji mogę desygnować Donalda Tuska na premiera po 5 listopada. Zapewniam, że gdyby wybory były tryumfem PiS, Jarosław Kaczyński też przed tym terminem nie zostałby desygnowany na premiera - dodaje.

Dziennikarze pytali, dlaczego chce oglądać umowę koalicyjną. - Jest możliwe, że pan zajrzy do umowy i powie: "nie powierzę panu misji tworzenia rządu"? - padło pytanie.

- Nie. Ale dobrze by było, żebym tę umowę zobaczył. Skądinąd nasza konstytucja wyraźnie przewiduje też drugi etap powoływania rządu - przez parlament. Mówiąc krótko: przewiduje konflikt między prezydentem a parlamentem o to, kto ma być premierem, i stawia w tej sprawie na parlament. Ale nie podjąłem jeszcze decyzji, jak postąpię - mówi prezydent.

Pytany o to, czy pogratuluje Tuskow zwycięstwa w wyborach Lech Kaczyński mówi: - Nie pamiętam, żeby prezydent Kwaśniewski składał gratulacje Jarosławowi Kaczyńskiemu. A po drugie, są pewne formy grzecznościowe, których winny dotrzymywać obie strony. Ja mam cały zestaw wypowiedzi Tuska, które są po prostu obelżywe wobec mnie.

Tusk powinien najpierw przeprosić - pytają dziennikarze? - Nie mówię, co ma zrobić. Jeśli ma zostać szefem rządu Rzeczypospolitej, to sam powinien wiedzieć - mówi Lech Kaczyński.

W wywiadzie prezydent Kaczyński mówi też, że był zwolennikiem dymisji Sikorskiego ze stanowiska ministra obrony i nie zmienił zdania na jego temat. - Część rzeczy jest objęta tajemnicą państwową, więc nie mogę ich ujawnić. Ja przekażę Tuskowi fakty, natomiast on oczywiście postąpi, jak zechce - mówi prezydent.

Rosyjski kuter torpedowy wpłynął na polskie wody terytorialne

jas, PAP
2007-10-30, ostatnia aktualizacja 2007-10-30 19:45

Rosyjski kuter torpedowy naruszył w końcu ubiegłego tygodnia morską granicę z Polską - poinformowała we wtorek agencja Interfax, powołując się na źródło w sztabie Floty Bałtyckiej w Kaliningradzie. Strona polska potwierdza, że doszło do tego incydentu.

- W końcu zeszłego tygodnia kuter torpedowy, wracający do bazy morskiej w Bałtijsku (dawnej Pilawie) z rejonu szkolenia bojowego na wodach terytorialnych Rosji, przez pomyłkę naruszył morski odcinek rosyjsko-polskiej granicy - cytuje agencja anonimowego oficera Floty Bałtyckiej.

Według rozmówcy Interfaksu, "rosyjski kuter torpedowy znajdował się na polskich wodach terytorialnych około godziny".

Źródło rosyjskiej agencji przekazało też, że na miejsce zdarzenia przybył kuter polskiej Straży Granicznej, który jednak nie podpłynął na bliską odległość do rosyjskiej jednostki, a jedynie poinformował jej załogę o naruszeniu przez nią granicy.

Po pewnym czasie - relacjonuje Interfax - do rejonu incydentu zbliżył się okręt rosyjskiej straży granicznej, którego załoga kontrolowała sytuację.

- Dowódca kutra torpedowego, zrozumiawszy błąd, obrał kurs na Bałtijsk i szczęśliwie wrócił do bazy. Dowództwo prowadzi dochodzenie w tej sprawie - powiedział informator agencji.

Rzecznik Straży Granicznej Justyna Szubstarska potwierdziła, że doszło do takiego zdarzenia, ale nie było interwencji polskiego okrętu Straży Granicznej.

- Przy pomocy naszego nabrzeżnego systemu obserwacyjnego dostrzegliśmy rosyjski kuter, który wpłynął na nasze wody. Powiadomiliśmy o tym stronę rosyjską, nie było bezpośredniej interwencji naszego statku, kuter opuścił naszą strefę - podała Szubstarska. Dodała, że zdarzenie wyjaśnia z Rosjanami polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych.

Interfax dodaje, że w dowództwie rosyjskiej Marynarki Wojennej w Moskwie potwierdzono fakt "przypadkowego wpłynięcia kutra torpedowego na polskie wody terytorialne".

- Było to niezamierzone naruszenie. Jego okoliczności i przyczyny są badane - oświadczył przedstawiciel dowództwa Marynarki Wojennej Rosji. Zaznaczył, że kuter torpedowy nie miał na pokładzie żadnego uzbrojenia.

Brazylia zorganizuje MŚ 2014

ACM, PAP
2007-10-30, ostatnia aktualizacja 2007-10-30 16:58
Zobacz powiększenie
Widok na stadion Maracana z lotu ptaka. Po lewej widoczna słynna statua Chrystusa z Corcovado
Fot. BRUNO DOMINGOS REUTERS

Szef FIFA Sepp Blatter oficjalnie potwierdził, że Brazylia zorganizuje piłkarskie mistrzostwa świata w 2014 roku. Południowoamerykański kraj był jedynym kandydatem do organizacji zawodów

SERWISY
Będzie to drugi mundial w Brazylii - poprzedni odbył się tam w 1950 roku, a triumfował Urugwaj. Dotychczas dwa turnieje zorganizowały Francja (1938 i 1998), Meksyk (1970 i 1986), Niemcy (1974 i 2006) oraz Włochy (1934 i 1990).

Zgodnie z systemem rotacyjnym w przyznawaniu finałów MŚ turniej w 2014 roku miał zorganizować kraj z Ameryki Płd. Zainteresowanie wyraziła Brazylia, pięciokrotny mistrz świata, która dysponuje aż 18 miastami, które gotowe są zorganizować mecze turnieju. FIFA wybierze od 10 do 12 lokalizacji.

W wykazie miast przesłanym do FIFA jest Rio de Janeiro i legendarny stadion Maracana - arena finałowego spotkania MŚ w 1950 roku. Są też m.in. cztery stadiony, które dopiero powstaną. To 44-tysięczna Arena Bahia w trzecim co do wielkości mieści na wschodzie kraju - Salvadorze, 50-tysięczna Arena Recife-Olinda w Recife (to prawie dwumilionowe miasto, razem z położoną na wzgórzu Olindą nazywane jest brazylijską Wenecją), 50-tysięczna Estela dos Reis Magos w Natal oraz 41-tysięczna Arena Zagallo w Maceio. Obecnie żaden z brazylijskich stadionów nie spełnia wymogów FIFA do organizacji turnieju.

