Pokazywanie postów oznaczonych etykietą EUROPA. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą EUROPA. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 3 lutego 2009

Tadeusz Jerzak: Europejskie spory i konflikty (stan na rok 2005)

1.Mniejszość rosyjska w Estonii i na Łotwie.

Oba kraje mają problem z dużym odsetkiem ludności narodowości rosyjskiej, która zamieszkuje oba kraje. Jest to potencjalne źródło konfliktów zarówno wewnętrznych, jak również powstawania napięć z Rosją. Procentowo stanowi ona odpowiednio 28 proc. ludności Estonii i ok. 30 proc. ludności Łotwy. Gdy na początku lat '90 oba państwa wprowadziły restrykcyjne przepisy dotyczące trybu uzyskiwania obywatelstwa, ludność rosyjska zagroziła secesją. W rezultacie problem rozwiązano metodami politycznymi.

Powodem napięć może być także rejon Narwy (wykazuje on duże ciążenie ku Rosji) oraz problem terytoriów estońskich włączonych w 1940 r. do ZSRR. Narwa miasto w północno-wschodniej Estonii, na granicy z Rosją, gdzie spośród ok. 70 tys. mieszkańców, Estończycy stanowią zaledwie 3,5 proc. populacji. Miasto w znaczący sposób różni się od reszty kraju. Na ulicach słychać jedynie język rosyjski, w kioskach sprzedaje się rosyjskie gazety, słucha się rosyjskiego radia, ogląda rosyjską telewizję i po rosyjsku się myśli.

Zgodnie z ustawą o obywatelstwie na Łotwie, osoby nie znające języka łotewskiego nie mogą uzyskać obywatelstwa, co automatycznie uniemożliwia im zasiadanie w organach władzy pochodzących z wyborów. Marginalizuje to politycznie ludność rosyjskojęzyczną. Sprawa ta została podniesiona w 2002 roku w związku z podjęciem przez Łotwę starań o członkostwo w NATO. Łotewskie rozwiązania w tej sprawie zostały ostro skrytykowane przez sekretarza generalnego sojuszu George'a Robertsona, co w rezultacie doprowadziło do ich złagodzenia. Podobne estońskie przepisy w tej sprawie, zmieniono w 2001 roku. Zniesiono m.in. obowiązek zdawania egzaminu z języka estońskiego przez kandydatów na posłów i radnych. Po tych zabiegach OBWE stwierdziło, że ludność rosyjskojęzyczna w Estonii nie jest dyskryminowana.

2.Mniejszość polska na Litwie.

Oficjalnie stosunki między Polską i Litwą określa się mianem wzorcowych. Jednak niezadowolenie społeczeństwa polskiego budzą działania władz Litwy w stosunku do mniejszości polskiej. Ciągłym zarzewiem konfliktu jest bardzo powolna reprywatyzacja własności prywatnej, zagarniętej przez władze radzieckie po 1939 roku. Wilno stosunkowo skutecznie uniemożliwiło Polakom odzyskanie ziemi upaństwowionej w okresie przynależności Litwy do ZSRR. Napięcia powoduje również paraliżowanie przez władze prac polskiego szkolnictwa. Na Litwie wśród większości mieszkańców panuje przekonanie, że Polacy na Wileńszczyźnie są spolonizowanymi Litwinami. Stąd może niejako wynikać restrykcyjna polityka jaka prowadzi ministerstwo oświaty wobec polskiego szkolnictwa. Zauważa się próby wprowadzenia języka litewskiego przy nauczaniu poszczególnych przedmiotów, likwidację obowiązku matury z języka polskiego, zaniechanie drukowania podręczników do ostatnich klas szkoły średniej w języku polskim (przeciwko tej akcji w 2002 roku Akcja Wyborcza Polaków na Litwie (AWPL) zorganizowała wiec, stwierdzając jednocześnie, że polityka Wilna może prowadzić do wynarodowienia mniejszości narodowych). Oprócz wyżej wymienionych działań stosowana jest dyskryminacja szkół polskich przy rozdziale środków na zakup pomocy dydaktycznych, wyposażenia klas, remonty. Od czasu uzyskania przez Litwę niepodległości nie wybudowano na Wileńszczyźnie ani jednej polskiej szkoły. Za to na tych obszarach powstały bardzo dobrze wyposażone szkoły z językiem litewskim jako językiem wykładowym. Tego typu działania odbierane są przez mniejszość polską jako próba ich litwinizacji.

3.Spór Albanii i Grecji o Epir Północny.

Epir to górzysta kraina położona w północnej części Grecji, na zachodzie granicząca z Morzem Jońskim, na północy z Ilirią i Albanią, na wschodzie z Tesalią, a na południu z Eolią i Akamanią.

Epir podzielony jest na cztery prefektury ("nomoi") zwane Arta, Ioannina, Preveza i Thesprotia. Ma powierzchnię 9200 km2, około 350 000 mieszkańców. Największym miastem jest Ioannina (Janina), 100 000 mieszkańców. Ludność Epiru stanowią głównie Grecy, są także dwie małe mniejszości etniczne - Albańczycy i Wołosi.

Historyczna kraina Epiru rozciągała się dużo bardziej na północ, na tereny dzisiejszej Albanii, gdzie Grecy nadal stanowią znaczącą mniejszość etniczną. Obszar ten jest nazywany przez Greków Północnym Epirem.

Albania i Grecja są stronami w zadawnionym sporze terytorialnym o Epir Północny. Według Aten zamieszkuje tam licząca 400 tys. osób mniejszość grecka, która jest poddawana sukcesywnemu wynaradawianiu. Z tą liczbą nie zgadzają się władze w Tiranie, twierdząc, że mniejszość ta liczy nie więcej jak 60 tys. i cieszy się pełną kulturową autonomią. W 1994 roku grecka organizacja Front Wyzwolenia Epiru Północnego (MAVI) zaatakowała albański posterunek wojskowy, zabijając dwóch żołnierzy. Albańczycy w ramach odwetu aresztowali kilku działaczy greckiej partii etnicznej Omonia. Odpowiedź Grecji była szybka. Wydaliła ze swojego terytorium 30 tys. nielegalnych imigrantów albańskich.

W 1995 roku doszło do kompromisu. Albańczycy zgodzili się uwolnić uwięzionych Greków. Co umożliwiło zawarcie w 1996 roku układ o przyjaźni i współpracy między Grecją i Albanią.

4.Problemy Bułgarii.

Poważnym problemem Bułgarii jest mniejszość turecka i zislamizowani Bułgarzy (Pomakowie - głównie potomkowie ludności pasterskiej z rejonów górskich, która przeszła na islam i przyjęła obyczaje tureckie, mimo to zachowała język bułgarski, choć z wieloma tureckimi naleciałościami).

