Pokazywanie postów oznaczonych etykietą RZĄD KACZYŃSKIEGO. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą RZĄD KACZYŃSKIEGO. Pokaż wszystkie posty

środa, 12 marca 2008

Dwa wojskowe śmigłowce miały schwytać Krauzego

awe, jg, PAP
2008-03-12, ostatnia aktualizacja 2008-03-12 17:32
Zobacz powiększenie
Ryszard Krauze
Fot. Bartosz Bobkowski / AG

Dwa wojskowe śmigłowce z tajnymi agentami na pokładzie, na rozkaz ministra obrony, wystartowały z Warszawy, aby schwytać Ryszarda Krauzego. Musiały zawrócić. Bo choć 13 lipca zeszłego roku nakaz zatrzymania biznesmena był gotów, plany pokrzyżował świadek, który nie zeznał tego, czego spodziewał się Zbigniew Ziobro - poinformował Dziennik.pl. Zbigniew Ziobro przyznał w TVN 24, że jeden śmigłowiec faktycznie leciał, ale nie po to by zatrzymać, lecz przesłuchać Krauzego.

Według informacji "Dziennka" biznesmen miał być zatrzymany już w lipcu ubiegłego roku. Wysłano po niego wojskowe śmigłowce z prokuratorami i agentami CBA na pokładzie. To nowy wątek "afery przeciekowej".

Zgodę na wysłanie maszyn na wniosek ministra sprawiedliwości miał w pilnie wydać szef MON Aleksander Szczygło. - Nie potwierdzam ani nie zaprzeczam. Jest to objęte klauzulą tajności - mówił Szczygło "Dziennikowi". Śmigłowce wystartowały z lotniska w Warszawie. Agenci mieli zadanie natychmiast zatrzymać Krauzego. Z decyzją o aresztowaniu czekano, aż przesłuchiwany wtedy prezes PZU Jaromir Netzel powie coś, co obciąży biznesmena.

Rzecznik MON Robert Rochowicz nie chciał komentować doniesień, dotyczących - jak zaznaczył - poprzedniego ministra.

Netzel daje alibi Kaczmarkowi

Dzięki podsłuchom śledczy wiedzieli m.in., że prezes PZU ma dać alibi Januszowi Kaczmarkowi w sprawie wizyty w hotelu Marriott. Netzel miał potwierdzić wersję ministra, że to właśnie z nim się tam spotkał, a nie z Krauzem.

Jak pisze "Dziennik" prokuratorzy chcieli uprzedzić działania Kaczmarka i Netzela i nie dopuścić, aby ustalili wspólną wersję alibi. Prowadzący sprawę zwrócili się więc o pilną pomoc do Zbigniewa Ziobry. Chcieli pilnie przesłuchać Netzela. Ziobro zadzwonił więc do niego z prośbą o pilne stawienie się w siedzibie CBA w Gdańsku przy ul. Kurkowej. Ziobro unika jednak odpowiedzi o szczegółach akcji. - Nie wolno mi mówić, jest to objęte tajemnicą. Mogę tylko powiedzieć, że moje osobiste zaangażowanie w tę sprawę spowodowało, że Janusz Kaczmarek mi groził - mówił Ziobro "Dziennikowi"

W TVN24 tłumaczył: - Jak to czasami bywa w informacjach medialnych jest w tym źdźbło prawdy i są też informacje, które rzeczywistości nie odpowiadają. Rzeczywiście dla dobra śledztwa były podejmowane działania, które miały zapewnić, aby jak najszybciej został czy zostali określeni świadkowie przesłuchani przez prokuratorów. Był to wyścig z czasem - powiedział Ziobro w TVN24..

Zaznaczył, że sprawa dotyczyła "ogromnie ważnego śledztwa związanego z podejrzeniem przecieku sprawy operacji specjalnej, gdzie mógł zostać zatrzymany w związku z podejrzeniem korupcji wicepremier polskiego rządu".

"Było podejrzenie, że ktoś dopuścił się przecieku z tego śledztwa i z tej właśnie operacji i dlatego trzeba było podjąć wszystkie niezbędne działania, które były w zasięgu ręki polskiej prokuratury, by natychmiast przesłuchiwać wszystkich świadków, którzy mają na ten temat wiedzę, aby uniemożliwić ewentualne porozumienie się poszczególnych osób i ustalenie wspólnej wersji wydarzeń" - dodał Ziobro.

