Pokazywanie postów oznaczonych etykietą SIATKÓWKA. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą SIATKÓWKA. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 26 czerwca 2011

LŚ: wielka Brazylia pokonana, awans USA blisko


dzisiaj, 08:38 PL / Onet.pl
Reprezentanci USA
fot. AFP

Reprezentacja USA wzięła rewanż za piątkową porażkę z Brazylią i wygrała z mistrzami świata w meczu 10. serii spotkań Ligi Światowej siatkarzy 3:1 (25:20, 25:23, 23:25, 25:23). Taki wynik sprawia, że Amerykanie są bardzo blisko zajęcia drugiego miejsca w "polskiej" grupie A i awansu do turnieju finałowego, który odbędzie się właśnie w kraju nad Wisłą.

W tej chwili USA zajmuje trzecie miejsce w grupie A, mając taki sam dorobek punktowy jak druga Polska (18 "oczek"). Amerykanie są jednak w lepszej sytuacji od Biało-Czerwonych. W dwóch ostatnich meczach fazy eliminacyjnej spotkają się bowiem z Portoryko, najsłabszą drużyną w grupie i jednocześnie jedyną w całej serii, która zanotowała do tej pory komplet porażek. Jeśli outsider nie "urwie" punktów swoim najbliższym rywalom, a Polska straci jakiekolwiek "oczko" w starciu z wielką Brazylią, to właśnie USA zajmą drugie miejsce w grupie. To może dać awans. W turnieju finałowym zagrają bowiem drużyny z pierwszych i drugich pozycji, a w przypadku zajęcia przez Polskę (gospodarza) trzeciej lokaty - zwycięzcy grup oraz trzy najlepsze ekipy z drugich miejsc.

W samym spotkaniu USA - Brazylia trudno wyróżnić tylko jednego z Amerykanów. Podobne odczucia można mieć patrząc na statystyki: aż czterech reprezentantów gospodarzy zdobyło pokaźną ilość punktów - William Priddy 17, Clayton Stanley 16, Matthew Anderson 15, a David Lee 14.

USA - Brazylia 3:1 (25:20, 25:23, 23:25, 25:23)

środa, 29 września 2010

MŚ siatkarzy. Wszystkie przekręty pod siatką przeciw Polsce

Rafał Stec, Ankona
2010-09-28, ostatnia aktualizacja 2010-09-28 22:50

MŚ siatkarzy. Serbia - Polska
MŚ siatkarzy. Serbia - Polska
Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta

Siatkarski mundial skandalem stoi. Krętactwa stały się taktyką, przez zabijający ducha sportu regulamin Serbom nie zależało na zwycięstwie nad Polakami, którzy za bezkompromisowość zapłacą morderczą drogą do półfinałów

Sport.pl na Facebooku! Sprawdź nas »

Wszyscy uczestnicy - od zawodników, przez trenerów, po kibiców - rozgrywanego we Włoszech turnieju wściekle przeklinają jego formułę, od tygodni trwa wyścig na przymiotniki: nonsensowny, szkodliwy, demotywujący, niesportowy. Ale niektórzy na niedorzecznościach regulaminu korzystają, a niektórzy nie.

Nasi siatkarze przeskoczyli pierwszą rundę niepokonani, więc w drugiej wylądują w grupie złożonej wyłącznie z medalistów poprzednich mistrzostw świata - złotej Brazylii, srebrnej Polski, brązowej Bułgarii.

Serbowie przegrali dwa z trzech meczów. Na Kanadę (1:3) wypuścili rezerwowych i kiedy się zreflektowali, że mogą polec, było już za późno. Z Polską (też 1:3) sprawiali wrażenie obojętnych na wynik, zdawali sobie sprawę, że wygrana - i wzlot w tabeli nad biało-czerwonych - co najwyżej im zaszkodzi. W nagrodę wystarczy im prawdopodobnie pokonać anonimowych na międzynarodowej arenie Meksykanów, by przetrwać kolejną fazę MŚ.

Skąd bierze się podejrzenie, że rywale odpuścili walkę z biało-czerwonymi? Po pierwsze - z przebiegu wydarzeń: oto Serbowie, którzy umieli zdobyć kilkanaście punktów blokiem w starciu z potężnie zbijającymi Niemcami, Polaków po raz pierwszy zdołali zablokować w końcówce drugiego seta. Po drugie - z plotek krążących hali Palatrieste, rozpuszczanych m.in. przez rodaków siatkarzy Igora Kolakovicia. Po trzecie - z komentarzy bohaterów wieczoru. - Mam moralnego kaca. Nie chcę rozmawiać o tym meczu, wolę o zasadach turnieju - mówił na konferencji prasowej Nikola Grbić, kapitan Serbów.

Wyciąganie Włochów z kryzysu

Do urągających elementarnej logice siatkarskich reguł gry już przywykliśmy. Działacze mieszają w nich notorycznie, zazwyczaj na gorsze. Włoski mundial wyróżnia rekordowe spiętrzenie absurdalnych regulaminowych kruczków, które zachęcają do knucia intryg.

Gdyby nie kuriozalny pomysł podarowania awansu do drugiej rundy aż trzem z czterech drużyn każdej grupy, Niemcom nie mogłoby wystarczyć zaledwie jedno zwycięstwo, żeby nie tylko przeżyć, ale wjechać na autostradę do medalu - teraz muszą zapewne pokonać jedynie Portoryko, żeby dotrzeć do ostatniej rundy przedpółfinalowej. A Serbowie nie mogliby zlekceważyć Kanady i ryzykować wpadki już dzień po otwarciu imprezy.

Gdyby nie kuriozalny pomysł anulowania dorobku punktowego po każdej fazie MŚ, Serbowie również musieliby zawsze grać serio, inaczej drobna wpadka kosztowałaby ich drogo w następnych rundach.

Gdyby nie kuriozalne rozstawienie przed tzw. losowaniem (w siatkówce zawsze wzbudzającym podejrzenia), nie opłacałoby się kolekcjonować porażek. Nie byłoby możliwe zetknięcie się na tak wczesnym etapie rywalizacji czterech czołowych zespołów poprzedniego mundialu: Brazylii, Polski, Bułgarii, Serbii.

By pojąć, komu manipulacje służą, wystarczy zerknąć na gospodarzy. Włosi najpierw zdmuchnęli z parkietu Egipt oraz Japonię, następnie z trudem powalili Iran (kilka godzin wcześniej trener Anastasi przećwiczył podwładnych na siłowni, przygotowując ich już do następnych meczów). Teraz zmierzą się z Portoryko oraz Niemcami. Żadna z tych pięciu reprezentacji o medalach prestiżowych imprez nie śmiała choćby marzyć.

Nawet jeśli Włosi w następnej fazie raz się potkną, mogą grać dalej. A jeśli wyjdą z grupy na pierwszym miejscu, znów ominą największe niebezpieczeństwa. O awans do strefy medalowej nie będą bić się z żadnym z głównych faworytów - unikną Brazylii, Rosji, Polski, Kuby, Serbii i Bułgarii, zmierzą się z wiceliderem grupy M (Francja, Argentyna, Japonia) oraz wiceliderem grupy L (USA, Czechy, Kamerun).

W Italii wszędzie słychać, że gospodarze muszą zwyciężać, bo ich siatkówka przechodzi kryzys, a bez zwycięstw reprezentacja nie odzyska popularności, nie podniesie się, ludzie kompletnie o niej zapomną. Gazety zgodnie opiewają małe sukcesiki rodaków jak epokowe triumfy, trzeźwą ocenę sytuacji trudno tu nawet wytropić między wersami. Co więcej, Włosi upierają się, że wymyślili system niemal idealny, bo ograniczający rolę przypadku.

A my zajmujemy się dywagacjami, czy rzeczywiście wszyscy Serbowie oddawali Polsce punkty z premedytacją. Skoro Michał Winiarski utrzymuje, że wierzy w uczciwość Nikoli Grbicia i autentyczność jego złości okazywanej na boisku (znają się z poprzedniego klubu), to może rywale się podzielili? Może niektórzy chcieli walczyć bardziej, inni mniej, jeszcze inni wcale?