W 1989 roku władze Bułgarii zainicjowały kampanię "slawizacji" mniejszości. Jednym z aspektów tej akcji była przymusowa "bułgaryzacja" imion i nazwisk. Turcy zaczęli masowo opuszczać Bułgarie i wyjeżdżać do Turcji, jednak większość powróciła po upadku komunizmu.

Mniejszość turecką reprezentuje Ruch Prawa i Swobód (DPS), który jest trzecią siłą polityczną w Bułgarii. Ruch powstał 4 stycznia 1990 roku, a na jego czele stanął Ahmed Dogan. Do DPS przyłączyli się Pomacy kierowani przez Hasana Białkowa, którzy wcześniej działali w Niezależnym Stowarzyszeniu Obrony Praw Człowieka. Oprócz DPS działają radykalne ruchy separatystyczne, domagające się utworzenia autonomicznego okręgu tureckiego pozostającego z Bułgarią w luźnej federacji. Mino iż ruchy te nie mają wielkiego poparcia społecznego, to jednak budzą one poważne zaniepokojenie wśród Bułgarów.

5.Spór Bułgarii i Rumunii o Dobrudżę.

Dobrudża to region naturalny w Rumunii i Bułgarii pomiędzy dolnym biegiem Dunaju a Morzem Czarnym. Pod względem uprzemysłowienia Dobrudża jest regionem słabo rozwiniętym. W pasie nadmorskim istnieją liczne kąpieliska.

Dobrudża jest przedmiotem zadawnionego sporu między Bułgarią i Rumunią. Spór toczy się wokół południowego skrawka Dobrudży, który historycznie należy do Bułgarii. Oba państwa oficjalnie nie przyznają się do problemu.

Cała Dobrudża została przekazana Rumunii na podstawie traktatu z Trianon podpisanego w 1921 r. W 1940 roku roszczenia do południowej Dobrudży wysunęła Bułgaria. 7 IX 1940 roku na mocy układu rumuńsko-bułgarskiego południowa część Dobrudży została przyznana Bułgarii. Ustalona wtedy granica została potwierdzona 10 II 1947 roku.

6.Mniejszość węgierska w Rumunii.

Mniejszość węgierska w Rumunii zamieszkuje na obszarze Transylwanii (Siedmiogrodu). Liczy ona ok. 2 mln osób. Do Transylwanii Węgrzy trafili już na przełomie IX/X w. Z czasem przyjęli chrześcijaństwo. Już w XI w. w ramach państwa węgierskiego administracyjnie wydzielono Transylwanię. Najprawdopodobniej w tym samym czasie na tym terenie osiedliła się Seklersko - Węgierska (Székely - Magyar) grupa etniczna. Aż do inwazji tatarskiej w 1241r. Węgrzy liczebnie wyraźnie dominowali na tym terenie, jednak w wyniku pociągnęła za sobą napływ innych grup etnicznych (przede wszystkim Rumunów). Po roku 1526 kosztem płacenia lenna Turkom prowincja Siedmiogrodu pod władzą książąt węgierskich zachowała częściową niezależność. Ranga węgierskiego Siedmiogrodu podniosła się jeszcze bardziej, gdy od 1576 książę Stefan Batory na podstawie personalnej unii polsko-węgierskiej mógł mianować się również królem Polski. Koniec XVI i cały wiek XVII nazywany jest w historii "złotym wiekiem Siedmiogrodu".

Zdominowany przez większość węgierską Siedmiogród został przekazany Rumunii po pierwszej wojnie światowej. Po upadku Francji w 1940 roku. Węgrzy wysunęli żądania co do Siedmiogrodu, Bułgaria zaczęła sobie rościć prawo do Dobrudży, a ZSRR zgłosił pretensje do Besarabii i Bukowiny. Rumunia znalazła się w bardzo trudnej sytuacji, gdyż wszystkie te ziemie Rumunia dostała na mocy traktatu z Trianon z 1921 r. przy wsparciu Francji. Po przekazaniu Besarabii i Bukowiny ZSRR, Węgry zagroziły Rumunii wojną, jeżeli ta nie przystąpi do rewizji granic. Rumunia została zmuszona do przekazania Siedmiogrodu Węgrom. Ostatecznie Siedmiogród powrócił do Rumunii w 1947 roku, na mocy traktatów rzymskich.

Na terytorium Rumunii Węgrzy stanowią około 7,1% ludności (w samej Transylwanii aż 20%). Są miejsca, gdzie liczba etnicznych Rumunów nie przekracza 2%.

W ostatnich latach wiele osad straciło swój węgierski charakter. Proces ten swą kulminację osiągnął w latach 70-tych, gdy w wyniku rządowej akcji przesiedlono na tereny etnicznie węgierskie Rumunów. Wtedy znacznie zmieniła się struktura zarówno miast siedmiogrodzkich, jak i pogranicza rumuńsko-węgierskiego.

Zarówno wśród Rumunów jak i Węgrów istnieją skrajne ugrupowania nacjonalistyczne. Na konflikt etniczny nakłada się religijny. Węgrzy to protestanci i katolicy, wśród Rumunów dominuje prawosławie. Mimo czasowych wzrostów napięcia między Rumunami i mniejszością węgierską , sporadycznie dochodziło do incydentów z użyciem siły.

7.Mniejszość węgierska na Słowacji.

Powodem sporu między tymi krajami są prawa mniejszości węgierskiej (ok. 600 tys.), która zamieszkuje słowackie rejony przygraniczne. Węgrzy zarzucają Bratysławie łamanie praw mniejszości, co przejawia się m.in. w ograniczaniu zakresu używania języka węgierskiego i zakazu ustawiania dwujęzycznych tablic na obszarach zamieszkanych w większości przez Węgrów. Poprawa stosunków z mniejszością węgierską nastąpiła w 1998 roku, kiedy do władzy doszły słowackie partie demokratyczne wraz z Partią Koalicji Węgierskiej.

Kolejną przeszkodą na drodze Węgrów słowackich do pełnego zadowolenia jest problem tzw. Karty Węgra, której do dziś nie akceptuje słowacki rząd. Wprowadzona 1 stycznia 2002r. daje szereg przywilejów zagranicznym Węgrom. Najważniejsze to: prawo do trzymiesięcznej legalnej pracy na Węgrzech wraz z ubezpieczeniem zdrowotnym i emerytalnym, prawo do bezpłatnych studiów i korzystania z bibliotek, zniżka na podróże do ojczyzny oraz 20 tyś. Forintów na podręczniki i pomoce naukowe dla rodziców posyłających przynajmniej dwójkę dzieci do węgierskojęzycznych szkół w swoich krajach. Słowacja jest jedynym krajem, który nie uznał prawa swoich obywateli do ubiegania się o Kartę, co powoduje zrozumiałe niezadowolenie wśród tamtejszych Węgrów.

