sobota, 1 grudnia 2007

Polskie władze w rejsowych samolotach

man
2007-12-01, ostatnia aktualizacja 2007-12-01 20:51
Zobacz powiększenie
Premier Tusk do Brukseli poleci rejsową maszyną LOT-u
Fot. Bartosz Bobkowski / AG

Polacy chcą, by władze państwa latały rejsowymi samolotami - wynika z sondażu "Newsweeka". Premier Donald Tusk wychodzi tym oczekiwaniom naprzeciw i wybiera się do Brukseli samolotem rejsowym.

We wtorek (4.XII.) Donald Tusk udaje się do Brukseli. Jednak rządowy Tu-154, który ostatnio (30.XI.) zabrał go w pierwszą podróż służbową do Wilna, tym razem pozostanie w hangarze na Okęciu. Szef rządu poleci LOT-em. - Tam, gdzie to możliwe, premier będzie podróżował samolotami rejsowymi - zapowiada Agnieszka Liszka, rzecznik rządu. - Taka sama wykładnia dotyczy ministrów, zwłaszcza gdy istnieją wygodne połączenia - dodaje.

Takie działania podobają się Polakom. W sondażu przeprowadzonym dla "Newsweeka" przez ośrodek Mareco Polska na próbie 1040 mieszkańców największych miast najwięcej respondentów (24,1 proc.) polecało VIP-om podróżowanie samolotami rejsowymi. Znacznie mniej (18,6 proc.) uważa, że rząd powinien kupić nowe samoloty, a o leasingu lub czarterowaniu maszyn wspomniało odpowiednio 14, 7 i 11,3 proc. respondentów. Co trzeci ankietowany nie miał zdania na ten temat. - Ludzie zdają sobie sprawę, że działalność władzy jest związana z przywilejami. W mediach pojawią się informacje o skandalicznych wydatkach, np. przelotach rządowymi maszynami do domu na weekend. Stąd pomysł, by rząd podróżował samolotami rejsowymi. Wówczas będzie jasne, kto poleciał, dokąd i za ile - uważa dr Joanna Heidtman, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Jednak zajmujący się przewozem VIP-ów 36. Pułk Lotnictwa nie musi czuć się zagrożony. - To niemożliwe, by politycy latali wyłącznie zwykłymi samolotami. Przecież przewoźnicy nie docierają do wszystkich miejsc na świecie, takich jak Irak czy Afganistan. Prezydent czy minister w czasie podróży rejsowym samolotem byłby uzależniony od rozkładu linii i odcięty od środków łączności - mówi Tomasz Hypki, ekspert lotniczy. - Samolot w każdej chwili musi być do dyspozycji władz - dodaje. Zgadza się z nim rzecznik rządu. - Tam, gdzie wymagają tego względy protokolarne czy wielkość delegacji, używane będą rządowe samoloty - mówi Liszka.

Donald Tusk niedawno przekonał się, że nie zawsze można liczyć na rejsowych przewoźników. W dniu inauguracji Sejmu miał przylecieć z Gdańska do Warszawy, ale lot odwołano. Przyszłego premiera uratowało terenowe auto udostępnione przez gdańskiego działacza Platformy. Na to nie można jednak liczyć na afgańskich pustyniach.

Real-Santander (3:1) Ebi bez gola na Bernabeu

Dariusz Wołowski, Madryt
10 minut wystarczyło Realowi Madryt, by rozprawić się z Racingiem Santander. Ebi Smolarek grał od początku, mógł zdobyć gola, ale strzelił w słupek bramki Casillasa. Gospodarze wygrali 3:1
Relacja Z Czuba

Zobacz strzał Smolarka w słupek na blogu Po Mundialu

Nie było polskiego dnia na Santiago Bernabeu. Ale nie tylko z winy Ebiego Smolarka i Jerzego Dudka. Ten drugi tradycyjnie był rezerwowym Ikera Casillasa, który rozegrał w Realu mecz numer 400. Smolarek grał od początku, tym razem na ławce wylądował Tchite.

Na tym jednak dobre wiadomości dla polskich kibiców się skończyły, choć Ebi był jednym z lepszych graczy swojej drużyny. Nie tracił piłek, wygrywał pojedynki, podawał celnie. Uderzenie Polaka w 33. minucie to był jedyny moment w pierwszej połowie, gdy Casillas był bezradny. Ebi zastawił piłkę atakowany przez obrońcę, uderzył, ta odbiła się od słupka i potoczyła wzdłuż bramki, ale nikogo nie było na dobitkę. Dziwne, bo w tym momencie goście przegrywali 0:2 i do stracenia mieli co najwyżej kolejne bramki. To nie miałoby jednak większego znaczenia, bo proste błędy rozstrzygnęły mecz w 10 minut. Racing, który przed tygodniem pokonał Valencię, tym razem sam pozbawił się szans walki o punkty.

Kiedy wchodziłem na Santiago Bernabeu, pod legendarny stadion zajechał właśnie autokar z piłkarzami Racingu. Smolarek ciekawie wyglądał przez okno, nic dziwnego, to jego pierwsza wizyta na tym obiekcie. Był jednak zdumiony, gdy w piątek pytałem go, czy to jeden z najważniejszych meczów w jego karierze. Powiedział, że nie czuje specjalnej presji. Jego partnerzy chyba czuli.

Do soboty Racing to była drużyna, która straciła najmniej bramek w lidze hiszpańskiej. Nawet ten prosty fakt mówi wiele o atutach drużyny z Santander: solidnej obronie i dobrej w grze z kontry. Kiedy pytano trenera Marcelino o powody dobrej postawy jego zespołu, wymienił jedno nazwisko - Garay - młodego argentyńskiego stopera, którego już polecał wielkim klubom. Ale chyba jeszcze za wcześnie, bo Garay popełniał błędy. Jego partnerzy z obrony też.

Goście zaczęli mecz jakby to był sparing, w którym trzeba błysnąć ambicją i odwagą. Przez pięć minut oblegali bramkę Casillasa. Pierwsza akcja Realu zakończyła się golem. Van Nistelrooy podał do Raula, ten strzelił jak na sparingu. Jeszcze bardziej kuriozalna była druga bramka. Sneijder przegrał pojedynek z bramkarzem Tono, ale zdołał jeszcze kopnąć piłkę wzdłuż bramki, a wracający obrońca Racingu wpakował ją do siatki, choć za nim nie było nikogo z gospodarzy.

Przy 0:2 na Santiago Bernabeu trzeba było podjąć walkę z wiatrakami. Ambitni gracze Racingu ją podjęli. Biegli do przodu, próbowali odwrócić to co nieodwracalne, przez co Real miał dużo miejsca do gry, a szczególnie Robinho dla swoich niezbyt użytecznych sztuczek. W 69. minucie padł trzeci gol, Raul zdobył go z wolnego. Chwilę później trener Marcelino zdjął Smolarka, wprowadził Tchite, a więc nawet przy 0:3 nie zaryzykował gry trzema napastnikami. Gracz z Konga natychmiast miał jednak asystę przy golu Munitisa.

