poniedziałek, 11 sierpnia 2008

Prasa rosyjska: Europa zakładnikiem szaleńczej polityki Saakaszwilego

mm, PAP
2008-08-11, ostatnia aktualizacja 2008-08-11 14:45

- Bez względu na to, ile potrwa wojna w Osetii Południowej, Rosja długo będzie płaciła za jej konsekwencje - ocenia w poniedziałek dziennik "Wiedomosti". Z kolei "Rossijskaja Gazieta" oskarża prezydenta Saakaszwilego, że rozpętał wojnę tylko po to, by o Gruzji mówił cały świat. Europa stała się zakładnikiem impulsywnej, szaleńczej polityki regionalnej prezydenta Gruzji - uważa dziennik.

Zobacz powiekszenie
Fot. Alexei Druzhinin AP
Premier Rosji Władimir Putin we Władykaukazie, stolicy Osetii Północnej
Zobacz powiekszenie
Fot. GLEB GARANICH REUTERS
Gruzińscy żołnierzy w okolicach Cchinwali
Zobacz powiekszenie
Fot. GLEB GARANICH REUTERS
Gruziński prezydent Michaił Saakaszwili wizytujący oddziały swoich wojsk
SERWISY

Wszystko o wojnie w Gruzji w naszym serwisie specjalnym



"Sankcje wobec Rosji są wykluczone"

"Zachód grozi (Moskwie) pogorszeniem stosunków, a rząd będzie musiał zwiększyć wydatki wojskowe i zapłacić za odbudowę republiki" - piszą "Wiedomosti".

"Sankcje USA i Unii Europejskiej wobec Rosji są praktycznie wykluczone. Rosja odgrywa zbyt ważną rolę jako dostawca nośników energii. Zachód może jednak odpowiedzieć Rosji środkami o charakterze politycznym lub militarnym" - zaznacza "Kommiersant". "Wiedomosti" cytując opinię niemieckiego politologa Alexandra Rahra.

Od 1991 roku USA tak jednoznacznie nie ostrzegały Rosji


"Jeszcze nigdy od 1991 roku USA tak jednoznacznie nie ostrzegały Rosji o możliwości pogorszenia stosunków z powodu jakiegoś konfliktu zbrojnego" - zaznacza "Kommiersant".

"Ostrzeżenie Moskwa otrzymała również od Unii Europejskiej. Sprawująca przewodnictwo w UE Francja wystąpiła w sobotę ze specjalnym oświadczeniem, w którym otwarcie wskazała na możliwe negatywne następstwa działań wojennych Rosji przeciwko Gruzji dla stosunków Moskwy z Brukselą" - pisze "Kommiersant".

"Przywódcy krajów bałtyckich i Polski posunęli się jeszcze dalej. We wspólnej deklaracji potępili >>rosyjską agresję na niepodległe państwo gruzińskie<<>>bezsensowność kontynuowania programu ułatwień wizowych z krajem, który nie spełnia nawet minimalnych wymogów UE<<" - relacjonuje gazeta.

"Gruziński Prometeusz" osiągnął swój cel

"Prezydent Gruzji osiągnął swój cel - o Gruzji mówi cały świat" - pisze z kolei "Rossijskaja Gazieta". "Wprawdzie w tym celu musiał rozpętać wojnę, zabić ponad 2 tys. osób i całkowicie zburzyć stolicę Osetii Południowej" - dodaje.

Zdaniem dziennika, "gruziński Prometeusz podpalił cały światowy system globalnego bezpieczeństwa". "Jeśli dzisiaj Europa zwyczajowo poprze działania Tbilisi, będzie to oznaczało koniec istniejącego międzynarodowego prawa i pojawienie się nowego prawa regulowania konfliktów etnicznych -prawa siły" - pisze gazeta.

Zdaniem "Rossijskiej Gaziety", "apele niektórych prezydentów do kierownictwa NATO o udzielenie pomocy wojskowej Tbilisi ostatecznie przekreślą możliwość strategicznego partnerstwa między Moskwą i Brukselą".

"O jakiej współpracy może być mowa, gdy twój partner od dialogu uważa za absolutnie normalne zabicie rosyjskich obywateli? A nawet gotów jest poprzeć zabójcę" - pisze dziennik.

