(PAP, Inf. Własna, pr/02.01.2008, godz. 18:15) | ||||||||||
Wskaźnik aktywności w przemyśle amerykańskim spadł w grudniu do 47,7 pkt. z 50,8 pkt. w poprzednim miesiącu - podał w środę Instytut Zarządzania Podażą (ISM). Na informację tą negatywnie zareagowała giełda w Nowym Jorku. Na giełdzie NYMEX ceny ropy przekroczyły po raz pierwszy w historii poziom 100 dolarów za baryłkę. Analitycy spodziewali się wskaźnika aktywności w przemyśle amerykańskim na poziomie 50,5 pkt. Poziom 50 pkt. przy oznaczaniu wskaźnika aktywności stanowi granicę pomiędzy rozwojem a spadkiem w sektorze. Na informację o spadku wskaźnika zareagowała amerykańska giełda, a ropa i złoto ustanowiły nowe rekordy. O godz. 18.15 indeks Dow Jones tracił ponad 213 pkt. (spadek o 1,6 proc.), indeks Nasdaq zniżkował ponad 50 pkt., spadek o 2 proc.
Ropa w USA - 100 dolarów za baryłkę Ceny ropy naftowej na giełdzie w Nowym Jorku w środę osiągnęły nowy rekordowy poziom i wyniosły 100 USD! Odzwierciedla to trudności firm wydobywających surowiec w okresie zwiększonego popytu na ropę - podają maklerzy. Do wzrostów cen przyczyniły się również złe dane makroekonomiczne z USA, jak również niepokoje w Nigerii, największym afrykańskim producencie ropy naftowej. Wskaźnik aktywności w przemyśle amerykańskim spadł w grudniu do 47,7 pkt. z 50,8 pkt. w poprzednim miesiącu - podał w środę Instytut Zarządzania Podażą (ISM). Analitycy spodziewali się indeksu na poziomie 50,5 pkt. Poziom 50 pkt. przy oznaczaniu wskaźnika aktywności stanowi granicę pomiędzy rozwojem a spadkiem w sektorze. Baryłka lekkiej ropy WTI w dostawach na luty wzrosła na NYMEX w Nowym Jorku w handlu elektronicznym o 4,02 dolary, 4,2 proc., do 100 USD. Ceny ropy wzrosły o 57 proc. w całym 2007 roku, osiągając 21 listopada poziom 99,29 dolarów za baryłkę - poprzedni historyczny rekord. Brent w dostawach na luty na ICE Futures w Londynie wzrosła zaś w środę o 3,76 dolarów, 4 proc., do 97,61 USD za baryłkę. Ceny złota najwyższe od stycznia 1980 roku Złoto zdrożało w środę w Nowym Jorku do najwyższego poziomu od stycznia 1980 roku - podają maklerzy. Złoto w dostawach na luty zdrożało na Comex w Nowym Jorku do 852,30 USD za uncję. To najwyższa cena od 21 stycznia 1980 r. "Ropa zbliża się do 100 USD za baryłkę, dolar słabnie, rośnie napięcie geopolityczne, stąd większe zainteresowanie złotem" - powiedział Frank McGhee, trader metali w Integrated Brokerage Services LLC w Chicago. "Bardzo prawdopodobne, że w tym roku zdrożeje ono do 1.000 USD za uncję" - dodał. W 2007 roku złoto zdrożało o 31 proc. |
środa, 2 stycznia 2008
Ropa powyżej 100 dolarów, giełdy nurkują!
Prezydent-MSZ: spór o ambasadorów
Łukasz Szelecki, TOK FM, mar
2008-01-02, ostatnia aktualizacja 2008-01-02 16:49
Znów iskrzy na linii prezydent-MSZ. Chodzi o kontrowersyjne nominacje ambasadorskie: prezydent Kaczyński nominował ambasadorów bez poinformowania MSZ - wynika z informacji Radia TOK FM.
- Tusk chce zablokować wyjazd PiS-owskich ambasadorów? (01-01-08, 14:01)
- Sadoś od wielkich umysłów (06-12-07, 00:00)
- Etaty dla ludzi Anny Fotygi (29-10-07, 07:13)
- Defotygizacja MSZ (26-10-07, 02:00)
Jeszcze później, bo po sześciu tygodniach od tej daty o nominacji ambasadorów dowiedziało się Ministerstwo Spraw Zagranicznych. O tym fakcie MSZ poinformowała Anna Fotyga, obecnie szefowa Kancelarii Prezydenta, a do niedawna szefowa polskiej dyplomacji
Zatwierdzone przez prezydenta 15 listopada nominacje zostały wskazane w ostatniej chwili przez ustępujący rząd. Wśród nominowanych są najpewniej Andrzej Sadoś, który miał być ambasadorem przy OBWE w Wiedniu, i Jerzy Achmatowicz przymierzany do placówki w Meksyku.
