środa, 7 maja 2008

Putin Złotousty, czyli słynne powiedzonka byłego prezydenta Rosji

Monika Greszta
2008-05-07, ostatnia aktualizacja 2008-05-07 22:09

Władimir Putin, który po 8 latach sprawowania najwyższej władzy w Rosji pożegnał się dziś ze stanowiskiem prezydenta, zapisze się w pamięci Rosjan nie tylko ze względu na to co zrobił, ale także ze względu na to, co powiedział. Putin słynął z barwnych powiedzonek i świetnej znajomości rosyjskich przysłów. Agencja RIA Nowosti wybrała najbardziej popularne z nich.

Zobacz powiekszenie
Fot. LUCA BRUNO AP
Władimir Putin podczas konferencji prasowej, na której spytano go czy to prawda, że rozwiódł się i zamirza poślubić młodą gimnastyczkę
Łódź utonęła

We wrześniu 2000 roku na pytanie dziennikarza CNN, co stało się z rosyjską łodzią podwodną "Kursk", Putin skwitował: "Utonęła".

Możemy obrzezać

"Jeśli chce pan zostać ultraradykalnym islamistą i gotowy jest pan poddać się obrzezaniu, to zapraszam do Moskwy. Przeprowadzimy zabieg tak, żeby nic już panu nie wyrosło" - powiedział Putin w listopadzie 2002 roku po szczycie Rosja-Unia Europejska w odpowiedzi na stwierdzenie jednego z dziennikarzy, że Rosja tłumi wolność Czeczeni.

Jeść ziemię

"Wszyscy oni kłamią! Czego ode mnie oczekujecie? Żebym ziemię jadł z doniczki z kwiatami, albo przysięgał na własną krew?" - powiedział wzburzony Putin na konferencji na Kremlu w lutym 2008 roku, poproszony przez dziennikarza, żeby zagwarantował, że w Rosji nie będzie denominacji.

Prawdziwy mężczyzna

"W znanym włoskim filmie jest takie zdanie: "prawdziwy mężczyzna powinien się zawsze starać, a prawdziwa kobieta - opierać" - powiedział Putin podczas konferencji prasowej na Kremlu w grudniu 2004 roku, odpowiadając na zarzut, że w Rosji łamana jest wolność słowa. Putin poradził mediom kierować się tą zasadą.

Portrety na jajkach

Poproszony podczas konferencji prasowej w czerwcu 2002 o skomentowanie faktu, iż na jajach wielkanocnych pojawiły się jego wizerunki, Putin powiedział: "Na jajach mnie malują? Nie wiem co tam sobie malują, bo nie widziałem".

Ostatni seks

"Zapytano mnie, kiedy zacząłem uprawiać seks" - powiedział Putin, zdając relację z konferencji internetowej z Rosjanami, która odbyła się w lipcu 2006 roku. "No to kiedy?" - zaczęli dopytywać się dziennikarze. "Nie pamiętam. Za to doskonale pamiętam, kiedy robiłem to ostatnio, mogę określić co do minuty" - powiedział Putin.

Biały karzełek

"Na moją prośbę Lew Matwiejewicz zorganizował dla mnie i moich kolegów z Rady Bezpieczeństwa serię wykładów o narodzinach wszechświata, badaniach kosmicznych, Słońcu, oraz o wzajemnych oddziaływaniach między Słońcem, Ziemią i innymi planetami. Bardzo to było interesujące i pouczające... Lew Matwiejewicz powiedział nam między innymi o tym, że za 7 mld lat Słońce przestanie istnieć i przekształci się w takiego białego karzełka. Trudno się z tym faktem pogodzić, choć perspektywa ta jest jeszcze daleka - powiedział Putin na posiedzeniu prezydium Rady Państwowej dotyczącym kosmosu w Kałudze w marcu 2007 roku.

Cechy płciowe

"Gdyby babcia miała pewne cechy płciowe, to byłaby dziadkiem... Polityka nienawidzi trybu przypuszczającego" - powiedział Putin w odpowiedzi na pytanie o możliwość wprowadzenia przez Rosję sankcji wobec Iranu podczas spotkania z przedstawicielami agencji informacyjnych państw G8 w czerwcu 2006 roku.

Głowa na karku

"Urzędnik państwowy powinien przede wszystkim mieć głowę na karku. Żeby ustanawiać stosunki międzynarodowe należy kierować się nie emocjami, lecz podstawowym interesem swojego kraju" - powiedział Putin podczas konferencji na Kremlu w lutym 2008 roku, komentując wypowiedź Hillary Clinton, która zarzuciła mu, że jest bezduszny.

Będzie śnieg

"Na wybrzeżu można rozkoszować się piękną wiosenną pogodą, podczas gdy w górach panuje prawdziwa zima. Wiem coś o tym, bo 6-7 tygodni temu jeździłem tam na nartach. Gwarantuję, że będzie śnieg" - powiedział Putin przedstawiając kandydaturę Soczi do organizacji zimowej olimpiady w 2014 roku podczas oficjalnego spotkania w Gwatemali w lipcu 2007 roku.

Niczym galernik

"Nie jest mi wstyd przed obywatelami, którzy dwukrotnie na mnie głosowali, dzięki czemu zostałem wybrany na prezydenta Rosji. Przez te 8 lat harowałem jak niewolnik na galerach, od świtu do zmierzchu, i nie szczędziłem sił" - powiedział Putin na konferencji prasowej, która odbyła się na Kremlu w lutym 2008 roku.

Na mnie się patrzeć!

"Tu się patrzeć! I słuchać, co mówię! A jeśli ktoś nie jest zainteresowany, to droga wolna..." - powiedział Putin do urzędników podczas posiedzenia prezydium Rady Państwowej i Rady Bezpieczeństwa w listopadzie 2003 roku.

Jak w szwajcarskim zegarku

"Chciałbym, żeby rząd w Moskwie, władze lokalne i organy federalne w Rosji chodziły jak szwajcarski zegarek, bez przerwy: do wyborów i zaraz po wyborach, od marca do maja 2008 roku - powiedział Putin na spotkaniu z uczestnikami Międzynarodowego klubu dyskusyjnego "Wałdaj" w Soczi we wrześniu 2007 roku.

Nie ładnie podsłuchiwać

"Opisując przedstawicieli prasy posłużę się żartem, który zwykliśmy opowiadać, kiedy pracowałem w zgoła odmiennej organizacji: "Przysłali ich tu żeby podglądali, a oni podsłuchują. Nieładnie..." - powiedział Putin podczas konferencji z Rosjanami w październiku 2006 roku, komentując fakt opublikowania jego wypowiedzi, nie przeznaczonej dla prasy.

Bush nie ma lekko

"Zwierzchników jest dużo, ale ostateczne słowo należy do głowy państwa. To niemały ciężar moralny. Spoczywa on na głowach małych i dużych państw. A co Wam się wydaje, że Bush to ma lekko?" - powiedział Putin podczas konferencji prasowej na Kremlu w lutym 2008 roku.

Figa z makiem

"Nie będziemy prowadzić rozmów (z państwami bałtyckimi) na temat jakichkolwiek roszczeń terytorialnych. Prędzej dostaną figę z makiem niż rejon pytałowski - powiedział Putin na spotkaniu z dziennikarzami "Komsomolskiej prawdy" w maju 2005 roku, odnosząc się do roszczeń Łotwy wobec rejonu pytałowskiego znajdującego się w obwodzie pskowskim.

Śmierdzące "chruszczowki"

"Zajmijcie się lepiej kwestią zmiany warunków mieszkalnych wojskowych, zaczynając od Dalekiego Wschodu. I niech to zostanie załatwione szybko - żeby nasi wojskowi nie musieli dłużej mieszkać w tych śmierdzących "chruszczowkach", tylko w domach godnych oficera rosyjskiej armii - powiedział Putin w listopadzie 2007 roku podczas posiedzenia kierownictwa sił zbrojnych.

"Pewne miejsce"

"Wszyscy powinni sobie raz na zawsze zapamiętać: trzeba zawsze przestrzegać prawa, a nie tylko wtedy, kiedy złapią Cię za... pewne miejsce" - powiedział Putin w wywiadzie dla włoskich mediów w listopadzie 2003 roku, odnosząc się do kwestii Jukosu.

Medvedev becomes Russia's leader


Advertisement

Dmitry Medvedev is sworn in as president

Dmitry Medvedev has promised to extend Russia's civil and economic freedoms after being sworn in as new president.

"Human rights and freedoms ... are deemed of the highest value for our society," he said at a lavish inauguration ceremony in the Kremlin.

Mr Medvedev took over from Vladimir Putin, becoming Russia's third leader since the collapse of the USSR in 1991.

Within hours, Mr Medvedev, 42, nominated Mr Putin, his mentor, as prime minister.

"Medvedev has put forward Putin's candidacy for prime minister to parliament," a Kremlin spokesman said.

He is expected to take up his post as early as Thursday.

Mr Putin, a 55-year-old former KGB agent, was barred by the constitution from running for a third consecutive presidential term in the March elections.

Gun salute

Mr Medvedev won a landslide victory in the polls, and Wednesday's inauguration capped his sharp ascendance from obscurity.

Dmitry Medvedev takes the presidential oath
I'm going to pay special attention to the fundamental role of the law. We must achieve a true respect in law, overcome the legal nihilism
Dmitry Medvedev

It was held in the Kremlin's magnificent St Andrew's Hall.

The ceremony began with an honour guard bringing in the symbols of the presidential office.

Mr Putin then made a short speech, describing the handover of power as "a hugely important stage" for Russia.

"It's extremely important... to continue the course that has already been taken and has justified itself," said Mr Putin, referring to his eight years in power.

Mr Medvedev then took an oath on a red-bound copy of the Russian constitution.

In a brief speech, he pledged to work for "a better" Russia, developing "civil and economic freedom".

He said that "human rights and freedoms... determine the meaning and content of all state activity".

Mr Medvedev also stressed he would "pay special attention to the fundamental role of the law".

He then thanked Mr Putin for his personal support, saying he hoped he would enjoy such backing in the future.

A 30-gun salute was then fired from the Kremlin embankment to mark Mr Medvedev's inauguration.

The grand ceremony was the expression of a new confidence that oil- and gas-rich Russia now feels, correspondents say.

Lengthy partnership

Having campaigned as Mr Putin's protege and tied himself to his mentor's policies as soon as his victory became known, analysts say it is no surprise that Mr Putin will continue to play a central role.

Vladimir Putin speaks at Mr Medvedev's inauguration ceremony
Mr Putin urged Russians to support his successor

An economic liberal, Mr Medvedev has served Mr Putin as first deputy prime minister, chairman of Gazprom - Russia's enormous state-run gas monopoly, campaign chief and chief of staff.

But his working relationship with his predecessor goes back much further.

A lawyer by training, in the 1990s Mr Medvedev was an assistant professor at St Petersburg State University, during which time he became an expert consultant for the city's mayor - one Vladimir Putin.