Po twarzach ludzi siedzących wokół mnie widać było, że właściwie na Santiago Bernabeu stało się to, co stać się miało. Real wygrał lekko, łatwo i przyjemnie, ale trudno powiedzieć, czy jest na świecie drużyna, która w Madrycie podarowałaby "Królewskim" dwa gole w 10 minut, by potem odwrócić jeszcze losy meczu. Racing taką nie jest na pewno.

Miss World 2007: Chinka najpiękniejszą kobietą na świecie

man, PAP
2007-12-01, ostatnia aktualizacja 32 minuty temu
Zobacz powiększenie
Trójka najpiękniejszych kobiet na świecie: Miss World 2007 Zhang Zhi Li (środek) w towarzystwie I wicemiss Micaeli Reis z Angoli (po lewej) i II wicemiss Caroliny Moran Gordill z Meksyku (po prawej).
Fot. ANDY WONG AP

23-letnia Miss Chin Zhang Zi Lin wygrała tegoroczną edycję konkursu na najpiękniejszą kobietę świata - Miss World. Pokonała 106 rywalek.

Zobacz powiekszenie
Fot. ANDY WONG AP
Nowa Miss World 2007 dziękuje swoim fanom za wsparcie podczas konkursu
Tytuł pierwszej wicemiss zdobyła Miss Angoli Micaela Reis, a drugiej - najpiękniejsza Meksykanka Carolina Moran Gordillo.

Polskę reprezentowała Miss Polski 2007 Karolina Zakrzewska.

Ponad dwa miliardy ludzi na całym świecie oglądało w telewizji bezpośrednią relację z wyborów Miss World 2007.

Tegoroczna, 57. już edycja przebiegała pod hasłem szerzenia informacji na temat HIV/AIDS i zbiegła się ze Światowym Dniem Walki z AIDS.

Wybory Miss World 2007 odbył się w chińskiej miejscowości Sanya. Miasto położone na malowniczej wyspie w najmniejszej chińskiej prowincji Hainan. Sam finał konkursu można było zobaczyć w sali Beauty Crown Theatre.

Sanya już po raz kolejny gościła najpiękniejsze kobiety świata. Konkurs Miss World był tu organizowany 4-krotnie w ciągu ostatnich 5 lat. Chińczykom konkurencję zrobiła Warszawa, która organizowała poprzednie wybory miss. Wówczas wygrała 19 - letnia dziś Czeszka - Tatana Kucharova.

Polacy stracili seta i Wlazłego

mln, Szombathely
2007-12-01, ostatnia aktualizacja 2007-12-01 20:04
Zobacz powiększenie
Fot. Kuba Atys / AG

Polscy siatkarze stracili pierwszego seta na turnieju w Szombathely, pokonując w półfinale preeliminacji olimpijskich Węgrów. Co gorsza, stracili też Mariusza Wlazłego

SERWISY
Gwiazdę Skry Bełchatów znieśli z boiska Świderski, Jurkiewicz i Pliński. Taką scenę kibice reprezentacji widzieli już niejednokrotnie, ale tym razem problemem nie były skurcze, lecz nieszczęśliwy wypadek. Wlazły upadł tak pechowo, że prawdopodobnie skręcił staw skokowy.

- Sam nie wiem, co się stało - mówił leżąc obok boiska. - To było po próbie bloku, nawet nie wiem, czy wylądowałem na boisku, czy na czyjejś stopie. Ale poczułem, jakby coś chrupnęło - dodał z niepokojem zawodnik, który jeszcze w trakcie meczu został odwieziony do szpitala na prześwietlenie. Wykluczyło ono złamanie, ale według wiceprezesa PZPS Waldemara Wspaniałego Wlazły doznał skręcenia stawu skokowego. - Kolejne badania Wlazły przejdzie już w Polsce - dodał Wspaniały.

- Czekamy na wyniki, ale nastawiamy się, że z Finlandią gramy bez niego - powiedział jeszcze przed wynikami prześwietlenia Raul Lozano. I dodał, że zmiennikiem rezerwowego atakującego Grzegorza Szymańskiego będzie Piotr Gruszka.

A długo wydawało się, że ten mecz będzie najnudniejszym na turnieju i że że dopiero on uświadomi, iż Polski - bądź co bądź aktualnego wicemistrza świata - w ogóle na tej imprezie nie powinno być. W dniu, w którym dysponujący zbliżonym potencjałem Bułgarzy bili się w Japonii o podium Pucharu Świata, Polacy deklasowali rywala trzeciorzędnego, nie będącego w stanie nawet przez moment podjąć walki.

Pierwsze nokautujące ciosy padły już w inauguracyjnym secie. Sam Wlazły ustrzelił cztery serwisowe asy, co nawet jak na niego - dysponującego wyjątkowo agresywną zagrywką - jest wyczynym niezwykle rzadkim.

- Ja nie mam żadnych wątpliwości, że to Mariusz był dzisiaj bohaterem - mówił Daniel Pliński. - Wybił Węgrom z głowy przyjmowanie piłki, wygonił do rezerwy ich głównego specjalistę od tego elementu. Po prostu Węgrów zniszczył.

Dopiero w trzeciej rywale się przebudzili i Wlazły schodził z boiska przy ich prowadzeniu 19:15. Rywale przewagi już nie oddali, ale tym razem Polacy zareagowali na kłopoty znakomicie. Wyszli z dołka i w ostatnim secie byli już zdecydowanie lepsi, w końcówce znów rozdając ciosy nokautujące. Wlazłego dobrze zastąpił Szymański, który zbijał dziewięć razy, zdobywając siedem punktów.

- Mieliśmy kłopoty, kiedy zespół dotknął spadek koncentracji - tłumaczył po meczu Lozano. - Ale podnieśliśmy się w ładnym stylu. Jestem zadowolony z serwisu i ataku podczas całego tego turnieju.

W finale Polacy zagrają z Finlandią, która w drugim półfinale pokonała Belgię 3:0 (25:21, 25:22, 26:24). Początek spotkania o 15.

Werder liderem. Grali Mięciel i Błaszczykowski

pk
2007-12-01, ostatnia aktualizacja 2007-12-01 20:17

W 15. kolejce Bundesligi Werder Brema wygrał na swoim boisku z Hamburg SV 2:1. Drużyna z Bremy wyprzedziła chwilowo Bayern Monachium, który w niedzielę zmierzy się z drużyną Artura Wichniarka Arminią Bielefeld.

Zobacz powiekszenie
Fot. FABIAN BIMMER AP
Strzelec bramki Boubacar Sanogo walczy o piłkę z Joris Mathijsen
15. kolejka Bundesligi - składy, strzelcy, kartki

Drużyna Werderu podtrzymała tym samym formę z meczu Ligi Mistrzów, kiedy to pokonała u siebie Real Madryt 3:2.

