niedziela, 16 grudnia 2007

Gol Smolarka w lidze hiszpańskiej!


dw
W 62. min Ebi Smolarek zdobył głową wyrównującego gola dla Racingu w wyjazdowym meczu z Murcią. To druga bramka Polaka w Primera Division.
Jak Smolarek strzelił gola zobacz na blogu Supergigant

Jego drużyna nieszczęśliwie przegrała jednak 1:2. Racing był zespołem lepszym, stracił jednak bramkę po idiotycznym zagraniu ręką swojego stopera, a potem jeszcze sędzia nie podyktował karnego po faulu na Smolarku.

Racing przegrywał od 56. min po strzale Goitoma. Dlatego trener Marcelino odstąpił od tradycji zastępowania Polaka przez Tchite. Tym razem gracz z Konga wszedł w 60. min za Ayoze, a zaraz po tym Smolarek wyrównał. Strzelił głową po rzucie rożnym swojej drużyny.

Racing stracił jednak drugą bramkę w 83. min, z rzutu karnego. Stoper gości Maraton zagrał piłkę ręką i jedenastkę wykorzystał Baiano. W 86. min Smolarek był faulowany w polu karnym, ale sędzia uznał, że był spalony. Gazety hiszpańskie "Marca" i "As" napisały, że była to decyzja bardzo kontrowersyjna.

Zespół Polaka przegrał, został jednak na szóstym miejscu w tabeli dającym start w Pucharze UEFA. Tyle, że kolejny mecz Racing gra ponownie na wyjeździe z Sevillą.

Sześcioro zabitych w wypadku pod Mierzęcicami

judy
2007-12-16, ostatnia aktualizacja 2007-12-16 21:27

Wśród ofiar niedzielnego wypadku na drodze ekspresowej jest mieszkaniec Chorzowa, czterej mieszkańcy woj. dolnośląskiego i jeden z Małopolski. Najmłodszy miał 15 lat, najstarszy - 46.

Do wypadku doszło przed godziną piątą rano. Kierowca BMW jadącego w stronę lotniska w Pyrzowicach najprawdopodobniej stracił panowanie nad kierownicą. Auto uderzyło najpierw w betonowe barierki odgradzające pasy jezdni, potem w słup tablicy z drogowskazami, a następnie w filar biegnącego nad drogą wiaduktu. Potem stanęło w płomieniach.

Siła uderzeń była tak wielka, że wszystkich podróżujących wyrzuciło z auta. Ponieśli śmierć na miejscu. Szczątki samochodu były rozrzucone na obu pasach ruchu na długości 100 m.

- Najprawdopodobniej przyczyną wypadku była mżawka i niedostosowana do takich warunków prędkość - poinformował Piotr Bieniak z Zespołu Prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.

O tym, że na drodze było wyjątkowo ślisko, przekonali się strażacy. Kilka godzin po wypadku jeden z zastępów jechał zmienić kolegów pracujących na miejscu tragedii. 200 m od celu ich terenowy samochód wpadł w poślizg i dachował. Czterech rannych strażaków trafiło na oddział ratunkowy Szpitala św. Barbary w Sosnowcu.

Milan mistrzem świata, Maldini kończy karierę

Rafał Stec
2007-12-16, ostatnia aktualizacja 2007-12-16 17:44
Zobacz powiększenie
Fot. KIM KYUNG-HOON REUTERS

Dzięki zwycięstwu 4:2 nad Boca Juniors mediolańczycy zostali najbardziej utytułowanym w rozgrywkach międzynarodowych klubem w historii. - W czerwcu kończę grać. Bez żalu, od futbolu dostałem wszystko - ogłosił Paolo Maldini.