Kandydatura Brazylii wzbudzała sporo wątpliwości. Jak na razie kraj ten dysponuje 55 tysiącami miejsc noclegowych, a trzeba trzy razy więcej. Obawy wywoływał stan bezpieczeństwa na ulicach brazylijskich miast. Dużo mówiło się o tamtejszej przestępczości, ale inspekcja FIFA uspokoiła, pisząc w raporcie, iż zjawisko to jest mocno wyolbrzymione przez miejscowe społeczeństwo.

Prezydent Brazylijskiej Konfederacji Piłkarskiej Ricardo Teixeira we wtorkowej prezentacji tuż przed ostateczną decyzją FIFA zapewnił, że Brazylia potrafi zorganizować prawdziwe piłkarskie święto i mówił, jak bardzo te mistrzostwa potrzebne są temu krajowi i jego gospodarce, która dzięki turniejowi mogłaby nabrać dużego rozpędu.

- To największy piłkarsko kraj świata - chwalił Brazylię prezydent Europejskiej Unii Piłkarskiej Michel Platini - Brazylia bardzo dużo wniosła do światowego futbolu. Dla każdego piłkarza występ Brazylii to będzie coś specjalnego. Wyjazd tam to jak pielgrzymka do Mekki lub do Jerozolimy - mówił szef UEFA.

Grający na co dzień w Bayernie Monachium brazylijski piłkarz Lucio bardzo ucieszył się, że w jego ojczyźnie zorganizowane będą finały MŚ. - W naszym kraju wszyscy ludzie kochają futbol, więc dla nich do doskonała wiadomość. Brazylia rozwinie się, powstaną hotele, stadiony, lotniska. Mamy siedem lat na to, aby dobrze się przygotować - zapewnił Lucio.

Brazylijska delegacja w Zurychu liczyła 160 osób. Przewodniczył jej prezydent kraju Luiz Inacio Lula da Silva, który także zapewnił, że Brazylia potrafi zorganizować wspaniałe mistrzostwa. Był w niej także mistrz świata z 1994 roku Romario, a także obecny selekcjoner "Canarinhos" Dunga. Natomiast nieobecny w Szwajcarii był uważany na najlepszego piłkarza wszech czasów Pele, który nie wspierał kandydatury Brazylii.

Organizatorzy piłkarskich MŚ:

RokKraj
1930Urugwaj
1934Włochy
1938Francja
1950Brazylia
1954Szwajcaria
1958Szwecja
1962Chile
1966Anglia
1970Meksyk
1974Niemcy
1978Argentyna
1982Hiszpania
1986Meksyk
1990Włochy
1994USA
1998Francja
2002Korea Płd./Japonia
2006Niemcy
2010RPA
2014Brazylia
Sylwetka Brazylii

Kraj o powierzchni 8 547 877 km2
Język urzędowy: portugalski
Stolica: Brasilia
Ustrój: republika federalna
Prezydent: Luiz Inacio Lula da Silva
Liczba ludności: 183 888 941 (stan na kwiecień 2007)
Jednostka monetarna: real

Brazylijska Konfederacja Piłkarska (CBF)
Założona: 1914 r.
Członek FIFA od 1923 r.
Prezydent: Ricardo Terra Teixera
Wiceprezydent: Jose Sebastiao Bastos
Selekcjoner: Dunga
Miejsce reprezentacji w rankingu FIFA: 2. (za Argentyną)

Sukcesy w finałach MŚ:
Grała we wszystkich 18 turniejach finałowych (rekord)
5 razy mistrz świata (1958, 1962, 1970, 1994, 2002)
2 razy wicemistrz świata (1950, 1998)
2 razy trzecie miejsce (1938, 1978)

Inne sukcesy:
8 razy mistrz Ameryki Płd. (1919, 1922, 1949, 1989, 1997, 1999, 2004, 2007)
2 razy zwycięstwo w Pucharze Konfederacji (1997, 2005)
4 razy mistrz świata drużyn do lat 20 (1983, 1985, 1993, 2003)
3 razy mistrz świata drużyn do lat 17 (1997, 1999, 2003)

Należy znieść 24-godzinne sądy

Jan Widacki, adwokat  (Rozmiar: 6513 bajtów)
Jan Widacki, adwokat
Sławomir Różycki, sędzia, Ministerstwo       Sprawiedliwości  (Rozmiar: 6313 bajtów)
Sławomir Różycki, sędzia, Ministerstwo Sprawiedliwości
ZBIGNIEW HOŁDA, kandydat na ministra       sprawiedliwosci, uważa, że zawód sędziego powinien być       ukoronowaniem zawodów prawniczych Fot. Wojciech Górski (Rozmiar: 54883 bajtów)
Fot. Wojciech Górski
ZBIGNIEW HOŁDA, kandydat na ministra sprawiedliwosci, uważa, że zawód sędziego powinien być ukoronowaniem zawodów prawniczych

Wiele ustawowych rozwiązań, które wprowadzono do wymiaru sprawiedliwości w ciągu ostatnich dwóch lat, było zbędnych. Należą do nich zarówno 24-godzinny tryb dyscyplinarny dla sędziów, jak i 24-godzinne sądy dla chuliganów.

Panie profesorze, czy zasadnicze projekty zmian kodeksu karnego, zakładające zaostrzenie kar, konfiskatę mienia i wcześniejsza odpowiedzialność nieletnich da się jeszcze uratować w nowej kadencji Sejmu? Czy politykę zaostrzenia kar należy w ogóle kontynuować?

- Nie, takiej możliwości nie widzę. Zmiany w kodeksach karnych forsowane przez Ministerstwo Sprawiedliwości powinny odejść do historii. Obowiązujący kodeks był uchwalony w 1997 roku i jest to dobry akt prawny. Rozwiązania proponowane przez PiS zmieniały go całkowicie. Zmianie uległa cała filozofia karania. Dlatego nie ma powodu, by projekty te forsować w nowym Sejmie, zwłaszcza że w szczegółach nawiązują one do PRL-owskiego kodeksu z 1965 roku. Natomiast problem odpowiedzialności nieletnich jest sprawą otwartą. Sądzę, że postępowanie z nieletnimi należy uregulować w odrębnej ustawie.

OPINIA

JAN WIDACKI

adwokat

Projekt zmian w kodeksie karnym dotyczący konfiskaty mienia ogranicza władzę sądu, przede wszystkim zasadę swobodnej oceny dowodów. W prawie karnym pojawiła się tendencja, zgodnie z którą rozpiętość kodeksowych sankcji ulega ograniczeniu. To powoduje, że sąd działa jak automat. Powstaje pytanie, jak proponowane przepisy mają się do zasady domniemania niewinności i ciężaru dowodu w procesie karnym.

Czy należy utrzymać 24-godzinne sądy dla rowerzystów chuliganów?

