poniedziałek, 18 lutego 2008

J. Kaczyński: Zagłuszanie telefonów związane z bezpieczeństwem państwa

cheko, PAP
2008-02-18, ostatnia aktualizacja 2008-02-18 19:35
Zobacz powiększenie
Jarosław Kaczyński
Fot. Wojciech Olkuśnik / AG

Jarosław Kaczyński przyznał, że w czerwcu ub. roku telefony komórkowe w okolicach kancelarii premiera były zagłuszane, ale nie miało to związku z protestem pielęgniarek. Według niego, związane to było z bezpieczeństwem państwa.

- Jeżeli chodzi o sytuację, gdy jakaś grupa dopuszcza się przestępstwa, a okupowanie gmachu publicznego jest przestępstwem, to mogą być podejmowane różne działania. Były takie momenty, że w tych okolicach komórki były zagłuszane, ale to niekoniecznie było związane z pielęgniarkami. Były inne przyczyny tego rodzaju działań - powiedział b. premier.

Nie chciał jednak ujawnić, o jakie przyczyny chodziło. "Nie mogę w tej chwili o wszystkim mówić, ale były takie przyczyny związane z bezpieczeństwem państwa - powiedział.

"Decyzje podejmowane podczas strajku powinny zostać wyjaśnione"

B. szef rządu ma nadzieję, że decyzje podejmowane podczas protestu pielęgniarek zostaną wyjaśnione w odpowiednim postępowaniu. "Wtedy zobaczymy, czy ktoś dopuścił się przestępstwa" - dodał.



Przy tej okazji odniósł się również do wypowiedzi ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego, który zapowiedział, że gdyby okazało się, że to urzędujący wówczas premier Jarosław Kaczyński wydał polecenie o zagłuszaniu, "można by rozpatrywać to jako przekroczenie uprawnień", co jest zagrożone karą pozbawienia wolności.

"Minister Ćwiąkalski jest pierwszym, który powinien odejść"

- Oświadczenie ministra Ćwiąkalskiego, to nowa jakość w życiu publicznym. Mówienie o uwięzieniu szefa największej partii opozycyjnej, to coś takiego jeszcze się nie zdarzyło - powiedział J. Kaczyński. Oceniając pracę ministra sprawiedliwości stwierdził, że Ćwiąkalski jest pierwszym, który powinien odejść z tego rządu.

B. premier ocenił również 100 dni rządów Donalda Tuska. Według niego, nie każdy nadaje się na szefa rządu. "Jeśli Tusk doprowadza do tego, że Senat się musi rozejść, bo nie ma pracy, Sejm praktycznie nie ma co robić, to należy zapytać, czy Tusk nadaje się na premiera" - powiedział.

J. Kaczyński, który przyjechał do Łodzi, aby tu spotkać się m.in. z lokalnymi działaczami PiS, lekarzami ze szpitala im. Korczaka, studentami. Wcześniej spotkał się w Brzezinach z tamtejszymi działaczami Prawa i Sprawiedliwości.

Polska może we wtorek uznać niepodległość Kosowa

jg, PAP
2008-02-18, ostatnia aktualizacja 2008-02-18 21:26

Szef dyplomacji Radosław Sikorski poinformował w Brukseli, że złożył wniosek do rządu o uznanie niepodległości Kosowa przez Polskę.

Kosowo
Kosowo
Które kraje już uznały niepodległość Kosowa

Mazowiecki: Na Bałkanach może znów polać się krew

"Złożyłem wniosek o uznanie niepodległości Kosowa, tak jak zrobiła to większość państw członkowskich Unii Europejskiej" - powiedział Sikorski dziennikarzom, precyzując, że wniosek będzie przedmiotem wtorkowych obrad rządu.

"Mam wrażenie, że Rada Ministrów skłania się ku uznaniu niepodległości Kosowa" - dodał szef polskiej dyplomacji

Minister wypowiadał się po zakończeniu posiedzenia szefów dyplomacji "27" poświęconego niedzielnej deklaracji niepodległości Kosowa, zamieszkanej w 90 proc. przez Albańczyków dotychczas serbskiej prowincji, od 1999 roku administrowanej przez ONZ.

