Pokazywanie postów oznaczonych etykietą PREZYDENT KACZYŃSKI. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą PREZYDENT KACZYŃSKI. Pokaż wszystkie posty

środa, 20 października 2010

MAK znalazł przyczynę katastrofy pod Smoleńskiem

2010-10-20 | Ostatnia aktualizacja: 14:39 | Komentarze: 47
MAK: w raporcie 72 wnioski o przyczynach katastrofy

MAK: w raporcie 72 wnioski o przyczynach katastrofy Fot. Mikhail Metzel / AP

MAK ustalił 72 wnioski dotyczące pośrednich i bezpośrednich przyczyn katastrofy smoleńskiej - poinformował w środę w Moskwie przedstawiciel Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego.

Siedem rekomendacji MAK po katastrofie smoleńskiej będzie przekazanych polskiej i rosyjskiej instytucji odpowiedzialnej za lotnictwo cywilne - oświadczył w środę w Moskwie przedstawiciel MAK, na konferencji po przekazaniu stronie polskiej projektu raportu końcowego.

Wiceszef MAK Oleg Jermołow sprzeciwił się twierdzeniom mediów, że wrak rozbitego pod Smoleńskiem polskiego samolotu jest źle zabezpieczony. "Teren lotniska jest chroniony. Oczywiście względy pogodowe mają znaczenie, ale nie było możliwości przeniesienia wraku do hangaru" - powiedział.

Jermołow podkreślił, że nie ma danych, by mówić, że ktoś niszczył wrak. Przyznał, że w celu przeniesienia dużych fragmentów maszyny i ułożenia ich w tzw. obrysie, rosyjscy funkcjonariusze musieli je przecinać na mniejsze części.

Jak poinformowano, podczas prowadzenia postępowania przez MAK, szczątki samolotu, będące dowodem w śledztwie, były w dyspozycji Komitetu. "Kiedy komisja techniczna otrzyma uwagi polskiej strony i będzie opublikowany raport, te dowody rzeczowe będą zwrócone Komitetowi Śledczemu Prokuratury Generalnej Federacji Rosyjskiej" - powiedział Jermołow.

Wiceszef MAK odnosząc się do kwestii, kiedy ewentualnie szczątki samolotu mogłyby wrócić do Polski, odpowiedział, że pytanie to należy kierować do rosyjskiej prokuratury. "Rozumiem, że to pytanie interesuje polskie społeczeństwo" - dodał i zapewnił, że MAK nie będzie przeciwko przekazaniu szczątków.

"Komisja techniczna ustaliła przyczyny techniczne, systemowe i przyczyny pośrednie sprzyjające katastrofie. Będzie to opublikowane po sformułowaniu przez stronę polską swoich uwag i opracowaniu na tej podstawie ostatecznej wersji raportu. Tak stanowi Załącznik 13 do Konwencji Chicagowskiej" - zapewnił Jermołow. Strona polska ma na przedstawienie swoich uwag 60 dni.

Według przedstawiciela MAK, nad dokumentem pracowała "wielka grupa" ekspertów cywilnych i wojskowych, w tym specjaliści z Rosji, Polski i USA. "Strona polska była zaznajomiona z materiałami" - podkreślił.

Ujawniono, że w raporcie MAK są m.in. sprawozdania z badań szczątków samolotu, rejestratorów w maszynie i na wieży kontrolnej, rezultaty eksperymentów na symulatorach automatycznych i komputerowych, a także ocena działań załogi Tu-154 M oraz wieży kontroli lotów w Smoleńsku przeprowadzona przez ekspertów z dziedziny psychologii, lotnictwa i kontroli ruchu powietrznego.

Źródło: PAP

niedziela, 9 maja 2010

Milicjanci słyszeli strzały przy wraku

Zeznania świadków pierwszych chwil po tragedii

Milicjanci słyszeli strzały przy wrakuGalerię

Rosyjscy milicjanci zeznali w prokuraturze, że tuż po rozbiciu się samolotu pod Smoleńskiem usłyszeli strzały. Zapisano to w protokołach. Potwierdza się tym samym autentyczność nagrania, na którym zarejestrowano huki podobne do dźwięków używanej broni bądź eksplodującej amunicji.




Polscy prokuratorzy wojskowi mają już kopie 23 protokołów przesłuchań świadków w tym milicjantów, którzy przybyli na miejsce katastrofy. Nie wszystkie zostały jeszcze przetłumaczone na język polski. Ale w tych przetłumaczonych pojawia się kwestia dzwięków przypominających strzały - dowiedziało się Radio ZET.

Według informacji nieoficjalnych prokuratorzy zakładają, że albo eksplodowała płonąca amunicja prezydenckiej ochrony albo chciano przepłoszyć gapiów - doniosła stacja.

Oficjalnie jednak Naczelna Prokuratura Wojskowa nie chce udzielić informacji na temat zeznań milicjantów.

Dotychczasowe analizy ekspertów ABW, którzy badali popularny w internecie film z miejsca katastrofy z nagranymi rzekomymi strzałami nie dały odpowiedzi na pytanie czy padły strzały. Stwierdzono jedynie, że kamera zarejestrowała głosy kobiet i mężczyzn mówiących po rosyjsku i wypowiedzi mężczyzn po polsku.

Film jest dalej badany. Zeznania milicjantów to druga wskazówka, że należy dokładnie wyjaśnić co działo już po katastrofie tupolewa - podało Radio ZET.

środa, 5 maja 2010

Dziwne wnioski z sekcji

Mariusz Kowalewski , Piotr Nisztor , pek 05-05-2010, ostatnia aktualizacja 05-05-2010 04:03

8.50 – taką godzinę śmierci wpisał do protokołów rosyjski lekarz. „Rz” pierwsza do nich dotarła

W  dokumentach z oględzin zwłok w rubryce przyczyny śmierci Rosjanie  zapisali: „mnogie obrażenia”. Na zdjęciu przylot trumien  z ciałami  ofiar 15 kwietnia
autor: Piotr Nowak
źródło: Fotorzepa
W dokumentach z oględzin zwłok w rubryce przyczyny śmierci Rosjanie zapisali: „mnogie obrażenia”. Na zdjęciu przylot trumien z ciałami ofiar 15 kwietnia

Dziennikarze „Rz” widzieli protokoły oględzin zwłok trzech osób tragicznie zmarłych w katastrofie samolotu Tu-154 pod Smoleńskiem. Do nich dołączone są protokoły przesłuchań bliskich ofiar. Najważniejsze informacje w protokole oględzin zapisane są w punktach 18 – 23.

Punkt 18. zawiera informację o osobie przeprowadzającej sekcję. W każdym protokole, który widzieli dziennikarze „Rz”, napisane jest, że wykonywał ją lekarz zakładu medycyny sądowej w Moskwie.

Punkt 19. dotyczy przyczyn śmierci. Tutaj lekarz wpisał dwa lakoniczne słowa: „mnogie obrażenia”.

W punkcie 23. zawarty jest opis okoliczności, w jakich doszło do zgonu. Lekarze napisali w nim, że śmierć nastąpiła w wyniku katastrofy samolotu Tu-154 pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 roku o godz. 10.50 czasu miejscowego (czyli 8.50 czasu polskiego – red.).

Lekarz ustala godzinę

Według pierwszych doniesień prezydencki samolot rozbił się o 8.56 czasu polskiego – wtedy włączyły się syreny alarmowe lotniska Smoleńsk-Siewiernyj informujące o katastrofie. Ale w ubiegłym tygodniu premier Donald Tusk na konferencji prasowej powiedział, że czarne skrzynki Tu-154 miały przestać pracować o 8.41. To wtedy prawdopodobnie samolot się rozbił. Wiadomo, że służby medyczne na miejsce katastrofy dotarły dopiero po godz. 9. Skąd zatem w protokołach godzina 8.50?

Płk Zbigniew Rzepa, rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej, nie chce się na ten temat wypowiadać. Zapytani przez nas prawnicy są bardziej rozmowni. – Myślę, że informacja dotycząca godziny zgonu została skądś uzyskana, bo lekarz przeprowadzający sekcję może tylko w przybliżeniu określić taki czas – mówi Kazimierz Olejnik, były prokurator krajowy.

Zdaniem prof. Zbigniewa Ćwiąkalskiego, byłego ministra sprawiedliwości, „lekarz przyjął godzinę katastrofy, która była najbardziej prawdopodobna”.