"Europa zakładnikiem szaleńczej polityki Saakaszwilego"

W opinii "Rossijskiej Gaziety", "Micheil Saakaszwili podstawił Europę, czyniąc ją zakładnikiem swojej impulsywnej, szaleńczej polityki regionalnej". "Zachód, który dzisiaj jak nigdy dotąd potrzebuje współpracy z Moskwą w całym spektrum problemów - od bezpieczeństwa energetycznego po walkę z terroryzmem - nieoczekiwanie znalazł się na cudzych barykadach" - zauważa dziennik.

"Rossijskaja Gazieta" dodaje: "teraz (Zachód) zmuszony jest iść w parze z człowiekiem, który wcześniej czy później znajdzie się na ławie oskarżonych za ludobójstwo, którego dopuszczono się w Osetii Południowej". "Trudno wyobrazić sobie większą kompromitację demokratycznych wartości, którymi tak szczyci się Europa" - pisze dziennik.

UE nie jest w stanie sformułować stanowiska

"Wriemia Nowostiej" ocenia z kolei, że "Unia Europejska nie jest w stanie sformułować jednolitego stanowiska i jej głos w ostatnich dniach był prawie niesłyszalny".

"Inicjatywę przejawiają pojedyncze państwa Europy. Polityczne instrumenty, którymi dysponuje UE, nie funkcjonują. A pozorowana aktywność Europy w regionie tylko zachęca Tbilisi do działania, dając nadzieję na poparcie, którego w rzeczywistości nie będzie" - wskazuje gazeta.

Prasa w USA: trzeba pomóc Gruzji, ale nie wiadomo jak

cheko, PAP
2008-08-11, ostatnia aktualizacja 2008-08-11 20:33
Zobacz powiększenie
Kolumna rosyjskich czołgów zmierza w kierunku wioski Khurcha w Abchazji
Fot. Vladimir Popov AP

Komentatorzy prasy w USA są zgodni, że rosyjska inwazja na Gruzję zmierza do obalenia prezydenta Micheila Saakaszwilego i podporządkowania sobie tego kraju i jest wyrazem imperialnej polityki dążącej do odzyskania kontroli nad byłymi republikami dawnego ZSRR.

Serwis specjalny: Wojna w Gruzji



Prasa wzywa USA i pozostałe kraje Zachodu do przyjścia Gruzji z pomocą, ale podobnie jak administracja prezydenta George'a Busha wyklucza interwencję zbrojną. Nie proponuje też żadnych konkretnych posunięć poza wezwaniami do solidarnego działania i dyplomatycznego nacisku na zawieszenie broni oraz wprowadzeniem do Osetii niezależnych sił pokojowych.

"Washington Post": Putin przywrócił carską władzę w Rosji

- Ta wojna nie zaczęła się dlatego, że gruziński prezydent Micheil Saakaszwili się przeliczył. Jest to wojna, którą Moskwa starała się sprowokować od pewnego czasu. Człowiek, który nazwał kiedyś rozpad ZSRR "największą geopolityczną katastrofą XX wieku" (Putin - red.), przywrócił carską władzę w Rosji i stara się, aby jego kraj odzyskał dominująca rolę w Eurazji i na świecie - pisze w poniedziałkowym "Washington Post" czołowy neokonserwatywny publicysta Robert Kagan.

Jego zdaniem Władimir Putin zmierza przy tym do "wykrojenia swojej strefy wpływów w samym NATO, tak aby kraje członkowskie położone wzdłuż strategicznej flanki Rosji miały niższy status w zakresie bezpieczeństwa".

- To jest główny motyw leżący u podłoża opozycji Moskwy wobec amerykańskiego programu obrony antyrakietowej w Polsce i Czechach - pisze Kagan.

Na tych samych łamach podobne tezy stawiają dwaj znani eksperci ds. europejskich Richard Holbrooke i Ronald Asmus, byli wysocy przedstawiciele administracji prezydenta Billa Clintona, a ostatnio doradcy demokratycznego kandydata do Białego Domu Baracka Obamy.

- Jakiekolwiek błędy popełniło Tbilisi, nie mogą one usprawiedliwić działań Rosji. Moskwa napadła na swego sąsiada, co jest bezprawnym aktem agresji gwałcącym Kartę NZ i fundamentalne zasady współpracy i bezpieczeństwa w Europie - piszą obaj eksperci.

Dodają, że moment wybrany przez Moskwę na inwazję wskazuje, iż Putin stara się obalić Saakaszwilego na długo przed amerykańskimi wyborami, aby uniknąć rozpoczynania stosunków z nowym prezydentem USA na otwarcie konfrontacyjnej nucie.

