Pokazywanie postów oznaczonych etykietą POLSKA. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą POLSKA. Pokaż wszystkie posty

środa, 5 marca 2008

Wielka Orkiestra się rozlicza

Wojciech Karpieszuk
2008-03-04, ostatnia aktualizacja 2008-03-03 19:48

Kolorowa platforma przejeżdża przez całą Warszawę, a na niej kilkadziesiąt osób tańczy i śpiewa. Pod Galerią Centrum zatrzymują się i zaczynają machać tabliczkami. A na nich faluje kwota zebrana w styczniu podczas XVI finału.

Zobacz powiekszenie
fot. Robert Kowalewski / AG
Jerzy Owsiak rozliczał się wczoraj na ulicach Warszawy z XVI finału Orkiestry
Owsiak nie byłby sobą, gdyby zorganizował zwyczajną konferencję prasową. Wczoraj spod siedziby Orkiestry przez Warszawę przejechała kolorowa platforma z kilkudziesięcioosobową grupą rozśpiewaną i roztańczoną w rytm hawajskiej muzyki. Astronauci, pielęgniarki, chochliki i Batman pozdrawiali warszawiaków, słali całusy. Niektórzy przechodnie zatrzymywali się i też zaczynali tańczyć.

Platforma wyhamowała pod Galerią Centrum. Tancerze zamachali tabliczkami, na których zafalowała kwota zebrana w styczniu podczas XVI finału WOŚP. Owsiak zeskoczył z naczepy. - Proszę państwa, mamy rekord! Orkiestra się rozliczyła - zakomunikował dziennikarzom i przechodniom. - Do zobaczenia za rok, do zobaczenia na Przystanku Woodstock, dziękujemy.

Do podanej przez Owsiaka kwoty dojdzie jeszcze około 1,3 mln z charytatywnych akcji Allegro, z których część jeszcze się nie zakończyła. Pieniądze z XVI finału zostaną przeznaczone głównie na nowoczesny sprzęt medyczny dla dziecięcych oddziałów laryngologicznych. Pierwsze zakupy już w maju.

W ciągu 16 lat Fundacja WOŚP zebrała ponad 80 mln dol., które wydała na sprzęt medyczny dla placówek służby zdrowia w całym kraju.

Źródło: Gazeta Wyborcza

środa, 23 stycznia 2008

Wygrane 17 milionów w totka jedzie do Gdyni

rik, IAR
2008-01-23, ostatnia aktualizacja 2008-01-23 07:17

O ponad 17 milionów złotych bogatszy jest od soboty jeden z mieszkańców Gdyni. To tu padła rekordowa wygrana w Lotto.

Zobacz powiekszenie
Fot. Oskar Słowiński / AG
Wiadomo, że mieszkaniec lub mieszkanka gdyńskich Karwin, bo płci szczęśliwca nie ujawniono, za dwa losy z dziewięcioma skreśleniami zapłacił około trzystu złotych. Jako jedyny trafił szóstkę w sobotnim losowaniu Lotto. W sumie wygrał 17 milionów siedemnaście tysięcy 899 złotych i 80 groszy. To jedna z najwyższych wygranych w historii polskiej loterii. Rekord padł pięć lat temu, było to ponad 20 milionów złotych.

niedziela, 20 stycznia 2008

Sprawdź, czy wygrałeś 17 milionów złotych

Szczęśliwiec wygrał w dużego lotka 17 milionów 17 tysięcy 899 złotych i 80 groszy

5, 7, 10, 14, 25, 42 - jeśli to Ty skreśliłeś te sześć liczb na kuponie Dużego Lotka, możesz już otwierać szampana. Najlepiej najdroższego. Po sobotnim losowaniu okazało się, że tylko jedna osoba trafiła "szóstkę". Szczęśliwiec wygrał ponad 17 milionów złotych!

Przez ostatnie cztery losowania nikt nie trafił "szóstki". Główna wygrana odkładała się i kumulowała, aż narosło 17 milionów 17 tysięcy 899 złotych i 80 groszy. I wczoraj jedna osoba w Polsce stała się bogatsza właśnie o tę sumę. Jak się okazało, tylko jeden szczęśliwiec skreślił wylosowane liczby.

Nie wiadomo jeszcze, gdzie padła wygrana, ani kto dołączył do grona milionerów.

Choć suma przyprawia o zawrót głowy, nie jest to rekord w Dużym Lotku. Najwyższa do tej pory wygrana padła w Warszawie. 2 czerwca 2004 roku jedna osoba za sześć szczęśliwych skreśleń zgarnęła 20 milionów 119 tysięcy 858 złotych i 20 groszy.

sobota, 12 stycznia 2008

15 lat temu zatonął prom Jan Heweliusz. Władze tuszowały prawdę?

alx
2008-01-12, ostatnia aktualizacja 2008-01-12 17:50
Zobacz powiększenie
Cmentarz Witomiński w Gdynii - tu spoczywają ci, którzy zginęli w katastrofie
fot. Damian Kramski / AG

Polski prom pasażerski Jan Heweliusz wypłynął w swój ostatni rejs ze Świnoujścia 13 stycznia 1993 r. Następnego dnia zatonął u wybrzeży niemieckiej wyspy Rugia. Choć od tragedii, w której życie straciło 55 osób, minęło już piętnaście lat, nadal nie znamy wszystkich jej okoliczności. Nieznane fakty, w rozmowie z Gazetą Wyborczą, przytacza dziennikarz Marek Błuś, który od lat bada okoliczności tragedii Heweliusza.

Cały wywiad z Markiem Błusiem | Artykuł "GW" z 15 stycznia 1993 roku

Zdaniem Błusia, ówczesne władze starały się zatuszować niektóre aspekty sprawy. - W 2001 roku nakręcono na zamówienie telewizji serial o największych polskich katastrofach i w odcinku o Heweliuszu niemieccy lotnicy, którzy pilotowali śmigłowce lecące na ratunek tonącym, wypowiadają się, że największym szokiem było dla nich to, że musieli wyciągać z morza zakrwawione korpusy, niekompletne ciała, bez rąk czy nóg, itd. Znajdowano też poszarpane kombinezony. - mówi Błuś. Tymczasem w oficjalnym protokole sprawy, nie ma mowy o tego typu obrażeniach. - Wszyscy są cali, tyle, że utopieni - podkreśla dziennikarz.

