piątek, 12 czerwca 2009

Za długi II RP jak za złoto

Tomasz Prusek
2009-06-12, ostatnia aktualizacja 2009-06-11 22:50

Przedwojenne obligacje warte pół miliona. 478 tys. zł ma zapłacić skarb państwa za obligacje z 1936 roku Tomaszowi Górniakowi, który od siedmiu lat walczył o odszkodowanie - postanowił Sąd Okręgowy w Warszawie. To efekt opieszałości Sejmu

Jedna z obligacji, za które sąd przyznał odszkodowanie
Jedna z obligacji, za które sąd przyznał odszkodowanie
Górniak swoje obligacje - Państwowej Renty Ziemskiej z 1936 r. o łącznym przedwojennym nominale 90 tys. 400 zł w złocie - dostał od ojca, żołnierza armii Andersa, który po wojnie wrócił do kraju z Anglii i przywiózł je ze sobą.

- Obligacje były w domu, odkąd pamiętam - powiedział nam Górniak, prezes Stowarzyszenia Posiadaczy Przedwojennych Obligacji. Jego stowarzyszenie od lat bez skutku domaga się spłaty zobowiązań rządów II RP przez obecne władze Polski.

Środowy wyrok był możliwy z powodu opieszałości posłów. W kwietniu 2007 r. Trybunał Konstytucyjny uznał za niezgodne z konstytucją przepisy kodeksu cywilnego blokujące określanie wartości przedwojennych długów, czyli ich rewaloryzację. Dał wtedy Sejmowi rok na zmianę przepisów, ale posłowie do tej pory się z tym nie uporali. "Gazeta" pisała o tym niewykonanym wyroku wielokrotnie. Ustawa dawałaby szansę na spłatę obligacji w miarę możliwości budżetu. Teraz sądy mają wolną rękę w zasądzaniu odszkodowań.

Dwa lata temu rząd wyliczał, że wartość obligacji II RP wynosi ponad 5 mld zł. Sęk w tym, że nikt nie wie, ile z nich jeszcze istnieje. Sąd jako podstawę ustalenia wartości obligacji przyjął kurs złota NBP z dnia złożenia wniosku przez Górniaka w lipcu 2008 r. Ale zasądził dla niego tylko połowę zrewaloryzowanej wartości nominalnej obligacji, i to bez odsetek. Uznał, że Górniak po połowie ze skarbem państwa powinien ponieść skutki spadku wartości waluty przez kilkadziesiąt lat.

Dotychczas Ministerstwo Finansów uznawało, że wszystkie przedwojenne obligacje są przedawnione - na tej podstawie wygrało kilkadziesiąt podobnych spraw. Płacić musiało do tej pory tylko raz, bo nie zdążyło odwołać się od wyroku. W 2003 r. kombatant z Podlasia otrzymał ponad 33 tys. zł. Górniak wygrał w środę, bo rozpoczął walkę o odszkodowanie w sądzie jeszcze w 2002 r., zanim jego obligacje się przedawniły.

Co z innymi obligacjami? Każda emisja ma różne warunki wykupu - korzystny dla Górniaka wyrok sądu nie oznacza automatycznie dla budżetu lawiny odszkodowań.

- Szansą dla innych jest udowodnienie, że przedawnienie nastąpiło z winy skarbu państwa - twierdzi Górniak. Można np. argumentować, że żaden rząd nie chciał skupić przedwojennych obligacji, gdy były ważne.

Nie udało nam się uzyskać komentarza Ministerstwa Finansów do tego wyroku.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Żaden piłkarz nie jest wart takiej fortuny

94 miliony za Cristiano Ronaldo

94 miliony za Cristiano Ronaldo

Kolejna granica absurdu została przekroczona. Real Madryt kupi sobie pracownika za 93 mln euro - kogoś, kto będzie przychodził na trening cztery razy w tygodniu, aby sobie potruchtać, a dwa razy w tygodniu przebiegnie nieco ponad 10 km w ciągu 90 minut.