Czy byli tam polscy prokuratorzy

Protokoły, które widziała „Rz”, przynoszą też inne ciekawe informacje. Według zapewnień naszego rządu polscy prokuratorzy na miejscu w Moskwie uczestniczyli w pracach tamtejszych śledczych. Tyle że w protokołach nie ma śladu ich obecności. Rosyjski lekarz w rubryce przyczyny zgonu pisze: „stwierdziłem”. „Rz” widziała polskie tłumaczenie jednego z tych dokumentów. W nim też nie pojawia się informacja o polskich śledczych.

Płk Rzepa zapewnia, że polscy prokuratorzy brali udział w identyfikacji zwłok. – Dopóki nie zobaczymy tego dokumentu i nie będzie on przetłumaczony przez tłumacza przysięgłego, nie będziemy sprawy komentować – ucina wszelkie pytania.

Na razie polscy prokuratorzy nie otrzymali jeszcze dokumentów z sekcji. – Czekamy na realizację tego wniosku – mówi Rzepa.

Olejnika dziwi brak w raporcie informacji o polskich przedstawicielach. Według niego powinny w nim być ich podpisy. Co do innych zapisów w protokołach mówi: – Nie można umrzeć z powodu mnogości obrażeń. Sekcja zwłok polega na tym, by konkretnie określić, co było przyczyną śmierci, np. uderzenie w głowę, rana cięta, kłuta.

Zdaniem Ćwiąkalskiego zaś, stwierdzenie użyte przez Rosjan przy opisie przyczyn zgonu można wytłumaczyć. – Takie określenie („mnogie obrażenia” – red.) oznacza, że wszystko jest roztrzaskane – mówi „Rz”. – Czymś zasadniczo innym jest katastrofa lądowa, a inaczej jest w przypadku katastrofy lotniczej. Nie można tego oddać tymi samymi słowami – dodaje.

Tyle że protokoły, które widziała „Rz”, dotyczą osób, których ciała w wyniku katastrofy zostały uszkodzone nieznacznie.

– Na zewnątrz nie wyglądał jak ofiara katastrofy lotniczej. Tak było też w przypadku innych ofiar – mówi nam bliski jednej z ofiar będący w Moskwie podczas okazania.

Urządzenia z wraku zbadają w USA

Przedstawiciele Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego i polscy specjaliści wyjaśniający przyczyny katastrofy Tu-154 udali się do USA, gdzie z amerykańskimi ekspertami zbadają niektóre urządzenia z rozbitej maszyny. W tym system ostrzegania przed zderzeniem z ziemią TAWS i system nawigacji satelitarnej GNSS w zakładach w USA, które je wyprodukowały.

Tymczasem o terminach dostarczenia przez Rosjan materiałów, jakie zebrali w śledztwie w sprawie przyczyn katastrofy, ma rozmawiać prokurator generalny Andrzej Seremet, który dziś jedzie do Moskwy na spotkanie ze swym rosyjskim odpowiednikiem Jurijem Czajką i jego zastępcą. – Chodzi o ustalenie harmonogramu przekazywania nam materiałów, o które wystąpiliśmy – mówi Mateusz Martyniuk, rzecznik Seremeta. Nasi śledczy nie dostali dotąd żadnego z istotnych dokumentów. Czekają na zapisy z czarnych skrzynek, zapis korespondencji załogi z wieżą lotniska i wyjaśnienia, dlaczego Rosjanie tuż po katastrofie wymieniali żarówki na pasie startowym lotniska.

—graż

Masz pytanie, wyślij e-mail do autorów m.kowalewski@rp.pl, p.nisztor@rp.pl

sobota, 1 maja 2010

10 hipotez smoleńskiej katastrofy

Piotr Zychowicz 21-04-2010, ostatnia aktualizacja 21-04-2010 20:38
Kto winien: rosyjscy kontrolerzy, polscy piloci, mgła czy maszyna? Mnożą się też teorie spiskowe
Nad wyjaśnie
 niem katastrofy Tu-154 M pod Smoleńskiem pracuje polsko rosyjska grupa,
 w której skład wchodzi blisko 60 prokurato- rów.  Na zdjęciu  
specjaliści  badający wrak samolotu
autor: Kuba Kamiński
źródło: Fotorzepa
Nad wyjaśnie niem katastrofy Tu-154 M pod Smoleńskiem pracuje polsko rosyjska grupa, w której skład wchodzi blisko 60 prokurato- rów. Na zdjęciu specjaliści badający wrak samolotu
10 kwietnia o 8.56 w katastrofie prezydenckiego samolotu Tu-154M zginął prezydent Lech Kaczyński z małżonką i 94 inne osoby obecne na pokładzie. Do tragedii doszło podczas próby lądowania na lotnisku pod Smoleńskiem. Oto dziesięć teorii na temat przyczyn katastrofy.
1. Niedoświadczony pilot. 36-letni kapitan Arkadiusz Protasiuk miał według Rosjan przeszarżować: nie znał lotniska i maszyny, którą leciał. „Załoga najwyraźniej nie uwzględniła specyfiki rosyjskiego samolotu” – pisał portal Newsru.com, powołując się na rosyjskich ekspertów. Tu-154 traci wysokość szybciej niż inne samoloty. Protasiuk miał więc popełnić szkolny błąd i za nisko sprowadzić maszynę.
Ale polski pilot na tupolewie przelatał imponującą liczbę 2937 godzin. Maszynę znał doskonale. – Znał również lotnisko. Trzy dni wcześniej lądował na nim, jako drugi pilot samolotu premiera Donalda Tuska – powiedział „Rz” pułkownik Grzegorz Kułakowski, kolega Protasiuka z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego.
2. Kłopoty z rosyjskim. Jak twierdzi rosyjski kontroler lotu ze Smoleńska Paweł Plusnin, polscy piloci nie informowali go o swojej wysokości, bo „słabo znali rosyjski”. Te słowa wzburzyły kolegów zabitych pilotów. – Protasiuk mówił po rosyjsku znakomicie – powiedział Kułakowski. Trzy dni wcześniej podczas lądowania w Smoleńsku Protasiuk nie miał najmniejszych problemów w komunikacji radiowej z rosyjskimi pracownikami lotniska.
3. Naciski na pilotów. Zwolennicy tej tezy przypominają, że w sierpniu 2008 r., podczas rosyjskiej inwazji na Gruzję, prezydent próbował nakłonić pilota do lądowania w Tbilisi. Ten jednak sprowadził maszynę na bezpieczniejsze lotnisko w Ganji w Azerbejdżanie. Czy tym razem pilot się ugiął, bo ktoś – prezydent lub dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik – kazał mu lądować w skrajnie trudnych warunkach?
Koledzy Protasiuka uważają, że to niemożliwe. – Załogi, które latają w pułku zapewniającym transport najważniejszym osobom w państwie, są tak wyszkolone, że nie ulegają presji – powiedział kapitan Grzegorz Pietruczuk, ten sam, który odmówił prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu lądowania w Tbilisi.
Wojskowi podkreślają, że żelazna zasada mówi, iż najważniejszą osobą na pokładzie jest pilot. Nikt, nawet prezydent, nie ma prawa narzucać mu swojej woli. Po incydencie na Kaukazie piloci mieli jeszcze umocnić się w tym postanowieniu.
Z przecieków po wstępnej analizie czarnej skrzynki wynika, że żaden z pasażerów nie ingerował w pracę pilotów.
4. Mgła. W chwili wypadku była bardzo gęsta i pilot mógł nie zauważyć drzew.
– Na nowoczesnych lotniskach mgła nie jest groźna, ale w Smoleńsku, gdzie jest lotnisko przestarzałe, mogła sprawić problemy – mówi „Rz” ekspert Grzegorz Hołdanowicz. Według niego mgła jest niebezpieczna, bo jest nieprzewidywalna. W jednym miejscu mogą być prześwity, gdzie indziej niespodziewanie gęstnieje. – Piloci nie zdawali sobie sprawy, że lecą nad jarem głębokim na 60 metrów. Tyle im zabrakło do bezpiecznego lądowania. Gdyby nie jar, wylądowaliby bezpiecznie – podkreślił Hołdanowicz.
Do bezpiecznego lądowania potrzeba widoczności na 1 km. Tego dnia nad Smoleńskiem wynosiła chwilami zaledwie 100 metrów.
5. Awaria samolotu. Kolejna hipoteza sugeruje możliwość usterki lub poważniejszej awarii w prezydenckim tupolewie. Park maszynowy 36. Pułku jest mocno wysłużony. – Liczba usterek, jakie miały te samoloty, jest przerażająca – mówił „Rz” po katastrofie były premier Józef Oleksy. – Sam byłem kiedyś poirytowany, iż z powodu awarii nie mogłem dolecieć na szczyt europejski – dodaje. Rosjanie zapewniają, że samolot był sprawny. Zimą przeszedł kompleksowy remont w rosyjskich zakładach lotniczych Awiakor w Samarze. Mógł po nim spędzić w powietrzu jeszcze 7,5 tys. godzin. Wylatał tylko 140. W sumie 20-letni samolot przeleciał 5000 godzin i lądował
1823 razy, co zdaniem dyrektora zakładów Awiakor Aleksieja Gusiewa jak na tę maszynę nie jest dużą liczbą. – Po remoncie samolot latał normalnie, żadnych pretensji nie zgłaszano – mówił Gusiew.
– Wstępne dane wskazują, że katastrofa nie była związana z problemami technicznymi na pokładzie samolotu – wtórował mu szef komisji śledczej Prokuratury Generalnej Rosji Aleksander Bastrykin. Wiadomo, że do momentu uderzenia w drzewa, tupolew był w pełni sterowny.
6. Bałagan na lotnisku. O potwornym bałaganie, który podobno jest normą na rosyjskich lotniskach, mówił „Rz” rosyjski dysydent Władimir Bukowski.
– Chaos, niekompetencja, nieporządek, zły stan techniczny sprzętu – wyliczał. – Wieża mogła podać złe współrzędne, źle pokierować pilotów.
Białoruski dziennikarz, przebywający na smoleńskim lotnisku, krótko po katastrofie zrobił fotografię rosyjskich żołnierzy wkręcających żarówki w światłach naprowadzających. Czy w momencie, gdy samolot podchodził do lądowania, lampy nie działały? Polska prokuratura już oficjalnie zadała to pytanie stronie rosyjskiej.
Do dziś nie wiadomo też, co podczas feralnego lądowania robiła obsługa lotniska i kto wchodził w skład naziemnej grupy przyjmującej Tu-154. Czy byli to pracownicy ze Smoleńska, czy też może ludzie oddelegowani tam specjalnie na ten dzień z innego miejsca i kiepsko znający to lotnisko. Nie podano też, kto osobiście odpowiada za lądowanie samolotu.
7. Presja na obsługę lotniska. Jak ujawniła „Rz”, to nie polscy piloci, lecz rosyjscy kontrolerzy lotów mogli działać pod naciskiem. Rankiem 10 kwietnia odbyli kilka rozmów z przełożonymi w Moskwie.
– W jednej z rozmów ostrzegali, że warunki są fatalne i że zastanawiają się nad zamknięciem lotniska i wprowadzeniem zakazu lądowania – mówi informator „Rz”. – Mieli jednak wątpliwość, czy ta decyzja nie zostanie przez polską stronę zinterpretowana jako celowa przeszkoda. Nasze źródła twierdzą, że wątpliwości dotyczące tego, czy zamknąć lotnisko, mieli też przełożeni kontrolerów – dodał.
Podobne wątpliwości miała Moskwa. Kazała nie zamykać lotniska, ale rekomendować Polakom, żeby lądowali gdzie indziej. Tak też według Rosjan miało się stać. Kontrolerzy zasugerowali pilotom, aby polecieli do Moskwy lub Mińska.
– Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury – tłumaczył rosyjski rozmówca „Rz”. Podobnego zdania są polscy eksperci. – Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd – powiedział „Rz” chcący zachować anonimowość polski pilot.
8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny.
System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.
9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.
Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).
Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.
10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.
– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.
Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.
Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS.