Zobacz powiekszenie
Fot. Toru Hanai REUTERS Zobacz powiekszenie
Fot. ISSEI KATO REUTERS Zobacz powiekszenie
Fot. KIM KYUNG-HOON REUTERS
ZOBACZ TAKŻE
SERWISY
Wspięcie się na szczyt klasyfikacji wszech czasów szefowie Milanu zapowiadali już wiosną, po triumfie w Lidze Mistrzów. Chcieli wyprzedzić właśnie Boca Juniors, którzy uzbierali 17 międzynarodowych trofeów. Rossoneri od niedzieli mają ich 18 - siedem razy zdobywali Puchar Europy, dwa razy - nieistniejący już Puchar Europy, pięć razy Superpuchar Europy (ostatni w sierpniu), trzy razy Puchar Interkontynentalny (ostatnio zastąpiony przez klubowe mistrzostwa świata). Dalej w tej nieoficjalnej klasyfikacji plasują się inny klub z Argentyny - Independiente - oraz Real Madryt.

We Włoszech Milan najbardziej utytułowany nie jest, dalece ustępując Juventusowi (27 krajowych trofeów wobec 40 zebranych przez turyńczyków). Prezesi w kółko jednak powtarzają, że budują markę globalną, więc Serie A interesują się mniej - teraz ich piłkarze tkwią w dolnej połowie tabeli, a w zeszłym sezonie ledwie doczłapali do czwartego miejsca, które pozwoliło im zagrać w eliminacjach LM. Plan na bieżący sezon został nakreślony już wiele miesięcy temu - wszystko miało być podporządkowane Champions League, ale także Superpucharowi Europy oraz właśnie klubowym MŚ.

I Milan rzeczywiście przyleciał na turniej do Japonii doskonale przygotowany. Bohater finału Kaka, wybrany niedawno na gracza roku w plebiscycie "France Football", znów - po tygodniach występów przeciętnych - zagrał fenomenalnie, wypracowując dwa gole i samemu strzelając trzeciego. Te wypracowane dołożył do swego bogatego dorobku Filippo Inzaghi, który też ustanowił rekord, bo trafiał do siatki w 14 różnych rozgrywkach. Mediolańskie rekordy można by zresztą wyliczać bez końca, bo niemal każdy piłkarz jest jakoś statystycznie wyjątkowy - w niedzielę na lewej obronie zagrał m.in. 39-letni Paolo Maldini, którego dorobek w sporej mierze pokrywa się z dorobkiem klubu, bo karierę w nim zaczął w latach 80., gdy rodziła się potęga drużyny.

Symbol Milanu grywa już rzadko, długo przygotowuje się do pojedynczych - zazwyczaj tych najważniejszych - meczów. W niedzielę wystąpił na wyjątkowo wyczerpującej pozycji, bowiem przy systemie gry trenera Carlo Ancelottiego - pozbawionym skrzydłowych - boczni obrońcy muszą harować na całej długości boiska. A jednak Maldini wytrwał na boisku 90 minut.

- Męczę się, walczę z bólem, ale wciąż czerpię z piłki przyjemność. Niestety, ból zaczyna brać górę - tak Włoch tłumaczył po meczu swą deklarację, że po sezonie wreszcie zakończy karierę.

Rezygnować nie zamierza za to 34-letni Filippo Inzaghi, który osiągnął chyba szczytową formę w karierze. On też gra jak cały Milan - nie strzela co sezon 20-30 goli, ale w najważniejszych momentach nie zawodzi. W tym roku zdobył aż pięć finałowych bramek - wcześniej trafiał w ostatnim starciu LM z Liverpoolem oraz Superpucharze Europy z Sevillą. Prezes Adriano Galliani nazwał go w niedzielę piłkarzem stratosferycznym, nawiązując do przymiotnika "galaktyczny", jakim kilka lat temu określano gwiazdy Realu Madryt.

