niedziela, 24 marca 2013

Kościół Latającego Potwora Spaghetti: Pójdziemy do Strasburga. Większość religii była na początku prześladowana


Paweł Kośmiński
 
18.03.2013 , aktualizacja: 18.03.2013 13:26
A A A Drukuj
Wyznawcy Latającego Potwora Spaghetti przekonują, że rejestracja wspólnoty jako związku wyznaniowego to tylko kwestia czasu. I skarżą się, że ostatnia odmowna decyzja ministerstwa to zwykła "ocena ilości wiary w wierze"
Minister administracji i cyfryzacji Michał Boni odmówił w piątek wpisania do rejestru Kościołów i innych związków wyznaniowych Kościoła Latającego Potwora Spaghetti. Resort uznał, że zgodnie z ustawą o gwarancjach wolności sumienia i wyznania zarejestrowana może zostać jedynie wspólnota religijna "tworzona w celu wyznawania i szerzenia wiary religijnej". Tych wymogów - zdaniem ministerstwa - polscy pastafarianie nie spełniają.

Pastafarianie: Przeciw szaleństwom

Wyznawcy Latającego Potwora Spaghetti przekonują, że ich Kościół istnieje od setek lat, liczy sobie tysiące, a nawet miliony wiernych, a pierwszymi pastafarianami byli piraci. Jak sugerują, wyznawcy "wyszli z ukrycia" w Stanach Zjednoczonych. To tam w 2005 r. mesjasz Bobby Henderson zażądał nauczania w szkołach o Latającym Potworze. Była to odpowiedź na toczącą się za oceanem dyskusję o tym, czy kreacjonistycznej teorii inteligentnego projektu powinno się poświęcić na lekcjach tyle samo czasu co teorii ewolucji.

Polscy członkowie wspólnoty przekonują, że ci, którzy uznają ich Kościół wyłącznie za kpinę z kreacjonistycznej wizji stworzenia świata, są w błędzie. "Naszym jedynym dogmatem jest brak dogmatu. Nie stosujemy żadnych regulacji i nakazów. Podejście do wiary każdego z wyznawców jest indywidualne, nie odprawiamy żadnych rytuałów, mszy ani modłów czy innych tego typu głupot. Nie ma żadnej fizycznej zwierzchności i każdy z członków naszej wspólnoty ma prawo głosu o tym, czym faktycznie jest nasza religia i dokąd zmierza" - piszą o sobie.

Tłumaczą, że są po prostu przeciwnikami "wszystkich szaleństw, które w imię religii się wyprawia", a przyświeca im idea "szerzenia tolerancji i zdrowego rozsądku wśród ludzi".

Ministerstwo: Niezgoda na antyreligię

To jednak Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji nie przekonało. Boni podzielił opinię biegłych, że doktryna Kościoła "zdradza w sposób zdecydowany cechy parodii doktryn już istniejących, a zwłaszcza chrześcijaństwa, zmierzając do ośmieszenia lub podważenia pewnych idei/prawd wiary, które mogą budzić sprzeciw u niewierzących (np. przekonanie o spożywaniu ciała i krwi Chrystusa w trakcie komunii). Samo parodiowanie nie jest niczym nagannym ani zakazanym, ale w tym wypadku widać, iż jest to podstawowy cel rozważanej tu grupy. Można więc domniemywać, iż grupie tej nie tyle chodzi o stworzenie własnej doktryny oraz łączenie wokół niej grona wyznawców celem powołania do życia jakiejś nowej gminy wyznaniowej, lecz o ośmieszenie zasad obowiązujących w innej religii (w tym wypadku chrześcijańskiej). W rzeczywistości mamy tu więc do czynienia z czymś w rodzaju antyreligii".

Zawartość wiary w wierze

Przedstawiciele wspólnoty nie kryją oburzenia decyzją ministerstwa, która świadczy ich zdaniem o tym, że instytucja państwowa uważa się za "orzecznika wiary obywateli Rzeczypospolitej Polskiej". "Urzędnicy najwyraźniej uznali, że do ich kompetencji należy także ocena ilości wiary w wierze" - piszą na swojej stronie internetowej.

Wyznawcom nie odbierają jednak nadziei. Jak przypominają, "większość religii na początku swego istnienia bywała prześladowana". Dlatego postanawiają nie ustawać w boju. "Nie bójcie się, albowiem zarejestrowanie naszej wspólnoty jako związku wyznaniowego to tylko kwestia czasu" - oceniają.

Co dalej? Najpierw Kościół wyśle do ministerstwa wniosek o ponowne rozpatrzenie sprawy. Członkowie wspólnoty świadomi, że nie odniesie to skutku, przygotowują skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Jeśli i to nie zadziała, wyznawcy Potwora Spaghetti udadzą się do Naczelnego Sądu Administracyjnego, a finalnie - do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Pomoc mieli już zaoferować prawnicy i organizacje zajmujące się obroną praw człowieka.

Polscy pastafarianie podkreślają, że należy ich traktować poważnie - bo choć "nie muszą afiszować się ze swoją wiarą", na Facebooku mają już ponad 13 tys. sympatyków, a w całym kraju 9 gmin wyznaniowych w największych miastach.

Najbardziej chyba jak dotąd wyrazistą akcją polskich wyznawców "Jego Makaronowatości" było przyniesienie w czasie wojny o krzyż na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie misek z makaronem i słoików sosu. - Jest wolność wyznania, a my wyznajemy zasadę, że ważny jest dobrze przyrządzony makaron - mówili. - My też możemy zawłaszczać przestrzeń publiczną symbolami.


Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,13582101,Kosciol_Latajacego_Potwora_Spaghetti__Pojdziemy_do.html#ixzz2OV2PBErX