- Uważam, że im prędzej, tym lepiej, należy te przepisy kodeksu postępowania karnego uchylić. Okazało się, że to był zły pomysł. Przepisy o sądach 24-godzinnych nie sprawdziły się. Są kosztowne, nieskuteczne, wręcz szkodliwe.

Które przepisy procedury karnej i kodeksu karnego uchwalone w ciągu ostatnich dwóch lat były szkodliwe społecznie?

- Całe szczęście ustępujący minister sprawiedliwości nie zdołał wprowadzić większości swoich złych pomysłów. Znowelizowany w 2003 roku kodeks postępowania karnego sprawdził się w praktyce i funkcjonuje jak należy. Cel tej nowelizacji, którym było przyspieszenie i uproszczenie postępowania, został osiągnięty. Dzisiaj, jak wskazują badania zespołu pracującego pod przewodnictwem prof. Stanisława Waltosia, w 2/3 przypadków zapadają wyroki bez przeprowadzania postępowania dowodowego, np. w trybie dobrowolnego poddania się karze czy warunkowego umorzenia postępowania karnego itd. Przed wejściem w życie kodeksu była to 1/3 spraw.

Profesor Marian Filar twierdzi, że trzeba zmienić przede wszystkim strategię myślenia: należy podążyć w kierunku polityki naprawczej.

- Jest uchwała Komisji Praw Człowieka i Sprawiedliwości Senatu poprzedniej kadencji, gdy jej przewodniczącą była Teresa Liszcz, która opowiedziała się właśnie za ideą sprawiedliwości naprawczej. I ta koncepcja znalazła się w naszych kodeksach. Podążamy więc w dobrym kierunku. Mamy już takie instrumenty, jak dobrowolne poddanie się karze, wniosek o wymierzenie kary bez rozprawy. One zakładają brak sprzeciwu pokrzywdzonego i są oparte na porozumieniu między sprawcą a ofiarą.

Czy zgadza się pan z postulatem I prezesa Sądu Najwyższego, że w pierwszej kolejności należy uchylić przepisy ustawy o ustroju sądów powszechnych znoszące immunitet sędziowski w 24 godziny?

- Mam głęboką nadzieję, że te przepisy nie będą stosowane. Niepotrzebnie w ogóle tę ustrojową ustawę nowelizowano.

Jeden przepis z tej ustawy o asesorach sądowych straci moc po 18 miesiącach po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego z 24 października tego roku, TK zakwestionował ustawowe upoważnienia asesora do orzekania w charakterze sędziego. Bardzo dobrze, że tak się stało. Asesor nie jest przecież niezawisłym sędzią.

OPINIA

SŁAWOMIR RÓŻYCKI

sędzia, Ministerstwo Sprawiedliwości

Nadal mianowanie asesorów jest legalne i będzie zgodne z prawem jeszcze przez 18 miesięcy. Należałoby zatem wrócić do prezydenckiego projektu ustawy, który zakładał, że po upływie sześciu miesięcy od dnia wejścia w życie nowelizacji asesor, który pełnił czynności sędziowskie przez dwa lata, może otrzymać nominację na sędziego na czas nieoznaczony.

A jak ten problem rozwiązać? Kto będzie sądził w sądach grodzkich?

- Wymiar sprawiedliwości, wbrew obiegowym opiniom, nie cierpi na niedobór sędziów. Orzekających sędziów jest 10 tys., a asesorów 1,6 tys. Niektórzy z nich mają trzy lata asesury za sobą i w najbliższym czasie będą mianowani sędziami. Problem tak naprawdę dotyczy najmłodszych asesorów, mianowanych przez ministra sprawiedliwości w ciągu dwóch lat. Minister mianował te osoby, wiedząc, że sprawa asesorów jest na wokandzie w Trybunale. Nie było to eleganckie posunięcie, żeby nie powiedzieć mocniej.

Jak pan ocenia prestiż naszego wymiaru sprawiedliwości? Czy dwa lata rządów ministra Zbigniewa Ziobry nie wystawiły tego prestiżu na ciężką próbę? Czy prestiż sędziów nie został w ciągu rządów ministra Ziobry zanadto nadwerężony?

- Afirmacją tego prestiżu niech będzie ostatnie orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie asesorów. Trybunał stwierdził jednoznacznie, że sądzić mogą tylko sędziowie. Asesor nie ma takich kwalifikacji zawodowych. Trybunał powiedział jasno, że zawód sędziego powinien być ukoronowaniem zawodów prawniczych. Ustawodawca nie może obniżać tych standardów, nie może przede wszystkim rzucać cienia na sędziowską niezawisłość.

Rozmawiała Katarzyna Żaczkiewicz

■ ZBIGNIEW HOŁDA

adwokat, ekspert Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, kandydat na ministra sprawiedliwości

Poczet polskich gangsterów

us
2007-10-30, ostatnia aktualizacja 2007-10-30 13:26
Zobacz powiększenie
2002 r. Proces mafii pruszkowskiej
Fot. Wojciech Olkuśnik / AG

Smutny jest koniec gangstera. Po pełnym emocji życiu często wśród luksusów, często w nieustannym uciekaniu przed policją przywódcy polskich gangów kończą jako ofiary porachunków gangsterskich (jak Nikoś czy Kiełbasa), odsiadując wyroki w więzieniach (jak Słowik) lub umierając w tajemniczych okolicznościach (tajemnicze samobójstwo Baraniny w wiedeńskim więzieniu). Do grona najsłynniejszy nieżyjących polskich mafiosów dołączył we wtorek Henryk Niewiadomski, ps. Dziad. Przyczyną jego śmierci był prawdopodobnie wylew.

Zobacz powiekszenie
Fot. Grzegorz Dąbrowski/AG
Henryk N. pseudonim ,,Dziad''
Zobacz powiekszenie
Jeremiasz B. ,,Baranina''
ZOBACZ TAKŻE
Henryk Niewiadomski, domniemany przywódca gangu wołomińskiego, zmarł 30 października 2007 w radomskim więzieniu. We wrześniu przyszłego roku miał zakończyć odsiadywanie kary. Odbywał kary 8 i 2 lat więzienia za podżeganie do zabójstwa i znieważenie prokuratorów, którego dokonał w trakcie swego procesu, a także obrót narkotykami.

"Dziad" jest przykładem amerykańskiej kariery - zaczynał od rozwożenia węgla (w latach 70.), sprzedawał pyzy, skupował złoto. W czasach transformacji ustrojowej założył kantor, lombard, warsztat samochodowy. W 1995 r. chwalił się już dziennikarzom, że pod ręką zawsze ma jakieś 100-200 tys. dolarów. "Ale jeśli komuś ukradłem choćby 100 złotych, to możecie mi w gębę napluć" - mówił.