środa, 28 kwietnia 2010

"Putin zaproponował, by ciało prezydenta przewieźć do Moskwy"



Premier Donald Tusk, fot. Radek Pietruszka
PAP
Premier Donald Tusk podczas konferencji prasowej dotyczącej działań państwa po katastrofie prezydenckiego samolotu mówił, iż premier Rosji Władimir Putin wyszedł z propozycją, by zwłoki Lecha Kaczyńskiego przewieźć do Moskwy.
Tusk powiedział, że premier Rosji Władimir Putin dwukrotnie proponował mu, aby ciało prezydenta Lecha Kaczyńskiego przewieźć ze Smoleńska do Moskwy. Jak tłumaczył, możliwości identyfikacyjne i przeprowadzenie sekcji zwłok w Moskwie będzie dużo prostsze i odbędzie się w dużo lepszych warunkach, niż w Smoleńsku; według szefa rosyjskiego rządu w Moskwie można byłoby bardziej uroczyście i godnie pożegnać prezydenta.

- Ja za każdym razem odpowiadałem premierowi Putinowi, że spodziewam się, że decyzje w tej kwestii będzie chciał podejmować brat prezydenta Jarosław Kaczyński i że ze względu na szczególną okoliczność relacji między zmarłym a Jarosławem Kaczyńskim uznałem, że te względy muszą być ważniejsze, niż ustalenie między premierami - powiedział Tusk.

Dlatego, jak dodał, po powtórnej propozycji Putina w tej sprawie, rzecznik rządu Paweł Graś skontaktował się z Jarosławem Kaczyńskim, który powiedział, że chce, aby ciało prezydenta jak najszybciej przewieźć ze Smoleńska do Polski. Szef rządu zaznaczył, że brat zmarłego prezydenta nie chciał uczestniczyć w rozmowie z nim, ani z premierem Putinem.

- Miałem wrażenie, że premier Putin rozumie moje stanowisko, że dopóki Jarosław Kaczyński nie znajdzie się na miejscu i nie podejmie decyzji, nie powinniśmy podejmować żadnych decyzji - dodał szef rządu.

Godzina katastrofy - 8.41

Premier Tusk powiedział, że przerwanie pracy niektórych urządzeń w samolocie, który rozbił się pod Smoleńskiem, może wskazywać, iż katastrofa nastąpiła o godz. 8.41. Zastrzegł jednak, że nie zostało to definitywnie stwierdzone.

- Mogę powiedzieć, że z relacji (...) tych, którzy uczestniczą razem z Rosjanami, jeśli chodzi o badanie tego, co w aparaturze samolotu do tej chwili odzyskano, to przerwanie pracy niektórych instrumentów wskazywałoby na godzinę wcześniejszą, czyli 8.41 - powiedział Tusk.

Zaznaczył jednak, że ta informacja powinna być traktowana jako "przykład, ilustrację, z jakim problemem się tam (w prokuraturze) borykają, niż jako definitywne stwierdzenie".

Tusk powiedział, że rozumie prokuraturę, iż nawet w tak elementarnej kwestii jak godzina katastrofy woli poczekać na stuprocentową pewność, niż później wycofywać się z ustaleń. Dotychczas jako godzinę katastrofy podawano godz. 8:56.

Premier Tusk stwierdził także, że wysłał do Rosji specjalnego akredytowanego. - Jego zadaniem jest dotarcie do przyczyn katastrofy - mówił Tusk.

Tusk zaznaczył, że przyjęto podstawę prawną wynikającą z prawa międzynarodowego, tzw. konwencję chicagowską, "która pozwoli działać przejrzyście obu stronom".

- Mamy wspólne reguły, dzięki którym możemy pracować wspólnie z Rosją - mówił Tusk.

Premier poinformował, że do Rosji, zgodnie z postanowieniami konwencji, wysłał specjalnego akredytowanego. Został nim Edmund Klich, przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, który ma prawo dostępu do wszystkich prowadzonych działań i informacji o śledztwie.

- Rosjanie wypełniają zobowiązania wynikające z konwencji, a nawet w ocenie Klicha są w wielu sytuacjach gotowi wykroczyć poza ramy konwencji, kiedy jest takie oczekiwanie strony polskiej - zaznaczył premier.



Rosjanie współpracują

Premier powiedział także, że uzyskał zapewnienie od prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, że do tej pory polska prokuratura nie ma żadnych zastrzeżeń do współpracy ze stroną rosyjską w postępowaniu ws. okoliczności katastrofy pod Smoleńskiem.

- W czasie długiego spotkania z prokuratorem generalnym uzyskałem zapewnienie, że jak do tej pory polska prokuratura nie ma żadnych zastrzeżeń do współpracy ze stroną rosyjską - podkreślił Tusk na konferencji prasowej.

Według premiera prokuratura od początku ma możliwość uczestniczenia w postępowaniu, w badaniach i w śledztwie prowadzonych przez stronę rosyjską. Jak dodał, dotyczy to także dostępu do czarnych skrzynek od momentu ich odnalezienia, zabezpieczenia, otwarcia i przesłuchań.

Jak zaznaczył, zapewnił Prokuraturę Generalną "o pełnej pomocy logistycznej i organizacyjnej oraz dyplomatycznej" w czasie działań prokuratury wojskowej w Rosji.

Tusk zapewnił, że prokurator generalny jest z nim w stałym kontakcie i "ma pełną świadomość niezależności prokuratury od innych organów państw".