Kolejnym powodem zadrażnień między Bukaresztem a Bratysławą jest zespół zapór wodnych na Dunaju. W 1977 Czechosłowacja i Węgry podpisały umowę o budowie kompleksu hydroelektrowni. W 1989 r. strona węgierska jednostronnie wycofała się z projektu, tłumacząc się względami ekologicznymi. Efektem jest sytuacja, w której elektrownia słowacka może wykorzystywać tylko cztery z ośmiu zespołów turbin. Sprawa została przekazana do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze, który stwierdził że oba państwa popełniły błędy i powinny się porozumieć co do odszkodowań. W 1998 roku Węgry i Słowacja zrezygnowały z odszkodowań.

8.Spór Rumunii i Ukrainy o Wyspę Węży.

Przedmiotem sporu była tak zwana Wyspa Węży (Ostrow Zmijnyj) licząca ok. 1,5 km2, położona ok. 300 km od Odessy. W jej pobliżu znajdują się złoża ropy naftowej i gazu ziemnego, a na wyspie znajduje się ukraińska baza wojskowa. Gdy upadł Związek Radziecki, do wyspy roszczenia zgłosiła Rumunia, do której wyspa należała przed II wojną światową. Gdy władze Rumunii doszły do wniosku, że nie mają większych szans na odzyskanie wyspy, zaczęły dążyć do korzystnego dla siebie podziału szelfu kontynentalnego na Morzu Czarnym. Spór rozwiązano częściowo 2 VI 1997 roku. Prezydenci obu państw podpisali traktat o przyjaźni, dobrym sąsiedztwie i współpracy. W traktacie zapisano, że oba kraje nie mają wobec siebie roszczeń terytorialnych i gwarantują nienaruszalność granic. Traktat uzupełniono dokumentem dotyczącym sporu o Wyspę Węży. Stwierdzono w nim, że wyspa nie będzie wykorzystywana przez Ukrainę do celów wojskowych. Oprócz tego obie strony wyraziły gotowość do rozpoczęcia rozmów na temat podziału szelfu kontynentalnego wokół Wyspy Węży. Tak więc Rumunia ostatecznie zrezygnowała z roszczeń do wyspy, przedmiotem spornym pozostaje delimitacja obszarów morskich.

9.Macedonia - spór z Grecją o nazwę państwa i problemy z mniejszością albańską.

Zaraz po ogłoszeniu niepodległości w 1991 roku, Macedonia znalazła się w konflikcie z Grecją, która protestowała przeciwko nazwie państwa. Grecja uznała, ze nazwa ta jest zawłaszczeniem części greckiej spuścizny. Jednak podstawą tych roszczeń była obawa przed uaktywnieniem się dążeń separatystycznych wśród niewielkiej mniejszości słowiańskiej zamieszkującej grecką Macedonię Egejską. Spór zakończył się w roku 1995. Grecja postawiła warunek, mianowicie, iż Macedonia oficjalnie będzie używała nazwy: Była Jugosłowiańska Republika Macedonii (FYROM - Former Yugoslav Republic of Macedonia).

Poważniejszym problemem z jakim boryka się Macedonia to mniejszość albańska, która stanowi ok. 23-25% populacji. Już w 1992 roku Albańczycy podnosili postulat autonomii. Wyraziło się to poprzez akcję jaką przeprowadziła grupa albańskich nacjonalistów na rzecz utworzenia Autonomicznej Republiki Ilirii. Zorganizowano nielegalne referendum, w którym zapytano Albańczyków, czy są za utworzeniem republiki, za było 74% Albańczyków.

Do roku 1997 sytuacja była w miarę stabilna. Załamanie państwowości albańskiej oraz uaktywnienie się partyzantów Armii Wyzwolenia Kosowa (UCK) doprowadziło do zaognienia sytuacji. W 1998 roku UCK oficjalnie ogłosiła rozpoczęcie działań zbrojnych w Macedonii.

W czasie wojny w Kosowie do Macedonii napłynęło tysiące albańskich uchodźców, co mogło w znaczącym stopniu wpłynąć na strukturę etniczną kraju. Sytuacja uległa rozładowaniu, gdy w 1999 roku większość uchodźców powróciła do Kosowa.

W 2001 roku doszło do otwartych wal w rejonie Tetova (największe skupisko mniejszości albańskiej). Siły macedońskie nie były w stanie poradzić sobie z rebeliantami. W wyniku nacisku międzynarodowego doszło do podpisania porozumienia w Ochrydzie. Macedonia zgodziła się na dokonanie zmian w konstytucji, które miały uwzględniać narodowe aspiracje Albańczyków, którzy w zamian mieli zrezygnować z przemocy i oddać broń siłom międzynarodowym.

Nacjonaliści macedońscy opóźniali wprowadzenie w życie porozumień z Ochrydy, ale po wyborach w 2002 roku proces ochrydzki doczekał się realizacji. W odpowiedzi kierownictwo UCK ogłosiło rozwiązanie organizacji i nakazało swoim członkom powrót do cywilnych zajęć.

Jednak mimo tych działań sytuacja w Macedonii nadal pozostaje napięta. Opinia ekspertów macedońskich na przyszłość jest pesymistyczna. Uważają oni, że Macedonia jest jednym z najbardziej zagrożonych miejsc wybuchu konfliktu na świecie. Polityczne problemy dynamizuje również wzrost zorganizowanej przestępczości, zarówno z udziałem macedońskich grup jak i grup albańskich, co szczególnie osadza walkę z nimi w kontekście polityki narodowościowej.

W związku z panująca sytuacją rząd w Skopje zwrócił się z prośbą o pomoć do UE, która przychyliła się do wniosku i rozmieściła w Macedonii oddział liczący 400 żołnierzy. Są to działania w ramach operacji "Concordia", realizowana od marca do grudnia 2003 i operacja "Proxima", trwająca od grudnia 2003 roku.

10.Austria - Czechy: spór o elektrownię atomową w Temelinie.

Spór Austrii i Czech toczy się wokół elektrowni atomowej w czeskim Temelinie. Austria twierdzi, że rozwiązania jakie zastosowano przy budowie elektrowni nie zapewniają pełni bezpieczeństwa, a przypomnijmy, iż Temelin znajduje się tylko 50 km od granicy austriackiej. Czesi w odpowiedzi argumentują, iż cały system bezpieczeństwa został zmodernizowany przy udziale firm amerykańskich i niemieckich. Rząd czeski wysunął także propozycję, która polegała na tym, że zostanie zamontowana specjalna linia telefoniczna dzięki której rząd austriacki będzie otrzymywał informacje, o tym co dzieje się w elektrownii. Do całego sporu dołączyły organizacje ekologiczne, blokując czesko-austriackje przejścia graniczne.

