sobota, 5 września 2009

Remis o smaku porażki (POL - IPN 1:1)

Paweł Wilkowicz 05-09-2009, ostatnia aktualizacja 06-09-2009 10:02

Polska - Irlandia Północna 1:1. Zemsty za Belfast nie było. Był tylko uratowany w drugiej połowie punkt i mnóstwo zmarnowanych sytuacji. Eliminacje nie są jeszcze przegrane, bo Słowacja też zremisowała u siebie, z Czechami

autor zdjęcia: Piotr Nowak
źródło: Fotorzepa
Wyrównująca bramka Mariusza Lewandowskiego
autor zdjęcia: Piotr Nowak
źródło: Fotorzepa
Wyrównująca bramka Mariusza Lewandowskiego
autor zdjęcia: Piotr Nowak
źródło: Fotorzepa

Nic się w grupie 3 nie zmienia, wszystkie strony tkwią w klinczu i jeśli będą trwały nadal, Polska na mundial nie pojedzie. W Chorzowie na mistrzostwa świata zasłużyli tylko kibice. Piłkarze może za walkę, ale jedynie w drugiej połowie.

Wtedy też dopiero zaczęli pokazywać, że grają w piłkę lepiej od Irlandczyków. Do przerwy byli jak sparaliżowani, na długo przed tym jak Kyle Lafferty wykorzystał jeden z kontrataków i strzelił do bramki między nogami Artura Boruca. A Irlandia wcale nie czekała tylko na kontrataki. Tyle się mówiło o zemście za Belfast, a to rywale ukradli Polakom pierwsze pół godziny meczu. Mądrze się ustawili, dobrze podawali - i walczyli. Tego najbardziej brakowało po polskiej stronie. Dopiero w drugiej połowie, gdy już nie było wyjścia, a mundial w RPA znikał za horyzontem, okazało się, że z Irlandczykami można wygrać walkę na ziemi i w powietrzu. Trzeba tylko ruszyć do przodu, a nie obracać się wokół własnej osi, podając bezpiecznie i przewidywalnie.

Bojowa atmosfera i dodatkowe wzruszenia związane z kontuzją Marcina Wasilewskiego zamiast pchnąć Polaków do przodu, uśpiły ich. Zaczęli mecz tak, jakby miał wygrać się sam. Wyszli na prezentację w koszulkach z nr 13 i napisem "Wasyl, jesteśmy z Tobą", Ludovic Obraniak odśpiewał Mazurka razem ze wszystkimi, ale na tym dobre emocje się skończyły.

Obraniak zszedł w przerwie, Jakub Błaszczykowski przebudził się dopiero w drugiej połowie, Mariusz Lewandowski i Rafał Murawski podawali do siebie i w końcu tego drugiego Leo Beenhakker również zmienił. Za dużo było podań do rywali, za mało przebojowości. Irlandzcy obrońcy byli szybsi od naszych napastników, a ich napastnicy szybsi od naszych obrońców. Żeby coś na to poradzić, trzeba mieć pomocników w formie i gotowych podejmować ryzyko, a takim był w pierwszej połowie tylko Roger.

Goście grali twardo, trzymali piłkę czekając na faul i rzut wolny, a po strzeleniu gola w 38. minucie marnowali z uśmiechem każdą mijającą minutę. Zatrzymywali Polaków tak, jak udało im się zablokować jesienią Czechów na ich boisku. Piłkarze Beenhakkera odbijali się od ich muru. Zdarzyło się w pierwszej połowie kilka dobrych akcji, ale trudno było je skończyć uderzeniem. Gdy już się udało, strzał Rogera z bliska zablokował Gareth Mcauley, a uderzenie Obraniaka wybił z linii bramkowej Jonathan Evans.

Pomogły dopiero zmiany. Euzebiusz Smolarek wprowadzony za Obraniaka i Robert Lewandowski za Murawskiego dali drużynie trochę dobrze pojętej nieprzewidywalności. Im dalej w drugą połowę, tym więcej było rzutów rożnych dla Polaków i groźnych akcji. Ale Irlandczycy, teraz już czekający tylko na kontry, też mieli swoje szanse, przy drugiej akcji Lafferty'ego, bardzo podobnej do tej, po której padł gol, drużynę uratował wyjściem z bramki Boruc.