And, analysts suggest, their partnership looks set to continue.

But the question of who wields the real power in the Kremlin will continue to fascinate, puzzle and perplex, the BBC's James Rodgers in Moscow says.

Mr Putin will remain Russia's most popular politician for the foreseeable future, which will give him huge influence over the man he mentored as his successor, our correspondent says.

'Wait and see'

The Kremlin's lack of tolerance for dissenters was highlighted on Tuesday as police detained dozens of would-be protestors in advance of a planned rally by The Other Russia, an opposition group led by world chess champion Garry Kasparov.

However, there are hopes - both in Russia and abroad - that the country will be changing under Mr Medvedev.

"Any day that you can exchange a member of the secret police for a law professor is a good day," international lawyer Robert Amsterdam, who represents jailed Yukos boss Mikhail Khodorkovsky, told the BBC.

"We'll simply have to wait and see," he added.

Putin nie jest już prezydentem Rosji

Zaprzysiężenie Dmitrija Miedwiediewa

Dmitrij Miedwiediew zastąpił Władimira Putina na fotelu prezydenta Rosji

Czerwony dywan, złote żyrandole i klaszczące tłumy - takie powitanie zgotowali Rosjanie nowemu prezydentowi, Dmitrijowi Miedwiediewowi. To właśnie on jest od dziś prezydentem Rosji. Fotel zwolnił dotychczasowy car, Władimir Putin, który już jutro zostanie premierem. W Rosji zaczyna się nowa epoka - tandemokracja.

czytaj dalej...
REKLAMA

Ceremonia odbyła się, zgodnie ze zwyczajem, w najświetniejszej sali moskiewskiego Kremla. Ale jest też nowość - pierwszy raz w historii współczesnej Rosji nowy prezydent odebrał nominację z rąk swojego poprzednika. Gdy to Putin w 2000 roku pierwszy raz wstępował na stanowisko prezydenta, na Kremlu zabrakło wówczas ustępującego Borysa Jelcyna.

Dziś rękę Miedwiediewa uścisnął sam Putin - człowiek, który wskazał go na swego następcę, i którego poparcie zapewniło nowemu prezydentowi zwycięstwo w wyborach. Komentatorzy mówią, że jest to otwarcie nowej epoki w dziejach Rosji - tandemokracji.

Miedwiediew otwarcie zapowiada, że będzie kontynuował politykę Putina. Nikt też nie ma wątpliwości, że tego właśnie oczekuje od niego ustępujący prezydent, który będzie teraz szefował rządowi.

Rosyjskie Bizancjum na Kremlu

Scenariusz ceremonii był dopracowany w najdrobniejszych szczegółach. Nie było ani bardziej, ani mniej rozbudowany niż ten w latach 2000 i 2004, kiedy nominację odbierał Władimir Putin.

Na Kreml zaproszono około dwóch tysięcy gości, w tym 140 cudzoziemców - przede wszystkim ambasadorów.

Ceremonia odbywała się w trzech urządzonych z przepychem salach Kremla. Dmitrij Miedwiediew tuż przed godziną 10 czasu polskiego przyjechał pod pałac limuzyną. Wysiadł, po czym przeszedł po czerwonym dywanie kolejno przez wszystkie trzy złocone sale.

W trzeciej, wypełnionej po brzegi klaszczącymi gośćmi, wstąpił na specjalne podium, gdzie na tle rosyjskiej flagi czekał już na niego ustępujący ze stanowiska Władimir Putin. Politycy wymienili uściski, po czym głos zabrał odchodzący prezydent. Mówił o tym, jak ważne jest silne państwo.

Potem już najważniejszym bohaterem był Miedwiediew, który odebrał specjalny order - symbol władzy prezydenckiej w Rosji. Potem prawą rękę położył na konstytucji i złożył przysięgę przed przedstawicielem Sądu Konstytucyjnego. Gdy ucichły oklaski, Miedwiediew zabrał głos, już jako prezydent Rosji.

Na cześć nowego przywódcy wystrzelono salwy z 30 armat. Potem Miedwiediew razem z Putinem wyszedł na dziedziniec, by odebrać paradę żołnierzy z pułku prezydenckiego.

Ceremonię transmitowały na żywo wszystkie najważniejsze rosyjskie telewizje.

A co z Putinem?

Władimir Putin, człowiek, który przez ostatnie osiem lat rządził Rosją, nie rozstaje się z władzą. Od dziś obejmuje przywództwo najsilniejszej partii w kraju, Jednej Rosji. I to on stanie na czele nowego rządu.

Gabinet Wiktora Zubkowa, wraz z zaprzysiężeniem nowego prezydenta, podaje się do dymisji. Od dawna wiadomo, że nowym szefem rządu będzie właśnie były prezydent.

Putin przez dłuższy czas nie chciał jasno stwierdzić, że nie będzie się starał o trzecią kadencję na fotelu prezydenta. Co prawda zabrania tego konstytucja, ale jej zmiana nie stanowiłaby dla niego problemu.

Jednak Putin zdecydował się na eksperyment. Niemiecka gazeta "Suddeutsche Zeitung" nazywa to tandemokracją. Ustąpił ze stanowiska, które przekazał zaufanemu człowiekowi, a sam stanął na czele największej i najsilniejszej partii. Jednocześnie nie wstąpił do niej i pozostał bezpartyjny. Jutro Dmitrij Miedwiediew wskaże go jako kandydata na nowego premiera. W ten sposób w rękach dwójki ludzi będzie cała władza nad Rosją.

Miedwiediew to nie nowy Gorbaczow

Andrzej Pisalnik 07-05-2008, ostatnia aktualizacja 07-05-2008 17:57

Gdyby Władimir Putin znalazł się poza obrębem władzy, wielu Rosjan uznałoby, że przeszedł do opozycji – mówi „Rzeczpospolitej” doradca polityczny Kremla Gleb Pawłowski

Rz: Dwa tygodnie przed inauguracją namaszczonego przez siebie następcy prezydent Putin odznaczył pana medalem Za Zasługi dla Ojczyzny. Czy to nagroda za wkład w skuteczną realizację projektu przekazania władzy?

Gleb Pawłowski: Myślę, że ma to związek z całym ośmioletnim okresem naszej współpracy. Przecież cała prezydentura Putina była okresem przejścia, przeobrażania odziedziczonego po ZSRR państwa postimperialnego w państwo narodowe. Najbardziej odpowiedzialnym i ryzykownym etapem tych przemian była zmiana warty na Kremlu.

Należało przeprowadzić ją bez wstrząsów, zapewniając krajowi możliwość dalszego stabilnego rozwoju. Udało się to przede wszystkim dzięki wysiłkom zespołowym. Traktuję więc nagrodę jako wyraz uznania dla pracy wielu ludzi.

Jeszcze rok temu zapewniał mnie pan, że po odejściu z Kremla Putin pozostanie kluczową postacią rosyjskiej polityki, nawet jeśli nie będzie piastował żadnego urzędu. Dlaczego zdecydował się pozostać na szczytach władzy?

Do jesieni zeszłego roku rozważał różne warianty. Również zakładający wywieranie wpływu na procesy polityczne zza kulis.

Oznaczałoby to jednak potrzebę rozdrobnienia sceny politycznej, by mógł pozostać arbitrem walki licznych ugrupowań. Sądzę, iż uświadomił sobie jednak, że prowadziłoby to do degradacji sfery publicznej, która i tak nie ma w Rosji najlepszej kondycji.

Rozważany w pewnym momencie model słabego prezydenta i mocnego premiera odpadł ze względu na doświadczenia ukraińskie. Optymalne wydawało się pozostanie we władzach, gdyż tylko taki układ gwarantował utrzymanie zaufania społeczeństwa do całego systemu politycznego. Gdyby Putin znalazł się poza obrębem władzy, wielu Rosjan uznałoby, że przeszedł do opozycji.

Jak można nazwać system rządzenia, który od dziś będzie obowiązywał w Rosji?

Nie chciałbym wymyślać żadnych efekciarskich definicji. Ta koncepcja wynika z naszej konstytucji, która przewiduje funkcjonowanie dwugłowej władzy: silnego prezydenta i silnego premiera. To założenie nigdy nie zostało jednak zrealizowane. W roku 1993 Borys Jelcyn, rozczarowany wynikami wyborów parlamentarnych, w których Gajdar przegrał z Żyrinowskim, zastosował taktykę mianowania „technicznych” premierów. Putin odziedziczył ten model jako ukształtowaną tradycję. Obecnie mamy do czynienia z powrotem do systemu, który wynika z konstytucji, a nie z tradycji politycznej. Podobne konstrukcje funkcjonują w wielu krajach europejskich, w których premier i prezydent nie dążą do dominacji jednego nad drugim. Często współpracują, nawet jeśli należą do różnych partii.

Czy jako premier Putin uzyska kontrolę nad resortami siłowymi i MSZ, które dotąd podlegały Kremlowi?

Myślę, iż w nie większym stopniu, niż jest to przewidziane w konstytucji. Inna sprawa, że konstytucję można interpretować na różne sposoby. Zgodnie z zapisami konstytucyjnymi kontrolę nad resortami siłowymi i MSZ sprawuje prezydent. Kandydatury ich szefów zgłasza jednak premier. Wcześniej wyglądało to jak zwykła formalność. Ale można przecież potraktować tę procedurę z całą powagą. Nie zapominałbym też o możliwości łączenia stanowisk. Nie wiem, jak jest w Polsce, ale we Francji i we Włoszech nierzadko się zdarzało, że premier sprawował jednocześnie funkcje ministra obrony lub szefa dyplomacji. Nie wykluczam, że w sytuacji kryzysowej taki układ mógłby być realizowany w Rosji.

Czy Putinowi i Miedwiediewowi uda się uniknąć pokusy obarczania partnera winą za ewentualne niepowodzenia?

Jesteśmy tylko ludźmi, którzy chętnie asekurują się i są skłonni dzielić się odpowiedzialnością za porażki z partnerem.

Uważam jednak, że nowy schemat pozwala na rozwiązywanie konfliktów na bieżąco, w drodze dialogu.

Konflikty może powodować także rywalizacja między otoczeniem premiera i prezydenta.

Już dostrzegam narastającą zazdrość i niechęć między ludźmi wchodzącymi do świty Miedwiediewa i Putina. Uważam jednak, że tylko słabi politycy dają się sterować otoczeniu. Ani Putin, ani Miedwiediew – o czym wkrótce będziemy mogli się przekonać – do takich nie należą.

Jak przekona nas Miedwiediew?