Jak wyrzucić Polskę

Niewykluczone, że zaraz wybuchną kolejne skandale, bo formuła turnieju wciąż będzie prowokowała do kombinowania. I premiowała przegranych.

Polacy chóralnie powtarzają, że czują moc, że nie boją się nikogo, że to konkurencja powinna ich unikać. Wiarygodności ich słowom dodają kłopoty potężnych rywali. Brazylia przestała być nietykalna, przegrywa coraz częściej, teraz jeszcze spada na nią nieszczęście za nieszczęściem - wie już np., że kolejną rundę musi przetrzymać z jednym rozgrywającym, bo drugi cierpi na tajemniczą chorobę jelit. Bułgaria też wygląda na razie marnie, jej porażka z Czechami to sensacja.

Jeśli jednak nasi siatkarze zaliczą jedną wpadkę (raz wygrają, raz przegrają), to mogą swój los oddać w ręce przeciwników. Wyjdą bowiem na boisko w czwartek oraz w piątek, a Brazylia z Bułgarią - dopiero w sobotę. Istnieje ryzyko, że kilka rozstrzygnięć będzie sprzyjać obu tamtym drużynom, wyrzucając z turnieju Polskę. Realnych wariantów jest mnóstwo dzięki kolejnemu regulaminowemu zakrętowi - przy równej liczbie zwycięstw o kolejności w grupie nie decyduje stosunek setów (tak jak na boisku), lecz stosunek tzw. małych punktów, co oznacza, że porażka umożliwia poprawienie (!) pozycji w tabeli. Brazylia z Bułgarią będą zatem znali dorobek Polaków i przy sprzyjającym splocie okoliczności dostaną okazję kontrolowania sytuacji w grupie.

Biało-czerwoni będą całkiem bezpieczni, jeśli pokonają obu medalistów poprzednich MŚ. Potem jednak o jedno półfinałowe miejsce stoczyliby batalię z coraz częściej typowaną do złota Rosją oraz kimś z pary Serbia - Kuba.

Teoretycznie łatwiejszych rywali - drugiego z grupy "włoskiej" i pierwszego z grupy "amerykańskiej" - daje Polakom pozycja wicelidera. Znów. Znów pojawiają się powody, by niesportową postawę nazywało się we włoskich halach taktyką, a oczywiste parcie po zwycięstwo przybierało charakter bohaterskiej walki o sens mistrzostw. Szykuje się zaciekła rywalizacja o drugie miejsce w grupie?

Specjalny serwis Sport.pl - MŚ siatkarzy »


Jeśli Polska awansuje

Jeśli Polska zajmie pierwsze miejsce w grupie w III rundzie spotka się z pierwszą drużyną grupy I (Rosja, Egipt, Hiszpania) i drugą drużyną grupy H (Kuba, Serbia, Meksyk).

Jeśli Polska zajmie drugie miejsce w grupie, w III rundzie spotka się z pierwszą drużyną grupy L (USA, Czechy, Kamerun) i drugą drużyną grupy G (Włochy, Portoryko, Niemcy).

W III rundzie nie liczą się wyniki z poprzednich, do półfinałów awansują tylko zwycięzcy.

Źródło: Gazeta Wyborcza

sobota, 21 listopada 2009

PWM: Brazylia "stłukła" Polskę

TK/inf. własna /05:46
Atakuje Marcel Gromadowski, bronią Giba i Rodrigo
AFP
Polscy siatkarze nie mieli żadnych szans w starciu z Brazylią w trzeciej kolejce Pucharu Wielkich Mistrzów, który odbywa się w Japonii. W Nagoi mistrzowie świata pobili wicemistrzów globu 3:0 (25:17, 25:17, 25:18).
Polacy przystąpili do tego spotkania w zmienionym składzie w porównaniu do meczu z Kubą. W miejsce Bartosza Kurka pojawił się Marcel Gromadowski, zaś Jakuba Jarosza zastąpił Zbigniewa Bartman. Na rozegraniu nie było Grzegorza Łomacza. Jego miejsce zajął Paweł Woicki.

Początek spotkania wyraźnie należał do Brazylijczyków. Mistrzowie świata rozpoczęli mecz od prowadzenia 2:0. Wychodziło im niemal wszystko włącznie z tym, że nawet przy zagrywce ich sprzymierzeńcem była siatka. Kiedy na tablicy wyników było 5:1 dla Canarinhos, Daniel Castellani, trener naszej kadry poprosił o czas. Na niewiele się to zdało, bo przewaga rywali rosła. Podczas pierwszej przerwy technicznej Brazylia prowadziła 8:3. W pewnym momencie ich przewaga wynosiła nawet sześć punktów 13:6. Za moment jednak nasi zawodnicy nieco odrobili straty i zrobiło się 14:10. Na drugiej przerwie technicznej było jednak 16:11. Po wznowieniu gry mistrzowie świata jako pierwsi zdobyli punkt. Castellani zareagował od razu i wziął czas. Nie pomogło. Brazylia powiększyła przewagę do 21:12. Wtedy nasz szkoleniowiec zdecydował się w miejsce Piotra Nowakowskiego wprowadzić Daniela Plińskiego. Nie udało się jednak nic wskórać i pierwszy set zakończył się zwycięstwem podopiecznych Bernardo Rezende 25:17. Mistrzowie świata byli lepsi w każdym elemencie w pierwszej partii.

Ciężarowe MŚ

W piątek na pomoście w koreańskim Goyang City rozpoczęły się mistrzostwa świata w podnoszeniu ciężarów. Kadra Polski liczy dwanaście osób. Wszystko o imprezie: wiadomości, wyniki, dane historyczne znajdziesz w naszym serwisie specjalnym. Zapraszamy!


Na drugą partię w miejsce Woickiego Castellani desygnował Łomacza. Seta rozpoczął się od prowadzenia Brazylii, która szybko odskoczyła na dwa punkty (3:1). Kolejny nieudany atak za środka zanotował Nowakowski i w jego miejsce znowu wskoczył Pliński. Po naszych błędach mistrzowie świata powiększali przewagę. Autowy atak Bartmana sprawił, że Canarinhos prowadzili 5:1. Za swój błąd nasz zawodnik został posadzony na ławce, a jego miejsce zajął Kurek. Przy stanie 6:2 Castellani poprosił o czas. Po powrocie na boisko punkt wywalczył Gromadowski, ale odpowiedź była błyskawiczna. Na pierwszą przerwę techniczną obie drużyny schodziły przy prowadzeniu Brazylii 8:5. Po wznowieniu gry punkt wywalczył Marcin Możdżonek i było to pierwsze "oczko" wywalczone w tym meczu przez któregoś z naszych środkowych. Za chwilę Łomacz popisał się asem serwisowym i było już tylko 8:7 dla rywali. Kolejne cztery punkty zdobyli jednak Brazylijczycy i Castellani wezwał do siebie zawodników po raz drugi w tym secie. Na niewiele się to zdało, bo przewaga rywali wciąż rosła. Podczas drugiej przerwy technicznej podopieczni Rezende prowadzili już 16:10. Po wznowieniu gry Canarinhos wywalczyli dwa kolejne punkty, ale później dwa kolejne "oczka" dla Polaków. Końcówka seta nie przyniosła wielkich zmian. Brazylia wygrała drugą partię 25:17. Pocieszeniem dla nas mógł być jedynie fakt, że po dwóch setach najskuteczniejszym zawodnikiem na boisku był Gromadowski, który miał na koncie 12 punktów. Fatalnie wyglądała dla nas statystyka gry w bloku. Brazylijczycy wywalczyli tym elementem sześć punktów, a Biało-Czerwoni ani jednego.