- To bardzo trudny egzamin dla prokuratury, która działa od kilku tygodni w zupełnie nowych warunkach ustrojowych. Ale to także test na ile prokuratura, będąc niezależnym ciałem wobec rządu, będzie w stanie dobrze działać - powiedział premier.

W jego ocenie "fakt, że prokuratura jest w pełni niezależna od rządu jest faktem sprzyjającym obiektywizmowi postępowania" w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem.

Przypomniał, że bezpośrednio postępowanie w sprawie katastrofy lotniczej prowadzi prokuratura wojskowa, która jest podległa prokuratorowi generalnemu. - To prokuratura będzie ustalała nie tylko przebieg zdarzeń, ale i zakres odpowiedzialności i ewentualnej winy za to tragiczne zdarzenie - mówił szef rządu.

"Szybka informacja może narobić wiele szkód"

- Śledztwo budzi szczególnie dużo emocji, co jest zrozumiałe. Wszyscy niecierpliwie czekamy na wynik. Dobrze rozumiem tą niecierpliwość i osobiście dbałem od pierwszych godzin, aby przyjęto odpowiednie procedury - stwierdził premier, dodając, że "kluczowa dla instytucji państwa w procesie wyjaśniania przyczyn tragedii jest wiarygodność, zgodność z procedurami i nieuleganie presji, aby zaspokoić potrzebę szybkiej informacji. A szybka, ale nieprecyzyjna, albo nieprawdziwa informacja w takich momentach jak ten może narobić bardzo wiele szkód - ocenił premier.

Dodał, że doradcy i eksperci akredytowanego mają także prawo dostępu do wszelkich czynności i materiałów, jakie bada komisja rosyjska. Tusk zaznaczył, że akredytowany będzie oceniał, na ile projekt raportu ze strony rosyjskiej odpowiada czynnościom, działaniom, materiałom, które oni podczas postępowania komisji widzieli.

Premier poinformował, że dzięki obecności E. Klicha strona polska będzie formułowała ewentualne uwagi do projektu raportu strony rosyjskiej.

Tusk powiedział, że na czele polskiej komisji badającej przyczyny katastrofy stanął szef MSWiA Jerzy Miller.

Premier poinformował, że Jerzy Miller stoi na czele Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych od środy. Dodał, że przyjął rezygnację dotychczasowego szefa tej komisji Edmunda Klicha, który uznał, że nie jest w stanie łączyć funkcji akredytowanego przy komisji rosyjskiej i odpowiadać za raport polskich biegłych.

Szef rządu powiedział, że zadaniem polskiej komisji będzie przygotowanie końcowego raportu, z którego będzie wynikała polska ocena przyczyny katastrofy i potrzebne zmiany, które trzeba będzie wprowadzić w Polsce. Jak zaznaczył, ta komisja zgodnie z prawem nie ustala odpowiedzialnych i winnych. - To nie jest i nie może być zakres jej odpowiedzialności - powiedział Tusk.

Tusk zaznaczył, że jego intencją jest, by Państwową Komisją Badania Wypadków Lotniczych kierował cywil, ponieważ "przedmiotem badania tej komisji będą także procedury zachowania, różne fakty, które dotyczą wojska w kontekście katastrofy, ale także zdarzeń ją poprzedzających".

Szef rządu poinformował także, że telefony i laptopy ofiar katastrofy samolotowej pod Smoleńskiem są w Polsce, dysponują nimi służby specjalne i prokuratura.

- Chcę uspokoić państwa, jeśli chodzi o tego typu sprzęt, jak laptopy czy telefony komórkowe, nasze służby specjalne, w porozumieniu z Rosjanami i za ich pomocą, są w dyspozycji tego sprzętu. Cały drogą dyplomatyczną został przez stronę rosyjską przekazany i jest w Polsce także do dyspozycji prokuratury, łącznie z telefonem komórkowym prezydenta - powiedział Donald Tusk.

"Poczekam z decyzjami politycznymi"

Premier Tusk zapowiedział, że ewentualne decyzje polityczne dotyczące odpowiedzialności w związku z katastrofą samolotu pod Smoleńskiem zapadną dopiero po wyborach prezydenckich i będą konsultowane z nowym prezydentem.

Szef rządu, pytany, czy ma zamiar odwołać krytykowanego przez część polityków i ekspertów ministra obrony Bogdana Klicha, powiedział, że zarzuty formułowane pod jego adresem są przedwczesne. Jak podkreślił, byłoby źle, gdyby tego typu decyzje przyczyniały się do wskazywania odpowiedzialnych za katastrofę.

- Będę także chciał (...) poczekać na wyjaśnienie przynajmniej części okoliczności katastrofy, tak aby mieć prawdziwą wiedzę, a nie domysły o zakresie odpowiedzialności politycznej urzędników państwowych, czy wojskowych. Jak sadzę, ewentualne decyzje będą tak czy inaczej po wyborach prezydenckich. Tego typu decyzje, także ze względu na przyszłość, powinny być konsultowane z nowym prezydentem - oświadczył premier.

"Od prokuratury zależy, jakie informacje trafią do opinii publicznej"

- Od decyzji prokuratury będzie zależało tempo i skala informowania opinii publicznej o okoliczności katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem - powiedział

- Wyrażam to przekonanie, podziela je także prokurator generalny, że wszystko co możliwe, wszystko co nie szkodzi śledztwu, wszystko co jest już do zdefiniowane powinno być tak szybko, jak to możliwe ujawnione publicznie - podkreślił premier.

Jak dodał, rozumie prokuraturę i "jej powściągliwość". - Zadaniem prokuratury, akredytowanego i komisji jest dotarcie do wszystkich okoliczności katastrofy, a nie snucie hipotez i spekulacji - zaznaczył.

Samolot wiozący delegację na rocznicę zbrodni katyńskiej rozbił się 10 kwietnia pod Smoleńskiem. W katastrofie zginęło 96 osób - wśród nich prezydent Lech Kaczyński z małżonką, parlamentarzyści, najwyżsi dowódcy wojska, duchowni i przedstawiciele rodzin polskich obywateli pomordowanych przed 70 laty w Katyniu.

piątek, 23 kwietnia 2010

Kiedy naprawdę rozbił się tupolew?

Wciąż nie ma nagrań z czarnych skrzynek

Nikt nie wie, kiedy rozbił się tupolewGalerię

Prokuratura do dzisiaj nie wie, o której godzinie tak naprawdę rozbił się pod Smoleńskiem Tu-154 M. Jak ustalił "Dziennik Gazeta Prawna", godzina 8.56 nie jest prawdziwa. O tej porze jedynie włączono syreny alarmowe. Katastrofa zatem musiała wydarzyć się wcześniej.

Godzinę 8.56 polskiego czasu, jako moment zderzenia samolotu z ziemią kwestionują członkowie polsko-rosyjskiej komisji, do których dotarliśmy. Ten fakt potwierdza także symulacja, którą dla „DGP” przeprowadziła firma FDS OPS. Według niej Tu-154M powinien lecieć z Warszawy do Smoleńska 62 minuty, a zatem wylądować około 8.25 polskiego czasu. Są też inne poszlaki wskazujące na wcześniejszą godzinę katastrofy, jak zerwana linia energetyczna, co odnotowała smoleńska elektrownia.

„DGP” ustalił, że ani wojskowi prokuratorzy, ani Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (KBWL LP), ani specjaliści z Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych w Warszawie nie wiedzą, o której godzinie 10 kwietnia doszło do katastrofy samolotu m.in. z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie. Jak ustaliliśmy w źródłach zbliżonych do polsko-rosyjskiej komisji badającej przyczyny katastrofy, godzina 8.56 (10.56 czasu rosyjskiego) nie jest prawdziwa. – To moment, w którym zawyły syreny alarmowe na lotnisku Siewiernyj, ale moim zdaniem samolot rozbił się nawet dziesięć minut wcześniej – tłumaczy ekspert pracujący przy badaniu zapisu trzeciej czarnej skrzynki. I dodaje, że Rosjanie nie przekazali oficjalnej godziny katastrofy.

Odczyt danych ze skrzynki, nierejestrującej głosu, a jedynie podwyższone parametry techniczne lotu, odbywa się w Instytucie Technicznym Wojsk Lotniczych w Warszawie z udziałem strony rosyjskiej. Ich analiza pozwoli stwierdzić, w którym momencie doszło do niecodziennych zachowań w funkcjonowaniu podzespołów Tu-154M. Chodzi głównie o podejście do lądowania lub nagłe opuszczenie klap. To może dać odpowiedź na pytanie, kiedy dokładnie doszło do katastrofy.

