05.07.2014 , aktualizacja: 04.07.2014 21:10

Roman Giertych, Jan Piński, Piotr Nisztor (Fot. Albert Zawada/Agencja Gazeta, Mieczysław Włodarski/Reporter, Jakub Ostałowski/Fotorzepa/Forum)
Przy trzech butelkach wódki były wicepremier i dwaj prawicowi dziennikarze negocjowali cenę, za jaką ma się nie ukazać książka o Janie Kulczyku. Jeden z rozmówców nagrał całe spotkanie.

3 lipca 2014 r., godz. 19.54. Dziennikarz „Wprost" Michał Majewski ogłasza na Twitterze: „Nowe taśmy » Wprost «. Mocne i nie kelnerów. Po co piszę? Żebyśmy nie mieli ponownej wizyty służb w redakcji".
Próbujemy się dowiedzieć, o co chodzi. Czy to dalszy ciąg afery podsłuchowej i do tygodnika wpłynęła kolejna porcja nagrań rozmów polityków w warszawskich restauracjach?
Sylwester Latkowski, naczelny "Wprost", nie chce powiedzieć. Pisze tylko SMS-y: "to nie to, o czym inni myślą", "to żadna z kelnerskich taśm", "chodzi o trzy osoby", "publikacja w poniedziałek". Nie padają żadne nazwiska.
4 lipca 2014 r., godz. 9.14. Kancelaria adwokacka Romana Giertycha, byłego polityka prawicy, wicepremiera w rządzie PiS. Na jego pocztę przychodzi dziewięć pytań z tygodnika "Wprost" od Latkowskiego i Majewskiego. Pytają o spotkanie z 18 sierpnia 2011 r.
Uczestniczyli w nim adwokat Giertych oraz Jan Piński (wówczas naczelny efemerycznego tygodnika "Wręcz Przeciwnie", wcześniej, w 2009 r., z rekomendacji LPR kierował "Wiadomościami" TVP) i Piotr Nisztor (dziennikarz "Rzeczpospolitej"). Ta dwójka dziennikarzy była wtedy zaprzyjaźniona z Ligą Polskich Rodzin, której Giertych był kiedyś szefem.
Niektóre z pytań przesłanych wczoraj do Giertycha są bulwersujące, np. zawierają kompromitujące sugestie obyczajowe pod adresem wielu osób, także tych, które zginęły w katastrofie smoleńskiej.
Latkowski z Majewskim pytają, czy podczas spotkania Giertych negocjował z Nisztorem kupno "przez podstawioną spółkę" "niepublikowanej książki o Janie Kulczyku", najbogatszym Polaku.
Chcą też wiedzieć, czy Giertych w 2011 r. "groził" Kulczykowi "publikacją książki" i ile chciał od niego za "wyłączność" na publikację.
W pytaniach jest sugestia, że Giertych proponował Nisztorowi 400 tys. zł za prawa do książki "plus procent od tego, co uda się wynegocjować od Kulczyka". Miał też plany szantażowania "najbogatszych Polaków, w tym Michała Sołowowa i Leszka Czarneckiego".
Najostrzejsze są trzy ostatnie pytania. Dotyczą niewybrednych żartów Giertycha: że chciał publikować listę stu najbardziej wpływowych homoseksualistów, że zamierzał zdradzić orientację seksualną znanego polityka, a także że żartował z katastrofy smoleńskiej, w tym z ostatniej rozmowy telefonicznej braci Kaczyńskich.
Wersja Giertycha
Z powyższych pytań jasno wynika, że "nowe taśmy" zapowiedziane w czwartek przez Majewskiego to rozmowa Giertych - Nisztor - Piński z sierpnia 2011 r.
Nagrał ją z ukrycia Nisztor, dziennikarz specjalizujący się w publikacji podsłuchów. To właśnie Nisztor skontaktował niedawno "Wprost" z osobą oferującą nielegalne podsłuchy polskich polityków. Tak zaczęła się afera podsłuchowa.