Jeśli będzie próbował zdobyć sympatię za pomocą technologii PR-owskich – na pewno poniesie klęskę. Putin zdobywał sympatię i zaufanie dzięki konkretnym osiągnięciom i wypracowaniu własnego stylu. Miedwiediew też będzie musiał zmierzyć się z konkretnymi problemami i zacząć realizować konkretne zadania. Mało kto dziś o tym wspomina, ale w pierwszym roku prezydentury Putina nie każdy jego krok spotykał się z aplauzem. Udało mu się przekonać do siebie opinię publiczną tylko dzięki konkretnym, pozytywnym wynikom.

Na Zachodzie jednak Miedwiediew już ma kredyt zaufania. Jest postrzegany jako lepsza alternatywa dla konfrontacyjnego i autorytarnego stylu polityki Putina. Czy nadzieje Zachodu są uzasadnione?

Ci, którzy spodziewają się, że będzie nowym Gorbaczowem, a jego polityka doprowadzi do podobnych wyników, głęboko się rozczarują.

Należy jednak przyznać, że w zakresie wolności słowa i swobód obywatelskich mamy jeszcze sporo problemów. Nie będę ukrywał, że sam też nie jestem bez grzechu. W okresie walki o stabilne przekazanie władzy przeholowaliśmy z propagandowym wykorzystaniem mediów do mobilizacji społeczeństwa wokół władzy. Teraz musimy z tego wychodzić, tworzyć zupełnie inną atmosferę. Istnieje realna potrzeba debat, dyskusji na temat rzeczywistych, a nie wyimaginowanych problemów. Niestety to, co obecnie oglądamy na naszych ekranach, określiłbym jako berluskonizację telewizji.

Władimir Putin przyzwyczaił społeczeństwo, że to on jest ostatnią instancją, której można poskarżyć się na złych urzędników i niesprawiedliwość. Do kogo mają się teraz odwoływać Rosjanie?

Dwa adresy są zawsze lepsze niż jeden. Nie wykluczam sytuacji, że na list skierowany do Kremla może odpowiedzieć kancelaria Putina. To jest poważny problem.

Tandem Putin – Miedwiediew to trwały schemat?

Nikt nie ślubował nikomu wiecznego piastowania posady. Założenie jest takie, że premiera zatwierdza się na całą kadencję prezydenta. Jak będzie w rzeczywistości? Bóg jeden wie.

Źródło : Rzeczpospolita

Debata po wystąpieniu Sikorskiego: duch przyszłości rządzi w MSZ

ika, reg 07-05-2008, ostatnia aktualizacja 08-05-2008 05:16

W kilkugodzinnej debacie poświęconej polityce zagranicznej posłowie nie tylko recenzowali wystąpienie w Sejmie szefa polskiej dyplomacji, mówili też o płaskostopiu politycznych oponentów i chińskiej wódce mao-tai.

Szef MSZ Radosław Sikorski po swoim expose
autor zdjęcia: Kuba Kamiński
źródło: Fotorzepa
Szef MSZ Radosław Sikorski po swoim expose

Posłowie Platformy chwalili Sikorskiego i odpierali formułowane wcześniej przez przedstawicieli PiS zarzuty, co do treści wystąpienia szefa polskiej dyplomacji.

Wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski (PO) przekonywał, że wbrew twierdzeniom PiS wystąpienie Sikorskiego zawierało koncepcję polityki załatwiania konkretnych spraw i popierania polskiego interesu narodowego.

Według polityka PO, polityka zagraniczna w wykonaniu obecnego rządu jest "otwarta na inne środowiska i inne partie oraz nie jest elementem konfrontacji wewnętrznej". Politykę konfrontacji, w ocenie Niesiołowskiego, próbują kontynuować przedstawiciele PiS.

- Do PiS-u ciągle nie dociera prawda dosyć jasna (...), że Niemcy nie prowadzą już z nami wojny, że wojna już się skończyła a Niemcy razem z nami są w UE, są naszym sąsiadem i są państwem generalnie przyjaznym Polsce - powiedział Niesiołowski.

W jego opinii, wystąpienia polityków PiS świadczą o tym, że "niektórzy tak twardo stoją na gruncie interesu narodowego, że dostali płaskostopia".

- Wolę być w partii z płaskostopiem, niż mieć przetrącony kręgosłup polityczny - ripostował w swoim wystąpieniu Zbigniew Girzyński (PiS).

Niesiołowski mówił też m.in. o zbliżającej się olimpiadzie w Pekinie. - Mamy prawo oczekiwać tego, że świat (...) znajdzie formułę, by opowiedzieć się po stronie bitych a nie bijących - powiedział wicemarszałek. W swoim wystąpieniu podkreślił, że "polityka nadmiernego głaskania chińskiego smoka" nie jest dobrą polityką.

Wicemarszałek z sejmowej trybuny wdał się w słowne utarczki z siedzącym na sali posłem Lewicy Tadeuszem Iwińskim, który zarzucił mu nieścisłości, jeśli chodzi o wymienione przez niego nazwiska chińskich przywódców. - Nie będziemy dyskutować panie pośle, pan w ogóle wszystko wie - odparował Niesiołowski.

Z kolei Iwiński, który przemawiał kilkanaście minut po Niesiołowskim, zaprosił wicemarszałka "w wolnej chwili" na kieliszek chińskiej wódki mao-tai "dla wyjaśnienia chińskich nieporozumień" z debaty. Poseł Lewicy ocenił, że wystąpienie Sikorskiego "było znacznie bardziej racjonalne niż expose sprzed roku niezapomnianej minister Fotygi". Jednak - podkreślił - nie oznacza to, że "należy być w pełni zadowolonym".

- Rząd uległ szantażowi PiS-u i mamy dziś sytuację, w której prezydent Lech Kaczyński narusza konstytucję, art.122, który mówi jasno, że prezydent ma na podpisanie ustawy, która wychodzi z Sejmu, 21 dni - powiedział Iwiński. Jak zwrócił uwagę, ustawa dotycząca ratyfikacji Traktatu opuściła Senat 2 kwietnia.

Prezydent podpisał już ustawę upoważniającą go do ratyfikacji Traktatu; z samą ratyfikacją Lech Kaczyński - jak mówi - czeka na ustawę kompetencyjną, którą chce podpisać tego samego dnia co Traktat.

Lena Dąbkowska-Cichocka (PiS) pytała z kolei Sikorskiego o stosunki polsko-niemieckie. Ciekawa była m.in. obecnego stanowiska ministra wobec gazociągu północnego, o którym - jak przypomniała - Sikorski w przeszłości, jako szef MON, wypowiedział się w kontekście paktu Ribbentrop-Mołotow.

W debacie głos zabrała też posłanka PiS, była minister sportu Elżbieta Jakubiak, która mówiła głównie o mistrzostwach Europy w piłce nożnej, które w 2012 r. mamy zorganizować wspólnie z Ukrainą. Według Jakubiak, rząd powinien przedstawić całościowy projekt strategiczny dotyczący relacji polsko-ukraińskich w kontekście Euro. Posłanka przekonywała, że na przykładzie tych mistrzostw "możemy pokazać jak pracują ze sobą dwa państwa"; jedno - członek UE i NATO, drugie - ciągle jeszcze poza sferą tych instytucji.

O Euro 2012 mówił też Girzyński, który skrytykował rząd za stan przygotowań do mistrzostw. W ferworze dyskusji nazwał Kazimierza Górskiego "Kazimierzem Wielkim". - To, co się dzieje w piłce nożnej w zakresie korupcji powoduje niestety, że duch Kazimierza Wielkiego bynajmniej... Kazimierza Górskiego (śmiech z sali) wielkiego trenera polskiej reprezentacji nad tą imprezą niestety dzisiaj nie panuje - mówił.

O zgoła innym duchu mówił Paweł Zalewski (niezrzeszony).

- Cieszę się, że duch przyszłości rządzi w MSZ - w ten sposób Zalewski skomentował wystąpienie Sikorskiego. Według niego, szef dyplomacji przedstawił "klarowną i logiczną (...) wizję polskiej polityki zagranicznej".

Zalewski ocenił, że obecnie ważną sprawą jest "umieszczenie Polski w środowisku międzynarodowym w kontekście UE", co zostało - jak dodał - "wybite" w wystąpieniu Sikorskiego. W tej kwestii, według Zalewskiego, istotne są relacje z Niemcami, naszym sojusznikiem, z którym "więcej nas łączy niż dzieli".

Poseł przyznał jednak, że dzielą nas tak ważne sprawy jak koncepcja bezpieczeństwa energetycznego czy gazociągu północnego. W ocenie Zalewskiego, wystąpienie Sikorskiego w części poświęconej Niemcom to "kredyt zaufania" dla tego kraju.

Sikorski odpiera zarzuty

Szef MSZ Radosław Sikorski odpierałw Sejmie skierowane pod adresem obecnych władz zarzuty m.in. "odwracania się od Ukrainy", prowadzenia niekonsekwentnej polityki wobec Białorusi oraz "oddania" Karty Praw Podstawowych.

Sikorski odniósł się m.in. do wypowiedzi posła PiS Pawła Kowala, który podczas debaty nad informacją apelował m.in. o "nieodwracanie się plecami do Ukrainy" i wsparcie jej aspiracji unijnych.

Według Sikorskiego, Kowal "powtórzył mantrę o odwracaniu się od Ukrainy". "Nie wiem, ile jeszcze można wykonać gestów i otrzymać podziękowań za działania, które rząd poczynił. Z Ukrainą mamy codzienny kontakt (...)" - podkreślił minister.

Nie zgodził się też z zarzutem dotyczącym prowadzenia niekonsekwentnej polityki wobec Białorusi. Zdaniem Sikorskiego, twierdzenie takie jest "wynikiem braku zrozumienia realiów białoruskich".

Szef MSZ zapewnił też posła Kowala, że "nie traktuje źle Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych w sprawach personalnych". "Nie przyszłoby nam do głowy wysyłanie do zaopiniowania przez komisję kandydatów na ambasadorów, których nominacje zostały wystawione" - mówił.

Sikorski nie zgodził się z twierdzeniem Marka Borowskiego (SdPl-Nowa Lewica), który powiedział w debacie, że Polska "oddała Kartę Praw Podstawowych". Szef MSZ podkreślił, że Polska przyjęła Kartę, "zawarowała sobie jedynie możliwość niestosowania wszystkich jej zapisów w wewnętrznym orzecznictwie".

Odpowiadając na pytanie Jolanty Szymanek-Deresz (Lewica), co MSZ zrobiło, aby zbliżyć się z Serbią, Sikorski "błagał" posłankę o czytanie gazet. - Podpisałem w zeszłym tygodniu umowę stowarzyszeniową UE z Serbią. Wymagało to błyskawicznych działań premiera, rady ministrów, aby dali na to zgodę - powiedział.

Nawiązując do pytań o kwestię budowy w Polsce elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej Sikorski powiedział, że postulat prowadzenia rozmów w sprawie tarczy z USA "jak równy z równym" jest szlachetnym postulatem - ale jak zaznaczył - z jedynym światowym supermocarstwem powinniśmy rozmawiać jak przyjaciel z przyjacielem.

