- Dwukrotnie więcej kar śmierci w 2008 r. (25-03-09, 00:00)
- Afganistan: Kara śmierci za artykuł (24-01-08, 00:30)
- Zgromadzenie Ogólne NZ za moratorium dla kary śmierci (18-12-07, 23:06)
- Polska za Dniem przeciw Karze Śmierci (07-12-07, 02:00)
- Talibowie strajkują przeciwko karze śmierci (25-10-07, 00:00)
- Uroczyście przeciwko karze śmierci (11-10-07, 00:00)
- Sprawa zniesienia kary śmierci nie jest jeszcze zakończona (10-10-07, 02:00)
- 10 października - Europejski Dzień przeciwko Karze Śmierci (09-10-07, 00:00)
- Fotyga: Decyzja RE ws. Dnia przeciwko Karze Śmierci - nieważna (27-09-07, 19:45)
- Zawodowych katów było dwóch i rekrutowali się ze strażników. Teraz to zapewne emeryci. Mieli też pomocników, którzy asystowali przy egzekucjach. Przez cały czas pracowali normalnie w więzieniu, a za każdą egzekucję otrzymywali dodatkowe wynagrodzenie. W latach 70. było to tysiąc złotych, więc sporo. Obaj kaci pracowali w Warszawie. Jeśli egzekucja była w innym mieście, kat jechał dzień wcześniej. Kat miał prawo zapoznać się wcześniej z aktami skazanego.
Na początku lat 70. rozeszła się plotka, że służba więzienna robi nabór na katów. W archiwum więziennym trafiłem na listy chętnych. Motywacje są przerażające - trzeba skończyć z chwastami, morderców należy wieszać, oczyścić społeczeństwo itp. Nikt z tych, którzy się zgłosili, nie dostał tej roboty.
Jak wyglądała egzekucja przez rozstrzelanie?
- W okresie, który badam, czyli od 1970 do 1988 roku, rozstrzelano trzech żołnierzy za zabójstwa na tle seksualnym. Wyroki sądów wojskowych były wykonywane tylko w Warszawie, w Forcie Rembertowskim. To była rozbudowana "ceremonia". Najpierw więzień trafiał do więzienia na Rakowiecką. W dniu egzekucji formowano specjalny konwój. Jego opis jest w tajnym rozporządzeniu ministra sprawiedliwości. W jednej więźniarce jechał skazany w eskorcie żołnierzy WSW, którzy stanowili także pluton egzekucyjny. W drugim samochodzie jechała trumna i słup, który wkopywano w ziemię, żeby przywiązać skazanego. Na miejscu straceń prokurator odczytywał wyrok, a więzień miał prawo do ostatniego życzenia. Następnie dowódca plutonu zawiązywał mu oczy i przywiązywał sznurem do słupa. Pluton strzelał z bliska, a ich zadaniem było trafienie w serce.
A kim byli skazani?
- Piszę książkę o karze śmierci w Polsce w latach 1970-88, czyli do ostatniej wykonanej egzekucji. W tym czasie wykonane zostały 182 egzekucje. Byli to ludzie skazani za zabójstwa, w wielu przypadkach w procesach poszlakowych.
Znam jedną sprawę, w której skazany na śmierć jedynie pomagał w zbrodni. To było sześciokrotne zabójstwo na Kurpiowszczyźnie z połowy lat 70. Młody, lekko upośledzony chłopak zabił żonę i pięć innych osób z jej rodziny. Jego wuj świecił latarką, a chłopak strzelał po kolei do domowników. Podczas procesu główny sprawca zapadł na psychozę reaktywną i stracił jakikolwiek kontakt z rzeczywistością. Zbrodnia była potworna, a procesowi towarzyszyła wielka społeczna presja. Ze sprawy prokuratura wydzieliła więc proces samego wuja i sąd skazał go na śmierć. Sprawa głównego sprawcy ze względu na jego stan psychiczny rozpoczęła się dopiero sześć lat po zabójstwie. Człowiek przed sądem musi być świadomy tego, co się dzieje, mieć szanse złożyć wyjaśnienia. Chłopak dostał 25 lat. W 1991 roku wyszedł na wolność, choć trzeba go było od razu przewieźć do domu opieki społecznej. Miał wtedy 53 lata i był warzywem, nie nawiązywał kontaktu z otoczeniem.
