Pokazywanie postów oznaczonych etykietą POSŁOWIE. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą POSŁOWIE. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 27 lipca 2008

Posłów zainteresowało życie erotyczne... Żeromskiego » Posłów zainteresowało życie erotyczne... Żeromskiego


O czym poseł Cymański pisał w sowjej pracy magisterskiej?

Maszyna do farbowania i suszenia włóczki punktowo, związki erotyczne Stefana Żeromskiego... Co mają ze sobą wspólnego te dwa, jakże dalekie od siebie, tematy? Otóż właśnie dzięki nim posłanki PO Bożena Bukiewicz i Joanna Butryn zdobyły tytuł magistra. O tematach prac magisterskich parlamentarzystów pisze "Wprost".

czytaj dalej...
REKLAMA

Jakie tematy dały posłom tytuł magistra? Bywało różnie. Czasem, pamiętając twarze polityków, aż trudno uwierzyć, że zajmowali się tego typu tematami. Bo jaki może mieć związek z korupcją wpływ malarstwa na twórczość filmową Andrzeja Wajdy? A właśnie to był temat pracy magisterskiej minister Julii Pitery.

"Wprost" dowiedział się o czym pisali pracę magisterską parlamentarzyści.

Joanna Butryn (PO)

"Konsumpcja związków erotycznych u Stefana Żeromskiego"

Eugeniusz Kłopotek (PSL)

"Porównanie jakości mięsa tuczników chowanych tradycyjnie i w fermach przemysłowych"

Hanna Zdanowska (PO)

"Projekt sieci wodociągowej i kanalizacji ogólnospławnej dla Gostynina"

Elżbieta Jakubiak (PiS)

"Rozwój fizyczny dziecka w wieku 7-11 lat w środowisku wiejskim"

Joanna Senyszyn (Lewica)

"Kapitały obce w afrykańskim górnictwie rud metali nieżelaznych"

Izabela Jaruga-Nowacka (Lewica)

"Funkcje komemoracyjne obrzędów pogrzebowych"

Bożenna Bukiewicz (PO)

"Maszyna do farbowania i suszenia włóczki punktowo"

Tadeusz Cymański (PiS)

"Komplementarność i substytucja przewozów towarowych"

Jerzy Szmajdziński (Lewica)

"Finansowanie placówek socjalno-kulturalnych na terenie Dolnego Śląska w latach 1970-1974"

Joanna Mucha (PO)

"Dominująca logika firm liderów branż"

środa, 23 lipca 2008

Palikot: Jeżeli prezydent przeprosi Sikorskiego, ja też przeproszę

mm
2008-07-23, ostatnia aktualizacja 54 minuty temu

- Polska nie zasługuje na takiego prezydenta - powiedział Janusz Palikot w rozmowie z Kamilem Durczokiem w "Faktach po Faktach". Zapewnił jednak, że jest gotów przeprosić Lecha Kaczyńskiego za nazwanie go "chamem", jeśli prezydent przeprosi ministra Radosława Sikorskiego za to, że podczas rozmowy w BBN potraktował go "jak śmiecia, jak rodzaj padliny".

Zobacz powiekszenie
Fot. Wojciech Olkuśnik / AG
Janusz Palikot
Zobacz powiekszenie
Fot. Wojciech Olkuśnik / AG
Lech Kaczyński i Radosław Sikorski witają się przed spotkaniem

Palikot: Uważam prezydenta za chama



Palikot tłumaczy się z "chama"

Kamil Durczok pytał Janusza Palikota, czy nie uważa, że nazywając prezydenta "chamem" przyczynia się do "schamienia" i "zdziczenia" w polskiej polityce. Poseł PO odpowiedział wymijająco, przytaczając przykłady podobnych wypowiedzi padających z ust ojca Rydzyka i polityków PiS.
Zdaniem Palikota, to właśnie posłowie PiS uważają, że "wszystko im wolno". - Ziobrze nie można zabrać immunitetu, (...) o Lechu Kaczyńskim nie można nic powiedzieć... - wyliczał poseł.