Wyrównującą bramkę udało się zdobyć dopiero dziesięć minut przed końcem, gdy już niemal w każdej akcji Polacy atakowali całą drużyną. Ruszył do przodu Mariusz Lewandowski, i znalazł się w polu karnym gdy Brożek po podaniu Lewandowskiego odegrał piłkę wzdłuż boiska. Wystarczyło przystawić nogę. Potem Polacy właściwie nie schodzili z połowy rywala, ale ani strzały z bliska, ani z pola karnego do siatki drugiego gola już nie przyniosły, choć próbowało wielu.

Ten remis ma smak porażki. Awans znów się oddalił, ale ciągle jest sprawą otwartą, i będzie przynajmniej do środy. W Mariborze czeka Słowenia, z którą Polacy też mają porachunki, za Wrocław. Ale tam trzeba będzie cały mecz zagrać tak, jak w Chorzowie ostatnie 15 minut. I wierzyć. Niby o polskiej kadrze mówi się, że nie jest w stanie zagrać dwóch dobrych meczów w cztery dni. Ale ten pierwszy dobry na pewno nie był.

Skład Polski:

Artur Boruc - Paweł Golański, Dariusz Dudka, Michał Żewłakow, Jacek Krzynówek - Jakub Błaszczykowski, Mariusz Lewandowski (61-Robert Lewandowski), Rafał Murawski, Roger Guerreiro, Ludovic Obraniak (46-Euzebiusz Smolarek) - Paweł Brożek

Skład Irlandii Północnej:

Maik Taylor - Gareth McCauley, Jonathan Evans, Aaron Hughes, Stephen Craigan - Damien Johnson, Samuel Clingan, Grant McCann, Steven Davis - Kyle Lafferty (54-Martin Paterson), David Healy

Wyniki sobotnich meczów grupy 3. eliminacji piłkarskich mistrzostw świata:

Słowacja - Czechy 2:2 (0:0)

Polska - Irlandia Północna 1:1 (0:1)

Kolejność w tabeli:

1. Słowacja

2. Irlandia Północna

3. Polska

4. Słowenia

5. Czechy

6. San Marino

Najbliższe mecze, 9 września (środa): Słowenia - Polska, Czechy - San Marino, Irlandia Północna - Słowacja

Rzeczpospolita OnLine

"Akcja ratunkowa trwała 33 minuty"

mm
2009-09-05, ostatnia aktualizacja 9 minut temu

- Tuż po eksplozji żołnierze otworzyli ogień. Na wszelki wypadek. Zawiadomili bazę w Ghazni. Akcja ratunkowa trwała około 33 minut - opowiada w rozmowie z TVN24 ppłk Dariusz Kasperczyk. Dziś w bazie w Ghazni żołnierze podczas uroczystej ceremonii pożegnają zmarłego Marcina Porębę.


Fot. Damian Kramski / AG
Ppłk Dariusz Kasperczyk w rozmowie z TVN24 opowiedział o szczegółach zamachu. Jak relacjonował, konwój składający się z pięciu pojazdów jechał z bazy w Giro do bazy w Ghazni, aby tam zostawić jeden z Rosomaków do serwisowania. Żołnierze mieli wrócić do bazy innym pojazdem. W drodze powrotnej, 3 kilometry przed bazą w Giro, doszło do eksplozji.

"Otworzyli ogień"

- Tuż po eksplozji żołnierze znajdujący się w patrolu otworzyli ogień. To była demonstracja siły na wszelki wypadek, bo nie widzieli nikogo. Poinformowali bazę w Ghazni o tym, co się stało. Stamtąd wystartowały dwa śmigłowce ratunkowe, które w ciągu 33 minut przyleciały na miejsce i wróciły z ciałem polskiego żołnierza i z rannymi żołnierzami - mówi Kasperczyk.

Prawdopodobnie w ciągu najbliższych kilku dni ciało polskiego żołnierza zostanie przewiezione do kraju.