Co z Sadosiem i Achmatowiczem?
Sadoś, zastępca Fotygi i b. rzecznik MSZ, w 2006 został wybrany przez dziennikarzy Antyrzecznikiem Roku. Jedną z jego pierwszych decyzji jako wiceszefa MSZ było z kolei wystąpienie z formalnym wnioskiem o... kupno kompletu szklanek do whisky. Niemniej kontrowersji budzi postać Jerzego Achmatowicza, który wyjazd na placówkę do Meksyku zawdzięcza znajomości z Tadeuszem Rydzykiem. Za jego kandydaturą lobował m.in. urugwajski milioner Jan Kobylański oskarżany o wydanie żydowskiej rodziny w ręce Gestapo w czasie wojny.
Jak podał wczoraj "Wprost", rząd Tuska zamierza zablokować wyjazd tych dwóch ambasadorów. Jak? W przypadku Achmatowicza sprawa jest prosta. Po prostu nie dostanie zgody premiera - pisze "Wprost". Gorzej z Sadosiem. Jego nominacji nie da się już unieważnić. Jedyne co może zrobić nowy szef MSZ, to nie podpisać biletu lotniczego lub zaproponować takie warunki finansowe, że nawet Sadoś ich nie zaakceptuje. - Sposobów jest kilka i zamierzamy skorzystać z któregoś z nich -- mówi informator tygodnika "Wprost" w Kancelarii Premiera.
Pilnuj porfela, bo ryzyko rośnie
Kamil Zatoński, GN, ANP, RB | 31.12.2007 07:27 Czytaj komentarze(2) |
Rosnące ryzyko i mniejsze zyski, a nierzadko również poważne straty — to bilans inwestorów w 2007 r. |
W mijającym roku na rynkach finansowych panowała huśtawka nastrojów, jakiej dawno nie widziano. Nerwowo zrobiło się już w marcu, kiedy giełdowe indeksy zanurkowały, zaczęto przebąkiwać o możliwych podwyżkach stóp procentowych w Polsce, a ceny mieszkań wyhamowały dynamiczny wzrost. To był pierwszy sygnał, że o zyski będzie znacznie trudniej niż jeszcze rok czy dwa lata wcześniej.
Im dalej w las
W wakacje wstrząs był już znacznie większy, bo kiepskie wieści zza oceanu spowodowały przecenę niemal wszystkich co bardziej ryzykownych aktywów. W Polsce inwestorzy przychylniejszym okiem zaczęli spoglądać na bezpieczniejsze instrumenty, takie jak obligacje detaliczne czy lokaty bankowe. Zwłaszcza że wraz z rosnącą inflacją w górę poszło ich oprocentowanie. Na świecie wzięciem cieszyły się kruszce. Ich cena rosła wraz z postępującym osłabieniem dolara. Złoty niemal tradycyjnie zyskiwał do wszystkich najważniejszych walut, z czego całkiem sporą pociechę mają ci, którzy zaciągnęli kredyty walutowe (na dodatek ich oprocentowanie rosło dużo wolniej niż kredytów w złotych).
Lekcja pokory
Przy takiej dawce pesymizmu, jaki rynki zafundowały w drugim półroczu, nie dziwi, że większość specjalistów zaleca teraz wzmożoną ostrożność przy budowie portfela inwestycyjnego na 2008 r. Jeszcze rok temu trudno było sobie wyobrazić tak znaczny rekomendowany udział niskorentownych lokat czy papierów dłużnych, przy jednoczesnym ograniczeniu (nawet do zera) udziału akcji polskich spółek czy nieruchomości. Te ostatnie wyraźnie wyszły z mody, a sytuację ratują tylko rosnące (choć już coraz wolniej) ceny gruntów. Doradcy finansowi jako alternatywę polecają produkty strukturyzowane, reklamując je jako te, które dając gwarancję zachowania kapitału, pozwalają dodatkowo zarabiać także przy spadkach na giełdzie. Warto jednak pamiętać, że to właśnie doradcy żyją z prowizji od sprzedaży takich instrumentów.
Polskie fundusze lepsze od zagranicznych
Najlepsze fundusze dały zarobić ponad 30 proc. To dużo mniej niż w 2006 r., a w przyszłym lepiej nie będzie.
