Myśl, że Jan Paweł II przy całej swej wielkości mógł popełniać błędy, uważana jest na polskim podwórku jeśli nie za grzeszną, to przynajmniej za nazbyt śmiałą.
SERWISY
Dla jednych kluczem dla zrozumienia tej książki jest status jej autora: były ksiądz, który wyładowuje swoje frustracje, sadowiąc się w wygodnej niszy krytyka Kościoła. Dla innych Bartoś to klakier zachodnich teologów i wraz z nimi najchętniej wywróciłby Matkę Kościół do góry nogami. Można więc go czytać, ale bez nadziei, że dowiemy się czegoś, czego by wcześniej nie wypisywano w liberalnych zagranicznych pisemkach
Ja wolę lekturę bez tego pierwotnego protekcjonalizmu.
Ateizm czyli upadek
Papież nie rozumiał Zachodu - ten zarzut wobec Jana Pawła II, powtarzany często, zaczął być lekceważony jako krytykanctwo z a c h o d n i c h enfants terribles.
Tymczasem to sam papież przyznał - jak przypomina Bartoś - iż nie udało mu się trafić do Europejczyków. Pytanie: dlaczego? Czy określenie "cywilizacja śmierci", którego papież używał jako przeciwieństwo chrześcijańskiej "cywilizacji miłości" nie było nadmiernym uogólnieniem, krzywdzącym wobec niewierzących? "Ludzie niewierzący niekoniecznie są szczególnymi piewcami śmierci. Niewiara i ateizm nie muszą być przeżywane jako rozpacz. Tak zwany świat bez Boga wcale nie musi być światem bez wartości", pisze Bartoś. Jednak to, co było oczywiste choćby dla Camusa, nie było oczywiste dla Jana Pawła II. Śmiem twierdzić, że ten "świat bez wartości" można by znaleźć także wśród katolików co niedziela maszerujących do kościoła. Ale przecież to nie oni w oczach papieża budowali cywilizację śmierci...
Zupełnie inną perspektywę proponuje wybitny niemiecki teolog ksiądz Paul Zulehner. Podważa tezę będącą dla hierarchii kościelnej - a także dla papieża - niemal dogmatem: że odejście od Kościoła jest równoznaczne z moralnym upadkiem. W "Schronieniu dla duszy" Zulehner pisał: "Ludzie nie przejmują już bezkrytycznie podawanych im wzorców życia i jego interpretacji. Ich stosunek do własnego Kościoła jest teraz kwestią osobistego wyboru. To zaś otwiera nowe możliwości poruszania się w przestrzeni religijnej - zbliżenia bądź oddalenia. Jednakże nawet w sytuacji braku formalnej przynależności do któregoś z Kościołów pozostają one nadal dla wielu ludzi zasadniczym punktem odniesienia, z nimi łączą oni konkretne oczekiwania, które w niektórych dziedzinach (jak np. pokój na świecie, ochrona środowiska naturalnego, pomoc dla Trzeciego Świata) ujawniają się - jak dowodzą tego badania - zdecydowanie powszechniej niż w szeregach kościelnych wspólnot" (przeł. ks. Adam Kalbarczyk). W tych słowach można znaleźć życzliwość dla świata Zachodu, którą u Jana Pawła II przysłaniała nieufność.
Papież i ciemności wiary
Bartoś dostrzega też zgrzyt na linii Watykan - teologowie. Dla ścisłości: chodzi o tych, którzy realnie teologię uprawiają, nie bojąc się indywidualnych twórczych poszukiwań. To właśnie one kończą się nieraz oficjalnym potępieniem ze strony Kongregacji Nauki Wiary lub kuluarowym bojkotem. Wystarczy przypomnieć wybitnego teologa, jezuitę Jacques'a Dupuis, na którego za jego koncepcje chrystologiczne Jan Paweł II nałożył, na szczęście czasowy, nakaz milczenia.
Tego problemu nie można bagatelizować, tak jak zrobił to, recenzując książkę Bartosia, Jarosław Makowski („Gazeta Świąteczna”, 26-27 lipca): „Jeśli chce być wierny swemu powołaniu, teolog musi trwać w »twórczym napięciu « z Kongregacją Nauki Wiary”. Nie wiem, czym dla Makowskiego jest „twórcze napięcie”. Może obejmuje ono także poczucie osamotnienia, zaszczucie, świadomość, że koledzy po fachu ostrzą sobie na nim języki „w trosce” o Magisterium. Jeśli tak, to Dupuis - który tego wszystkiego, jak sam opowiadał, doświadczył, niepotrzebnie się martwił.
W takiej sytuacji określenia typu "szkodliwe" i "niebezpieczne" trzeba by zapewne uznać za słowa klucze języka, w jakim to "twórcze napięcie" się wyraża. Tak jak ma to miejsce w przypadku jezuity, znanego teologa wyzwolenia, o. Jona Sobrino z Salwadoru, któremu zarzucono relatywizowanie boskości Chrystusa, zakazano publikowania i głoszenia kazań. Proces przeciwko niemu Kongregacja Nauki Wiary rozpoczęła w 2001 r. Konsultor Kongregacji o. prof. Prosper Grech w rozmowie z Radiem Watykańskim stwierdził, że niektóre tezy Sobrino, cenionego duszpasterza, "mogą być szkodliwe dla wiernych jako błędne lub niebezpieczne".