- Gdyby hegemonia amerykańska była taka, jaka była kiedyś radziecka, to w ogóle byśmy nie negocjowali - powiedział. - To, że tak potężne państwo rozmawia z nami, dowodzi tego, że ta hegemonia jest łagodna jak na standardy światowe - dodał.

Minister odniósł się również do pytań o likwidację konsulatów. Jak podkreślił, decyzję o likwidacji podejmuje po określeniu proporcji "dobra do nakładów". - Jeżeli placówka wydaje 90 wiz i 3 paszporty w ciągu roku, a kosztuje kilka milionów, to podejmiemy takie decyzje - powiedział Sikorski.

Poinformował też, że działa już nowy polski konsulat w Manchesterze.

Sikorski zaznaczył, że od momentu, kiedy Polska znalazła się w strefie Schengen, "w sensie konsularnym" Europa nie jest już dla nas zagranicą. - Wizę Schengen można uzyskać w dowolnej placówce dowolnego kraju UE - dodał.

Źródło : PAP

Zaczęły się rządy Miedwiediewa

amk, ika, jen, reg, tvn24 07-05-2008, ostatnia aktualizacja 08-05-2008 05:15

Dmitrij Miedwiediew został zaprzysiężony na prezydenta Rosji. Uroczystość, na którą zaproszono ok. 2 tys. gości, odbyła się w dawnej rezydencji rosyjskich carów - Wielkim Pałacu Kremlowskim.

Przysięgę Miedwiediew złożył w Sali Andriejewskiej - sali tronowej carów.

Według nowego prezydenta najważniejsze dla Rosji są dalszy rozwój swobód obywatelskich i gospodarczych.

Miedwiediew szczególną wagę przywiązuje do fundamentalnej roli prawa, na którym - jak zauważył - opiera się rosyjskie państwo i społeczeństwo obywatelskie.

Podziękował swojemu poprzednikowi Władimirowi Putinowi za poparcie, które - jak podkreślił - cały czas odczuwał. "Jestem przekonany, że tak będzie też w przyszłości" - dodał Miedwiediew.

Zgodnie z rosyjską konstytucją dotychczasowy rząd Wiktora Zubkowa złożył dymisję na ręce nowego prezydenta.

Po zaprzysiężeniu Miedwiediew desygnował Putina na premiera i przesłał do Dumy Państwowej, niższej izby rosyjskiego parlamentu, wniosek o zatwierdzenie kandydatury Putina na szefa rządu.

Oczekuje się, że jeszcze w tym dniu kandydat na premiera spotka się na Kremlu z szefami wszystkich czterech frakcji parlamentarnych. Debata w Dumie nad kandydaturą Putina odbędzie się w czwartek.

Po uroczystościach zwierzchnik rosyjskiej Cerkwi prawosławnej, patriarcha Aleksy II w kremlowskim Soborze Zwiastowania poprowadził modlitwę w intencji Miedwiediewa.

Wieczorem nowy prezydent wydał na Kremlu przyjęcie

- Przyszłość Rosji zależy bezpośrednio od rozwoju w niej społeczeństwa obywatelskiego i państwa prawnego - powiedział podczas przyjęcia.

Odbyło się ono w Wielkim Pałacu Kremlowskim - tym samym, w którym w południe Miedwiediew został zaprzysiężony na prezydenta.

Podziękował wszystkim, którzy przyczynili się do jego zwycięstwa w wyborach prezydenckich. - Zaufanie wyborców to nie tyle mój osobisty sukces, ile rezultat ogromnej pracy naszej drużyny - podkreślił.

- Osiem lat temu podjęła się ona rozwiązania trudnych zadań i doprowadziła do imponujących zmian we współczesnej Rosji - dodał.

Miedwiediew podkreślił rolę, którą w tym procesie odegrał jego poprzednik Władimir Putin. - Wniósł on zaiste historyczny wkład w rozwój naszego kraju. Jest przykładem przywódcy rzeczywiście strategicznej skali - zauważył.

Nowy prezydent, który w wyborach 2 marca uzyskał poparcie ponad 70 procent Rosjan, będzie najmłodszym rosyjskim przywódcą od czasów Mikołaja II.

42-letni Miedwiediew jest prawnikiem po wydziale prawa Leningradzkiego Uniwersytetu Państwowego. Przez dziewięć lat wykładał na uczelni. Potem zdecydował się na karierę w biznesie. Był m.in. głównym prawnikiem koncernu papierniczego Ilim Pulp Enterprise. W sierpniu 1999 roku przeprowadził się do Moskwy, gdzie ostał zastępcą szefa kancelarii rządu.

Nowy prezydent Rosji nie należy do żadnej partii politycznej. Deklaruje, że utożsamia się z putinowską Jedną Rosją. Uchodzi za lidera liberalnego skrzydła w otoczeniu Putina i umiarkowanego "zapadnika", czyli zwolennika zbliżenia Rosji z Zachodem. Sam kreuje się na demokratę, powtarzając na każdym kroku, że "wolność jest lepsza od zniewolenia".

Źródło : ROL

Polski Borat i tuzin londyńskich opowieści

Piotr Głuchowski, Marcin Kowalski
2008-05-01, ostatnia aktualizacja 2008-05-05 16:27

Zobacz powiększenie
Na brzegach angielskich akwenów pojawiły się znaki o jasnej dla Polaków wymowie: "Trzymajcie się z dala od naszych ryb"
Fot. East News

Tabloidy rysują Polaka: śpi w kiblu, spółkuje z odkurzaczem, je w parku łabędzie i odławia karpie, które miały służyć wielu pokoleniom wędkarzy Zjednoczonego Królestwa. A potem ktoś rozbija mu na głowie blat

Zobacz powiekszenie
Zobacz powiekszenie
Fot. MATT SAYLES AP
Sacha Baron Cohen jako Borat
Tomek Słomkowski ma 26 lat i sportową sylwetkę. Używa dezodorantu, we włosy wciera żel. Potrafi spojrzeć na kobietę powłóczyście. Ma fajny T-shirt z napisem "Crazy Love". Mógłby się podobać, a jednak babki z Weymouth mu odmawiały, bo kiepsko się do tego zabierał.

Typową Angieleczkę, śliczną blond drobinkę, klepnął w pupę, kiedy stali razem przed przejściem, na czerwonym. Spojrzała jak na wariata, coś powiedziała, ale Tomek nie zrozumiał, bo siedzi w "Ju-Kej" dopiero półtora roku. Robota dobra, w fabryce, 8 funtów na godzinę. Stać go na browar, kawę by mógł dziewczynie postawić albo ice-tea - jakiejś młodszej. Niektóre nastolatki się rewelacyjnie prezentują, szczególnie te kolorowe. Makijaż, wielgachne kolczyki w uszach, smoki wytatuowane na pośladkach wyciągają ogony aż na plecy - specjalnie, żeby kawałek było widać. Ta miała - jak się potem okazało - 15 lat. Lekko ją popchnął na chodniku. Gdy się oparła o ścianę, pogłaskał po piersiach i zagadał. Nie pamięta już, co dokładnie, bo był podniecony. A trzeba było milczeć. Od razu poznała, że Polak, i jak tylko czmychnęła, pobiegła do mamy, a mama - na policję. Tak go zaczęli szukać po całej południowej Anglii. Tylko jeszcze wtedy o tym nie wiedział. Do roboty chodził, popołudniami znów kogoś zapoznać próbował. Kolejna była w jego wieku i szła naprzeciwko przez skrzyżowanie. Podszedł z uśmiechem, fakt, że trochę drogę jej zastąpił, położył jedną rękę na swojej piersi, a drugą - na jej. Żeby wiedziała, że nie żebrze tutaj o kasę, tylko w celu towarzyskim podchodzi. Panna lekko zesztywniała, więc przytrzymał za ramię. A ona w nogi. I na policję. Zrobili portret pamięciowy i pokazali go w TV.

Tomek angielskiej telewizji nie ogląda, więc nawet i wtedy nic się nie zmieniło. Zdążył jeszcze wymiętosić pośladki kuso odzianej osiemnastki i jednej starszej nieco babce rękę pod sweterek wsunąć. I ta właśnie 45-letnia pani wrzasku narobiła na całe skrzyżowanie... a potem już wiadomo: zbiegowisko i policjant, i areszt. Dziewięć zarzutów mu postawili, bo tyle się skarg nazbierało. Ale i tak sprawa w sumie drobna przecież, nigdy by się nią tabloidy nie zajęły, gdyby nie to, że tłumaczka, Rosjanka z pochodzenia, chciała mu w śledztwie pomóc.

1. Czy w Polsce maca się obce kobiety?

Oświadczenie Svietlany Purkis leży w sądzie w Dorchester, pół godziny drogi z Weymouth, hrabstwo Dorset:

"Jako tłumacz chciałabym dodać, i jeśli istnieje taka potrzeba, złożyć oficjalne oświadczenie, że społeczeństwo wschodnioeuropejskie jest dużo bardziej rozflirtowane niż brytyjskie [much more flirtratious]. Flirt jest oparty na wzajemnej admiracji, a okazywanie podziwu dla płci przeciwnej nie oznacza braku szacunku. Zachowanie, jakiego dopuścił się oskarżony, zazwyczaj uchodzi w Polsce na sucho, nawet jeśli się kobiecie nie podoba".

Prokurator Jonathan Kingdon, gdy przeczytał sporządzony na komisariacie protokół, nie mógł uwierzyć w to, co czyta. Nie dowiemy się już, czy to on, czy ktoś inny ze śledczych dał znać redakcji "Daily Mail". Nie dowiemy się nawet, kto w gazecie ukuł hasło "Polski Borat", bo artykuł pod tym tytułem nie został sygnowany. Typowa praktyka w tabloidzie - agresywne teksty, za które można mieć proces, idą z podpisem "Daily Mail Reporter".

Jedno trzeba przyznać: po tym, co powiedziała tłumaczka, skojarzenie z najsłynniejszym Kazachem nasuwało się samo.

Dla niechodzących do kina: dziennikarz TV Kazachstan Borat Sagdijew to postać fikcyjna, stworzona na potrzeby filmu przez londyńskiego komika Sachę Cohena. Borat - niepoprawny politycznie seksista i ksenofob - wyjeżdża do USA i co rusz zalicza obyczajowe wpadki, które kompromitują jednak nie tyle jego samego, ile skostniałą obyczajowość Zachodu. Borat robi to, o czym inni tylko myślą: podszczypuje kobiety, naśmiewa się z inwalidów, śmieci, nawołuje do krwawej wojny z Arabami itd.

Zestawione obok siebie zdjęcia Słomkowskiego i Borata zajęły w "Daily Mail" całą stronę. W tekście można było przeczytać, że oskarżony o molestowanie Polak nie rozumie, co złego jest w podszczypywaniu na ulicy. Jego sąsiad z Weymouth mówi do gazety: "Chłopak z trudem tylko jest w stanie pojąć, co to różnica kultur". Anonimowy autor artykułu skrupulatnie wylicza grzechy Polaka, notując, która z Brytyjek została chwycona za lewy pośladek, a która za prawą pierś.