Tajne służby tuszowały prawdę

Zdaniem Błusia sprawą od samego początku zajmowały się służby specjalne. - Te utajnienia poszarpanych ciał wskazują, że może bano się pytania o ładunek przewożony na promie. - uważa - Dziś jest oczywistą rzeczą, że promy na Bałtyku przewoziły broń, ostatnio jeden ze szwedzkich wojskowych wygadał się, że na promie Estonia, który zatonął półtora roku później, też była broń.

Przemyt broni na polskich promach

- Wszystkie trzy rumuńskie wagony, które przewoził Heweliusz, miały 8 ton nadwagi. Największym sprzedawcą broni dla różnych partyzantek legalnych i nielegalnych była Rumunia. Polska była na szlaku przemytu do Niemiec i Szwecji - to są fakty. - podkreśla Błuś.

Dziennikarz tłumaczy, że promy bardzo często używane są do przemytu, tego typu ładunków. Dzieje się tak dlatego, że pływają częściej niż inne jednostki i łatwiej na nich ukryć tożsamość towaru. Nie bez znaczenia jest też to, że na promach nie ma skomplikowanych procedur załadunkowych..

- Oczywiście to nie broń była przyczyną katastrofy, chodzi tylko o powód dziwnego zachowania ówczesnych władz, które sobie nadinterpretowały te znajdowane poszarpane zwłoki.- podkreśla Błuś.

środa, 2 stycznia 2008

Doda skróciła o kilkanaście sekund nowy rok

red
2008-01-01, ostatnia aktualizacja 2008-01-02 10:01

Zobacz powiększenie
Fot. Paweł Kozioł/AG

Po raz pierwszy podczas sylwestrowej imprezy na wrocławskim Rynku nie było tradycyjnego odliczania przed północą. Bo Doda musiała dośpiewać do końca piosenkę. Z playbacku

Zobacz powiekszenie
Fot. Paweł Kozioł/AG
Tak pięknej sceny we Wrocławiu dotąd nie było
Zobacz powiekszenie
Fot. Paweł Kozioł/AG
Doda nie przerwała występu tuż przed północą, więc we Wrocławiu Nowy Rok zaczął się z kilkunastosekundowym opóźnieniem
ZOBACZ TAKŻE
GALERIA ZDJĘĆ
Wrocław znów witał nowy rok w blasku kamer telewizyjnej Dwójki. Po raz trzeci wspólny budżet miasta i TVP pozwolił na organizację wielkiego widowiska, jakie Wrocław samodzielnie może zafundować sobie raczej sporadycznie. A koszty całej zabawy były ogromne. Ich lwią część stanowiły gaże artystów, które zawsze podczas sylwestrowej nocy rosną kilkukrotnie. Nieoficjalnie wiadomo, że za poniedziałkowe występy we Wrocławiu Doda i Perfect zainkasowali po 80 tys. złotych. Pozostałe gwiazdy zapewne niewiele mniej.

W sylwestrową noc zamknięto ulice wokół Rynku, na specjalnie ustawionych bramkach kontrolowano wszystkich wchodzących imprezowiczów. W powietrze wystrzelono tony fajerwerków, a na przepięknej scenie, jakiej wrocławski Rynek chyba jeszcze wcześniej nie widział, zagrały gwiazdy polskiego showbiznesu: Perfect, Kayah, Stachursky, Paweł Kukiz, Natalia Kukulska i Doda. Z zagranicy przyjechały natomiast szwedzkie gwiazdki muzyki tanecznej: DJ Basshunter i wokalistka Velvet. Wszystko po to, by telewizyjna Dwójka mogła na szklanym ekranie wygrać walkę o telewidza - walkę toczoną co roku z analogicznymi imprezami, organizowanymi przez TVN i Polsat.

Czterogodzinną imprezę prowadzili Grażyna Torbicka, Anna Popek i Krzysztof Skiba. Zabawa był skrojona przede wszystkim pod telewidzów, ale bez wątpienia była także wielką frajdą dla kilkudziesięciotysięcznej publiczności, która przybyła na wrocławski Rynek. Całymi rodzinami przyjeżdżali mieszkańcy z podwrocławskich miejscowości:

- W Sylwestra we Wrocławiu jesteśmy co roku - mówiły przejęte Agnieszka i Kaśka ze Strzegomia. - Lepszą imprezę trudno sobie wymarzyć. Tyle gwiazd, wielki koncert bez biletów, poza tym czujemy się tutaj bardzo bezpiecznie.

Wśród kołyszącej się przy piosenkach Stachurskiego i Dody widowni nie brakowało obcokrajowców, głównie Niemców, Włochów, Anglików - turystów, a także uczących się u nas studentów:

- Nie znam żadnego z tych wykonawców, ale bardzo podoba mi się atmosfera tej imprezy, pięknie tej nocy w tych światłach wygląda Wrocław - opowiadał łamaną angielszczyzną czarnoskóry student wrocławskiej Akademii Medycznej.

Dokładnie o północy niebo nad Rynkiem rozbłysnęło piękną i imponującą feerią świateł i fajerwerków. Ale Doda jakby ich nie słyszała i dośpiewała swoją piosenkę do końca, zabierając wrocławianiom kilkanaście sekund nowego roku. Dopiero gdy zamilkła, na scenie ustawionej przy kamieniczkach Jaś i Małgosia pojawili się gospodarze zabawy.

- Niech żyje Wrocław, niech żyje Polska! - mówił przejęty prezydent miasta Rafał Dutkiewicz.

- Wszystkiego Dobrego od Telewizji Polskiej - wtórował mu szef telewizyjnej Dwójki Wojciech Pawlak.

Wielotysięczna publiczność imprezy składała sobie życzenia jeszcze przez blisko godzinę przy największych przebojach Perfectu.

Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław

wtorek, 1 stycznia 2008

Polska w plenerze witała Nowy Rok

jg, PAP
2008-01-01, ostatnia aktualizacja 2008-01-01 20:53
Zobacz powiększenie
Warszawa - sylwester na Placu Defilad
Fot. Krzysztof Miller / AG

Kilkaset tysięcy osób w całej Polsce przywitało Nowy Rok na imprezach plenerowych. Największą imprezę, podczas której bawiło się prawie 200 tys. osób, zorganizowano w Krakowie.