Sprawę komentował dziś także premier Donald Tusk:



Potwierdzić wersję Kaczmarka

Z ujawnionych przez resort sprawiedliwości podsłuchów wynika, że Netzel w drodze na przesłuchanie rozmawiał z szefem policji Konradem Kornatowskim. Miał on sugerować mu, aby potwierdził wersję Kaczmarka o spotkaniu w Marriocie.

Oto fragment zapisu ich rozmowy telefonicznej:

Kornatowski: Na policję jedziesz?

Netzel: Na Kurkową 8. Tam jest CBA.

Kornatowski: Kurwa jego mać!

Netzel: Ale ja naprawdę nic nie wiem.

Kornatowski: Jarek, ja wiem, że nie wiesz. Pamiętaj, jak raz widziałeś się z naszym kolegą tu wspólnym z Gdyni (chrząknięcie), to się z nim widziałeś, nie?

Netzel: Ale ja wszystko wiem. Ja błagam ciebie, no!

Stenogramy z podsłuchów zostały przez prokuraturę przedstawione we wrześniu zeszłego roku

Śmigłowce zawracają

Śledczym udało się przesłuchać Netzla, zanim spotkał się z Kaczmarkiem. Prezes PZU zeznał jednak, że widział się z Kaczmarkiem, ale przed hotelem. Zeznanie różniło się bowiem od złożonego przez Kaczmarka. Powiedział on, że spotkanie odbyło się na piętrze hotelu. Zeznania okazały się sprzeczne. Netzel nie zeznał jednak nic, co obciążałoby Krauzego. Jak podaje "Dziennik" nie było podstaw do zatrzymania biznesmena, więc śmigłowce zawróciły do Warszawy.

Prokuratorzy postawili Kaczmarkowi, Kornatowskiemu oraz Netzlowi zarzuty składania fałszywych zeznań. Według śledczych, oskarżeni mijali się z prawdą po to, by nie wyszło na jaw, kto zdradził Andrzejowi Lepperowi tajemnicę, że zasadza się na niego CBA. Z podsłuchanych rozmów telefonicznych wynika, że Kaczmarek, Kornatowski i Netzel dogadali się, że będą kłamać w tej sprawie, jeśli zainteresują się nimi organa ścigania.

środa, 5 marca 2008

Chcieli usunąć pielęgniarki siłą

Marcin Kącki
2008-03-05, ostatnia aktualizacja 2008-03-05 08:30

Z kancelarii premiera miały być wywiezione do prokuratury i tam dostać zarzuty. Akcję odwołano w ostatniej chwili.

Zobacz powiekszenie
Fot. Kuba Atys / AG
Pielęgniarki przed kancelarią premiera
"Gazeta" ustaliła to w dwóch niezależnych źródłach. A było tak: pielęgniarki weszły do kancelarii premiera 19 czerwca ub.r. Chciały się zobaczyć z premierem, ale ten nie przyszedł. Cztery panie czekały na niego w kancelarii przez tydzień, aż w końcu Jarosław Kaczyński się ugiął. Wcześniej, by utrudnić pielęgniarkom kontakt ze światem, nakazał BOR zagłuszać ich telefony komórkowe.

W tym samym czasie pojawił się pomysł "rozwiązania siłowego". Nasz informator z Prokuratury Krajowej relacjonuje: - Dwaj prokuratorzy okręgowi jednego dnia zostali w pracy do późna w nocy. Mieli czekać, aż policja przywiezie te cztery pielęgniarki. Był ustalony zarzut, który mieli im postawić: naruszenie miru domowego (art. 193 kk, kto wdziera się do cudzego domu, pomieszczenia albo ogrodzonego terenu albo wbrew żądaniu miejsca takiego nie opuszcza, podlega grzywnie albo karze do roku więzienia).

Według drugiego naszego informatora naciskali na to szef policji Konrad Kornatowski i szef MSWiA Janusz Kaczmarek. A minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro "miał się wahać". "Rozwiązanie siłowe" zaplanowano na 23 czerwca.

Dlaczego akcja nie wypaliła? Nasz informator: - Postawiła się Marzena Kowalska, szefowa prokuratury apelacyjnej. Zagroziła, że nie pozwoli mieszać w to prokuratorów.

Wtedy Ziobro miał nabrać wątpliwości i też nie chciał być zamieszany w "rozwiązanie siłowe". Agata Tatara, bliska współpracownica posła Ziobry, zapewniła, że przekazała mu nasze pytania. Miał do nas zadzwonić. Nie zadzwonił.

Gdy Kowalska się zbuntowała, pojawił się pomysł, by postawić pielęgniarkom zarzuty bez udziału prokuratury i tylko z kodeksu wykroczeń. Jednak i ten pomysł upadł, a prokuratorzy, którzy mieli zająć się akcją, zostali po godz. 22 odesłani do domu.