Na funduszach inwestycyjnych można było w 2007 r. zarobić. Warunek — trzeba było wybrać te inwestujące w Polsce. To bowiem rejon inwestycji, a nie klasa ryzyka decydowała w tym roku o wyniku inwestycji. Wszystkie fundusze akcji i stabilnego wzrostu lokujące w Polsce wyszły na plus. W przypadku zrównoważonych tylko KBC Aktywny i ING Budownictwa i Nieruchomości zamknęły rok pod kreską. Najlepszy z otwartych funduszy PKO/CS Małych i Średnich Spółek dał 37 proc. zysku.
— Zadecydował właściwy dobór spółek, a w połowie roku ograniczyliśmy zaangażowanie w tych mniej odpornych na spadki — mówi Tomasz Adamus, zarządzający funduszami PKO/Credit Suisse.
Z największych funduszy liderem był Legg Mason Akcji.
— Nie odwzorowywaliśmy indeksu. W naszym portfelu jest 60-65 spółek, a nasi konkurenci często mają ponad 100 — mówi Jacek Treumann, członek zarządu Legg Mason TFI.
Dużo gorzej wyszli ci, którzy zysków szukali poza Polską. Grające na giełdach Europy Zachodniej czy USA fundusze straciły po kilkanaście procent.
Tegorocznym wynikom daleko do tych z 2006 r. Wówczas średnia dla funduszy akcyjnych wynosiła 45 proc. Przyszły rok będzie jeszcze trudniejszy.
— Nerwowość, która pojawiła się w połowie tego roku, będzie nam towarzyszyć w pierwszej części 2008 r. — mówi Tomasz Adamus.
— Przyszły rok będzie rokiem zmienności i może się zdarzyć, że niektóre fundusze akcyjne zamkną go pod kreską — dodaje Jacek Treumann.
Ceny działek przebiły mieszkania
Złoty interes można było w tym roku zrobić na gruntach, które drożały i nadal będą drożeć w szybkim tempie.
Kto zainwestował w ziemię na początku roku, mógł zarobić nawet kilkaset procent.
— Najbardziej w tym roku opłacało się kupować działki budowlane. Ich ceny poszły najmocniej w górę — ocenia Emil Szwed, ekspert ds. nieruchomości Open Finance.
Zgadza się z nim Dariusz Karbowniczak z Ober Haus.
— Skok cen ziemi jest naturalny po wzroście cen mieszkań. Działki wciąż drożeją, więc to dobra lokata kapitału — mówi ekspert.
Potwierdzają to dane serwisu nieruchomości szybko.pl. Mimo galopujących cen popyt na ziemię pod inwestycje budowlane był w tym roku ogromny. Najwyższy, siedmiokrotny wzrost ceny minimalnej uzyskały grunty w Warszawie (ceny są tu ponad cztery razy wyższe niż w Poznaniu, Wrocławiu czy Krakowie). Drugie miejsce zajął Gdańsk, gdzie cena wzrosła o 333 proc.
— W połowie 2007 r. okazało się, że w większości dużych miast za cenę przeciętnego mieszkania trzypokojowego można wybudować niewielki dom. To zwiększyło popyt na działki, którego efektem jest znaczny wzrost ich cen — komentuje Paweł Majtkowski z Expandera.
Zyskały nieruchomości na rynku wtórnym. Ceny wzrosły o 12,8 proc. w Warszawie, 11,8 proc. we Wrocławiu i 9,3 proc. w Krakowie. To jednak znacznie mniej niż w 2006 r.
— Drugie półrocze to stabilizacja cen. Najwyższe wzrosty odnotowano w miastach średniej wielkości. W aglomeracjach najbardziej drożały lokale w Katowicach — o 43,5 proc., w Poznaniu o 28,5 proc. oraz Gdańsku 27,4 proc. — dodaje Paweł Majtkowski.
2007 był rokiem zwiększonego popytu na domy. Najbardziej drożały one we Wrocławiu — o 53 proc., w stolicy o 42 proc. i w Poznaniu o 33 proc.
Najgorszy rok na giełdzie od 5 lat
W 2007 r. indeksy warszawskiej GPW poszły w górę, ale duża zmienność notowań spowodowała, że na akcjach zarobić było niezwykle trudno.
Indeks WIG już po raz szósty z rzędu zakończył rok na plusie. Tym razem zwyżka sięgnęła jednak ledwie 10,4 proc. To najmniej od 2001 r., a jednocześnie wynik ponad trzy razy niższy od osiągniętego przed rokiem.
Wszystko co najgorsze dla inwestorów zaczęło się w drugim półroczu. Jeszcze na początku lipca WIG ustanawiał rekord wszech czasów (67568 pkt), ale trwająca sześć tygodni korekta sprowadziła indeks o 16 proc. w dół. Kolejne poważne tąpnięcie nastąpiło w listopadzie. Duża nerwowość przekładała się na silne wahania cen tak, że o zyski z akcji było niezwykle trudno. W sumie jednak pod względem stopy zwrotu w ostatnich dwunastu miesiącach proporcje na GPW rozłożyły się mniej więcej równo: wzrosły kursy około 170 spółek, spadły — blisko 180 (wliczając debiutantów).
