sobota, 19 lipca 2014

Tour de France. Rafał Majka wygrał 14. etap!

                                             

Piotr Stokłosiński
19.07.2014 , aktualizacja: 19.07.2014 18:52
A A A Drukuj
Rafał Majka - zwycięzca 14. etapu Tour de France 2014

Rafał Majka - zwycięzca 14. etapu Tour de France 2014 (LAURENT CIPRIANI/AP)

 
Rafał Majka wygrał 14. etap Tour de France. Jest to drugie w historii i pierwsze po 21 latach przerwy zwycięstwo Polaka na największym kolarskim wyścigu świata. Żółtą koszulkę utrzymał Vincenzo Nibali.


21 lat, od zwycięstwa Zenona Jaskuły, polskie kolarstwo musiało czekać na taki sukces.

Gdy ruszyła ucieczka, Polak nie zastanawiał się długo i mimo wyczerpania po wczorajszym etapie, na którym był drugi, ruszył za rywalami.

- Zawsze byłem drugi czy trzeci, a dziś wiedziałem, że muszę zaatakować na podjeździe, bo tylko tego rodzaju atak może dać mi zwycięstwo - powiedział na mecie Majka. Rzeczywiście Polak zaatakował na ostatnich kilometrach. Ucieczka, która ukształtowała się wcześniej, stopniowo się rozpadała, a w końcówce zostało w niej trzech kolarzy. Ostatecznie Majka zdecydował się zaatakować, w najlepszym momencie jadąc samotnie, miał ponad minutę przewagi nad rywalami. Wtedy peleton wchłonął ostatnie pozostałości po wcześniejszej ucieczce.

Wtedy w pogoń za Majką rzucił się lider wyścigu Vincenzo Nibali. Gonił go ponad trzy kilometry, ale ostatecznie Polakowi udało się utrzymać przewagę i dojechać do mety 24 sekundy przed Włochem.

Dzięki temu Polak wskoczył też na pozycję lidera w klasyfikacji najlepszych górali, w której ma tyle samo punktów co Joaquim Rodriguez.

W klasyfikacji generalnej prowadzi niezmiennie Vincenzo Nibali. Ma ponad cztery minuty przewagi nad Alejandro Valverde i Romainem Bardetem.

Najwyżej sklasyfikowany Polak - Michał Kwiatkowski - spadł na 17. pozycję i ma już 19 minut i 24 sekundy straty.

Wyniki 14. etapu Tour de France:



Sukcesy polskich kolarzy w Tour de France:

klasyfikacja generalna

1987 - Lech Piasecki (lider po 1. i 2. etapie - obydwa rozegrano 2 lipca w Berlinie); 1993 - Zenon Jaskuła - 3 m. w klasyfikacji końcowej

czołowe lokaty na etapach:

1. miejsce 1993 (Saint-Lary-Soulan) Zenon Jaskuła; 2014 (Risoul) Rafał Majka

2. miejsce 1987 (Berlin Zachodni) Lech Piasecki (prolog - jazda ind. na czas); 2014 (Chamrousse) Rafał Majka

3. miejsce 1993 (Monthlery) Zenon Jaskuła (jazda ind. na czas); 2013 (Ajaccio) Michał Kwiatkowski; 2013 (Bagneres-de-Bigorre) Michał Kwiatkowski; 2014 (Sheffield) Michał Kwiatkowski

Zestawienie nie obejmuje etapów drużynowej jazdy na czas.



Walka kolarzy i przepiękne krajobrazy. Zobacz najpiękniejsze zdjęcia z Tour de France!

Czy Malaysia Airlines upadnie? Po wczorajszym zamachu to bardzo prawdopodobne. Przewoźnik ma spore kłopoty

 

pbor
18.07.2014 12:53
Malezyjski przewoźnik od dawna ma poważne kłopoty

Malezyjski przewoźnik od dawna ma poważne kłopoty (Fot. Reuters)

Zestrzelenie boeinga malezyjskich linii lotniczych może doszczętnie pogrążyć narodowego przewoźnika. Wyniki finansowe spółki nigdy nie były tak złe, jak w tym roku, a jej renoma może teraz legnąć w gruzach. Czy Malaysia Airlines zbankrutuje?
Wczorajszy zamach terrorystyczny na lot MH17 oznacza kolejne poważne kłopoty dla malezyjskich linii lotniczych. Przypomnijmy, że 8 marca w tajemniczych okolicznościach zniknął dotąd nieodnaleziony boeing 777 z logo Malaysia Airlines.

Trudny okres dla linii trwa jednak od dawna. Jak podawał Reuters w marcu 2014 r., spółka notuje ujemną wartość przepływów pieniężnych już od sześciu lat. Po wczorajszym zamachu notowania akcji Malaysia Airlines System na giełdzie w Kuala Lumpur spadły o 18 proc.