Kilka dni później prok. Kowalska poszła na zwolnienie. Teraz nie chce o tym rozmawiać. - Bez komentarza - rzuciła krótko.

Janusz Kaczmarek twierdzi, że był przeciwny "rozwiązaniu siłowemu". Wskazuje jako autora planu Przemysława Gosiewskiego. - Mój zastępca Zbigniew Rau przynosił takie pomysły ze specjalnego zebrania z Gosiewskim - twierdzi Kaczmarek.

Podobnie Kornatowski: - To Gosiewski był za zarzutami dla pielęgniarek. Ja powiedziałem "nie".

Gosiewski był wtedy szefem Komitetu Stałego Rady Ministrów i kierował specgrupą, która miała znaleźć rozwiązanie tej sytuacji.

Gosiewski dziś zaprzecza: - Premier, a ja za nim, byliśmy przeciwko rozwiązaniom siłowym.

Źródło: Gazeta Wyborcza

poniedziałek, 18 lutego 2008

J. Kaczyński: Zagłuszanie telefonów związane z bezpieczeństwem państwa

cheko, PAP
2008-02-18, ostatnia aktualizacja 2008-02-18 19:35
Zobacz powiększenie
Jarosław Kaczyński
Fot. Wojciech Olkuśnik / AG

Jarosław Kaczyński przyznał, że w czerwcu ub. roku telefony komórkowe w okolicach kancelarii premiera były zagłuszane, ale nie miało to związku z protestem pielęgniarek. Według niego, związane to było z bezpieczeństwem państwa.

- Jeżeli chodzi o sytuację, gdy jakaś grupa dopuszcza się przestępstwa, a okupowanie gmachu publicznego jest przestępstwem, to mogą być podejmowane różne działania. Były takie momenty, że w tych okolicach komórki były zagłuszane, ale to niekoniecznie było związane z pielęgniarkami. Były inne przyczyny tego rodzaju działań - powiedział b. premier.

Nie chciał jednak ujawnić, o jakie przyczyny chodziło. "Nie mogę w tej chwili o wszystkim mówić, ale były takie przyczyny związane z bezpieczeństwem państwa - powiedział.

"Decyzje podejmowane podczas strajku powinny zostać wyjaśnione"

B. szef rządu ma nadzieję, że decyzje podejmowane podczas protestu pielęgniarek zostaną wyjaśnione w odpowiednim postępowaniu. "Wtedy zobaczymy, czy ktoś dopuścił się przestępstwa" - dodał.



Przy tej okazji odniósł się również do wypowiedzi ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego, który zapowiedział, że gdyby okazało się, że to urzędujący wówczas premier Jarosław Kaczyński wydał polecenie o zagłuszaniu, "można by rozpatrywać to jako przekroczenie uprawnień", co jest zagrożone karą pozbawienia wolności.

"Minister Ćwiąkalski jest pierwszym, który powinien odejść"

- Oświadczenie ministra Ćwiąkalskiego, to nowa jakość w życiu publicznym. Mówienie o uwięzieniu szefa największej partii opozycyjnej, to coś takiego jeszcze się nie zdarzyło - powiedział J. Kaczyński. Oceniając pracę ministra sprawiedliwości stwierdził, że Ćwiąkalski jest pierwszym, który powinien odejść z tego rządu.

B. premier ocenił również 100 dni rządów Donalda Tuska. Według niego, nie każdy nadaje się na szefa rządu. "Jeśli Tusk doprowadza do tego, że Senat się musi rozejść, bo nie ma pracy, Sejm praktycznie nie ma co robić, to należy zapytać, czy Tusk nadaje się na premiera" - powiedział.

J. Kaczyński, który przyjechał do Łodzi, aby tu spotkać się m.in. z lokalnymi działaczami PiS, lekarzami ze szpitala im. Korczaka, studentami. Wcześniej spotkał się w Brzezinach z tamtejszymi działaczami Prawa i Sprawiedliwości.

Jak rząd Kaczyńskiego sam się zagłuszył

Wojciech Czuchnowski
2008-02-18, ostatnia aktualizacja 2008-02-18 10:38

Zagłuszanie telefonów protestujących pielęgniarek dezorganizowało pracę kancelarii premiera

Zobacz powiekszenie
Fot. Adam Kozak / AG
Białe miasteczko przed Urzędem Rady Ministrów w Warszawie
- To utrudnia pracę kancelarii i utrudnia życie miasta - mówił 26 czerwca premier Jarosław Kaczyński, komentując protest pielęgniarek, które okupowały pokój w jego kancelarii i rozlokowały się pod jego oknami w "białym miasteczku". Ale - jak się okazuje - główną przyczyną dezorganizacji pracy rządowych urzędników była decyzja rządu, by do kancelarii sprowadzić przenośne urządzenia zagłuszające telefony.