Pierwszą bramkę dla gospodarzy strzelił Boubacar Sanogo. Napastnik z wybrzeża kości słoniowej w 15. minucie pokonał Franka Rosta. mocnym strzałem w długi róg. Drużyna HSV, która zajmuje trzecie miejsce w niemieckiej ekstraklasie, wyrównała po błędzie Christiana Vandera. Bramkarz Werderu wykopał piłkę wprost pod nogi Rafaela van der Vaarta, który sprytnym lobem umieścił piłkę w siatce.

Hamburczycy remisem cieszyli się przez trzy minuty, ponieważ za sprawą Petriego Pasanena Werder objął ponownie prowadzenie i nie oddał go do końca meczu.

Występy Polaków
Marcin Mięciel rozegrał całe spotkanie, ale jego VfL Bochum przegrało 1:0 wyjazdowy mecz z Schalke Gelsenkirchen.

Cały mecz w barwach Borussii rozegrał Jakub Błaszczykowski. Reprezentant Polski w przeciwieństwie do Mięciela cieszył się z wyjazdowego zwycięstwa swojej drużyny nad VFB Stuttgart 2:1. "Kuba" zobaczył w tym meczu żółty kartonik.

Soboty nie będzie dobrze wspominał Jacek Krzynówek. Polak nie znalazł się w składzie VfL Wolfsburg na mecz z Eintrachtem Frankfurt (2:2).

W niedzielę Artur Wichniarek spróbuje pokonać bramkarza Bayernu Monachium.

Niedzielne mecze
Arminia - Bayern 17:00
Duisburg - Nurnberg 17:00

Orange Ekstraklasa: Trzy razy remis, Jagiellonia wygrywa

pm, mik
2007-12-01, ostatnia aktualizacja 2007-12-01 20:32
Zobacz powiększenie
Mecz Ruch - Groclin na Stadionie Śląskim w Chorzowie
FOT. Tomasz Wantu3a / AG

W najciekawszym sobotnim meczu Korona szczęśliwie zremisowała w Kielcach z GKS Bełchatów. Polonia Bytom na prawie pustym Stadionie Śląskim uległa Jagiellonii, a Widzew, kończąc mecz w dziesiątkę, zremisował z kończącymi w dziewiątkę mistrzami Polski. Lech bezbramkowo zremisował z Zagłębiem w Sosnowcu

Zagłębie S. - Lech 0:0

Mokro i nudno na Stadionie Ludowym. W pierwszej połowie częściej przy piłce byli piłkarze Lecha, którzy mieli znakomitą okazję do zdobycia gola, ale Quinteros, a zaraz potem Zając nie potrafili trafić do bramki Zagłębia. W drugiej gospodarze zaatakowali, ale i oni nie potrafili strzelić gola. Meczowi groziło przełożenie po awarii oświetlenia, ale sosnowieckim technikom udało się jednak usunąć usterkę i spotkanie zostało tylko przesunięte o pół godziny.

Polonia - Jagiellonia 0:1 (0:0)

Słaby mecz na Stadionie Śląskim oglądało mało widzów. Spotkanie miało dwóch bohaterów. Sobocińskiego, który potwierdził że jest katem Polonii i Banaszyńskiego, który w decydujących momentach ratował swój zespół przed utratą bramki. Zasłużona wygrana Jagiellonii.

Widzew - Zagłębie L. 1:1 (1:0)

Bardzo słaby mecz w Łodzi. Zagłębie zaczęło grać dopiero po stracie dwóch zawodników. Za to widzewiaków żegnały gwizdy i skandowanie "Co wy robicie?". Na gola Masłowskiego z 40. minuty dziewięć minut później odpowiedział Rui Miguel. Goście kończyli mecz w dziewiątkę, a gospodarze w dziesiątkę.

Korona - GKS 2:2 (1:1)

Szczęśliwy remis Korony. Kielczanie grali słabo, ale wykorzystali błędy gości. Grający bez Hermesa i Zganiacza gospodarze zaczęli źle - już od 6. minuty przegrywali po bramce głową Carlo Costly'ego. W 39. minucie wyrównał jednak Marcin Robak, któremu piłkę podał... Maciej Stolarczyk, a pięć minut po wznowieniu gry po błędzie Łukasza Sapeli piłkę do pustej bramki wpakował Litwin Andrius Skerla. Bełchatowianie wyrównali po kilku minutach po rzucie karnym Dariusza Pietrasiaka. Obrońca bełchatowian katastrofalnym błędem w obronie mógł w ostatniej minucie oddać zwycięstwo Koronie, ale na szczęście dla gości Maciej Kowalczyk nie zdołał w stuprocentowej sytuacji pokonać Sapeli.

Piątkowe mecze

ŁKS - Odra 0:1

Zwycięskiego gola dla Odry strzelił w 35 minucie Marcin Nowacki. Pomocnik Odry najpierw odebrał na czterdziestym metrze piłkę Mysonie, a potem przelobował Wyparłę.

Ruch - Groclin 1:2

Pierwsza ofensywna akcja gości zakończyła się golem. Piechniak dośrodkował z prawej strony przed pole karne do Sikory, który uprzedził obrońcę gospodarzy i pokonał Nowaka. Wyrównał w 87 minucie Pavol Balaz. Zwycięskiego gola strzelił w doliczonym czasie Sikora

Cracovia - Legia 0:2

Piotr Giza do Legii przyszedł z Cracovii. Jako zawodnik w Krakowie niechciany, ale również z opinią jednego z trzech najlepszych rozgrywających w polskiej lidze. Ostatnio idzie mu źle. - Chyba wisi nade mną fatum - mówi 27-letni pomocnik. - Trzeba mu pomóc. Liczę, że przełamie się właśnie w Krakowie - mówi trener Jan Urban. Giza gola nie strzelił gola także w Krakowie, ale za to dwa razy trafił Takesure Chinyama.

W niedzielę:

Górnik - Wisła, niedziela 18:15

Prezydent Kaczyński: IV RP nigdy nie powstała

man
2007-12-01, ostatnia aktualizacja 2007-12-01 16:06
Zobacz powiększenie
Prezydent Lech Kaczyński
Fot. MARKUS SCHREIBER AP

- IV Rzeczpospolita w Polsce nigdy nie powstała. Była poważna próba jej zbudowania w ostatnich dwóch latach, jednak dzieła tego nie udało się doprowadzić do końca - oświadczył prezydent Lech Kaczyński w wywiadzie dla "Wprost".

Zdaniem prezydenta nowy premier Donald Tusk na pytanie "Trzecia czy Czwarta RP" zręcznie odpowiada: "Najjaśniejsza Rzeczpospolita". - Tyle że to pusty zabieg retoryczny. W sytuacji, w której IV RP jeszcze nie ma, taka odpowiedź oznacza jednoznaczny powrót do rzeczywistości Trzeciej RP - ocenił Lech Kaczyński w rozmowie z tygodnikiem.

Według prezydenta - Tusk nie poradzi sobie zatem z usuwaniem patologii III RP. Zdaniem głowy państwa działania nowego gabinetu nie mogą bowiem "polegać na rozmontowywaniu systemu walki z korupcją, co przejawia się np. w atakach na CBA i ludzi, którzy byli w tę walkę zaangażowani".

