Zbigniew Brzeziński*
2007-10-06, ostatnia aktualizacja 2007-10-05 19:18
Żyjemy w okresie bezprecedensowego przebudzenia politycznego. Ideologiczne ostrze tej nowej globalnej świadomości jest politycznie antyimperialne, historycznie - antyzachodnie, a emocjonalnie - coraz bardziej antyamerykańskie.
fot. Kamil Gozdan / AG
Zbigniew Brzeziński
Siłą napędową tego zjawiska jest młodzież. W szczególności kilkadziesiąt milionów studentów z tzw. szkół wyższych, często o bardzo niskim poziomie naukowym, z Azji, Bliskiego Wschodu, Afryki i Ameryki Łacińskiej. Skupia się w tych ośrodkach podniecona, antyimperialistyczna i często bardzo antyamerykańska młodzież Trzeciego Świata skłonna do łatwej mobilizacji politycznej.
Internet i telewizja są instrumentami pobudzania podniecenia i mobilizacji do walki zaczepnej ze znienawidzonym status quo, łącznie z udziałem w organizacjach terrorystycznych. Nasuwa się tu analogia z rewolucyjnym proletariatem Marksa.
Szeroko rozpowszechniona świadomość niesprawiedliwości istniejących układów gospodarczych jest obecnie wyjątkowo konkretna i bezpośrednia. W Nepalu, Sudanie czy na Tahiti upośledzeni i niecierpliwi mają dobre rozeznanie istniejących nierówności oraz wiedzę, gdzie jest lepiej i jak tam się dostać.
Tym przemianom w politycznym profilu ludzkości towarzyszy przesuwanie się gospodarczego, a z czasem i politycznego centrum z Zachodu na Daleki Wschód. W ciągu dwóch dekad Chiny, Indie i Japonia zajmą czołowe miejsca w hierarchii światowej. Ameryka nadal będzie numerem jeden, ale jej przewaga będzie się zmniejszać.
Ameryka, tocząc niedookreśloną wojnę z terroryzmem, może wdać się w długotrwały konflikt z politycznie pobudzoną ludzkością, z ludnością Iraku, Iranu, Afganistanu i Pakistanu. Uniemożliwiłby on Ameryce odgrywanie koniecznej roli stabilizatora systemu międzynarodowego. To mogłoby przyczynić się do groźnego zaognienia istniejących, bardziej tradycyjnych konfliktów międzynarodowych.
Są też dwa dodatkowe ważne znaki zapytania - Europa i Rosja. Czy Unia Europejska pozostanie wielkim przedsięwzięciem gospodarczym, któremu brak politycznej jedności i ambicji do odgrywania geostrategicznej roli? I czy Rosja, która odwrotnie, ma wyraźne i przesadne ambicje geopolityczne, ale brak jej możliwości gospodarczych i demograficznych, pójdzie śladem Ukrainy i przyłączy się do jeszcze większej Europy? Czy też starać się będzie o czołową rolę w świecie, ale w cieniu rosnącej i groźnej dla siebie potęgi Chin?
Po raz pierwszy w historii łatwiej jest zabić milion ludzi, niż rządzić milionem ludzi. Bez zasadniczej reformy hierarchii światowej nie będziemy w stanie efektywnie reagować na wyzwania wynikające z nowej jakości, jaką jest politycznie przebudzona i coraz bardziej dynamiczna ludzkość.
Przez ostatnie 200 lat w skład czołówki światowej wchodziło kilka ciągle tych samych państw. Konserwatywna równowaga europejska mogła sobie pozwolić na ignorowanie aspiracji narodów słabszych i nie całkiem jeszcze politycznie przebudzonych. Prawie 100 lat temu traktat wersalski dyktowały przede wszystkim Wielka Brytania, Stany Zjednoczone i Francja. Niemcy i Rosja były w zasadzie nieobecne i to one podważyły system wersalski, opierając się na nowych formach totalitarnej mobilizacji mas.