19 czerwca przyszła pod kancelarię premiera manifestacja pielęgniarek. Ich delegacja chciała się zobaczyć z premierem, ten jednak nie przyszedł. Cztery pielęgniarki czekały na niego w kancelarii do 26 czerwca - aż w końcu się ugiął. Rząd ich zachowanie nazwał okupacją. I by utrudnić im kontakt ze światem, użył urządzeń zagłuszających połączenia komórkowe. W efekcie w całej kancelarii przestały działać telefony. - Chodziliśmy po całym budynku, próbując łapać zasięg - wspomina urzędniczka pracująca w skrzydle, gdzie znajdował się pokój zajmowany przez pielęgniarki. - W pewnym momencie przestały działać nawet telefony stacjonarne, a sygnał w komórce pojawiał się dopiero 100 m od budynków rządowych.

Na brak sygnału zaczęli skarżyć się mieszkańcy i pracownicy okolicznych budynków. "Dziennik" ujawnił, że Polkomtel - jeden z operatorów sieci komórkowych - 22 czerwca poskarżył się na zagłuszanie do Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Tyle że trzy godziny później skargę wycofał.

W sprawie zagłuszania telefonów pielęgniarek trwa już postępowanie prokuratorskie z doniesienia szefa MSWiA Grzegorza Schetyny. Dwa tygodnie temu BOR ujawnił, że telefony zagłuszano za pomocą sprzętu sprowadzonego z ABW. Decyzję o zakłócaniu pracy komórek podpisał premier Kaczyński, ale dopiero 26 czerwca.

W sobotę, po informacjach o dziwnym zachowaniu Polkomtela, minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski zapowiedział, że prokuratura zbada też, dlaczego operator wycofał skargę do UKE. Minister stwierdził, że gdyby to premier Kaczyński wydał polecenie zagłuszania, "można by rozpatrywać to jako przekroczenie uprawnień". - Wtedy w grę wchodziłoby przestępstwo z art. 231 kodeksu karnego, czyli funkcjonariusz publiczny, który przekracza swoje uprawnienia i działa na szkodę dobra społecznego, podlega karze - podkreślił minister i dodał, że "może to być nawet kara pozbawienia wolności".

Ostro zareagowali politycy PiS: - Premier Kaczyński działał w obronie interesów państwa, będąc gospodarzem kancelarii bezprawnie zajętej i okupowanej. Tym bezprawiem minister Ćwiąkalski w ogóle się nie zajmuje, co świadczy o jego politycznej motywacji - skomentował Zbigniew Wassermann, w rządzie Kaczyńskiego koordynator ds. służb specjalnych. Poseł PiS Marek Suski powiedział w TVN 24: - Albo Platforma się opamięta, albo będziemy musieli podjąć kroki międzynarodowe, bo tutaj wydaje się, że jest zagrożenie demokracji w Polsce.

Min. Ćwiąkalski łagodził: - Nie powiedziałem, że to Jarosław Kaczyński będzie odpowiedzialny i że trafi do więzienia.

Dla "Gazety" oficer ABW

Kwestii zagłuszania nie reguluje żadne prawo, dopóki stosuje je właściciel czy gospodarz budynku na swoim terenie, nie przeszkadzając sąsiadom. Przenośne urządzenia zagłuszające są proste w obsłudze i niedrogie - takie, które zakłóca sygnał telefonów w promieniu 50 m, można kupić już za 1000 zł. Instaluje się je w budynkach filharmonii, oper, w kościołach. Budynki państwowe mają je zainstalowane na stałe albo włączane na ważne spotkania.

Operator GSM z łatwością wykrywa takie urządzenie, bo w polu zasięgu sieci pojawia się dziura. Jeżeli operator stwierdzi, że dziura wychodzi poza administrowany przez kogoś budynek, ma obowiązek zawiadomić UKE, a potem policję. Zaniechanie lub wycofanie takiego zawiadomienia musiało nastąpić po interwencji służb państwa, które jej zainstalowały, i powinno być udokumentowane w aktach sprawy.

Co w czerwcu 2007 r. rząd mówił o zagłuszaniu w dniach protestu pielęgniarek:

Jan Dziedziczak , rzecznik premiera Kaczyńskiego, dziś poseł PiS: - Nic mi nie wiadomo o zagłuszaniu komórek.