"New York Times" sugeruje bojkot zimowych igrzysk olimpijskich w Soczi

Zarówno Kagan, jak i Holbrooke i Asmus, podobnie jak William Kristol w "New York Timesie", wzywają do przeciwstawienia się Rosji w imię solidarności z Gruzją, która - jak wszyscy przypominają - dostarczyła jeden z największych kontyngentów wojskowych do Iraku.

Przedstawiając jednak propozycje w tym względzie, nie wychodzą poza ogólniki - jeśli nie liczyć postulatu, aby nie uznawać mandatu rosyjskich sił pokojowych w Osetii i Abchazji i zastąpić je siłami prawdziwie niezależnymi.

- Musimy przeciwstawić się rosyjskiej presji wywieranej na sąsiadów, zwłaszcza Ukrainę, która jest najprawdopodobniej następnym celem wysiłków Moskwy na rzecz stworzenia nowej sfery jej hegemonii. (...) USA i Unia Europejska muszą wyraźnie stwierdzić, że agresja taka wpłynie na nasze stosunki z Rosją i pozycję Rosji na Zachodzie - czytamy w artykule.

Autorzy nie piszą jednak jak wpłynie na te stosunki i co konkretnie Zachód mógłby zrobić, aby zmienić politykę Rosji.

- Jest wiele obszarów politycznych, ekonomicznych i innych, w których rola Rosji i jej pozycja będzie musiała być zrewidowana - stwierdzają, sugerując tylko ewentualny bojkot zimowych igrzysk olimpijskich w Soczi w 2014 r.

- Tylko silna transatlantycka jedność może przerwać tę wojnę i rozpocząć naprawę ogromnych już wyrządzonych nią szkód - czytamy w artykule.

Nikt jednak nie pisze o sankcjach ekonomicznych i izolacji Rosji - o czym wspomniał Zbigniew Brzeziński w "Huffington Post.com" - ani nie wzywa do usunięcia Rosji z klubu G-8, o co apeluje republikański kandydat na prezydenta, senator John McCain.

BADM: Chińska publiczność na meczu badmintona: Kill, kill, kill!

kris, reuters
2008-08-11, ostatnia aktualizacja 2008-08-11 17:37
Zobacz powiększenie
Miyuki Maeda i Satoko Suetsuna nie mogły uwierzyć w zwycięstwo
Fot. Zhang Chen AP

Wielkie emocje, niekoniecznie sportowe, w olimpijskim turnieju badmintona. Najlepsze deblistki sprzed czterech lat Chinki Yang Wei i Zhang Jiewen przegrały z parą japońską. Rozwścieczyło to pekińską publiczność, która w następnym meczu z udziałem Japonek i Chinek głośno krzyczała "Kill!" przy każdym ataku reprezentantek gospodarzy.

Chińczycy oszukują! Mamy dowody! »

Mało znany japoński debel Miyuki Maeda i Satoko Suetsuna niespodziewanie wyeliminował z turnieju olimpijskiego chiński duet Yang Wei i Zhang Jiewen. Chinki, które w Atenach zdobyły złoty medal, były bardzo blisko wygranej. W drugim secie prowadziły 19:16 i do zwycięstwa brakowało im dwóch punktów. Jednak seria błędów, jaka rzadko zdarza się chińskim mistrzyniom zadecydowała, że partię wygrały Japonki 23:21. W trzeciej części meczu Maeda i Suetsuna już pewnie wygrały 21:14. - To było najważniejsze zwycięstwo w naszym życiu - mówiła po meczu Suetsuna. - One są mistrzyniami olimpijskimi i nawet kiedy w trzecim secie miałyśmy na koncie już 20 punktów nic nie gwarantowało nam zwycięstwa. Ze świętowaniem wstrzymałyśmy się do ostatniego punktu - dodała.

Dzięki wygranej japońskie badmintonistki awansowały do półfinału, gdzie są już... dwa inne chińskie deble: Wei Yili i Zhang Yawen oraz Du Jing i Yu Yang.

Druga z tych par w ćwierćfinale miała zrewanżować się za porażkę koleżanek. Du Jing i Yu Yang grały z Japonkami Kimuko Ogurę i Reiko Shiotę. Pekińska publiczność, rozdrażniona wcześniejszą klęską mistrzyń olimpijskich z Aten, domagała się miażdżącego zwycięstwa. Każdemu uderzeniu Chinek towarzyszyło głośne "Kill!" na trybunach. Zgromadzenie w hali widzowie dostali to, czego oczekiwali. Jing i Yang rozgromiły Japonki 21:8, 21:5.