Polscy zawodnicy trzeciego seta rozpoczęli, w porównaniu do wyjściowej szóstki, w zmienionym składzie. Na boisku byli Łomacz, Pliński i Kurek. Pierwsza piłka należała do Biało-Czerwonych. Punkt blokiem - pierwszy w tym elemencie dla naszej ekipy - wywalczył Możdżonek. Było to nasze pierwsze prowadzenie w tym spotkaniu. Gra mistrzów Europy wyglądał już nieco lepiej. Przy naszym prowadzeniu 5:2 zdenerwowany Rezende poprosił o czas. W pierwszych dwóch setach gra blokiem kompletnie nam nie szła, to jednak w trzecim po pojedynczym bloku Łomacza (6:2) mieliśmy w dorobku już trzy punkty w tym elemencie. Na pierwszą przerwę techniczną pięknym atakiem w dziewiąty metr nad potrójnym blokiem posłał obie ekipy Ruciak. Polska prowadziła 8:4. Po powrocie na boisko trzy kolejne punkty padły jednak łupem mistrzów świata. Castellani w tej sytuacji wziął pierwszy czas w tej partii. Wznowienie gry i na tablicy wyników był już remis (8:8). Nasza odpowiedź była jednak udana, bo dwa kolejne punkty dopisane zostały do naszego konta. Brazylijczycy jednak znów wyrównali. Wtedy Castellani desygnował do gry Michała Bąkiewicza, który zmienił Kurka. Chwilę później Canarinhos wyszli na prowadzenie 11:10. Rywale wrócili do swojej dobrej gry i szybko odskoczyli na 14:11. Nasz szkoleniowiec znów dokonał zmiany. Miejsce Łomacza zajął Woicki, a za chwilę czwartego ataku z rzędu nie skończył Bąkiewicz i było 15:11 dla rywali. Castellani poprosił o drugą przerwę. Po wznowieniu gry w końcu w boisko trafił Bąkiewicz. Za moment obie drużyny znowu schodziły z boiska na drugą przerwę techniczną, na której mistrzowie świata prowadzili 16:12. Po wznowieniu gry trwała walka punkt za punkt. Przy stanie 19:16 dla Brazylii miejsce Ruciaka zajął Bartman. Canarinhos szybko odskoczyli na 21:16 i stało się jasne, że ten mecz padnie łupem zawodników Rezende. Canarinhos wygrali trzeciego seta 25:18 i cały mecz 3:0. Była to najłatwiejsza wygrana mistrzów świata w tym turnieju, zresztą już trzecia. Dla Biało-Czerwonych była to trzecia porażka. Z Brazylią nie potrafimy wygrać już od siedmiu lat.

Brazylia - Polska 3:0 (25:17, 25:17, 25:18)
Brazylia: Bruno Rezende, Vissott (12 pkt.), Giba (10), Murilo (13), Rodrigao (6), Lucas (9), Sergio (libero) oraz Theo (2), Marlon.
Polska: Paweł Woicki (2), Piotr Nowakowski, Marcin Możdżonek (3), Zbigniew Bartman (2), Michał Ruciak (6), Marcel Gromadowski (16), Krzysztof Ignaczak (libero) oraz Grzegorz Łomacz (2), Daniel Pliński (1), Bartosz Kurek (4), Michał Bąkiewicz (1).

niedziela, 8 listopada 2009

Finał klubowych MŚ w siatkówce. Skra nie miała szans z Trentino

08.11.2009, godzina 18:00

Skra Bełchatów

Skład: Pliński, Kurek, Falasca, Antiga, Możdżonek, Bąkiewicz, Gacek (l) oraz Novotny, Hebda, Dobrowolski, Wlazły, Wnuk
0
3
  • -5 S-
  • -4 S-
  • 193 S25
  • 182 S25
  • 241 S26

Trentino (Włochy)

Skład: Kaziyski, Birarelli, Juantorena Portuono, Vieira de Oliveira, Vissotto Neves, Sala, Bari (l) oraz Żygadło, Gallosti, Sokolov, Corsini, Herpe
  • Relacja

Sport.pl
Niepokonana w rozgrywanych w Katarze klubowych mistrzostwach świata Skra Bełchatów w finale turnieju grała się drużyną Trentino BetClic. Nie miała szans. Polski zespół we wszystkich elementach gry ulegał znacznie Włochom. Skra przegrała 0:3. i zajęła drugie miejsce w turnieju.
Zobacz powiekszenie
Fot. Maneesh Bakshi AP
Siatkarze Skry

III SET


19:25. Koniec spotkania. Skra przegrywa 0:3 i zajmuje drugie miejsce na klubowych mistrzostwach świata w Katarze. Trentino było dzisiaj poza zasięgiem Skry, która, trzeba to przyznać, zagrała słabe spotkanie. Jeśli kogoś można pochwalić, to chyba tylko Bartosza Kurka.

15:21 Nie wiadomo już, który to raz - Wlazły w blok.

14:19 Błędy w przyjęciu, z których biorą się błędy w rozegraniu. Dobrowolski nie mógł nic zrobić z tak przyjętej piłki. Skra chyba już bez nadziei na odmienienie losów spotkania.

12:16. Gramy punkt za punkt, ale straty z początku seta, przy tak grających Włochach, są chyba za duże. Na parkiecie cały czas przebywa Mariusz Wlazły, który gra w kratkę - dobre zagrania przeplata kiepskimi atakami.

9:12 Coś ruszyło. W końcu zaczął grać Mariusz Wlazły, zdobywamy trzy punkty z rzędu. Rozgrywający zaczyna szukać innych rozwiązań. Oby tak dalej,.

4:8 Żółta kartka dla trenera Trentino. Włosi dotknęli siatki, trener nie wierzył, chociaż zawodnicy starali mu się wytłumaczyć, że popełnili błąd. Rozpoczęła się dyskusja z sędzią i w rezultacie ten ostatni postanowił ukarać szkoleniowca Trentino. Niestety jego nerwy nie udzielają się włoskim siatkarzom, którzy pewnie zmierzają po trzeciego seta.

3:8 Dziwny mecz Skry. Dotąd przez turniej szli jak burza, teraz grają bardzo słabo. Włosi popełniają mniej błędów - dlatego tak wyraźnie prowadzą.

1:5 Wlazły nie radzi sobie w ataku. Uderza prosto w podwójny blok. Na rozegraniu pojawił się Maciej Dobrowolski.

0:3 Nie mamy bloku, nie mamy przyjęcia, nie mamy ataku - tak rozpoczyna się set trzeci. Włosi robią co chcą.

II SET


18:25. Koniec. Skra gra bez dynamiki. Trzeba poprawić zagrywkę, ale przede wszystkim blok. To tutaj za łatwo tracimy punkty.

18:23 Falasca ryzykuje zagrywką, ale dobre przyjęcie w Trentino. Spokojne rozegranie i Vissotto atakuje w nasz blok. Odbita piłka ląduje na aucie. Punkt dla Włochów. Po chwili as serwisowy dla Trentino.

16:21 Za słabo gramy blokiem. Siatkarze niby skaczą, ale bronią bardzo mało piłek. Kazijski bez problemów omija ich ręce raz po raz.

16:18 As serwisowy Kurka, po chwili kolejny serwis - tym razem w aut.

14:18 Wlazły atakuje w podwójny blok, piłka spada po stronie polskiego zespołu. Nie jest dobrze.

13:16. Znów przegrywamy. Tym razem w antenkę trafia Mariusz Wlazły. Po chwili myli się Kurek. Za łatwo tracimy punkty.

13:12 Vissotto przestrzela, Skra po raz pierwszy wychodzi na prowadzenie. Bełchatowianie trochę poprawili zagrywkę i to okazało się kluczem do zniwelowania strat.

9:10 Długa wymiana. Możdżonek wystawia Bąkiewiczowi, ten skutecznie uderza we włoski blok. Piłka po rękach ląduje na aucie.

6:9 Rafael łapie na pojedynczym bloku atakującego Bąkiewicza.

5:6 Bardzo długa akcja. W końcu, zmęczony całą wymianą Bartosz Kurek atakuje na pozór niefrasobliwie w potrójny blok. Piłka zakręciła się gdzieś między ramionami blokujących i upadła po stronie Włochów.

4:5 Skra straciła kilka punktów, ale zaraz zaczęła odrabiać. Najpierw dobry atak Antigi, później sprytnie blok obija Kurek.

2:3 Wiele zagrań siatkarzy Skry jest na pograniczu punktów. W ostatniej akcji zaledwie o kilka centymetrów pomylił się Antiga, a piłka po jego ataku o włos minęła ręce włoskich blokujących

I SET


24:26 Niestety. Silny serwis Kazijskiego, średnie przyjęcie w zespole Skry i Kurek z drugiej linii atakuje w aut. Koniec seta. Szkoda, bo Trentino na pewno jest w zasięgu polskiego zespołu.