Małgorzata Sadurska , sekretarz stanu w KPRM, dziś posłanka PiS: - Słyszałam, jak dzwoniły telefony, jak przychodziły SMS-y. Mnie nic nie wiadomo, że coś jest nie tak z telefonami.

Ppłk Magdalena Stańczyk , rzecznik ABW: - Nie mamy z tym nic wspólnego. Nie prowadzimy żadnych czynności związanych z protestem.

Kpt. Dariusz Aleksandrowicz , rzecznik BOR: - Podkreślam z całą mocą, że Biuro nie podejmowało żadnych działań w celu wyłączenia telefonów komórkowych.

Podinsp. Mariusz Sokołowski , rzecznik Komendy Stołecznej: - My na pewno nie. Nie mamy tutaj nawet takiego urządzenia.

Czy policja przeszkadzała pielęgniarkom spać?

Biuro Kontroli Komendy Głównej Policji ustala okoliczności zaangażowania policyjnych psychologów w czasie protestu pielęgniarek w kancelarii premiera - poinformował PAP naczelnik wydziału prasowego KGP Sławomir Weremiuk. Jak pisaliśmy 28 czerwca, do pielęgniarek w kancelarii o różnych porach dnia i nocy przychodziły osoby przedstawiające się jako "inspektorzy społeczni". Byli wśród nich przeszkoleni w rozwiązywaniu sytuacji kryzysowych policjanci z Komendy Głównej Policji.

Źródło: Gazeta Wyborcza

sobota, 16 lutego 2008

Plus GSM pozwolił się zagłuszać rządowi

jg za "Dziennikiem"
2008-02-15, ostatnia aktualizacja 2008-02-16 04:09

PRZEGLĄD PRASY. Tysiące abonentów Plus GSM nie mogło rozmawiać przez komórki z powodu zagłuszarek użytych przeciwko czterem pielęgniarkom okupującym siedzibę rządu. Kontrolowany przez państwo właściciel Plusa poskarżył się nawet do Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Ale po trzech godzinach protest wycofał - wynika z dokumentów zdobytych przez "Dziennik".

Zobacz powiekszenie
Fot. Adam Kozak / AG
Pielęgniarki protestujące przed kancelarią premiera
Oprócz zagłuszarek przeciwko pielęgniarkom skierowano też policjantki, które udawały pracownice kancelarii premiera. Pielęgniarki rozpoczęły okupację 19 czerwca. Tego samego dnia podjęto decyzję o zagłuszaniu komórek, by odciąć je od kontaktu z mediami i koleżankami przebywającymi w białym miasteczku przed siedzibą rządu. Specjalistyczne urządzenie dostarczył BOR i prawdopodobnie Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Zagłuszanie stało się tak intensywne, że unieruchomiło stacje przekaźnikowe telefonii komórkowej w trójkącie ulic: Aleje Ujazdowskie, aleja Szucha i Polna.

Skarga do UKE została wysłana 22 czerwca o godz. 11.08. Urząd nie zdążył nic zrobić, by pomóc operatorowi. Dlaczego? - Prośba natychmiast została przez nich samych anulowana, wobec czego nie zdążyliśmy podjąć interwencji - ujawnia w rozmowie z "Dziennikiem" prezes UKE Anna Streżyńska.

Gdyby 22 czerwca Polkomtel nie wycofał skargi i UKE zajął się tą sprawą, wysłał przed kancelarię premiera wóz pomiarowy jeszcze w trakcie protestu pielęgniarek, wyszło by na jaw, że były one zagłuszane przez rząd Jarosława Kaczyńskiego. Tym bardziej że według specjalistów od zagłuszania urządzenia musiały być ustawione na maksymalną moc.

"Dziennik" ustalił, że do "opieki" nad protestującymi skierowano policjantki, które udawały pracownice kancelarii premiera. W rzeczywistości były psycholożkami z Komendy Głównej Policji.

Miały za zadanie, doprowadzić do sytuacji, że pielęgniarki same opuszcza budynek. W tym celu kazano im np. przerywać sen kobietom.

poniedziałek, 4 lutego 2008

Premier i prezydent spotykają się ws. wizyty w Moskwie

awe, PAP
2008-02-04, ostatnia aktualizacja 28 minut temu
Zobacz powiększenie
Spotkanie prezydenta Lecha Kaczyńskiego i premiera Donalda Tuska w Palacu Prezydenckim
Fot. Sławomir Kamiński / AG

Trwa spotkanie premiera Donalda Tuska z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Rozmowa według zapowiedzi ma dotyczyć zaplanowanej na 8 lutego wizyty szefa rządu w Moskwie.

Zobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AG
Spotkanie dotyczyło planowanej na 8 lutego wizyty Tuska w Moskwie
Zobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AG
Lech Kaczyński i minister Jacek Cichocki
W spotkaniu uczestniczy także m.in. szefowa Kancelarii Prezydenta Anna Fotyga oraz sekretarz stanu w Kancelarii Premiera odpowiedzialny za służby specjalne Jacek Cichocki.

O planowanym na dziś spotkaniu z prezydentem Donald Tusk poinformował na zeszłotygodniowej konferencji prasowej. - Uważam, że moja wizyta w Moskwie może mieć znaczenie szczególne w tym sensie, że pojawia się realna szansa na odmrożenie tych nienajlepszych relacji polsko-rosyjskich - powiedział wówczas premier.

Jak dodał, aby "uniknąć jakichkolwiek dwuznaczności czy nieporozumień", bo chciałby, aby "polityka zagraniczna była bezwzględnie polityką wspólną rządu i prezydenta, szczególnie na odcinku wschodnim", poprosił prezydenta Lecha Kaczyńskiego o spotkanie w sprawie jego moskiewskiej wizyty.



Tusk przyznał, że ma nadzieję, iż podczas spotkania z prezydentem będzie mógł "długo i wyczerpująco" wyjaśnić wszystkie aspekty wizyty w Moskwie.

Pytany kiedy uda się z wizytą do Kijowa odparł, że podczas telefonicznej rozmowy z premier Ukrainy Julią Tymoszenko ustalili już termin jego wizyty. Nie podał jednak daty.

"Polityka wobec Rosji to papkinada"

Jedną ze spraw, która wywołuje nieporozumienia na linii Pałac Prezydencki - Kancelaria Premiera jest polityka rządu w stosunku do Rosji. Zdaniem prezydenta i polityków PiS ekipa Tuska prezentuje zbyt ugodową politykę wobec Moskwy. - Dzisiaj bohaterem polskiej polityki zagranicznej jest Papkin, który opowiada, co zrobił, gdzie był, gdzie pojedzie, jak się zachowa - tak politykę rządu wobec Rosji skomentował w TVN24 poseł PiS Paweł Kowal. czytaj>>

Według Kowala, zapewnienia rządu zderzają się z ostatnimi wypowiedziami strony rosyjskiej. Przywołał niedzielną wypowiedź Dmitrija Rogozina. czytaj>> Stały przedstawiciel Rosji przy NATO ostrzegł Polskę przed instalacją elementów tarczy antyrakietowej. Jak powiedział agencji Interfax, "chciałby przypomnieć polskim kolegom ich niedawną historię, która dowodzi, że próby sytuowania Polski na linii konfrontacji zawsze doprowadzały do tragedii". - W ten sposób Polska podczas II wojny światowej utraciła prawie jedną trzecią ludności - mówił

Plany umieszczenia na polskim terytorium elementów amerykańskiej tarczy rakietowej skomentował także przewodniczący komitetu spraw zagranicznych Dumy Konstantin Kosaczow. - Amerykański system obrony przeciwrakietowej w Polsce może się stać celem systemów obronnych Rosji - oświadczył. Powiedział, że jeśli władze Polski i Czech podejmują określone decyzje, to należy sobie uświadomić, że "określone amerykańskie instalacje będą stawać się obiektami kontroli, a być może, w najgorszym razie, i celem". czytaj>>

niedziela, 3 lutego 2008

Zagłuszanie antydatowane?

15:57, 03.02.2008 /Radio Zet

DOKUMENTY PODPISANO PO FAKCIE
Dokumenty związane z zagłuszaniem telefonów pielęgniarek w Kancelarii Premiera zostały antydatowane
TVN24
Dokumenty związane z zagłuszaniem telefonów pielęgniarek w Kancelarii Premiera zostały antydatowane. Tak zeznają funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu - dowiedziało się Radio Zet.
Zagłuszarka działała w kancelarii siedem dni. Funkcjonariusze Boru twierdzą, że dopiero po jej wywiezieniu z budynku podpisano dokumenty formalne związane z jej działaniem - mówił Radiu Zet proszący o zachowanie anonimowości informator. - Jeśli tak było, to doszło do złamania prawa - podało radio.

Minister Sprawieliwości Zbigniew Ćwiąkalski pytany o to, czy dokumentacja został uzupełniona już po fakcie odpowiada, że było to przedmiotem dyskusji, ale zbierane są informacje i nie może nic na ten temat powiedzieć.