Igrzyska w Pekinie Z czuba i na żywo - dzień 3 »

Mistrz z Aten wygrał z gorączką, ale przegrał z rywalem

Emocji dostarczyły tez mecze drugiej rundy turnieju mężczyzn. Malezyjczyk Wong Choong Hann efektownie zakończył olimpijską karierę złotego medalistę z Aten - Taufika Hidayata z Indonezji. Pokonał utytułowanego rywala 21:19, 21:16.

Hidayat, który niedawno obchodził 27. urodziny, na igrzyska przyjechał niemal prosto ze szpitala. Zawodnik nabawił się gorączki tropikalnej i wstał z łóżka zaledwie dwa tygodnie przed turniejem w Pekinie. - Nie jestem w najlepszej formie, ale dzisiaj mój przeciwnik grał naprawdę dobrze - mówił Indonezyjczyk po meczu. Dla badmintonisty były to prawdopodobnie ostatnie igrzyska. - Za cztery lata, będę miał 31-32 lata. Chyba będę za stary - przyznał.

AFP: Prezydent Kaczyński leci do Gruzji

cheko,ga PAP
2008-08-11, ostatnia aktualizacja 19 minut temu
Zobacz powiększenie
Rządowy TU-154
Fot. Maciej Zienkiewicz / AG

Jeszcze dziś do Gruzji może udać się Lech Kaczyński wraz z przywódcami Łotwy, Litwy Estonii i Ukrainy - podała AFP, powołując się na kancelarie polskiego prezydenta. Według jej przedstawiciela, Mariusza Handzlika, do wspólnej podróży polityków może dojść wieczorem, lub jutro. Prezydenci mieliby wesprzeć Tbilisi w konflikcie z Moskwą. O planach podróży nic nie wie MSZ.

Zobacz powiekszenie
Fot. POOL REUTERS
Lech Kaczyński podczas spotkania z Micheilem Saakaszwilim, do którego doszło 26 maja 2008 r.
Zobacz powiekszenie
Fot. TVN24
Radosław Sikorski o wizycie Lecha Kaczyńskiego w Gruzji: Powinniśmy unikać autorskich pomysłów, które mogą Polskę wciągnąć w ten konflikt
ZOBACZ TAKŻE
Mariusz Handzlik z Kancelarii Prezydenta potwierdził tę Informacyjnej Agencji Radiowej. Według niego trwają przygotowania do podróży prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Tbilisi. Prezydentowi mają towarzyszyć głowy Państw Bałtyskich - Litwy, Łotwy, Estonii oraz prezydent Ukrainy.

Dyrektor Biura Spraw Zagranicznych Kancelarii dodał, że nie wiadomo jeszcze czy dojdzie na miejscu do spotkania z prezydentem Francji, Nicolasem Sarkozym który ma przybyć do Tbilisi w tym samym czasie. Mariusz Handzlik podkreślił, że sytuacja w Gruzji jest bardzo dramatyczna. Według nieoficjalnych informacji PAP prezydenci udadzą się do Gruzji polskim rządowym samolotem.

MSZ: - Powinniśmy unikać autorskich pomysłów, które mogą Polskę wciągnąć w ten konflikt

Informacją o podróży Lecha Kaczyńskiego zdziwiony był rzecznik MSZ. Piotr Paszkowski jest co prawda na urlopie, ale zapewnia, że niedawno kontaktował się z ministerstwem - Myśmy nie mieli takiej informacji - mówi portalowi Gazeta.pl Piotr Paszkowski. Przyznał, że wiedział tylko, że prezydent "nie wyklucza" podróży do Gruzji.

Kilka minut później jeszcze bardziej zdziwiony był szef MSZ - Radosław Sikorski. W TVN24 minister nie krył niezadowolenia z powodu informacji o doniesieniach dotyczących prezydenckiej podróży. - Pierwsze słyszę - mówił o prezydenckiej inicjatywie Radosław Sikorski. - Powinniśmy unikać autorskich pomysłów, które mogą Polskę wciągnąć w ten konflikt - powiedział minister. Podkreślał, że dla Polski jest w tej chwili najważniejsze zakończenie ewakuacji Polaków z Gruzji. Jego zdaniem taka inicjatywa powinna być konsultowana z rządem. - Chciałbym znać jej uzasadnienie i na jakich przesłankach jest oparta - mówił Sikorski w TVN24.