Ludzie Milanu będą zatem wracać z Japonii w nastrojach euforycznych, tymczasem trener Interu Mediolan wykpił klubowe MŚ - hałas wokół niego - jako turniej zbliżony do towarzyskiego. - Lepiej było kiedyś, gdy najlepsza drużyna z Europy rozgrywała jeden mecz z najlepszą drużyną z Ameryki Południowej. To absurd organizować sześć spotkań, jeśli są tylko dwa zespoły zasługujące na finał (Milan wcześniej pokonał japońską Urawę Red Diamonds, a Boca tunezyjskie Etoile du Sahel - red.) - powiedział Roberto Mancini.

Niewykluczone, że rozpoczął właśnie psychologiczne gierki przed wieczorem 23 grudnia, kiedy odbędą się derby Mediolanu.

Zajrzyj na blog Rafała Steca

AC Milan - Boca Juniors 4:2 (1:1)
Inzaghi (21., 70.), Nesta (50.), Kaka (61.) - Palacio (23.), Ledesma (85.)
Żółte kartki: Ambrosini, Kaka - Ibarra, Battaglia, Paletta
Czerwone kartki: Kaładze (77.) - Ledesma (88.)
Sędziował Marco Rodriguez (Meksyk)
Widzów: 68 263
Milan: Dida - Maldini, Nesta, Kaladze, Bonera - Gattuso (65. Emerson), Pirlo, Ambrosini - Kaka, Seedorf (87. Brocchi) - Inzaghi (76. Cafu)
Boca: Caranta - Ibarra, Maidana, Paletta, Morel Rodriguez - Battaglia, Alvaro Gonzalez (67. Ledesma), Banega, Cardozo (68. Gracian) - Palacio, Palermo

MU i Arsenal wygrały w dreszczowcach na szczycie Premier League

Michał Pol
2007-12-16, ostatnia aktualizacja 2007-12-17 08:54

Dwa dreszczowce na szczycie Premier League. Manchester United pokonał na wyjedzie Liverpool, a w dużo lepszym meczu Arsenal wygrał z Chelsea i wyprzedza MU jednym punktem

Zobacz powiekszenie
Fot. Kuba Atys / AG
William Gallas
SERWISY
Jak padły gole zobacz na blogu Supergigant

17. kolejka Premier League: wyniki, składy, strzelcy bramek, tabela "Żegnaj Anfield, drugi domu Man United" - śpiewali kibice "Czerwonych Diabłów", opuszczając stadion Liverpoolu. W sześciu ostatnich meczach ich piłkarze aż pięć razy pokonali na wyjeździe "The Reds", a raz zremisowali.

Niedzielny mecz nie był pięknym widowiskiem, ale zażartą wojną o każdą piłkę. Zawodnicy obu drużyn do minimum ograniczali rywalom miejsce na rozegranie piłki. Pozostawało więc czekać, aż ktoś popełni błąd. Najsłabszym ogniwem w drużynie gości niespodziewanie okazał się Edwin van der Sar. Bramkarz MU dwukrotnie zderzał się z własnymi obrońcami, zostawiając pustą bramkę, ale "The Reds" nie potrafili wykorzystać okazji. Najpierw po błędzie Holendra piłkę z linii bramkowej wybił Brazylijczyk Anderson. Chwilę później van der Sar zderzył się z Rio Ferdinandem, a tym razem sytuację uratował Francuz Patrice Evra. Dobitka Fernando Torresa o centymetry minęła słupek. Fani "The Reds" i trener Benitez bardzo liczyli na hiszpańskiego napastnika, ale twardo grający Ferdinand i Nemanja Vidić nie pozwolili na wiele Torresowi. Jedynego gola zdobył Carlos Tévez w 43. min. Argentyńczyk dołożył nogę po strzale Wayne Rooneya i wpakował piłkę do siatki. Później piłkarze MU rozsądnie bronili. Liverpool zaczął dominować, kiedy Benitez wpuścił na boisko Ryana Babela. Holender mógł zdobyć wyrównanie po błędzie Browna, ale minimalnie chybił.