UE nie uznała Kosowa jako całość. W przyjętej deklaracji szefowie dyplomacji państw UE zgodzili się, że "każdy kraj sam zdecyduje, w zgodzie ze swoją narodową praktyką i swoimi zasadami prawa, o swych relacjach z Kosowem".

Natychmiast po zakończeniu posiedzenia o uznaniu Kosowa poinformowali ministrowie największych państw UE: Francji, Wielkiej Brytanii, Włoch, a Niemcy ogłosiły, że zrobią to w środę.

Cypr, Hiszpania, Słowacja i Rumunia od razu poinformowały natomiast, że nie uznają niepodległości Kosowa.

Jak podkreślił Sikorski, dla Polski bardzo ważne jest, że w unijnej deklaracji znalazło się stwierdzenie, iż Kosowo stanowi przypadek sui generis, który nie ustanawia żadnego precedensu.

"Kosowo nie jest precedensem dla innych pozornie podobnych sytuacji. Tutaj mieliśmy do czynienia z długotrwałym zarządzaniem Kosowa pod międzynarodowymi auspicjami. Takich sytuacji nie ma gdzie indziej" - powiedział Sikorski.

Minister poinformował też, że o Kosowie rozmawiał z prezydentem Lechem Kaczyńskim z upoważnienia premiera Donalda Tuska.

"Wspólnie uznaliśmy, że suwerenność i uznanie nowego suwerennego bytu w Europie jest czymś, czym głowa państwa polskiego jest naturalnie zainteresowana i że prezydent powinien się o intencji Rady Ministrów dowiedzieć zawczasu od rządu. Tak, aby mógł politykę zagraniczną rządu właściwie reprezentować. Taka była intencja poinformowania pana prezydenta. A o swoim stanowisku pan prezydent zapewne poinformuje opinię publiczną w czasie, który uzna za stosowny" - powiedział Sikorski.

Kaczyński: Sprawa "niezwykle skomplikowana"

Tymczasem prezes PiS, były premier Jarosław Kaczyński uważa, że sprawa uznania niepodległości Kosowa jest "niezwykle skomplikowana".

Podczas konferencji prasowej Kaczyński ocenił, że nie chodzi w tej sprawie o relacje naszego kraju z Rosją czy Serbią (które sprzeciwiają się uznaniu niepodległości Kosowa). - Chodzi o to, że może być tak, iż uznanie niepodległości Kosowa stanie się asumptem do bardzo agresywnych działań Rosji np. w państwach kaukaskich - powiedział.

Według niego, od kilku tygodni mamy do czynienia z "rujnowaniem dorobku", który - jak mówił - udało się uzyskać na wschód od polskich granic, na Ukrainie, w Gruzji, w Azerbejdżanie. Przyznał, że ten dorobek to nie tylko zasługa jego rządu, ale również poprzednich ekip, a także byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. - W tej chwili jest to rozbijane w sposób nieodpowiedzialny - dodał.

Zdaniem byłego premiera, w sprawie uznania niepodległości Kosowa należy się "bardzo, ale to bardzo zastanawiać". - Uznanie Kosowa nie jest odważnym posunięciem antyrosyjskim. (...) Przyłączam się do tych, którzy apelują, aby w tej sprawie nie spieszyć się - podkreślił Jarosław Kaczyński.

Żelichowski: nie musimy być zawsze w pierwszym szeregu

Decyzja wydaje się słuszna, ale nie musimy być zawsze w pierwszym szeregu - tak szef klubu PSL Stanisław Żelichowski skomentował złożenie przez Sikorskiego wniosku o uznanie niepodległości Kosowa. "Wyboru tu chyba innego nie było, ale trzeba było troszkę się wstrzymać" - uważa lider PSL.

"To jest trudna sprawa i nie jest w naszym interesie upokarzanie Serbii. Ten naród dużo przecierpiał, ja nie rozliczam ich za okres wojny, bo tam były rzeczy okropne, ale w tej chwili myślę, że trzeba było troszkę wyczekać. Nie musimy być zawsze w pierwszym szeregu" - powiedział szef klubu PSL.

Żelichowski nie ma wątpliwości co do istoty sprawy, czyli tego, by uznać niepodległość Kosowa. "Ale ja bym tu jeszcze trochę poczekał, by nie być na pierwszej linii, bo my mamy swoje interesy. Polityka to nie jest sprawa sentymentów, ale sprawa interesów, a tu chyba trochę sentymenty wzięły górę nad interesami" - uważa lider PSL.