BBN: Rozważamy warianty

Rozważamy wszystkie warianty - mówił dziś szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Władysław Stasiak, pytany, dlaczego prezydent Lech Kaczyński nie wybiera się do Gruzji osobiście, a wysyła tam swojego przedstawiciela.

STRZ: Pięć zer za historyczne złoto

17:44, 12.08.2008 /PAP, Reuters
Pięć zer za historyczne złoto
Fot. PAP/EPAAbhinav Bindra po swoim występie w Pekinie został bohaterem narodowym
Aż 350 tysięcy dolarów otrzyma Hindus Abhinav Bindra, który po raz pierwszy w historii swojego kraju wygrał olimpijską rywalizację. W poniedziałek Hindus zdobył złoto w strzelaniu z karabinu pneumatycznego z 10 metrów.
Nagradzają wszyscy

Sportowiec z "kraju krykieta" dostanie 70 tysięcy dolarów od indyjskiego ministerstwa sportu, które właśnie tyle przeznacza dla każdego złotego medalisty olimpijskiego. Ponadto sumą 236 tysięcy nagrodziły mistrza olimpijskiego władze rodzinnego regionu Bindry - Punjabu i ponad 59 tysięcy dolarów przeznaczył dla niego Narodowy Związek Krykieta w ramach... wspierania innych sportów.

Pierwszy w historii

To pierwszy złoty medal olimpijski zdobyty w rywalizacji indywidualej przez sportowca z Indii w historii igrzysk. Indyjskie gazety poświęcają 25-letniemu medaliście czołowe miejsce i nazywają go "jednym z miliarda", nawiązując do liczby ludności Indii.

Sportowiec bohaterem narodowym

Transmisję z ceremonii dekoracji sportowca obejrzało w internecie w ciągu pierwszej doby ponad 700 tysięcy widzów. Zawodnik zaś twierdzi, że świadomość sukcesu jeszcze do niego nie dotarła, a powszechnie skupiona na nim uwaga, lekko go przytłacza.

- Medal mnie nie zmienił, nadal jestem tym samym człowiekiem który przechadzał się po pokoju w wiosce olimpijskiej - wyznaje. Jako nastolatek, zajął 11. miejsce w igrzyskach w Sydney w 2000 roku, a cztery lata później był siódmy w Atenach.

Po pierwsze krykiet

Bindra jest też mistrzem świata z 2006 roku. Indyjskie media spekulują, że komercyjny sukces olimpijczyka może dorównać sukcesom indyjskich krykiecistów. Ojciec medalisty myśli już o wybudowaniu pięciogwiazdkowego hotelu, którym kierować miałby jego syn.

PŁY: złoto dla Stephanie Rice

09.08.200817:00

Zapomnijcie o naszych pływakach

Wspominanie dzisiejszego występu polskich pływaków jest dla nas bolesne niczym przypominanie sobie prac klasowych z biologii lub wizyt u dentysty. Albo prac klasowych u dentysty. Zgodnie z buddyjską filozofią odrzucamy jednak rozgoryczenie i żal, poszukując nirwany. A dla nas ''nirwana'' oznaczała dzisiaj nie tyle zespół gości w brudnych swetrach , tylko stan przy oglądaniu Stephanie Rice. Dzięki, Steph, pozwoliłaś nam zapomnieć o polskich pływakach. I pływaczkach też.

Tak na marginesie, młoda Australijka staje się powoli pobandytką nr 1. Kogoś to dziwi?

miszeffsky

PŁY: Stephanie Rice

10.08.200811:09
AP/David J. Phillip
Stephanie Rice zaczyna nam wyglądać na największy pobandycki fenomen od czasu, kiedy odkryliśmy uroki alkoholu i pornografii. Wczoraj zachwycaliśmy się, jak pięknie wygląda. Dzisiaj zachwycamy się, jak szybko pływa - zjawiskowa Australijka zdobyła złoty medal na 400 metrów stylem zmiennym, bijąc przy tym rekord świata (4.29,45). Jeśli to nie są powody, żeby zostać olimpijką dnia PoBandzie, to już nie wiemy, co mogłoby nimi być.