Niecałą godzinę po otrzymaniu wczoraj maila z pytaniami od Latkowskiego i Majewskiego Giertych dzwoni do "Gazety Wyborczej". Chce rozmawiać. - Uważam, że wobec tego, że zostałem nielegalnie nagrany przez Piotra Nisztora, który chce teraz to nagranie opublikować, nie obowiązuje mnie już tajemnica adwokacka co do treści tego spotkania. W tym momencie moje zobowiązania wobec klienta, który mi to zlecił, przestają mieć znaczenie - mówi.
Wzburzony Giertych przedstawia nam swoją wersję wydarzeń. - Latem 2011 r. dostałem niecodzienne zlecenie od klienta, który jest w bliskich relacjach z Janem Kulczykiem, co sprawdziłem. Nie mogę podać nazwiska tego klienta. Chodziło o kupienie książki o Kulczyku od pana Nisztora. "Chcę Jasiowi zrobić prezent" - tak klient zapewniał mnie, że chce pomóc Kulczykowi, bo w książce są przykre informacje o ojcu Kulczyka, który był wtedy stary i schorowany i nie przeżyłby tego - opowiada.
- Kulczyk znał jej fragmenty, bo Nisztor mu je wysyłał, szantażując ich publikacją - twierdzi Giertych. - Miałem Nisztorowi powiedzieć, że zakładam spółkę wydawniczą, która będzie drukować książki o znanych biznesmenach. Spotkałem się z Nisztorem w towarzystwie drugiego dziennikarza, Jana Pińskiego. Zaproponowałem Nisztorowi 400 tys. zł za kupno praw autorskich na spółkę, która nie istniała. Klient chciał, bym zaproponował kwotę, a potem miałem zerwać negocjacje. Miałem wysondować cenę jak przy przetargu. Nisztor się zgodził, ale chciał więcej. Żeby pokazać gest dobrej woli, przyniósł mi wydruk kilku rozdziałów książki.
Mamy wydruk 213 stron tej książki. Rzeczywiście w dużej części dotyczyła ona Henryka Kulczyka, ojca biznesmena (Henryk Kulczyk zmarł w 2013 r.).
Giertych zaprzecza zawartej w pytaniach "Wprost" sugestii, że chciał z Nisztorem szantażować Kulczyka: - Jeżeli tak to nagranie będzie podane, to znaczy, że zostało zmanipulowane. W razie czego fakt tego zlecenia potwierdzi osoba, która je złożyła. Zresztą na własną rękę sprawdziłem, że nie było to działanie przeciwko panu Kulczykowi.
- Żartował pan z polityków gejów i katastrofy smoleńskiej? - pytamy adwokata.
Giertych: - Cóż, mogły być mocno antypisowskie dowcipy i złośliwości pod adresem homoseksualnych polityków. Być może żartowałem też z samego Kulczyka, chciałem przed Nisztorem ukryć zleceniodawcę.
Próbujemy się dowiedzieć, o co chodzi. Czy to dalszy ciąg afery podsłuchowej i do tygodnika wpłynęła kolejna porcja nagrań rozmów polityków w warszawskich restauracjach?
4 lipca 2014 r., godz. 9.14. Kancelaria adwokacka Romana Giertycha, byłego polityka prawicy, wicepremiera w rządzie PiS. Na jego pocztę przychodzi dziewięć pytań z tygodnika "Wprost" od Latkowskiego i Majewskiego. Pytają o spotkanie z 18 sierpnia 2011 r.
Uczestniczyli w nim adwokat Giertych oraz Jan Piński (wówczas naczelny efemerycznego tygodnika "Wręcz Przeciwnie", wcześniej, w 2009 r., z rekomendacji LPR kierował "Wiadomościami" TVP) i Piotr Nisztor (dziennikarz "Rzeczpospolitej"). Ta dwójka dziennikarzy była wtedy zaprzyjaźniona z Ligą Polskich Rodzin, której Giertych był kiedyś szefem.
Niektóre z pytań przesłanych wczoraj do Giertycha są bulwersujące, np. zawierają kompromitujące sugestie obyczajowe pod adresem wielu osób, także tych, które zginęły w katastrofie smoleńskiej.
Latkowski z Majewskim pytają, czy podczas spotkania Giertych negocjował z Nisztorem kupno "przez podstawioną spółkę" "niepublikowanej książki o Janie Kulczyku", najbogatszym Polaku.