Informację - po "Daily Mail" - powtarza kilka innych tabloidów oraz bezpłatne gazety w całym Królestwie. "Polish Borat" dostaje się również na czołówki serwisów radiowych i telewizyjnych, nie mówiąc o portalach. Gości w mediach dwiema falami: po "wykryciu" sprawy przez "DM" i po ogłoszeniu wyroku. Orzeczenie jest surowe: dziewięć miesięcy więzienia, a potem deportacja albo nadzór specjalnego kuratora powołanego do zajmowania się wykolejeńcami. Słomkowski wybiera drugą opcję.

2. Polak gotuje łabędzia według przepisu

- W efekcie tej sprawy nasze czytelniczki były całkiem serio pytane w pracy, czy to prawda, że w Polsce faceci bezkarnie macają obce kobiety - czarnowłosa Kasia Kopacz, młodziutka redaktor naczelna "Gońca Polskiego", przyjmuje nas w niewielkim newsroomie na piętrze wąskiej kamienicy stojącej przy dworcu Ealing Broadway. Spośród pełnych oburzenia e-maili, które nadeszły do jej redakcji po tekście w "DM", najmocniej utkwił Kasi w pamięci list od Polki pracującej dla brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych. Szczegółowo opisała, jak bardzo było jej wstyd za Słomkowskiego i jak bardzo oburzyła ją wyciągnięta krótko potem "sprawa łabędzi".

Tym razem reporter "Daily Mail" oparł swój artykuł na relacji angielskiego wędkarza. Mężczyzna odpoczywający nad wodą w rozległym parku River Lee we wschodnim Londynie opowiedział gazecie o szczątkach królewskich ptaków znalezionych nieopodal obozowiska założonego na dziko przez wschodnioeuropejskich imigrantów.

- Jeden jeszcze żył, choć miał odłamane skrzydło - mówi na łamach poruszony wędkarz. - Niedaleko walały się ogryzione kości i części niezdatne do zjedzenia: łapy, dzioby, jelita itd. W całym obozowisku pełno było ptasich piór. To ohydne! Widziałem zakrwawione miejsca, gdzie ćwiartowano mięso przez ugotowaniem...

W Wielkiej Brytanii łabędzie są pod ochroną od stu lat. Nic dziwnego, że reporter tabloidu osobiście pofatygował się na miejsce. Znalazł nad rzeką kilka namiotów, ale nie udało mu się porozmawiać z ich mieszkańcami, bo żaden nie mówił po angielsku. Dziennikarz odnotował za to: "Przed namiotem leżą naczynia do gotowania i książka kucharska". Tytuł artykułu: "Emigranci z Polski zjadają łabędzie!".

Chcieliśmy zapytać w redakcji "DM", jak ich pracownikowi udało się rozpoznać polski przewodnik kulinarny i czy nie wydaje się dziwne, że bezdomni korzystają z takiej pomocy przy posiłku, ale elegancka sekretarka w siedzibie wydawcy - Associated Newspapers Limited - odmówiła nam wstępu do newsroomu. Ani nasze legitymacje prasowe, ani grzeczne uśmiechy nie zrobiły na niej żadnego wrażenia.

- W tym mieście mieszkają miliony ludzi, dzieją się miliony spraw - usłyszeliśmy. Gdyby każdy chciał wejść sobie z ulicy do redakcji, bo ma coś do powiedzenia dziennikarzowi, nie moglibyśmy pracować.

- W naszym kraju czytelnik ma prawo zobaczyć się z dziennikarzem... - zaoponowaliśmy, czując się jak dwa Boraty.

- Londyn to nie jest Polska - ucięła rozmowę wytworna pani. A starszawy ochroniarz z uśmiechem wyprowadził nas na zalaną deszczem Derry Street.

Zagadkę łabędzi musiał wyjaśnić kto inny. Podjął się prezes Zjednoczenia Polskiego Jan Mokrzycki: - Łabędzie są przysmakiem w Rumunii. Rumuńscy Cyganie, a to oni obozują często w podmiejskich parkach, jedzą je tutaj od dziesięcioleci. Dla dziennikarza "Daily Mail" Rumun czy Polak to jeden czort. Oni często w tabloidach używają określenia Poles na wszystkich z A-8, czyli ośmiu nowych państw Unii.

Prezes, energiczny 70-latek, ma paszport brytyjski. Ojciec zginął na Pawiaku, mama przeszła przez Auschwitz, do Anglii trafiła jako lekarka w powracającej z Niemiec

1. Dywizji Pancernej gen. Maczka. Urodzony już na Wyspach Mokrzycki od sześciu lat szefuje zrzeszającemu przeszło 60 polonijnych organizacji Zjednoczeniu. Palimy papierosy na balkonie Domu Polskiego w Hammersmith, gdzie na co dzień rezyduje. Za oknem betonowe budy i tory metra, które biegną tutaj wierzchem. Niedaleko urodził się Sacha Cohen. Prezes jego "Borata" nie oglądał, ale tekst o Słomkowskim czytał. I przypomina sobie jeszcze inny - też traktujący o lubieżnym Polaku. I o odkurzaczu. To było w "The Sun" - największym brytyjskim brukowcu.

3. Polak jęczy głośniej od silnika

Popularny w Anglii Henry Hoover to odkurzacz-ludzik stojący pionowo na kółkach. Wygląda jak robot-beczka z "Gwiezdnych wojen". Cylinder zakończony kopułką, wymalowany na przodzie szeroki uśmiech-banan, wesołe spojrzenie wielkich oczu, zamiast nosa - rura ssąca.

"Polski robotnik budowlany pracujący przy remoncie w londyńskim szpitalu dziecięcym stracił posadę po tym, gdy nakryto go, jak masturbuje się za pomocą odkurzacza. Polaka nakrył ochroniarz szpitala, gdyż jego jęki były głośniejsze niż silnik Hoovera" - napisała dziennikarka bulwarówki Virginia Wheeler.

Według jej relacji mężczyzna, przyłapany w fazie szczytowej rozkoszy, miał na sobie tylko slipy, i to częściowo ściągnięte, między nogami trzymał zaś włączony odkurzacz z rurą przytkniętą do przyrodzenia.

"The Sun" donosi, że ochroniarz, który to zobaczył, nakazał zawstydzonemu budowlańcowi najpierw doprowadzić do porządku siebie, a potem umyć odkurzacz. Także w środku. Następnie - jak pisze autorka artykułu - porządkowy wykopał Polaka za drzwi [kick him out]. W dodatku zawiadomił menedżera budowy, a ten natychmiast wezwał do siebie Polaka, który z kolei wytłumaczył, iż nad Wisłą czyszczenie bielizny za pomocą odkurzacza to normalna praktyka [common practice]. Szpitalny menedżer nie uwierzył. Powiadomił HG Construction - macierzystą firmę budowlańca - a ta zwolniła go w trybie natychmiastowym.

Informację o utracie pracy przez Polaka, którego danych - nad czym "The Sun" ubolewa - firma nie chce podać, redakcja opatrzyła komentarzem znanego komika Russella Branda, który przyznał się, że też miał "sesję z Hooverem", ale w wieku 14 lat.

Przejrzeliśmy wpisy czytelników "The Sun" pod internetową wersją tekstu pani Wheeler. Wśród komentujących postów znalazły się (często wykropkowane) określenia typu: "rats", "bums", "pukes", "tanks" i inne, trudne do przetłumaczenia, ale z grubsza mieszczące się w przedziale między śmieci, menele i głąby.

4. Polak wywozi 50-funtówki

- "The Sun", "Daily Mail", "Daily Express"... one wszystkie mają w sprawie imigracji podobną politykę - prezes Mokrzycki zaprasza z balkonu do swego gabinetu. Na ścianie portret papieża przewiązany kirem, biurko zawalone papierami. Niby krytykują Labour Party za to, że wpuściła tu przybyszów, którzy zabierają pracę, ale w rzeczywistości szczują przeciw obcokrajowcom, i to jeszcze w najgorszym, nazistowskim, stylu. Wiecie, że przed wojną "Daily Mail" bronił Anglii przed napływem Żydów próbujących tu uciekać z Trzeciej Rzeszy? Bo nie asymilują się, nie integrują, bo mają dziwaczne obyczaje... Wypisz wymaluj dzisiejsze zarzuty wobec Polaka.

- O co im chodzi, prezesie?

- Ma się rozumieć: o zatrzymanie imigracji. A długofalowo o wystąpienie Anglii z Unii Europejskiej. To są jasno artykułowane oczekiwania konserwatystów i skrajnej prawicy. Przecież oni nie tylko Polaków atakują. Muzułmanów nieustannie opisują jako terrorystów... W "Daily Mail" nie przeczytacie informacji, że 99 procent Arabów stanowią spokojni, Bogu ducha winni ludzie. Przeczytacie tylko, że rodzi im się za dużo dzieci, że ich kobiety po 30 latach wciąż nie mówią po angielsku...

- A Polacy?

- Wywozimy z Anglii pieniądze i przez nas znikają z obiegu banknoty 50-funtowe. Ma się rozumieć, "Daily Mail" taką bzdurę napisał. A czytelnicy w to wierzą - nawet moi znajomi Brytyjczycy, wydawałoby się, poważni państwo. Bo w odróżnieniu od "Suna" "Mail" to nie jest szmatławiec. Oni nie piszą o latających spodkach. Mają swój target: gospodynie domowe, ludzi, jak byśmy powiedzieli w Polsce, średnio wykształconych - i są dla niego wiarygodni. Wierutnych kłamstw przecież nie zamieszczają. Molestował Polak kobiety? Molestował. Jedzą imigranci łabędzie? Jedzą. To jest manipulacja na takim poziomie, no... Było 10 przestępstw rocznie popełnionych w jakimś rejonie przez Polaków. A rok później było 27, bo i imigrantów przybyło. Wielki tytuł "Polska przestępczość wzrosła o 270 procent!". Inny przykład: jak fala emigracji rosła, to dali tytuł "Polacy zalewają Anglię". Jak zaczęła opadać, piszą: "Polacy de-zerterują z Anglii". Ma się rozumieć: zawsze niedobrze! A można by przecież napisać: przyjeżdżają, wyjeżdżają... Tylko że wtedy sensacji nie ma... Sensacja jest dopiero, jak Polak zje karpia!

5. Polacy! Trzymajcie się z dala od naszych ryb!

Polskich pożeraczy karpi opisał "The Evening Standard" - popołudniówka wydawana przez tę samą korporację co "Mail". Nagłówek: "Znaki ostrzegawcze mają zatrzymać Polaków łowiących w rzekach ryby na świąteczny obiad".