Jako mistrzyni olimpijska Stephanie nie straciła nic ze swojego uroku. Co widać na zdjęciach z dekoracji medalowej. Zapraszam do naszej galerii.


Zdecydowanie najseksowniejsza rzec wyłowiona z wody od czasów młodej Daryl Hannah upolowanej przez Toma Hanksa w ''Splash' .

PŁY: Złemu pływakowi kostium w wodzie mrowi?

10.08.200809:57
Fot. Kuba Atys / AG

Otylia Jędrzejczak kolokwialnie mówiąc ''dała ciała'' w pierwszym dniu swoich startów olimpijskich, nie kwalifikując się nawet do półfinału na 100m stylem motylkowym. Nie wiemy, na ile to wina głowy naszej pływaczki, a na ile całej reszty tego ciała zaatakowanego przez agresywne stringi. Wiemy za to na pewno, że reprezentantkę Polski już od lat prześladują złośliwe i irytujące stroje.

Epopeja zaczyna się w 2005 roku, kiedy nasza pływaczka na basenach pojawiała się w prześwitującym kostiumie, w jakim w ''Playboyu'' przyjęto by ją z otwartymi ramionami. Stroje, które dostarczono polskiej reprezentacji spowodowały nagły wzrost zainteresowania zawodami u męskiej części kibiców, której spodobały się znacznie bardziej niż Otylii. Wyglądały tak:



Dwa lata później, na mistrzostwach świata w Melbourne nie było dużo lepiej. Jędrzejczak zdecydowała się zapłacić 2000 euro kary, żeby wystartować w sprzęcie firmy Arena, ale i ten jej nie satysfakcjonował. Oti dała nawet upust swojej frustracji, kiedy zamiast cieszyć się ze srebrnego medalu na 400 m stylem dowolny, klęła nie tylko pod nosem: ''Te stroje są do d...''. Podobno właśnie owa część ciała niespecjalnie się w nich mieściła. Może jednak to nie stroje były za małe, a nasza pływaczka zbyt... niekompatybilna rozmiarowo.

Potem zaczął się już cyrk. Przed Igrzyskami Jędrzejczak testowała nową, rewelacyjną ponoć ''skórę rekina'' czyli LZR firmy Speedo (nie odpowiadała jej) oraz nową Arenę (było jej w niej niewygodnie). Najnowsze Diany przepuszczały z kolei wodę, więc Otylia ostatecznie płynęła wczoraj w starym modelu tej firmy, którego używała podczas ubiegłorocznych mistrzostw Europy w Debreczynie. Wychodzi więc na to, że na naszej planecie nie ma stroju, który zadowoliłby Otylię (albo jest on bardzo dobrze ukryty). Może więc powinna pójść na logikę i uznać, że jeśli żaden strój jej nie pasuje, to trzeba pływać nago. Ewentualne zdjęcia, jeśli kiedykolwiek się trafią - na PoBandzie.

bazyl & miszeffsky

TEN: Pekin bez Ivanović!

10.08.200814:47
REUTERS/REGIS DUVIGNAU

Często na PoBandzie piszemy o bzdurach lub o rzeczach poważnych w niepoważny sposób. Czasem przychodzi jednak w życiu każdego brukowego pismaka sportowego taki dzień, w którym musi przekazywać wiadomości tragiczne. I czyni to w sposób stuprocentowo oddający rangę wydarzenia. Taki dzień nastąpił dziś. Ana Ivanovic wycofała się z turnieju olimpijskiego z powodu kontuzji. Powodem najprawdopodobniej był kciuk, który dokuczał jej od dwóch tygodni.

Obraz wart jest tysiąca słów i miliona asów serwisowych. O czterech obrazach już nawet nie wspominając.

Bez Ivanović, Szarapowej, która wycofała się już wcześniej oraz Marty Domachowskiej, która odpadła w pierwszej rundzie, turniej indywidualny kobiet traci dla nas 50% ze swojego znaczenia sportowego i 80% ze znaczenia estetycznego. Bo to, że zostały w nim Agnieszka Radwańska (której kibicujemy całym sercem) oraz Daniela Hantuchova i Nicole Vaidisova (którym kibicujemy wszystkim innym), nie zmienia dla mnie postaci rzeczy. Zwłaszcza, że znając pobandyckie szczęście za długo w nim nie pograją. Oby jednak nie.

miszeffsky

Rosja: Nie zbliżać się do Abchazji!