Najwyższe zyski przyniosła inwestycja w walory Elkopu. Elektromontażowe przedsiębiorstwo z Chorzowa znanymi giełdowymi trikami (splitem i emisją z prawem poboru, zabieg będzie zresztą powtórzony także w przyszłym roku) oraz nadzieją na poprawę kondycji finansowej rozbudziło wyobraźnię inwestorów na tyle, że kapitalizacja firmy urosła z 10 mln zł do 50 mln zł. Przychody spółki po trzech kwartałach to 4 mln zł, a strata operacyjna sięga 770 tys. zł.
Na drugim stopniu podium zameldowało się LPP. Gdańska firma po rozczarowującym 2006 r. wyraźnie poprawiła wyniki finansowe. Rezultat — prawie 260-procentowa zwyżka notowań. Inwestorzy docenili też skokowy wzrost wyników InterCarsu, Polic i Polish Energy Partners.
Walory te w komplecie wchodzą w skład indeksu sWIG80, który w mijającym roku znów zdystansował pozostałe wskaźniki, bijąc WIG ponad dwukrotnie (25,2 wobec 10,4 proc.). Skalę pogorszenia nastrojów pokazuje jednak porównanie z wynikiem w 2006 r. — wtedy małe spółki zyskały średnio 132 proc.
Dużo słabszy wynik zanotowali też giełdowi średniacy: mWIG40 zyskał 7,9 proc., wobec 69 proc. przed rokiem. Znów najniższą stopę zwrotu przyniosły największe spółki. WIG20 zwiększył w 2007 r. swoją wartość o niespełna 5,2 proc. Spośród firm wchodzących w skład indeksu najwyżej w ogólnej drabince — ale dopiero pod koniec trzeciej dziesiątki — znalazły się akcje Polnordu, które po wzroście w 2006 r. o 482 proc. tym razem zyskały w ciągu roku „skromne” 75,2 proc.
Ponad 56 proc. dała zarobić Agora, odbijając od dna, na które stoczyła się w 2006 r. Głównie dzięki odrodzeniu wydawcy „Gazety Wyborczej” WIG-Media okazał się najlepszym subindeksem branżowym na GPW (+22,4 proc., wobec ledwie 7 proc. przed rokiem). Drugi w klasyfikacji sektor — budownictwo (zdecydowany lider w 2006 r., zwyżka 148 proc.) — wzrósł średnio o 12,6 proc. To aż dziesięć razy niższa stopa zwrotu od osiągniętej dwanaście miesięcy temu. Pod kreską rok kończyły WIG-Telekomunikacja, WIG-Spożywczy i nowy indeks WIG-Deweloperzy. Wśród spółek największe straty zanotowali akcjonariusze Toory, Skotan i Hutmenu, a kursy wielu innych firm spadły do kilkunastomiesięcznych minimów. ]
Oni pozwolili najwięcej zarobić w 2007 r.
Stopa zwrotu w proc.*
1. Elkop 323
2. LPP 260
3. PC Guard 218
4. InterCars 184
5. NFI Krezus 181
6. LZPS 171
7. Police 148
8. PEP 142
9. Mostostal Płock 131
10. PPWK 129
*uwzględniono zakończone emisje z prawem poboru i spółki, które były notowane przez 12 miesięcy, ** stopa zwrotu od debiutu na GPW
Lokaty bardziej opłacalne
Niewiele ponad 3 proc. można było zarobić w tym roku na lokacie. W przyszłym przynajmniej dwa razy więcej.
Końcówka roku przywróciła depozyty do łask. I nic dziwnego — na giełdach nerwowo i częściej niż zyski liczy się ostatnio straty. Eksperci doradzają bezpieczne instrumenty jako metodę na przetrzymanie nerwowych czasów. W rezultacie, według danych NBP, na koniec listopada osoby fizyczne trzymały w bankach rekordową sumę — ponad 252 mld zł. Nie tylko strach kierował do bankowych okienek.
— Lokata to najprostszy instrument, a na dodatek w wyniku podnoszenia stóp procentowych coraz bardziej opłacalny — mówi Marek Nienałtowski, główny analityk Goldenegg.
Ten, kto włożył pieniądze do banku w styczniu 2007 r., w grudniu jest bogatszy o średnio 3 proc. To niewiele. Dziś średnia jest już blisko o 1 proc. wyższa. A to dopiero początek.
— Niektóre banki już dziś oferują oprocentowanie w granicach 5,5-6 proc., a po spodziewanych podwyżkach stóp będzie ono jeszcze wyższe — przewiduje Marek Nienałtowski.