23:24 Bąkiewicz trafia. Pierwsza piłka obroniona. Wlazły wchodzi za Antigę.

22:24 Kurek zatrzymany. Piłka setowa dla Trentino.

22:22 Przypomniał o sobie Falasca. Rozgrywający Skry agresywnie kiwa z drugiej piłki. Udanie

21:21 Znów Kurek, znów po prostej i tym razem bez cienia wątpliwości - punkt dla Skry

20:21 Potężny atak Bartosza Kurka. Niestety w aut. O przerwę prosi trener bełchatowian.

20:19 Kazijki ciągnie grę Trentino. Ataki z drugiej linii zaskakują siatkarzy Skry.

16:16 Zły plas Antigi. Wcześniej Kazijski pokazuje, na co go stać. Bardzo silny atak Bułgara.

16:14. Skra na prowadzeniu. Na razie wygląda to dobrze. Podczas turnieju w Katarze siatkarze mogli narzekać na doping - przeważnie fanów brakowało. Podczas meczu finałowego jest już lepiej i prawie wszystkie miejsca są zajęte. Słychać polskich kibiców

15:13 Bąkiewicz dobrze ustawia blok i Vissotto nie ma szans.

12:13 Nieudana kiwka Bąkiewicza i kontra Trentino. Po chwili Kurek z krótkiej wprost w potrójny blok. Przegrywamy

11:9 Brawo Kurek! Włosi ustawili potrójny blok, a najlepszy dotąd w turnieju zawodnik Skry kapitalnie splasował tuż nad rękami przeciwników.

9:6 Na boisku pojawił się Łukasz Żygadło. We Włoszech nie gra za często, teraz trener daje mu szansę. Bełchatowianie muszą uważać na szalejącego w ataku Vissotto.

8:5 Pierwsza przerwa techniczna. Dobry początek spotkania dla Skry. Zapowiada się bardzo wyrównany mecz, jak na razie decydują szczegóły.

6:4 Blok bełchatowian. Kazijski nie dał rady. Po chwili świetne rozegranie i na pustej siatce z krótkiej udanie atakuje Możdzonek.

2:2 Zaczęli. Świetny atak Antigi po skosie. Włoscy siatkarze bez szans

Awansując do finału bełchatowianie zapewnili sobie co najmniej 170 tys. dolarów premii. Triumf wyceniony jednak został na 250 tys.

Przed meczem


Skry Bełchatów nie trzeba specjalnie przedstawiać. To pięciokrotny mistrz Polski, zespół, który zdominował ligowe rozgrywki, uznana marka w europejskiej siatkówce. W składzie Skry znajduje się kilku świeżo upieczonych mistrzów Europy

Z kolei Trentino to zwycięzca Ligi Mistrzów z zeszłego sezonu. W sezonie 2007/2008 barwy klubu broniło dwóch Polaków - Michał Winairski i Jakub Bednaruk. Obecnie w tym zespole gra Łukasz Żygadło.

Obaj finaliści w Dausze rozegrali już po cztery spotkania i nie doznali porażki. W półfinale mistrzowie Polski pokonali Zenit Kazań 3:1, a ekipa z Trydentu, której drugim rozgrywającym jest Łukasz Żygadło, bez straty seta wygrała z irańskim Payakanem.

Finał będzie również pojedynkiem dwóch najlepiej punktujących siatkarzy turnieju - zdecydowanego lidera tej klasyfikacji Bartosza Kurka (95 pkt) z zajmującym drugie miejsce Brazylijczykiem Vissotto, który podobnie jak Mohammad Kazem (Payakan) zdobył do tej pory 75 pkt. Z kolei o miano najlepszego rozgrywającego rywalizują Hiszpan Miguel Angel Falasca z PGE Skry z Brazylijczykiem Raphaelem (Trentino).

Najnowsze informacje ze świata siatkówki »

niedziela, 4 października 2009

ME siatkarek. Brązowe polskie złotka. 3:0


Damian Bąbol, Jarosław Bińczyk
Reprezentacja Polski siatkarek pokonała 3:0 Niemcy w meczu o trzecie miejsce mistrzostw Europy rozgrywanych w Polsce. Miesiąc temu męska reprezentacja zdobyła mistrzostwo Europy.
Często jest tak, że drużyna, która przegra walkę o finał, wychodzi na mecz o trzecie miejsce zrezygnowana. Jednak Polska kolejny raz pokazała, że ma charakter. Widać to było już po kilku minutach. Jeszcze kibice dobrze nie usiedli, a Giovanni Guidetti, trener Niemek, musiał wziąć czas, ponieważ jego podopieczne przegrywały 1:5. Zdołały doprowadzić do remisu, lecz tylko na chwilę. I tak było w kolejnych akcjach.

Polki przede wszystkim świetnie serwowały, i to wszystkie. A kiedy piłkę miały Agnieszka Bednarek-Kasza, Joanna Kaczor, Katarzyna Gajgał czy Jagieło, po przeciwnej stronie siatki zaczynała się panika. Trener Makowski pokazywał na palcach, w która strefę posłać piłkę, a jego zawodniczki zmuszały Niemki do najwyższego wysiłku. Najpierw rozbiły Heike Beier, później Maren Brinker. Ta ostatnia miała tylko 24 proc. udanych przyjęć, jej koleżanka - 50 proc., zaś libero - 38 proc.

Zagrywka powiązana jest z blokiem, bowiem po nieudanym odbiorze łatwiej przewidzieć, gdzie będzie wystawiona piłka. Nic dziwnego więc, że nasz zespół dominował na siatce. Nawet jeśli nie udawało się zdobywać punktu, to udawało się podbić piłkę po ataku i wyprowadzić skuteczną kontrę. To był kolejny element, w którym Polski miały miażdżąca przewagę. Po dwóch setach wykorzystaliśmy 39 proc. okazji, zaś Niemcy tylko 24 proc.

W polskiej drużynie nie było słabych punktów - Kaczor bez problemu omijała podwójny blok, Barańska imponowała mocnymi zbiciami, zaś Jagieło zdobywała punkty w najtrudniejszych momentach, kiedy rywalki nas dochodziły, nie wiadomo w jaki sposób kończyła ataki. Widać było, że jeśli nie zdarzy się nic niespodziewanego, zwycięzca może być tylko jeden.

Ale w siatkówce mówi się, że przy prowadzeniu 2:0 najtrudniejszy jest trzeci set. - Wtedy gra zaczyna się od nowa - twierdzą trenerzy. I tak było w niedzielę, choć po początku nie zanosiło się na to, że możemy mieć jakiekolwiek kłopoty. Polska prowadziła bowiem 5:1.

Jednak rywalki nie rezygnowały i wyrównana walka toczyła się do samego końca. 14 tys. kibiców, a także oficjele, z Andre Meyerem, prezesem europejskiej federacji, ostatnie akcje oglądało na stojąco. Przy wyniku 23:23 klasę pokazała kapitan naszego zespołu. Barańska skończyła dwa ataki, wywołując na trybunach szaleństwo takiej, jakby Polska zdobyła złoto. Ale biorąc pod uwagę osłabienie drużyny, jest to naprawdę imponujący wynik.

Zapis relacji z meczu - Z Czuba i na żywo »

Gwiazda reprezentacji Holandii: Manon Flier (2007)

wp.pl 01.08.2007 15:28


(fot. FIVB)
Manon Flier w wieku zaledwie 23 lat ma już na koncie ponad 100 występów w reprezentacji Holandii. Od kilku sezonów jest pierwszą atakującą drużyny „Oranje” i zawodniczką w największym stopniu odpowiedzialną za wynik zespołu.

Piękna Manon urodziła się 8 lutego 1984 roku w miejscowości Nieuw Leusen. Bardzo szybko okazało się, że ma talent do siatkówki, postanowiła się więc poświęcić tej dyscyplinie sportu. Kilka lat spędziła w najlepszym holenderskim klubie – DELA Martinus Amstelveen, z którego trafiła do reprezentacji kraju (zadebiutowała kilka lat temu na turnieju Montreux Volley Masters) przed sezonem 2004/2005 trafiła do Włoch.