Zobacz powiekszenie
Fot. Krzysztof Miller / AG
Warszawa - sylwester na Placu Defilad
Zobacz powiekszenie
Fot. Paweł Kozioł / AG
Wrocław - Lądowanie Dody na scenie
Zobacz powiekszenie
Fot. Aleksander Prugar / AG
Sylwester pod Pałacem Kultury w Warszawie
Zobacz powiekszenie
Fot. Krzysztof Miller / AG
Warszawa - sylwester na Placu Defilad
Wasze zdjęcia fajerwerków na Fotoforum

Stolica - ponad 20 tys. osób przed PKiN



Ponad 20 tys. osób bawiło się na imprezie sylwestrowej "pod chmurką" w centrum Warszawy. Nowy Rok stolica powitała kilkunastominutowym pokazem sztucznych ogni.

Jak poinformował po północy oficer dyżurny z zespołu prasowego Komendy Stołecznej Policji, przed PKiN bawiło się około 20 tys. osób. Według policji zabawa sylwestrowa przebiegła spokojnie.

W Warszawie sylwester "pod chmurką" został zorganizowany po dwóch latach przerwy - w 2005 r. zabawa została odwołana ze względów bezpieczeństwa, rok później urząd miasta poinformował, że zorganizowanie imprezy jest niemożliwe ze względu na brak czasu na jej przygotowanie.

N placu Defilad stały dwie sceny z wielkimi ekranami. Dla publiczności przygotowano gorący poczęstunek - kilkanaście tysięcy porcji warszawskiego żurku.

Koszt tegorocznej imprezy szacuje się na ok. 3,5 mln zł. Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz złożyła mieszkańcom życzenia noworoczne. - "Cieszę się, że jesteśmy razem w sylwestra i razem powitamy nowy rok. Mam nadzieję, że zakochacie się w Warszawie. Wszystkiego najlepszego na następny rok" - zwróciła się do zebranych tuż przed północą Gronkiewicz-Waltz.

Jak informuje urząd miasta, który jest organizatorem imprezy "Zakochaj się w Warszawie", sylwester w Warszawie jako jedyny w Polsce ma dwie sceny. Na mniejszej, zlokalizowanej z lewej strony PKiN, zagrał DJ Adamus, po którym wystąpili m.in. grupa Motema Africa, Lidia Kopania i The Beatles Revival.

Na scenie głównej zabawa rozpoczęła się po godz. 21.00. Na początku wystąpił zespół Zygmunta Kukli, który wspólnie z Ireną Santor i Majką Jeżowską wykonał program złożony ze współczesnych aranżacji warszawskich piosenek. Przez całą noc na dużej scenie wystąpiło 11 wykonawców, m.in. September, Lady Pank, Tatiana Okupnik, Kasia Kowalska, T.Love, The Jet Set, Bracia.

Ok. 190 tys. osób powitało Nowy Rok na Rynku w Krakowie



Około 190 tys. osób powitało Nowy Rok na Rynku Głównym w Krakowie - szacują organizatorzy. To rekordowa liczba. Przed rokiem w sylwestrowo-noworocznej zabawie pod krakowskim Ratuszem wzięło udział ok. 140 tys. krakowian i turystów.

W trwającym ponad pięć godzin plenerowym koncercie "Sylwestrowa Moc Przebojów" wystąpili m.in. Shakin` Stevens, Boney M, Lou Bega, Edyta Górniak, Budka Suflera, Urszula, Justyna Steczkowska, Golec Orkiestra oraz Beata Kozidrak z zespołem Bajm.

Artyści wystąpili na scenie o wymiarach 20 na 13 m i wysokości 12 m. W różnych punktach Rynku rozstawiono cztery potężne ekrany diodowe, aby bawiący się z dala od sceny mogli śledzić występy na estradzie. Ekrany były konieczne, bo wielu widzów dzieliła od sceny naprawdę duża odległość.

Według organizatorów, krakowski sylwester pod chmurką jest największą tego rodzaju imprezą plenerową w Polsce. W tym roku spodziewali się oni, że zabawa przyciągnie na Rynek 150 tys. osób i kilka milionów widzów przed ekrany telewizorów, bo impreza była transmitowana przez telewizję Polsat.

Z nadejściem Nowego Roku prezydent Krakowa Jacek Majchrowski złożył życzenia uczestnikom imprezy i telewidzom, a w niebo poszybowały fajerwerki, wystrzelone nad Rynek Główny z wyrzutni ustawionych na pobliskim Placu Szczepańskim.

Według policji, ostatnie godziny Starego Roku na krakowskim Rynku upłynęły bez poważniejszych incydentów. Podobnie było w całym województwie.

Poznaniacy przywitali Nowy Rok na Placu Wolności



Ponad 10 tys. osób uczestniczyło w zabawie sylwestrowej na wolnym powietrzu w Poznaniu, która w tym roku odbyła się na Placu Wolności. Poznaniacy obejrzeli świetlny spektakl "Miasto Poznań", pokaz sztucznych ogni i bawili się przy hitach sprzed lat. Nie odstraszył ich padający deszcz.

Wspólna zabawa na placu rozpoczęła się ok. 23.00. Przybyli mogli zobaczyć spektakl "Miasto Poznań", podczas którego na fasadach budynków okalających plac wyświetlane były laserowe obrazy.

O północy życzenia poznaniakom złożył prezydent miasta Ryszard Grobelny, w towarzystwie żony. Prezydent życzył zebranym miłości - takiej, jaką on sam spotkał. Zastrzegł, że miniony rok był dla stolicy Wielkopolski łaskawy; to w jego trakcie okazało się, że Poznań będzie jednym z miast -organizatorów Euro 2012.

Po prezydenckich życzeniach nastąpił ok. 20-minutowy pokaz sztucznych ogni. Potem, do zabawy i do tańca zachęcał DJ, grający hity lat 80. i rytmy latynoamerykańskie. Przybyłych na plac nie odstraszył nawet padający co pewien czas przelotny deszcz.

W tym roku organizatorzy zrezygnowali z zapraszania na sylwestrową imprezę gwiazd, tłumacząc to własnym pomysłem na wspólną zabawę i mniejszymi funduszami od tych, jakimi dysponowały inne duże miasta.

"Na całą organizację mieliśmy 300 tys. złotych. To tyle ile w innym mieście wydano na samo oświetlenie zabawy sylwestrowej na rynku" - powiedział Andrzej Maszewski z CK Zamek, współorganizator poznańskiego sylwestra.