Zapowiedział, że na wtorkowym posiedzeniu rządu ministrowie z PSL przedstawią stanowisko swej partii. "Nie będą się tu upierali, ale lepiej, byśmy się jeszcze troszkę zatrzymali" - mówił.

Sąd zdecydował: Milczanowski nie zdradził tajemnicy państwowej

tan, PAP
2008-02-18, ostatnia aktualizacja 2008-02-18 16:15

- Jestem szczęśliwy, że doczekałem sprawiedliwego wyroku - tak b. szef MSW Andrzej Milczanowski odniósł się do decyzji sądu, który w poniedziałek uniewinnił go z zarzutu ujawnienia w 1995 r. tajemnicy państwowej w związku ze sprawą rzekomego szpiegostwa ówczesnego premiera Józefa Oleksego z SLD.

Zobacz powiekszenie
Andrzej Milczanowski
ZOBACZ TAKŻE


Warszawski sąd okręgowy uniewinnienie b. szefa MSW uzasadniał tym, że działał on w imię wyższej konieczności, w wyjątkowej sytuacji i poświęcił tajemnicę dla interesu państwa.

Wyrok jest nieprawomocny. Pełnomocnik Oleksego Wojciech Tomczyk powiedział dziennikarzom, że nie wie jeszcze czy jego klient będzie się od decyzji sądu odwoływać. Oleksego nie było na rozprawie.

Był on oskarżony o to, że w grudniu 1995 r. z trybuny Sejmu, jako szef MSW, ujawnił tajemnicę państwową mówiąc, iż ówczesny premier Józef Oleksy (SLD) był źródłem informacji dla wywiadu ZSRR, a później Rosji - m.in. podczas kontaktów z oficerem KGB Władimirem Ałganowem.

Milczanowski, któremu groziło do 5 lat więzienia, nie przyznawał się do zarzutu. Mówił, że nie ma sobie "absolutnie nic do zarzucenia" i dziś zrobiłby to samo. Oleksy replikował, że nic nie zmieni szkód, jakie wyrządził mu Milczanowski, który w całej sprawie "zaufał dawnym esbekom".

Prokurator domagał się dla Milczanowskiego kary w "granicach określonych ustawowo". Oleksy - oskarżyciel posiłkowy - nie składał wniosków co do kary. Milczanowski chciał uniewinnienia.

USA uznają niepodległość Kosowa. Hiszpania porównuje ją do inwazji na Irak

rik, jg, PAP
2008-02-18, ostatnia aktualizacja 2008-02-18 21:04
Zobacz powiększenie
Prezydent Kosowa Fatmir Sejdiu (z lewej) i premier Hashim Thaci prezentują nową flagę Kosowa na scpecjalnej konferencji prasowej
Fot. Darko Bandic AP

Francja jako pierwszy kraj Unii Europejskiej uznała oficjalnie Kosowo. Zrobiły to także Stany Zjednoczone. - USA uznały Kosowo za państwo "suwerenne i niepodległe" - oświadczyła sekretarz stanu USA Condoleezza Rice. Natomiast hiszpański minister spraw zagranicznych twierdzi, że "niepodległość Kosowa jest jak inwazja na Irak".

Zobacz powiekszenie
fot. Dominik Sadowski / AG
Tak świętowali wczoraj niepodległość Albańczycy w Kosowskiej Mitrovicy
Zobacz powiekszenie
Fot. Visar Kryeziu AP
Kosowski premier Hashim Thaci wśród tłumu w Prisztinie
Kosowo
Kosowo
Już w poniedziałek co najmniej 18 państw UE uznało lub zapowiedziało rychłe uznanie Kosowa. Są to: Francja, Wielka Brytania, Włochy, Niemcy, Polska, Austria, Finlandia, Dania, Belgia, Bułgaria, Holandia, Luksemburg, Słowenia, Szwecja, Węgry, Irlandia, Litwa, Łotwa, Estonia. Cypr, Rumunia, Hiszpania i Słowacja są przeciw niepodległości Kosowa, a Bułgaria i Czechy uznają nowy kraj warunkowo. Krajom UE udało się przyjąć dziś w Brukseli wspólne stanowisko. Daje ono członkom Unii wolną rękę w sprawie Kosowa.