Lech Kaczyński nie zgadza się też z opinią, że rządy PiS wprowadziły w Polsce zamieszanie. W jego opinii "w sensie społecznym ostatnie dwa lata były najspokojniejszym okresem po 1989 roku".

Ponadto prezydent Lech Kaczyński zauważa, że "w Polsce media stworzyły swoistą nadrzeczywistość". - W ramach tej nadrzeczywistości władza PiS przedstawiana była jako totalitarna, wywołująca nieustające wojny oraz chcąca zmieniać obywateli. Gdy PiS walczył z przywilejami establishmentu, wmawiano ludziom, że walczy ze społeczeństwem. Gdy kraj osiągał sukcesy gospodarcze, mówiono o ekonomicznym zastoju. Ten poziom zakłamania porównywany jest tylko z gierkowską propagandą sukcesu, tyle że teraz była to propaganda nie sukcesu, lecz klęski - podkreślił.

Cała rozmowa z prezydentem Lechem Kaczyńskim ukaże się na łamach tygodnika "Wprost" w najbliższy poniedziałek.

LiD: Ograniczyć kompetencje marszałka Sejmu (opis)

mar, PAP
2007-11-30, ostatnia aktualizacja 2007-11-30 15:44

Skrócenie do 6 tygodni terminu, w którym projekty ustaw lub uchwał oczekują wprowadzenia do porządku obrad Sejmu - przewiduje projekt zmiany regulaminu Izby wniesiony w piątek do laski marszałkowskiej przez klub Lewicy i Demokratów.

Zgodnie z obecnym regulaminem Sejmu marszałek Izby może przetrzymywać projekty ustaw do 6 miesięcy "w zamrażarce". W poprzedniej kadencji Sejmu opozycja, głównie PO i SLD, ale także LPR, krytykowały ten przepis uważając, że umożliwia on blokowanie niekorzystnych dla większości sejmowej projektów ustaw.

LiD liczy na to, że posłowie koalicji rządowej PO-PSL poprą projekt zmian. "To są zmiany, o których PO i PSL mówiły cały czas, dzisiaj nastąpi konfrontacja tych słów z czynami" - ocenił sekretarz klubu poselskiego centrolewicy Wacław Martyniuk podczas piątkowej konferencji prasowej w Sejmie.

"Te propozycje to właściwy kierunek, my zawsze protestowaliśmy przeciwko tak długiej +zamrażarce+" - powiedział przewodniczący klubu parlamentarnego PO Zbigniew Chlebowski.

Projekt zmian przewiduje także, że porządek obrad Sejmu, jak i termin posiedzenia, będzie ustalało jego prezydium (marszałek i wicemarszałkowie), a nie jak dotychczas - marszałek izby. W tym przypadku, Chlebowski jest bardziej wstrzemięźliwy z oceną. "Trzeba częściowo ograniczyć rolę marszałka na rzecz ciała kolegialnego jakim jest prezydium Sejmu" - powiedział.

Zdaniem polityka PO, marszałek powinien mieć możliwość decydowania o porządku obrad, ale np. w przypadku projektów ustaw, co do których nie byłoby zgody w prezydium Sejmu, decydowaliby posłowie w głosowaniu na sali posiedzeń.

"Platforma ma własne propozycje zmian w tej sprawie i gotowa jest o nich dyskutować" - zadeklarował szef klubu PO.

W zmianach regulaminu przedstawionych przez LiD jest także propozycja, aby prezydium Sejmu mogło opiniować zarządzenia marszałka oraz budżet Kancelarii Sejmu. Zaproponowano także, aby marszałka Sejmu odwoływano tylko w sytuacji powołania jego następcy, a więc poprzez konstruktywne wotum nieufności.

"To wzmocnienie pozycji marszałka Sejmu, który będzie odwoływany w taki sam sposób jak premier rządu" - uznał Martyniuk.

"Sytuacja, w której po odwołaniu marszałka Sejmu Izba przez jakiś czas nie ma jego następcy, niekorzystnie wpływa na prace Izby jak i stabilność polityczną" - powiedział PAP sekretarz klubu LiD.

Przypomniał, że gdy w poprzedniej kadencji Sejmu z funkcji marszałka zrezygnował Marek Jurek, rządzącemu PiS zajęło kilka tygodni powołanie na to stanowisko jego następcy.

Projekt zmian regulaminu autorstwa LiD liczy ponad 30 propozycji. Wśród nich jest także "umocnienie" pozycji komisji ds. służb specjalnych.

Jak wyjaśnił sekretarz klubu, chodzi o uniemożliwienie przekształcenia się komisji w komisję śledczą. Zdaniem Martyniuka, takie kompetencje komisji ds. służb specjalnych, byłyby niezgodne z konstytucją, ustawą o komisjach śledczych i orzeczeniem TK.

LiD postuluje także, aby Sejm rozpatrywał sprawozdania instytucji państwowych, m.in. NIK, RPO w ciągu 3 miesięcy. Chce w ten sposób wykluczyć sytuacje, gdy sprawozdania z rocznej działalności tych instytucji były rozpatrywane z dużym opóźnieniem.

Pytany, kiedy Sejm zajmie się zmianami w regulaminie, Martyniuk podkreślił, że zależy to od marszałka Bronisława Komorowskiego. "Pan marszałek przepięknie mówi jak Sejm ma być demokratyczny, sprawdzimy czy będzie to spełniał" - stwierdził.

Kwaśniewski: Ws. Sikorskiego racja po stronie prezydenta

mar, PAP
2007-11-30, ostatnia aktualizacja 2007-12-01 10:56

B. prezydent Aleksander Kwaśniewski uważa, że nieskorzystanie przez szefa MSZ Radosława Sikorskiego z zaproszenia do Pałacu Prezydenckiego "to niedobry sygnał". Jak dodał, w tej sprawie "racja" jest po stronie Lecha Kaczyńskiego

Zobacz powiekszenie
Fot. Cezary Aszkiełowicz / AG
Aleksander Kwaśniewski
SONDAŻ
Kto ma rację?

Radosław Sikorski
Prezydent Kaczyński
Trudno jednoznacznie stwierdzić

- Na pewno bym bardzo szybko przeprosił prezydenta za to, że zdarzyło się tak jak się zdarzyło - powiedział w TVN24 Aleksander Kwaśniewski. - W tej sprawie staję po stronie Lecha Kaczyńskiego - dodał.

- Moim zdaniem prezydent jako głowa państwa powinien być informowany i zaproszenia od niego powinny być w pełni respektowane - podkreślił.

Jak zaznaczył Kwaśniewski, "z prezydentem w Polsce jest tak, że kontakt z nim dla wysokich urzędników państwowych jest stosunkowo łatwy. "Prezydent mieszka i pracuje w tym samym miejscu. Często nawet późnonocne spotkanie jest możliwe, bo on schodzi z piętra wyżej piętro niżej i rozmowy mogą się toczyć" - zauważył.