Telefon o godz. 8.49

Informacje eksperta to niejedyny trop wskazujący na to, że Tu-154M rozbił się znacznie wcześniej, niż myśleliśmy. Innym dowodem jest relacja korespondenta Polsatu News Wiktora Batera, który pierwszy poinformował o katastrofie. – Dostałem telefon o wypadku o godzinie 8.49 – mówi „DGP” dziennikarz, który był wówczas w Katyniu. – 8.56? Ja wiem, że o tej godzinie wszyscy z samolotu już co najmniej od 10 minut nie żyli – mówi Bater. Jest jeszcze jedna poszlaka wskazująca na wcześniejszą godzinę tragedii. – Według informacji, jakie dotarły do komisji badającej przyczyny katastrofy, ok. godziny 8.39 samolot zerwał linię energetyczną przed lotniskiem. Najważniejsze jest teraz sprawdzenie, czy i o której godzinie to zdarzenie zostało zarejestrowane przez elektrownię – twierdzi nasz rozmówca. Zadzwoniliśmy do zakładu elektrycznego SmoleńskEnergo. – Nie możemy udzielić takiej informacji – usłyszeliśmy. Skontaktowaliśmy się z Międzypaństwową Komisją Lotniczą (ros. MAK). – Odpowiedź na to pytanie jest przedmiotem prac śledczych, które jeszcze trwają – oznajmił nam Oleg Jarmołow, zastępca przewodniczącego MAK. Informacje o zerwaniu linii energetycznej przez samolot znaleźliśmy na smoleńskim forum internetowym w wątku poświeconym katastrofie. Użytkownik „Aml” napisał: „Przy upadku samolot zaczepił i zerwał kable elektryczne. Moment uszkodzenia został dokładnie ujęty przez energetyków, z dokładnością co do sekundy. Od nich dostałem te informację: czas tego oberwania nastąpił w okolicach 10:40 (a dokładniej o 10:39:50)”.


Prokuratorzy nie rozmawiają

Czy istnieje inne wytłumaczenie różnic w godzinie katastrofy? – Według moich informacji prezydencki robił nad lotniskiem trzy okręgi. By sprawdzić czy są warunki do lądowania. To mogło trwać do 10 minut – mówi DGP Michał Makowiecki z firmy FDS OPS zajmującej się planowaniem lotów. Zaprzecza temu były szef 36 pułku – Wiem że Tu 154 nie „wisiał” nad lotniskiem, a od razu lądował – mówi DGP pułkownik Tomasz Pietrzak. Prokurator Generalny Andrzej Seremet odsyła do prokuratorów wojskowych.

Co na to Naczelna Prokuratura Wojskowa (NPW), której przedstawiciele wrócili wczoraj z Rosji? Nie chcieli z nami rozmawiać. – Jestem zmęczony – powiedział „DGP” płk Zbigniew Rzepa. Chwilę wcześniej Rzepa i Seremet wzięli udział w konferencji prasowej. Przyznali na niej, że nie wiadomo, czy Rosjanie przekażą nam stenogram, elektroniczną kopię lub oryginalne taśmy z nagrań z czarnej skrzynki.


Czy Tu-154 rozbił się 10 minut wcześniej niż sądzono?

jagor, ła, IAR
2010-04-23, ostatnia aktualizacja 19 minut temu

Wrak samolotu Tu-154, który rozbił się na wojskowym  lotnisku w Smoleńsku
Wrak samolotu Tu-154, który rozbił się na wojskowym lotnisku w Smoleńsku
Fot. Mikhail Metzel AP

Do tragedii pod Smoleńskiem mogło dojść o około 10 minut wcześniej, niż do tej pory podawano - twierdzi "Dziennik Gazeta Prawna" i dowodzi, że godzina 8.56, którą od 10 kwietnia uznano jako moment zderzenia samolotu z ziemią jest jedynie godziną włączenia syren alarmowych. Naczelna Prokuratura Wojskowa nie jest w stanie wykluczyć, że ta wersja może być prawdziwa.

"Dziennik Gazeta Prawna" powołuje się przy tym na członków polsko - rosyjskiej komisji. Ekspert, badający zapis z trzeciej czarnej skrzynki powiedział gazecie, że godzina 8.56 jest momentem zawycia syreny alarmowej na lotnisku Siewiernyj, ale samolot mógł się rozbić nawet 10 minut wcześniej.

Również symulacja, którą dla gazety przeprowadziła firma FDS OPS potwierdza, że do katastrofy doszło wcześniej. Zgodnie z tą symulacją Tu-154M powinien lecieć do Smoleńska 62 minuty, a zatem wylądować około 8.25 naszego czasu.

Są też inne poszlaki wskazujące na wcześniejszą godzinę katastrofy, jak zerwana linia energetyczna, co odnotowała smoleńska elektrownia. Komisja badająca przyczyny katastrofy dotarła do danych, według których do zerwania liny doszło o godzinie 8.39.

Rosyjski minister: Samolot Tu-154M zniknął z radarów o 10:50 czasu rosyjskiego

Tą wersję potwierdza także korespondent Polsatu News Wiktor Bater, który teraz twierdzi, że telefon o wypadku dostał o 8.49. O tym, że samolot rzeczywiście mógł spaść o kilka minut wcześniej niż do tej pory podawano świadczyć ma też raport rosyjskiego ministra do spraw nadzwyczajnych Siegieja Szojgu, który dostał premier Władimir Putin. "O godzinie 10:50 (czasu rosyjskiego) na lotnisku w Smoleńsku podczas podchodzenia do lądowania zniknął z radarów samolot Tu-154M wypełniając lot na trasie Warszawa - Smoleńsk" - cytuje raport Radio RMF FM.

"Samolot upadł na zalesionym terenie 300 metrów od pasa. Na pokładzie znajdowało się 97 ludzi, w tym 8 członków załogi. Wszyscy zginęli. Podczas uderzenia doszło do pożaru. Do jego ugaszenia o 10:51 na miejsce przybyły zastępy straży pożarnej z trzech jednostek w sile 40 ludzi i 11 sztuk sprzętu. O godzinie 11:01 pożar ugaszono"- raportował Szojgu

Prokuratura: Należy traktować te informacje jako wstępne

Tymczasem nawet Naczelna Prokuratura Wojskowa nie jest w stanie wykluczyć takiej wersji.

- Za wcześnie jednak na razie przywiązywać się do jakiś konkretnej godzin dopóki nie zostaną potwierdzone one badaniami przez specjalistów. Cały czas trwają prace komisji, które badają wszystkie urządzenia, rejestratory. Po dokonaniu tych analiz będzie można dokładnie ustalić parametry, czas lotu i godzinę katastrofy - mówi w rozmowie z TOK FM płk Zbigniew Rzepa, rzecznik prasowy Naczelnego Prokuratora Wojskowego i dodaje: - Dopóki nie będzie oficjalnego raportu w sprawie katastrofy wszystkie te informacje, które się pojawiają należy traktować jako wstępne .

Źródło: "Dz"

10 hipotez smoleńskiej katastrofy

Piotr Zychowicz 21-04-2010, ostatnia aktualizacja 21-04-2010 20:38

Kto winien: rosyjscy kontrolerzy, polscy piloci, mgła czy maszyna? Mnożą się też teorie spiskowe

Nad wyjaśnie  niem katastrofy Tu-154 M pod Smoleńskiem pracuje polsko rosyjska grupa,  w której skład wchodzi blisko 60 prokurato- rów.  Na zdjęciu   specjaliści  badający wrak samolotu
autor: Kuba Kamiński
źródło: Fotorzepa
Nad wyjaśnie niem katastrofy Tu-154 M pod Smoleńskiem pracuje polsko rosyjska grupa, w której skład wchodzi blisko 60 prokurato- rów. Na zdjęciu specjaliści badający wrak samolotu

10 kwietnia o 8.56 w katastrofie prezydenckiego samolotu Tu-154M zginął prezydent Lech Kaczyński z małżonką i 94 inne osoby obecne na pokładzie. Do tragedii doszło podczas próby lądowania na lotnisku pod Smoleńskiem. Oto dziesięć teorii na temat przyczyn katastrofy.

1. Niedoświadczony pilot. 36-letni kapitan Arkadiusz Protasiuk miał według Rosjan przeszarżować: nie znał lotniska i maszyny, którą leciał. „Załoga najwyraźniej nie uwzględniła specyfiki rosyjskiego samolotu” – pisał portal Newsru.com, powołując się na rosyjskich ekspertów. Tu-154 traci wysokość szybciej niż inne samoloty. Protasiuk miał więc popełnić szkolny błąd i za nisko sprowadzić maszynę.