Cała ta sytuacja poważnie komplikowała stosunki między oboma państwami. Austria przez rok blokowała zakończenie z Czechami negocjacji członkowskich do UE, dotyczących energii.

Możliwość zakończenia sporu pojawiła się w listopadzie 2001 roku. Premierzy obu krajów podpisali porozumienie w sprawie zwiększenia bezpieczeństwa obiektu. Porozumienia nie podobały się jednak Wolnościowej Partii Austrii i jej przywódcy, którym był kontrowersyjny Jörg Haider, który sprawę elektrowni chciał wykorzystać w swojej politycznej karierze. W 2002 roku nie bacząc na podjęte porozumienia zorganizował referendum, w którym zebrał 915 tys. podpisów pod petycją domagającą się zamknięcia elektrowni i zablokowania przez Austrię wejścia Czech do Unii Europejskiej, Jeżeli Czechy nie zgodzą się na zamknięcie obiektu. W rezultacie końcowym cała sprawa nie wpłynęła na proces akcesyjny, jednak nie wykluczone, że sprawa Temelina może jeszcze wpłynąć na kontakty dwustronne między tymi państwami.

11.Struktura etniczna w Belgii.

Struktura etniczna Belgii, to podstawowy problem tego państwa. Kraj zamieszkują dwie grupy: Flamandowie (31%, mówiący po holendersku) oraz Walonowie (58%, francuskojęzyczni). Między obiema grupami dochodzi do licznych napięć, głównie na podłożu udziału ich reprezentantów we władzach centralnych oraz podziału funduszy. Sytuacja nieco się poprawiła w 1992 r., gdy Belgia przyjęła charakter federacji. Jednak nadal u Walonów istnieje silne ciążenie ku Francji, które przejawia się nawet w głoszeniu postulatów zjednoczeniowych.

Na przełomie 2001 i 2002 roku doszło do zaostrzenia napięć między Flamandami i Walonami. Powodem było przyznanie cudzoziemcom z spoza UE mieszkającym w Belgii powyżej pięciu lat prawa do glosowania w wyborach lokalnych. Flamandowie obawiają się, że zachwieje to kruchą równowaga jak istnieje pomiędzy dwiema grupami etnicznymi. Obawy te są o tyle uzasadnione, iż większość imigrantów jest francuskojęzyczna, co może być powodem oddania głosów na kandydatów walońskich.

12.Dania a Wyspy Owcze.

Wyspy Owcze to archipelag na Morzu Norweskim położony pomiędzy Szkocja a Islandią. Obejmuje on 17 zamieszkałych wysp i około tysiąca bezludnych małych wysepek. Ludność Wysp liczy ok. 47 tys. mieszkańców. Jest to autonomiczne terytorium duńskie, jednak od dawna widoczne są silne tendencje niepodległościowe.

W roku 1946 przeprowadzono pierwsze referendum w sprawie oderwania wysp od Danii. Wygrali zwolennicy niepodległości, jednak przewaga była tak mała, że wyników nie uznano za wiążące. Mimo to sytuacja ta sprawiła, że Dania nadała Wyspom Owczym szeroką autonomię (1948 r.).

Tendencje niepodległościowe były skutecznie utrącane poprzez duńskie subsydia pozwalające pokryć deficyt w handlu zagranicznym jak i deficyt budżetowy lokalnych władz. Czynnik ten był szczególnie istotny w czasie kryzysu sektora przetwórczego na Wyspach w latach '90.

W chwili obecnej poprawa sytuacji gospodarczej ponownie uaktywniła zwolenników niepodległości. Przedstawiciele partii niepodległościowych uznają pomoc Danii, ale niekorzystne warunki zaciągniętego długu hamują wzrost gospodarczy. Znaczenie w tej kwestii mają również badania, których celem jest określenie złóż ropy i gazu na wodach otaczających wyspy. Jeżeli rozpocznie się wydobycie i wpłynie to na poprawę warunków życia ludności wysp, ruch niepodległościowy zyska na pewno nowych zwolenników.

ŹRÓDŁA:

Krzysztof Kubiak, Wojny, konflikty zbrojne i punkty zapalne na świecie, Warszawa 2005, s.319

M. Kuczyński, Krwawiąca Europa. Konflikty zbrojne i punkty zapalne w latach 1990-2000. Tło historyczne i stan obecny, Warszawa 2001;

http://www.peppone.gower.pl/Spory%20i%20konflikty.htm

http://pl.wikipedia.org/wiki/Epir

http://pl.wikipedia.org/wiki/Dobrud%C5%BCa

http://www.najmici.net/losy_litwa.htm

http://www.republika.pl/darski1/kwestia/turecka.htm

http://www.hungaria.fusion-kmb.pl/wegry/modules.php?name=News&file=article&sid=105

http://www.polska-zbrojna.pl/artykul.html?id_artykul=375

http://www.republika.pl/darski1/kwestia%5Calb.htm

http://www.doc.ukie.gov.pl/cd-rom/cd2/dokumenty/01_abc/kraje/belgia.pdf


1.Spór Austrii i Słowacji o budowę elektrownii atomowej w Mochowcach.

W połowie lat dziewięćdziesiątych doszło do protestów przeciw budowie elektrowni atomowej w słowackich Mochowicach, odległych ok. 100 km od Wiednia. W porotestach uczestniczył rząd Austrii i organizacje ekologiczne, które wspierane były przez słowackie ruchy ekologiczne jak: Partia Zielonych, ruch Greenpeace i organizacja ekologiczna Energia 2000. Rząd Austrii wycofał się z protestów, gdy w realizację radykalnej modernizacji elektrownii włączyło się konsorcjum złożone z firm z krajów UE, krajów stowarzyszonych i Federacji Rosyjskiej. Wcześniej elektrownia w Mochowcach zaliczana była do jednej z najbardziej niebezpiecznych na świecie.

2.Włochy.

a)Górna Adyga.

Górną Adygę (Tyrol Południowy) zamieszkuje mniejszość niemiecka, która liczy sobie ok. 200 tys. osób.