W Wielkiej Brytanii od dziesięcioleci panuje wśród wędkarzy zwyczaj, że złowioną rybę fotografuje się i wypuszcza. Kto ma twardsze serce (i licencję na wędkowanie), może zabrać wyjątkowy okaz do domu; ale raczej po to, by pochwalić się znajomym, niż żeby rybę zjeść. Spożywanie własnoręcznie upolowanych karpi i szczupaków nie jest tu zbrodnią - raczej nietaktem. Poza tym wiele akwenów ma prywatnych właścicieli.

Przed minionymi świętami nad kilkoma rzekami, kanałami i jeziorami obrońcy przyrody ustawili znaki wzorowane na drogowych zakazach skrętu. W czerwonym kole przekreślony czerwonym pasem czarny karp na ostrzu dzidy. Drugi znak: przekreślony człowiek biegnący z karpiem pod pachą. Trzeci: skreślony karp paruje na talerzu. "Standard" pisze: "Dla Polaków złaknionych przysmaków i Rumunów obdarzonych wilczym apetytem przesłanie nie mogłoby być bardziej oczywiste. Trzymajcie się z dala od naszych ryb".

Popołudniówka wyjaśnia czytelnikom: karp i szczupak to tradycyjne polskie przysmaki wigilijne. Polacy potrzebują tego mnóstwo, przygotowują bowiem uroczystą kolację nie tylko dla siebie - szykują jeszcze dodatkową porcję na wypadek przyłączenia się do posiłku samego Jezusa [a place is left free at the table, apparently in case Jesus turns up]. Związana z wieczerzą gorączka połowów rybnych wybucha w Polsce już na kilka tygodni przed Gwiazdką. To samo grozi teraz Zjednoczonemu Królestwu. Co gorsza - jak informuje reportera "Standard" jeden z obrońców przyrody - obok indywidualnych łowców ryb pojawiają się całe gangi, które prowadzą zorganizowany połów w celu dalszej sprzedaży na stoły. Zgroza!

6. Polak - cel politycznie doskonały

- Associated Newspapers Limited ma na celu wzbudzenie w czytelniku obawy - tłumaczy Peter Wilby, wykładowca z Wydziału Mediów Uniwersytetu w Birmingham. - Chodzi o wywołanie poczucia, że byt i status materialny Anglika są zagrożone. Dlatego człowiek musi jak najwięcej dowiedzieć się o przyczynach tego zagrożenia. A przyczyny wskaże mu "Daily Mail" albo "Standard", który dzięki temu doskonale się sprzeda i przyciągnie reklamodawców. Tabloidy zabiegają o przychylność middle England - klasy, która obawia się zniszczenia kultury narodowej przez siły z zewnątrz, obojętnie, czy to będą religijni fanatycy, unijni biurokraci, Cyganie, narkomani czy imigranci.

- Polak jest dla tych ludzi doskonałym celem z kilku podstawowych powodów - 60-letni Wiktor Moszczyński, przedstawiciel tzw. starej emigracji, umówił się z nami w POSK-u (Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym). - Po pierwsze, jest nas wystarczająco wielu, by wystraszyć przeciętnego Anglika potopem. Nie jesteśmy czarni, więc można nas zelżyć bez posądzenia o rasizm. Jesteśmy przy tym wystarczająco obcy: myślę, że czytelnik "Maila" miałby trudności z pokazaniem Warszawy na mapie. A jednocześnie każdy tu słyszał, że Polska istnieje. O Łotwie czy Estonii już tego nie można powiedzieć. Nagonka na Łotyszy nie dałaby zysku.

Wiktor Moszczyński, na co dzień menedżer w firmie importującej miód, udziela się w POSK-u popołudniami i wieczorem. Razem z prezesem Mokrzyckim wspólnie przygotowali skargę na "Daily Mail", którą Zrzeszenie Polskie wysłało do Press Complaints Comission - odpowiednika polskiej Rady Etyki Mediów. Polonia zarzuca bulwarówce złamanie kodeksu postępowania wydawców prasowych [Editor's Code of Practice], który zakazuje obraźliwego określania rasy, ułomności fizycznej czy wyznania. Do skargi Polonusi dołączyli wydruki szkalujących nas artykułów i komentarzy zamieszczonych na stronach internetowych "DM". Z dwóch lat uzbierało się tego 3,5 kilograma papieru.

Odpowiedź PCC przyszła kilka dni temu: skarga dostała numer i będzie rozpatrzona.

Polonijni działacze nie łudzą się, by coś poważnego z tego wyniknęło.

- "Maila" nie zamkną, to pewne. Ale już samo uświadomienie, że Polacy się bezkarnie nie dadzą obrażać, ma sens, prawda? - Moszczyński siada ciężko w fotelu, jest wyraźnie zmęczony. Przed chwilą wyszedł z półtoragodzinnego spotkania polskich dziennikarzy i kandydata na burmistrza Briana Paddicka. Wszyscy trzej: Paddick, drugi pretendent Boris Johnson oraz obecny burmistrz Ken Livingstone, na gwałt zabiegają teraz o przychylność Polaków, bo okazało się, że 90 tys. naszych zarejestrowało się już do głosowania. A wybory blisko: 1 maja.

Livingston oficjalnie poparł skargę Zrzeszenia Polskiego na "Daily Mail". Paddick także obiecał, że nie pozostanie bezczynny.

- Antypolskie tezy brukowców to kompletny nonsens i próba przerzucenia na nowo przybyłych problemów miasta i kraju - stwierdził pół godziny temu, wywołując brawa zebranych w sali POSK-u 30 osób. - Te problemy spowodowali obecnie nami rządzący, a nie imigranci! "Mail" kiedyś atakował Żydów, Murzynów i Irlandczyków, a teraz atakuje Polaków i ja się na to nie godzę!

7. Polak włazi do kibla i nie chce wyjść

Kroplą, która przelała czarę polskiej goryczy wobec"DM", był tekst "Polacy walczą o nocleg za 20 pensów w superkiblu" [The superloo where Polish migrants are fighting to spend the night for 20 p].

- W Hackney, przy dużej ulicy, miasto otworzyło nową, elegancką toaletę dla niepełnosprawnych - opowiada Moszczyński z kwaśnym uśmiechem. - Jej zaletą, z punktu widzenia mieszkaniowego, była wielkość. No i rzeczywiście zagnieździło się tam kilku polskich lumpów. Mieli ze sobą materac, śpiwory, nie dawali się wyrzucić. Cóż dodać? Nowy Jork jest pełen bezdomnych, prawda? Sam tekst jeszcze nie był zresztą tak oburzający jak komentarz.

Felietonista "Maila" dopisał, że oto już wiadomo, dlaczego Polacy są w stanie pracować za 5 funtów na godzinę. Mają niskie koszty własne, skoro nocują za 20 pensów.

- I tu już dotykamy poważniejszej sprawy niż kwestia prowadzenia się kilku pijaków włóczykijów - mówi Moszczyński. - Płace, rynek pracy i świadczenia socjalne to ulubiony teren ataków i "Sun", i "Maila". Ataków i antypolskich manipulacji. Prosty przykład: ukazuje się tekst pod nagłówkiem "Imigranci zarabiają lepiej niż przeciętny Anglik!". Do tego zdjęcie ludzi pracujących w polu. Oczywiście z podpisem, że to Polacy. A w samym tekście, dopiero na dole, czytamy, kto faktycznie spośród obcokrajowców zarabia powyżej brytyjskiej średniej: tylko specjaliści z USA i Australii! Tyle że większości czytelników wystarczył tytuł i zdjęcie, jesteście z prasy, to wiecie, jak to działa, prawda?

- Wiemy.

8. Polak czeka pod ambasadą na wizę, by zostać

Inny przykład manipulacji: w tabloidzie ukazuje się zdjęcie ludzi, wielu z małymi dziećmi, stojących w długiej kolejce do polskiej ambasady. Podpis: "Oni wszyscy czekają na wizy, by zostać w Wielkiej Brytanii". W rzeczywistości to jesienny ogonek chętnych do zarejestrowania się przy urnie w związku z wyborami parlamentarnymi w Polsce.

- To pokazuje, do jakiego czytelnika zwracają się "Mail" czy "Sun" - mówi prezes Mokrzycki. - Straszą nami ludzi, którzy nawet nie wiedzą, że Polacy nie potrzebują tu wiz. Straszą, czym popadnie, bez względu na związek z rzeczywistością, byle straszyć. Raz tym, że rzekomo zarabiamy za dużo, innym razem, że godzimy się na zbyt niskie stawki, psując rynek pracy. Dla "Maila" dobry Polak to taki, który w ogóle nie przyjechał. A przecież nasz wkład w PKB Królestwa to blisko 6 miliardów funtów rocznie! Sam szef brytyjskiej korporacji pracodawców powiedział niedawno wprost: dyrektorzy wolą Polaków nie dlatego, że są tańsi, ale dlatego, że są lepsi. Mają najlepszą Work Ethic. Na 500 ankietowanych szefów firm 61 proc. uznało nas za najbardziej wartościowych pracowników!

Kolejny tabloid - tym razem darmowe "Metro" - skomentował te wyniki badań obrazkiem: Anglik przychodzi do pośredniaka z pretensją: "Nie mogę znaleźć roboty". "A próbował pan zagadywać z polskim akcentem?" - pyta narysowana zabawną kreską urzędniczka.

9. Polak wjeżdża do Anglii, by łamać przepisy drogowe

Kolejne tytuły z "Daily Mail": "Polski baby boom: tysiące polskich dzieci rodzą się na Wyspach każdego tygodnia", "Nigdy nie wrócą do domu... 300 tysięcy emigrantów planuje zostać na stałe w Wielkiej Brytanii", "Emigranci wysyłają do kraju milion funtów miesięcznie w postaci świadczeń rodzinnych", "Brytyjczycy nie mogą dostać pracy, bo nie mówią po polsku", "Polacy zabierają brytyjskiej gospodarce BILION funtów".

- Jak to zabieramy gospodarce? - Kasia Kopacz z "Gońca Polskiego" unosi czarne brwi. - Ja się leczę u brytyjskiego dentysty, kupuję tu jedzenie i ubranie, wynajmuję mieszkanie, nawet oszczędności trzymam w angielskim banku. A przede wszystkim płacę tu normalne podatki, jak wszyscy legalnie pracujący. Tymczasem "Mail" daje na łamy jakieś księżycowe wyliczenia. Każdy może sobie zrobić odwrotne!

Faktycznie: w odpowiedzi na zarzuty tabloidów polska firma księgowa z Londynu opublikowała w sieci informację o tym, że Wielka Brytania zaoszczędziła na ściągnięciu fachowców z Polski 300 miliardów funtów. Tyle kosztowałoby wyżywienie i wyuczenie przeszło półmilionowej rzeszy budowlańców, pielęgniarzy, hydraulików, kelnerek itd.