"Dziad" wywołał ogólnonarodową dyskusję - czy cierpiący na klaustrofobię mogą bezkarnie dopuszczać się przestępstw? Zainteresowało to nawet byłego ministra spraw wewnętrznych Leszka Millera. Doprowadził do aresztowania, osadzenia i osądzenia "Dziada".

Nikoś - zastrzelony w agencji towarzyskiej w Gdyni

Nikodem Skotarczak zamordowany w 1998 roku w Gdyni, gdy do agencji towarzyskiej "Las Vegas" weszło dwóch zamaskowanych mężczyzn. Jeden z nich strzałami z bliskiej odległości zabił Skotarczaka. Prowadzone przez Prokuraturę Okręgową w Gdańsku śledztwo nie przyniosło rezultatów. Zabójcy ani ewentualnych zleceniodawców do tej pory nie schwytano. Postępowanie umorzono.

Według ustaleń policji w połowie lat 70. Nikodem S. był cinkciarzem i założył pierwszą zorganizowaną grupę przestępczą zajmującą się przerzutem kradzionych samochodów z Niemiec i Austrii do Polski. W połowie lat 80. NIKOŚ wyemigrował do Niemiec (wcześniej był tam pod koniec lat 70.) skąd nadal kierował przemytem kradzionych samochodów.

W roku 1989 został zatrzymany przez policję podczas kradzieży luksusowego samochodu. Otrzymał wyrok 1 roku i 9 miesięcy pozbawienia wolności i został osadzony w słynnym berlińskim więzieniu Moabit. Po niecałych trzech miesiącach podczas widzenia z młodszym bratem Markiem zamienił się z nim ubraniami i w ten sposób odzyskał wolność. Niemcy odkryli fortel po 90 dniach.

Na początku lat 90. wrócił nielegalnie do Polski. Zatrzymany w 1993 r. i skazany na 2 lata wyszedł już w 1994 r. za dobre sprawowanie. Później zaczął inwestować w legalne interesy, ale współpracował też m.in. z gangiem wołomińskim. W październiku 1996 r. rozpoczął się proces Nikosia oskarżanego o kierowanie grupą przestępczą zajmującą się kradzieżą samochodów.

Baranina - powiesił się w celi na pasku od spodni

Jeremiasz Barański ps. Baranina - domniemany boss mafijny pełniący rolę rezydenta gangu pruszkowskiego na Europę Zachodnią. Od 1981 r. mieszkał w Austrii. Zatrzymany za oszustwa skarbowe poszedł na układ z austriacką policją i został informatorem austriackich służb specjalnych.

Wydał zlecenie zabójstwa byłego ministra sportu Jacka Dębskiego, zastrzelonego w Warszawie w kwietniu2001 r. - twierdzi zgodnie austriacka i polska policja. Zrobił to, ponieważ Dębski miał przywłaszczyć sobie milion dolarów, który rok wcześniej dostał od "Baraniny" na rozkręcenia wspólnych interesów. W trakcie procesu przed sądem w Wiedniu "Baranina" popełnił samobójstwo, wieszając się w celi na pasku od spodni.

Za pomoc w zabójstwie została skazana 25-letnia Halina G., ps. Inka, która odsiaduje 8-letni wyrok.

Kiełbasa - zastrzelony w centrum Pruszkowa

Wojciech Kiełbiński był jednym z prominentnych członków mafii pruszkowskiej. Został zastrzelony 19 lutego 1996 r. w wieku 35 lat, kiedy wsiadał do swojego samochodu w centrum Pruszkowa. Niektóre gazety zamieściły zdjęcie posiekanego kulami ciała Wojciecha K. na tle szyldu sklepu mięsnego. Sprawców zabójstwa nie ustalono. Prawdopodobnie padł ofiarą mafijnych porachunków i walki o schedę po aresztowanym szefie "Pruszkowa" Andrzeju Królikowskim, ps. Pershing.

Masa - najsłynniejszy świadek koronny w Polsce

Jarosław Sokołowski obecnie jest najsłynniejszym świadkiem koronnym w Polsce. Karierę gangstera rozpoczynał jako ochroniarz "Kiełbasy". Razem napadali na TIR-y z papierosami i alkoholem. Przez policję uważany był za przywódcę tzw. mięśniaków. To określenie odnosi się do szeregowych członków gangów zwanych dotąd "żołnierzami".

W połowie lat 90. wywinął się ze sprawy o gwałt, przeżył kilka zamachów na swoje życie

Od 1994 r. - jak twierdzi - był agentem policyjnym. W 2000 r. w procesie dotyczącym gangu pruszkowskiego uzyskał status świadka koronnego Nie wiadomo, gdzie obecnie przebywa on ani jego rodzina.

Słowik - odsiaduje wyrok, czeka na kolejne procesy

Andrzej Zieliński vel. Banasiak (nazwisko Banasiak przyjął po żonie) jest jednym z twórców i przywódców mafii pruszkowskiej. Po zatrzymaniu "Pershinga" typowany na jego następcę. "Karierę" zaczynał od włamań i kradzieży. Skazany za przestępstwa pospolite został w 1993 r. ułaskawiony przez prezydenta Lecha Wałęsę. Z sześcioletniego wyroku odsiedział zaledwie 2 lata. Został ułaskawiony mimo że nie wrócił z przepustki i się ukrywał. Miał wówczas wręczyć 150 tys. dolarów łapówki pracownikom Kancelarii Prezydenta: Mieczysławowi Wachowskiemu i Lechowi Falandyszowi. Śledztwo w tej sprawie zostało przez prokuraturę umorzone w 2005 roku.

W październiku 2001 r. został zatrzymany w Hiszpanii i drogą ekstradycji przekazany do Polski. W 2004 r. został skazany za wymuszenia rozbójnicze na 6 lat więzienia. Jest oskarżany o kierowanie grupą i nakłanianie do zabójstwa Marka Papały.

W 2001 r. ukazała się jego książka pt. "Skarżyłem się grobowi".

Pershing - zastrzelony w Zakopanem

Andrzej Kolikowski, legenda polskiego świata przestępczego. Zastrzelony w 1999 r. w Zakopanem. -To prasa zrobiła ze mnie gangstera numer jeden - mówił skromnie.

Zapowiadał się na niezłego zapaśnika. Grał w piłkę nożną (liga okręgowa); karty, ruletkę (w nielegalnych szulerniach i oficjalnych kasynach; gdy śnili mu się policjanci wygrywał, a śnili mu się często); konie (na Służewcu).

Jego najlepszy blef to próba przekonania sądu, iż notatki dotyczące zbierania haraczy w warszawskich agencjach towarzyskich były zapisem karcianej gry w meine-deine (z niem. moje-twoje). Graficzny znak dolara oznaczać miał punkty w grze, a procenty - wysokość szans na wygraną.