Hiszpania: To nie ma międzynarodowych podstaw

Hiszpania już wcześniej deklarowała, że nie poprze niepodległości Kosowa. Dziś wieczorem hiszpański minister spraw zagranicznych Miguel Angel Moratinos nie tylko to potwierdził, lecz porównał proklamowanie niepodległości tej serbskiej prowincji do inwazji na Irak. "W jednym i w drugim przypadku nie ma rezolucji ONZ ani żadnego układu stron" - powiedział Moratinos.

"Rząd hiszpański zawsze stał na stanowisku poszanowania prawa międzynarodowego, zarówno wtedy, kiedy zdecydował o wycofaniu wojsk z Iraku, jak i teraz, kiedy dochodzi do secesji w państwie" - oświadczył.

Moratinos wyraził żal, że decyzja kosowskich Albańczyków doprowadziła do podziału społeczności międzynarodowej, do podziału w Radzie Bezpieczeństwa ONZ oraz w Unii Europejskiej.

Jednak, zdaniem dziennika "El Mundo", deklaracja rządu hiszpańskiego o nieuznaniu Kosowa, w odróżnieniu od wojny w Iraku, okaże się tylko "czasowym odrzuceniem", aby "później ustanowić relacje dwustronne". Według gazety Hiszpania, wcześniej czy później, uzna Kosowo.

Moratinos, zapytany w Brukseli, czy Madryt zaakceptuje "europejską perspektywę" Kosowa (eufemizm oznaczający, że kiedyś mogą rozpocząć się rozmowy o przystąpieniu nowego państwa do UE), odpowiedział: "Tak".

Słowacja "nie widzi możliwości" uznania niepodległości Kosowa - oświadczył w Brukseli minister spraw zagranicznych Słowacji Jan Kubisz.

Bułgaria uzależnia swoje stanowisko w sprawie Kosowa przede wszystkim od tego, jak władze kosowskie będą realizować plan wysłannika ONZ Marttiego Ahtisaariego, budować instytucje i przestrzegać praw mniejszości narodowych - oświadczył prezydent Georgi Pyrwanow. - Należy uważnie śledzić postawę władz Prisztiny wobec "ryzyka i wyzwań w naszym regionie" - powiedział. Dodał, że stanowisko Bułgarii "powinno nadal wyrażać przywiązanie do wysiłków UE, będącej czynnikiem stabilności w Kosowie".

Rząd Mołdawii, która stoi w obliczu separatyzmu Naddniestrza, uznał proklamację niepodległości przez Kosowo za "czynnik destabilizacji w Europie". "Pomimo wyjątkowego charakteru problemu Kosowa, rezolucja ta jest nie tylko celowym pogwałceniem integralności terytorialnej Serbii, ale również poważnym czynnikiem destabilizacji w Europie, który stymuluje tendencje separatystyczne we wszystkich strefach konfliktu" - oświadczył rząd Mołdawii

Francja: To koniec bałkańskich kłopotów

Przyjęta deklaracja krajów UE głosi, że "każdy kraj, w zgodzie ze swoją narodową praktyką i zasadami prawa, a także prawem międzynarodowym, może nawiązać stosunki z Kosowem jako niepodległym krajem pod międzynarodowym nadzorem". - Byli tacy, którzy mówili, że UE nie będzie w stanie uzyskać kompromisu, ale udało się nam dojść do porozumienia w sprawie Kosowa - cieszył się szef słoweńskiej dyplomacji Dimitrij Rupel.

Jako pierwszy z krajów UE niepodległość Kosowa uznała Francja. Decyzję ogłosił minister spraw zagranicznych Francji Bernard Kouchner. Minister powiedział, że prezydent Francji Nicolas Sarkozy wystosował do prezydenta Kosowa list, w którym poinformował o oficjalnym uznaniu jego kraju przez Francję. - To koniec bałkańskich kłopotów. Mam nadzieję, że skończyły się na dobre. Teraz potrzebujemy pojednania, chociaż wiem, że zajmie to dużo czasu - oświadczył na konferencji prasowej.

Bush: Kosowianie są już niepodlegli

USA George W. Bush powiedział dziś, że mieszkańcy Kosowa są już niepodlegli, chociaż nie poinformował o formalnym uznaniu przez USA niepodległości tego państwa. Zdecydowanie przeciwko powstaniu Kosowa opowiada się Rosja - naturalny sojusznik Serbii.