Południowy Tyrol (Górna Adyga) to historyczna część Tyrolu położona na południe od głównej grani Alp. Od 1919 roku w rezultacie traktatu pokojowego w St. Germain pod admistracją włoską jako region Trentino - Alto Adige. Zamieszkały przez ludność tyrolską, włoską i ladyńską. Po dojściu Mussoliniego do władzy we Włoszech nastąpiła przymusowa italinizacja niemieckojęzycznej części Południowego Tyrolu, powodując głęboki konflikt polityczny i narodowościowy. Zabroniono używania jezyka niemieckiego, zmieniano oryginalne nazwy miejscowości i obiektów topograficznych na włoskie, rozwiązano administracyjnie niemieckojęzyczne organizacje kulturalne i zagarnięto ich majatek. Czynny opór rdzennej ludności spowodował surowe represje władz. Problem statusu niemieckojezycznej ludności Południowego Tyrolu stał się przyczyną długotrwałego konfliktu austriacko-włoskiego, w wyniku którego powstały nawet organizacje separatystyczne dopuszczające się ataków terroru.

W 1971 roku zawarta została umowa pomiędzy Rzymem i Wiedniem (tzw. Pakiet), która przyznawała Tyrolczykom szeroką autonomię. "Autonomiczny pakiet Południowego Tyrolu" gwarantował równouprawnienie języka niemieckiego i włoskiego w całej prowincji, dawał możliwość nauczania w szkołach w języku niemieckim, tworzenie niemieckojęzycznych organizacji kulturalnych, powodował zrównanie języka niemieckiego i włoskiego w urzędach.

W 1992 roku Włochy, że "pakiet" został spełniony i rządy obu zainteresowanych państw uznały, iż spór został zakończony. Jednak w przypadku pojawienia się jakichkolwiek kwestii spornych (dotyczących praw mniejszości), będą one rozwiązywane przez międzynarodowy wymiar sprawiedliwości.

b)Problem Padanii.

W północnej części Włoch istnieje dość silny ruch separatystyczny, który nosi nazwę Liga Północna (LN - Lega Nord). Jest to ugrupowanie polityczne, które powstało w 1989 roku. Głosi hasła przebudowania Włoch z państwa unitarnego w federację kantonu północnego - tzw. Padania - i kantonu południowego, bądź secesji północnej części państwa i utworzenia niepodległej Padanii ze stolicą w Mantui. Zaraz pojawiły się głosy wzywające do zdelegalizowania Ligi Północnej, gdyż hasła, które wygłaszała są niezgodne z włoską konstytucją, która wyraźnie mówi, iż państwo włoskie jest "jednolite i niepodzielne".

Gdy w ostateczności okazało się, że hasła niepodległości Padanii nie przyciągają wyborców, LN zmieniła swoje hasła. Lider partii Umberto Bossi, stał się zwolennikiem decentralizacji państwa i przeniesienia władzy z centrum do regionów. Mimo tej zmiany Liga Północna nie wprowadziła swoich przedstawicieli do Izby Deputowanych (w głosowaniu proporcjonalnym), z wyjątkiem tych, którzy wystartowali z list koalicji "Dom Wolności" (głosowanie większościowe).

3.Francja.

a)Separatyzm korsykański.

Ma on długie korzenie historyczne. Jego wyrazicielem jest Korsykański Front Wyzwolenia Narodowego - FLNC (Front de Liberation Nationale de la Corse). Organizacja ta była w przeszłości inicjatorem wielu zamachów terrorystycznych na instytucje administracyjne i policję i nadal jest aktywna, np. w 2001 roku doszło do ataku na posterunek żandarmerii w Borgano w wyniku którego rannych zostało 14 osób). FLNC często stosowała metodę wysadzania willi Francuzów z kontynentu. Przykładem może być tzw. "błękitna noc", kiedy to zniszczono nawet po kilkanaście budynków (zazwyczaj mieszkańcy byli wcześniej uprzedzani o ataku).

By stworzyć sprzyjający klimat do pokojowego rozwiązania konfliktu w 1999 roku FLNC ogłosiła zawieszenie broni. Jednak podział w parlamencie francuskim co do uznania większej autonomiczności wyspy i wynikające z tego opóźnienie spowodowało, że już w 2001 roku FLNC zdecydowała się na zerwanie rozejmu, o czy świadczy wspomniany wcześniej atak na posterunek żandarmerii. W tym samym czasie największa organizacja separatystyczna Cuncolta ogłosiła swoje połączenie z trzema innymi ruchami o podobnym charakterze : Corsica Viva, Associu per a Supranita i U Culletivu Naziunale. Nowe ugrupowanie, które powstało z połączenia tych czterech ruchów przyjęło nazwę Indipendenza (Niepodległość), jednocześnie nie odcięło się ono od walki zbrojnej.

W 2003 roku powstał pomysł aby przeprowadzić referendum, co do przyszłości wyspy, który miał na celu zapewnienie większej autonomiczności wyspy, co miałoby uspokoić napiętą sytuację wewnętrzna panująca na Korsyce. Status autonomiczny Korsyki miałby przypominać ten, który posiada włoska Sardynia.

W ostatecznym wyniku rząd przegrał plebiscyt. Głównymi przyczynami były: nieprzejednana postawa zwolenników republikańskiego centralizmu, zarówno z lewicy, jak i z prawicy, głosy na "nie" nacjonalistów, których satysfakcjonowałaby jedynie pełna niepodległość wyspy, inni przeciwnicy, którzy uważają, że głównym problemem jest korupcja i powiązania lokalnej administracji ze strukturami mafijnymi, które te z kolei współpracują z organizacjami separatystycznymi, co ogromnie utrudnia rozwiązanie konfliktu.

b)Problem islamski - "terroryzm napływowy".

Jest to poważny problem Francji, w której w zwartej grupie żyje ok. 4 mln imigrantów z krajów muzułmańskich. Przenoszą oni konflikty ze swoich krajów macierzystych na teren Francji.

We Francji działają bardzo aktywnie algierskie bojówki z formacji Islamskie Grupy Zbrojne (GIA). Czy jednak ich działania i hasła stanowią tak duże zagrożenie dla Francji? Otóż tak. Dlaczego? Ze względu na ogromną grupę obywateli francuskich pochodzących z krajów muzułmańskich. Wielu z nich to osoby bezrobotne, zamieszkujące biedne przedmieścia. Są to przeważnie ludzie młodzi, raczej obojętni religijnie, jednak mogą stanowić łatwy cel dla radykałów, którzy wygłaszają hasła powszechnego dobrobytu i sprawiedliwości, jeśli tylko społeczeństwu francuskiemu narzucone zostaną prawa muzułmańskie.

GIA w 1995 roku przeprowadziła serię zamachów m.in. w paryski metrze (25 lipca 1995 r.), podczas którego zginęło 7 osób, a rannych zostało ponad 80. w wyniku tych wydarzeń zostały wprowadzone nadzwyczajne środki bezpieczeństwa, a policja dokonała aresztowań setek osób z kręgów arabskich.