200 tysięcy osób bawiło się na Rynku we Wrocławiu

Około 200 tys. osób bawiło się na plenerowej imprezie sylwestrowej na Rynku we Wrocławiu. Nadejście Nowego Roku powitano m.in. pokazem sztucznych ogni. Imprezę transmitował Program 2. Telewizji Polskiej.

Zabawa rozpoczęła sie o godz. 20.55 od wypuszczenia srebrnego konfetti i występu zespołu Milk Inc. Następnie na scenie pojawił się Basshunter, a po nim Stachursky, który zaśpiewał m.in. jeden ze swoich największych przebojów - "Typ niepokorny".

Wśród wykonawców byli jeszcze m.in. Doda, Kayah, Paweł Kukiz i zespół Piersi, a także grupy Perfect, Kombii i Big Cyc.

Kilkudziesięciosekundowe opóźnienie sprawiło, że występ Dody zakończył się równo z wybiciem północy, przez co składający życzenia prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz został niemal całkowicie zagłuszony przez wybuchające w powietrzu fajerwerki.

W ocenie służb porządkowych, był to wyjątkowo spokojny wieczór. Nie odnotowano żadnych poważnych wypadków. "Mimo że Rynek wypełniony był po brzegi, nie było poważniejszych interwencji, jednak dla około 20 osób zabawa zakończyła się wcześniej - w izbie wytrzeźwień" - powiedział rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu nadkom. Artur Staniszewski.

Łodzianie przywitali 2008 rok

Kilka tysięcy łodzian witało Nowy Rok w centrum miasta. Życzenia noworoczne złożył im prezydent miasta Jerzy Kropiwnicki. Później w niebo wystrzeliło tysiące sztucznych ogni.

W tym roku do zabawy zachęcały zespoły Danzel, Global Deejays i Łukasz Zagrobelny. Miasto przeznaczyło na organizację tegorocznego sylwestra "pod chmurką" 400 tysięcy złotych.

Miejski Sylwester rozpoczął się o godz. 20. u zbiegu ulicy Piotrkowskiej i alei Piłsudskiego w centrum miasta. Imprezę zakończył występ didżejów - Kalwi & Remi.

Do wspólnego noworocznego odliczania zaprosiło łodzian także centrum handlowo-rozrywkowe Manufaktura. O północy niebo rozświetlił kilkunastominutowy pokaz fajerwerków.

Plenerowe zabawy sylwestrowe w Gdańsku i Gdyni

Kilka tysięcy osób bawiło się podczas sylwestrowych imprez plenerowych w Gdańsku i Gdyni.

W Gdańsku, sylwestrowa zabawa stała pod znakiem muzyki latynoamerykańskiej. Bawiono się tradycyjnie na Targu Węglowym. Impreza rozpoczęła się około 21.00. Na początek wystąpił Marek Trandy, a później gwiazda wieczoru, którą był Rico Sanchez z zespołem Gipsy Kings Party.

O północy życzenia uczestnikom zabawy złożyli przedstawiciele władz miasta, a imprezę zakończył pokaz sztucznych ogni.

Po raz kolejny też gdańszczanie "wydzwonili" Nowy Rok. - "Tradycja ta ma już kilka lat, zamiast petard i innych niebezpiecznych atrybutów, proponujemy uczestnikom zabawy przyniesienie dzwonków i przywitanie Nowego Roku dzwonieniem. Ten zwyczaj przyjął się; uczestnicy zabawy przynoszą najróżniejsze dzwonki, od przypominających okrętowe aż po takie, które noszą zwierzęta" - powiedział organizator sylwestrowej zabawy Piotr Chrzanowski.

W Gdyni, również zgodnie z tradycją, bawiono się na Skwerze Kościuszki. W sylwestrowej zabawie uczestniczyło, według szacunków policji, około 5 tysięcy osób.

Najpierw od 22.00 uczestnicy imprezy bawili się przy dźwiękach muzyki serwowanej przez jednego z DJ-ów lokalnej rozgłośni radiowej; później z koncertem wystąpiła znana wokalistka Monika Brodka.

O północy, podobnie jak w Gdańsku niebo nad Gdynią rozświetliły sztuczne ognie, później z koncertem wystąpił niemiecki zespół rockowy "Irish Bastards".

Pomorska straż pożarna i policja nie zanotowały poważniejszych przypadków zakłócenia spokoju czy pożarów.

Lublin: Sylwestrowa zabawa pod gołym niebem

Kilka tysięcy ludzi przywitało Nowy Rok pod gołym niebem w centrum Lublina. Główną atrakcją był koncert zespołu Brathanki.

Prezydent Lublina Adam Wasilewski życzył lublinianom aby nowy rok był lepszy od poprzedniego, by było więcej uśmiechu i zabawy, a przewodniczący rady miejskiej Piotr Dreher - spełnienia marzeń, optymizmu i radości.

Ze schodów Ratusza nadejście Nowego Roku obwieścił miejski krzykacz Władysław Grzyb. Ubrany w paradny, kolorowy strój średniowiecznego herolda budził żywe zainteresowanie bawiących się ludzi. Składał mieszkańcom życzenia i fotografował się z nimi.

środa, 10 października 2007

Lotnicze Pogotowie Ratunkowe poleci Eurocopterem

Klaudiusz Slezak, TOK FM, kt
2007-10-10, ostatnia aktualizacja 31 minut temu

Komisja przetargowa przy ministrze zdrowia wybrała ofertę na zakup 23 helikopterów dla Lotniczego Pogotowia Ratunkowego - dowiedziało się Radio TOK FM.

Zwycięzcą został EC135 produkowany przez firmę Eurocopter. Wybrano śmigłowiec trochę wolniejszy, ale z kabiną umożliwiającą masaż serca i standardowo wyposażony w płozy, co pozwala lądować w każdym terenie. - Jego konkurent - śmigłowiec Grand, produkowany przez firmę Agusta Westland - ma sporo wad - mówi radiu TOK FM rzecznik ministerstwa zdrowia Paweł Trzciński.

Chodzi m.in. o zbyt małą wysokość kabiny przez co nie można w niej reanimować pacjenta. Firma stwierdziła nawet, że załoga powinna najpierw wylądować, wyciągnąć pacjenta na zewnątrz, a potem dopiero reanimować. - To przecież absurd - dodaje Trzciński. Poza wadami samego helikoptera, są też braki w dokumentacji i złe warunki gwarancyjne.