W bardzo silniej drużynie Asystelu Novara młoda Holenderka była zmienniczką Małgorzaty Glinki, a jako że „Maggie” grała świetnie, Manon nie dostawała wielu okazji, by wykazać się swoimi umiejętnościami. Kiedy już pojawiała się na boisku, spisywała się przeciętnie. Szefowie Asystelu po sezonie uznali, że nie tego się po Flier spodziewali i pożegnali się z nią bez wielkiego żalu.

Blondwłosa atakująca wróciła do zespołu DELA Martinus, a wcześniej wzięła udział z reprezentacją Holandii w Mistrzostwach Europy. „Oranje” liczyły na medal, ale musiały zadowolić się tylko 5. miejscem, w czym spora „zasługa” nierówno grającej Flier.

Na Mistrzostwach Świata w Japonii w 2006 roku Flier wraz z Chaine Staelens były „motorami napędowymi” holenderskiej drużyny, która największą niespodziankę na tym turnieju sprawiła pokonując 3:2 Chiny. Ostatecznie zespół trenera Avitala Sellingera zajął 8. miejsce, a Flier była siódma w klasyfikacjach najlepiej punktujących i serwujących.

Manon Flier to wciąż bardzo młoda zawodniczka, mająca wielkie możliwości w ataku ze względu na doskonałe warunki fizyczne (191 centymetrów) i duży zasięg w ataku (311 cm), ale wciąż gra zbyt nierówno. W jednym secie potrafi spisywać się fantastycznie, by w kolejnym co chwila się mylić. Jednak ta wysoka i smukła blondynka, często dość emocjonalnie reagująca na boisku, jest bardzo lubiana i ceniona przez kibiców, nie tylko z powodu jej siatkarskich umiejętności.

Jeśli Manon ma tylko wolny czas lubi czytać, zwłaszcza książki autorstwa Johna Grishama, i podróżować. Jej ulubionym sportem poza siatkówką jest tenis ziemny.

MANON FLIER


Data urodzenia 8 luty 1984


Miejsce urodzenia: Uithoorn


Wzrost/waga: 191/73


Pozycja: Atakująca


Obecny klub: DELA Martinus Amstelveen (Holandia)


Zasięg w ataku/w bloku: 311/301

ME siatkarek: Włoszki pewnie pokonały Niemki 3:1

Sport.pl, PAP
W pierwszym meczu półfinałowym ME siatkarek Holenderki wygrały z Polkami 3:1. W drugim półfinale faworyzowane Włoszki pewnie pokonały dzielnie walczące Niemki 3:1.
Wyrównaj z obu stron
Podobnie jak w pierwszym półfinale, również w drugim spotkały zespoły, które grały już ze sobą na tych mistrzostwach. W pierwszej rundzie broniące mistrzowskiego tytułu Włoszki bez problemów pokonały 3:0 (25:15, 25:22, 25:22) ekipę Niemiec.

W sobotę Włoszki bez problemów wygrały pierwszego i trzeciego seta. W drugiej partii górą były Niemki, które długo prowadziły też w secie czwartym (ostatni raz 18:17). Włoszki wygrały jednak tę partię 25:22 i cały mecz 3:1.

Reprezentacja Włoch w niedzielnym finale spotka się z Holandią (20), a Niemki w meczu o trzecie miejsce zagrają z Polską (17).

I SET


25:10. Błyskawiczny pierwszy set. Wynik nie jest nawet rezultatem słabej gry Niemek, które starają się znaleźć sposób na bezbłędnie grające Włoszki. Podopieczne Massimo Barboliniego po prostu się nie mylą i pewnie zmierzają do finału.

16:6 Przygniatająca przewaga Włoszek, których serwisy odrzucają Niemki od siatki. Do tego świetna gra blokiem i kończąca właściwie wszystko Piccinini.

8:4 Na pierwszej przerwie technicznej prowadzą Włoszki, które na razie dobrze radzą sobie w obronie.

4:1 Włoszki na razie kontrolują grę. Świetny atak Piccinini w narożnik boiska

Finał nie dla Polek: 'próbowałyśmy, ale Holenderki były za silne'

II SET


22:25. I jest set dla Niemek! Po klęsce w pierwszej partii skazywane na porażkę siatkarki pozbierały się i dalej mają szansę na finał

20:23 Świetne ataki Kozuch.

18:21 Niemki niespodziewanie są coraz bliższe wyrównania w meczu. Kolejna przerwa dla Barboliniego

16:16 W dalszym ciągu Niemki nie tracą dystansu. Zapowiada się ciekawa końcówka seta

7:10 O pierwszą przerwę w dzisiejszym meczu poprosił trener Włoch

7:8 Niemki głównie dzięki dobrej obronie schodzą na pierwszą przerwę techniczną z jednopunktowym prowadzeniem.

III SET


25:12. Znów klęska Niemek, a Włoszki udowadniają, że obie drużyny dzieli przepaść. Bezradność Niemek, które nie popełniają wielu błędów, a i tak nie mogą zdobyć zbyt wielu punktów, jest widoczna na każdym kroku. Finał Holandia - Włochy coraz bliżej

16:7 Jedyną dobrze grającą w trzecim secie zawodniczką w reprezentacji Niemiec jest Kozuch. We włoskim ataku nadal świetna passa Piccinini. Wiele punktów zdobywa też Aguero.

8:4 Ciężko powiedzieć, czy w drugim secie Włoszki zlekceważyły rywalki. W każdym razie w trzeciej partii wszystko wraca do normy z pierwszego seta. Włoszki pewnie w ataku i nawet dobra niemiecka obrona nie pomaga.

IV SET


25:22. Koniec spotkania. Najlepszą diagnozą gry Włoszek jest chyba stwierdzenie, że nie musiały angażować w mecz maksimum wysiłku czy umiejętności. Kiedy przyspieszały Niemki nie miały szans na zatrzymanie świetnie atakującej Piccinini. Przed nami pasjonujący finał Holandia - Włochy. Dla nas, jeszcze większe emocje, czekają jednak w meczu o trzecie miejsce, gdzie Polki powalczą o brąz z Niemkami

20:19 Włoszki wychodzą na prowadzenie.

13:16 Nie idzie gra Niemkom.

10:12 Znowu coś ciekawego. Grające momentami bezbłędnie Włoszki nagle zaczynają mylić się seriami, a Niemki, jak w transie, zdobywają punkt za punktem. Pytanie: czy Włoszki próbują wygrać najmniejszym nakładem sił i już szykują się na Holandię?

6:2 Seria świetnych zagrywek Aguero. Odrzucone od siatki Niemki bezradne

0:2 Dobry początek Niemek

ME siatkarek. Polskie siatkarki: Holandia poza zasięgiem, wierzymy w brąz

not. jar, bujal, dsz, Polsat
2009-10-03, ostatnia aktualizacja 2009-10-03 20:23
Fot. PETER ANDREWS REUTERS

- Holenderki osiągnęły maksymalny poziom, musiałybyśmy zagrać chyba na milion procent, aby je dzisiaj pokonać - powiedziała po przegranym półfinale z Holandią Milena Sadurek. Również pozostałe polskie siatkarki są zgodne: wygrana z Holandią była raczej poza zasięgiem.

Jakieś cuda w polskiej obronie, ale w tej akcji zero ataku... - czytaj relację Z Czuba »

Polskie siatkarki nie sprostały Holenderkom i zamiast o złoto zagrają jutro o trzecie miejsce mistrzostw Europy. Podopieczne Piotra Makowskiego po meczu nie kryły, że o wygrana w półfinale była nieco poza ich zasięgiem. Co cieszy, Polki chcą zapomnieć o sobotniej porażce i wierzą w brązowy medal.