Wicepremier i szef MSWiA Grzegorz Schetyna zwrócił się do prokuratury z wnioskiem o podjęcie postępowania sprawdzającego w tej sprawie. Szef Boru Marian Janicki twierdzi, że polecenie zainstalowania zagłuszarki przyszło ustnie z MSWIA. Czy stworzono jednak dokumentację post faktum - na to pytanie rzecznik Boru Dariusz Aleksandrowicz nie potrafił dziś odpowiedzieć.

mpj

Płaciliśmy 1,8 tys. zł miesięcznie za obrazy dla Dorna

mar
2008-02-03, ostatnia aktualizacja 2008-02-03 14:49

Miłość do sztuki państwowych urzędników może być kosztowna dla podatników. "Wprost" dotarł do wykazu 18 dzieł ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie, które Ludwik Dorn jako wicepremier i minister spraw wewnętrznych i administracji wypożyczył do przyozdobienia ministerialnych gabinetów. Za wypożyczenie wartych niemal 1,5 mln zł obrazów (autorstwa polskich malarzy z XX wieku) MSWiA płaciło ponad 1,8 zł miesięcznie.

Zobacz powiekszenie
fot. Mikołaj Tocki, wideo.gazeta.pl
Ludwik Dorn
Pod koniec stycznia 2007 r. trzy płótna zawisły w gabinecie ministra, dwa najdroższe w sali narad, a kolejne m.in. w pokoju jadalnym. Wśród obrazów były m.in. "Zachód słońca w Bretanii" Teodora Schwanebacha oraz dwa dzieła Tadeusza Makowskiego - "Czworo dzieci z trąbą" i "Dzieci z turoniem". Jak poinformował "Wprost" Ludwik Dorn, wypożyczenie zbiorów miało służyć promocji nowoczesnego malarstwa polskiego.

Dorn niezbyt długo cieszył oczy dziełami sztuki - pisze tygodnik. Płótna trafiły do resortu pod koniec stycznia, a już 7 lutego 2007 r. minister został zdymisjonowany. Jeszcze miesiąc napawał się jednak widokiem obrazów, ponieważ część z nich trafiła do rezydencji szefa MSWiA, w której Dorn mieszkał.

Następca Dorna w MSWiA Janusz Kaczmarek w kwietniu 2007 r. zwrócił Muzeum Narodowemu 12 dzieł sztuki, a ostatnie sześć odesłał już Grzegorz Schetyna, obecny szef resortu. - Premier Schetyna uznał, że to zbędne koszty, a ludzie powinni oglądać obrazy w muzeum - mówi Wioletta Paprocka, rzecznik prasowy wicepremiera.

"Ziobro to dzieciak" vs "Naraził się mafii". Komentarze nt. laptopa

mar
2008-02-03, ostatnia aktualizacja 2008-02-03 11:54
Zobacz powiększenie
Zbigniew Ziobro na konferencji poświęconej komputerowi, 1 lutego
Fot. Krzysztof Miller / AG

- Ziobro jest dzieciakiem, bo publicznie przyznał się do niszczenia dokumentów. Skandal - ocenia Władysław Frasyniuk. W "Kawie na ławę" w TVN24 on i inni politycy komentowali dziś sprawę laptopa, który w niewyjaśniony sposób uległ tajemniczemu uszkodzeniu. - Ziobro naraził się mafiom i mógł się obawiać pozostawienia w niepewnych rękach pewnych danych - twierdzi Jacek Kurski z PiS-u.

- W bezczelny sposób niszczyli dokumenty. Zaręczam, że mieli się czego bać - mówił Frasyniuk. - Jeśli minister ma czelność bezczelnie opowiadać, że laptop mu upadł i dlatego jest zniszczony, to ja takich przypadków nie znam. Chyba, że go spuścił z Pałacu Kultury - dodał.

Frasyniuk podkreślił jednak, że jest rozczarowany postawą obecnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego, który zapowiadał, że kierował ministerstwem inaczej niż Ziobro. Wg Frasyniuka, Ćwiąkalski powinien sprawę laptopa załatwić bardziej profesjonalnie, nie niepokojąc opinii publicznej.

Ziobry bronił poseł PiS-u Jacek Kurski. - Rozumiem Zbigniewa Ziobro, bo naraził się groźnym grupom przestępczym i widząc dziś atmosferę, jaką tworzy Platforma - wypuszczenie Jakubowskiej, ulgowe traktowanie Krauzego - mógł się obawiać. Patrząc na to, jak minister Ćwiąlaski wypuszcza "gang obcinaczy palców" i jak tworzy się atmosferę przyzwolenia dla przestępców, mam pełne zrozumienie dla Zbigniewa Ziobry - stwierdził Kurski.