- Próbowaliśmy zainteresować redakcję "Maila" tymi argumentami, żeby zobaczyli drugą stronę medalu, ale oni są nieprzemakalni - Wiktor Moszczyński ciężko wzdycha, zapadając się w fotel. - Można odnieść wrażenie, że poszli z nami na wojnę. Niedawno zgłosił się do mnie człowiek, któremu zaproponowali sto funtów za jakiekolwiek udokumentowane historie o mieszkańcach Europy Wschodniej, którzy okradają pracodawców albo porzucają bez słowa robotę.

Przypadek nie jest odosobniony. W ubiegłym roku bloger kryjący się pod pseudonimem "beetrot" opisał ze szczegółami, jak to dziennikarka "DM" chciała kupić odeń za 800 funtów informacje, którymi można by podeprzeć tezę, że Polacy masowo przyjeżdżają na Wyspy autami na rodzimych rejestracjach po to, by bezkarnie łamać angielskie przepisy. Chodzi o to, że Anglicy nie znają instytucji policjanta z radarem i bloczkiem mandatowym. W Londynie pirata drogowego łapie kamera, mandat wystawia komputer, rachunek przychodzi na adres właściciela wozu. Polska rejestracja dezorientuje system.

Artykuł jednak nie powstał. Reporterka "DM" zapomniała, że Polacy mają kierownicę po innej stronie wozu i trudno im - poza wyjątkowo uzdolnionymi jednostkami - masowo rozbijać się wozami po Wielkiej Brytanii.

10. Polak jako wiking tysiąc lat później

Po skargach od czytelniczek Kasia Kopacz postanowiła oficjalnie odpytać "Daily Mail", dlaczego oni nam to robią. "Goniec" wysłał prośbę o komentarz. W odpowiedzi niepodpisany z nazwiska redaktor "DM" odpisał: "Odezwiemy się, gdy przyjdzie czas".

Czas przyszedł dopiero, gdy do bulwarówki zadzwoniła współpracowniczka "Gońca" zatrudniona jednocześnie w BBC - Dorota Bawołek. Rzecznik "Maila" redaktor Robin Esser nie pozwolił sobie na zlekceważenie pracownika publicznego koncernu, ale odpowiedział tak:

„Nasz dziennik nie jest w jakikolwiek sposób antypolski! Nie występujemy przeciw jakiejkolwiek mniejszości etnicznej. Zastrzegamy sobie jedynie prawo krytykowania roszczeń do nienależnego azylu, wyłudzania benefitów, uchylania się od płacenia podatków. »Daily Mail « jest upoważniony do pisania o imigracji, w ostatnich latach przyjęła ona bowiem rozmiar niespotykany od inwazji Normanów w XI wieku. A spośród wszystkich przyjezdnych 66 proc. to Polacy”.

- I tak wyszło szydło z worka - Kasia uśmiecha się, kserując dla nas odpowiedź Essera. - Nie mamy nic przeciw Polakom, ale jesteście dla nas największym najazdem od tysiąca lat... A przed najeźdźcami trzeba się bronić. I tu się już niestety żarty kończą, a zaczyna faktycznie krew tryskać...

11. Polak nazwany i przygotowany do pobicia

Przypadki tylko z wiosny ubiegłego roku:

7 marca 2007. Kierowca taksówki w Bishops Auckland rozpoznany jako Polak zostaje znieważony i ciężko pobity przez kilku miejscowych.

11 marca, Wrexham. Antypolskie hasła pojawiają się na wiadukcie kolejowym.

11 kwietnia, Reading. Kierowca Brytyjczyk i przechodzień Polak kłócą się na chodniku. Anglik wyzywa "pieprzonego Polaczka", po czym przejeżdża po nim samochodem.

22 kwietnia, Cheltenham. Chorwatka pobita przez angielskich chuliganów, którzy - co wyznają na policji - wzięli ją za Polkę.

23 kwietnia - ciężarna Magda znieważona jako "polska krowa" [polish cow], pobita i poszczuta dobermanem w parku w Glasgow. Polkę i jej siostrę zaatakowało dwóch młodych oprychów z puszkami piwa i psami. Rzucili się na kobiety, gdy usłyszeli, że rozmawiają po polsku, zaczęli okładać je pięściami i kopać. Przegonił ich bramkarz Celticu Artur Boruc, który podbiegł, słysząc płacz i krzyki napadniętych.

24 kwietnia - właściciel polskiej piekarni w Sevenoaks zamyka interes po kolejnym napadzie rasistów wybijających szyby i malujących antypolskie hasła na murze.

20 maja - pub w Leyton. Anglicy rozbijają blat na głowie Polaka, mężczyzna cudem unika śmierci.

Zjednoczenie Polskie sporządziło listę 50 podobnych incydentów z kilkunastu minionych miesięcy. Liczą się tylko napady stricte rasistowskie. Z policyjnych danych wynika, że w samej Irlandii Północnej - gdzie sytuacja pod tym względem jest najgorsza - w 2007 roku pobito i okaleczono przeszło 200 naszych rodaków wyłącznie za to, że pochodzą z Polski.

- Tu się na te napady mówi hate crimes, czyli przestępstwa z nienawiści - tłumaczy Kasia. - Nikt nie udowodnił bezpo-

średniego związku między publikacjami brukowców i napaściami, ale nie mam wątpliwości, że to jedna z przyczyn. Polaków nie biją czytelnicy "Guardiana", tylko właśnie tacy, co "Suna" męczą.

Prezes Mokrzycki jest tego samego zdania: - Wykształcona Anglia przyjmuje imigrantów pozytywnie. Myślę, że nawet lepiej, niż my sami byśmy traktowali imigrację, gdyby się w Polsce pojawił milion przybyszów skądś tam. Problem jest ze słabo wykształconymi grupami z małych miasteczek, bo te są podatne na manipulację. Jeżeli się wciska konsekwentnie opinie: brudas, wykolejeniec, je ptaki, śpi w WC... no to na efekty, ma się rozumieć, przyjdzie pora. 25 lat temu, w czasie kryzysu, na prowincji rozkwitał sport zwany Paki-bashing, czyli po prostu nawalanie Pakistańczyków albo Hindusów. Teraz to się zamienia w Pole-bashing. A co będzie, gdy się sytuacja gospodarcza, nie daj Boże, znowu pogorszy? Gdy podskoczy bezrobocie? Winni już są nazwani i przygotowani do bicia. Dlatego postanowiliśmy być mądrzy przed szkodą i napisać jeszcze jedną skargę, poważniejszą. Do Human Rights Comission. To już nie jest rada etyki. Ci naprawdę mają zęby.

12. Polak - bohaterski lotnik

Human Rights jest instytucją rządową. Gdyby uznała, że angielscy dziennikarze łamią wobec Polaków te prawa człowieka, które określa się tu "relacjami rasowymi", odpowiedzialni za nienawistną kampanię pracownicy brukowców mogliby nawet trafić pod sąd. Może dlatego w ostatnich tygodniach "Daily Mail" niespodziewanie zmienił front. Od początku marca nie ma żadnych antypolskich publikacji, a w połowie miesiąca - przy okazji omawiania nowelizacji przepisów, która uprości imigrantom dostęp do pracy w wojsku - gazeta zamieściła zdjęcie dumnego i uśmiechniętego polskiego lotnika, bohatera bitwy o Anglię.

"Polscy piloci, myśliwców, walcząc z Luftwaffe osiągnęli najbardziej imponujące rezultaty ze wszystkich brytyjskich szwadronów. Stanowiąc 5 proc. alianckich sił powietrznych, zestrzelili aż 12 proc. niemieckich samolotów" - czytamy pod zdjęciem.

- Może to zwiastun nowej polityki wydawcy - Wiktor Moszczyński, podnosząc się z fotela, nie ukrywa zmęczenia. Jest dziesiąta wieczór, w pokoju obok czeka jeszcze operator TVP, która kręci materiał o polskich aspektach londyńskiej kampanii wyborczej. - Niech się panowie z "Maila" starają, bo my nie odpuścimy. Nie damy się poniewierać. Ciężko tu pracujemy. Gdyby Polacy jakimś cudem zniknęli dziś jednego dnia, Anglia by stanęła. Należy nam się szacunek. 1

* Nazwisko "Polskiego Borata" nieco przekręciliśmy, by nie narobić mu więcej wstydu

Źródło: Duży Format

Prawybory: jeden z Demokratów bliżej nominacji

Barack Obama

Barack Obama wygrał demokratyczne prawybory w Karolinie Północnej, a jego rywalka Hillary Clinton pokonała go, ale z niewielką przewagą, w odbywających się tego samego dnia prawyborach w stanie Indiana.
Według najnowszych, podanych w środę przez amerykańskie sieci telewizyjne wyników, Obama zwyciężył w Karolinie Północnej zdobywając 56 proc. głosów; Clinton uzyskała tam 42 proc. W Indianie Clinton otrzymała 51, zaś Obama 49 procent głosów. Była Pierwsza Dama wyprzedziła rywala jedynie o około 21 tysięcy na ponad 1,2 mln oddanych tutaj głosów.

Dzięki wysokiemu zwycięstwu w Karolinie Północnej, czarnoskóry senator z Illinois zdobył łącznie we wtorek głosy około 100 nowych delegatów na przedwyborczą konwencję Demokratów, która pod koniec sierpnia nominuje kandydata partii w listopadowych wyborach prezydenckich. Obama umocnił się w ten sposób na pozycji faworyta w wyścigu do nominacji. W pierwszych komentarzach pojawiają się nawet głosy, że rywalizacja jest już właściwie rozstrzygnięta i że kandydatem Demokratów w tegorocznych wyborach będzie Obama.

Triumfujący, charyzmatyczny senator wystąpił wieczorem na wiecu w Raleigh, w Karolinie Północnej, entuzjastycznie powitany przez kilka tysięcy swoich zwolenników.

Obama powiedział, że nie jest prawdą - jak twierdzą eksperci polityczni - że Partia Demokratyczna jest podzielona i że jego przedłużająca się walka z Clinton o nominację zaszkodzi Demokratom w konfrontacji z republikańskim kandydatem do Białego Domu, senatorem z Arizony Johnem McCainem.

- W tych wyborach ostatecznie nie chodzi o mnie, o senator Clinton, czy o senatora McCaina. Chodzi o was i o przyszłość Ameryki, która nie może sobie pozwolić na kolejne cztery lata rządów takich, jak za kadencji prezydenta Busha. Pójdziemy do wyborów zjednoczeni - powiedział Obama.

Podkreślił, że nie można pozwolić, aby kampania wyborcza koncentrowała się na "gafach i potknięciach" kandydatów, co odwraca uwagę od potrzebnej dyskusji o poważnych problemach, które trapią Amerykę.

Obama pogratulował też byłej Pierwszej Damie, reprezentującej w Senacie stan Nowy Jork, zwycięstwa w Indianie. Zebrani przyjęli to oklaskami.