Ale polski pilot na tupolewie przelatał imponującą liczbę 2937 godzin. Maszynę znał doskonale. – Znał również lotnisko. Trzy dni wcześniej lądował na nim, jako drugi pilot samolotu premiera Donalda Tuska – powiedział „Rz” pułkownik Grzegorz Kułakowski, kolega Protasiuka z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego.

2. Kłopoty z rosyjskim. Jak twierdzi rosyjski kontroler lotu ze Smoleńska Paweł Plusnin, polscy piloci nie informowali go o swojej wysokości, bo „słabo znali rosyjski”. Te słowa wzburzyły kolegów zabitych pilotów. – Protasiuk mówił po rosyjsku znakomicie – powiedział Kułakowski. Trzy dni wcześniej podczas lądowania w Smoleńsku Protasiuk nie miał najmniejszych problemów w komunikacji radiowej z rosyjskimi pracownikami lotniska.

3. Naciski na pilotów. Zwolennicy tej tezy przypominają, że w sierpniu 2008 r., podczas rosyjskiej inwazji na Gruzję, prezydent próbował nakłonić pilota do lądowania w Tbilisi. Ten jednak sprowadził maszynę na bezpieczniejsze lotnisko w Ganji w Azerbejdżanie. Czy tym razem pilot się ugiął, bo ktoś – prezydent lub dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik – kazał mu lądować w skrajnie trudnych warunkach?

Koledzy Protasiuka uważają, że to niemożliwe. – Załogi, które latają w pułku zapewniającym transport najważniejszym osobom w państwie, są tak wyszkolone, że nie ulegają presji – powiedział kapitan Grzegorz Pietruczuk, ten sam, który odmówił prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu lądowania w Tbilisi.

Wojskowi podkreślają, że żelazna zasada mówi, iż najważniejszą osobą na pokładzie jest pilot. Nikt, nawet prezydent, nie ma prawa narzucać mu swojej woli. Po incydencie na Kaukazie piloci mieli jeszcze umocnić się w tym postanowieniu.

Z przecieków po wstępnej analizie czarnej skrzynki wynika, że żaden z pasażerów nie ingerował w pracę pilotów.

4. Mgła. W chwili wypadku była bardzo gęsta i pilot mógł nie zauważyć drzew.

– Na nowoczesnych lotniskach mgła nie jest groźna, ale w Smoleńsku, gdzie jest lotnisko przestarzałe, mogła sprawić problemy – mówi „Rz” ekspert Grzegorz Hołdanowicz. Według niego mgła jest niebezpieczna, bo jest nieprzewidywalna. W jednym miejscu mogą być prześwity, gdzie indziej niespodziewanie gęstnieje. – Piloci nie zdawali sobie sprawy, że lecą nad jarem głębokim na 60 metrów. Tyle im zabrakło do bezpiecznego lądowania. Gdyby nie jar, wylądowaliby bezpiecznie – podkreślił Hołdanowicz.

Do bezpiecznego lądowania potrzeba widoczności na 1 km. Tego dnia nad Smoleńskiem wynosiła chwilami zaledwie 100 metrów.

5. Awaria samolotu. Kolejna hipoteza sugeruje możliwość usterki lub poważniejszej awarii w prezydenckim tupolewie. Park maszynowy 36. Pułku jest mocno wysłużony. – Liczba usterek, jakie miały te samoloty, jest przerażająca – mówił „Rz” po katastrofie były premier Józef Oleksy. – Sam byłem kiedyś poirytowany, iż z powodu awarii nie mogłem dolecieć na szczyt europejski – dodaje. Rosjanie zapewniają, że samolot był sprawny. Zimą przeszedł kompleksowy remont w rosyjskich zakładach lotniczych Awiakor w Samarze. Mógł po nim spędzić w powietrzu jeszcze 7,5 tys. godzin. Wylatał tylko 140. W sumie 20-letni samolot przeleciał 5000 godzin i lądował

1823 razy, co zdaniem dyrektora zakładów Awiakor Aleksieja Gusiewa jak na tę maszynę nie jest dużą liczbą. – Po remoncie samolot latał normalnie, żadnych pretensji nie zgłaszano – mówił Gusiew.

– Wstępne dane wskazują, że katastrofa nie była związana z problemami technicznymi na pokładzie samolotu – wtórował mu szef komisji śledczej Prokuratury Generalnej Rosji Aleksander Bastrykin. Wiadomo, że do momentu uderzenia w drzewa, tupolew był w pełni sterowny.

6. Bałagan na lotnisku. O potwornym bałaganie, który podobno jest normą na rosyjskich lotniskach, mówił „Rz” rosyjski dysydent Władimir Bukowski.

– Chaos, niekompetencja, nieporządek, zły stan techniczny sprzętu – wyliczał. – Wieża mogła podać złe współrzędne, źle pokierować pilotów.

Białoruski dziennikarz, przebywający na smoleńskim lotnisku, krótko po katastrofie zrobił fotografię rosyjskich żołnierzy wkręcających żarówki w światłach naprowadzających. Czy w momencie, gdy samolot podchodził do lądowania, lampy nie działały? Polska prokuratura już oficjalnie zadała to pytanie stronie rosyjskiej.

Do dziś nie wiadomo też, co podczas feralnego lądowania robiła obsługa lotniska i kto wchodził w skład naziemnej grupy przyjmującej Tu-154. Czy byli to pracownicy ze Smoleńska, czy też może ludzie oddelegowani tam specjalnie na ten dzień z innego miejsca i kiepsko znający to lotnisko. Nie podano też, kto osobiście odpowiada za lądowanie samolotu.

7. Presja na obsługę lotniska. Jak ujawniła „Rz”, to nie polscy piloci, lecz rosyjscy kontrolerzy lotów mogli działać pod naciskiem. Rankiem 10 kwietnia odbyli kilka rozmów z przełożonymi w Moskwie.

– W jednej z rozmów ostrzegali, że warunki są fatalne i że zastanawiają się nad zamknięciem lotniska i wprowadzeniem zakazu lądowania – mówi informator „Rz”. – Mieli jednak wątpliwość, czy ta decyzja nie zostanie przez polską stronę zinterpretowana jako celowa przeszkoda. Nasze źródła twierdzą, że wątpliwości dotyczące tego, czy zamknąć lotnisko, mieli też przełożeni kontrolerów – dodał.

Podobne wątpliwości miała Moskwa. Kazała nie zamykać lotniska, ale rekomendować Polakom, żeby lądowali gdzie indziej. Tak też według Rosjan miało się stać. Kontrolerzy zasugerowali pilotom, aby polecieli do Moskwy lub Mińska.

– Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury – tłumaczył rosyjski rozmówca „Rz”. Podobnego zdania są polscy eksperci. – Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd – powiedział „Rz” chcący zachować anonimowość polski pilot.

8. Brak systemu naprowadzania. Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Władimirem Putinem i Donaldem Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny.

System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). – Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczy „Rz” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak.

9. Zamach terrorystyczny. Prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział, że śledczy badali także hipotezę zamachu. Wstępne śledztwo wykazało, że na pokładzie nie doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.

Mimo to pojawia się wiele teorii spiskowych. – Okoliczności wskazują na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania. Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona – powiedział w wywiadzie udzielonym „Naszemu Dziennikowi” Ryszard Drozdowicz z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT).

Inni eksperci wykluczają jednak taką możliwość: samolot był dokładnie sprawdzony przez polskie służby.

10. Atak elektroniczny. Na pokładzie tupolewa znajdowało się supernowoczesne satelitarne urządzenie TAWS (Terrain Awareness and Warning System), które z dokładnością do jednego metra informuje pilotów o ukształtowaniu terenu w okolicach lotniska. Ukazuje im trójwymiarowy model terenu nawet w najtrudniejszych warunkach pogodowych. Ponieważ do tej pory nie zdarzyła się jeszcze katastrofa samolotu wyposażonego w ten system, pojawiły się spekulacje, czy przypadkiem rzekomi terroryści świadomie nie zakłócił pracy urządzeń pokładowych.

– System TAWS zawieść nie może. Chyba że ktoś zaatakuje go techniką o nazwie „meaconing”. Fałszywy sygnał jest nagrywany i kilka milisekund później i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita – mówi „Rz” współtwórca systemu trójwymiarowej nawigacji, wykładowca na Politechnice Hamburskiej Marek Strassenburg-Kleciak.

Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie.

Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak

Jak-40 ostrzegał przed mgłą

Edyta Żemła 23-04-2010, ostatnia aktualizacja 23-04-2010 07:04

Piloci, którzy wylądowali już w Smoleńsku, mówili załodze Tu-154 o coraz gorszej pogodzie

Rządowy  Jak-40
autor: Radek Pasterski
źródło: Fotorzepa
Rządowy Jak-40

Polska delegacja na obchody w Katyniu 10 kwietnia była tak liczna, że zdecydowano, iż polecą tam dwa samoloty 36. Pułku Lotnictwa Transportowego obsługującego VIP-ów. Czytaj więcej o śledztwie w sprawie katastrofy prezydenckiego samolotu

Z wojskowego lotniska w Warszawie pierwszy – ok. godz. 5.30 – wyleciał jak-40 z dziennikarzami. Prawie półtorej godziny później – Tu-154 z prezydentem Lechem Kaczyńskim, jego żoną Marią oraz 94 innymi osobami: parlamentarzystami, przedstawicielami Kościołów, dowódcami Sił Zbrojnych, gośćmi, ochroną i załogą.

Maszyna z dziennikarzami wylądowała w Smoleńsku ok. 7.20. Jak mówią informatorzy „Rz”, oba polskie samoloty miały ze sobą kontakt radiowy.

– Rządowe maszyny mają kilka różnych radiostacji, które umożliwiają zarówno łączność z krajem, jak i innymi statkami powietrznymi. Wystarczy ustawić odpowiednią częstotliwość – wyjaśnia Andrzej Kiński, redaktor naczelny „Nowej Techniki Wojskowej”. – Nie dziwi mnie więc, że załogi dwóch samolotów z tego samego pułku, lecąc w to samo miejsce, wymieniały się informacjami.

Jak ustaliła „Rz”, załogi rozmawiały, gdy prezydencki tupolew był w powietrzu, a jak-40 już wylądował na pasie lotniska i następnie z niego odkołował.

Rozmówcy „Rz” twierdzą, że kontakt urwał się 10 minut przed katastrofą Tu-154, która wydarzyła się o godz. 8.56. O czym rozmawiały załogi obu maszyn? Piloci jaka przekazywali kolegom informacje o pogodzie w Smoleńsku. Mówili, że z minuty na minutę się pogarsza – twierdzą nasi informatorzy. Dodają, że załoga samolotu, który już wylądował, ostrzegała kolegów szczególnie przed gęstniejącą mgłą.

– Taka korespondencja jest swoistą procedurą, którą stosują piloci ze specpułku. Jeśli mają możliwość, przekazują kolejnym załogom przydatne dane – opowiada jeden z pilotów.

Informacje o mgle, która gęstniała nad Smoleńskiem między godziną 9 i 10, potwierdzają świadkowie, w tym dziennikarz „Rz” Piotr Zychowicz. – Do Katynia przyjechaliśmy wcześniej pociągiem – opowiada Zychowicz. – Gdy 10 kwietnia rano dowiedzieliśmy się o katastrofie, natychmiast tam pojechaliśmy. Pół godziny po wypadku mgła była rzeczywiście bardzo gęsta.

Gdy piloci jaka ostrzegali załogę Tu-154 o mgle, ci usłyszeli podobne informacje z wieży kontrolnej lotniska w Smoleńsku. Jego obsługa zasugerowała, by wylądowali na innym lotnisku: w Mińsku, Witebsku, ewentualnie w Moskwie.

– Pilot nie musiał zastosować się do tych ostrzeżeń, ale gdybym od kolegi, który lądował wcześniej na lotnisku, usłyszał takie ostrzeżenie, byłbym na pewno bardziej ostrożny – ocenia jeden z pilotów, z którymi rozmawiała „Rz”. Dodaje, że piloci 36. Pułku Lotnictwa Transportowego znają możliwości obu maszyn, zarówno jaka-40, jak i Tu-154.

– Dlatego załoga tupolewa nie powinna lekceważyć informacji od kolegów – ocenia pilot.

Piloci jaka, chociaż nie widzieli bezpośrednio samego momentu katastrofy, to słyszeli, jak maszyna z prezydentem na pokładzie runęła na ziemię.

– Jako jedni z pierwszych byli na miejscu, zaraz po katastrofie – mówi jeden z pilotów. I dodaje, że szybko zorientowali się, co się stało, i że nie można już nic zrobić. – Nie byli w stanie tam zostać i patrzeć – podkreśla. Oficjalnie 36. specpułk nie udziela na temat katastrofy żadnych informacji.

Dlatego piloci jaka są dla prowadzących śledztwo w sprawie katastrofy jednymi z ważniejszych świadków. Śledczy od razu po wypadku zabezpieczyli zapisy rozmów zarejestrowane przez urządzenia w jaku.

pb

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

"Prezydent - tułacz" w miejscu wiecznego spoczynku

ika , pmaj 19-04-2010, ostatnia aktualizacja 19-04-2010 21:07

Na trasie przejazdu konduktu z ciałem ostatniego prezydenta RP na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego słychać było oklaski. Żegnany z najwyższymi, wojskowymi honorami spoczął w Panteonie Wielkich Polaków w Świątyni Opatrzności Bożej

Trumna z  ciałem prezydenta RP na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego
autor: Danuta Matloch
źródło: Fotorzepa
Trumna z ciałem prezydenta RP na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego
Trumna z  ciałem Ryszarda Kaczorowskiego była transportowana na lawecie armatniej,  podobnie jak ciała Lecha i Marii Kaczyńskich
autor: Danuta Matloch
źródło: Fotorzepa
Trumna z ciałem Ryszarda Kaczorowskiego była transportowana na lawecie armatniej, podobnie jak ciała Lecha i Marii Kaczyńskich

- Pan prezydent Ryszard Kaczorowski był człowiekiem niezwykłej pogody ducha, człowiekiem, od którego promieniowała radość, akceptacja świata. To było widać w każdej chwili, to było czuć w każdym momencie rozmowy i bezpośredniego kontaktu - wspominał po mszy świętej pogrzebowej marszałek Sejmu Bronisław Komorowski.

Liturgii w Archikatedrze św Jana przewodniczył metropolita warszawski arcybiskup Kazimierz Nycz. Był też obecny m.in. były prezydent Lech Wałęsa.

Po mszy kondukt udał się do Świątyni Opatrzności Bożej w Wilanowie, gdzie odbyła się ceremonia pogrzebowa. Na trasie gromadzili się warszawiacy, którzy żegnali prezydenta oklaskami. Ciało Ryszarda Kaczorowskiego zostało złożone w obok ks. Jana Twardowskiego, ks. Zdzisława Peszkowskiego i Krzysztofa Skubiszewskiego.

Odwiedził panteon w przeddzień katastrofy

Wspominając o miejscu pochówku abp Nycz wyznał, że w piątek 9 kwietnia, w przeddzień wyjazdu do Katynia, Ryszard Kaczorowski "przyjechał z jedną ze swoich córek do Świątyni Opatrzności Bożej w Wilanowie, jak powiedział po to, by swojemu przyjacielowi, księdzu Peszkowskiemu, powiedzieć: Czuwaj".

- I uczynił to. Patrzył na to miejsce, w którym będzie dzisiaj pochowany - nie wiedząc, że będzie to tak szybko. I powiedział także: To jest piękne miejsce, trzeba sobie na nie zasłużyć - mówił abp Nycz.

Wcześniej w Belwederze oddawano hołd przed trumną zmarłego. Rano gromadziły się osoby, chcące oddać hołd prezydentowi. Byli wśród nich górale. Z Zakopanego przyjechali - by złożyć kwiaty przed trumną - m.in. burmistrz tego miasta Janusz Majcher oraz starosta tatrzański Andrzej Gąsienica Makowski.

- Pana Prezydenta Kaczorowskiego poznałem na początku lat 90. Było mi dane przywieźć go, oraz jego małżonkę, na Podhale. Bardzo godnie go wtedy przyjęliśmy. On przywiózł nam oznaki, symbole naszej wolności i niepodległości. Potem kilkakrotnie wracał do Zakopanego - opowiadał Gąsienica Makowski.

"Żegnaj Wielki Polaku, szlachetny Patrioto"

Osoby przychodzące dziś do Belwederu mogły wpisywać się do czterech ksiąg kondolencyjnych. Znalazły się w nich m.in. takie słowa: "Panie Prezydencie, Wielki Polaku, aby hasła: Bóg, Honor, Ojczyzna były zawsze w naszych sercach i czynach, tak jak w Pana sercu"; "Żegnaj Wielki Polaku, szlachetny Patrioto, aby idea, jakiej byłeś wierny i jej wartości - to jest: Bóg, patriotyzm i prawda - były drogowskazami dla naszej przyszłej Ojczyzny".