Poseł PO przypomniał m.in. o tym, że Przemysław Gosiewski nazwał posła Pawła Zalewskiego "spadem politycznym", a Jarosław Kaczyński oskarżał Lecha Wałęsę o agenturalność. Palikot powiedział także, że mimo obietnic, prezydent wciąż nie opublikował raportu o stanie swego zdrowia. - Pan by się w takim razie sprzeciwiał pytaniu, czy prezydent Kaczyński kłamał? - spytał Kamila Durczoka. - To jakim językiem mamy o tym mówić? Po niemiecku, po rosyjsku? - pytał Palikot.

Janusz Palikot zapewniał jednak, że intencje jego wypowiedzi były słuszne. - Mam nadzieję, że przez takie działania doprowadzę do tego, że politycy PiS-u wreszcie się zastanowią, jakich oni używali określeń - mówił.

Jeśli prezydent przeprosi, ja też przeproszę

- Mówię to, co myślę. To jest moja wadą i zaletą - wyjaśniał Palikot. I powiedział o co miał żal do Lecha Kaczyńskiego. - Prezydent nie miał prawa potraktować ministra spraw zagranicznych jak śmiecia, jak nieistotnego człowieka, jak rodzaj padliny - mówił poseł PO.

- Jeśli prezydent przeprosi Sikorskiego za to, jak go potraktował, ja też go przeproszę.

- Nie boi się pan tego, co zrobi teraz partia? - spytał Kamil Durczok. - Prawdy się nie boję. Ona jest w polityce najważniejsza wartością - odpowiedział poseł PO.

Zawrotna kariera "chama" w polskiej polityce

wtorek, 22 lipca 2008

Janusz Palikot: Uważam prezydenta za chama

22:07, 22.07.2008 /TVN24

POSEŁ PO (ZNÓW) OBRAŻA LECHA KACZYŃSKIEGO

TVN24
Lech Kaczyński po raz kolejny obiektem niewybrednego ataku Janusza Palikota. Tym razem poseł PO obraził prezydenta odnosząc się do sposobu, w jaki miał rozmawiać z Radosławem Sikorskim. - Jeżeli zapis tej rozmowy opublikowany w "Dzienniku" jest prawdziwy, to uważam Lecha Kaczyńskiego za chama. Życzę Polakom żeby jak najszybciej przestał być prezydentem - powiedział w "Magazynie 24 godziny" w TVN24.
"Zachowanie Kaczyńskiego karygodne pod każdym względem"

- Uważam prezydenta za chama. Te wypowiedzi przytaczane przez "Dziennik" dyskredytują go. Nie można z ministrem rozmawiać tak jak z agentem obcego wywiadu. Nie można mieć za nic najważniejszych racji danego narodu - wyliczał Palikot, zaznaczając jednocześnie, że pozwala sobie na tak ostre słowa pod adresem Lecha Kaczyńskiego na podstawie doniesień "Dziennika". - Mam jednak nadzieję, że są one nieprawdziwe - dodawał przewodniczący sejmowej komisji Przyjazne Państwo.

Prezydenta próbował bronić Artur Zawisza, strofując Palikota "aby nie próbował być bardziej Sikorski od samego Sikorskiego". - Po raz kolejny pan poseł zachował się jak skorpion – mówił były poseł PiS.

Zawisza zaznaczył jednak, że gdyby informacje „Dziennika” rzeczywiście okazały się prawdą, to „pokazywałoby to schorzenie polskiego życia politycznego”. - W tej rozmowie są różne co najmniej śmiesznostki. (…) Przyznaję dużo racji Sikorskiemu w tym, jak prowadzi negocjacje ws. tarczy. To prezydent jest trochę nadwrażliwy, ale on też jej chce – mówił Zawisza.

"Niech pan powie co myśli, bez umizgów"

- To nie były śmiesznostki. Pan tak mówi, bo boi się odpowiedzialności politycznej. Niech pan powie, co myśli. Bez umizgów – apelował Palikot. Ale apele nie spotkały się z większym entuzjazmem byłego posła PiS.
"Jestem skrajnie zasmucony"


Palikot powrócił też w pewnym momencie do retoryki, do której przyzwyczajał już wcześniej (i za którą o mało nie został zawieszony przez swoją partię): - Dopóki nie zapoznam się z badaniami lekarskimi prezydenta Kaczyńskiego, nie jestem w stanie ocenić, czym się kierował. Domagam się komisji śledczej – perorował poseł PO w studio TVN24.