- Ja nie przyjmuję żadnych wyjaśnień natury technicznej - dodał. Moim zdaniem, elegancja, savoir vivre i szacunek dla głowy państwa wymaga, żeby te sprawy były bezdyskusyjnie respektowane" - oświadczył.

Kwaśniewski pytany czy Sikorski powinien odłożyć zaplanowane wcześniej spotkanie na nieformalnym posiedzeniu rządu odparł, że minister ma zastępców. - A na pewno można to było zrobić po prostu elegancko, aby Polska o tym nie dyskutowała, bo nie ma powodu dyskutować sprawy, która jest rozstrzygnięta i racja jest tu po stronie prezydenta. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości - powiedział.

ABW: dymisje i powroty

07-12-01, ostatnia aktualizacja 2007-11-30 20:05

W Bydgoszczy, Olsztynie, Poznaniu, Radomiu, Katowicach i we Wrocławiu odwołano szefów delegatur ABW.

Zobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AG
Siedziba ABW


Najbardziej znany spośród nich jest mjr Rafał Śliwiński kierujący ABW w Katowicach w czasie, gdy prowadzone było śledztwo w sprawie Barbary Blidy, b. posłanki SLD, która zastrzeliła się w swoim domu w trakcie zatrzymania. Śliwińskiemu opozycja stawiała wtedy zarzuty, że był dyspozycyjny wobec kierownictwa Ministerstwa Sprawiedliwości, a wysłani do zatrzymania Blidy funkcjonariusze mieli kręcić film dla telewizji.

Powody zdymisjonowania pozostałych szefów delegatur nie są znane. - To po prostu ludzie, którzy zostali nominowani podczas rządów PiS i nowe kierownictwo nie ma do nich zaufania - mówi wysoki oficer ABW.

Rzeczniczka Agencji ppłk Magdalena Stańczyk podkreśla, że zdymisjonowani szefowie nie zostali zwolnieni i że zaproponowano im inne stanowiska. W ten sposób Agencja chce uniknąć sytuacji z czasów rządów SLD, gdy zwolniono z pracy 450 oficerów, ale po dwóch latach Trybunał Konstytucyjny wszystkich przywrócił do pracy.



• Sejmowa komisji ds. służb specjalnych pozytywnie zaopiniowała wczoraj kandydatury zastępców nowego szefa ABW Krzysztofa Bondaryka. Na to stanowisko wrócili do służby odsunięci przez PiS oficerowie Paweł Białek i Jacek Mąka - obaj w służbach specjalnych od 1989 r., wcześniej działacze opozycji. Trzecim zastępcą został Zdzisław Skorża, zaufany człowiek Waldemara Pawlaka, wiceszef UOP za koalicji SLD-PSL (2001-02).

Speckomisja przyjęła też budżety służb specjalnych: ABW - 511 mln zł, CBA - 159 mln zł, Agencji Wywiadu - 158 mln zł, Służby Kontrwywiadu Wojskowego - 125 mln zł, Służby Wywiadu Wojskowego - 81 mln zł. - Z wyjątkiem ABW są znaczne wzrosty, od 30 do 50 proc. - powiedział PAP szef komisji Janusz Zemke (LiD).

Kolejny wybuch w kopalni w Doniecku

cheko, PAP
2007-12-01, ostatnia aktualizacja 2007-12-01 12:40
Zobacz powiększenie
Kopalnia im. Zasiadki w Doniecku
Fot. SERGEI CHUZAVKOV AP

Zakończyła się ewakuacja górników z kopalni węgla kamiennego im. Zasiadki w Doniecku na wschodniej Ukrainie. W sobotę rano doszło tu do drugiego w ciągu dwóch tygodni wybuchu metanu. Ofiar śmiertelnych nie ma - podały służby prasowe administracji obwodowej w Doniecku.

ZOBACZ TAKŻE
Na powierzchnię wydobyto wszystkich 67 górników, którzy znajdowali się w strefie eksplozji. Ogółem z kopalni ewakuowano 385 osób pracujących w tym czasie pod ziemią.

45 osób z objawami zaczadzenia przewieziono do szpitali. Czterech górników, którzy ulegli najsilniejszemu zaczadzeniu, znajduje się na oddziale reanimacji, a trzech doznało obrażeń ciała różnego stopnia.

Wybuch w kopalni im. Zasiadki nastąpił w sobotę o godz. 5.00 czasu polskiego, na głębokości 1078 metrów. Dwa tygodnie temu w bezpośrednim sąsiedztwie tego miejsca wybuch metanu zabił 101 osób. Ciał dziesięciu z nich dotychczas nie odnaleziono.

Jak poinformowała ukraińska stacja telewizyjna 5.Kanał, nadzór górniczy odsunął w sobotę od wykonywania obowiązków głównego inżyniera kopalni Witalija Szewczenkę. Naruszył on zasady bezpieczeństwa, zgadzając się na pracę górników na niebezpiecznym odcinku kopalni - podano.

Należąca do Juchyma Zwiahilskiego, deputowanego rządzącej do niedawna Partii Regionów Ukrainy, kopalnia im. Zasiadki jest jedną z najbardziej niebezpiecznych kopalni na Ukrainie.

We wrześniu ubiegłego roku zginęło tam 13 osób. W 2001 roku, także wskutek wybuchu metanu, śmierć poniosło 55 górników. Każdego roku w ukraińskich kopalniach ginie ponad 300 osób.

Eksplozja w Doniecku dwa tygodnie temu była największą katastrofą w górnictwie tego kraju od czasu uzyskania niepodległości. Wcześniej za najtragiczniejszy w skutkach wypadek uważano wybuch pyłu węglowego w kopalni im. Barakowa w Krasnodonie w obwodzie ługańskim w roku 2000. Zginęło wówczas 80 osób.

Turecka armia: Wkroczyliśmy do północnego Iraku

man, PAP
2007-12-01, ostatnia aktualizacja 2007-12-01 20:24
Zobacz powiększenie
Tureccy żołnierze ruszają na operację przeciw kurdyjskim rebeliantom w pobliżu miasta Sirnak, przy granicy z Irackim Kurdystanem. Zdjęcie z 6 października 2007
Fot. AP

Turecka armia poinformowała, że wkroczyła dziś do północnego Iraku w celu rozbicia grupy kilkudziesięciu kurdyjskich separatystów. Tego typu działania wojska nastąpiły dzień po tym jak rząd premiera Turcji Recepa Tayyipa Erdogana zezwolił siłom zbrojnym na przeprowadzenie tej transgranicznej operacji.

Na swojej stronie internetowej turecka armia podała, że "przeciwko grupie 50-60 rebeliantów z Partii Pracujących Kurdystanu (PKK) dokonano ostrej interwencji i że ta grupa terrorystyczna doznała poważnych strat".

Zaprzeczył temu rzecznik Masuda Barzaniego, przywódcy irackich Kurdów. Podobnie przedstawiciel amerykańskiej armii w Iraku powiedział, że nic mu nie wiadomo o żadnym wkroczeniu tureckich sił przez granicę z Irakiem.