Finał nie dla Polek: 'próbowałyśmy, ale Holenderki były za silne'


Anna Barańska:

Serdecznie gratuluję Holenderkom zwycięstwa i będę za nie trzymać kciuki, bo życzę im zwycięstwa w finale. Gdyby mecz zaczął się od trzeciego seta, a nie tak, jak w pierwszy, to może było by inaczej. Niestety, było się inaczej. Aż wstyd przegrać seta tak wysoko, jak my pierwszego. Zaczęłyśmy nieźle, bo prowadziłyśmy 8:7, ale później traciłyśmy mnóstwo punktów w dwóch ustawieniach. Holenderki bardzo dobrze broniły, a kontry zamieniały w punkt. Były od nas lepsze. Jutro zagramy o zł..., o brązowy medal

Piotr Makowski

Gratuluję Holandii i trzymam za nią kciuki w finale. Pozdrawiam też trenera Matlaka, który oglądał spotkanie w telewizji. Szkoda, że znów nie mogę zadedykowac mu dobrego wyniku. W dwóch pierwszych setach Holandia grała perfekcyjnie. Do tego nie dochodzi się w cztery czy pięć miesięcy, a tyle przygotowuje się nasza drużyna, ale przez lata.

Joanna Kaczor

Mecz nie rozpoczął się po naszej myśli. Trener po pierwszych dwóch setach mówił, żebyśmy zaczęły walczyć na prawdę. Holenderki sa niesamowicie silne. Mają poukładaną drużynę i ciężko z nimi grac. Wypada im pogratulować. Jak najszybciej musimy zapomnieć o dzisiejszym spotkaniu i pomyśleć o jutrzejszym. Wierzę że uda nam się zdobyć brązowy medal.

Aleksandra Jagieło

Ciężko powiedzieć, dlaczego traciłyśmy tyle punktów seriami. Wierzę, że dwa ostatnie sety pokazały, że potrafimy walczyć i jutro będziemy chciały wygrać. Nie odpuścimy tego brązowego medalu. Wydaje mi się, ze jednak zagramy z Niemkami.

Milena Sadurek

Dwa pierwsze sety, to było srogie lanie. Później polepszyłyśmy grę, ale to nie wystarczyło. Holenderki osiągnęły maksymalny poziom, musiałybyśmy zagrać chyba na milion procent, aby je dzisiaj pokonać Wydaje mi się ze zespól niemiecki nie jest tak wymagający. Jeśli nie zagramy z Niemkami to będzie duża niespodzianka, już się na nie nastawiłam. Holandia i Wlochy to zespoły raczej poza zasięgiem.

Manon Flier

Przez dwa pierwsze sety grałyśmy pięknie, choć być może Polski popełniały za dużo błędów. W trzecim było już gorzej, ale w końcówce czwartego nasza dyspozycja wróciła.

Avital Selinger

Moja drużyna rozegrała wielki mecz przy fantastycznej publiczności i bardzo mocnemu polskiemu zespołowi. Dwa pierwsze sety to była prawdopodobnie najlepsza siatkówka, jaka widziałem w wykonaniu moich zawodniczek. W trzeciej partii musieliśmy przetrwać atak Polek, ale w czwartej, przy stanie 17:17 znów wrzuciliśmy właściwy bieg. Pokazaliśmy wtedy wielkie indywidualne umiejętności.

Kim Staelens

Czy jesteśmy nie do zatrzymania? Tego nie wiem. Cieszymy się nasza grą, w drużynie panuje dobra atmosfera,ale nie spoczywamy na laurach. Myślimy o następnym meczu, mistrzostwo jeszcze nie jest sprawą zamkniętą. Niemcy czy Włochy? Nie ma to dla mnie znaczenia. Ja jestem pewna siebie i czekam na kolejnego rywala.

Manon Flier dla eurosport.pl: Turniej światowej klasy

02/10/2009 - 16:29

W czwartek reprezentantki Holandii bardzo pomogły Polkom w awansie do półfinału, wygrywając z Rosją. „Pomarańczowe” czuły się, jak u siebie, a najlepsza zawodniczka ekipy Avitala Sellingera, Manon Flier, nie ma złudzeń i mówi, że ME w Polsce to turniej „światowej klasy”.

- Turniej jest bardzo dobrze zorganizowany, jak światowej klasy impreza. Nasz hotel jest bardzo dobry, a hala jest wprost bajeczna - mówiła Manon Flier eurosport.pl, po wygranym 3:2 meczu z Rosją. Atakująca holenderskiego zespołu była najskuteczniejszą zawodniczką spotkania, a jej determinacji i zaangażowaniu w grę należą się największe słowa uznania.

Flier nakręcała się z każdą udaną akcją, bo polscy kibice swoim dopingiem dodawali jej energii, a piękna siatkarka, jak sama podkreśliła, „zachęcała do jeszcze głośniejszych śpiewów”.

- Chciałam dołączyć do tego przedstawienia i powiedzieć w ten sposób dziękuję. Uczucie jest jeszcze lepsze, gdy możemy uszczęśliwić kibiców, bo o to chodzi w sporcie. Ma być zabawa i pokazywanie najlepszych umiejętności - zachwycała się Manon Flier.

25-letnia Flier jest bardzo pogodną osobą. Znajdzie chwilę, żeby porozmawiać z każdym. Długo pozuje do zdjęć z kibicami, składa autografy i na jej twarzy nie da się zauważyć ani przez moment oznak zniechęcenia czy znużenia. Niektóre zawodniczki pod tym względem bije na głowę.

- Granie tutaj, przed taką publicznością jest czymś niesamowitym. To wspaniałe, że siatkówka jest w Polsce tak popularna. Spotykam się z tym pierwszy raz w życiu. W Holandii ludzie oglądają siatkówkę, ale nie dopingują, niczym na meczu piłki nożnej! - zakończyła Holenderka.

Atakująca reprezentacji Holandii związała się z drużyną Serie A1 Asystelem Novarra. Jej klubową koleżanką od nowego sezonu będzie Anna Podolec.

Holandia będzie rywalem reprezentacji Polski w sobotnim półfinale mistrzostw Europy (godz. 17:00, relacja NA ŻYWO w eurosport.pl). Oba zespoły spotkają się po raz drugi w tych mistrzostwach. W ubiegłą niedzielę „Pomarańczowe” zdeklasowały polskie siatkarki 3:0.

Eurosport - not. w Łodzi Piotr Kwiatkowski

środa, 30 września 2009

ME Siatkarek Polska - Rosja 3:1. Awans dalej realny


Szymon Bujalski, Bartłomiej Derdzikowski, Łódź
Pierwszy przegrany na własny życzenie set, a później trzy wygrane w fantastycznym stylu. Polki rozbiły w Łodzi Rosjanki i są blisko półfinału Mistrzostw Europy
Tak jak dzień wcześniej w pojedynku z Belgią nasze siatkarki musiały sobie radzić bez swojego trenera. Jerzy Matlak musiał zostać w szpitalu przy ciężko chorej żonie i Polki znów poprowadził Piotr Makowski. Tak samo będzie w czwartkowym spotkaniu z Bułgarią.

Na szczęście brak pierwszego trenera był jedynym osłabieniem polskiej drużyny. Uraz, jakiego kapitan Anna Barańska nabawiła się w meczu z Belgijkami, na szczęście nie okazał się na tyle poważny, by wykluczyć naszą przyjmującą z meczu z Rosjankami. Z Rosjankami, z którymi Polki zawsze miały i pewnie już zawsze będą miały na pieńku. I nie chodzi wcale o niechęć do siebie obu narodów. Cztery lata temu podczas chorwackich mistrzostw pokonaliśmy Rosjanki w półfinale 3:2. Rywalki miały wtedy sporo pretensji do sędziów i siatkarskim stosunkom polsko-rosyjskim na pewno to nie pomogło. Dwa lata później Rosjanki zrewanżowały się nam w meczu o brąz mistrzostw Europy. Wygrały 3:1 i zabrały nam medal. W lipcu - w dwóch meczach towarzyskich - było na remis.