- Będziemy obserwować, jak potoczą się dziś wydarzenia - powiedział Bush w wywiadzie na żywo dla sieci telewizyjnej NBC z Tanzanii, gdzie przebywa z wizytą. - Kosowianie są już niepodlegli. Od dawna opowiadałem się za tym wraz z amerykańskim rządem". Dodał, że uznanie Kosowa jako państwa przez Stany Zjednoczone byłoby zgodne z ONZ Marttiego Ahtisaariego.

Dla Węgrów Kosowo to delikatna sprawa

Cypr, Grecja i Rumunia zapowiadały, że nie uznają młodego państwa. Tłumaczy się to po części obawą o własne ruchy separatystyczne, a po części obawą o stabilność regionu. Potwierdza to stanowisko przedstawicieli mniejszości węgierskiej za granicą, którzy uważają, że niepodległość Kosowa może posłużyć im za precedens - Sprawa statusu Kosowa jest dla Węgier bardzo delikatna z uwagi na węgierską mniejszość za granicą, m.in. w serbskiej Wojwodinie - powiedział dziś spotkaniu z dziennikarzami nowy ambasador Węgier w Polsce Robert Kiss. Przyznał, że podnoszą się głosy, iż proklamowanie niepodległości Kosowa może skomplikować sytuację Węgrów za granicą - np. na Słowacji i w Rumunii, które obawiają się, że przykład Kosowa może być zachęcający dla tamtejszej mniejszości.

Czeczeni są zadowoleni

Rebelianci czeczeńscy walczący o oderwanie się od Rosji z zadowoleniem przyjęli proklamowanie niepodległości przez Kosowo, porównując kosowskie starania o uzyskanie niezależności z własną walką przeciwko Rosji.

Jak rząd Kaczyńskiego sam się zagłuszył

Wojciech Czuchnowski
2008-02-18, ostatnia aktualizacja 2008-02-18 10:38

Zagłuszanie telefonów protestujących pielęgniarek dezorganizowało pracę kancelarii premiera

Zobacz powiekszenie
Fot. Adam Kozak / AG
Białe miasteczko przed Urzędem Rady Ministrów w Warszawie
- To utrudnia pracę kancelarii i utrudnia życie miasta - mówił 26 czerwca premier Jarosław Kaczyński, komentując protest pielęgniarek, które okupowały pokój w jego kancelarii i rozlokowały się pod jego oknami w "białym miasteczku". Ale - jak się okazuje - główną przyczyną dezorganizacji pracy rządowych urzędników była decyzja rządu, by do kancelarii sprowadzić przenośne urządzenia zagłuszające telefony.

19 czerwca przyszła pod kancelarię premiera manifestacja pielęgniarek. Ich delegacja chciała się zobaczyć z premierem, ten jednak nie przyszedł. Cztery pielęgniarki czekały na niego w kancelarii do 26 czerwca - aż w końcu się ugiął. Rząd ich zachowanie nazwał okupacją. I by utrudnić im kontakt ze światem, użył urządzeń zagłuszających połączenia komórkowe. W efekcie w całej kancelarii przestały działać telefony. - Chodziliśmy po całym budynku, próbując łapać zasięg - wspomina urzędniczka pracująca w skrzydle, gdzie znajdował się pokój zajmowany przez pielęgniarki. - W pewnym momencie przestały działać nawet telefony stacjonarne, a sygnał w komórce pojawiał się dopiero 100 m od budynków rządowych.

Na brak sygnału zaczęli skarżyć się mieszkańcy i pracownicy okolicznych budynków. "Dziennik" ujawnił, że Polkomtel - jeden z operatorów sieci komórkowych - 22 czerwca poskarżył się na zagłuszanie do Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Tyle że trzy godziny później skargę wycofał.

W sprawie zagłuszania telefonów pielęgniarek trwa już postępowanie prokuratorskie z doniesienia szefa MSWiA Grzegorza Schetyny. Dwa tygodnie temu BOR ujawnił, że telefony zagłuszano za pomocą sprzętu sprowadzonego z ABW. Decyzję o zakłócaniu pracy komórek podpisał premier Kaczyński, ale dopiero 26 czerwca.