Turcja zgromadziła na granicy z Irakiem 100.000 żołnierzy. W północnym Iraku bazy ma ok. 3.000 bojowników PKK. W październiku parlament Turcji dał rządowi zielone światło do podjęcia decyzji o operacji przeciwko obozom kurdyjskich bojowników z PKK. Rezolucja przyjęta przygniatającą większością głosów nastąpiła po serii ataków PKK na przygraniczne tereny tureckie.

Waszyngton przestrzegał Ankarę przed inwazją na iracki Kurdystan, który jest jak dotąd najspokojniejszym regionem Iraku.

Ankara oskarża PKK o spowodowanie śmierci niemal 40.000 ludzi od 1984 roku, kiedy organizacja ta rozpoczęła zbrojną walkę o autonomię południowo-wschodnich regionów Turcji.

Ola Kwaśniewska wśród laureatów Ogólnopolskiego Dyktanda

cheko, ulast, PAP
2007-12-01, ostatnia aktualizacja 2007-12-01 15:29
Zobacz powiększenie
Dyktando pisało ponad 1000 osób
Fot. Marcin Tomalka / AG

Pierwsze miejsce w konkursie Gwiazd Ortografii zajął utalentowany młody pianista Szczepan Kończal, na miejscu drugim uplasowała się Aleksandra Kwaśniewska, a miesce trzecie przypadło dziennikarzowi gazety "Polska - Dziennik Zachodni" Markowi Zającowi.

Zobacz powiekszenie
FOT.MARTA BŁAŻEJOWSKA/AG GWL KATO MB DIGI
SONDAŻ
Czy miał(a)byś problem z napisaniem tego dyktanda?

Ogromny, co za dziwne słowa
Trochę tak, co do kilku słów miał(a)bym wątpliwości
Żadnego, byłaby to dla mnie bułka z masłem

W konkursie Gwiazd Ortografii tegorocznego Ogólnopolskiego Dyktanda, pisanego w sobotę w Górnośląskim Centrum Kultury w Katowicach, wystartowało 18 zaproszonych gości specjalnych, m.in. aktorzy Anna Dereszowska, Matylda i Mateusz Damięccy, lekkoatleta Marek Plawgo, tancerka Edyta Herbuś, posłowie Lucjan Karasiewicz i Marek Wójcik.

Ponieważ popularne Ogólnopolskie Dyktando świętuje w tym roku jubileusz 20-lecia, dla podkreślenia tej rocznicy organizatorzy zaprosili do jego pisania tylko osoby w wieku od 20 do 29 lat. Prace laureatów konkursu gwiazd sprawdzali członkowie jury: prof. Walery Pisarek, prof. Jerzy Bralczyk, prof. Andrzej Markowski oraz prof. Edward Polański.

Lauretat "Brylantowej Gżegżółki" Szczepan Kończal powiedział po otrzymaniu nagrody, że do dyktanda przygotowywał się dzień wcześniej przez 40 minut, przeglądając słownik ortograficzny. Podkreślił, że swoją wiedzę ortograficzną zawdzięcza mamie, która pracowała jako korektorka w katowickim dzienniku "Sport".

- Tekst był przeciętnie trudny, to znaczy naszpikowany trudnymi wyrazami tylko po to, żeby ludziom utrudnić życie" - ocenił Kończal. "Nie chcę mówić nic więcej, bo boję się, że cokolwiek powiem, powiem nieortograficznie - zażartował. - Jestem w prawdziwym szoku przez "s" i "z". Mój tata nie maczał w tym palców, wszystko było uczciwie - przekonywała Kwaśniewska. - Dziękuję profesorowi Pisarkowi, którego byłem studentem. Nie byłem na wielu jego wykładach, ale te, na których byłem, były absolutnie znakomite - mówił Zając.

Prócz sławnych gości, Ogólnopolskie Dyktando pisało też w sobotę w Katowicach blisko tysiąc osób. Wyniki ich rywalizacji mają być ogłoszone po południu. Główna nagroda dla Bezbłędnego Dwudziestolatka to 20 tys. zł. Jury przyzna też 20 wyróżnień; ich laureaci otrzymają po tysiąc złotych.

Żemojcin wygrała konkurs na tekst dyktanda, ogłoszony w tym roku po raz pierwszy z okazji przypadającego właśnie jubileuszu 20- lecia tej imprezy.

Zwyciężczyni nie było na sali. Jednak jury, aby uniknąć sytuacji, że autor dyktanda pisałby je również jako uczestnik, zmieniło nieco tekst, dodając jedną zwrotkę i zmieniając niektóre wyrazy.

Tekst obfitował w trudne zwroty i sformułowania. Był m.in. superrozczochraniec, zrzędliwy ekspingpongista i "konterfekt Nietzschego odzianego w poncho". Kiedy odczytywał go przewodniczący jury prof. Walery Pisarek, uczestnicy śmiali się i ze zgrozą słuchali kolejnych pułapek.

Dyktando Uchatki

Pół dżdżem, pół suszą będąc, w półśnie pogrążony,

właśniem miał w okamgnieniu w mróz się przepoczwarzyć,

kiedy mój współlokator, z tych niewydarzonych,

chrząknął niby przypadkiem tuż-tuż przy mej twarzy.

Chcąc nie chcąc i rad nierad, nie jestem bezuchy,

widzę, skonfundowany, choć się oczy plączą,

pejzaż spod Igołomi popstrzony przez muchy

i konterfekt Nietzschego odzianego w poncho.

Tak złorzeczył zazwyczaj, bo zawżdy przegrywał,

choć koleżków miał przecie niegłupich skądinąd:

ryży skrzypek, co hurtem crescenda mógł grywać,

ornitolog amator, majster-klepka pilot.

Muzyk chow-chow hodował, płowożółte zwierzę,

ponaddwuipółletnie, superrozczochrańca,

które na równi w uczuć burzy czcił prawie że

z rondem capriccioso a-moll u Saint-Saënsa.

Drugi z druhów, zrzędliwy dość ekspingpongista,

chyży, hardy, o cerze sczerniałej z latami,

świetnie tańczył jiveęa, paso doble, twista,

a w marzeniach przeżywał rendez-vous z ptakami.

Lotnik bujał w przestworzach, w jakim bądź naprędce

skleconym wehikule, tak na łapu-capu.

Napowietrzne swe harce dedykował Helce,

pół-Rosjance z abchaską prababką spod Baku.

Ptasia grypa pod Płockiem

aa, Płock, man, Gazeta.pl
2007-12-01, ostatnia aktualizacja 2007-12-01 19:35

Zobacz powiększenie
Myśliborzyce - dalej już nie można dojechać
Fot. Tomasz Niesłuchowski / AG

Ogniska ptasiej grypy zostały wykryte w gminie Brudzeń Duży w powiecie płockim - w miejscowościach Uniejewo i Myśliborzyce. - To przede wszystkim choroba ptaków, a nie ludzi - uspokajają służby wojewody.