W środę zaczęło się świetnie dla Polek, przede wszystkim dzięki środkowym. Pierwsze dwa punkty w meczu zdobyła Agnieszka Bednarek-Kasza, a później pod siatką szalała Katarzyna Gajgał, która doskonale współpracowała z Mileną Sadurek. Polki szybko uciekły rywalkom na cztery punkty i przez długi czas przewagę tę utrzymywały. Bardzo dobrze funkcjonowały właściwie wszystkie elementy poczynając od zagrywki, kończąc na przyjęciu i bloku. Po pojedynczym bloku Barańskiej Polki prowadziły nawet różnicą sześciu punktów (16:10). I nagle wszystko się popsuło. Polki chyba przestraszyły się największej gwiazdy Rosjanek Jekatriny Gamowej. Mierząca 202 cm wzrostu atakująca weszła na zagrywkę i zeszła z niej dopiero przy remisie. Z seta łatwego, zrobił się set nerwowy i... przegrany. Ostatni punkt Rosjanki zdobyły dzięki pojedynczemu blokowi Julii Sedowej (najlepiej blokująca w pierwszym secie - 5 razy) na Barańskiej. Tak jakby rywalki właśnie na naszej kapitan chciały pokazać, że to one rządzą w hali Polek. Barańska skończyła te partię ze skutecznością 17 proc. Z dwunastu ataków zakończyła tylko dwa.

Ale gospodynie nie dawały za wygraną. Drugą partię rozpoczęły fantastycznie. Przypomniały sobie, że świetne w ataku Rosjanki zawsze miały kłopoty z przyjęciem. Najpierw Bednarek-Kasza ustrzeliła z zagrywki Tatianę Koszeliewą, a później Joanna Kaczor Natalię Safronową. W drugiej partii zdobyły z zagrywki 6 punktów (w pierwszej tylko 2). Gospodynie prowadziły nawet różnicą siedmiu punktów (11:4), a później dokładnie tak samo jak w partii pierwszej - sześciu (16:10). I dokładnie jak wtedy, przewagę roztrwoniły. Sygnał do ataku ponownie dała Gamowa, przez którą w dwóch pierwszych setach przechodziła ponad polowa ataków Rosjanek. I w sumie nic dziwnego skoro druga "armata" rywalek Tatiana Koszeliewa zawodziła kompletnie - wykorzystała ledwie jeden z siedmiu ataków.

Rosjanki doprowadziły do remisu (20:20), ale tym razem końcówka seta należała do Polek. Zdobyły trzy kolejne punkty i chociaż później pozwoliły rywalkom zbliżyć się na punkt, to jednak to do nich należało ostatnie słowo. Milena Sadurek ustrzeliła z zagrywki Safronową i podopieczne trenera Makowskiego wygrały drugą partię do 22.

Na pierwszą przerwę techniczną w trzecim secie Polki schodziły przegrywając jednym punktem, ale doprowadziły do remisu i na drugą zeszły z boiska już jednym prowadząc. Władimir Kaziutkin wziął czas, gdy jego drużyna przegrywała już trzema punktami. Ale Polki dalej grały znakomicie. Już po przerwie trzy razy w jednej akcji obroniły ataki Gamowej i same zdobyły punkt. Seta skończyła atakiem z krótkiej świetna Joanna Kaczor, która w tej partii zdobyła 9 punktów. Paradoksalnie zawdzięcza to także samym Rosjankom, które skupiły się na neutralizowaniu Barańskiej. Błyszczała więc Kaczor i władzę w hali przejęły Polki.

Nie oddały jej także w partii czwartej. Niesione coraz głośniejszym dopingiem kibiców w łódzkiej Atlas Arenie dalej grały znakomicie, a Rosjanki zaczęły się gubić. Kompletnie nie wychodziła im zagrywka, miały ogromne problemy z przyjęciem i nie potrafiły zatrzymać szalejących przy siatce Kaczor i spółki. Na pierwszą przerwę techniczną Polki schodziły z przewagą pięciu punktów, na drugą trzech. Ich przewaga malała, aż stopniała do zera. Było po 20 i kibicom przypomniał się pierwszy przegrany set. Na szczęście Rosjankom popsuła się ich największa broń, czyli Gamowa. Polki powstrzymywały ją coraz częściej, a same były nie do zatrzymania. Po asie Bednarek-Kaszy wygrały trzeciego seta z rzędu do 22. Gamowa płakała. Mogą skończyć bez medalu. Polki są go znacznie bliżej.

środa, 16 września 2009

"On też chciał złota". Dzisiaj rocznica śmierci Arkadiusza Gołasia

sport.pl
2009-09-16, ostatnia aktualizacja 2009-09-16 13:15
Gołaś atakuje, Raul Lozano patrzy. Argentyńczyk był jak zwykle czujny i miał mnóstwo uwag
Gołaś atakuje, Raul Lozano patrzy. Argentyńczyk był jak zwykle czujny i miał mnóstwo uwag
Fot. Kuba Atys / AG

"On też wracał z mistrzostw Europy. Wtedy jeszcze bez medalu, ale miał po niego sięgnąć na następnych - w Moskwie, bądź teraz w Turcji. Dziś mijają cztery lata od śmierci Arkadiusza Gołasia" - pisze na swoim blogu Przemysław Iwańczyk. Dziennikarz "Gazety Wyborczej" i Sport.pl we wpisie przytacza wspomnienie o tragicznie zmarłym siatkarzu, jego przyjaciela Krzysztofa Ignaczaka.

Gołaś w meczu Ligi Światkowej z Japonią
Fot. AP
Gołaś w meczu Ligi Światkowej z Japonią
Arkadiusz Gołaś w ataku
Fot. Kuba Atys / AG
Arkadiusz Gołaś w ataku
SERWISY
Właściwie trudno cokolwiek mądrego w takim dniu napisać - zresztą podobnie było zaraz po wypadku, do którego doszło w piątkowy poranek 16 września na autostradzie w Austrii. Załączam więc wspomnienie Krzysztofa Ignaczaka, który opowiedział mi kiedyś o swoim przyjacielu.

"Przez te wszystkie lata pokłóciliśmy się dwa razy. W obu przypadkach cisza trwała 20 minut. Później jak na komendę podnosiliśmy się z łóżek, ubieraliśmy i wychodziliśmy na kolację. Obaj wiedzieliśmy, o co chodzi. Słowa były niepotrzebne.

Poznaliśmy się w Rzeszowie. Pojechałem tam jako reprezentant Polski juniorów, on - uczeń Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Nawet nie przypuszczałem, że nasze drogi ponownie zejdą się w AZS Częstochowa. Wchodził do naszego zespołu z charakterystyczną dla niego nieśmiałością. Miał się od kogo uczyć, bo byli u nas tacy gracze jak Siergiej Orlenko czy Dawid Murek. W klubie była jednak taka atmosfera, że od razu przyjęliśmy go jak swojego. No i się zaczęło. Na zgrupowaniach w pokoju, na zabawach w dyskotece, na piwie, praktycznie non stop razem. Niepostrzeżenie Arek stał się członkiem mojej rodziny. Nawet kiedy zacząłem grać w Bełchatowie, mieszkałem ciągle w Częstochowie. I tam gościliśmy się niemal codziennie - on u mnie na obiedzie, ja u niego. Poznałem też jego rodziców i dziś mogę powiedzieć, że mogą być dumni, że wychowali takiego syna. Człowieka, któremu nigdy nie przewróciło się w głowie. Potrafił pochylić się nad innymi.

Wielką rolę w jego życiu odegrała Agnieszka. Od momentu, kiedy się poznali, była dla niego oparciem, pomagała podnosić się w najgorszych chwilach. Arek potrafił mówić o niej bez przerwy. Byli idealnie dobraną parą. Cieszyliśmy się z żoną, że tak się dobrali.

Połączyły nas z Arkiem także wspólne pasje - komputery i fotografia. Był w tym niedościgniony wśród kolegów z klubu i reprezentacji. Ostatnio nawet żartował, że jak przestanie grać, to zostanie albo hakerem, albo fotoreporterem. Komputer wciągnął nas na tyle, że potrafiliśmy siedzieć przed nim godzinami. Zamawialiśmy pizzę, ewentualnie Arek robił kanapki z serem i baleronem, i bez przerwy graliśmy w "Heroes Of Might And Magic III".

Nie opuszczaliśmy także nowości kinowych. Jak nie było czegoś ciekawego w Częstochowie, to wsiadaliśmy w samochód i jechaliśmy do Zabrza albo jeszcze dalej. Kiedy brakowało czasu, zostawało nam DVD. Dzień przed jego śmiercią też oglądaliśmy film. Ubawiliśmy się do łez, bo to była komedia.

Arkowi, bardzo skromnemu chłopakowi, trudno było się przestawić, odnaleźć w świecie popularności. Gdziekolwiek się ruszyliśmy, dziewczyny wzdychały na jego widok. Kiedyś szliśmy ulicą, spotykają nas kibice i proszą o zdjęcie. Ponieważ grałem od Arka trochę dłużej, myślałem, że to do mnie. Odparłem, że nie ma sprawy, i istotnie, chodziło o mnie - tyle że ja miałem fotografować, a nie pozować.

"Goły", choć był nieśmiały, miał idealny kontakt z dziećmi. Czy to z moim Sebastianem, czy też z córkami Grześka Szymańskiego i Krzyśka Gierczyńskiego. Nasze rodziny spędzały ze sobą mnóstwo czasu. Arek i żona Agnieszka byli z nami nawet w chwili, kiedy moja żona robiła test ciążowy.

Ostatnie nasze zgrupowanie to Spała. Tam Arek dostał od Raula Lozano pseudonim "Bestia". Choć był wielkim łasuchem, potrafił zjeść dwie tabliczki czekolady od razu, nigdy nie przytył. W ogóle był wzorem, jeśli chodzi o profesjonalne podejście do sportu. Przedkładał naukę nad pieniądze. W kraju mógł dostać o wiele większy kontrakt, a mimo to pojechał do Włoch, by się rozwijać. Czwartek wieczorem wyruszył na prezentację w nowym klubie Lube Banca Maccerata. Niestety, była to jego ostatnia podróż"...

Więcej informacji o siatkówce znajdziesz na blogu Przemysława Iwańczyka


Świderski odda achillesa za medal

niedziela, 13 września 2009

Polsko-francuska bitwa o złoto

Agnieszka Kazimierczuk 12-09-2009, ostatnia aktualizacja 13-09-2009 00:30

Chyba nikt się nie spodziewał tak łatwego zwycięstwa. Po fantastycznym meczu polscy siatkarze gładko pokonali Bułgarów 3:0 i jutro zagrają z Francją, która odniosła sensacyjne zwycięstwo nad Rosją - 3:2.

Marcin Możdżonek i Piotr Gruszka
źródło: AFP
Marcin Możdżonek i Piotr Gruszka
źródło: AFP
źródło: AFP

Zobacz galerię zdjęć z meczu

Początek pierwszego seta to wyrównana walka obydwu zespołów, z lekką przewagą Polaków. Ten stan utrzymał się do pierwszej przerwy technicznej, na której prowadziliśmy 8:6.

Słabo serwujący Piotr Gruszka rehabilitował się atakami nie do odebrania.

Bułgarzy zlikwidowali dwupunktową przewagę dopiero przy stanie po 11, ale plas Możdżonka i atak Bąkiewicza znów zwiększyły przewagę Polaków do 2 punktów.

Po błędzie gwiazdora bułgarskiej drużyny Kazijskiego trener naszych rywali poprosił o czas. Rozmowa nie zdyscyplinowała jednak zawodników i na drugą przerwę schodziliśmy prowadząc 16:12.

Pierwszy punkt po przerwie to as serwisowy Bąkiewicza, drugi - kapitalny atak Kurka. Trzeci - jak wyżej. Trener Bułgarów poprosił o kolejny czas.

Piekielny serwis Kazijskiego tylko raz okazał się za trudny dla Polaków. Przy stanie 21:16 dla naszych sędzia nie uznał asa serwisowego dla Bułgarów. Polacy popełniali niewiele błędów i ostatecznie pierwsza partia zakończyła się ich wygraną 25:19.

W drugiej partii Polacy początkowo prowadzili, ale Bułgarzy zmobilizowali się i na pierwszą przerwę techniczną schodzili prowadząc 8:5. Pierwszy punkt po przerwie to skuteczny atak Kurka. Świetnie serwujący Bąkiewicz zdecydowanie przyczynił się do wyrównania po 9, ale każdy popełnia błędy. Jego błąd serwisowy doprowadził do wyrównania po 10. Dalsza część seta to walka punkt za punkt, ale na drugą przerwę to Bułgarzy schodzili w lepszych humorach, prowadząc jednym punktem.

Dalej aż do stanu po 25 trwała twarda, wyrównana, choć dość nerwowa walka. Przy stanie 26:25 Bułgarzy mieli pierwszą piłkę setową w wykonaniu Kazijskiego, ale Piotr Gruszka przełamał blok naszych rywali.

Przy stanie po 27 Kurek zaatakował w aut. Następny jego atak był już celny. To również Kurek zablokował atak drugiej gwiazdy Bułgarów, Nikołowa. Długą wymianę wygrali Polacy, wygrywając drugiego seta 30:28.

W trzecim secie Bułgarzy pokazali, że nie zamierzają odpuścić. Walka wciąż była wyrównana, ale to Polacy zeszli na pierwszą przerwę z dwupunktową przewagą. Po przerwie przewaga wzrosła do 3 punktów, co zmusiło trenera Bułgarów do wzięcia czasu.

Reprymenda pomogła i Bułgarzy nadrobili straty, ale kapitalna, precyzyjna gra Polaków doprowadziła do stanu 16:11.

Po drugiej przerwie technicznej nastąpiła demonstracja siły naszych zawodników. Przewaga wzrosła aż do stanu 19:12. Bułgarzy pogubili się wyraźnie, ale chwilowe odpuszczenie Polaków natychmiast zaowocowało punktem zdobytym przez Kazijskiego. Polacy grali jednak spokojnie, wygrywając aż siedmioma punktami.

W końcówce seta Polacy dostali skrzydeł, ale i Bułgarzy zerwali się do gry. Udało im się zmniejszyć przewagę do 4 punktów i trener Castellani wziął czas, by wytrącić ich z rytmu. Udało się, pierwszy punkt po przerwie zdobył nasz zespół, ale następny punkt piękną kiwką zdobył rozgrywający Bułgarów.

Przy stanie 24: 19 Polacy mieli pierwszą piłkę meczową. Bułgarzy obronili tylko jedną. Następna była nasza.

Jutro zagramy o złoty medal z Francją, która stoczyła zażarty mecz z Rosją. Francuzi wygrywali już w setach 2:0, ale w trzecim i czwartym secie posypali się zupełnie. W tie-breaku nasi jutrzejsi rywale przegrywali już 1:5 i na prawdziwy cud wygląda ich wygrana w piątym secie. Nie poddali się i walczyli do końca. Jutro okaże się, kto zostanie mistrzem.

Mecz finałowy kibice będą mogli oglądać na telebimach, które zostaną wystawione w miastach, w których odbędą się Mistrzostwa Europy siatkarek - w Warszawie (Plac Defilad od strony Al. Jerozolimskich), Krakowie (Rynek Główny), we Wrocławiu (Rynek Główny) oraz w Poznaniu (Rynek Główny). Początek imprezy zaplanowano na godzinę 16.00, kiedy to rozegrany zostanie mecz o trzecie miejsce Mistrzostw Europy. O godzinie 19.30 rozpocznie się transmisja z walki Polaków o złoto.

W poniedziałek na Placu Defilad - bez względu na wynik jutrzejszego meczu - odbędzie się też feta na cześć siatkarzy, którzy wylądują w Warszawie ok. 12.40. Kibice mile widziani :)

W turnieju w Turcji zespół Daniela Castellaniego odniósł siódme zwycięstwo. Biało-czerwonym jeszcze nigdy nie udało się zdobyć mistrzostwa Europy.

Po raz ostatni Polacy wywalczyli medal ME 26 lat temu w Niemczech - srebrny. W finale przegrali z zespołem ZSRR. Był to piąty z rzędu finał ME z udziałem tych dwóch drużyn i za każdym razem triumfowali siatkarze Związku Radzieckiego.

Pierwszy medal ME - brązowy, reprezentacja Polski zdobyła w 1967 roku w ...Turcji.

PAP

Składy: Polska: Paweł Zagumny, Michał Bąkiewicz, Daniel Pliński, Piotr Gruszka, Bartosz Kurek, Marcin Możdżonek, Piotr Gacek (libero)

Bułgaria: Andrej Żekow, Christo Cwetanow, Walentin Bratojew, Władymir Nikołow, Wiktor Josifow, Matej Kazijski, Teodor Salparow (libero)

"Rz" Online