W sobotę, po informacjach o dziwnym zachowaniu Polkomtela, minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski zapowiedział, że prokuratura zbada też, dlaczego operator wycofał skargę do UKE. Minister stwierdził, że gdyby to premier Kaczyński wydał polecenie zagłuszania, "można by rozpatrywać to jako przekroczenie uprawnień". - Wtedy w grę wchodziłoby przestępstwo z art. 231 kodeksu karnego, czyli funkcjonariusz publiczny, który przekracza swoje uprawnienia i działa na szkodę dobra społecznego, podlega karze - podkreślił minister i dodał, że "może to być nawet kara pozbawienia wolności".

Ostro zareagowali politycy PiS: - Premier Kaczyński działał w obronie interesów państwa, będąc gospodarzem kancelarii bezprawnie zajętej i okupowanej. Tym bezprawiem minister Ćwiąkalski w ogóle się nie zajmuje, co świadczy o jego politycznej motywacji - skomentował Zbigniew Wassermann, w rządzie Kaczyńskiego koordynator ds. służb specjalnych. Poseł PiS Marek Suski powiedział w TVN 24: - Albo Platforma się opamięta, albo będziemy musieli podjąć kroki międzynarodowe, bo tutaj wydaje się, że jest zagrożenie demokracji w Polsce.

Min. Ćwiąkalski łagodził: - Nie powiedziałem, że to Jarosław Kaczyński będzie odpowiedzialny i że trafi do więzienia.

Dla "Gazety" oficer ABW

Kwestii zagłuszania nie reguluje żadne prawo, dopóki stosuje je właściciel czy gospodarz budynku na swoim terenie, nie przeszkadzając sąsiadom. Przenośne urządzenia zagłuszające są proste w obsłudze i niedrogie - takie, które zakłóca sygnał telefonów w promieniu 50 m, można kupić już za 1000 zł. Instaluje się je w budynkach filharmonii, oper, w kościołach. Budynki państwowe mają je zainstalowane na stałe albo włączane na ważne spotkania.

Operator GSM z łatwością wykrywa takie urządzenie, bo w polu zasięgu sieci pojawia się dziura. Jeżeli operator stwierdzi, że dziura wychodzi poza administrowany przez kogoś budynek, ma obowiązek zawiadomić UKE, a potem policję. Zaniechanie lub wycofanie takiego zawiadomienia musiało nastąpić po interwencji służb państwa, które jej zainstalowały, i powinno być udokumentowane w aktach sprawy.

Co w czerwcu 2007 r. rząd mówił o zagłuszaniu w dniach protestu pielęgniarek:

Jan Dziedziczak , rzecznik premiera Kaczyńskiego, dziś poseł PiS: - Nic mi nie wiadomo o zagłuszaniu komórek.

Małgorzata Sadurska , sekretarz stanu w KPRM, dziś posłanka PiS: - Słyszałam, jak dzwoniły telefony, jak przychodziły SMS-y. Mnie nic nie wiadomo, że coś jest nie tak z telefonami.

Ppłk Magdalena Stańczyk , rzecznik ABW: - Nie mamy z tym nic wspólnego. Nie prowadzimy żadnych czynności związanych z protestem.

Kpt. Dariusz Aleksandrowicz , rzecznik BOR: - Podkreślam z całą mocą, że Biuro nie podejmowało żadnych działań w celu wyłączenia telefonów komórkowych.

Podinsp. Mariusz Sokołowski , rzecznik Komendy Stołecznej: - My na pewno nie. Nie mamy tutaj nawet takiego urządzenia.

Czy policja przeszkadzała pielęgniarkom spać?

Biuro Kontroli Komendy Głównej Policji ustala okoliczności zaangażowania policyjnych psychologów w czasie protestu pielęgniarek w kancelarii premiera - poinformował PAP naczelnik wydziału prasowego KGP Sławomir Weremiuk. Jak pisaliśmy 28 czerwca, do pielęgniarek w kancelarii o różnych porach dnia i nocy przychodziły osoby przedstawiające się jako "inspektorzy społeczni". Byli wśród nich przeszkoleni w rozwiązywaniu sytuacji kryzysowych policjanci z Komendy Głównej Policji.

Źródło: Gazeta Wyborcza