Tysiące rosyjskich żołnierzy gromadzą się w Abchazji

Wszystkie statki i samoloty, które wejdą w "strefę bezpieczeństwa" na Morzu Czarnym, przy brzegach Abchazji będą zniszczone - ostrzega rosyjski Sztab Generalny. W tej separatystycznej republice jest już 9 tysięcy rosyjskich żołnierzy. Mogą w każdej chwili uderzyć na gruzińskie wojska w wąwozie Kodori. Zażądali bowiem złożenia broni, a Gruzini ultimatum odrzucili.

czytaj dalej...
REKLAMA

Rosyjskie uderzenie na wąwóz Kodori otworzy drugi front w Gruzji. A jest ono bardzo realne. Sekretarz gruzińskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego Aleksander Lomaja poinformował, że dowódca rosyjskich sił pokojowych w Abchazji, generał Siergiej Czaban, dał Gruzinom czas do poniedziałku rano. "Jeśli ultimatum zostanie odrzucone, zostaną użyte wszystkie konieczne środki" - powiedział gen. Chaban.

Gruzini ultimatum odrzucili. "Żaden gruziński policjant nie odda broni" - ogłosił minister stanu Temur Jakobaszwili. Atak na wąwóz może nastąpić w każdej chwili. Według Gruzinów, Abchazi przygotowują się do niego od niedzieli. Wtedy rząd separatystycznej republiki ogłosił mobilizację. Wprowadzono także 10-dniowy stan wojenny.

Już w niedzielę rozpoczęło się bombardowanie wąwozu przez rosyjskie lotnictwo i abchaską artylerię. Do republiki zaczęły także przybywać nowe oddziały rosyjskie. Obecnie jest tam już 9 tysięcy rosyjskich żołnierzy oraz 350 ciężkich pojazdów wojskowych. Rosjanie dali też Gruzji wyraźny sygnał, by trzymała się z daleka od swojej separatystycznej republiki. Rosyjski Sztab Generalny ostrzegł, że wszystkie statki i samoloty, które wejdą w "strefę bezpieczeństwa" w regionie Morza Czarnego, na wodach przybrzeżnych Abchazji zostaną zniszczone.

W poniedziałek rano minister obrony Abchazji poinformował, że siły republiki "całkowicie zablokowały" pozycje wojsk gruzińskich. "Wszystkie drogi i ścieżki górskie, wszystkie szlaki komunikacyjne pozwalające wyjść z tego miejsca są zablokowane" - powiedział minister Mirab Kiszmaria. Gruzini ze swojej strony poinformowali, że "odparto wszelkie ataki" w wąwozie Kodori.

Wąwóz to jedyne terytorium w Abchazji, które kontroluje Gruzja. Kontrolę nad wspieraną przez Rosję republiką władze w Tbilisi straciły przed 16 laty. Od roku 1994 w prowincji stacjonują siły pokojowe Rosji w sile ok. 2,5 tys. żołnierzy rosyjskiej misji pokojowej.

PŁY: Finał wszechczasów w sztafecie 4x100 m mężczyzn

mk, PAP
2008-08-11, ostatnia aktualizacja 2008-08-11 07:10

Amerykańscy pływacy pobili rekord świata w olimpijskim finale sztafet 4x100 m st. dowolnym wynikiem 3.08,24. W wyścigu tym padł również indywidualny rekord świata na 100 m i rekord Europy sztafety.

Zobacz powiekszenie
Fot. DAVID GRAY REUTERS
Eamon Sullivan podczas treningu
Spitz czuje się poniżony, bo o nim zapomnieli »

Płynący na pierwszej zmianie w ekipie Australii Eamon Sullivan przepłynął 100 m kraulem w czasie 47,24, poprawiając o 0,26 s rekord świata Francuza Alaina Bernarda z marcowych mistrzostw Europy w Eindhoven.

Australijczycy zdobyli tylko brązowy medal. Po pasjonującym finiszu przegrali z Amerykanami i Francuzami, którzy wynikiem 3.08,32 ustanowili rekord Europy.

Finał tej konkurencji stał na niezwykle wysokim poziomie. Poniżej dotychczasowego rekordu świata (3.12,23), który Amerykanie ustanowili dzień wcześniej w eliminacjach, popłynęło aż pięć zespołów.

