Pan Wojciech od wielu lat jest klientem
Banku Millennium. Ma tam rachunki w złotych i euro. Jego problemy zaczęły się w kwietniu 2014 r. - W nocy postanowiłem sprawdzić stan kont. Zauważyłem, że na moim rachunku w euro pojawiały się dość znaczne kwoty. Gdy sprawdzałem konto rano, pieniędzy już nie było - opowiada.
Sytuacja powtórzyła się kilka razy. Sprawa wydawała się dziwna, bo po tych operacjach w historii rachunku nie było żadnego śladu. Pan Wojciech próbował wyjaśnić sprawę na infolinii i w oddziale, ale usłyszał tam tylko, że to "niemożliwe" lub że jest to "błąd księgowy".
Po raz kolejny pieniądze, a dokładnie 19,5 tys. euro, pojawiły się na jego koncie w nocy z 28 na 29 kwietnia 2014 r. Pan Wojciech postanowił udowodnić bankowcom, że to nie jest żaden "błąd księgowy" ani złudzenie optyczne. Natychmiast przelał te 19,5 tys. euro na swoje konto złotowe w Banku Millennium. Pieniądze okazały się jak najbardziej prawdziwe. Po przewalutowaniu na rachunkach złotowych (osobistym i oszczędnościowym) znalazło się w sumie 79,5 tys. zł.
O co tu chodzi? Bank uparcie twierdził, że to błędne księgowanie. Wtedy pan Wojciech postanowił znowu przeprowadzić eksperyment - przelał do innego ponad 39 tys. zł z puli tych 19,5 tys. euro, które "wyprowadził" ze swojego konta w euro. - Chciałem zobaczyć, jak bank zareaguje - opowiada. Na reakcję nie musiał długo czekać. Bank zablokował pozostałe pieniądze (ok. 40 tys. zł) i zażądał zwrotu pozostałej kwoty. Zagroził, że w przeciwnym razie podejmie kroki prawne, by odzyskać pieniądze. Dlaczego bank zaczął się awanturować dopiero po wyprowadzeniu części pieniędzy do innego banku?
Adwokat na odsieczWidząc, że w pojedynkę nic nie wskóra, pan Wojciech wynajął adwokata, który w czerwcu wystosował kolejne pismo do Banku Millennium, w którym czytamy: „Z pisma banku (...) w żaden sposób nie wynika, skąd brały się na rachunku mojego klienta pojawiające się nocami środki (...). Ani też czyje to były pieniądze. Z pisma nie wynika bowiem, że były to pieniądze należące do banku. Enigmatyczne określenie » na skutek błędu księgowego «nie wyjaśnia zaistniałej sytuacji. Nie wyjaśnia też źródła pochodzenia środków".
Adwokat wytknął też bankowi, że bezprawnie pobrał pieniądze (40 tys. zł) z rachunku złotowego. "Jeżeli teoretycznie można by mówić o błędach księgowych (jeżeli w ogóle były to błędy księgowe, a nie przepływy finansowe z nieznanego mojemu klientowi źródła) - to mogły one mieć miejsce na rachunku w euro. Tam jedynie w razie stwierdzenia błędnego lub niezgodnego z dyspozycją zapisu księgowego mogliście Państwo jako bank dokonywać korekt. A jakim prawem zabraliście Państwo mojemu klientowi pieniądze z innego rachunku bankowego?" - pisze w reklamacji adwokat.
I pyta: "Czy nie zostały w żaden sposób naruszone przepisy ustawy o przeciwdziałaniu praniu brudnych pieniędzy oraz finansowaniu terroryzmu?". Zasugerował w ten sposób, że konto jego klienta mogło być wykorzystane do celów przestępczych.
Bank odpowiedział po miesiącu. Powtórzył to, co mówił wcześniej: "Kwota 19,5 tys. euro, która pojawiła się na rachunku, była wynikiem błędu księgowego i dlatego bank nie jest w stanie wskazać dodatkowych informacji dotyczących pochodzenia tych środków".
Oddam pieniądze, ale...Sprawa utknęła w martwym punkcie, dlatego pan Wojciech skontaktował się z Ekipą Samcika. Na nasze pytania
m.in. o to, skąd na kontach brały się pieniądze, a potem znikały, bank odpowiedział w tym samym tonie. "W wyniku błędu, który wystąpił w trakcie przetwarzania nocnego, na koncie naszego klienta pojawiły się środki, które należą do Banku Millennium i nie są one wynikiem jakiejkolwiek operacji mającej znamiona przestępstwa. Zdarzenie to miało charakter incydentalny" - informuje Anna Szczygieł z banku. Dodała, że klient wszedł w posiadanie środków należących do banku, dlatego też bank domaga się ich zwrotu.
Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, bank wmawiał panu Wojciechowi, że ten, podglądając swój rachunek, w wyniku błędu w systemie mógł widzieć swoje historyczne saldo sprzed kilku miesięcy. - To bzdura! Sprawdziłem historię rachunku w euro z ostatniego roku. Jedyne operacje to wpłata ok. 1,6 tys. euro i wypłata takiej samej kwoty.
Co teraz? - Oddam pieniądze, ale najpierw bank musi udowodnić, że należą one do niego. Nie chcę, żeby któregoś dnia zapukali do mnie urzędnicy skarbówki i pytali, skąd je wziąłem - mówi pan Wojciech. Żąda też od banku przeprosin i zwrotu kosztów pomocy prawnej.
Ekspert: Robota pracownikaCzy wyjaśnienia banku są przekonujące? - W żadnym razie - mówi nasz informator, pracownik innego banku odpowiedzialny za bezpieczeństwo i zwalczanie przestępczości. Jego zdaniem po operacjach takich jak na rachunku pana Wojciecha powinien zostać ślad. - Klient może nie widzieć historii operacji, jeśli są to np. operacje wynikające z błędów technicznych systemów, ale powinny być one widoczne w systemie głównym banku - wyjaśnia.
Jego zdaniem w grę wchodzą trzy hipotezy.
Pierwsza to rzeczywiście błąd systemu. - Nawet jeśli tak, to jest to bardzo poważny błąd - mówi nasz informator.
Hipoteza druga: Pracownik lub pracownicy banku "zbierają" środki zdeponowane przez wielu klientów i przelewają je na tzw. lokatę nocną. Pieniądze, zamiast leżeć nieoprocentowane w bankowej kasie, pracują na oprocentowanym rachunku. Rano środki znikają z konta, a zysk, czyli odsetki, wędruje do kieszeni nieuczciwych pracowników.
Możliwe jest też, że pieniądze trafiały na niewłaściwe konta (np. na rachunek pana Wojciecha), ale z powodu nieumyślnej pomyłki pracownika. - Osoba odpowiedzialna za lokaty nocne mogła po prostu pomylić numery rachunków, na które pieniądze powinny trafić - mówi ekspert.
Jeżeli jednak tak było, to dlaczego bank po prostu nie przyznał się do błędu, szybko ucinając wszelkie spekulacje?