W tym czasie kilkadziesiąt razy poprawi sobie fryzurę, kilkadziesiąt razy poda, kilka razy strzeli, a na koniec się uśmiechnie do kamery, opowiadając, że „Real to najlepszy klub świata”. Niedorzeczne, prawda? Nawet jeśli ten ktoś nazywa się Cristiano Ronaldo i jest naprawdę świetnym piłkarzem.

„Na prośbę Cristiano - który po raz kolejny wyraził chęć odejścia - i po dyskusji z przedstawicielami piłkarza United dał Realowi pozwolenie na rozmowy z Ronaldo” - czytamy w oświadczeniu Manchesteru. „Wszystkie szczegóły mają zostać uzgodnione do 30 czerwca”.

Ronaldo spełni „marzenie swojego dzieciństwa”, bo Manchester United otrzymał ofertę z gatunku tych nie do odrzucenia - 93 mln euro za piłkarza, który osiągnął w swoim dotychczasowym klubie absolutnie wszystko i który coraz bardziej przebiera nogami, aby się wyprowadzić gdzieś, gdzie będzie cieplej i milej - na przykład do Hiszpanii.

Portugalczyk w ostatnich miesiącach coraz bardziej ostentacyjnie dawał do zrozumienia, że coraz mniej mu się chce. Nie biegał tak jak kiedyś, nie czarował tak często, za to denerwował się coraz bardziej, gdy Alex Ferguson zdejmował go z boiska. Menedżer Manchesteru powiedział pół żartem, pół serio kilka miesięcy temu, po meczu z Gamba Osaka w klubowych mistrzostwach świata: „Jezu Chryste! Przecież nie sprzedam Realowi wirusa”.

Ale Manchester zrobił na tym „wirusie” interes życia. Ronaldo w 2003 roku kosztował ich 17,5 mln euro. W ciągu sześciu lat zdobył dla swojego klubu trzy mistrzostwa Anglii i Puchar Europy, stał się najlepszym piłkarzem świata. Jednak prawdopodobnie już nigdy nie będzie grać tak dobrze, jak grał.

>>>Ronaldo do Realu za 93 miliony euro

Obecnie wraz z rodziną i przyjaciółmi bawi się w Los Angeles na wakacjach. Pewnie za kilka dni wyciekną zdjęcia, jak baluje w dyskotece albo skupia się na jakiejś modelce. To właśnie taki tryb życia połączony z nieustannym poczuciem własnej wielkości miał źle wpłynąć na formę Portugalczyka. O dziwo nie wpłynął na jego absurdalnie zawyżoną cenę.

Gdzie była ta granica absurdu? Gdzie kończył się piłkarski biznes, a zaczynało się transferowe szaleństwo? Czasami mówi się, że ktoś tam „wart jest każdych pieniędzy”. Ale rzadko kto bierze to na poważnie. Wydawało się, że jakieś 50 mln euro za piłkarza to już gruba przesada. Bo tak na zdrowy rozum nikt, kto kopie futbolówkę, nie jest tyle wart. Czyli Real (a raczej prezes klubu Florentino Perez), kupując kilka dni temu Kakę za 65 mln euro, sobie zaszalał. Oferując Manchesterowi 30 mln więcej - już najnormalniej w świecie stracił kontakt z rzeczywistością.

Oczywiście, kto bogatemu zabroni? Jeśli Real bardzo chce jakiegoś piłkarza, to niech sobie płaci za niego i 200 mln euro. Prezes Barcelony Joan Laporta powiedział niedawno, że takie działania Realu zwyczajnie psują rynek - piłkarzy znów, jak kilka lat temu, bardzo się przecenia. Ale z drugiej strony, według starej zasady, im więcej milionów na rynku, tym futbol generalnie jest bogatszy. Tak więc cieszyć się z tego transferu czy nie? Na miejscu fanów Manchesteru byśmy się cieszyli. Na miejscu kibiców Realu zresztą też - ale pod warunkiem że Królewskim wystarczy pieniędzy na Davida Villę.