Tym samym płynący na pierwszej zmianie Michael Phelps zdobył kolejne złoto i wciąż ma nadzieję na pobicie rekordu Marka Spitza. Może to zawdzięczać jednak tylko Jasonowi Lezakowi, który na ostatniej zmianie wyprowadził swoją sztafetę z trzeciego na pierwsze miejsce. Płynącemu wprost nieprawdopodobnie koledze natychmiast podziękowali pozostali członkowie zespołu.

SZER: Gruchała ma już dość

Jakub Ciastoń, Radosław Leniarski, Pekin
2008-08-11, ostatnia aktualizacja 2008-08-11 11:11
Zobacz powiększenie
Sylwia Gruchała
Fot. STEFANO RELLANDINI REUTERS

Klęska polskich florecistek w turnieju indywidualnym. - Z tą Rosjanką jeszcze nigdy nie przegrałam. Ale ona jest młodsza, jeszcze jej się chce, a ja już nie mam w sobie tego walczaka sprzed lat - mówiła smutno Sylwia Gruchała po porażce - piszą nasi specjalni wysłannicy w Pekinie

Finał wszech czasów w pływaniu »

Florecistki to w ostatnich latach było to, co najlepszego miała polska szermierka. Nic dziwnego, że na starty Sylwii Gruchały, Magdaleny Mroczkiewicz i Małgorzaty Wojtkowiak przyszedł w poniedziałek tłum polskich dziennikarzy i kibiców.

Zaczęło się dobrze, bo grająca od 1/32 finału Mroczkiewicz pokonała Ukrainkę Olgę Lelejko 15:9. Gruchała i Wojtkowiak zaczynały rywalizację dopiero od 1/16 finału.

Niestety, kilkanaście minut później pokazało się, że dla wszystkich Polek są to już progi za wysokie. Najpierw odpadła Wojtkowiak - znokautowała ją 15:7 Chinka Lei Zhang, na którą w strefie mieszanej po tym zwycięstwie czekał tłum chińskich dziennikarzy. Potem poległa Gruchała - 11:12 z Rosjanką Aidą Szanajewą. Jako ostatnia z turniejem pożegnała się Mroczkiewicz, która nie miała najmniejszych szans w starciu z Włoszką Marią Valentiną Vezzali (3:15), mistrzynią świata i olimpijską.

Najdzielniej walczyła Gruchała, brązowa medalistka z Aten, która odrabiała straty od 1:8 i doprowadziła nawet do dogrywki, ale w końcówce nie obroniła się przez zabójczą kontrą Rosjanki.

- Źle rozpoczęłam, popełniłam błąd. Przespałam początek walki, a potem byłam już zbyt zmęczona, żeby skutecznie ją zaatakować. Ten moment, gdy musiałam wcześniej trafiać kilka razy z rzędu kosztował mnie zbyt dużo sił - powiedziała po walce Gruchała.

Dlaczego przespała początek walki? - Nie wiem, jestem trochę chora, ale nie będę się tym zasłaniać. Czułam się osłabiona, nie walczyłam tak jak zwykle. Miałam świadomość, że to igrzyska, jedna okazja na cztery lata. Jest mi bardzo przykro. Wiem, że w Polsce liczyło na mnie bardzo wielu ludzi.

Gruchała w 2000 r. wywalczyła w drużynie srebro na igrzyskach w Sydney, cztery lata później wróciła z indywidualnym brązem z Aten, jest też m.in. dwukrotną mistrzynią świata w drużynie. - Nigdy jeszcze nie przegrałam z tą Rosjanką. Jest ode mnie młodsza i bardziej chętna do zwycięstw. Ja już dużo osiągnęłam w sporcie. Jestem zadowolona ze swojej kariery, ale czuję już zmęczenie. Trzeba przyznać uczciwie, że ostatnie dwa lata miałam słabe, nie wiodło mi się w startach indywidualnych. W zeszłym roku towarzyszyły mi kontuzje ścięgna achillesa. Do końca jednak wierzyłam, że będę w stanie wrócić do formy sprzed lat. Nie chcę powiedzieć, że to ostatnie igrzyska, albo że kończę karierę, ale nie mam już w sobie tego "walczaka" co kiedyś. Trenuję już 16 lat, żyję cały czas pod presją. Jestem kobietą, mam 27 lat i chciałabym w życiu robić coś innego, mam plany, marzenia. Być może zrobię sobie rok przerwy, nie wiem jeszcze. Zdecyduję po igrzyskach. Teraz mam trzy miesiąca wolnego, zastanowię się nad wszystkim.