Palikot zażądał też opublikowania rozmowy prezydenta z ministrem Sikorskim „w imię standardów na przyszłość”. - Martwię się o przyszłość mojej ojczyzny. Życzę Polakom żeby Lech Kaczyński jak najszybciej przestał być prezydentem bo każdy dzień jego prezydentury przybliża nas do katastrofy wewnętrznej, albo zewnętrznej.

Politycy zszokowani

Goście Magazynu 24 godziny, którzy zasiedli w studiu po wyjściu Palikota, ostro skrytykowali słowa posła PO. Jarosław Gowin przeprosił za zachowanie swojego partyjnego kolegi.

ŁOs/pra,gak

środa, 21 maja 2008

Sekrety mecenasa, który ściągnął esbeka do Sejmu

Kim jest Jan Widacki

Sekrety mecenasa, który ściągnął esbeka do Sejmu

59-letni dziś Jan Widacki adwokatem jest zaledwie od 9 lat. Ale przebija kolegów o dłuższym stażu. Nie tylko argumentuje z precyzyjną logiką, ale i znakomicie odwołuje się do emocji. To za sprawą jego mowy obrończej wyszedł na wolność człowiek podejrzewany o to, że jest słynnym inkasentem, sprawcą serii morderstw. A sprawa wydawała się beznadziejna - czytamy w DZIENNIKU.

W staroświeckiej kancelarii mecenasa Jana Widackiego na oficerskim Krakowie na ścianie wisi mnóstwo zdjęć. Gospodarz z papieżem, z Wałęsą, z Michnikiem, nawet z Macierewiczem. Nie ma fotografii znanego adwokata z Jerzym Stachowiczem, ekspertem komisji śledczej, który okazał się nie tylko dawnym esbekiem, ale człowiekiem, który zaszczuwał ludzi na śmierć.

Widacki twierdzi, że zgłaszając go na eksperta komisji, nie znał Stachowicza. Możliwe. Ale wokół biografii samego mecenasa sporo jest tajemnic. W roku 2005, kiedy w świetle jupiterów został adwokatem milionera Jana Kulczyka przed inną orlenowską komisją śledczą, „Rzeczpospolita” opublikowała jego sylwetkę pióra Jerzego Morawskiego. Znany reportażysta twierdził, że Widacki był już po wprowadzeniu stanu wojennego wykładowcą w szkole komunistycznej Służby Bezpieczeństwa w Legionowie. Bohater tekstu gorąco zaprzeczał. Ba, zapowiedział, że poda Morawskiego do sądu. "Ale nigdy tego nie zrobił, a ja mam w ręku dowody: broszurkę z okazji 30-lecia tej szkoły" - mówi dziś Morawski.

Od milicji do „Solidarności”

Cały jego życiorys pełen był sprzeczności i niedopowiedzeń. Karierę naukowca zrobił w czasach PRL jako ekspert od kryminalistyki na Uniwersytecie Śląskim. Stąd jego ścisłe związki z milicją. Po wprowadzeniu stanu wojennego złożył legitymację PZPR. Potem wykładał na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, ale sądząc z publikacji Morawskiego, równocześnie w szkole SB. Na KUL poznał śmietankę opozycyjnej inteligencji. Gdy w 1990 r. wicenaczelny "Tygodnika Powszechnego” Krzysztof Kozłowski został szefem MSW, Widacki dostał posadę jego zastępcy. Był wtedy postrzegany jako polityk związany z solidarnościowym "krakówkiem”, czyli elitą tworzącą w przyszłości Unię Demokratyczną. Potem wyjechał do Wilna jako ambasador.

A równocześnie... Był rok 1992. Bronisław Wildstein, wówczas szef radia Kraków, obwiniał milicyjnego eksperta od medycyny, profesora Zdzisława Marka, o to że tuszował okoliczności śmierci Stanisława Pyjasa, studenta zamordowanego przez SB. Marek wytoczył dziennikarzowi proces. Widacki przyjechał specjalnie z Wilna, aby świadczyć na rzecz lekarza. "Nie tylko wygłosił wielki pean na cześć Marka (który w wypowiedzi dla radia przyznał, że "ktoś dał Pyjasowi w mordę”), ale na moich świadków i na mnie patrzył jak na śmiecie" - wspomina Wildstein, który do dziś przekonuje elity, że adwokat nie jest autorytetem. "Jego nazwisko warto czytać po angielsku (Łajdacki)" - pisze w felietonach Bronisław Wildstein.

