czwartek, 22 stycznia 2009

Adwokaci i radcowie prawni: Kto się boi doktora

Jerzy Kopyra 22-01-2009, ostatnia aktualizacja 22-01-2009 06:58

Jeśli Sejm przyjmie poprawki Senatu do ustaw o adwokatach i radcach prawnych, to otrzymamy regulację fasadową i mało znaczącą dla leżącego w interesie publicznym szerszego otwarcia korporacji prawniczych – twierdzi Jerzy Kopyra, doktor nauk prawnych, adiunkt w Katedrze Inwestycji i Nieruchomości Szkoły Głównej Handlowej

autor zdjęcia: Paweł Gałka
źródło: Rzeczpospolita

Popłoch wśród członków korporacji adwokatów oraz radców prawnych wzbudza możliwość uzyskania przez doktorów nauk prawnych wpisu na listę adwokatów (radców prawnych). Przywołane samorządy zawodowe, broniąc swego korporacyjnego interesu (przez liderów owych korporacji zwanego, nie wiedzieć czemu, interesem publicznym), sprzeciwiają się możliwości wpisu, zdając się twierdzić (w ramach kolejnej batalii o ochronę wspomnianego interesu), że doktor to nie to co magister, a każdy doktor habilitowany to z kolei doświadczony praktyk. Ta frapująca intelektualnie teza znalazła swój wyraz w przyjętych 15 stycznia przez Senat poprawkach do uchwalonego przez Sejm projektu ustawy nowelizującej: prawo o adwokaturze, ustawę o radcach prawnych, prawo o notariacie (dalej: projekt sejmowy). Jak nietrudno się domyślić, niebagatelną rolę w przyjęciu owych poprawek odegrali senatorzy będący członkami korporacji prawniczych. Ale od początku.

Przyczyny nowelizacji

Głównym celem uchwalonej przez Sejm ustawy jest wykonanie trzech wyroków Trybunału Konstytucyjnego: z 19 kwietnia 2006 r. (K 6/06), z 8 listopada 2006 r. (K 30/06) oraz z 26 marca 2008 r. (K 4/07). Wyroki te zapadły w związku z wnioskami korporacji adwokatów, radców prawnych i notariuszy o zbadanie zgodności z konstytucją ustawy z 30 czerwca 2005 r. o zmianie ustawy – Prawo o adwokaturze i niektórych innych ustaw. Przypomnijmy, że owa ustawa z 2005 r. (zwana potocznie lex Gosiewski) była niezbyt udaną (jak się następnie okazało po wzmiankowanych wyrokach Trybunału) próbą otwarcia zawodów prawniczych dla młodych prawników. Projekt sejmowy ma zatem naprawić błędy legislacyjne popełnione przy tworzeniu ustawy z 2005 r. i tym razem już w sposób zgodny z konstytucją umożliwić łatwiejszy dostęp do zawodów prawniczych, a także wytyczyć alternatywną w stosunku do aplikacji drogę dostępu do zawodu adwokata i radcy prawnego.

Niby dlaczego praca z adwokatem w ramach jego kancelarii miałaby zostać uznana za gorszy od aplikacji sposób zdobywania doświadczenia

Ową nową drogą mogliby podążyć doktorzy nauk prawnych legitymujący się trzyletnim doświadczeniem zawodowym nabytym w kancelarii adwokackiej czy radcowskiej. Wydawałoby się, iż perspektywa dołączenia do korporacji osób dobrze wykształconych, posiadających przy tym doświadczenie zawodowe, powinna ucieszyć jej decydentów. Nic bardziej mylnego. Na wniosek Senackiej Komisji Ustawodawczej oraz Komisji Praw Człowieka, Praworządności i Petycji Senat 5 stycznia przyjął poprawki do projektu sejmowego, na mocy których m.in. skreślono propozycję Sejmu umożliwiającą uzyskanie wpisu na listę adwokatów czy też radców prawnych przez powołanych doktorów prawa.

Chybiony argument

Teza nr 1 uzasadnienia uchwały Senatu: „egzamin doktorski, często z dziedzin dalekich praktyce zawodowej, został zrównany [w projekcie sejmowym] z zawodowymi egzaminami prawniczymi, takimi jak egzamin sędziowski i prokuratorski. Mogłoby to skutkować tym, że zawód adwokata i radcy prawnego będą wykonywały osoby, które nie dysponują sprawdzonymi egzaminem umiejętnościami praktycznymi”.

Argument ten należy uznać za chybiony. Zgodnie z projektem sejmowym możliwość uzyskania wpisu na listę adwokatów lub radców prawnych mogliby uzyskać tylko ci doktorzy nauk prawnych, którzy wykazaliby się trzyletnią praktyką zawodową nabytą w kancelarii adwokata lub radcy prawnego. Właśnie owa praktyka zapewnia tym osobom uzyskanie umiejętności, o jakich czytamy w uchwale, i sama praktyka stanowi zarazem ich najlepszy sprawdzian.

