sobota, 12 stycznia 2008

Środki odpływają z TFI, ale w całym 2008 roku aktywa wzrosną o 20 proc.

Do czasu poprawy sytuacji na rynkach kapitałowych inwestorzy sceptycznie będą podchodzić do lokowania środków w funduszach akcji. Ale TFI spodziewają się 20-proc. wzrostu aktywów w tym roku.

Wczorajsza sesja była kolejnym rozczarowaniem. Przed rozpoczęciem notowań maklerzy spodziewali się uspokojenia rynku po głębokich spadkach, ale na zamknięciu sesji WIG20 stracił 1,72 proc., przebijając dołki z sierpnia, WIG spadł o 2,47 proc., indeks małych spółek sWIG80 o 3,37 proc. a wskaźnik średnich mWIG40 stracił 4,10 proc.

Umorzenia przewyższą wpłaty

- W styczniu w funduszach będzie raczej więcej umorzeń jednostek niż nabyć - mówi Zbigniew Jagiełło, prezes Pioneer Pekao TFI.

Na wycofanie środków mogą zdecydować się przede wszystkim klienci funduszy akcji, którzy zainwestowali w czasie największych wzrostów na giełdzie i nie są w stanie tolerować strat i ryzyka związanego z rynkiem kapitałowym.

Nerwy inwestorów nadszarpnęły już listopadowe, głębokie spadki. Firma Analizy Online szacuje, że w grudniu klienci krajowych TFI wycofali z nich netto 1,1 mld zł.

Niepokój na rynku akcji, który w opinii przeważającej części analityków i zarządzających utrzyma się w I połowie 2008 r., szczególnie w I kwartale, i roczne stopy zwrotu funduszy mogą odstraszyć inwestorów od lokowania środków w produktach TFI. Klienci wrócą wraz ze wzrostami na giełdach, co zdaniem zarządzających powinno nastąpić w drugiej połowie roku, jeśli nie sprawdzą się pesymistyczne przewidywania o recesji w USA.

Zakładając taki scenariusz, rezerwa potencjalnych nabywców jednostek uczestnictwa i niestabilność światowych rynków spowodują, że w tym roku TFI trudno będzie powtórzyć wyniki z zeszłego roku, kiedy wartość aktywów krajowych towarzystw wzrosła o 36 proc. do 134,8 mld zł.

W zeszłym roku niemal sprawdziła się prognoza TFI Allianz, który szacował, że wartość aktywów funduszy wyniesie na koniec roku ok. 130 mld zł. Zdaniem Marka Mikucia, wiceprezesa i dyrektora inwestycyjnego TFI Allianz Polska, branży trudno będzie powtórzyć wzrost wartości aktywów z 2007 roku. Teraz szacuje, że sukcesem byłby wzrost o 20 proc., do 160 mld zł. Szanse na 10-20-proc. wzrost wartości aktywów widzi Pioneer Pekao TFI.

- Jest mnóstwo zagrożeń, jeżeli chodzi o gospodarkę globalną, i trudno oczekiwać, przynajmniej w I półroczu, takiego zainteresowania funduszami inwestycyjnymi jak rok wcześniej - mówi GP Marek Mikuć.

Na rynku funduszy w 2007 roku największym wygranym były fundusze akcji, których aktywa netto na przestrzeni roku podwoiły się do 42,2 mld zł. Jednak agresywne fundusze akcyjne nie będą raczej hitem początku roku, chociaż spadki mogą okazać się dobrą okazją do kupna.

- Psychologicznie klientom trudno jest przekonać się do inwestycji. Jest to łatwiejsze, kiedy rynek rośnie - dodaje Zbigniew Jagiełło.

Lokaty zyskają

Rosnąca inflacja i oczekiwanie na wzrost stóp procentowych może spowodować, że część potencjalnych klientów funduszy zainteresuje się lokatami, a nie np. bezpiecznymi funduszami rynku pieniężnego, gdzie wpływ wzrostu stóp na wyniki jest przesunięty w czasie.