Bartoś zarzuca papieżowi, że jego teologia była zbiorem pouczeń, nakazów. Stąd teologowie balansujący na granicy ortodoksji, szukający nowego języka nie znajdowali u niego zrozumienia. Ale czy papież, który ujawniałby własną niepewność w wierze i aprobował ją u teologów, może być Głową Kościoła? Według Bartosia owszem, bo pytania i wahania składają się na "myśl religijną, która nie chce z wiary budować bastionu światopoglądowej instytucji".
Dla sprawiedliwości i pełności obrazu przypomnijmy, że w bezpośrednim kontakcie z wiernymi papież daleki był od demonstrowania potęgi Kościoła. Serdeczny i pełen szacunku był Jan Paweł II zarówno wobec ubogiego mieszkańca faweli, jak i naukowca ateisty, był odbierany jak przyjaciel, nie mentor. Spotkania z wybitnymi intelektualistami, nieraz bardzo odległymi od Kościoła, które organizował w Castel Gandolfo, także świadczą o jego otwartości. Skąd zatem jej ograniczenia? Rzadko się zdarza, by hierarchowie Kościoła - w tym papieże - mówili o ciemnościach wiary, o jej meandrach, które trudno zamknąć w katechizmowych paragrafach. Skupiają się na przedstawianiu pozytywnej i w stu procentach dookreślonej wizji Kościoła - byleby nie uronić nic z jego siły i wielkości. Pytanie tylko, czy siła i wielkość to najważniejsze przymioty wspólnoty wierzących? Ten lęk przed puszczeniem katolików, w tym teologów, na głęboką wodę wiary, w której jest miejsce i na poszukiwania, i na wątpliwości, towarzyszył też najwyraźniej Janowi Pawłowi II.
Walka z pigułką
Autor "Analizy krytycznej" zarzuca Janowi Pawłowi II nieprzejednanie w kwestiach etyki seksualnej. Twierdzi, że w Kościele za minionego pontyfikatu nie doszło do poważnej debaty o antykoncepcji. I trudno nie zgodzić się z jego tezą, że sprawę rozstrzygnięto odgórnie, jeszcze za Pawła VI, a Jan Paweł II unikał konfrontacji z trudnym wyzwaniem. Ktoś mógłby zaprotestować: to oczywiste, że hierarchowie Kościoła nie dopuszczają do rozluźnienia doktryny! A jednak... Restrykcyjne podejście Watykanu do środków antykoncepcyjnych krytykował np. nieraz belgijski kardynał Gotfried Danneels: nie wahał się krytykować papieża za bezwarunkowe "nie" dla prezerwatyw. A to, że Watykan uważa encyklikę "Humanae vitae" Pawła VI za niepodważalną wykładnię w sprawach seksu, określił jako "problem" (w wywiadzie dla katolickiego "The Tablet"). Według kard. Danneelsa Kościół nadmiernie skoncentrował się na walce z pigułką, zamiast prezentować bardziej pozytywną teologię ciała. Wiele lat wcześniej "Humanae vitae" ostro skrytykował francuski teolog dominikanin Yves Congar.
Ale Jan Paweł II zdawał się nie zauważać, że strategia nakazów i zakazów wywołuje z reguły przeciwny do zamierzonego skutek. A ponadto może doprowadzić do tragedii: Kościół zbyt długo uciekał przed palącym problemem zapobiegania AIDS, zwłaszcza w Afryce. Dopuszczenie prezerwatyw (choćby tylko w niektórych sytuacjach) przez Kościół byłoby krokiem milowym, a obecny papież bardziej chyba niż jego poprzednik widzi wagę sprawy. Długo oczekiwane studium Papieskiej Rady Duszpasterstwa Służby Zdrowia o stosowaniu prezerwatyw, gdy jeden z małżonków jest zakażony wirusem HIV, czeka na zatwierdzenie Benedykta XVI. Do tej oczekiwanej ewolucji nie doszło za pontyfikatu Jana Pawła II, który na tym polu zawsze wszelkie dyskusje ucinał. Zdaniem Bartosia to dowód, że przesłanie Ewangelii papież chciał zamknąć w zbiór jednoznacznych dyrektyw etycznych, co de facto może zmniejszyć moralną wrażliwość chrześcijanina. Taką kodeksową etykę krytykuje cytowany przez Bartosia Leszek Kołakowski - za to, że "daje nam życie gotowe", życie "w świecie, gdzie wszystkie decyzje zostały już raz na zawsze podjęte".
Książka Bartosia ma niedociągnięcia, bywa przejaskrawiona. Niewątpliwym zasługom papieża, jak podjęcie intensywnego dialogu z innymi religiami, poświęcił nie dość miejsca albo wręcz umniejszył je, przeciwstawiając otwarciu na zewnątrz nieumiejętność prowadzenia dialogu wewnątrz Kościoła katolickiego. Bartoś pisze językiem emocjonalnym, może nazbyt. Nie są to jednak racjonalne powody, by książkę uważać za paszkwil na zmarłego papieża. Niestety, na polskim podwórku myśl, że Jan Paweł II przy całej swojej wielkości mógł popełniać błędy, uważana jest ciągle jeśli nie za grzeszną, to przynajmniej za nazbyt śmiałą.
Tadeusz Bartoś, „Jan Paweł II. Analiza krytyczna”, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2008.