Islam we Francji jest dziś drugą religią, a jeśli policzyć tylko praktykujących to pierwszą. Ciekawym zjawiskiem jest fakt, że działania terrorystyczne przeprowadzane są na coraz mniejszą skalę. Jeden z muzułmańskich przywódców we Francji miał powiedzieć: "Dzięki waszym demokratycznym przepisom podbijemy was". We Francji islamiści upolityczniają się, gdyż doszli do wniosku, że działalność terrorystyczna nie przynosi najlepszego efektu, chyba że sytuacja jest bardzo trudna. W tym przypadku Francja nie uchroni się przed silnymi działaniami ze strony ludności muzułmańskiej.

c)Separatyzm bretoński.

Jego aktywność przypadała na lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte ubiegłego stulecia, kiedy to ruch separatystów bretońskich organizował sabotaże i zamachy bombowe. Obecnie nie przejawia większej aktywności.

4 Spór Hiszpanii i Maroka o Ceutę i Melillę

Ceuta (hiszp. Ciudad Autónoma de Ceuta), hiszpańskie miasto i twierdza położone na afrykańskim cyplu tworzącym Cieśninę Gibraltarską, jest enklawą na terytorium Maroka. Powierzchnia około 28 km2. Liczba mieszkańców to ponad 76 tys. Pod względem administracyjnym Ceuta jest miastem autonomicznym, poprzednio należała do hiszpańskiej prowincji Kadyks.

Melilla to miasto portowe i terytorium hiszpańskie w Afryce, nad Morzem Śródziemny, graniczy z Marokiem. Założona przez Fenicjan. W 1497 została zdobyta przez Hiszpanów. Liczy sobie 63 tys. mieszkańców i ma powierzchnię 12,5 km2 (łącznie ze skalistymi wysepkami Gomera, Alhucemas i Chafarinas).

Spór o te terytoria ma długą historię. Maroko rości sobie pretensje do tych obszarów i pragnie aby podzieliły one los Tangeru (Hiszpanie wycofali się z tego terytorium w 1956 roku, a po czterech latach stało się ono integralną częścią Maroka).

W 2002 roku nastąpił gwałtowny wzrost napięć pomiędzy Hiszpanią a Marokiem. Powodem było wylądowanie marokańskich żołnierzy na bezludnej wysepce Leila, którą Hiszpanie uważają za integralną część swojego terytorium. Marokański rząd bronił się uważając tę akcję za rutynowe działania mające na celu przerwanie szlaku narkotykowego i nielegalnej imigracji przez Cieśninę Gibraltarską. Wydarzenie to było początkiem burzliwego sporu, który spowodował pogorszenie stosunków marokańsko-hiszpańskich, jak również przyczynił się do zachwiania stabilności całej części basenu Morza Śródziemnego.

Rząd hiszpański zażądał wycofania się żołnierzy marokańskich z wyspy, tym bardzie, że podnieśli oni narodową flagę, co wykraczało poza zwykłe czynności antyprzemytnicznego patrolu. Po nie wypełnieniu tych warunków przez władze Maroka na wyspie wylądowali żołnierze hiszpańscy elitarnych pododdziałów specjalnych, którzy bez jednego wystrzału rozbroili Marokańczyków i w ciągu kilku godzin odesłano ich do kraju.

Maroko oskarżyło wówczas Hiszpanię o próbę militaryzacji rejonu Cieśniny Gibraltarskiej i zażądało wycofania hiszpańskich żołnierzy z terytorium wyspy. W związku z zaostrzającym się konfliktem z różnych stron napłynęły propozycje mediacji m.in. ze strony sekretarza generalnego ONZ Kofi Annana. Finałem konfliktu było zawarcie kompromisu. Hiszpanie wycofali swoje siły z wyspy, a Marokańczycy złożyli obietnicę, że nie zajmą jej ponownie.

W wymienionych przeze mnie konfliktach i sporach pojawiających się na kontynencie europejskim celowo pominąłem następujące kwestie:
·Sprawa Cypru;
·Konflikt baskijski;
·Kosowo;
·Kwestia Bośni i Hercegowiny
·Konflikt między Irlandią Północną i Wielką Brytanią.

Powodem tego pominięcia jest fakt, iż są to konflikty bardzo skomplikowane i wymagające głębszej analizy i zasługują na to by opisywać je każdy z osobna.

Źródła:

Krzysztof Kubiak, Wojny,konflikty zbrojne i punkty zapalne na świecie, Warszawa 2005

http://www.sztab.com
http://www.politologia.boo.pl
http://pl.efactory.pl/Południowy_Tyrol
http://www.leganordtrentino.it/Homepage.htm
http://www.leganord.org
http://www.rodaknet.com/rp_art_98.htm
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=sw&dat=20050511&id=sw01.txt
http://www.ozon.pl/tygodnikozon_2_5_140_2005_5_1.html
http://www.neweuropereview.com/Polish/streusand.cfm
http://library.nps.navy.mil/home/tgp/gia.htm
http://www.ict.org.il/inter_ter/orgdet.cfm?orgid=7
http://cfrterrorism.org/groups/gia.html

środa, 5 marca 2008

Eurodeputowani bronią prawa do aborcji na Litwie

Dominika Pszczółkowska, Bruksela
2008-03-05, ostatnia aktualizacja 2008-03-04 17:19

Litwa zamierza wprowadzić restrykcyjną ustawę aborcyjną, której inicjatorem była Akcja Wyborcza Polaków. Deputowani do Parlamentu Europejskiego napisali list do władz Wilnie, by nie zmieniały prawa.

Zobacz powiekszenie
Fot. Natalia Dobryszycka / AG
Lidia Geringer de Oedenberg podpisała list jako jedyna osoba z Polski
Nowa ustawa, która zezwala na przerywanie ciąży tylko w przypadku zagrożenia zdrowia lub życia kobiety lub gdy jest wynikiem gwałtu, jest już po pierwszym czytaniu w parlamencie. Następne ma się odbyć na wiosnę. I wówczas też będzie wiadomo, czy i kiedy wejdzie w życie.

Jej inicjatorem jest Akcja Wyborcza Polaków na Litwie i jej przewodniczący poseł Waldemar Tomaszewski. Projekt ustawy złożył w 2005 r. Jak twierdzi, zmiana ustawy jest konieczna, by walczyć z tragiczną sytuacją demograficzną kraju, gdzie rodzi się bardzo mało dzieci, a emigracja m.in. do Wielkiej Brytanii i Irlandii w ostatnich latach była bardzo znacząca.