Chcą też wiedzieć, czy Giertych w 2011 r. "groził" Kulczykowi "publikacją książki" i ile chciał od niego za "wyłączność" na publikację.
W pytaniach jest sugestia, że Giertych proponował Nisztorowi 400 tys. zł za prawa do książki "plus procent od tego, co uda się wynegocjować od Kulczyka". Miał też plany szantażowania "najbogatszych Polaków, w tym Michała Sołowowa i Leszka Czarneckiego".
Najostrzejsze są trzy ostatnie pytania. Dotyczą niewybrednych żartów Giertycha: że chciał publikować listę stu najbardziej wpływowych homoseksualistów, że zamierzał zdradzić orientację seksualną znanego polityka, a także że żartował z katastrofy smoleńskiej, w tym z ostatniej rozmowy telefonicznej braci Kaczyńskich.
Wersja Giertycha
Z powyższych pytań jasno wynika, że "nowe taśmy" zapowiedziane w czwartek przez Majewskiego to rozmowa Giertych - Nisztor - Piński z sierpnia 2011 r.
Nagrał ją z ukrycia Nisztor, dziennikarz specjalizujący się w publikacji podsłuchów. To właśnie Nisztor skontaktował niedawno "Wprost" z osobą oferującą nielegalne podsłuchy polskich polityków. Tak zaczęła się afera podsłuchowa.
Niecałą godzinę po otrzymaniu wczoraj maila z pytaniami od Latkowskiego i Majewskiego Giertych dzwoni do "Gazety Wyborczej". Chce rozmawiać. - Uważam, że wobec tego, że zostałem nielegalnie nagrany przez Piotra Nisztora, który chce teraz to nagranie opublikować, nie obowiązuje mnie już tajemnica adwokacka co do treści tego spotkania. W tym momencie moje zobowiązania wobec klienta, który mi to zlecił, przestają mieć znaczenie - mówi.
Wzburzony Giertych przedstawia nam swoją wersję wydarzeń. - Latem 2011 r. dostałem niecodzienne zlecenie od klienta, który jest w bliskich relacjach z Janem Kulczykiem, co sprawdziłem. Nie mogę podać nazwiska tego klienta. Chodziło o kupienie książki o Kulczyku od pana Nisztora. "Chcę Jasiowi zrobić prezent" - tak klient zapewniał mnie, że chce pomóc Kulczykowi, bo w książce są przykre informacje o ojcu Kulczyka, który był wtedy stary i schorowany i nie przeżyłby tego - opowiada.
- Kulczyk znał jej fragmenty, bo Nisztor mu je wysyłał, szantażując ich publikacją - twierdzi Giertych. - Miałem Nisztorowi powiedzieć, że zakładam spółkę wydawniczą, która będzie drukować książki o znanych biznesmenach. Spotkałem się z Nisztorem w towarzystwie drugiego dziennikarza, Jana Pińskiego. Zaproponowałem Nisztorowi 400 tys. zł za kupno praw autorskich na spółkę, która nie istniała. Klient chciał, bym zaproponował kwotę, a potem miałem zerwać negocjacje. Miałem wysondować cenę jak przy przetargu. Nisztor się zgodził, ale chciał więcej. Żeby pokazać gest dobrej woli, przyniósł mi wydruk kilku rozdziałów książki.
Mamy wydruk 213 stron tej książki. Rzeczywiście w dużej części dotyczyła ona Henryka Kulczyka, ojca biznesmena (Henryk Kulczyk zmarł w 2013 r.).
Giertych zaprzecza zawartej w pytaniach "Wprost" sugestii, że chciał z Nisztorem szantażować Kulczyka: - Jeżeli tak to nagranie będzie podane, to znaczy, że zostało zmanipulowane. W razie czego fakt tego zlecenia potwierdzi osoba, która je złożyła. Zresztą na własną rękę sprawdziłem, że nie było to działanie przeciwko panu Kulczykowi.
- Żartował pan z polityków gejów i katastrofy smoleńskiej? - pytamy adwokata.