Zobacz powiekszenie
Fot. Tomasz Niesłuchowski / AG
Ferma - ognisko ptasiej grypy w Myśliborzycach
Zobacz powiekszenie
Fot. Tomasz Niesłuchowski / AG
Ferma - ognisko ptasiej grypy w Uniejewie
Zobacz powiekszenie
Fot. Tomasz Niesłuchowski / AG Zobacz powiekszenie
Fot. Tomasz Niesłuchowski / AG
Patrol policyjny w Myśliborzycach
Zobacz powiekszenie
Fot. Tomasz Niesłuchowski / AG
Zamknięta droga w Murzynowie
Zobacz powiekszenie
Fot. Tomasz Niesłuchowski / AG
Jeden z patroli pod Brudzeniem
Zobacz powiekszenie
Fot. Tomasz Niesłuchowski / AG
Konferencja prasowa w starostwie
Zobacz powiekszenie
Fot. Tomasz Niesłuchowski / AG
Wójt Brudzenia Dużego Henryk Kisielewski
Byłeś świadkiem tego wydarzenia? Przyślij relację lub zdjęcia na Alert 24.

Co to jest ptasia grypa? Przeczytaj odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania. Sprawdź, jak uniknąć tej choroby - Państwowa Inspekcja Sanitarna przygotowała specjalną ulotkę.

- Już dwa tygodnie temu słyszeliśmy, że na fermie w Uniejewie ptaki zaczynają chorować - opowiadała nam sołtys Irena Matusiak. Jest jednocześnie sąsiadką właścicieli fermy drobiu w Myśliborzycach. - Ludzie mówili o tym i podejrzewali, że to wina paszy - dodawała... przeczytaj naszą relację z dwóch wsi, o których w sobotę mówił cały kraj.

Jak informuje Michał Boszko, starosta płocki, pierwsze informacje o padłych ptakach służby weterynaryjne dostały w piątek. Próbki zostały wysłane do Państwowego Instytutu Weterynarii w Puławach. O 3. rano w sobotę przyszła wiadomość: wszystko wskazuje na to, że to najgroźniejsza odmiana wirusa H5N1. Półtorej godziny później rozpoczął pracę zespół kryzysowy w powiatowym inspektoracie weterynarii. Ostateczne potwierdzenie wirusa H5N1 dotarło do niego o 10.

Zakażenie przyszło z góry

Z relacji Hilarego Januszczyka ze starostwa powiatowego wynika, że na jednej fermie było 3,2 tys., a na drugiej 1 tys. indyków. Na jednej padło ponad 300 sztuk, na drugiej ok. 100 (po południu miała się rozpocząć operacja zagazowania pozostałych).

- Brudzeń Duży i okolice to teren podwyższonego ryzyka - ocenia Jacek Gruszczyński, powiatowy lekarz weterynarii. - W pobliżu są Wisła i jej dopływy, liczne jeziora. Bytuje tu dużo ptactwa wodnego. Z dużym prawdopodobieństwem można więc stwierdzić, że źródłem zakażenia były jego odchody. Wystarczyło, że wolno żyjące ptaki przedostały się choćby tylko na chwilę na teren fermy albo nad nią przeleciały.

Jedną z pierwszych decyzji sztabu kryzysowego było sprowadzenie mat dezynfekcyjnych. Takie muszą być m.in. na wszystkich drogach prowadzących do Uniejewa i Myśliborzyc. Całkowicie zakazany został wstęp do gospodarstw, na których są fermy z ptasią grypą.

Januszczyk relacjonuje, że zostały wyznaczone dwie strefy: zapowietrzona (w promieniu 3 km) i zagrożona (w promieniu 10 km). Dla mieszkańców okolicznych miejscowości zostały przygotowane ulotki z podstawowymi zaleceniami.

Mięso spod Brudzenia w sklepach?

W południe do tej sprawy odniósł się przebywający na Pomorzu premier Donald Tusk.

- Od rana jestem stale informowany o przypadkach ptasiej grypy pod Płockiem - odpowiadał na pytania dziennikarzy. - Wiem, że powstał zespół do monitorowania sytuacji, nie ma powodów do paniki, nie ma zagrożenia dla zdrowia ludzkiego. Jest tylko pewien problem sanitarny i weterynaryjny.

Premier dodawał, że kontaktował się z wicepremierem Grzegorzem Schetyną i z minister zdrowia Ewą Kopacz.

Ewa Lech, Główny Lekarz Weterynarii, podczas konferencji prasowej w Warszawie, wyliczała, że ok. 2 tys. sztuk drobiu z ferm zakażonych ptasią grypą mogło trafić do sklepów. To ok. 6 tys. kg mięsa, z których 1 tys. kg nie zostało poddane obróbce termicznej.

Mięso było najpierw przewiezione do trzech ubojni z woj. warmińsko-mazurskiego (najwięcej do ubojni w Drwęcznie, gm. Orneta), a potem prawdopodobnie do sklepów.

- Nie ma żadnych powodów do obaw, wirus powodujący ptasią grypę u drobiu jest niebezpieczny dla człowieka tylko wtedy, gdy podlega mutacjom. Wszystko jest pod naszym nadzorem. Właśnie sprawdzamy drogę, jaką przebyło mięso, ustalamy konkretne sklepy - zapewniała Ewa Lech.

Lekarze zlustrują fermy

Uspokajał też Józef Knap, doradca Głównego Inspektora Sanitarnego: - Owszem, wirus H5N1 jest potencjalnie podejrzewany o to, że przenosi się na człowieka, ale dzieje się tak jedynie w skrajnych warunkach. Np. w Azji Południowo-Wschodniej, gdzie ludzie mieszkają bezpośrednio na fermach, jedzą surowe mięso. W żadnym kraju Unii Europejskiej nie było dotąd przypadku przeniesienia się wirusa na człowieka. Trzeba pamiętać, że wirus ginie poza organizmem ptaka lub podczas obróbki cieplnej.

Jak zapowiada Ewa Lech, w najbliższym czasie będą skontrolowane tzw. gospodarstwa kontaktowe - te, w których byli np. ludzie wcześniej przebywający w fermach uznanych za ogniska ptasiej grypy.

Lech nie wyklucza pojawienia się w okolicy kolejnego ogniska choroby. - Dlatego zostali wyznaczeni lekarze wolnej praktyki, którzy zajmą się lustracją wszystkich ferm w strefie zapowietrzonej - zapowiada Jacek Gruszczyński.

- Są już powiadomieni sołtysi, jesteśmy w kontakcie z proboszczami, którzy podczas mszy będą mówic ludziom, jak należy się w najbliższych dniach zachowywać - opowiadał Henryk Kisielewski, wójt Brudzenia Dużego. - Nie spodziewam się większych problemów. Tym bardziej, że nasza gmina nie słynie z ferm drobiowych. Zdecydowana ich większość to małe fermy, w tym roku nie rozwijały się z powodu wysokich cen paszy.