Uniemożliwienie wpisu na listę adwokatów (radców prawnych) doktorom nauk prawnych legitymującym się trzyletnią praktyką zawodową jest irracjonalne i narusza spójność przepisów ustaw o adwokaturze oraz o radcach prawnych. Zarówno bowiem wedle jednej, jak i drugiej ustawy powołany wpis przysługuje doktorom habilitowanym nauk prawnych, którzy nie muszą się legitymować żadnym doświadczeniem zawodowym. Pokreślmy również, że prace habilitacyjne w porównaniu z pracami doktorskimi są o wiele bardziej teoretyczne, gdyż traktują o instytucjach prawnych istniejących niezależnie od zmiennych przepisów, które z owych instytucji biorą początek. Posługując się nomenklaturą uzasadnienia uchwały, prace habilitacyjne ze względu na powołany wybitnie teoretyczny charakter są jeszcze bardziej „dalekie praktyce zawodowej” niż prace doktorskie. Oczywiste jest, że jedne i drugie mogą dotyczyć tych samych dziedzin prawa.

Reasumując: argumentację do tezy nr 1 należy odrzucić jako godzącą w spójność ustaw o adwokaturze oraz o radcach prawnych, a także w racjonalność rozwiązań tamże przyjętych.

Błędne założenia

Teza nr 2 uzasadnienia uchwały Senatu: „zostałaby tym samym [wprowadzeniem możliwości uzyskania wpisu na listę adwokatów czy radców prawnych przez doktorów nauk prawnych z odpowiednim doświadczeniem zawodowym] naruszona zasada badania rękojmi przez samorządy zawodowe adwokatów i radców prawnych, ponieważ nie miałyby one możliwości ustalenia, na czym polegała praktyka zawodowa”.

W art. 66 ust. 1 pkt 5 lit. b ustawy o adwokaturze oraz w art. 25 ust. 1 pkt 5 lit. b ustawy o radcach prawnych w wersji projektu sejmowego wyraźnie zaznaczono, iż doktorzy nauk prawnych powinni się legitymować praktyką zawodową nabytą przy wykonywaniu czynności wymagających wiedzy prawniczej bezpośrednio związanych ze świadczeniem pomocy prawnej przez adwokata lub radcę prawnego.

Nie bez znaczenia jest tu fakt, że o wykonywaniu powołanych czynności zaświadcza adwokat albo radca prawny – członek korporacji, której organy decydują o wpisie na listę. Z zupełnie niezrozumiałych przyczyn Senat wydaje się zakładać, że praca w kancelarii adwokata czy radcy prawnego jest jakąś niewłaściwą, ułomną praktyką zawodową, gorszą od tej oferowanej przez korporacje w ramach aplikacji.

Powołane zaświadczenie wystawione przez adwokata lub radcę prawnego składa się wraz z wnioskiem o dokonanie wpisu na odpowiednią listę. Ponadto o zakresie obsługi prawnej wykonywanej przez doktorów nauk prawnych mają świadczyć załączane do wniosku o wpis umowy, na podstawie których owe usługi były wykonywane.

Powstaje zatem pytanie, dlaczego praca z adwokatem czy radcą prawnym w ramach jego kancelarii miałaby zostać uznana za gorszy od aplikacji sposób zdobywania doświadczenia. Nie sposób nie zauważyć, że aplikacja jest rodzajem studiów tylko połączonych z odbywaniem praktyki, natomiast praca w kancelarii to sama praktyka. Zgodnie z art. 66 ust. 4 ustawy o adwokaturze oraz art. 25 ust. 4 ustawy o radcach prawnych w brzmieniu projektu sejmowego przez trzyletni okres praktyki zawodowej doktorów nauk prawnych należy rozumieć pracę w pełnym wymiarze godzin. Wystarczy zestawić ten przepis z liczbą godzin zajęć praktycznych przewidzianych w ramach aplikacji adwokackiej czy radcowskiej, aby się przekonać, że to aplikanci legitymują się krótszą praktyką zawodową od doktorów nauk prawnych.

Argumentację Senatu do tezy nr 2 należy ocenić jako nietrafną już z punktu widzenia samej treści projektu sejmowego, a ponadto opartą na błędnych założeniach co do praktyki zawodowej doktorów nauk prawnych. Brak także podstaw, by twierdzić, iż praktyki odbywane w ramach aplikacji są jakościowo lepsze od praktyki zawodowej nabywanej w kancelarii adwokackiej czy radcowskiej.

Wprowadzenie omawianych poprawek Senatu wypaczy w znacznej mierze cele całego projektu sejmowego mającego stworzyć możliwości alternatywnego wobec aplikacji dostępu do zawodu adwokata i radcy prawnego.