- Zgodnie z polskim prawem, firmie, która przegrała przetarg, przysługuje prawo odwołania i spodziewamy się, że Agusta z niego skorzysta - twierdzi Trzciński. Tłumaczy, że firma Agusta Westland już od dłuższego czasu próbowała różnymi metodami wpłynąć na wynik przetargu. - Tym razem też spodziewamy się, że nie da za wygraną - dodaje.

23 zakupione helikoptery powinny trafić do użytku do końca przyszłego roku. - 16 rosyjskich śmigłowców Mi-2, które latają w tej chwili, to już przestarzała konstrukcja - mówi Kajetan Gawarycki z Lotniczego Pogotowia Ratunkowego

Są wolne, mają gorszy sprzęt nawigacyjny i często trzeba je naprawiać. Poza tym nie mogą latać w nocy, a wiadomo, że wypadki nie zdarzają się wyłącznie od świtu do zmierzchu. Gdybym miał porównywać, to mogę powiedzieć, że Mi-2, którymi latamy, to tak jakby w pogotowiu ciągle jeździły Nysy jako karetki. Teoretycznie miały wszystko, co jest potrzebne, ale od tego czasu minęły już dwa pokolenia - dodaje Gawarycki.

Na zakup 23 helikopterów przeznaczono około 500 mln. złotych. Ich zakup planowano od wielu lat.

środa, 3 października 2007

MON zapłaci 12 mln za budowę cerkwi


"Dziennik": Radosław Sikorski, były szef MON, przeznaczył ponad 12 mln zł na budowę w centrum Warszawy cerkwi na potrzeby prawosławnego ordynariatu polowego. Inwestycja budzi kontrowersje, bo w polskim wojsku służy zaledwie 3 proc. wyznawców prawosławia. I choć Sikorski odpowiada, że szuka się na niego haka, minister Szczygło broni decyzji swojego poprzednika.
Gdy we wtorek "Dziennik" zadzwonił do Sikorskiego, by spytać go o powody tej decyzji, odpowiedział, że nie pamięta sprawy. Podkreślał jednak, że nie mógł jako szef MON promować tylko katolików.

Tym bardziej zaskakujące były jego słowa we wczorajszej rozmowie w Radiu Zet, gdzie stwierdził, że obecne szefostwo resortu zbiera na niego haki. "Jutro usłyszę, jaką skandaliczną decyzję podjąłem, godząc się na to, aby drugi co do wielkości ordynariat zbudował sobie kaplicę. Będzie tego więcej im bliżej wyborów" - tłumaczył. Wątpliwości mają jednak nawet partyjni koledzy Sikorskiego. - Budżetu MON nie powinno się obciążać budową jakiejkolwiek świątyni - mówi "Dziennikowi" Jadwiga Zakrzewska z PO, była wiceminister obrony narodowej.

Sam teren przekazany pod inwestycję jeszcze w 2000 r., gdy szefem resortu był Janusz Onyszkiewicz, wart jest około 80 mln zł. Jest to bardzo atrakcyjne miejsce na warszawskich Polach Mokotowskich, tuż obok gmachu MSWiA. Sikorski zdecydował o rozpoczęciu budowy tuż przed odejściem z resortu w styczniu. Budowa świątyni ma się zakończyć w 2012 r., ale już można stwierdzić, że będzie kosztować MON więcej niż zadeklarowane 12 milionów rocznie.

wtorek, 2 października 2007

Polskie myśliwce F-16 uziemione


F-19
AFP

Polskie Siły Powietrzne mają obecnie na swoim wyposażeniu 27 samolotów F-16, z których 23 są sprawne; spośród czterech niesprawnych maszyn, trzy czekają na części z USA, w jednej stwierdzono błędy w oprogramowaniu - poinformowano na konferencji szefa MON w Warszawie.
- Nie ma w tym żadnej tajemnicy, że były jakieś problemy. Nie mają charakteru systemowego. Związane są z tym, że to nowe samoloty, wszyscy uczą się je obsługiwać - powiedział minister obrony narodowej Aleksander Szczygło.

Jego zdaniem, problemy wynikały m.in. z tego, że "przez jakiś czas traktowano przyjęcie F-16 jako zabieg marketingowy, a nie realne wzmocnienie polskich sił powietrznych". Zdaniem Roberta Rochowicza z Nowej Techniki Wojskowej, "jeżeli z 27 samolotów F-16 zepsute są tylko cztery, to jest rewelacyjny wynik, jak na samolot, który od niecałego roku lata w Siłach Powietrznych".

- To jest nowa maszyna, którą się dopiero poznaje, na której uczą się piloci, na której uczą się technicy - mówił.

W ocenie eksperta NTW, nigdy nie jest tak, że 100 proc. samolotów danego typu jest sprawnych. - Zawsze coś na jakimś egzemplarzu musi szwankować, to jest technika, to normalne. Według informacji, które mam, na tle innych maszyn F-16 są zdecydowanie sprawniejsze od SU-22 i MIGów-29" - dodał.

Szef MON komentując artykuł we wtorkowej "Rzeczpospolitej" pt. "Nasze myśliwce F-16 pełne wad i usterek", poinformował, że temat eksploatacji "Jastrzębi" i związanych z tym problemów był w poniedziałek szeroko omawiany na otwartym dla publiczności inauguracyjnym wykładzie podczas rozpoczęcia roku akademickiego w Wyższej Szkole Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie.

Rzecznik MON Jarosław Rybak przypomniał ponadto, że dokument, na który powołuje się "Rz", pochodzi ze stycznia tego roku i był wielokrotnie opisywany m.in. wiosną przez "Życie Warszawy".

"Rzeczpospolita" napisała, że spośród 11 myśliwców, które jako pierwsze przyleciały do Polski z USA, w dziewięciu było wiele poważnych usterek.

Nasze myśliwce F-16 pełne wad i usterek

asz, PAP
2007-10-02, ostatnia aktualizacja 21 minut temu

"Rzeczpospolita" dotarła do wojskowego dokumentu, z którego wynika, że spośród 11 myśliwców, które jako pierwsze przyleciały do Polski z USA, w dziewięciu było wiele poważnych usterek. Wykryli je specjaliści z bazy w podpoznańskich Krzesinach, w której stacjonują samoloty.

Zobacz powiekszenie
Fot. Tomasz Kaminski / AG
F-16 po lądowaniu w Krzesinach.
Usterek było wiele - od małych, takich jak zepsute przewody, po bardzo poważne, np. uszkodzenie komputerów pokładowych, zaworów przeciwoblodzeniowych, podwozia, instalacji tlenowej. W najgorszym stanie był myśliwiec z numerem 4044 (F-16C). Przyleciał do Polski bez bloku anteny GPS, z niesprawną instalacją tlenowo- ratowniczą i systemem rozpoznawania wrogich obiektów.