"Stan rannych stabilny"

- Pięciu rannych żołnierzy jest w stanie stabilnym. Ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Dwóch żołnierzy pozostaje w szpitalu w Bagram. Dziś zostanie podjęta decyzja o tym, czy zostaną ewakuowani do kraju, czy zostaną na miejscu w szpitalu. Pozostała trójka jest w szpitalu w Ghazni. Jest duże prawdopodobieństwo, że pozostaną w bazie - powiedział w TVN24 ppłk Dariusz Kasperczyk.

O godzinie 16 czasu lokalnego (13.30 czasu polskiego) zaplanowano uroczystą ceremonię pożegnania zmarłego żołnierza Marcina Poręby w bazie w Ghazni - podaje TVN24.

To już 11. polska ofiara na wojnie w Afganistanie

Plutonowy Marcin Poręba to już 11 polski żołnierz, który zginął w Afganistanie. I drugi saper ze Szczecina. Pierwszy, kapral Grzegorz Politowski zginął także w wybuchu miny-pułapki w kwietniu ubiegłego roku.

Przed miesiącem zginął kapitan Daniel Ambrozińki - najwyższy rangą polski żołnierz, który został zabity w Afganistanie. Wcześniej zginęli: por. Łukasz Kurowski, st. kpr. Szymon Słowik, st. szer. Hubert Kowalewski, kpr. Grzegorz Politowski, por. Robert Marczewski, plut. Waldemar Sujdak, kpr. Paweł Brodzikowski, kpr. Paweł Szwed i st. chor. szt. Andrzej Rozmiarek. Kapitan Ambroziński w Afganistanie pełnił obowiązki specjalisty w Zespole Doradczo-Łącznikowym.

Włoszczowska: Daleko mi do widoku kobitki

05.09.2009 /tvn24.pl, "Gazeta Wyborcza"

NIE MOŻE MÓWIĆ, WIĘC PISZE

Włoszczowska: Daleko mi do widoku kobitki
Fot. wloszczowska.webworld.pWłoszczowska nie traci humoru
Maja Włoszczowska po koszmarnym wypadku w Canberze ma problemy z mówieniem, ale na swojej stronie internetowej uspokoiła wszystkich fanów. - Po upadku byłam pewna, że złamałam szczękę, co wywołałoby sporo komplikacji. Tymczasem jest cień szansy, że jeszcze w tym roku wystartuję w zawodach - napisała i z humorem dodała, że "dzwonnik z Notre Dame też był na swój sposób uroczy".
Maja Włoszczowska już w domu będzie dochodzić do zdrowia po upadku na... czytaj więcej »
- To twarda dziewczyna - powiedział o Mai Włoszczowskiej ordynator oddziału chirurgii w szpitalu w Canberze. Polka po wypadku na czwartkowym treningu (spadła ze skały na twarz) przeszła zabieg oczyszczenia rany. Lekarze musieli założyć jej wiele szwów.

- Jestem w takim stanie, że nie umiem o niczym myśleć - przyznała kolarka w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
W Australii Maja Włoszczowska dochodzi do siebie po koszmarnym wypadku.... czytaj więcej »


Jak Quasimodo?

- W chwili obecnej daleko mi do wyglądu kobitki, która w ostatnim numerze Men's Health udziela panom rad dotyczących jazdy na rowerze, ale pocieszam się, że dzwonnik z Notre Dame też jest na swój sposób uroczy. Przede wszystkim jestem szczęśliwa, że wszystko i tak się względnie dobrze skończyło, opuchlizna powinna zejść po tygodniu, szwy znikną po czterech - dodała jednak na swojej stronie internetowej.

Ścigać się i wygrywać

Pechową Włoszczowską podczas australijskich mistrzostw pomściła Aleksandra Dawidowicz, która zdobyła złoty medal. - Bardzo bym chciała, by więcej niż o moim wypadku mówiło się o złocie Oli - powiedziała srebrna medalistka z Pekinu.

Niebezpieczny wypadek mógł odbić się na psychice kolarki, ale ta wydaje się nie przejmować kłopotami zdrowotnymi. - Chcę dalej się ścigać, chcę dalej wygrywać. Co może być bardziej fantastycznego niż praca, która jest takim fajnym hobby - deklaruje.