Rzeczpospolita

Wciąż nie wiadomo, jak karać za zabójstwo z rozbojem

Michał Kosiarski 21-01-2009, ostatnia aktualizacja 21-01-2009 07:05

Trybunał Konstytucyjny nie orzekł (P 11/08), czy kara minimum 25 lat więzienia za zabójstwo z rozbojem jest konstytucyjna. Rozprawa w tej sprawie została już po raz drugi odroczona – tym razem bezterminowo

autor zdjęcia: Rafał Guz
źródło: Fotorzepa

Sędziowie nie są pewni, jakie skutki miałoby ewentualne uznanie art. 148 § 2 kodeksu karnego (w brzmieniu przyjętym w 2005 r.) za sprzeczny z konstytucją.

Przepis ten przewiduje kary za zabójstwo człowieka m.in. ze szczególnym okrucieństwem, w związku ze zgwałceniem albo rozbojem, z użyciem broni palnej albo materiałów wybuchowych albo w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie. Katalog kar za takie zbrodnie jest ubogi, ale surowy – w grę wchodzi jedynie 25 lat pozbawienia wolności albo dożywocie. Te same zasady dotyczą osób, które jednym czynem zabiły więcej niż jedną osobę lub były wcześniej prawomocnie skazane za zabójstwo. Sędziowie nie mają więc pola manewru.

Z wyliczeń sędziego Ryszarda Kałwy z Sądu Apelacyjnego w Krakowie (ten sąd wniósł pytanie prawne) wynika, że może chodzić nawet o ok. 200 skazanych w latach 2005 – 2008 za kwalifikowane zabójstwo (albo tylko jego próbę). Gdyby TK uznał art. 148 § 2 za sprzeczny z konstytucją, to nie wiadomo, jaki byłby los wznowionych postępowań w ich sprawach. Sędziowie mają bowiem wątpliwości, czy po uchyleniu przepisu nowelizującego k. k. w 2005 r. można przyjąć, że odżywa jego poprzednie brzmienie. Dawałoby ono sędziom więcej możliwości orzeczniczych, bo oprócz kar 25 lat więzienia i dożywocia przewidziano w nim jeszcze karę pozbawienia wolności na czas nie krótszy niż 12-letni. Gdyby jednak okazało się, że sankcja karna sformułowana w tym przepisie przestała istnieć, to wyrok TK uznający niekonstytucyjność art. 148 § 2 k.k. oznaczałby brak sankcji karnej za najcięższe zbrodnie.

Sędziowie pytali reprezentującego Sejm posła Jerzego Kozdronia, dlaczego parlamentarzyści nie przygotowali jeszcze odpowiedniej inicjatywy legislacyjnej, aby poprawić nadmiernie rygorystyczny przepis. Poseł Kozdroń replikował, że Sejm czeka na wyrok TK i zawarte w nim wskazówki.

Przypomnijmy, że problem powstał przy skazywaniu dwóch nastolatków za nieudaną próbę zabójstwa z rozbojem. Jeden z nich w momencie popełniania przestępstwa nie miał jeszcze 18 lat, a więc nie można go było skazać na dożywocie. Sędziowie nie mieli możliwości wymierzenia mu innej kary niż 25 lat pozbawienia wolności, choć ofiara rozboju obroniła się, sprawcy nie byli wcześniej karani, mieli dobre opinie w środowisku, przeprosili napadniętego, a ten im przebaczył. Art. 148 § 2 nie pozostawiał jednak sędziom prawie żadnej swobody w kwestii rodzaju i wymiaru kary dla nich.

Rzeczpospolita

Obama w Gabinecie Owalnym

Piotr Gillert 22-01-2009, ostatnia aktualizacja 22-01-2009 01:55

Zawieszenie działania trybunałów wojskowych w Guantanamo to pierwsza decyzja administracji Baracka Obamy

Szef gabinetu prezydenta USA Rahm Emanuel był pierwszym urzędnikiem, jakiego przyjął wczoraj Barack Obama
źródło: EPA
Szef gabinetu prezydenta USA Rahm Emanuel był pierwszym urzędnikiem, jakiego przyjął wczoraj Barack Obama

Około wpół do dziewiątej rano Barack Obama pojawił się w Gabinecie Owalnym, by rozpocząć pierwszy dzień pracy. Na początek poprosił o 10 minut spokoju. W tym czasie przeczytał w samotności list, jaki zostawił mu na biurku jego poprzednik George W. Bush.

Obama miał prawo czuć się wyczerpany. Pełen przeżyć dzień zaprzysiężenia skończył się później, niż planowano. Nowy prezydent i jego żona Michelle do późna w nocy uczestniczyli w balach organizowanych z okazji inauguracji.