Siły Powietrzne zapewniają, że problemy były tylko z pierwszymi czterema myśliwcami. Jednak z dokumentów wynika, ze technicy znaleźli usterki w pięciu kolejnych F-16 z pierwszej partii. Według nieoficjalnych informacji także inne myśliwce - a mamy ich 37 - wymagają napraw.

- Każda partia samolotów ma usterki - potwierdza informator "Rz" związany z lotnictwem. - Za każdym razem Amerykanie przysyłają samoloty z podobnymi awariami, ale my już się nauczyliśmy szybko je wykrywać i usuwać.

Rzecznik Sił Powietrznych major Wiesław Grzegorzewski zapewnia, że usterki nie sa groźne, a mechanicy łatwo sobie z nimi poradzą. Ale naprawa samolotów kosztuje. Polski rząd przeznaczył 123 mln dolarów na części zapasowe do myśliwców. Pieniądze ta mają wystarczyć na usuwanie usterek do 2010 r.

piątek, 21 września 2007

Proces Bubla ws. kampanii UE może ruszyć za dwa miesiące

az, PAP
2007-09-21, ostatnia aktualizacja 2007-09-21 12:36

Najwcześniej za dwa miesiące ruszy ponowny proces Leszka Bubla, oskarżonego o nawoływanie do antysemityzmu w spotach wyborczych z kampanii referendalnej ws. UE. W piątek sąd odroczył sprawę, bo chce jeszcze zbadać poczytalność oskarżonego.

Sprawa dotyczy spotu z 2003 r., gdy komitety wyborcze prezentowały w mediach materiały reklamowe w kampanii przed referendum akcesyjnym.

3 czerwca 2003 r. na antenie TVP w bloku audycji referendalnych firmowane przez Bubla Polskie Stowarzyszenie "Nie dla Unii Europejskiej" wyemitowało spot, zaczynający się od hasła: "to im zależy, aby Polacy poszli do referendum". Na ekranie przedstawiono wtedy brodatego mężczyznę w czarnym kapeluszu i czarnym płaszczu. Wypowiada on słowa: "przed wojną 30 procent kamienic należało do nas. Obecnie Polska przeszkadza skutecznie w rewindykacji naszego majątku. Wierzymy, że to się zmieni po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Będziemy mogli odzyskać nasze kamienice i dlatego 7 i 8 czerwca mówimy tak dla Unii Europejskiej".

Następnie na ekranie pojawił się Bubel mówiący, że jest prezesem stowarzyszenia oraz redaktorem naczelnym gazety, która publikuje teksty na temat zagrożeń związanych z przystąpieniem Polski do UE. Po napisie: "nie dla UE to tak dla Polski, co każdy Polak powinien wiedzieć o UE" następuje słowny komentarz reklamujący tygodnik Bubla - "Piszemy o sprawach, o jakich inni boją się nawet pomyśleć". W publicznych wypowiedziach Bubel określał się mianem "naczelnego antysemity RP".

Bubel w informacji dla mediów o piątkowej rozprawie podał, że "zaskarżony spot z Żydem w roli głównej" został wyprodukowany przez Jacka Kurskiego - ówczesnego szefa kampanii medialnej LPR, dziś w PiS "oraz przy udziale Romana Giertycha i Zygmunta Wrzodaka, przekazany nieodpłatnie Leszkowi Bublowi", który wyemitował go w TVP w ramach darmowych bloków referendalnych. Bubel chce, by Kurski, Giertych i Wrzodak zeznawali w jego procesie.

Spytany o to w piątek przez Kurski przyznał, że pamięta ten spot, który "wpłynął do montażowni". Mówił, że wtedy wiele osób przynosiło różne materiały. "Myśmy nie zdecydowali się go wyemitować, uznając, że jest antysemicki. A siedzącemu w montażowni obok Bublowi tak się on spodobał, że to on postanowił go wyemitować. Taka jest między nami różnica" - mówił Kurski . Podkreślił, że nigdy nie zdecydowałby się na wyemitowanie takiego spotu, bo nie jest antysemitą, podobnie jak nie są nimi, jego zdaniem, ani Wrzodak, ani Giertych. "Antysemityzm wyklucza z cywilizacji" - dodał.

Proces ma swoją historię, bo Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa we wrześniu zeszłego roku umorzył ten proces, uznając, że wypowiedzi Bubla ze spotu mieściły się w ramach przysługującego mu prawa swobody wypowiedzi, które wynika z orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Sąd nie dopatrzył się w nim cech nawoływania, nakłaniania czy podżegania do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych lub wyznaniowych, za co grozi do 2 lat więzienia.

Sąd odwoławczy uchylił to orzeczenie i nakazał powtórzyć proces w I instancji. W piątek sąd podjął kolejną próbę jego rozpoczęcia (w sierpniu się to nie udało, bo Bubel się nie stawił). Na przeszkodzie stanęła jednak kwestia związana z koniecznością zbadania poczytalności oskarżonego.

Na początku rozprawy sąd sprawdził dane Bubla (50 lat, z zawodu jubiler, jak powiedział - od 17 lat wykonuje zawód dziennikarza, jest redaktorem naczelnym sześciu ogólnopolskich gazet i zarabia miesięcznie 2 tys zł).

Potem zwykle sąd pyta o karalność i o to, czy był leczony psychiatrycznie. Bubel przyznał, że jest karany, a gdy chodzi o leczenie, oświadczył, że "raz do roku jest nękany przez prokuraturę i wzywany na badania psychiatryczne". Twierdził, że wezwania docierają do niego po terminie i gdy się tak kiedyś stało, został zatrzymany przez ABW i odwieziony do Tworek. "I zaraz cała Polska o tym wiedziała, urządzano konferencje prasowe" -

mówił.

W tej sytuacji prokurator wniósł w piątek przed sądem, by Bubla przebadać także w tej sprawie - w związku z tym, że już wcześniej była badana jego poczytalność. "Protestuję! Może pana prokuratora przebadać?! To jest właśnie to nękanie, to są odgórne zalecenia od Ziobry i jego zastępcy Engelkinga!" - wykrzykiwał Bubel. Jego obrońca Iwona Zielinko uznała, że nie ma potrzeby dodatkowych badań, bo "poczytalność Bubla nigdy nie była kwestionowana".