Giertych: - Cóż, mogły być mocno antypisowskie dowcipy i złośliwości pod adresem homoseksualnych polityków. Być może żartowałem też z samego Kulczyka, chciałem przed Nisztorem ukryć zleceniodawcę.
Przekleństwa?
Giertych: - O, tak. Język był dostosowany do tego bandyty i gangstera, bo dla mnie Piotr Nisztor to gangster, a nie dziennikarz.
Były wicepremier przyznaje, że rozmowie towarzyszył alkohol. Ile i jaki, nie pamięta. - Trochę tego było, chociaż ja się nigdy nie upijam - zapewnia.
Podkreśla: - Jedno jest pewne: ta książka nigdy się nie ukazała, a więc mogę założyć, że transakcja została zrealizowana albo że książka okazała się niegroźna.
Zdaniem Romana Giertycha pytania "Wprost" i zapowiedź opublikowania taśm, które mają go kompromitować, to odwet za krytykowanie zachowania tygodnika przy aferze podsłuchowej. Od wielu dni były wicepremier publicznie twierdzi, że ujawniając podsłuchy, redakcja bierze udział w przestępstwie. Doradzał też szefowi MSZ Radosławowi Sikorskiemu, by sprawców nielegalnych nagrań ścigać jako zorganizowaną grupę przestępczą.
Wersja Pińskiego
- Pamięta pan to spotkanie? - pytamy Pińskiego. - Wszystko pamiętam - deklaruje.
Piński przypomina sobie, że w trójkę wypili trzy butelki wódki o pojemności 0,75 l, było dużo jedzenia, spotkanie trwało dwie, dwie i pół godziny i ostatecznie padła oferta 450 tys. zł.
Czy nagranie jest kompromitujące dla Giertycha?
Piński: - Nie, ludzie po wódce żartują i przeklinają, na pewno głupio nam będzie, gdy ludzie będą to czytać lub tego słuchać, ale Giertych nie powiedział niczego nielegalnego i zdrożnego.
Jakie żarty?
Piński: - O homoseksualnych politykach, coś tam było o rozmowie braci tuż przed katastrofą smoleńską.
Piński twierdzi, że w tym samym czasie Nisztor rozmawiał też z Jarosławem Sroką z Kulczyk Holding. Sroka pracuje dla Kulczyka od 2007 r., zasiada w zarządzie, odpowiada za komunikację korporacyjną i marketingową. Po tej rozmowie o książce zrobiło się cicho.
Pytamy o to Srokę. Jest poirytowany, że to "jakieś szaleństwo", bo od dwóch dni dostaje takie pytania. Zaprzecza, by negocjował z Nisztorem kupno praw do książki. W końcu jednak przyznaje, że w sierpniu 2011 r. rozmawiał z Nisztorem o książce, bo to był jego "obowiązek jako osoby odpowiedzialnej za wizerunek firmy". Wypytywał go, "co to za książka", a Nisztor przyznał mu, że nad nią pracuje.
Sroka twierdzi, że ani on, ani nikt inny z firmy Kulczyka tej książki nie wykupił. Ale po spotkaniu z Nisztorem Sroka stracił zainteresowanie tą publikacją. Dlaczego? Sroka: - Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie.
Milczenie Nisztora
Książka Nisztora o Kulczyku od kilku lat była przedmiotem legend. Nie jej treść, lecz to, dlaczego mimo że powstała, nigdy nie ujrzała światła dziennego.
Zaraz po wybuchu afery podsłuchowej Nisztora zapytała o nią Dominika Wielowieyska w TOK FM. Wyraźnie się zmieszał i nie chciał odpowiedzieć. Czy rozmawiał o książce z Giertychem? - zagadnęła. Nisztor odparł, że "miał z nim wiele rozmów".
Kilka dni później w "Rzeczpospolitej" zapytany wprost, "czy napisał książkę o Kulczyku i wziął pieniądze za jej niewydanie", Nisztor mówił, że to "zupełnie nieuzasadnione i nieprawdziwe sugestie". - Od dłuższego czasu zbieram materiał, który będzie przedmiotem kilku publikacji książkowych. Przygotowuję też książkę "Nietykalni", obszerny fragment będzie dotyczył Jana Kulczyka.