Pierwszą osobą, jaką przyjął w środę w swym biurze Obama, był szef gabinetu Rahm Emanuel. Wkrótce potem odwiedziła go pierwsza dama. Wspólnie udali się do waszyngtońskiej katedry, by wziąć udział w ekumenicznym nabożeństwie z okazji Narodowego Dnia Modlitwy.

Jeszcze we wtorek, w czasie trwania uroczystości, do trybunału wojskowego, przed którymi toczą się postępowania wobec więźniów Guantanamo, wpłynął podpisany przez nowego prezydenta wniosek o wstrzymanie tych procedur na 120 dni. Wczoraj trybunał na to przystał, a Biały Dom przedstawił projekt rozporządzenia nakazującego zamknięcie więzienia na Kubie w ciągu roku.

Pierwsze rozporządzenie, jakie wydał Obama, dotyczyło reguł etycznych obowiązujących w jego administracji. Wprowadził ograniczenia dla lobbistów chcących pracować w jego rządzie, nakazując im podpisanie zobowiązania, że przez dwa lata po odejściu z urzędu nie będą zajmować się lobbingiem w dziedzinie, którą zajmowali się w pracy dla rządu. – Przejrzystość i rządy prawa będą fundamentem tej prezydentury – oświadczył Obama. Podjął też decyzję o zamrożeniu płac doradców Białego Domu.

Pierwsze rozporządzenie, jakie wydał Obama, dotyczy reguł etycznych w jego administracji

W środę po południu odbyć się miało spotkanie zespołu gospodarczego. Potem w programie zajęć Obama miał spotkanie w sprawie Iraku i Afganistanu z udziałem m.in. szefa Pentagonu Roberta Gatesa i doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Jamesa Jonesa.

O tym, jakie jeszcze kwestie Obama uznaje za najbardziej palące, świadczyć może to, że pierwszym przywódcą, z którym kazał się wczoraj połączyć, był prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas. Potem prezydent zadzwonił jeszcze do premiera Izraela Ehuda Olmerta, do króla Jordanii Abdullaha oraz do prezydenta Egiptu Hosniego Mubaraka.

W tym samym czasie na Kapitolu trwał proces zatwierdzania nominowanych przez niego członków nowego gabinetu. Pierwszą “transzę” kandydatur Senat zatwierdził jeszcze we wtorek, a wczoraj większością głosów 94 do 2 zaaprobował nominację Hillary Clinton na szefową dyplomacji.

Tymczasem kilku sędziów oświadczyło wczoraj, że prezydent powinien ponownie złożyć przysięgę. Według konstytucjonalistów za pierwszym razem zarówno Barack Obama, jak i sędzia, który odbierał przysięgę, popełnili błędy. Niewykluczone więc, że trzeba będzie powtórzyć ceremonię, aby przysięga była ważna.

Rzeczpospolita

Druga przysięga Obamy

ika 22-01-2009, ostatnia aktualizacja 22-01-2009 10:58

Barack Obama złożył w środę po raz drugi przysięgę prezydencką po tym jak, we wtorek podczas inauguracji, pomylił formułę.

Druga przysięga Baracka Obamy
źródło: AFP
Druga przysięga Baracka Obamy

Przysięgę odebrał od Obamy w Białym Domu prezes Sądu Najwyższego John Roberts.

Wyjaśniono przy tym, że nie ma wątpliwości, iż Obama we wtorek został zaprzysiężony prawidłowo. Jednakże, ponieważ dokładny tekst przysięgi zawarty jest w konstytucji, powtórzono ją przez wzgląd na zachowanie ostrożności.

W ocenie prawników - pisze agencja AP - powtórzenie przysięgi prawdopodobnie nie było konieczne, ale też nie zaszkodzi.

Wtorkowe pomyłki wynikły z winy Robertsa. Sędzia, za którym Obama powtarzał złożony z 35 słów tekst przysięgi, recytował ją z pamięci i pomylił się przestawiając szyk słów w zdaniu. Zamiast: "Uroczyście przysięgam, że będę wiernie sprawował urząd prezydenta USA...", powiedział: "Uroczyście przysięgam, że będę sprawował urząd prezydenta USA wiernie".

Obama w tym momencie zawahał się, gdyż - jak się przypuszcza - sam znał tekst prawidłowo (jest z wykształcenia prawnikiem konstytucyjnym po Harvardzie). Dopiero gdy Roberts sam się skorygował, powtórzył za nim zdanie w całości - ale błędnie stawiając słowo "wiernie" na końcu.

Sędzie Roberts nie poniesie konsekwencji żadnych konsekwencji swojej pomyłki. Obama pocieszał go poklepując po ramieniu. W USA za taką pomyłkę nie można dymisjonować sędziego, bo jest to funkcja dożywotnia.

W historii USA dwukrotnie składali przysięgę, także z powodu niewielkich pomyłek, prezydenci Calvin Coolidge i Chester A. Arthur.

PAP