Sąd odroczył proces do 27 listopada. Do tego czasu zbierze informacje o wynikach badań Bubla w innych sprawach i zdecyduje, czy zamówić kolejną opinię biegłych psychiatrów.

Niezależnie od tej sprawy, Bubel ma wiele innych spraw karnych i cywilnych o szerzenie antysemityzmu w publikacjach, czy na plakatach. Białostocka prokuratura okręgowa, która zarzuca mu podobne przestępstwa rozważała nawet wystąpienie o delegalizacji Polskiej Partii Narodowej Bubla.

czwartek, 20 września 2007

Policja w całym kraju przesłuchuje działaczy PO

Iwona Szpala, Bogdan Wróblewski, Jacek Brzuszkiewicz, wz
2007-09-19, ostatnia aktualizacja 2007-09-20 08:47

Komenda policji przy Wilczej w Warszawie: - To ci z PO - policjant wskazuje grupę młodych ludzi. Inny zabiera ich z poczekalni na przesłuchania. Odpytywanie trwa w czterech pokojach. Codziennie po kilka, kilkanaście osób. - Sprawa jest na cito - słyszymy

Zobacz powiekszenie
Fot. Waldek Sosnowski / AG

Pod koniec sierpnia dostaliśmy polecenie z okręgówki [prokuratury okręgowej]: w trybie pilny przesłuchać, zdaje się, 217 osób. Ludzie z całej Polski, głównie z Warszawy. Dostaliśmy listę ludzi i pytań. I termin: do końca września. Więc pytamy, protokoły odsyłamy prokuraturze - opowiada policjant.

Zapowiedź akcji prokuratury wobec opozycji przyszła 1 września. Minister Zbigniew Ziobro na konferencji prasowej po ujawnieniu części dowodów w sprawie Janusza Kaczmarka mówił: - Przyjdzie czas na ujawnienie kolejnych faktów i dowodów mówiących o panu Tusku, Olejniczaku, Giertychu i Lepperze.

Opozycja odebrała to jednoznacznie - to groźba szukania haków w kampanii wyborczej.

Potem we "Wprost" anonimowa wypowiedź "wysokiego urzędnika Ministerstwa Sprawiedliwości": - Kierownictwo resortu poleciło zintensyfikować wszystkie śledztwa dotyczące polityków. Zarówno tych z PO, jak i z PiS.

Resort Ziobry nie komentował.

- Mam sygnały z całej Polski - mówi Mirosław Drzewiecki, skarbnik Platformy. - Policjanci w mundurach pukają do drzwi młodych ludzi, którzy byli wolontariuszami w naszych kampaniach wyborczych. Szósta, siódma rano, policjant wzywa na przesłuchanie. To wygląda na próbę zastraszania.

Do innych dzwonią. Do Karola (zawodowo retuszuje zdjęcia; z PO nic go nie łączy) wezwanie na komendę przy Wilczej w Warszawie przyszło pocztą w końcu sierpnia. Zadzwonił: - O co chodzi?

Odebrał starszy aspirant: - Masz internet? Zgoogluj sobie "Dojenie Platformy".

W czerwcu 2006 r. "Newsweek" napisał, że najbliżsi współpracownicy liderów PO - Marcin Rosół i Piotr Wawrzynowicz - przez kilka lat wyprowadzali kilkadziesiąt tysięcy złotych z partyjnej kasy.

Rosół był wtedy asystentem sekretarza generalnego partii Grzegorza Schetyny, pełnomocnikiem finansowym PO w kampanii 2005 r., a po wyborach szefem biura parlamentarnego PO. Wawrzynowicz był asystentem Drzewieckiego.

Według "Newsweeka" Rosół i Wawrzynowicz w kampanii do europarlamentu w 2004 r., w parlamentarnej i prezydenckiej 2005 r. mieli podpisywać z wolontariuszami lub pracownikami sztabów wyborczych umowy na usługi. Ale wpisywali zawyżone kwoty, a większość tych sum "słupy" im zwracały.

"Newsweek" konkretów nie podał. Pokazał tylko dwa bankowe przelewy - z komitetu wyborczego dla Iksa (pracownik klubu PO) i od Iksa do Rosoła. Ale ten drugi przelew dotyczył prywatnej pożyczki.

Dziś na przesłuchaniach młodzi współpracownicy PO zarzucani są pytaniami: - Czy jest pan członkiem PO? Czy brał pan udział w kampaniach partii? Kto pana zwerbował? Czy przyjmował pan korzyści majątkowe?

Rafał Grupiński, poseł PO: - Przesłuchuje się w całej Polsce, łącznie z Kaliszem, gdzie kandyduję. Nawet człowieka, od którego kupiliśmy zszywki i ołówki za kilkanaście złotych. Zaangażowali cały aparat, by znaleźć dziurę w całym.

W Lublinie od kilku dni policja prześwietla kampanię 2005 r. biznesmena Janusza Palikota, dziś nr 1 na tamtejszej liście PO. - W zeszłym tygodniu otrzymaliśmy sygnał o nieprawidłowościach - mówi Janusz Wójtowicz, rzecznik lubelskiej komendy.

- Do mojej firmy przyszło dwóch panów po cywilnemu. Pytali, czy Janusz nie przekazywał pieniędzy podstawionym ludziom. Błagali, bym im coś na Palikota powiedział. Kazałem się wynosić - opowiada działacz lubelskiej PO.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Szkoła Rydzyka nie spełni nowych kryteriów ubiegania się o unijne fundusze?

jas, PAP
2007-09-20, ostatnia aktualizacja 2007-09-20 17:25
Zobacz powiększenie
Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej
Fot. Wojciech Kardas / AG

Komisja Europejska zaostrzyła kryteria przyznawania unijnych funduszy, tak by utrudnić szkole ojca Tadeusza Rydzyka ubieganie się o 15 mln euro dotacji.

Zobacz powiekszenie
Ojciec Rydzyk kupił audi A6
Podczas finałowej rundy negocjacji w środę w Warszawie KE zażądała od Polski, by do programu operacyjnego "Infrastruktura i Środowisko", z którego Ministerstwo Rozwoju Regionalnego chce współfinansować inwestycję ojca Rydzyka, został wpisany nowy warunek.