Zdarzało się, że wieszano chorych psychicznie?
-Zdarzało się, że sędziowie skazywali na karę śmierci mimo, że psychiatrzy stwierdzali poważne zaburzenia oskarżonych. W 1986 r. powieszono człowieka za zabójstwa na kobietach na tle seksualnym. Sęk w tym, że facet był nekrofilem, który współżył ze zwłokami. Kilkakrotnie włamywał się do przycmentarnych kaplic. Był więc bezwzględnie chory, kwalifikował się do zamkniętego zakładu.
Najdłuższa odsiadka zakończona egzekucją trwała od sierpnia 1971 do września 1987 roku Facet był chory psychicznie i 16 lat trwało doprowadzenie go do stanu, w którym można go było powiesić. Absurd, prawda?
Jak w czasach kary śmierci zachowywali się sędziowie? W składach sądzących zabójców byli przeciwnicy szubienicy?
- Część sędziów to byli krwawi ludzie, którym podpisanie wyroku smierci nie sprawiało trudności. Niektórzy sędziowie w Sądzie Najwyższym podtrzymywali wyroki śmierci, choć nigdy nie widzieli na oczy oskarżonego. Pewnie nie mieli odwagi, by na nich patrzeć.
Ale trafiłem też na wspaniałe przykłady przeciwników kary głównej w składach sędziowskich i bardzo odważne zdania odrębne. Mam akta sprawy z sądu wojskowego. Żołnierz na przepustce zgwałcił i zabił kobietę. Skazano go na rozstrzelanie i wyrok wykonano, ale jeden z młodych sędziów wojskowych, który orzekał w tym procesie, napisał wspaniałe zdanie odrębne, powołując się na Kartę praw człowieka. Próbowałem go odnaleźć, pogratulować mu, zaprosić na spotkanie ze studentami. Niestety, nie udało mi się.
Bardzo dramatyczny był słynny proces Krakosa i Matuszewskiego w 1983 r. Na kanwie tej historii powstał "Krótki film o zabijaniu" Kieślowskiego. Proces toczył się w stanie wojennym i miał go - mówiąc językiem esbecji - trochę przykryć. Proces toczył się przy drzwiach otwartych, w sądzie na każdej rozprawie zbierał się tłum żądający stryczka, a reżimowe gazety dodatkowo podgrzewały atmosferę.
Jeden z sędziów był zdecydowanym przeciwnikiem kary śmierci. Mimo ogromnej presji wyłamał się i sąd doraźny musiał skazać oskarżonych na 25 lat więzienia. Oczywiście doszło do rewizji nadzwyczajnej i Sąd Najwyższy skazał Krakosa na śmierć.
Zwolennicy przywrócenia kary głównej mówią, że chodzi o jej stosowanie w wyjątkowo drastycznych wypadkach, gdy wina i premedytacja oskarżonego nie budzą żadnych wątpliwości.
- Czytając akta spraw, w których zapadły wyroki śmierci, dochodzę do wniosku, że wątpliwości były często. Szczególnie dotyczy to zbrodni najbardziej okrutnych, bestialskich, przy których każdemu opadają ręce, a opinia publiczna domaga się szubienicy. Na ogół wszystkie okoliczności znamy z relacji sprawcy, bo rzadko są świadkowie. Sędziowie często miewali różne wątpliwości. W końcu jeśli oskarżony współpracuje podczas procesu, przyznaje się do winy, to kanon prawny mówi, że sąd powinien to uwzględnić przy wymierzaniu kary.
Wie pan, każdy z nas ma wyrok. Pan Bóg najpierw nas zabije, a później osądzi. Absolutnym argumentem przeciw karze śmierci jest dla mnie to, że jeśli państwo zabija w imieniu prawa bezbronnego człowieka, to traci moralną przewagę nad przestępcami. Nie są mnie w stanie przekonać w tej sprawie żadne argumenty. Ani te zawarte w opisie zbrodni skazanego, ani pseudo-humanitaryzm współczesnych egzekucji.