Sytuacja kryzysowa, ale w kategoriach gospodarczych

W przerwie wspólnego posiedzenia dwóch zespołów zarządzania kryzysowego: wojewódzkiego i powiatowego, kolejna konferencja prasowa odbyła się w budynku płockiego starostwa.

- W tym tygodniu zostałem wojewodą mazowieckim, wolałbym, aby to pierwsze spotkanie z państwem w Płocku przebiegało w innych okolicznościach. Niestety, mamy sytuację kryzysową, musimy dzielić się informacjami na jej temat - mówił Jacek Kozłowski.

Relacjonował, że o 10.30 uczestniczył w spotkaniu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji.

Uzupełniał: - Tego typu ogniska pojawiają się zwłaszcza jesienią już od kilku lat. Ale i ja pragnę przypomnieć, że jeszcze nigdy dotąd w Europie nie doszło do przeniesienia wirusa na człowieka. Wystarczy stosować podstawowe zasady higieny i poddawać mięso obróbce termicznej. Oceniam sytuację jako kryzysową w kategoriach gospodarczych, może się ona odbić na hodowcach drobiu i zakładach zajmujących się obróbką mięsa.

Zakładamy, że żadnych pacjentów nie będzie

Wojewoda podał, że w strefie zapowietrzonej (czyli w promieniu 3 km) są dwie gminy: Brudzeń Duży i trzy miejscowości w gminie Nowy Duninów po drugiej stronie Wisły. Z kolei strefa zagrożona (10 km) obejmuje teren gmin Brudzeń Duży, Stara Biała, Nowy Duninów (wszystkie w powiecie płockim) i Mochowo w powiecie sierpeckim oraz jedną gminę w woj. kujawsko-pomorskim. - Nie ma tam żadnych nowych ognisk zapalnych - zapewniał Jacek Kozłowski.

Jakie miejscowości obejmuje każda ze stref, wszystkie obowiązujące od soboty zakazy i nakazy - można znaleźć w specjalnym, wydanym po południu rozporządzeniu wojewody mazowieckiego.

- Ustalamy osoby, które mogą być narażone na zakażenie. W ogóle jest ich 40 - obliczała Małgorzata Czerniawska-Ankiersztejn, mazowiecki wojewódzki inspektor sanitarny. - Wśród nich: 21 mieszkańców powiatu płockiego i 19 z powiatu nidzickiego.

Ci ostatni to tzw. łapacze - ludzie, którzy wyłapywali indyki następnie przewiezione do ubojni.

- Od rana jeździmy do każdej z rodzin tych 40 osób, by ocenić stan zdrowia i poinformować, że w razie pojawienia się dolegliwości należy jak najszybciej zgłosić się do lekarza - mówiła Małgorzata Czerniawska-Ankiersztejn. - Zakładamy, że żadnych pacjentów nie będzie, ale dmuchając na zimne, sprawdzamy czy na ich przyjęcie są przygotowane oddziały zakaźne.

O powołaniu własnego sztabu kryzysowego informował też Jacek Olejnik, zastępca komendanta płockiej policji. Zadaniem jego ludzi jest kontrola ruchu drogowego, zabezpieczenie stref zapowietrzenia i zagrożenia. - Mieszkańcy zachowują się odpowiedzialnie, ze zrozumieniem. Mam nadzieję, że tak będzie przez cały czas - komentował Olejnik.

Będą odszkodowania

Marek Sawicki, minister rolnictwa, zakazał organizacji "targów z udziałem ptaków oraz pojenia drobiu wodą z otwartych zbiorników". Rozporządzenie zostanie opublikowane w poniedziałek.

Sawicki zapewnił jednocześnie, że hodowcy drobiu z Uniejewa i Myśliborzyc otrzymają odszkodowania. - Chcemy, by skutki gospodarcze były też jak najmniej dotkliwe dla producentów - zaznaczył.

Nawiązał do przypadków ptasiej grupy w Rumunii, Niemczech i Wielkiej

Brytanii. - Tam nie miało to wpływu na zachowania konsumentów i handlowców - komentował. Oświadczył, że ma nadzieję, iż podobnie będzie w Polsce. Zagwarantował, że UE nie wprowadzi zakazu eksportu drobiu; wstrzymany ma być wyłącznie handel drobiem ze strefy zapowietrzonej.

Przypomnijmy: po raz pierwszy przypadki ptasiej grypy wykryto w Polsce w marcu 2006 r. w centrum Torunia.

Pandemia mało prawdopodobna

Największym niebezpieczeństwem ptasiej grypy dla ludzi byłoby pojawienie się mutacji w strukturze genetycznej wirusa, która pozwoliłaby mu na przenoszenie się od człowieka do człowieka. W chwili obecnej człowiek może zakazić się jedynie od zwierzęcia. Prawdopodobne jest pojawienie się (na drodze mutacji) zmiany w genetycznej struktur ze wirusa umożliwiającej mu przenoszenie się od człowieka do człowieka, ale wymaga to bardzo niekorzystnego zbiegu okoliczności. Aby doszło do tej mało prawdopodobnej sytuacji człowiek lub zwierzę (np. świnia) musi zarazić się równocześnie wirusem ludzkim i zwierzęcym. Wtedy dzięki podziałowi na segmenty możliwa jest wymiana genów pomiędzy dwoma wirusami pasożytującymi na tej samej komórce. Dopiero w takiej sytuacji może powstać zupełnie nowy szczep zdolny do wywołania pandemii.

Do tej pory stwierdzono jeden przypadek przejścia wirusa z człowieka na człowieka bez utraty zjadliwości. 25 czerwca 2006 w Indonezji zmarł na ptasią grypę ojciec, zaraziwszy się uprzednio od swojego 10-letniego syna.

Zwykła grypa niebezpieczniejsza od ptasiej grypy

Najgroźniejszym obecnie szczepem wirusa ptasiej grypy jest szczep H5N1. Po raz pierwszy stwierdzono go w Hongkongu w 1997 roku. Prawdziwa epidemia ptactwa domowego wybuchła jednak dopiero w 2003 roku. Według WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) od 2003 roku zmarło co najmniej 130 na 228 osób zakażonych wirusem. Ptasia grypa charakteryzuje się więc dość dużą zjadliwością, co jest czynnikiem zmniejszającym ryzyko pandemii.

Tymczasem - jak pokazują statystyki - o wiele większa liczba ludzi umiera po zarażeniu się zwykłym wirusem grypy. Większość pacjentów, którzy zapadną na grypę, wraca do zdrowia w ciągu od jednego do dwóch tygodni. Jednak każdego roku na całym świecie na skutek grypy życie traci 2 mln ludzi. Główną przyczyną śmierci nie jest co prawda sama grypa, ale występujące po niej powikłania. Większość zgonów dotyczy pacjentów w wieku powyżej 65 lat lub młodszych, ale osłabionych przez inne niż grypa choroby. Grypa może być też niebezpieczna dla niemowląt oraz małych dzieci. W przypadku niewłaściwego leczenia albo jego braku nawet pacjenci w sile wieku mogą nabawić się poważnych komplikacji.