W Karolinie Północnej Obama wygrał dzięki masowemu poparciu czarnoskórych Amerykanów, którzy w tym stanie stanowią aż 33 procent demokratycznego elektoratu i z których 91 procent oddało na niego głosy. Głosowało jednak na niego także ok. 45 procent białych.

Wtorkowy rezultat - zdaniem komentatorów - oznacza, że niedawne kontrowersje związane z Obamą, jak wystąpienia jego byłego pastora z Chicago, radykalnego krytyka Ameryki i jej rasistowskiej przeszłości, nie zaszkodziły mu specjalnie w oczach demokratycznych wyborców.

W Indianie, gdzie Clinton odniosła spodziewany sukces, głosowali na nią w większości biedniejsi wyborcy, najboleśniej odczuwający skutki spowolnienia wzrostu gospodarki, a także konserwatywni Demokraci, nieufnie odnoszący się do czarnoskórego Obamy.

W obu stanach senator z Illinois miał za sobą przede wszystkich wyborców młodych - głosowało na niego ponad 70 procent Demokratów w wieku do 30 lat - a także wyborców z wyższym wykształceniem. Clinton, poza przedstawicielami warstw pracujących, poparli masowo emeryci i większość kobiet.

Koniec prezydenta Putina

Marcin Szymaniak, Tatiana Serwetnyk 07-05-2008, ostatnia aktualizacja 07-05-2008 06:41

Dmitrij Miedwiediew zostanie dziś prezydentem Rosji. Władimir Putin obejmie urząd premiera, ale zachowa wpływy

– Dla Rosjan inauguracja prezydentury Miedwiediewa jest takim samym świętem państwowym jak inne. Odczuwamy podniosłą atmosferę, mimo że nie wszyscy uważają, iż władza rzeczywiście przejdzie w ręce nowego człowieka – mówi „Rz” Aleksiej Grażdankin, analityk Centrum Lewady w Moskwie.

Przekazanie władzy ma się odbyć bez zgrzytów. Milicja zablokowała wczoraj wejście do mieszkania, gdzie zgromadziło się 17 opozycjonistów szykujących nielegalny marsz niezgody. Organizatorzy z koalicji Inna Rosja, której liderem jest mistrz szachowy Garri Kasparow, ogłosili strajk głodowy w proteście przeciw milicyjnym szykanom. Wieczorem na placu Turgieniewa, skąd miał wyruszyć marsz, milicja zatrzymywała każdego, kto próbował rozwinąć transparent lub wznosić okrzyki. Aresztowano 20 osób.

Na ceremonię inauguracji przybędzie dziś około 2500 gości. Nowy prezydent, który w wyborach 2 marca uzyskał poparcie ponad 70 procent Rosjan, będzie najmłodszym rosyjskim przywódcą od czasów Mikołaja II. Według obserwatorów rosyjskiej sceny politycznej Putin wybrał następcę, który zapewni mu dalsze wpływy. Miedwiediew, prawa ręka Putina przez dwie kadencje, cieszy się pełnym zaufaniem i osobistą sympatią odchodzącego prezydenta. – Po prostu mu wierzę – mówił Putin, który dzień po oddaniu władzy ma być zaprzysiężony na premiera.

– Jeśli będzie kiedyś chciał wrócić, bez wątpienia Miedwiediew ustąpi mu miejsca – przewiduje Władimir Ryżkow, jeden z liderów opozycji demokratycznej.

Nowy prezydent to pierwszy przywódca Rosji, który zrobił karierę polityczną już po zakończeniu zimnej wojny. Prawnik, pochodzący z profesorskiej rodziny, przez wiele lat pracował naukowo. Polityką zajął się w 1989 roku. Gdy Anatolij Sobczak został merem Petersburga, a Putin jego zastępcą, Miedwiediew zaczął im doradzać jako ekspert. Dzięki swojej znajomości prawa cywilnego wyciągnął przyszłego prezydenta z poważnych tarapatów, gdy oskarżono go o nadużycia. Od tego czasu Putin szczególnie polubił Dimę, jak o nim mówi. Gdy został przywódcą Rosji, Miedwiediew szybko piął się po szczeblach kariery, aż w 2005 roku objął stanowisko wicepremiera.

Według ekonomisty Władimira Miłowa Miedwiediew na pewno nie jest liberałem, przyczynił się m.in. do zniesienia wyborów gubernatorów i ograniczenia swobody zgromadzeń. Przeciw nowemu przywódcy protestują więc demokraci, ale też twardzi nacjonaliści. Choć w wieku 23 lat Miedwiediew dobrowolnie przyjął prawosławny chrzest, wypominają mu żydowskie pochodzenie. – Kategorycznie go nie chcemy, bo jest narodowości żydowskiej i nie ukrywa sympatii do judaizmu – mówi jeden z liderów nacjonalistów Nikołaj Bondarik.

Ale nacjonalistyczne nastroje podgrzewają też sami przywódcy. – Nieprzypadkowo przekazanie władzy odbywa się tuż przed bardzo ważnym dla Rosjan Dniem Zwycięstwa 9 maja – mówi Grażdankin.

Putin zapowiedział, że podczas defilady, która odbędzie się 9 maja, zostanie pokazana najnowocześniejsza rosyjska technika bojowa.

Oficjalna strona prezydenta Rosji

www.kremlin.ru

Birma: cyklon pochłonął już ok. 22,5 tys. ofiar śmiertelnych

tan, AP, AFP, Reuters, Gazeta.pl, mar, PAP
2008-05-06, ostatnia aktualizacja 2008-05-06 20:13
Zobacz powiększenie
Satelitarne zdjęcia cyklonu "Nargis" zrobione przez satelitę NASA w dniach 1-3 maja, gdy zbliżał się do Birmy
Fot. HO REUTERS

Do ponad 22,5 tys. wzrosła liczba ofiar cyklonu "Nargis" - poinformowały państwowe media w Birmie. Wciąż zaginionych jest ponad 41 tysięcy osób, a milionom brakuje wody, prądu, czy jakiejkolwiek drogi komunikacji. Pierwsza zagraniczna pomoc już dociera - na miejsce pierwszy dotarł statek z Tajlandii.

Zobacz powiekszenie
Fot. Zhang Yunfei AP
Rodzice zabierają swoje dziecko do szpitala w Rangunie.
Także polskie instytucje humanitarne pomogą ofiarom kataklizmu w Birmie.

Pomóż ofiarom cyklonu w Birmie: numery kont

Po raz pierwszy w historii wojskowej dyktatury w Birmie rząd zgodził się na pełen kontakt z resztą świata: ratując kraj po własnych błędach (władze zabroniły instytucjom meteorologicznym informować o nadchodzącym kataklizmie) władze zgodziły się na pomoc zagraniczną. Służby meteorologiczne w Indiach podały we wtorek, że na 48 godzin przed uderzeniem cyklonu ostrzegały sąsiadującą z nimi Birmę.

- Pomoc międzynarodowa dla ofiar cyklonu Nargis w Birmie zostanie przyjęta z zadowoleniem - poinformował birmański minister opieki społecznej Maung Maung Swe, zaznaczając jednocześnie, że "ekipy organizacji humanitarnych będą musiały się zwrócić o pozwolenie na wjazd do kraju".

Cyklon "Nargis" uderzył w nocy z piątku na sobotę w najgęściej zaludnioną część 52-milionowej Birmy, Rangun i deltę Irrawaddy, gdzie mieszka 24 mln ludzi. Ujście tej głównej rzeki stanowi ryżowy spichlerz Birmy i obecnie znajduje się pod wodą.

Rzeczniczka UNICEF Veronique Taveau powiedziała, że jej organizacja ma pięć zespołów oceniających sytuację na miejscu w Birmie. Podkreśliła, że sytuacja wygląda na bardzo trudną.

Jeszcze w niedzielę wydawało się, że skala tragedii w Birmie będzie o wiele mniejsza.

Birma przyjmie pomoc, ale pod warunkami

- Wszystko wskazuje na to, że każdy zdaje sobie sprawę, że to jest wyjątkowe zdarzenie w historii Birmy i rząd dużo chętniej przyjmuje międzynarodową pomoc niż to miało miejsce wcześniej - powiedział Andrew Kirkwood z organizacji "Uratować Dzieci". Przyjęcie zagranicznej pomocy jest w sytuacją wyjątkową. Do tej pory wojskowa junta niechętnie zgadzała się na podobne gesty. Zagraniczni korespondenci są zgodni, że taka deklaracja obrazuje skalę zniszczeń.

Przedstawiciele Światowego Programu Żywnościowego (WFP) spotkali się w poniedziałek w Rangunie z władzami Birmy i uzyskali "zielone światło" w sprawie pomocy. - WFP jak najszybciej wyśle pomoc humanitarną do Birmy - zapowiedział rzecznik prasowy tej ONZ-owskiej agendy Paul Risley. Sekretarz Generalny ONZ Ban Ki-Mun powiedział, że organizacja zrobi wszystko, co będzie konieczne, by zapewnić konieczną pomoc.

Pomoc finansowa już jest przekazywana: kilka międzynarodowych organizacji i Departament Stanu USA przekazały już łącznie ponad pół miliarda dolarów.

Laura Bush krytykuje władze Birmy

Za zaniedbania związane z niszczycielskim cyklonem, a zwłaszcza za nieuprzedzenie ludności o jego nadejściu skrytykowała birmańskie władze Pierwsza Dama USA Laura Bush. Małżonka prezydenta George'a W. Busha, zwykle rzadko wypowiadająca się w kwestiach międzynarodowych, zaapelowała do członków birmańskiej junty o wpuszczenie do kraju ekip ratowników z USA. O to samo apelował prezydent Bush.

Pani Bush ogłosiła przekazanie przez ambasadę USA w Rangunie 250 tys. dolarów natychmiastowej, wstępnej pomocy i zapowiedziała, że "dalsza pomoc wkrótce nadejdzie".

O pomoc dla mieszkańców Birmy zaapelował do świata Benedykt XVI. Ojciec Święty złożył kondolencje z powodu tragicznych następstw kataklizmu i zapewnił "umiłowany naród Myanmaru" o modlitwie za ofiary i ich najbliższych.

Ze względu na skutki cyklonu junta przesunie na 24 maja termin referendum konstytucyjnego w regionach najbardziej dotkniętych kataklizmem.

Referendum w sprawie nowej konstytucji, zgodnie z którą w 2010 roku odbędą się w Birmie wielopartyjne wybory powszechne, zostanie przesunięte w rejonie Rangunu oraz w okolicach delty rzeki Irawadi, natomiast na pozostałym obszarze odbędzie się tak jak planowano - 10 maja.

Cyklon Nargis zebrał najtragiczniejsze w Azji Południowo- Wschodniej żniwo od 1991 roku, kiedy to podobna klęska żywiołowa spowodowała śmierć aż 141 tys. osób w Bangladeszu.