Projekt wzbudza jednak ogromne kontrowersje. Dotychczas na Litwie obowiązywała ustawa z czasów komunistycznych, która pozwalała z dowolnego powodu przerwać ciążę do 12. tygodnia.

We wtorek do litewskiej debaty włączyli się deputowani do Parlamentu Europejskiego. 110 z nich podpisało się pod listem do litewskich deputowanych z apelem, by nie przyjmować ustawy. "Oznaczałoby to poważny krok wstecz, jeśli chodzi o prawa zdrowotno-reprodukcyjne kobiet na Litwie".

List powstał z inicjatywy skrajnie lewicowej grupy w PE, lecz podpisali się pod nim także posłowie z grupy socjalistycznej i liberalnej z Francji, Niemiec, Włoch, Wielkiej Brytanii, Holandii, Skandynawii, a także z Litwy. Z Polski podpisała go tylko jedna osoba - Lidia Geringer de Oedenberg (SLD-UP, grupa socjalistów).

Inicjatorka listu Szwedka Eva-Britt Svensson twierdzi, że o liście informowała wszystkich polskich deputowanych. - Nikogo jednak nie namawiałam do podpisywania się. Wiem, że wielu Polaków ma odmienne zdanie w sprawie aborcji - mówi.

Jeśli Litwa zmieni swoje prawo aborcyjne, będzie czwartym w UE krajem po Polsce, Irlandii i Malcie, gdzie aborcja jest dopuszczalna tylko w wyjątkowych przypadkach lub wcale (na Malcie nie wolno jej dokonywać, nawet gdy zagrożone jest życie kobiety).

Źródło: Gazeta Wyborcza

Wojna Gazpromu z Ukrainą zagraża Europie

Andrzej Kublik
2008-03-04, ostatnia aktualizacja 2008-03-04 22:00

Gazowy konflikt Rosji z Ukrainą zaczyna zagrażać Europie. We wtorek wieczorem dostawy na Ukrainę zostaną obcięte o połowę - zapowiedział Gazprom. W Kijowie ostrzegają, że posunięcia Rosjan mogą zmusić Ukrainę do korzystania z gazu transportowanego na Zachód.

Zobacz powiekszenie
Fot. DENIS SINYAKOV REUTERS
Rzecznik Gazpromu Siergiej Kuprijanow ogłasza na konferencji prasowej kolejne ograniczenia dostaw gazu dla Ukrainy


Coraz bardziej rozpala się nowy konflikt gazowy na Wschodzie. W poniedziałek rano Gazprom o jedną czwartą przykręcił kurek z gazem dla Ukrainy, a kilka godzin później dostawy obcięto o kolejne 10 proc. - ogłosił ukraiński koncern Naftohaz. Ukraińcy nie wywiesili białej flagi i zapowiedzieli, że mają zapasy surowca na miesiąc, a ponieważ jest ciepło - potrzebują mniej gazu. Krnąbrność Kijowa zirytowała Rosjan. - Minęły 24 godziny, od kiedy w obronie swoich interesów gospodarczych Gazprom musiał zredukować o 25 proc. dostawy do klientów na Ukrainie. Niestety, od tego czasu ani Ukraina nie wznowiła negocjacji, ani też do Moskwy nie przyleciał szef Naftohazu - poskarżył się w oficjalnym komunikacie rzecznik Gazpromu Siergiej Kuprijanow. I zapowiedział, że Gazprom przykręci śrubę: od godziny 18 polskiego czasu dostawy gazu dla Ukrainy zostaną ograniczone o kolejne 25 proc.

Rosjanie utrzymują, że Europa Zachodnia nie odczuje skutków tych sankcji. - Gaz na eksport będzie w pełni dostarczany - zapewnił Kuprijanow. Także szef ukraińskiej dyplomacji Wołodymyr Ohryzko podczas wczorajszej wizyty w Warszawie zapewniał, że Ukraina dołoży wszelkich starań, aby tranzyt do UE był prowadzony w normalnym trybie mimo ograniczania dostaw przez Rosjan.

Ale w Kijowie nie są już takimi optymistami. Naftohaz zapewnił, że może zagwarantować bezpieczny i stabilny tranzyt rosyjskiego gazu do UE, dopóki nie będzie to zagrażać bezpieczeństwu energetycznemu Ukrainy. Uprzedził, że jeśli Gazprom będzie dalej przykręcać kurek, to Naftohaz może wykorzystać na potrzeby Ukrainy gaz transportowany do Europy Zachodniej.

W Kijowie nie mają wątpliwości, o co chodzi Moskwie. - Gazprom stara się zmusić Ukrainę do działań, które są sprzeczne z zapisami Karty Energetycznej - stwierdził Naftohaz. Zgodnie z tym europejskim porozumieniem państwa zajmujące się tranzytem gazu nie mają prawa wykorzystywać na własne potrzeby surowca przeznaczonego dla innych państw ani przeszkadzać w jego transporcie. Ukraina ratyfikowała to porozumienie, a Moskwa odmawia i twierdzi, że Karta Energetyczna nie jest w interesie Rosji.

Przez Ukrainę płynie 80 proc. gazu eksportowanego z Rosji do Europy Zachodniej. Na razie nie ma z tym problemu. - Wszystkie dostawy otrzymujemy zgodnie z planem - potwierdza Małgorzata Polkowska, rzecznik państwowego Gaz-Systemu, który zarządzą polską siecią do transportu gazu. Ale narastający konflikt gazowy Moskwy z Kijowem niepokoi UE. - Komisja Europejska wyraża troskę z powodu redukcji dostaw i apeluje do obu stron, aby podjęły negocjacje i szybko wypracowały ostateczne rozwiązanie handlowych kwestii - powiedział wczoraj rzecznik KE Michele Cercone. Dodał, że już w poniedziałek Gazprom zapewniał, że UE nie ucierpi na konflikcie rosyjskiego koncernu z Ukrainą.

Jeśli Gazprom we wtorek wieczorem zmniejszy ciśnienie gazu pompowanego na Ukrainę, to Europa Zachodnia odczuje to dopiero w środę. Czy będziemy na to przygotowani? Biuro prasowe Ministerstwa Gospodarki, które odpowiada za bezpieczeństwo energetyczne Polski, nie chce mówić, czy resort w ogóle śledzi rozwój konfliktu na Wschodzie i w jakim czasie może przygotować wniosek do rządu w sprawie ewentualnych ograniczeń w poborze gazu. Takie ograniczenia wprowadzono zimą 2006 r. podczas wcześniejszego konfliktu Gazpromu z Ukrainą, aby nasze państwowe firmy gazownicze nie płaciły kar za ograniczenie dostaw nie ze swojej winy.