Inkasent podaje wina

59-letni dziś Widacki adwokatem jest zaledwie od 9 lat. Ale przebija kolegów o dłuższym stażu. Nie tylko argumentuje z precyzyjną logiką, ale i znakomicie odwołuje się do emocji. Podczas wystąpień takich adwokatów w USA ławy przysięgłych płaczą. W Polsce sędziowie są bardziej oschli, ale Widacki ma i tak na koncie wiele sukcesów. To za sprawą jego mowy obrończej wyszedł na wolność człowiek podejrzewany o to, że jest słynnym inkasentem, sprawcą serii morderstw. A sprawa wydawała się beznadziejna.

Galeria jego klientów jest imponująca - nie tylko liczni gangsterzy i bohaterowie afery paliwowej. Także esbek, który miał ukręcać śledztwo w sprawie zabójstwa Pyjasa, oskarżany od donosicielstwo na rzecz SB krakowski opozycjonista Henryk Karkosza czy policjantka, która przekazywała zdjęcia ofiar morderstw do pisma "Zły”, które publikowało je ku uciesze gawiedzi. Pytany o ocenę tych, których broni, Widacki powtarzał, że każdy ma prawo do obrony. Inni adwokaci solidaryzowali się z tym stanowiskiem. Tylko późniejszy rzecznik praw obywatelskich doktor Janusz Kochanowski, czarna owca wśród prawniczego establishmentu, komentował w wypowiedzi dla "Newsweeka”: "Adwokatowi trudno jest odmówić obrony, ale krąg jego klientów coś o nim mówi".

Dobrze go znający krakowianie twierdzą, że bawi go epatowanie publiczności cynizmem. Potrafi też zdobyć się na szczególne poczucie humoru. Człowieka podejrzanego o to, że mordował jako inkasent, zatrudnił w swoim domu, aby podawał gościom wino. Tłumaczył to względami humanitarnymi. Ale kiedy błysnął przed komisją śledczą jako obrońca Kulczyka, dziennikarze powtarzali sobie żart: "Jaki jest szczyt survivalu? Przetrwać noc w gościnie u Widackiego".

Nadzieja Olejniczaka

Broniąc Kulczyka, wygłaszał tyrady wymierzone w prawicowych członków komisji. Nawet niezbyt uważny obserwator mógł u niego zauważyć ambicje polityczne. Były wiceminister i ambasador mógł żyć jak król ze swoich honorariów - zwłaszcza że jest koneserem win i stałym bywalcem rautów. Ale za rządów PiS angażował się coraz mocniej w życie publiczne - początkowo w ruch obrońców demokracji skupionych wokół Kwaśniewskiego. To zaprowadziło go do partii Demokraci.pl.

Dawni solidarnościowi koledzy są trochę speszeni, kiedy o nim mówią: "Był zawsze dobrym prawniczym ekspertem, ale nie jestem entuzjastą jego stylu uprawiania polityki" - mówi jego partyjny kolega, poseł Jan Lityński. Ale to nie on, a Widacki bryluje jako jeden z trzech parlamentarzystów demokratów. W wejściu do komisji badającej okoliczności śmierci Blidy nie zaszkodziło mu nawet to, że jest bohaterem trzech postępowań prokuratorskich. Zarzuca mu się nakłanianie świadków do zmiany zeznań i przemycanie grypsów. "Typowe przewinienia adwokata" - pocieszali się posłowie PO głosujący za jego kandydaturą.

Dziś muszą zmierzyć się z kolejnymi zarzutami, jednak moralnymi, a nie prawnymi. Widacki wraz z innymi demokratami zerwał ostatnio więzy z lewicą, ale zrobił to niechętnie. Posłowie LiD nie zgodzili się na jego odwołanie z komisji, choć formalnie już ich nie reprezentuje. Sam Olejniczak ma wciąż nadzieję, że błyskotliwy adwokat wróci do jego formacji. Jego kunszt prawniczy przyda się nie tylko domniemanemu inkasentowi.