Banki są też coraz elastyczniejsze. Zamiast tradycyjnych lokat oferują konta oszczędnościowe. Wysokooprocentowane, ale z dostępem do pieniędzy w każdej chwili.
— Taka oferta jest konkurencją dla funduszy papierów dłużnych czy rynku pieniężnego — mówi Marek Nienałtowski.
Platyna lepsza niż złoto
Inwestowanie w kruszce zawsze było bezpieczne. Będzie tak nadal, ale ryzyko się zwiększy.
Zawirowania na rynkach finansowych, które doprowadziły do utraty pozycji dolara i umocnienia się euro, odbiły się na cenach metali szlachetnych. Na koniec 2006 r. cena złota wyniosła 630 USD za uncję, a w tym sięgnęła 823 USD.
— Dolar nadal będzie się osłabiał. Zyska na tym złoto, którego cena może wynieść nawet 1,5 tys. USD za uncję — uważa Gerry Schubert, dyrektor Fortis Banku w Londynie.
Jeszcze lepiej radzi sobie platyna. Przez rok cena uncji wzrosła niemal o 40 proc., do 1,537 tys. USD.
— Cena platyny zwyżkuje, ponieważ są obawy, że w przyszłym roku podaż będzie mniejsza — mówi Przemysław Kwiecień z X-Trade Brokers.
Siłę straciło srebro. Na początku roku za uncję płacono 13 USD, teraz 14,57 USD.
— Srebro ma większe zastosowanie w przemyśle niż w jubilerstwie, a popyt na metale przemysłowe nie był aż tak duży —wyjaśnia Przemysław Kwiecień.
Metale szlachetne od lat były dobrym sposobem lokowania kapitału. Chroniły przed giełdowym krachem, inflacją czy kryzysem walutowym.
— Metale szlachetne powoli przestają być aż tak bezpiecznym sposobem inwestycji — mówi Przemysław Kwiecień.
Nadal można na nich zarobić, ale ryzyko nieco się zwiększyło.Ziobro: Ćwiąkalski powinien ujawnić czy i ile dostał od Krauzego
met, PAP
2008-01-02, ostatnia aktualizacja 2008-01-02 19:31
Zbigniew Ziobro odpowiadając na zarzuty obecnego szefa resortu Zbigniewa Ćwiąkalskiego, iż to on jest głównym autorem zaniedbań w śledztwie w sprawie afery gruntowej oświadczył, że śledztwo to było prowadzone bardzo rzetelnie i skrupulatnie. Ziobro dodał, że Ćwiąkalski powinien ujawnić czy i ile dostał za ekspertyzę dla obrońców Krauzego.
- ''Nakaz zatrzymania Krauzego uchylono za czasów Ziobry'' (06-12-07, 17:49)
- Ćwiąkalski: Jest mi obojętne, kto i gdzie wykorzystał moją ekspertyzę (06-12-07, 09:10)
- Ćwiąkalski: Krauze oczekiwany w prokuraturze (05-12-07, 16:02)
Ujawniono dowody
- Przecież na tej konferencji słynnej mówiono bardzo dokładnie gdzie, kto wszedł, o której godzinie, jaka kamera go złapała, skąd jechał itd., itd., a więc praktycznie ujawniono to, czego się normalnie nie ujawnia - powiedział Ćwiąkalski.
Chodzi o konferencję prasową z końca sierpnia ub.roku, podczas której ujawniono część dowodów w wielowątkowym śledztwie Prokuratury Okręgowej w Warszawie, dotyczącym m.in. sprawy przecieku z akcji CBA.
Podczas konferencji ujawniono monitoring kamer hotelu Marriott oraz zapisy stacji telefonii komórkowej. Wykazały one, że w godzinach nocnych z 5 na 6 lipca - dzień przed planowanym finałem akcji CBA w resorcie rolnictwa - na 40. piętrze Marriotta z Ryszardem Krauze spotkali się kolejno Janusz Kaczmarek i poseł Lech Woszczerowicz z Samoobrony.
Prokuratura ujawniła podsłuchy rozmów, obciążające Janusza Kaczmarka, Konrada Kornatowskiego i Jaromira Netzla.
Śledztwo prowadzone bardzo rzetelnie
Ziobro w oświadczeniu przekazanym w środę podkreślił, iż "nominowany przez Donalda Tuska minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski wie, że śledztwo ws. przecieku w ministerstwie rolnictwa było prowadzone bardzo rzetelnie i skrupulatnie". "Przyprawia go to o ból głowy" - dodał.
- Przygotował bowiem w interesie oligarchy Ryszarda K. opinię. Domagał się w niej umorzenia sprawy. Upublicznienie części dowodów, już po okazaniu ich trzem podejrzanym, bardzo utrudnia "skręcenie" sprawy - napisał Ziobro.
Ćwiąkalski zanim został ministrem sporządzał opinie prawne dla obrońców Ryszarda Krauzego. Według jego ekspertyzy, sprawa biznesmena powinna być umorzona.
Jak podkreślił Ziobro, "pan Ćwiąkalski przygotowując dla Ryszarda K. opinię dawał kolejne argumenty do nagonki na odważnie i rzetelnie prowadzących śledztwo prokuratorów".
- Zostali oni, na przestrzeni ostatnich 18 lat bez precedensu, za uczciwe prowadzenie tego śledztwa, porównywani do STASI, Securitate i nawet mafii - napisał polityk PiS.
Czy i ile dostał Ćwiąkalski
- Pan mecenas minister Ćwiąkalski powinien dziś ujawnić, czy, i ile pieniędzy dostał od Ryszarda K. za tę ekspertyzę. Z uwagi na swoje zaangażowanie w tej sprawie po stronie Ryszarda K. minister Ćwiąkalski nigdy nie będzie obiektywny - ocenił Ziobro.
- Na ból głowy spowodowany rzetelnością prowadzonego śledztwa i upublicznieniem części dowodów nie powinien używać pomówień, ale w interesie publicznym powinien trzymać się od tego śledztwa jak najdalej - oświadczył Ziobro.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński pytany w środę na konferencji prasowej o wypowiedź ministra Ćwiąkalskiego ocenił, że jeśli chodzi o "spalenie" sprawy Kaczmarka, jest to "jakoś dziwnie uzasadniane".
- Mamy do czynienia z wycofywaniem się z tego wszystkiego co zaczęło się dziać w Polsce po 2003 roku, a w niektórych wypadkach nawet wcześniej. Już za czasów AWS były pewne nowe zjawiska związane z działalnością obecnego prezydenta jako ministra sprawiedliwości, z działalnością Marka Biernackiego jako ministra spraw wewnętrznych - mówił prezes PiS.
- Teraz ze wszystkiego tego nowa władza się wycofuje. W przemówieniu w Sejmie powiedziałem wyraźnie, że mianowanie Ćwiąkalskiego to jest pewien znak dla wszystkich doskonale zrozumiały. Ta decyzja została podjęta przez premiera Tuska świadomie, a dzisiaj mamy tego konsekwencje. To jest sytuacja niedobra, będąca sygnałem dla całej zdemoralizowanej części naszego społeczeństwa, że teraz znów wszystko wolno - podkreślił J.Kaczyński.
Doda skróciła o kilkanaście sekund nowy rok
Po raz pierwszy podczas sylwestrowej imprezy na wrocławskim Rynku nie było tradycyjnego odliczania przed północą. Bo Doda musiała dośpiewać do końca piosenkę. Z playbacku
- Pierwszy wrocławianin 2008 roku (01-01-08, 13:37)
- Smutny sylwester 7-letniej wrocławianki (01-01-08, 13:06)
- Wrocławianie powitali Nowy Rok na Rynku (31-12-07, 23:00)
W sylwestrową noc zamknięto ulice wokół Rynku, na specjalnie ustawionych bramkach kontrolowano wszystkich wchodzących imprezowiczów. W powietrze wystrzelono tony fajerwerków, a na przepięknej scenie, jakiej wrocławski Rynek chyba jeszcze wcześniej nie widział, zagrały gwiazdy polskiego showbiznesu: Perfect, Kayah, Stachursky, Paweł Kukiz, Natalia Kukulska i Doda. Z zagranicy przyjechały natomiast szwedzkie gwiazdki muzyki tanecznej: DJ Basshunter i wokalistka Velvet. Wszystko po to, by telewizyjna Dwójka mogła na szklanym ekranie wygrać walkę o telewidza - walkę toczoną co roku z analogicznymi imprezami, organizowanymi przez TVN i Polsat.
Czterogodzinną imprezę prowadzili Grażyna Torbicka, Anna Popek i Krzysztof Skiba. Zabawa był skrojona przede wszystkim pod telewidzów, ale bez wątpienia była także wielką frajdą dla kilkudziesięciotysięcznej publiczności, która przybyła na wrocławski Rynek. Całymi rodzinami przyjeżdżali mieszkańcy z podwrocławskich miejscowości:
- W Sylwestra we Wrocławiu jesteśmy co roku - mówiły przejęte Agnieszka i Kaśka ze Strzegomia. - Lepszą imprezę trudno sobie wymarzyć. Tyle gwiazd, wielki koncert bez biletów, poza tym czujemy się tutaj bardzo bezpiecznie.
Wśród kołyszącej się przy piosenkach Stachurskiego i Dody widowni nie brakowało obcokrajowców, głównie Niemców, Włochów, Anglików - turystów, a także uczących się u nas studentów:
- Nie znam żadnego z tych wykonawców, ale bardzo podoba mi się atmosfera tej imprezy, pięknie tej nocy w tych światłach wygląda Wrocław - opowiadał łamaną angielszczyzną czarnoskóry student wrocławskiej Akademii Medycznej.
Dokładnie o północy niebo nad Rynkiem rozbłysnęło piękną i imponującą feerią świateł i fajerwerków. Ale Doda jakby ich nie słyszała i dośpiewała swoją piosenkę do końca, zabierając wrocławianiom kilkanaście sekund nowego roku. Dopiero gdy zamilkła, na scenie ustawionej przy kamieniczkach Jaś i Małgosia pojawili się gospodarze zabawy.
- Niech żyje Wrocław, niech żyje Polska! - mówił przejęty prezydent miasta Rafał Dutkiewicz.
- Wszystkiego Dobrego od Telewizji Polskiej - wtórował mu szef telewizyjnej Dwójki Wojciech Pawlak.
Wielotysięczna publiczność imprezy składała sobie życzenia jeszcze przez blisko godzinę przy największych przebojach Perfectu.
Kenia: 50 osób spłonęło żywcem?
ulast, mar, PAP
2008-01-01, ostatnia aktualizacja 2008-01-01 21:48

- Według różnych źródeł w kościele w Eldoret w zachodniej Kenii spłonęło we wtorek żywcem od 12 do ponad 50 osób, w tym dzieci, które schroniły się w świątyni uchodząc przed aktami przemocy, do jakich dochodzi w Kenii po wyborach. Prezydent Kibaki, który oficjalnie wygrał wybory, zwrócił się do liderów partii politycznych o natychmiastowe spotkanie i wezwał do zachowania spokoju.
- UE chce niezależnej kontroli wyborów w Kenii (01-01-08, 16:40)
- Kenia: już 251 osób zabitych w starciach po wyborach (01-01-08, 10:58)
Informacje na temat liczby ofiar są rozbieżne. Zachowujące anonimowość źródło policyjne, na które powołuje się agencja AFP, podało wcześniej, że ofiar śmiertelnych jest co najmniej 30. Reuters pisze o co najmniej 12 ofiarach.
Przedstawiciel miejscowej organizacji Czerwonego Krzyża podał, że 42 osoby ciężko poparzone przewieziono do szpitala, lecz nie był w stanie potwierdzić informacji o liczbie ofiar śmiertelnych.
Według świadków, w świątyni, którą podpalili napastnicy, przebywało w chwili podpalenia ok. 200 osób, a większość ofiar to Kikuju - ludzie z tej samej grupy etnicznej, co prezydent Mwai Kibaki.
Wtorek rano: 251 ofiar
To kolejne ofiary zamieszek, które wybuchły 27 grudnia po ogłoszeniu zwycięstwa w wyborach prezydenckich urzędującego szefa państwa Mwai Kibakiego. W starciach ostatniej nocy zginęło aż 66 osób. W sumie zginęło już około 300 osób, a co najmniej 70 tysięcy musiało tam opuścić swe domy - podał we wtorek kenijski oddział Czerwonego Krzyża.
Przywódcy opozycji Raili Odingi twierdzi, że to on wygrał wybory, a ich oficjalne wyniki zostały sfałszowane. Zarówno Komisja Europejska, jak i Stany Zjednoczone zgłosiły w poniedziałek wątpliwości co do uczciwości wyborów prezydenckich w Kenii i zaapelowały do Kibakiego o współpracę z opozycją.
Prezydent wzywa liderów do spotkania
Kibaki spotkał się dziś z szefem wyborczej misji obserwacyjnej w Kenii z ramienia brytyjskiej Wspólnoty Narodów (Commonwealth of Nations) Ahmedem Tedżanem Kabbahem. Po tym postanowił o spotkaniu z szefami partii. - Rząd zintensyfikował środki bezpieczeństwa, by bronić obywateli i położyć kres przemocy - zaznaczono w komunikacie kancelarii prezydenta.
Zrobione z samolotów zdjęcia ukazują, że na zachodzie Kenii spłonęły setki domów i chat, a na drogach mniej więcej co 10 kilometrów rozmieszczono blokady.
"Narodowa katastrofa"
- To narodowa katastrofa - oświadczył na konferencji prasowej sekretarz generalny kenijskiego Czerwonego Krzyża Abbas Gullet. Dodał, że blokady mogą przekraczać jedynie członkowie "wybranej grupy etnicznej". Jednak nie powiedział, o jakie plemię chodzi.
36-milionowa Kenia jest krajem bardzo zróżnicowanym etnicznie, żyje w niej ok. 40 plemion, ludów i grup etnicznych. Największą, liczącą około 22 proc. ludności grupą jest lud Kikuju. To właśnie głównie Kikuju popierali swego współplemieńca, zwycięzcę grudniowych wyborów prezydenckich Mwai Kibakiego.
Pozostałe plemiona to stanowiące ok. 14 proc. Luhja, 13 proc. Luo (do tego plemienia należy główny rywal prezydenta Raila Odinga), 12 proc. Kele, 11 proc. Kamba, 6 proc. Meru i 2 proc. Masajowie. Pozostałe 20 proc. ludności stanowią m.in. Arabowie, Europejczycy i Indusi. Gullet dodał, że blisko 500 osób od niedzieli zostało zablokowanych na lotnisku w Eldoret, a jeszcze kilkuset musiało schronić się w komisariatach na prowincji.
Polska strefa w Afganistanie?
man, IAR
2008-01-02, ostatnia aktualizacja 2008-01-02 16:59
Minister obrony chce, aby polscy żołnierze odpowiadali za jedną strefę w Afganistanie. Bogdan Klich powiedział w Programie Trzecim Polskiego Radia, że nasi żołnierze, rozmieszczeni obecnie w różnych regionach kraju, powinni zostać skupieni w prowincji Paktika. Tymczasem wicemarszałek Sejmu Jerzy Szmajdziński uważa, że utworzenie polskiej strefy w Afganistanie jest dobrym, choć spóźnionym pomysłem.
- Klich: Wg amerykańskiego pułkownika w Nangar Khel popełniono błąd (21-12-07, 10:35)
- Szczygło: Zwiększenie liczby polskich żołnierzy w Afganistanie jest konieczne (02-01-08, 17:36)
- Koziej: koncentracja kontyngentu w Afganistanie jest słuszna (02-01-08, 15:46)
- Busha niepokoi, że "niektóre" kraje myślą o wyjściu z Afganistanu (20-12-07, 17:21)
- Żołnierze w Afganistanie nie dostaną Rosomaków (20-12-07, 12:09)
- Szef MON wizytuje polskich żołnierzy w Afganistanie (20-12-07, 11:49)
- Kongres przyznał 70 mld USD na wojny w Iraku i Afganistanie (20-12-07, 07:12)
Bogdan Klich powiedział, że sprawa utworzenia polskiej strefy nie jest związana z ostrzelaniem przez Polaków afgańskiej wioski. Akt oskarżenia w tej sprawie powstanie, zdaniem ministra, w ciągu 3-4 miesięcy. Klich podkreślił, że śledztwo prowadzi prokuratura, która nie podlega ministerstwu obrony.
Minister obrony podkreślił, że misja w Afganistanie jest najbardziej ryzykowna ze wszystkich misji zagranicznych, podejmowanych przez Wojsko Polskie po wojnie. Dodał, że niezbędne będzie zwiększenie polskiego kontyngentu z 1200 do 1600 ludzi. Dodatkowych 400 żołnierzy ma pojechyać do Afganistanu na przełomie kwietnia i maja 2008 r. W tej grupie 180 żołnierzy będzie stanowiło obsługę śmigłowców, które także mają być wysłane do Afganistanu.
Tymczasem Jerzy Szmajdziński zaznaczył w Polskim Radiu, że minister obrony powinien wcielić program utworzenia polskiej strefy w Afganistanie w życie, a nie wyłącznie o nim mówić. Zdaniem Szmajdzińskiego, dzięki temu rozwiązaniu polscy żołnierze w Afganistanie nie będą rozproszeni po całym kraju. Jak podkreślił, problemem będzie zastępstwo polskich żołnierzy w miejscach, w których obecnie stacjonują. Ponadto, zdaniem posła LiD, decyzję taką należało podjąć dużo wcześniej.
Gość Sygnałów ocenił, że rok 2008 będzie niebezpieczny dla polskich żołnierzy i ważny dla reformy sił zbrojnych. Jak podkreślił, trzeba będzie ostrożnie podejmować decyzje dotyczące misji zagranicznych. Szmajdziński wyjaśnił, że siły zbrojne są po niezwykle ciężkich misjach w Iraku i Afganistanie.
Zdaniem polityka LiD, dotyczy to zwłaszcza w misji w Czadzie, która będzie odbywać się w innych warunkach niż dotychczasowe misje. Jerzy Szmajdziński zaapelował do rządu o więcej informacji na temat tej misji oraz o odpowiednie rozpoznanie wojskowe i zabezpieczenie medyczne.