Od 1983 r. oficjalnie nie pracował. Dorobił się jednak willi z basenem, kilku luksusowych aut. Tylko w latach 1990-94 - według informacji urzędu skarbowego - wydał 2,5 mld starych złotych ponad zadeklarowane dochody. "Zawsze mam jakieś pół miliarda na czarną godzinę" - chwalił się przed sądem.

W 1994 miał miejsce pierwszy zamach na jego życie przygotowany z użyciem bomby zamontowanej pod jego samochodem.

W lutym 1996 roku warszawski Sąd Okręgowy skazał Andrzeja K. na 4 lata pozbawienia wolności za paserstwo, fałszowanie dokumentów oraz nielegalne odzyskanie długu. Więzienie Pershing opuścił w sierpniu 1998 roku.

Zginął w grudniu 1999 r. w Zakopanem trzykrotnie postrzelony przez wynajętego zabójcę Ryszarda B. Zmarł w trakcie reanimacji. W zamachu też miał brać udział Ryszard Niemczyk.

W lipcu 2003 r. Ryszard B. oskarżony o zamordowanie Pershinga został skazany na 25 lat pozbawienia wolności.

Leśnicy zniszczyli "katowicką Rospudę"

Tomasz Malkowski
2007-10-29, ostatnia aktualizacja 2007-10-30 08:03

Jeszcze kilka dni temu w panewnickim lesie meandrował strumień. Niewielką dolinkę porastały rzadkie i chronione mchy. Przyrodnicy mówią, że to unikat, którego nie powstydziłaby się Puszcza Białowieska. Teraz strumień przekształcono w prosty rów melioracyjny. Dzieła zniszczenia dokonali w majestacie prawa sami leśnicy

Zobacz powiekszenie
Fot. Dawid Chalimoniuk / AG
Dr Jerzy Parusel na zniszczonym torfowisku
ZOBACZ TAKŻE
Las panewnicki w pobliżu uniwersyteckich akademików jest często odwiedzany. W czwartek na rowerze przejeżdżał tędy Grzegorz Chwoła z Ligoty. - W środku lasu stanąłem oniemiały. Zobaczyłem koparkę i wycięte drzewa w najpiękniejszym miejscu, przy malowniczej dolince, którą pokochałem jeszcze w dzieciństwie - mówi.

Chwoła niezwłocznie zawiadomił Centrum Dziedzictwa Przyrody Górnego Śląska. Szef placówki, dr Jerzy Parusel, dokonał wizji lokalnej. - Byłem wstrząśnięty, bo zniszczono dolinę strumyka, który naturalnie meandrował. Odsłoniły się złoża torfowe, jakich nie powstydziłaby się nawet Puszcza Białowieska - mówi Parusel.

Niestety kilometr doliny strumienia został już zniszczony - to prawie jedna trzecia całej długości. Zdewastowano najcenniejszą, bo najszerszą część u ujścia do Ślepiotki. Wycięto drzewa, koparka pogłębiła strumień i przekształciła go w prosty rów melioracyjny.

- Torfy, które powstawały 10 tysięcy lat, teraz szybko ulegną osuszeniu, bo szybciej odpływa stąd woda. Znikną też bezpowrotnie torfowce, chronione przez nasze i unijne prawo mchy - dodaje przyrodnik. Pozbawiona drzew dolina z rowem zamiast strumyka przestanie być przyjaznym miejscem dla unikatowych gatunków roślin.

Dr Parusel jeszcze w piątek interweniował w Nadleśnictwie Katowice. Roboty wstrzymano w sobotę. - Te prace związane są z regulacją zlewni Odry. Projekt rowu melioracyjnego powstał kilka lat temu. Nie wiedzieliśmy, że są tam torfowce - mówi Grzegorz Skurczak, inżynier nadzoru w katowickim nadleśnictwie. Przyznaje, że inwentaryzacja cennych przyrodniczo fragmentów lasów rozpoczęła się dopiero w tym roku w ramach unijnego programu Natura 2000. - Ten rów nie ma osuszać tego miejsca, ale zatrzymać wodę. Powstaną na nim zastawki, rodzaj tam - dodaje Surczak.

Prace w katowickim lesie są częścią olbrzymiego programu rządowego Odra 2006, który powstał po tragicznej powodzi z 1997 roku. Prace są w jednej trzeciej finansowane przez Unię Europejską.

Przyrodnicy uważają, że roboty są niepotrzebne. - Natura stworzyła tu idealne zabezpieczenie przed powodzią, bo woda meandrując, zatrzymywana jest w lesie, w torfie i mchach. Torfowiec w 100 proc. trzyma wodę, to doskonały filtr. Po co tworzyć protezę natury? To wyrzucanie pieniędzy w błoto - uważa Parusel. Niepokoi go też fakt, że zastawki działają tylko w teorii. - W praktyce nikt o nie dba i po kilku latach są zrywane, nie zatrzymują wody, co powoduje osuszenie terenu. Tak znikły torfowiska w całej Europie. W Katowicach, mieście tak mocno przekształconym przez człowieka, ostatnie naturalne miejsca powinny być oczkiem w głowie władz - przekonuje Parusel.

W najbliższych dniach spotka się z kierownictwem nadleśnictwa, by zastanowić się nad naprawą doliny. - Zmienimy projekt. Nie będziemy dalej w niego brnąć - obiecuje Skurczak z nadleśnictwa. - Niestety, to kapitalne miejsce nie będzie już nigdy takie samo. Nie chcę nawet myśleć, co by się stało, gdyby nie postawa pana Chwoły. Dolinka mogła całkowicie zniknąć - mówi Parusel.

Ostatni tacy Springboks

Michał Kiedrowski
2007-10-29, ostatnia aktualizacja 2007-10-29 22:58
Zobacz powiększenie
Puchar Świata w rękach Percy Montgomery'ego. Obok JP Pietersen i Bryan Habana
Fot. POOL REUTERS

Jeszcze nie rozegrano finału, jeszcze Percy Montogmery nie wykorzystał pięciu karnych, by zapewnić Południowej Afryce mistrzostwo świata w rugby, jeszcze nie ustalono przebiegu fety i trasy czterodniowej peregrynacji Pucharu Świata po kraju, a już minister spraw wewnętrznych Malusi Gigaba przypomniał: Niech tytuł mistrza świata nie zamydli nam oczu, nie ustaniemy, dopóki rugby - 13 lat po upadku apartheidu - nie zmieni się tak jak cały kraj. Nie ustaniemy, aż drużyna Springboks będzie w pełni reprezentować nasze społeczeństwo. Czarni także mają prawo reprezentować swój kraj!