O tym, co się stało z książką o biznesmenie, Nisztor milczy.
Giertych: - O, tak. Język był dostosowany do tego bandyty i gangstera, bo dla mnie Piotr Nisztor to gangster, a nie dziennikarz.
Były wicepremier przyznaje, że rozmowie towarzyszył alkohol. Ile i jaki, nie pamięta. - Trochę tego było, chociaż ja się nigdy nie upijam - zapewnia.
Podkreśla: - Jedno jest pewne: ta książka nigdy się nie ukazała, a więc mogę założyć, że transakcja została zrealizowana albo że książka okazała się niegroźna.
Zdaniem Romana Giertycha pytania "Wprost" i zapowiedź opublikowania taśm, które mają go kompromitować, to odwet za krytykowanie zachowania tygodnika przy aferze podsłuchowej. Od wielu dni były wicepremier publicznie twierdzi, że ujawniając podsłuchy, redakcja bierze udział w przestępstwie. Doradzał też szefowi MSZ Radosławowi Sikorskiemu, by sprawców nielegalnych nagrań ścigać jako zorganizowaną grupę przestępczą.
Wersja Pińskiego
- Pamięta pan to spotkanie? - pytamy Pińskiego. - Wszystko pamiętam - deklaruje.
Piński przypomina sobie, że w trójkę wypili trzy butelki wódki o pojemności 0,75 l, było dużo jedzenia, spotkanie trwało dwie, dwie i pół godziny i ostatecznie padła oferta 450 tys. zł.
Czy nagranie jest kompromitujące dla Giertycha?
Piński: - Nie, ludzie po wódce żartują i przeklinają, na pewno głupio nam będzie, gdy ludzie będą to czytać lub tego słuchać, ale Giertych nie powiedział niczego nielegalnego i zdrożnego.
Jakie żarty?
Piński: - O homoseksualnych politykach, coś tam było o rozmowie braci tuż przed katastrofą smoleńską.
Piński twierdzi, że w tym samym czasie Nisztor rozmawiał też z Jarosławem Sroką z Kulczyk Holding. Sroka pracuje dla Kulczyka od 2007 r., zasiada w zarządzie, odpowiada za komunikację korporacyjną i marketingową. Po tej rozmowie o książce zrobiło się cicho.
Pytamy o to Srokę. Jest poirytowany, że to "jakieś szaleństwo", bo od dwóch dni dostaje takie pytania. Zaprzecza, by negocjował z Nisztorem kupno praw do książki. W końcu jednak przyznaje, że w sierpniu 2011 r. rozmawiał z Nisztorem o książce, bo to był jego "obowiązek jako osoby odpowiedzialnej za wizerunek firmy". Wypytywał go, "co to za książka", a Nisztor przyznał mu, że nad nią pracuje.
Sroka twierdzi, że ani on, ani nikt inny z firmy Kulczyka tej książki nie wykupił. Ale po spotkaniu z Nisztorem Sroka stracił zainteresowanie tą publikacją. Dlaczego? Sroka: - Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie.
Milczenie Nisztora
Książka Nisztora o Kulczyku od kilku lat była przedmiotem legend. Nie jej treść, lecz to, dlaczego mimo że powstała, nigdy nie ujrzała światła dziennego.
Zaraz po wybuchu afery podsłuchowej Nisztora zapytała o nią Dominika Wielowieyska w TOK FM. Wyraźnie się zmieszał i nie chciał odpowiedzieć. Czy rozmawiał o książce z Giertychem? - zagadnęła. Nisztor odparł, że "miał z nim wiele rozmów".
Kilka dni później w "Rzeczpospolitej" zapytany wprost, "czy napisał książkę o Kulczyku i wziął pieniądze za jej niewydanie", Nisztor mówił, że to "zupełnie nieuzasadnione i nieprawdziwe sugestie". - Od dłuższego czasu zbieram materiał, który będzie przedmiotem kilku publikacji książkowych. Przygotowuję też książkę "Nietykalni", obszerny fragment będzie dotyczył Jana Kulczyka.
O tym, co się stało z książką o biznesmenie, Nisztor milczy.