Ponad 50 lat temu nową wersję układu światowego dyktowały w Poczdamie Stany Zjednoczone i Rosja Sowiecka oraz do pewnego stopnia Wielka Brytania. Rezultatem było zawieszenie broni oparte na niestabilnym i częściowym podziale świata na dwie sfery wpływów. Ameryka dzięki planowi Marshalla i NATO wygrała rozgrywkę o Europę. A Rosja dzięki zwycięstwu komunistycznej partii Chin początkowo wygrała rozgrywkę o Chiny. Jednak hegemoniczne postępowanie Kremla z czasem zrodziło sojusz amerykańsko-chiński. I w rezultacie Rosja Sowiecka obydwie powyższe rozgrywki przegrała.
W 1991 roku Stany Zjednoczone pozostały na rynku światowym jako jedyne supermocarstwo.
Przez 200 lat konflikt o dominację nad światem toczył się głównie na terenie Europy. Dziś główną areną konfliktów o przyszłość świata jest podbrzusze Euroazji od Suezu do granicy chińskiej, od południowej granicy obecnej Rosji do Morza Arabskiego i Oceanu Indyjskiego.
Głównym zadaniem Ameryki jest obecnie wykorzystanie jej wyjątkowej przewagi, by wciągnąć do odpowiedzialności za świat nowych, wpływowych uczestników, którzy wyczuwają, że obecny stan rzeczy wymaga wielkich przemian, i którzy dysponują dostateczną potęgą gospodarczą i polityczną, by ten stan rzeczy wspólnie zmienić. Kto powinien brać w tym czynny udział? Oczywiście Stany Zjednoczone, ale jedynie jeśli nie staną się sparaliżowaną ofiarą jednoczesnej wojny w Iraku, Iranie, Afganistanie i Pakistanie.
Kto jeszcze? Oczywiście Chiny. Niezależnie od braku demokracji, jest to potęga społecznie udana i coraz bardziej wpływowa w świecie. Posiada wyjątkowe umiejętności dyplomatyczne. Japonia - to dobry obywatel świata, potęga gospodarcza, sojusznik Ameryki, który przyczynia się do równowagi geostrategicznej na Dalekim Wschodzie.
Indie również stają się potęgą. Nie można też pomijać Indonezji, największego kraju islamskiego nadal będącego w zasadzie demokracją, z wielkim potencjałem gospodarczym. Również Rosji nie należy odsuwać na bok.
W interesie Ameryki nie jest Europa zależna od Ameryki, ale Europa z potencjałem i wolą odgrywania decydującej roli w świecie. Kto w tej Europie ma takie ambicje? Przede wszystkim Wielka Brytania, Francja i Niemcy.
Wzrastająca rola Polski w Europie, w Europie politycznie ambitnej, światowo odpowiedzialnej, jest zgodna z zasadniczym interesem Ameryki. Ponieważ przyszłość Rosji nie jest przesądzona, geografia polityczna wskazuje jasno, że dobre, sąsiedzkie stosunki z Niemcami są dla Polski wrotami do czynnego udziału w budowie politycznie spoistej i potężnej Europy. Nie można budować na wspomnieniach o wieczystym wrogu.
Nie zanosi się na nowy kongres wiedeński czy wersalski i nie będzie nowego Poczdamu, ale potrzeba wyłonienia nowej, odpowiedzialnej czołówki światowej, nowej solidarności światowej jest jasna. Można ją zacząć tworzyć nieformalnie przez coroczne spotkania wybitnych działaczy politycznych i strategów z czołowych państw nowej ery - z Ameryki, Unii Europejskiej, Chin, Japonii, Indii, Indonezji i Rosji. Właśnie tu, w Gdańsku.
Fragmenty wykładu wygłoszonego 1 października 2007 r. w Gdańskim Aeropagu
*Zbigniew Brzeziński
członek rady prestiżowego Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych w Waszyngtonie (CSIS), w latach 1977-81 doradca ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta USA Jimmy'ego Cartera. Ostatnio ukazała się jego książka "Wybór. Światowa dominacja czy światowe przywództwo" (2004)
Źródło: Gazeta Wyborcza