Zobacz powiekszenie
Fot. SIPHIWE SIBEKO REUTERS
Były prezydent RPA Nelson Mandela pozuje do zdjęć z drużyną Springboks.
Zobacz powiekszenie
Fot. HOWARD BURDITT REUTERS
Brayn Habana - najlepszy rugbista roku 2007
Zobacz powiekszenie
Fot. SIPHIWE SIBEKO REUTERS
Dziecko oczekujące na przylot rugbistów RPA po mistrzostwach świata.
SERWISY
Tak - jak co jakiś czas w RPA - powróciła do publicznej debaty kwestia rasowa w rugby. W poprzednią sobotę w finale, w którym Springboks pokonali 15:6 Anglię, w ich drużynie było tylko dwóch ciemnoskórych zawodników - Bryan Habana i JP Pietersen - tyle samo, ile w drużynie rywala. Politycy rządzącego od 13 lat RPA Kongresu Narodowego złoszczą się, że nie może być tak, że 10 proc. społeczeństwa ma w składzie 13 zawodników, a reszta jedynie dwóch. W całej kadrze (30 zawodników) RPA znalazło się jedynie sześciu graczy o hebanowym kolorze skóry. Grało jedynie dwóch. Czterech innych powołano tylko po to, by ostudzić polityków najbardziej radykalnych. Parlamentarna komisja sportu chciała nawet zatrzymać paszporty reprezentantom i pozwolić im jechać na Puchar Świata do Francji dopiero po włączeniu do składu większej liczby czarnych graczy.

Nie można odmówić słuszności zarzutom polityków. Na pewno ciemnoskórym rugbistom o wiele trudniej przebić się, ale wina niekoniecznie leży tylko po stronie uprzedzeń rasowych trenerów, działaczy czy kolegów z boiska.

Helen Zille, liderka Sojuszu Demokratycznego, głównej partii opozycyjnej w RPA, zarzuca rządzącym politykom, że szukają drogi na skróty przez wprowadzanie tzw. kwot rasowych w rozgrywkach klubowych (co najmniej sześciu zawodników w jednej drużynie na boisku musi być "kolorowych"* i nie można ich zmieniać w trakcie gry na białych, chyba że w wyniku kontuzji). - Rząd powinien sprzyjać rozwojowi młodych czarnych graczy przez zapewnienie im lepszego odżywiania i lepszych warunków do treningu - sprzętu, boisk i trenerów - mówi Zille.

Felietonista gazety "Sunday Times" Clinton van der Berg pisze natomiast: "Rugby to łatwy cel dla polityków, którzy stają na swoich mównicach i narzekają. Ale oni nie dbają o budowę boisk w zamieszkanych przez czarnych dzielnicach, nie dbają o trenerów ani o dożywianie 75-kilogramowych chucherek, by zrobić z nich 115-kilogramowych filarów młyna".

RPA to nie tylko naród podzielony rasowo, ekonomicznie, ale i sportowo. Czarnoskóra większość interesuje się głównie piłką nożną. W rugby nawet kibice na trybunach w znakomitej większości są biali. Warto przytoczyć przykład Bryana Habany - najlepszego gracza świata według plebiscytu Międzynarodowej Rady Rugby. Skrzydłowy Sprigboks przyznał, że pierwszy mecz rugby oglądał dopiero w wieku 11 lat, gdy ojciec zabrał go na inauguracyjne spotkanie Pucharu Świata w RPA (gospodarze grali z Australią). Pierwszy klub rugby w czarnej dzielnicy Soweto (to tam w 1976 r. wybuchł bunt, gdy biali policjanci otworzyli ogień do protestujących studentów, zabijając 566 osób) powstał dopiero w 1998 r.

Rugby, mimo sukcesów i dużej popularności, to dyscyplina elitarna. Prawdziwie zawodowych zespołów, które płacą godziwe pieniądze swoim zawodnikom, jest ledwie kilka. Młodzi czarnoskórzy rugbiści, nawet gdy mają talent, po ukończeniu szkoły muszą rozejrzeć się za pracą, by się utrzymać. Biali pochodzą zazwyczaj z lepiej sytuowanych rodzin (wśród Afrykanerów ubogich jest ledwie 4 proc.) i mogą poświęcić się grze w rugby, bo sponsorują ich rodzice bądź miejscowy biznes.

Jakby wychodząc naprzeciw utyskiwaniom opozycji, prezydent Thabo Mbeki ogłosił w piątek, że rząd zainwestuje w rozwój rugby na najniższym poziomie - wśród dzieci i młodzieży.

Następcy Habany nie będą już jednak prawdopodobnie grali w Springboks. Mbeki i jego partia naciskają na działaczy, by zmienili przydomek drużyny narodowej, bo ten obecny za bardzo przywodzi na myśl czasy apartheidu, gdy reprezentacja w rugby była symbolem dumy i fizycznej sprawności dla Afrykanerów. Jako przykład podaje reprezentację krykietową, która przyjęła nazwę Proteas (od występujących w Południowej Afryce kwiatów).

* W RPA istnieje też spora grupa przybyszów z Azji (ok. 2,5 proc.)

Polacy porwani w Nigerii zostali uwolnieni

kt, PAP, mar
2007-10-30, ostatnia aktualizacja 50 minut temu

Nigeryjscy porywacze uwolnili w środę sześciu robotników naftowych, w tym dwóch Polaków, pracowników włoskiego koncernu ENI - poinformowały źródła w służbach bezpieczeństwa Nigerii.

POSŁUCHAJ
Delta Nigru - Infografika
Delta Nigru - Infografika
Informację tę potwierdziła prywatna firma ochroniarska pilnująca urządzeń wydobywczych w Delcie Nigru, na południu Nigerii. Oprócz Polaków porwani zostali czterej Indusi.

Ruch na Rzecz Wyzwolenia Delty Nigru (MEND) w miniony piątek uprowadził szóstkę ze statku wydobywczego "Mystras" w Zatoce Gwinejskiej, 85 km od nigeryjskiego wybrzeża.

Statek ten, wykorzystywany do wydobywania, przechowywania i przeładunku ropy naftowej, jest w stanie wyprodukować 80 tys. baryłek tego surowca dziennie. ENI informowała wcześniej, że w związku z incydentem wstrzymuje produkcję.

MEND, sprawca wielu wcześniejszych porwań, domaga się autonomii dla rejonu Delty Nigru, największego zagłębia naftowego w Afryce. Jednak w ostatnim okresie uprowadzeń - dla okupu - dokonują coraz częściej grupy przestępcze.

Od początku 2006 roku w regionie uprowadzono ponad 200 pracowników, w większości zatrudnionych w sektorze paliwowym. Tydzień temu zwolniono po dwóch dniach niewoli siedmiu pracowników, porwanych z pola naftowego obsługiwanego przez firmę Shell.