- Początkowo sytuacja może działać na korzyść lokat, później znów wzrośnie atrakcyjność funduszy. Myślę, że klienci będą raczej wybierać fundusze bezpieczniejsze i zrównoważone, a nie stricte akcyjne, i szukać atrakcyjnych rynków poza Polską - mówi GP Wojciech Idzik, dyrektor biura obsługi klientów indywidualnych KBC TFI.

Wiceprezes TFI Allianz spodziewa się, że na obawach Polaków mogą korzystać również te TFI, firmy ubezpieczeniowe i banki, które w ofercie mają produkty z ochroną kapitału.

160 mld zł może wynieść wartość aktywów TFI na koniec 2008 roku Wg szacunków funduszy

134,8 mld zł wyniosła wartość aktywów zgromadzonych w TFI na koniec 2007 roku Źródło: Izba Zarządzających Funduszami i Aktywami

15 lat temu zatonął prom Jan Heweliusz. Władze tuszowały prawdę?

alx
2008-01-12, ostatnia aktualizacja 2008-01-12 17:50
Zobacz powiększenie
Cmentarz Witomiński w Gdynii - tu spoczywają ci, którzy zginęli w katastrofie
fot. Damian Kramski / AG

Polski prom pasażerski Jan Heweliusz wypłynął w swój ostatni rejs ze Świnoujścia 13 stycznia 1993 r. Następnego dnia zatonął u wybrzeży niemieckiej wyspy Rugia. Choć od tragedii, w której życie straciło 55 osób, minęło już piętnaście lat, nadal nie znamy wszystkich jej okoliczności. Nieznane fakty, w rozmowie z Gazetą Wyborczą, przytacza dziennikarz Marek Błuś, który od lat bada okoliczności tragedii Heweliusza.

Cały wywiad z Markiem Błusiem | Artykuł "GW" z 15 stycznia 1993 roku

Zdaniem Błusia, ówczesne władze starały się zatuszować niektóre aspekty sprawy. - W 2001 roku nakręcono na zamówienie telewizji serial o największych polskich katastrofach i w odcinku o Heweliuszu niemieccy lotnicy, którzy pilotowali śmigłowce lecące na ratunek tonącym, wypowiadają się, że największym szokiem było dla nich to, że musieli wyciągać z morza zakrwawione korpusy, niekompletne ciała, bez rąk czy nóg, itd. Znajdowano też poszarpane kombinezony. - mówi Błuś. Tymczasem w oficjalnym protokole sprawy, nie ma mowy o tego typu obrażeniach. - Wszyscy są cali, tyle, że utopieni - podkreśla dziennikarz.

Tajne służby tuszowały prawdę

Zdaniem Błusia sprawą od samego początku zajmowały się służby specjalne. - Te utajnienia poszarpanych ciał wskazują, że może bano się pytania o ładunek przewożony na promie. - uważa - Dziś jest oczywistą rzeczą, że promy na Bałtyku przewoziły broń, ostatnio jeden ze szwedzkich wojskowych wygadał się, że na promie Estonia, który zatonął półtora roku później, też była broń.

Przemyt broni na polskich promach

- Wszystkie trzy rumuńskie wagony, które przewoził Heweliusz, miały 8 ton nadwagi. Największym sprzedawcą broni dla różnych partyzantek legalnych i nielegalnych była Rumunia. Polska była na szlaku przemytu do Niemiec i Szwecji - to są fakty. - podkreśla Błuś.

Dziennikarz tłumaczy, że promy bardzo często używane są do przemytu, tego typu ładunków. Dzieje się tak dlatego, że pływają częściej niż inne jednostki i łatwiej na nich ukryć tożsamość towaru. Nie bez znaczenia jest też to, że na promach nie ma skomplikowanych procedur załadunkowych..

- Oczywiście to nie broń była przyczyną katastrofy, chodzi tylko o powód dziwnego zachowania ówczesnych władz, które sobie nadinterpretowały te znajdowane poszarpane zwłoki.- podkreśla Błuś.