- Chciałbym wiedzieć, dlaczego ten laptop i karty telefoniczne uległy zniszczeniu. Może były tam jakieś informacje nt. sprawy Barbary Blidy? - mówił poseł LiD-u Jerzy Wenderlich.

Ziobro tłumaczył w piątek, że laptop jest uszkodzony, bo uległ uszkodzeniu. Oprócz jego komputera podobnemu uszkodzeniu uległy laptopy prokuratora Jerzego Engelkinga i asystenta Ziobry, a także karty SIM do telefonów należących do ministerstwa.

czwartek, 24 stycznia 2008

Kaczmarek: Ziobro załatwiał posady w TVP

knysz, w
2008-01-24, ostatnia aktualizacja 2008-01-24 11:11

Według Janusza Kaczmarka minister Ziobro zabiegł na spotkaniach u prezydenta o stanowiska w TVP dla Patrycji Koteckiej i Anity Gargas - by "działały na rzecz PiS".

Zobacz powiekszenie
Fot. Wojciech Olkuśnik / AG
Janusz Kaczmarek
ZOBACZ TAKŻE
- Panie prezesie, będzie pan potrzebował ludzi, a ja mam redaktor, za którą mogę poręczyć, Patrycja Kotecka. Będzie działała na naszą rzecz - tak Zbigniew Ziobro według Kaczmarka rekomendował Kotecką prezesowi TVP Andrzejowi Urbańskiemu. - Będzie pokazywać te wiadomości, które chcielibyśmy widzieć na antenie.

Ziobro miał też zachwalać Kotecką prezydentowi Kaczyńskiemu: - Mamy tu dziennikarkę, która wcześniej była sekowana, a jest dobrą dziennikarką.

Kaczmarek opowiada o tym reporterom Radia RMF Markowi Balawajderowi i Romanowi Osicy w wywiadzie rzece "Cena władzy".

Kotecka w czerwcu 2007 r., dwa miesiące po przyjściu Urbańskiego do TVP, awansowała na p.o. wiceszefa Agencji Informacji. Dziennikarze opowiadali, że w "Wiadomościach" blokowała materiały mogące "zaszkodzić PiS" i podsuwała haki na opozycję.

Kaczmarek podejrzany jest o fałszywe zeznania w tzw. aferze gruntowej. Za rządów PiS był zastępcą Ziobry, potem szefem MSWiA. W sierpniu 2007 r. odwołał go premier Kaczyński.

Kaczmarek opisuje też spotkanie u prezydenta, gdy Ziobro zabiegał o awans dla Anity Gargas z "Misji specjalnej" TVP. - Warto, by została dyrektorem Programu I bądź II. Pociągnie pracę, tak jak byśmy oczekiwali - miał nalegać minister sprawiedliwości. Według Kaczmarka byli przy tym ministrowie Zbigniew Wassermann i Antoni Macierewicz, który jednak Ziobrę stopował: - Nie tak szybko, panie ministrze, ona jest w moich zasobach [w żargonie służb oznacza to bycie ich informatorem lub osobą inwigilowaną].

Czy Kaczmarek mówi prawdę? Gargas odmawia rozmowy z nami.

Wassermann: - Było kilka spotkań u prezydenta w takim gronie, ale takiej rozmowy nie pamiętam. Kaczmarek czuje się pokrzywdzony i może szukać rekompensaty w takich opowieściach. Wolałbym komentować jego zeznania składane w prokuraturze pod rygorem odpowiedzialności karnej.

Urbański: - Nie konsultowałem żadnych spraw kadrowych telewizji ani z członkami rządu, ani z prezydentem RP.

W imieniu Ziobry odpisało biuro prasowe PiS: "Kaczmarek wielokrotnie został złapany na kłamstwach, a nawet składaniu fałszywych zeznań. To są kolejne. Ziobro nigdy nie zabiegał u prezesa Urbańskiego o zatrudnienie redaktor Koteckiej. Natomiast w rozmowach z różnymi ludźmi wyrażał opinię, że publicystyka TVP powinna być pluralistyczna, a programy informacyjne rzetelne. Kłamliwe są również wypowiedzi Kaczmarka co do rzekomych działań Ziobry na rzecz awansu Gargas".

Kancelaria Prezydenta odmówiła komentarza. Kotecka nie odbierała telefonu.

Źródło: Gazeta Wyborcza