Jak Wojciech (Olejniczak) został strażakiem

Dominika Olszewska, Grzegorz Lisicki
2007-10-29, ostatnia aktualizacja 2007-10-30 09:38

Zobacz powiększenie
Na miejsce pożaru przy Czerniakowskiej 178a błyskawicznie przyjechała straż pożarna
fot. Robert Kowalewski / AG

Brawurowym skokiem z okna na piątym piętrze lider lewicy pomógł w poniedziałek wieczorem uratować kobietę zamkniętą w płonącym mieszkaniu na Powiślu

Zobacz powiekszenie
Fot. Piotr Bernaś / AG
Wojciech Olejniczak
O zdarzeniu poinformowali nas mieszkańcy apartamentowca przy ul. Czerniakowskiej 178a. To szczególne miejsce. Tutaj po powrocie ze Stanów Zjednoczonych zamieszkał Jan Nowak-Jeziorański. Wczoraj wieczorem w budynku mieszczącym Bibliotekę i Centrum Informacji jego imienia o mało nie doszło do tragedii.

Tuż po godz. 20 w kuchni jednego z mieszkań na czwartym piętrze wybuchł pożar. Ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie, odciął drogę ucieczki starszej kobiecie. W tym samym czasie w mieszkaniu położonym piętro wyżej trwało spotkanie towarzyskie. Brał w nim udział m.in. Wojciech Olejniczak, lider SLD. Nagle goście usłyszeli alarm pożarowy. Było też czuć dym. Polityk otworzył okno, wychylił się i zeskoczył na mieszczący się piętro niżej balkon tuż obok płonącego mieszkania. Słyszał krzyk i jęki zamkniętej kobiety. W oknie była krata, wybił więc szybę. Po chwili do mieszkania wpadli też strażacy, którym udało się pokonać opancerzone drzwi. Wynieśli lokatorkę, pogotowie zabrało ją do szpitala.

Po zakończeniu akcji polityk opowiadał "Gazecie". - To był odruch. Trochę się bałem, to nie jest nisko. Widziałem zadymione mieszkanie i leżącą bez ruchu na podłodze staruszkę. Złapałem leżący na balkonie kawał drewna i wybiłem okno. A świeże powietrze ocuciło tę panią - relacjonował, prosząc, by nie robić z niego bohatera. - To naprawdę nic takiego - mówił skromnie po zakończeniu akcji.

"Dziad" zmarł w więzieniu w Radomiu

kt, mar, PAP
2007-10-30, ostatnia aktualizacja 12 minut temu
Zobacz powiększenie
Henryk N. pseudonim ,,Dziad''
Fot. Grzegorz Dąbrowski/AG

W zakładzie karnym w Radomiu zmarł we wtorek Henryk Niewiadomski pseud. "Dziad" - domniemany herszt gangu wołomińskiego. "Dziad" miał zakończyć odbywanie orzeczonej mu kary we wrześniu przyszłego roku.

Zobacz powiekszenie
Fot. Maciej Zienkiewicz / AG
Henryk N. w więzieniu


- Przyczyną zgonu był prawdopodobnie wylew. Henryk N. zmarł między godz. 8.15 a 8.30, w czasie zajęć świetlicowych - poinformowała Luiza Sałapa.

Niewiadomski, ochrzczony przez półświatek "Dziadem", sam twierdził, że nigdy nie miał takiego pseudonimu. Odbywał orzeczone prawomocnie kary 8 i 2 lat więzienia za podżeganie do zabójstwa i znieważenie prokuratorów, którego dokonał w trakcie swego procesu, a także obrót narkotykami. Miał 59 lat.

"Dziad" - legenda półświatka

"Dziad", obok takich gangsterów jak Andrzej Kolikowski "Pershing" czy Jeremiasz Barański "Baranina" (pierwszy został zabity w mafijnych porachunkach, drugi powiesił się w wiedeńskim areszcie, gdy czekał na swój proces), to legenda półświatka.

W latach 90. media rozpisywały się o rywalizacji grup pruszkowskiej, której miał przewodzić "Pershing" z wołomińską - z "Dziadem" na czele. Czasem mówiono jednak, że "Dziad" i "Pershing" to tylko figuranci, bo naprawdę Wołominem rządzi brat "Dziada" Wiesław Niewiadomski - "Wariat" (zginął w porachunkach gangsterskich na Pradze), a Pruszkowem - "Baranina" i osoby jeszcze wyżej od nich postawione.

Gangi konkurowały w Warszawie, a z czasem także w kraju, o wpływy z nielegalnych biznesów - jak domy publiczne, obrót papierosami i alkoholem, narkotykami, czy bronią. W połowie lat 90. "wojna gangów" miała najbardziej krwawy przebieg - w każdym miesiącu głośno było o eksplozjach przed lokalami. Niekiedy ginęli gangsterzy - "Kiełbasa", "Junior", "Lutek" czy "Klepak".

Proces "Dziada"

Z początku śledczym nie udawało się pociągnąć "Dziada" do odpowiedzialności za jego przestępczą działalność. Po tym, jak ówczesny szef MSWiA Leszek Miller zapowiedział "nękanie" przestępców, "Dziada" oskarżano np. w sprawie wypadku na budowie jego domu, czy o potrącenie ludzi na przystanku holowanym przez niego samochodem.

Dopiero pod koniec lat 90. udało się sformułować akt oskarżenia przeciw "Dziadowi", w którym zarzucono mu kierowanie grupą przestępczą o charakterze zbrojnym, zajmującą się handlem narkotykami, rozprowadzaniem fałszywych pieniędzy, handlem bronią, materiałami wybuchowymi oraz wymuszeniami haraczy.

"Dziad" nie lubił reporterów, których spotykał w sądzie. Opędzał się przed błyskającymi fleszami i wykrzykiwał w ich stronę "wy paparuchy, idźcie do Millera!". Twarzy jednak nigdy nie zasłaniał. Będąc już w więzieniu udzielił wywiadu, który ukazał się jako książka. Mówił tam m.in., że "największa miłością jego życia są gołębie".

W sierpniu na warszawskim Targówku został postrzelony syn "Dziada", 33-letni Paweł, ps. "Mrówa", również należący do kierownictwa gangu wołomińskiego. Zmarł w szpitalu w wyniku odniesionych ran.



Syn "Dziada" zastrzelony

Grzegorz Lisicki, piot
2007-08-23, ostatnia aktualizacja 2007-08-23 21:18

Syn "Dziada", legendy stołecznego półświatka, został wczoraj postrzelony na Targówku. Kilka godzin później zmarł w szpitalu.

ZOBACZ TAKŻE
Wszystko rozegrało się ok. godz. 11 na rogu ul. Łodygowej i Pszczyńskiej. 33-letni Paweł N. ps. "Mrówa" podjechał mercedesem pod bramę budowy Osiedla Łodygowa. Kiedy wysiadał z samochodu, rozległy się strzały. Kule trafiły mężczyznę w plecy i udo. Sam zadzwonił po pomoc. Pogotowie odwiozło go do szpitala, gdzie przez kilka godzin był operowany. Mimo wysiłków lekarzy zmarł.