Ogranicza on liczbę potencjalnych beneficjentów europejskich funduszy w sektorze edukacji "tylko do wiodących placówek edukacyjnych w Polsce". Klauzula przewiduje ponadto, że "muszą one posiadać odpowiedni potencjał dydaktyczny, który pozwala im na oferowanie studiów magisterskich i doktoranckich".

Klauzula przewiduje też, że beneficjenci mają spełniać "międzynarodowe standardy nauczania", a ich wybór musi być zgodny z "obiektywnym rankingami szkolnictwa wyższego".

Źródła w KE przyznają, że nowe kryterium wprowadzono po to, by ułatwić KE wydanie negatywnej odpowiedzi na wniosek o dofinansowanie szkoły ojca Rydzyka, gdyby Polska upierała się przy wsparciu tej inwestycji z unijnych funduszy.

Chodzi o projekt Inkubator Nowoczesnych Technologii na rzecz Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego, zgłoszony przez toruńską Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej (WSKSiM). Zalazł się na indykatywnej liście Ministerstwa Regionalnego, w ramach tzw. osi priorytetowej Infrastruktura Szkolnictwa Wyższego.

WSKSiM przewiduje budowę Wydziału Informatyki. Całkowita wartość projektu to 18 mln euro, w tym 15 mln euro miało pochodzić właśnie z budżetu UE.

Jak czytamy na stronie internetowej WSKSiM, szkoła prowadzi studia licencjackie na kierunkach dziennikarstwo, politologia, informatyka i kulturoznawstwo oraz studia magisterskie na kierunku politologia, a także studia podyplomowe. Nie ma natomiast informacji na temat studiów doktoranckich.

Poza tym - jak podkreśliły źródła w KE - szkoła bardzo kiepsko wypadła w rankingu wyższych szkół niepublicznych tygodnika "Wprost", zajmując w 2007 roku dopiero 65. pozycję na 70.

Przeciwko dotacji dla WSKSiM zaprotestował m.in. Międzynarodowy Komitet Oświęcimski (MKO), pisząc w tej sprawie w ubiegłym tygodniu do szefa Komisji Europejskiej Jose Manuela Barroso i przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Hansa-Gerta Poetteringa. - Ojciec Rydzyk i Radio Maryja są w Europie odbierane jako symbole trującego i coraz bardziej agresywnego antysemityzmu. Wszelkie wsparcie ich projektów z europejskich funduszy jest nie do zaakceptowania - napisano w liście.

KE nie ma jednak formalnych możliwości prawnych, by wprost zażądać od Polski usunięcia inwestycji ojca Rydzyka z listy. - Lista ma charakter indykatywny i na tym etapie jest wewnętrzną sprawą Polski. Teoretycznie KE nie musi nawet wiedzieć, jakie projekty się na niej znajdują - powiedziały źródła w KE. Dopiero kiedy Polska prześle do Brukseli konkretne faktury, KE może odmówić finansowania, po sprawdzeniu, czy projekt spełnia wszelkie kryteria.

To dlatego w środę KE zażądała od Ministerstwa Rozwoju Regionalnego dopisania do programu "Infrastruktura i Środowisko" nowej klauzuli. Do piątku Warszawa ma przesłać do Brukseli ostateczną wersję programu uwzględniającą wymagane przez KE poprawki.

Jeśli wszystko będzie w porządku, być może już 5 października nastąpi oficjalne podpisanie programu w Warszawie, co otworzy drogę do realizacji inwestycji.

Program operacyjny "Infrastruktura i Środowisko" to największy spośród wszystkich polskich programów wydawania unijnych funduszy z budżetu UE na lata 2007-13. Zakłada inwestycje w wysokości prawie 28 mld euro z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego (EFRR). Chodzi głównie o budowę autostrad, dróg ekspresowych, infrastruktury kolejowej, a także wielkich oczyszczalni ścieków, spalarni śmieci, a także inwestycje związane z Euro 2012.

wtorek, 18 września 2007

Manekiny reklamują Warszawę w BBC

Jacek Zawadzki
2007-09-17, ostatnia aktualizacja 2007-09-18 13:06

Zobacz powiększenie
Manekiny zaraz zaczną się cieszyć i spadną z krzeseł

Szare manekiny w garniturach spadają z krzeseł, ciesząc się z propozycji wyjazdu do Warszawy. Spot reklamowy w BBC ma zachęcić biznesmenów z Europy do odwiedzania stolicy.

ZOBACZ TAKŻE
SONDAŻ
Czy podoba Ci się spot BBC mający reklamować Warszawę?

Tak. Jest interesujący i z pewnością zachęci obcokrajowców do przyjazdu.
Nie. Reklama nie zachęci nikogo do przyjazdu. Łódź miała lepszy spot w BBC.
Nie mam zdania.



Na początku manekiny dyskutują, gdzie zorganizować konferencję. Sympatyczna pani z końca stołu proponuje Warszawę. Następuje seria migawek z życia miasta - zabytki, lokale rozrywkowe i infrastruktura biznesowa. Manekiny spadają z krzeseł w szale radości.

Spot trwa 30 sekund i zostanie wyemitowany 280 razy. Obejrzą go w tzw. prime time wszyscy europejscy widzowie BBC World, ale głównymi adresatami są biznesmeni i menedżerowie. Emisja rozpoczęła się wczoraj i potrwa przez 11 tygodni.

Kampanię zorganizowała i sfinansowała Warsaw Destination Alliance, fundacja skupiająca około 90 firm, głównie warszawskich hoteli. Powstała, aby promować miasto na świecie. - Zdecydowaliśmy się na żartobliwą formę, bo chcemy wyróżnić się na tle kampanii innych miast - tłumaczy Joanna Falkowska z TBWA/PR, agencji realizującej kampanię.

- Skupiamy się na reklamie konkretnego waloru miasta, atrakcyjnego miejsca do organizacji spotkań biznesowych - dodaje Joanna Blicharska, executive manager z fundacji.

Fundacja już od pięciu lat promuje Warszawę. - W 2006 roku zorganizowaliśmy kampanię prasową w "International Herald Tribune", a BBC emitowała spot promujący turystyczne walory stolicy - wylicza Joanna Falkowska.

Jej zdaniem kampanie przynoszą wymierne efekty: - Wzrosła rozpoznawalność miasta, a członkowie fundacji zanotowali wzrost liczby gości. Teraz też jesteśmy pewni sukcesu.

Obejrzyj reklamę Łodzi w BBC

Przypomnij sobie reklamę Polski wyświetlaną w BBC i CNN

Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna