poniedziałek, 4 sierpnia 2008

Morgan Freeman w dobrym nastroju po groźnym wypadku

Freeman ma wiele złamań, ale...

Morgan Freeman w stanie ciężkim po wypadku drogowym

Ma wiele złamań i jego stan jest poważny. Ale 71-letni zdobywca Oscara Morgan Freeman jest w dobrym nastroju. Aktor trafił do szpitala w Memphis po groźnym wypadku. Jego auto wypadło z drogi i wielokrotnie dachowało. Freeman wiózł pasażerkę - ona również trafiła do szpitala. By wydobyć ich z wraku, strażacy musieli ciąć karoserię.

czytaj dalej...
REKLAMA

Dramat wydarzył się w północnej części stanu Mississippi wczoraj przed północą, niedaleko miasteczka, w którym Morgan Freeman mieszka. Aktor wraz z pasażerką jechał jedenastoletnim nissanem maximą. Po wielokrotnym dachowaniu auto zamieniło się w wrak-pułapkę.

Niewykluczone, że aktor zasnął za kierownicą. Policjanci wykluczają, by przed wypadkiem pił alkohol. Freeman był przytomny, rozmawiał z ratownikami w śmigłowcu, którym transportowali go do szpitala.

"Mogę tylko powiedzieć, że jego stan jest bardzo poważny" - informuje rzeczniczka placówki, do której trafił gwiazdor. Na razie wiadomo tylko tyle, że Freeman ma połamane ramię, łokieć, żebra i uszkodzone kolano. Jego pasażerka jest lekko ranna i jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.

Morgan Freeman, właściciel charakterystycznego niskiego i ciepłego głosu, dostał Oscara w roku 2004 za rolę w filmie "Za wszelką cenę". Zagrał w dziesiątkach filmów, między innymi w "Siedem", "Skazani na Shawshank" czy "Bruce Wszechmogący". W piątek na ekrany polskich kin wejdzie kolejny film z jego udziałem - "Mroczny rycerz", czyli siódma część przygód Batmana.

W Memphis jest klub bluesowy Ground Zero Blues, którego aktor jest współwłaścicielem.

Dramatyczna akcja ratownicza na K2

asz, IAR
2008-08-04, ostatnia aktualizacja 24 minuty temu

Na ścianach K2 - drugiego co do wysokości szczytu świata - od piątku rozgrywa się dramatyczna walka o życie kilkunastu himalaistów. Dzisiaj z głównego obozu pod K2 udało się ewakuować śmigłowcem dwóch Holendrów. Nie dało się zabrać rannego himalaisty włoskiego, który schodzi bardzo powoli z jednego z obozów powyżej bazy.

Zobacz powiekszenie
Fot. Anonymous ASSOCIATED PRESS
K2, drugi co do wysokości szczyt świata
Zobacz powiekszenie
Fot. SCANPIX NORWAY REUTERS
Norweg Rolf Bae. Jak podaje Reuters, zginał 1.08.2008 w rejonie K-2
Do tej pory potwierdzono śmierć najprawdopodobniej 10 himalaistów, którzy zdobywali K2. Wszyscy zginęli w piątek, w wyniku zejścia lawiny w okolicach podszczytowych K2. Ta sama lawina spowodowała obrażenia u 2 uratowanych dzisiaj Holendrów i Włocha, który schodzi do bazy, ale dzisiaj był jeszcze zbyt wysoko, by zabrać go śmigłowcem.

Według ciągle niepełnych danych na wysokości powyżej 8 tysięcy metrów znajdowała się w piątek grupa kilkunastu himalaistów z kilku różnych wypraw działających w ścianach K2. Części z nich udało się już powrócić do położonych niżej obozów i zejść do bazy.

Wiadomo, że zginęło pięciu uczestników wyprawy koreańskiej, jeden serbskiej, jeden norweskiej. Według relacji świadków zginął także himalaista francuski i włoski oraz pakistański. Nieznany jest los trzech uczestników wyprawy holenderskiej. Jej członkowie ciągle mają nadzieję, że uda się odnaleźć ich żywych.

O ile pozwolą warunki atmosferyczne na dzisiaj planowany jest rekonesans lotniczy w rejonie zejścia lawiny oraz na drogach prawdopodobnego odwrotu wspinaczy.

Wybuczeli powstańca warszawskiego Bartoszewskiego

Jerzy S. Majewski, Tomasz Urzykowski
2008-08-04, ostatnia aktualizacja 2008-08-03 22:54

Obchody 64. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego przejdą do historii. Po raz pierwszy na placu Krasińskich, przy pomniku Powstania Warszawskiego, tłum zgromadzony na wieczornym nabożeństwie 31 lipca buczał z dezaprobatą na jednego z bohaterów zrywu sprzed 64 lat

Zobacz powiekszenie
Fot. Robert Kowalewski / AG
Władysław Bartoszewski na obchodach 64. rocznicy Powstania Warszawskiego na Powązkach. Obok prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz
Pomruk niechęci rozległ się w chwili, gdy premier Donald Tusk (też wcześniej "wybuczany") w przemówieniu wymienił nazwisko prof. Władysława Bartoszewskiego. W poprzednich latach publiczność w tym miejscu nieraz reagowała buczeniem na nielubianych polityków, zwłaszcza tych o PZPR-owskim rodowodzie, ale nigdy na żołnierzy Powstania Warszawskiego.

Po raz pierwszy doszło też do skandalicznej awantury na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. 1 sierpnia o godzinie 17, kiedy nekropolia z kwaterami powstańczych mogił otaczających pomnik Gloria Victis staje się najświętszym miejscem Warszawy, rozjuszony tłum wygwizdał i opluł reprezentującego Sejm Stefana Niesiołowskiego. Równocześnie owacje zebrali: lider PiS Jarosław Kaczyński, szef IPN Janusz Kurtyka, szef CBA Mariusz Kamiński oraz likwidatorzy WSI Jan Olszewski i Antoni Macierewicz. Brawa na cześć spóźnionego na uroczystość Macierewicza zakłóciły minutę ciszy.

Staliśmy się świadkami profanacji. Kiedyś tak nie było. Nawet w PRL-u 1 sierpnia przy pomniku Gloria Victis oddawano hołd poległym powstańcom. Teraz głównymi bohaterami na Powązkach Wojskowych stali się politycy. To ich się oklaskuje i ich wygwizduje. Gdy w piątek wieńce przy pomniku składali autentyczni powstańcy, słychać było tylko pojedyncze brawa. Dla części obecnych na cmentarzu Powstanie Warszawskie nie ma większego znaczenia. Przychodzą tam jak na polityczny piknik.

Uroczystości na placu Krasińskich i przy pomniku Gloria Victis od kilku lat zamieniają się w żenuje spektakle z oklaskami i buczeniem. Atmosfera na Cmentarzu Wojskowym w Godzinę W z roku na rok ma coraz mniej wspólnego z autentycznym odruchem pamięci. Dotąd sądziliśmy, że te okrzyki to tylko margines. Podczas obchodów 64. rocznicy Godziny W straciliśmy złudzenia. Dla tłumu awanturników wyjących na prof. Bartoszewskiego i opluwających posła Niesiołowskiego nie ma nic świętego.

Za rok do apelu prezydenta, premiera i władz Warszawy o uczczenie minutą ciszy pamięci powstańców powinien być dołączony apel o zachowanie spokoju na placu Krasińskich, Cmentarzu Wojskowym i w innych miejscach oficjalnych ceremonii. W przeciwnym razie w 65. rocznicę Powstania Warszawskiego możemy być świadkami rękoczynów i rzucania zgniłymi jajami.



Dla "Gazety" o obchodach rocznicy powstania:

Zbigniew Ścibor-Rylski,

prezes Związku Powstańców Warszawskich:

- To było oburzające i przerażające. Bardzo mnie zabolało. Jak można urządzać awantury na takiej uroczystości? Robią to jakieś starsze osoby, nawiedzone, uformowane chyba przez ojca Rydzyka. Dla tych ludzi profesor Bartoszewski jest wrogiem, bo współpracuje z premierem Tuskiem. Jeśli mają takie poglądy, niech idą je wyrażać gdzie indziej albo siedzą cicho. Niebawem będzie zebranie naszej organizacji. Podsumujemy na nim rocznicowe obchody i zastanowimy się, co zrobić w tej sytuacji. Rozmawiałem już z panią prezydent Warszawy i panią przewodniczącą rady miasta. Jesteśmy zgodni: w przyszłym roku nie można dopuścić do podobnych scen.

Tadeusz Filipkowski,

członek prezydium Zarządu Głównego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej:

- Dla mnie i mojego środowiska Cmentarz Wojskowy na Powązkach jest w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego miejscem świętym. Przychodzimy tam skupić się i pomilczeć. Bo przy powstańczych grobach można tylko milczeć. Robienie tam widowiska politycznego jest w najwyższym stopniu niesmaczne i nie do przyjęcia. Wzbudza protest. Przez dziesiątki lat Cmentarz Wojskowy był 1 sierpnia symbolem jedności mieszkańców Warszawy. Był jedynym miejscem, gdzie można było zobaczyć tę pozytywną Warszawę, bez obaw przypiąć Krzyż Armii Krajowej, zapalić świeczkę na grobach kolegów, przy pomniku Gloria Victis i w Dolince Katyńskiej. Teraz wszystko się zmieniło w polityczny spektakl, na który mógł się spóźnić pan Macierewicz i iść w szpalerze oklasków, podczas gdy wyły syreny i wszyscy stanęli na baczność. Ci krzykacze z Powstaniem nie mają nic wspólnego. Jesteśmy wdzięczni panu prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu za wybudowanie Muzeum Powstania Warszawskiego. Wykonał kawał dobrej roboty. Ale nasze środowisko umie też patrzeć na to, co się dzieje. Mamy różne sympatie polityczne. Nie jesteśmy przybudówką niczyjej partii.

not. tu

Źródło: Gazeta Wyborcza