Zabójca oddał do "Mrówy" co najmniej trzy strzały. Według świadków był ubrany w roboczy kombinezon i kask, podobnie jak pracownicy budowy. Z miejsca zamachu uciekał pieszo Pszczyńską i Ziemiańską, a potem małymi uliczkami osiedla domków jednorodzinnych. Policja szuka go z psami tropiącymi, przygotowywany jest też portret pamięciowy. - Niewykluczone, że Paweł N. zginął w wyniku porachunków świata przestępczego - mówi Anna Kędzierzawska ze stołecznej policji.

We wrześniu 2000 r. "Mrówa" został postrzelony w bark pod swoim domem w Ząbkach. Policji powiedział, że ktoś chciał go zabić. Ale dochodzenie wykazało, że prawdopodobnie postrzelił się sam. Pół roku później ktoś rzeczywiście do niego strzelał. O własnych siłach dotarł jednak do szpitala.

Mężczyzna ma bogatą przeszłość. W 1996 r. został skazany na półtora roku więzienia za pomoc w wymuszeniu okupu za skradziony samochód. Rok później zatrzymano go pod zarzutem pchnięcia nożem 25-letniego mężczyzny pod dyskoteką Acapulco w Wesołej. Sąd go uniewinnił. Siedzieć poszedł za to jego brat Robert, który sprowokował zajście. Policja podejrzewała też, że "Mrówa" kierował gangiem złodziei samochodów. Wkrótce miał zeznawać jako świadek w głośnym procesie gangu "obcinaczy palców" - przed laty pomagał w uwolnieniu swojego znajomego porwanego dla okupu.

Jednak "Mrówa" pozostawał w cieniu swojego ojca Henryka ps. "Dziad" oraz stryja Wiesława ps. "Wariat". Ten pierwszy siedzi w więzieniu (wkrótce wyjdzie na wolność), drugi został zastrzelony w 1998 r. Obaj byli uważani za szefów gangu wołomińskiego - jednej z najgroźniejszych grup przestępczych lat 90.

Śledczy tropią obrazę prezydenta na kasetach z TVP

Agnieszka Kublik, Bogdan Wróblewski
2007-10-30, ostatnia aktualizacja 2007-10-30 06:23

Prokuratura na warszawskim Mokotowie zajmuje się sprawdzaniem, czy w programie TVP nie doszło do obrazy prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Zobacz powiekszenie
Fot. Grzegorz Dabrowski/AG
Prezydent Lech Kaczyński
W zeszłym tygodniu premier Jarosław Kaczyński zapowiedział procesy o obrazę za słowa wobec PiS w kampanii wyborczej. Zbiegło się to wystąpieniem prokuratury do TVP o kasetę z programem "Forum" z 3 września, żeby ustalić, czy nie doszło do obrazy prezydenta.

Program o CBA

Program był poświęcony wymiarowi sprawiedliwości i CBA. Było to świeżo po multimedialnej prezentacji prokuratury o dowodach przeciwko byłemu szefowi MSWiA Januszowi Kaczmarkowi i o jego związkach z biznesmenem Ryszardem Krauzem. Zaproszeni do "Forum" politycy przeczytali tego dnia w "Gazecie", że gdy do siedziby firmy Krauzego wkroczyło CBA, biznesmen zadzwonił pod prywatny numer Lecha Kaczyńskiego. Komentowali to w programie.

Obraza może się czaić w wymianie zdań między Jackiem Kurskim (PiS) a byłym koalicjantem z LPR Romanem Giertychem.

Rozmowa Kurskiego z Giertychem

Kurski mówi: „Oligarcha ma na posyłki posłów”. Giertych wtrąca: „I prezydenta”. Po czym ciągnie: „Jeżeli chodzi o kwestie pana prezydenta, to dziś dowiedzieliśmy się, że ten oligarcha, którego tak potępia poseł Jacek Kurski, jest na ty z prezydentem, ma jego prywatny telefon, że dzwoni, jak CBA wchodzi do Krauzego. Mamy informacje publiczne, że pan prezydent uczestniczył w kolacjach z tym oligarchą. (...) Jeżeli mamy jakiś układ w Polsce i mówimy » trójmiejski «, to osoby, które są w tym układzie, prowadzą do tego, co mówił Lech Wałęsa. I ziści się jego proroctwo, że Jarosław Kaczyński tak długo będzie ścigał układ, aż zamknie brata Lecha”.

Po programie do prokuratury w Trzebnicy nadeszło zawiadomienie telewidza o przestępstwie znieważenia głowy państwa. Zawiadomienie wymienia i Kurskiego, i Giertycha. Trzebnica przekazała sprawę na warszawski Mokotów. Ale do prokuratury rejonowej nadeszło też - 19 października - polecenie z prokuratury okręgowej, by prowadzić tę sprawę i zażądać z TVP kasety z nagraniem "Forum". Informację tę potwierdziła nam wczoraj szefowa mokotowskiej prokuratury Katarzyna Dobrzańska.

TVP milczy

- W ciągu ostatnich dwu lat takich spraw mieliśmy 12, kilka w związku z wystąpieniami polityków w TVP i TVN. Kończyły się zwykle umorzeniem lub odmową wszczęcia, jedna aktem oskarżenia, ale chodzi o znieważenie prezydenta podczas interwencji policji, trwa jeszcze sprawa o obrazę prezydenta, premiera i ministra sprawiedliwości przez tymczasowo aresztowanych - dodaje prok. Dobrzańska.

Zapytaliśmy rzeczniczkę TVP Anetę Wronę, z iloma prośbami o nagrania programów wystąpiła prokuratura. Wrona nie odpowiedziała.

"Taśmy" Rydzyka

Co jest, a co nie jest obrazą prezydenta, ustalała już prokuratura w Toruniu, która na początku września odmówiła wszczęcia postępowania w sprawie tzw. wykładu o. Rydzyka.

- O. Tadeusz Rydzyk nie znieważył prezydenta. Zachowanie znieważające musi być na tyle wyraźne, by mogło być uznane za przejaw poniżenia, pogardy, a nie jedynie za przejaw lekceważenia - tłumaczył w Sejmie prokurator krajowy Dariusz Barski. O. Rydzyk prezydentową Marię Kaczyńską nazwał "czarownicą" i szyderczo doradzał jej eutanazję. Prezydenta oskarżył o oszustwo i zganił za przerwanie ekshumacji w Jedwabnem. Zdaniem Rydzyka grozi to roszczeniami Żydów: "Chodzi o 65 mld dol., żeby Polska dała. Przyjdą do pana i powiedzą: Proszę mi oddać ten skafander. Ściągaj spodnie".