Ciało tragicznie zmarłego w katastrofie pod Smoleńskiem Ryszarda Kaczorowskiego przywieziono z Moskwy do Warszawy w czwartek wojskowym samolotem CASA. Po uroczystej ceremonii pożegnalnej na lotnisku Okęcie kondukt z ciałem ostatniego prezydenta RP na uchodźstwie w honorowej asyście policji przejechał ulicami Warszawy do Belwederu.

Ryszard Kaczorowski jest jedną z 96 ofiar katastrofy rządowego samolotu Tu-154 pod Smoleńskiem, którym polska delegacja leciała 10 kwietnia na rocznicowe obchody do Katynia. W wypad

niedziela, 18 kwietnia 2010

Ostatnia droga prezydenta

Jarosław Stróżyk , Katarzyna Borowska , Piotr Gursztyn 18-04-2010, ostatnia aktualizacja 18-04-2010 21:18

Lech Kaczyński i jego żona Maria spoczęli w krypcie na Wawelu. Żegnały ich brawa

autor: Krzysztof Lokaj
źródło: Fotorzepa
Kaczyńscy  spoczęli w krypcie na Wawelu
autor: Jerzy Dudek
źródło: Fotorzepa
Kaczyńscy spoczęli w krypcie na Wawelu
Jedyna córka  Lecha i Marii Kaczyńskich - Marta
autor: Krzysztof Lokaj
źródło: Fotorzepa
Jedyna córka Lecha i Marii Kaczyńskich - Marta

Trumny z ciałami prezydenckiej pary wylądowały na lotnisku w Balicach ok. 9 rano. Stamtąd przewieziono je do bazyliki Mariackiej. Na trasie przejazdu Lecha i Marię Kaczyńskich żegnały tłumy pielgrzymów, którzy przybyli na pogrzeb z różnych zakątków kraju i z zagranicy.Zobacz galerię zdjęć

Kardynał Stanisław Dziwisz przed bazyliką ucałował trumny. – Z wielkim wzruszeniem stajemy przy ciałach prof. Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki Marii. Dziękujemy dobremu Bogu za wszelkie dobro, jakiego udzielił naszemu narodowi przez ich wierną służbę, przez postawę pełną miłości, uczciwości i dobroci – mówił metropolita krakowski.

Szczątki wniesiono do bazyliki, gdzie umieszczono je na katafalkach przed głównym ołtarzem Wita Stwosza. Przy trumnach stanęła warta honorowa, rozpoczęło się czuwanie.

W tym czasie na krakowskim Rynku i w okolicach zebrały się już dziesiątki tysięcy ludzi. Ponad 100 tys. zgromadziło się też na Błoniach, przy Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach i wzdłuż trasy przemarszu konduktu.

Kardynał do Rosjan o Katyniu

Popołudniówka agencji fotograficznej Fotorzepa: Pierwsza Para na Wawelu

Unoszący się nad Europą pył z wulkanicznego wybuchu na Islandii nie pozwolił dotrzeć na pogrzeb delegacjom z wielu krajów, wśród nich prezydentowi USA Barackowi Obamie.

Z rosyjską delegacją przybył prezydent Dmitrij Miedwiediew, który zapalił znicz przed portretem pary prezydenckiej umieszczonym przed wejściem do kościoła. We mszy pogrzebowej wzięli udział m.in. prezydenci Niemiec, Ukrainy, Czech, Litwy.

Miał ją odprawić specjalny wysłannik papieża kard. Angelo Sodano, ale również on nie dotarł do Krakowa. W jego zastępstwie eucharystii przewodniczył kardynał Dziwisz.

Specjalne przesłanie skierował do Rosjan. – 70 lat temu Katyń oddalił dwa narody, a ukrywanie prawdy o niewinnie przelanej krwi nie pozwalało zabliźnić się bolesnym ranom. Tragedia sprzed ośmiu dni wyzwoliła wiele pokładów dobra tkwiących w osobach i narodach, współczucie i pomoc, jakich doświadczyliśmy w tych dniach od braci Rosjan, ożywia nadzieję na zbliżenie i pojednanie naszych dwóch słowiańskich narodów – powiedział, zwracając się bezpośrednio do prezydenta Miedwiediewa.

Homilię napisaną przez kard. Sodano odczytał nuncjusz apostolski abp Józef Kowalczyk: – Nie pozostaje nic innego, jak wyrazić życzenie, by hołd, jaki oddajemy prezydentowi RP i ofiarom Katynia, przyczynił się do budowania bardziej zjednoczonej Europy i świata.

Na znak pokoju premier Tusk podszedł do prezydenta Miedwiediewa, następnie do Jarosława Kaczyńskiego.

Płaczemy po Tobie

– Za chwilę zabrzmi dzwon Zygmunt. Głos tego dzwonu od stuleci wieści Polsce radość albo żałobę. Dziś zabrzmi, żegnając pana, pierwszego obywatela RP, na wieczną wartę, po długotrwałej wytężonej pracy i służbie – mówił po zakończeniu mszy marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. Wezwał do pojednania polsko-polskiego i polsko-rosyjskiego. Wideo: Polacy pożegnali ofiary katastrofy

– “Solidarność” upomniała się o wolność, o sprawiedliwość społeczną i o obecność krzyża w życiu publicznym. Tym wartościom dochowałeś wierności jak nikt. Dlatego jak zawsze z dumą będziemy mówić o tobie “człowiek “Solidarności”” – mówił Janusz Śniadek, przewodniczący “Solidarności”. – Leszku! Płaczemy po Tobie wszyscy. Świat pracy i prości, często ubodzy ludzie. Płaczemy, bo byłeś dobrym człowiekiem – wyznał. Jego przemówienie zakończyła burza braw na krakowskim Rynku.

– Panie prezydencie, zastałeś Polskę zniewoloną, zostawiasz wolną – powiedział prymas Polski abp Henryk Muszyński.

Po modlitwie za zmarłych, którą odprawił metropolita warszawski abp Kazimierz Nycz, trumny zostały złożone na armatnich lawetach przed bazyliką.

Ludzie zgromadzeni na Rynku pożegnali parę prezydencką brawami oraz spontanicznie odśpiewanym hymnem Polski.

21 salw

Kondukt żałobny przeszedł Traktem Królewskim na Wawel. Dopiero do niego dołączył prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili, który miał kłopoty z przylotem do Krakowa.

Na Wawelu trumny z ciałami Lecha i Marii Kaczyńskich umieszczono w prezbiterium przed ołtarzem koronacyjnym królów polskich. Tam kardynał Dziwisz odprawił nabożeństwo – tzw. ostatnią stację.

Po nim trumny zniesiono do przedsionka krypty pod Wieżą Srebrnych Dzwonów, w której spoczywa marszałek Józef Piłsudski. W tym czasie zostało oddanych 21 salw artyleryjskich. W ostatniej części uroczystości obecna była już tylko najbliższa rodzina i przyjaciele zmarłych.

Po jej zakończeniu na wawelskim dziecińcu wyrazy współczucia przyjmowali brat prezydenta Jarosław Kaczyński, córka Lecha i Marii Kaczyńskich Marta i wnuczka Ewa. Kondolencje składali przybyli na uroczystość prezydenci oraz przedstawiciele korpusu dyplomatycznego.

Przed odlotem z Polski prezydent Miedwiediew w rozmowie z TVP Info wyraził nadzieję na polepszenie relacji polsko-rosyjskich. Odniósł się też do sprawy Katynia. – Tragedia katyńska to wina Stalina i jego współpracowników – podkreślił.

W uroczystościach w Krakowie uczestniczyli polscy politycy wszystkich opcji. – Lech Kaczyński był prezydentem naszej ojczyzny. Uosobieniem majestatu Rzeczypospolitej. Naszym obowiązkiem było być tutaj dzisiaj – uważa Ryszard Kalisz z SLD. – Nie możemy też zapomnieć o pani prezydentowej Marii Kaczyńskiej, wspaniałej ciepłej kobiecie.

– Śmierć pozwala czasami zobaczyć ludzi innymi, niż zwykle znamy ich z ekranów telewizora i gazet – mówi Tadeusz Cymański, europoseł PiS. – Chociaż śmierć jest smutną koniecznością, to jednak czasami okazuje się miłosierna i pozwala wyrwać się z rąk szyderców.

Politycy zaznaczali, że dla nich zacznie się też czas pożegnań koleżanek i kolegów.

– W przyszłym tygodniu mamy po dwa, trzy pogrzeby dziennie – mówi Cymański. – We wtorek mamy pochować Zbyszka Wassermanna w Krakowie i Krzyśka Putrę w Białymstoku. Na obu pogrzebach równocześnie nie mogę być...

– Ja jutro będę na pogrzebie Zbyszka – planuje Beata Kempa (PiS), która na krakowskim Rynku zostawała dług