- To fantastyczne, że zwycięstwo na Anfield staje się powoli tradycją, ale znów wygraliśmy szczęśliwie. Cholernie ciężko się tu gra, bo presja jest wielka, a "The Reds" zawsze świetnie bronią. Ale dziś stawiliśmy czoła wszystkiemu, co rzucili przeciwko nam. Tak się wygrywa na Anfield! - cieszył się po meczu Ferdinand.

- To był typowy mecz United kontra Liverpool, więc jak zwykle nie chodziło o granie w futbol, ale o wygranie. Ten wynik nie przesądza o mistrzostwie Anglii. Jeśli jednak w nowy rok wejdziemy z taką różnicą punktów, będziemy w świetnej pozycji, żeby obronić tytuł - stwierdził trener Alex Ferguson. Szkot ujawnił przed meczem, że przed odejściem na emeryturę postawił sobie za cel wyprzedzenie Liverpoolu w liczbie mistrzowskich tytułów. "The Reds" zdobyli ich 18, MU - 16.

- Wiedzieliśmy, że w starciu z MU nie będziemy mieli zbyt wiele okazji, dlatego tak boli, że nie wykorzystaliśmy tych kilku świetnych. Oni wykorzystali jedną jedyną i na tym polega różnica między naszymi zespołami - narzekał Rafael Benitez, którego czeka w tym tygodniu rozmowa "o przyszłości" z dwoma amerykańskimi właścicielami "The Reds". Obaj nie mieli po meczu szczęśliwych min, bo wymarzony od 17 lat tytuł mistrza Anglii znacznie się od Liverpoolu oddalił. - Nie rzucam jeszcze ręcznika. Długa droga do końca sezonu - zapewnia Benitez.

Kilka godzin później na Emirates Stadium w Londynie także padł wynik 1:0, ale po zupełnie innym spotkaniu: dynamicznym, pełnym fantastycznych strzałów i parad obu bramkarzy. Piłkarze Arsenalu w świetnym stylu utrzymywali się przy piłce i powinni byli wygrać dużo, dużo wyżej. Sędzia nie uznał im w końcówce dwóch goli - Robin van Persie strzelił po minimalnym spalonym, a Emmanuel Adebayor przed strzałem faulował. Fantastycznych sytuacji sam na sam z bramkarzem nie wykorzystali Tomas Rosicky i Cesc Fabregas. Ten ostatni po nieudanym strzale brzydko sfaulował Ashleya Cola, na co wygwizdywany były zawodnik Arsenalu uderzył Hiszpana w twarz.

Niewykorzystane sytuacje mogły się zemścić na "Kanonierach". W końcówce strzał Andrija Szewczenki z wolnego Manuel Almunia z trudem wybił nad poprzeczkę. Jedynego gola zdobył tuż przed gwizdkiem na przerwę były zawodnik Chelsea William Gallas. Francuz wykorzystał rzadki błąd Petra Cecha, który nie sięgnął piłki po dośrodkowaniu. Przepuścił ją także Tal Ben Haim i Francuz wpakował piłkę do siatki.

- Zasłużyliśmy na wygraną, ale akurat mój gol był wyjątkowo szczęśliwy. Byłem kompletnie zaskoczony, że piłka do mnie doleciała. Petr zwykle zasługuje na miano najlepszego bramkarza świata. Na szczęście popełnił ten jeden błąd. To niezwykle ważna wygrana, wiem, jak wielką radość sprawiła chłopakom i kibicom - stwierdził Gallas, nowy kapitan Arsenalu. Spotkania nie dokończył za to kapitan Chelsea John Terry, który po kopnięciu w podeszwę Emmanuela Eboue został odwieziony do szpitala na prześwietlenie.

Liczby kolejki

6

lat temu Manchester United po raz ostatni przegrał na Anfield Road z Liverpoolem. 4 listopada 2001 roku "The Reds" z Jerzym Dudkiem w bramce wygrali 3:1

2.

porażki doznała Chelsea pod wodzą Avrama Granta. 23 września trener debiutował, a "The Blues" ulegli Manchesterowi United na Old Trafford