Najgorsze wyniki w historii

Podawanym przez ekspertów powodem nierentowności MA jest silna konkurencja na rynku i wysokie koszty funkcjonowania spółki. Jeszcze niedawno analitycy malezyjskiego Maybanku oceniali, że drugi kwartał tego roku był dla MA najgorszym w historii pod kątem uzyskanych przychodów.

Długookresowe kłopoty finansowe to jednak niejedyne problemy przewoźnika. Jego sytuację znacznie pogarszają wydarzenia ostatnich miesięcy. Drugie tragiczne zdarzenie w tak krótkim odstępie czasu z udziałem maszyny należącej do firmy może zrujnować jej renomę porządnie już nadwerężoną przez marcowy wypadek. Czy MA straci klientów i będzie musiała zwinąć interes?

Pechowa linia

- Dwie katastrofy w tak krótkim okresie, w których zginęło tak dużo ludzi, mogą podważyć zaufanie do tej linii. Jeśli przylgnie do niej łatka pechowej, może się to przełożyć na jej wyniki. Spadek wartości akcji, dodatkowo odpływ pasażerów, to wszystko może się przełożyć w krótkim czasie na zagrożenie jej bytu - ocenia redaktor Marcin Ziółek z portalu dlapilota.pl w rozmowie z pieniadze.gazeta.pl.

Cytowana przez portal BuzzFeed Mary Schiavo, były główny inspektor w amerykańskim Departamencie Transportu, przypomniała lot nr 103 amerykańskich linii Pan Am. Na pokładzie samolotu w 1988 r. wybuchła bomba podłożona przez terrorystów. Według ekspertki właśnie to zdarzenie zapoczątkowało upadek przewoźnika, który zbankrutował trzy lata później.

W maju tego roku malezyjski minister transportu zapowiedział, że rząd nie będzie więcej dofinansowywał narodowego przewoźnika. Zapowiedziano wtedy restrukturyzację spółki, która w ciągu ostatnich trzech lat odnotowała 1,3 mld dolarów straty.

Klient zapomni?

Mary Schiavo uważa jednak, że pamięć konsumentów bywa krótka i wkrótce zapomną oni o dwóch tragicznych katastrofach z udziałem maszyn Malaysia Airlines, ważniejsze dla nich będą bowiem ceny biletów oferowane przez przewoźnika. To plus fakt, że linie lotnicze nie ponoszą odpowiedzialności za wczorajszą katastrofę, może według ekspertki sprawić, że los spółki nie jest jeszcze przesądzony. Marcin Ziółek nie widzi jednak przyszłości przewoźnika w różowych barwach.

- Boeing 777 latał przez wiele lat i nie odnotował żadnego tragicznego zdarzenia, a teraz mamy już dwie katastrofy w odstępie kilku miesięcy z udziałem maszyn jednego przewoźnika. Dodatkowo zapowiedzi rządu pokazują, że już po pierwszej katastrofie trudno było odbudować markę, lecz teraz byt Malaysia Airlines stoi pod znakiem zapytania - podsumowuje Ziółek.

Chcesz na bieżąco dowiadywać się o najnowszych wydarzeniach? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE na Androida | Windows Phone | iOS

Pieniądze.gazeta.pl - polub nas na Facebooku >>>

"Mamy dwa Buki, będziemy ich strącać", "Właśnie trafiliśmy samolot". Zapisy kolejnych rozmów separatystów

 

Wiktoria Beczek
18.07.2014 19:04
A A A Drukuj
Syetem Buk

Syetem Buk (AP/Mikhail Metzel)

- Wczoraj trafiliśmy dwa samoloty Su, dzisiaj - kolejne dwa. Dzięki Bogu przywieźli dziś rano Buk. Zrobiło się lżej, ale i tak jest ciężko - mówi jeden z separatystów. Rozmowy dotyczą głównie przygotowań separatystów do użycia systemu Buk.
Służba Bezpieczeństwa Ukrainy ujawniła kolejne nagrania, które mają dowodzić winy separatystów za zestrzelenie malezyjskiego boeinga. Wcześniejsze nagrania dotyczyły rozmów tuż po katastrofie samolotu Malaysia Airlines. Według ich zapisów separatyści mieli zestrzelić maszynę przez pomyłkę.

Rozmowa 14 lipca

W tej rozmowie uczestniczą Ołeh Burgow - szef sztabu armii samozwańczej Ludowej Republiki Ługańskiej - i "Oreon" - obywatel Federacji Rosyjskiej, prawdopodobnie oficer wywiadu.

Marzysz o wakacjach?
Teraz to możliwe. Wypełnij formularz!
#
Reklama BusinessClick
Burgow: Samolot zaatakował wioskę, ale nie trafił.

Oreon: Mszczą się za te samoloty dzisiaj, ale pozostało tylko kilka dni. Teraz mamy dwa Buki, będziemy ich strącać.

Rozmowa 17 lipca między Chmuryjem a Buriatem

"Chmuryj" to Siergiej Nikołajewicz Pietrowski, oficer wywiadu Federacji Rosyjskiej, a "Buriat" jest bojówkarzem z Doniecka

Buriat: Gdzie mamy załadować tę ślicznotkę, Nikołajewicz?

Chmuryj: Którą? Tę ślicznotkę?

B.: Tak, tę którą przywiozłem. Jestem już w Doniecku.

C.: To ta, o której myślę? B...? M...?

B.: Tak, tak, tak. Buk.

C.: Jest na lawecie?

B.: Tak, jest na lawecie. Musimy ją wyładować i schować gdzieś.

C.: Jest z załogą?

B.: Tak, z załogą.

C.: Nie chowaj jej nigdzie. Pojedzie tam teraz. Zrozumiałeś?

Około 30 minut później

Chmuryj: Gdzie jesteś? Przywiozłeś dwie czy jedną?

Buriat: Jedną, jedną. Mieliśmy nieporozumienie. Nie dali nam holownika. Sami załadowaliśmy.

<podzial_strony>
C.: Jest samobieżna czy jeździ na ciągniku?

B.: Przeszła przez granicę.

C.: A teraz przywieźliście ją na lawecie? Nie chowaj jej nigdzie. Powiem wam, gdzie ma jechać, pojedzie razem z czołgami Wostoku.

Rozmowy Chmuryja z Saniczem, bojówkarzem z Doniecka

Chmuryj: Sanicz, chodzi o to, że mój Buk pojedzie razem z twoimi, jest na lawecie. Gdzie mam go kierować, żeby dołączył do kolumny?

Sanicz: Za Motelem, nie dojeżdżając do Gronostajewki.

Rozmowa Chmuryja z mężczyzną, którego SBU określa jako "terrorystę"

Chmuryj: Posłuchaj mnie uważnie, niedaleko Motelu będzie czekało wiesz co. Zadzwoń do Bibliotekarza. Przywieź tylko tych, którzy właśnie wrócili. Tylko tyle osób, ile potrzeba do konwoju. Wszyscy inni niech zostaną. Niedaleko jest Pierwomajskoje, zobacz na mapie.

Terrorysta: Zrozumiałem.

C.: Ustawcie się gdzieś na tym obszarze. Przyprowadź pozostałych. Twoim zadaniem jest pozostanie w odwodzie i ochrona tego [Buka], którym teraz pojedziesz. "Giurza" tam przyjedzie. Jakby coś, jestem na linii.

T.: OK.

Rozmowa Chmuryja z Bosmanem około 4 nad ranem

Chmuryj: Tak, Bosman. Słucham

Bosman: Cześć. Co u ciebie?

C.: Nie za dobrze. Jesteśmy w Marinowce, dlatego nie za dobrze. Trzymamy się.

B.: Co jest?

C.: A jak myślisz? Strzelają [armia ukraińska] z gradów cały czas, teraz mamy wreszcie chwilę przerwy. Właśnie trafiliśmy samolot Su, dzięki temu, że mamy Buk. Oni [żołnierze ukraińscy] są w Zielonopolu, próbują się wydostać, ale jedna droga prowadzi przeze mnie. Wczoraj trafiliśmy dwa samolotu Su, dzisiaj - kolejne dwa. Dzięki Bogu przywieźli dziś rano Buk. Zrobiło się lżej, ale i tak jest ciężko.

B.: Jakbyś czegoś potrzebował, to dzwoń, przyjadę natychmiast.

C.: Dzięki. Wygląda na to, że jest zastój. Jadę za dwie godziny do Doniecka. Wysłałem trzy goździki [artyleria samobieżna]. Przywiozę je tu, bo jest ciężko.

B.: Może powinniśmy osłonić je gradami?

C.: Chodzi o to, że mamy grad, ale nie mamy obserwatora . A poza tym czekamy, aż Rosja pier...lnie im ze swojej strony.



Chcesz na bieżąco dowiadywać się o najnowszych wydarzeniach? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE na Androida | Windows Phone | iOS 

"Brzoza mocna niczym Buk" - w portalu braci Karnowskich analiza wraków boeinga i tupolewa

 

mf
18.07.2014 23:18
A A A Drukuj
Analiza wraków tupolewa i boeinga

Analiza wraków tupolewa i boeinga (Fot. wPolityce.pl)

"Czy samolot po uderzeniu w drzewo wyglądałby podobnie do maszyny roztrzaskanej przez rakietę?" - pyta retorycznie publicysta portalu wPolityce i analizuje zdjęcia wraków prezydenckiego tupolewa i malezyjskiego boeinga. Szczątki wyglądają podobnie. Wniosek?
Analogie między katastrofą boeinga i tupolewa zaczęły pojawiać się w internetowych komentarzach już w kilka chwil po pierwszych doniesieniach o tym, że maszyna Malaysian Airlines uderzyła w ziemię. W narracji niektórych prawicowych komentatorów ta tragedia miała być naturalnym dalszym ciągiem tego, co zdarzyło się w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku. Portal wPolityce już w 24 godziny po wczorajszej katastrofie poświęcił tej sprawie artykuł.

"Świat zachodni zdaje się przywiązuje większą wagę do śmierci przypadkowych cywilów niż do śmierci prezydenta kraju NATO oraz całej generalicji sojuszniczej armii" - zaczyna swój oskarżycielski tekst publicysta wPolityce, następnie przypuszcza frontalny atak na Tuska.

Prześlij gotówkę w 10 minut
Odbiór w dowolnej placówce Poczty Polskiej. Sprawdź >>>
#
Reklama BusinessClick
"Tusk zdaje się uznaje, że sprawa tragedii smoleńskiej była znacznie mniej znacząca niż sprawa zamachu na malezyjski samolot" - czytamy w artykule. Autor dodaje też, że "zaskakuje również obecna buta premiera Donalda Tuska", a jego dzisiejsze komentarze "są tak wyprute z realiów działań polskiego rządu, że aż brzmią kabaretowo".

Po tych politycznych oskarżeniach tekst staje się jednak znacznie ciekawszy: publicysta przechodzi bowiem do analizy poukładanych w "podobne" pary zdjęć obu wraków. I choć miejsca tragedii nie zdążyli zbadać jeszcze nawet obecni na Ukrainie obserwatorzy OBWE, autor portalu braci Karnowskich wysuwa już pierwsze "fachowe" hipotezy. "Jak widać na zdjęciach zobrazowane są podobnie wyglądające części. Widać zupełną miazgę na miejscu upadku samolotów, widać podobnie oderwane fragmenty poszycia, widać podobnie stopione i nadpalone elementy" - pisze, dodając, że także ludzkie szczątki w obu przypadkach wyglądają podobnie.

Tekst "Brzoza mocna niczym 'Buk'" kończy się pytaniem: "Czy samolot po uderzeniu w brzozę wyglądałby podobnie do maszyny roztrzaskanej przez rakietę na pułapie 10 tys. metrów?" I choć odpowiedź nie pada, oczywistym jest, jak w zamyśle autora powinna brzmieć...

Jest oficjalna lista ofiar boeinga 777. Wśród nich córka polskiego kardiologa

                                    

Js
19.07.2014 , aktualizacja: 19.07.2014 18:33
A A A Drukuj
Malaysia Airlines opublikowały pełną listę ofiar katastrofy lotu MH17

Malaysia Airlines opublikowały pełną listę ofiar katastrofy lotu MH17 (Fot. Malaysian Airlines)

Malaysia Airlines podało oficjalną listę 298 ofiar katastrofy lotu MH17. Na pokładzie było 283 pasażerów i 15 członków załogi - 158 mężczyzn i 141 kobiet.
Artykuł otwarty
W sobotę po południu malezyjskie linie lotnicze opublikowały pełną listę ofiar katastrofy boeinga 777, który został zestrzelony na wschodzie Ukrainy.

Większość ofiar to obywatele Holandii - 193 osoby (w tym jedna osoba, która miała równocześnie obywatelstwo amerykańskie), 43 - Malezji, 27 - Australii, 12 - Indonezji, 10 - Wielkiej Brytanii (jedna osoba miała też obywatelstwo RPA), 4 - Niemiec, 3 - Filipin. Na pokładzie był też jeden Kanadyjczyk i jeden Nowozelandczyk.

Wśród ofiar tragedii była Niemka polskiego pochodzenia - 24-letnia Fatima Dyczynski. Rodzice czekali na nią na lotnisku w australijskim Perth, gdzie mieszkają od siedmiu lat. Dziewczyna leciała z Holandii, gdzie skończyła studia, do Australii, bo miała tam rozpocząć staż w IBM. Ojciec Fatimy Jerzy Dyczyński jest pochodzącym z Polski kardiologiem, przez wiele lat mieszkał w Niemczech.



 
 

Ostatni lot malezyjskiego boeinga 9M-MRD

                             

Roman Imielski
19.07.2014 , aktualizacja: 19.07.2014 09:05
A A A Drukuj
Cor Pan (z lewej) i Neeltje  Tol lecieli do Azji na wakacje. To on wrzucił na Facebook zdjęcie boeinga,  żartując, że

Cor Pan (z lewej) i Neeltje Tol lecieli do Azji na wakacje. To on wrzucił na Facebook zdjęcie boeinga, żartując, że "powinien zniknąć" (ARCHIWUM PRYWATNE)

 
"Jumpa lagi" - pisze na Facebooku Pim de Kuijer, znany holenderski aktywista na rzecz powstrzymania epidemii AIDS, zanim wsiądzie do samolotu do Kuala Lumpur. W języku malajskim oznacza to "Zobaczymy się później"...
Artykuł otwarty
To miał być kolejny rejs Malaysia Airlines (nr MH17) z lotniska Schiphol w Amsterdamie do stolicy Malezji. Samoloty malezyjskiego przewoźnika narodowego startują codziennie o godz. 12, by o 6 nad ranem czasu lokalnego dotrzeć do celu.

"Wolność przestrzeni"

Piętnastoosobowa załoga boeinga 777 to doświadczeni ludzie. Kapitanem jest 50-letni Wan Amran Bin Wan Hussin, w pilotowaniu pomaga mu pięć lat młodszy Eugene Choo Jin Leong. Z dowódcy załogi dumna jest cała rodzina - nie każdy się tak wybił, a Wan Amran Bin Wan Hussin ma jeszcze dziesięcioro rodzeństwa. Kiedy trzeba, pomaga im finansowo. - Raz w miesiącu przyjeżdżał do rodzinnego domu w Kota Lama Kiri, wszyscy go tam wyczekiwali - opisuje wuja Nur Suraya.

Z pięciu stewardes najstarsza jest 47-letnia Dora Shamila Binti Kassim; najmłodsza - Angeline Premila Rajandaran, ma 30 lat - na swoim profilu na Facebooku pozuje uśmiechnięta w sklepie z zabawkami, trzymając zapakowaną lalkę.

Stewardesa Nur Szazana Binti Mohamed Salleh, 31 lat, pracuje w Malaysia Airlines od dziewięciu lat. Marzyła o zwiedzaniu świata. - Musiała przejść tyle rozmów i egzaminów, by dostać tę pracę - opowiada ojciec Mohd Salleh Samsudin. Szazana wciąż jest samotna, jej rodzice chcą, by wkrótce wyszła za mąż.

Wśród członków załogi jest 41-letni Sandżid Singh. Jego żona również pracuje dla Malaysia Airlines, 8 marca miała lecieć z Kuala Lumpur do Pekinu. W ostatniej chwili zamieniła się z koleżanką na inny lot. Tamten miał oznaczenie MH370 - boeing nigdy do stolicy Chin nie dotarł. Dziś wiemy jedynie, że z nieznanych przyczyn zawrócił z kursu i poleciał nad Ocean Indyjski, gdzie zapewne spadł do wody po wyczerpaniu się paliwa. Mimo ogromnej międzynarodowej akcji poszukiwawczej nie znaleziono żadnych śladów maszyny, na której pokładzie było 227 pasażerów i 12 członków załogi.

Sandżid dzień wcześniej też w ostatniej chwili zamienił się z kolegą i wsiadł do maszyny lecącej z Kuala Lumpur do Amsterdamu.

Był to zresztą taki sam typ boeinga 777 jak w przypadku lotu MH17. Maszyna, którą pilotuje kapitan Wan Amran Bin Wan Hussin, ma 17 lat i oznaczenie boczne 9M-MRD. Została dostarczona tym liniom lotniczym 30 lipca 1997 r., spędziła już w powietrzu ponad 43 tys. godzin, zaliczyła 6950 startów i lądowań. W ostatnim tygodniu woziła pasażerów m.in. do Bombaju, Frankfurtu nad Menem, Stambułu i Dhaki.

Była wcześniej jedną z maszyn malezyjskiego przewoźnika wybraną do projektu "Wolność przestrzeni" - zamiast ubogiej białej kolorystyki z czerwono-granatowym paskiem wzdłuż kadłuba widniały na niej fantazyjne fale w różnych odcieniach błękitu.

"Powinien zniknąć"

Na lotnisko przyjeżdżają kolejni pasażerowie. Kuala Lumpur to popularny latem kierunek, szczególnie wśród Holendrów. W przeszłości Królestwo Niderlandów miało w Azji kolonie, choćby dzisiejszą Indonezję; wielu Holendrów chętnie je odwiedza.

Wśród 283 pasażerów jest aż 189 obywateli Niderlandów, 27 Australijczyków, po czterech Belgów, Niemców i Francuzów, dziewięciu Brytyjczyków, 23 Amerykanów, 12 Indonezyjczyków, 28 Malezyjczyków, trzech Filipińczyków i co najmniej jeden Kanadyjczyk oraz Nowozelandczyk. 80 to dzieci, w tym kilkoro zupełnie małych.

Samolot jest zapełniony do ostatniego miejsca, więc gdy na Schiphol przybywa Szkot Barry Sim z pochodzącą z Azji żoną Izzy i malutkim synkiem, okazuje się, że mogą kupić tylko jeden bilet. Rezygnują. Później Izzy powie dziennikarzom: - Jesteśmy bardzo lojalni wobec Malaysia Airlines i zawsze latamy tą linią. Ktoś musiał nad nami czuwać: "Nie możecie wsiąść do tego samolotu".

Bilety ma holenderska para Neeltje Tol i Cor Pan. Gdy idą przeszklonym rękawem od bramki nr 3 do maszyny, Cor staje na chwilę, robi zdjęcie boeinga i wrzuca na Facebook z komentarzem: "Powinien zniknąć, a tu widzicie, jak wyglądał". Ten czarny humor odnosi się do tragicznego lotu malezyjskiego boeinga do Pekinu. Przyjaciele zaraz odpowiadają: "Szczęśliwych wakacji", "Czekamy na piękne zdjęcia".

Miejsca zajmują też Australijka Frankie Davison z mężem Liamem. Frankie jest nauczycielką w Toorak College w Melbourne, "uwielbianą przez uczniów" - jak napiszą władze szkoły. W domu czeka na nich dwójka dzieci.

Marie i Albert Rizkowie z Sunbury, australijskiego stanu Wiktoria, wracają z miesięcznych wakacji w Europie. Albert jest szefem agencji nieruchomości i członkiem zarządu miejscowego klubu futbolu australijskiego, jego żona w trakcie meczów prowadzi kantynę z napojami i przekąskami. - Znałem go 15 albo 20 lat. Albert to ten rodzaj faceta, któremu zawsze chcesz postawić piwo - mówi prezes klubu Jack Ogilvie.

Być może obok Rizków siada Nick Norris z Perth wraz z trójką wnuków w wieku od ośmiu do 12 lat. Norris, sympatyczny siwy pan z brodą, pracował przez ponad 15 lat na Murdoch University, teraz wraz z żoną są członkami klubu żeglarskiego. - Zawsze miał jakąś ciekawą historię do opowiedzenia - mówi jego syn Brack.

Na pokładzie jest też wnuczka Kaylene Mann z Brisbane wraz z mężem. W marcu Kaylene przeżyła tragedię, bo rejsem MH370 do Pekinu leciał jej brat z żoną.

"Zobaczymy się później"

Do Kuala Lumpur lecą Brytyjczycy. 60-letni John Alder i 28-letni Liam Sweeney to kibice piłkarskiej drużyny Newcastle United, która właśnie zaczyna serię towarzyskich spotkań w Nowej Zelandii. Chcą połączyć futbolową pasję ze zwiedzaniem leżącego na krańcu świata kraju.

<podzial_strony>
Richard Mayne, 20-letni student matematyki i finansów na uniwersytecie w Leeds, znany jest z działalności charytatywnej; by zebrać fundusze, w kwietniu wspiął się do jednego z obozów himalaistów pod Mount Everestem. Mimo że jest cukrzykiem.

Indonezyjsko-holenderskie małżeństwo, Yodricunda Theistiasih i Arnoud Huizen, z dwuletnią córką Jeleną wraca do domu na wyspie Bali w Indonezji po spędzeniu trzech tygodni w Holandii - przyjechali złożyć ostatnie dokumenty, by ich dziecko dostało obywatelstwo Królestwa Niderlandów. Yodricunda pracuje w hotelu w Kuta, dobrze znanym turystom.

Do Malezji zaś wraca 33-letnia Ng Shi Ing z rocznym synem i jeszcze młodszą córką. Pracuje na wydziale psychologii Universiti Malaysia Sabah, jest wykładowczynią angielskiego. Brała udział w konferencji naukowej w Antwerpii w Belgii, a potem wybrała się na trzy dni do Estonii, by spotkać się z przyjaciółmi. Mąż Ng został w kraju, jest oficerem malezyjskiej marynarki, służy na okrętach podwodnych.

- Mnóstwo badań robiliśmy z Ng razem. Też miałem wybrać się na konferencję w Belgii, ale nie mieliśmy aż tylu funduszy, poza tym Ng pierwsza dostała zaproszenie. Uznałem, że to ona powinna pojechać, bo ja w następnym miesiącu wybieram się na konferencję do Australii - opowiada dr Lee Kean Wah z Universiti Malaysia Sabah.

Osobną grupę stanowi ok. 100 osób lecących na 20. światową konferencję na temat walki z AIDS, która zaczyna się w niedzielę w Melbourne. Wśród nich wybitny naukowiec Joep Lange, były prezydent międzynarodowego stowarzyszenia ds. walki z AIDS, szef departamentu zdrowia publicznego na uniwersytecie w Amsterdamie.



Jest też jeden z rzeczników Międzynarodowej Organizacji Zdrowia Glenn Raymond Thomas, były dziennikarz BBC. Kilka godzin przed lotem opublikował na Facebooku informację, że czeka go "długa całodzienna podróż przez noc". Zanim wsiadł na pokład boeinga Malaysia Airlines, poleciał samolotem Air France z Paryża do Amsterdamu. Żonę zostawił na wakacjach w Hiszpanii. Kilka tygodni temu Thomas pochował ojca. Ma siostrę bliźniaczkę, która mieszka w Blackpool.

Do Melbourne zmierza też 32-letni Holender Pim de Kuijer. "Konferencja AIDS'14, a potem włóczęga z plecakiem - najpierw po Australii, a potem Malezji" - pisze na Facebooku. I dodaje: "Jumpa lagi" - co po malajsku znaczy "Zobaczymy się później". De Kuijer jest parlamentarnym lobbystą organizacji Stop AIDS Now!, podróżował wcześniej m.in. do Kosowa, Sierra Leone, Egiptu, na Ukrainę i do Rosji.

Ominąć Ukrainę

W Amsterdamie jest piękna pogoda - słonecznie, 27 stopni Celsjusza. Pasażerowie przeglądają gazety albo czytają przewodniki po Azji, gdy załoga ogłasza, że samolot jest gotowy do startu. Kapitan Wan Amran Bin Wan Hussin zaczyna kołować na pas startowy. Ważący 350 ton boeing odrywa się od ziemi dokładnie o 12.31 i szybko nabiera wysokości.

Kieruje się na południowy wschód. Przelatuje nad Berlinem, zostawia z boku Łódź i Lublin, po czym wlatuje w ukraińską przestrzeń powietrzną. Mknie 900 km na godzinę w kierunku Doniecka - akurat tam, gdzie toczą się walki ukraińskiej armii ze wspieranymi przez Rosję rebeliantami.

Samoloty Malaysia Airlines - ale też innych linii lotniczych, np. Lufthansy czy Alitalii - przelatują nad tą strefą codziennie. Władze w Kijowie zamknęły bowiem przestrzeń powietrzną tylko do pułapu 7,5 km. Wszystkie maszyny, które lecą wyżej, w dodatku w międzynarodowym korytarzu powietrznym, mogą wlatywać w tę przestrzeń bez wcześniejszego zezwolenia. Żadne służby lotnicze nie wydały ostrzeżenia, by nie korzystać z tej trasy - jednej z najpopularniejszych przy lotach z Europy do południowej Azji.

Malezyjski boeing mija Gorłówkę, przelatuje nad Janakijewem - rodzinną miejscowością obalonego prezydenta Wiktora Janukowycza - i zbliża się do Grabowa. O 16.21, gdy maszyna znajduje się na wysokości niewiele ponad 10 km, pocisk trafia ją w prawe skrzydło, tuż obok silnika. Samolot błyskawicznie spada. Piloci nie nadają żadnego sygnału SOS...

W piątek 18 lipca inny malezyjski boeing 777 też startuje z lotniska Schiphol, ale tym razem ostro skręca na południe. Leci nad Morze Czarne i Turcję, szerokim łukiem omijając Ukrainę i Krym.

 

Separatyści ZESTRZELILI samolot z rakiety od Putina! To przez niego zginęło 300 osób?!


Szok i oburzenie - takie są reakcje świata na zestrzelenie samolotu pasażerskiego nad Ukrainą przez prorosyjskich terrorystów! 298 osób z dziewięciu krajów, głównie Holendrów, zginęło z rąk zbrojonych przez Władimira Putina (62 l.) separatystów z obwodu donieckiego.

zdjęć (8)
Rakiety Putina straciły samolot
Agencja foto: Archiwum
fb udostępnij tweet udostępnij g+ udostępnij nk udostepnij

Cały świat opłakuje ludzi, którzy w czwartek około godziny 15.40 czasu polskiego stracili życie w samolocie pasażerskim lecącym z Amsterdamu do Kuala Lumpur, zestrzelonym nad Hrabowem na wschodniej Ukrainie. W maszynie, z której zostały tylko szczątki, zginęło co najmniej 298 niewinnych osób! Wśród nich było między innymi 80 dzieci i stu wybitnych naukowców zajmujących się walką z AIDS. Inni lecieli na wakacje lub z nich wracali, odwiedzali rodziny i przyjaciół. Pochodzili z dziewięciu krajów. W serwisach informacyjnych pojawiają się zdjęcia ofiar i wzruszające historie ich ostatnich dni. Jeden z pasażerów, młody Holender, przed śmiercią żartował nawet, że może ich samolot zniknie tak jak poprzednia maszyna Malaysian Airlines, która uległa katastrofie w marcu... Jak to możliwe, że w cywilizowanym świecie doszło do czegoś tak niezrozumiałego i okrutnego, jak zestrzelenie cywilnej maszyny? Kto za tym stoi? Światowe dzienniki nie owijają w bawełnę: winę za tragedię ponosi Władimir Putin (62 l.). "Wojna Putina", "Pocisk Putina" - krzyczą okładki brytyjskich i amerykańskich gazet. "Zapew nienia Moskwy, że nie jest stroną w tym konflikcie, były - delikatnie mówiąc - od samego początku fikcją, a można je nazwać też kłamstwem" - pisze niemiecki "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Bo to prorosyjscy separatyści, których od początku wspiera Rosja, zestrzelili malezyjskiego boeinga 777 za pomocą specjalistycznego zestawu Buk. Przypadkowi bandyci, którzy chwycili za karabin podczas pospolitego ruszenia, nie są w stanie obsłużyć takiego mechanizmu - musiała im pomóc perfekcyjnie wyszkolona ekipa wojskowych. Skąd przyjechała? Odpowiedź nasuwa się sama. Ale nikt nie zamierza przepraszać za tragedię i się kajać. Choć rząd w Kijowie oskarża o zbrodnię separatystów i przedstawia dowody w postaci nagranych przez SBU rozmów terrorystów z rosyjskimi wojskowymi, oni nie zamierzają wziąć odpowiedzialności za katastrofę. Putin stwierdził nawet, że wszystkiemu winny jest ukraiński rząd. Mało tego - w rosyjskiej prasie pojawiły się wczoraj stwierdzenia, że to ukraińscy kontrolerzy skierowali maszynę w rejon walk, a ciała ofiar zostały podrzucone na miejsce katastrofy. Niektóre prokremlowskie media piszą nawet o tym, że boeinga zestrzelił ukraiński samolot wojskowy! Co teraz zrobi zachodni świat, dotychczas przymykający oko na aneksję Krymu i na wspieranie separatystów? Przywódcy apelują o międzynarodowe śledztwo. - Musimy jak najszybciej wszcząć niezależne śledztwo, potrzebujemy do tego zawieszenia broni - powiedziała kanclerz Niemiec Angela Merkel (60 l.). - Winnych trzeba pociągnąć do odpowiedzialności. - dodała niemiecka polityk. Barack Obama (53 l.) zaoferował pomoc amerykańskich specjalistów przy ustalaniu przyczyn tragedii. - To straszna tragedia, oferujemy każdą możliwą pomoc, aby ustalić, co tam się wydarzyło i dlaczego - powiedział prezydent USA. Na razie Służba Bezpieczeństwa Ukrainy wszczęła śledztwo w sprawie aktu terrorystycznego, za jaki władze w Kijowie uznają tragedię.

Oto dowód zbrodni

Igor Bezler, "Diabeł", rozmawia z rosyjskim wojskowym Vasilijem Geraninem

Bezler: - Przed chwilą zestrzelono samolot, grupa "Miniora", spadł za Jenakijewem.

Geranin: - Piloci, gdzie są piloci?

Bezler: - Pojechali szukać i fotografować zestrzelony samolot, dymi się.

Geranin: - Ile minut temu?

Bezler: - Jakieś 30 minut.

Rozmawia dwóch prorosyjskich separatystów o pseudonimach Major i Grek

"Major": - Czernuchinowcy właśnie samolot strącili. Kozacy, którzy stoją koło Czernuchina na posterunku drogowym. Samolot się rozleciał w powietrzu w rejonie kopalni Piotropawłowskiej.

"Grek": - Co tam u was?

"Major": - Mówiąc krótko - stuprocentowo samolot cywilny.

"Grek": - Dużo tam ludzi?

"Major": - Bardzo. Szczątki padały prosto w podwórza.

"Grek": - Samolot jaki?

"Major": - Jeszcze nie wiem. Nie byłem przy głównej części. Zacząłem patrzeć tam, gdzie pierwsze ciała spadały. Tam są resztki wewnętrznych dźwigarów, fotele, ciała.

"Grek": - Jest coś z uzbrojenia?

"Major": - Nic kompletnie. Rzeczy cywilne, resztki medyczne, ręczniki, papier toaletowy.

"Grek": - Są dokumenty?

"Major": - Tak. Studenta indonezyjskiego. Z Uniwersytetu Thompsona.

Siergiej Piotrowski ps. Chmurnyj (oficer GRU) rozmawia z donieckim bojownikiem "Buriatem"

- Halo, Nikołajewicz, a dokąd mamy wieźć tę piękność?

- Którą tę?

- Tak, co ją przywiozłem, ja właśnie w Doniecku.

- M, MB?

- Tak, Buk, Buk.

- Zrozumiałem. Ona jest z ekipą?

- Tak.

- Nie trzeba jej nigdzie chować, ona zaraz pójdzie tam. Zrozumiałeś gdzie.

Rozmowy podsłuchane przez służby specjalne Ukrainy