Gazprom zarzuca Ukrainie, że zalega z zapłatą za surowiec i zwleka z podpisaniem nowych porozumień o współpracy gazowej. W tym roku Ukraina miała płacić 179,5 dol. za 1000 m sześc. surowca importowanego wyłącznie z Azji Środkowej. Jednak w styczniu Gazprom nagle ogłosił, że surowca z Azji brakuje, i musi wysyłać na Ukrainę prawie dwa razy droższy gaz z Rosji. Państwa Azji Środkowej dementowały doniesienia Gazpromu o rzekomych niedoborach gazu. Ukraina zarzuca natomiast Rosjanom, że nie płacą za tranzyt surowca.

Głównym powodem sporu jest jednak sprawa utworzenia dwóch nowych pośredników w imporcie i handlu hurtowym gazem na Ukrainie. Udziałami tych firm po równo podzielą się Gazprom i Naftohaz - ustalili 12 lutego prezydenci Rosji i Ukrainy. Nowe firmy miały zająć miejsce dotychczasowego pośrednika, szwajcarskiej spółki RosUkrEnergo, w której połowę akcji ma Gazprom, a resztę - dwaj ukraińscy przedsiębiorcy. Na takie rozwiązanie nie zgadza się rząd Julii Tymoszenko, który chce w ogóle usunąć pośredników z handlu gazem między Rosją i Ukrainą. Wielu ekspertów w Kijowie obawia się, że Gazprom zdominuje nowego hurtownika gazu i w ten sposób przejmie kontrolę nad ukraińskim rynkiem.

czwartek, 7 lutego 2008

Francja bliżej ratyfikacji traktatu UE

rik, PAP
2008-02-07, ostatnia aktualizacja 2008-02-07 16:34

Zgromadzenie Narodowe - niższa izba francuskiego parlamentu - przyjęło dziś ustawę zezwalającą na ratyfikację Traktatu Reformującego Unię Europejską. Francuscy deputowani przyjęli ustawę stosunkiem głosów 336 do 52. Zgromadzenie Narodowe liczy 577 członków.

"Za" głosowali deputowani rządzącej Unii na rzecz Ruchu Ludowego (UMP), podobnie jak ich sojusznicy z centrowego ugrupowania Nowe Centrum. Większość obecnych na sali socjalistów również głosowała na "tak", podczas gdy sama Partia Socjalistyczna wcześniej domagała się referendum w sprawie traktatu.

Dziś w nocy lub najpóźniej jutro ustawa zostanie najpewniej przyjęta przez Senat, co utoruje drogę prezydentowi Nicolasowi Sarkozy'emu do ratyfikowania Traktatu Lizbońskiego. Traktat podpisali uroczyście przywódcy państw UE w Lizbonie 13 grudnia ubiegłego roku.

Aby nowy traktat, zastępujący projekt konstytucji unijnej (odrzucony w 2005 roku w referendach przez Francuzów i Holendrów), wszedł w życie w 2009 roku, musi go ratyfikować 27 państw członkowskich UE. Do tej pory uczyniły to Węgry, Słowenia, Malta i Rumunia. Po Francji traktat ma ratyfikować Słowacja.

Jedynie w Irlandii istnieje ustawowy wymóg poddania traktatu pod referendum.W poniedziałek deputowani i senatorzy francuscy na wspólnym posiedzeniu zatwierdzili poprawkę do konstytucji, umożliwiającą ratyfikację Traktatu z Lizbony bez przeprowadzania referendum. Wielu deputowanych socjalistycznych głosowało przeciwko poprawce lub wstrzymało się od głosu.

piątek, 7 grudnia 2007

Polski kłopot Holendrów

Jacek Pawlicki
2007-12-07, ostatnia aktualizacja 2007-12-07 00:07

Zobacz powiększenie
Holandia - plantacje tulipanów nieopodal Amsterdamu
Fot. Yann Arthus-Bertrand

Holenderskie gminy skrzyknęły się, by wspólnymi siłami poradzić sobie z problemami polskiej imigracji zarobkowej, bez której żyć się nie da, ale z którą żyć im coraz trudniej

SONDAŻ
Czy Holendrzy przesadzają z ?polskimi problemami??

Nie, rzeczywiście nasi rodacy potrafią zaszokować mieszkańców innych krajów
Tak, przecież większe problemy mają z imigrantami z innych krajów np. Afryki
Trudno powiedzieć, Holandia to w końcu bardzo ustabilizowany kraj

Piją, źle parkują, imprezują nocami, nie mówią po niderlandzku! Ale bez nich nie byłoby komu zrywać pomidorów, budować domów czy kopać cebulek tulipanów - tak mniej więcej przeciętny Holender patrzy na 120 tys. Polaków, którzy w ciągu ostatnich przyjechali do pracy w Niderlandach.

Choć dzięki polskiej taniej sile roboczej utrzymują się tysiące firm, to w holenderskich mediach jest coraz więcej o kłopotach z Polakami. Jacek Biegała z ambasady w Hadze przekonuje jednak, że nie można mówić o "nagonce na Polaków".

- Holandia ma kłopoty z Polakami, bo nie jest przygotowana do przyjęcia tak wielkiej liczby pracowników - tłumaczy Małgorzata Bos-Karczewska, dziennikarka, która redaguje polonijny portal Polonia.nl. Po zupełnym otwarciu tamtejszego rynku w maju br. okazało się, że ciasne i przeludnione Niderlandy zaczynają pękać w szwach.

Turek i Polen Top

Największy ciężar polskiej imigracji spadł na holenderskie gminy i aglomeracje takie jak Rotterdam, Haga czy Utrecht. Dlatego w środę 12 grudnia ponad 100 holenderskich gmin spotyka się w Rotterdamie na specjalnym szczycie poświęconym problemom z imigrantami z nowych krajów UE.

Holenderska prasa okrzyknęła tę oddolną inicjatywę "Polen Top", czyli szczyt o Polakach, bo choć będzie mowa też o Rumunach i Bułgarach, to Polaków jest najwięcej. Uczestnicy spotkania chcą spisać listę wyzwań związanych z nową imigracją i zaapelować do rządu o pomoc w sprawie szkół dla Polaków, mieszkań, kursów języka.

W krajach starej Unii to rzecz bez precedensu. Takich szczytów nie było ani w Irlandii, ani w Wielkiej Brytanii.

Jednym z inicjatorów "Polen Top" jest lewicowy radny pochodzenia tureckiego Hamit Karakus. W polskiej społeczności zasłynął zgłoszoną niedawno propozycją, by zakazać Polakom osiedlania się w "kłopotliwych" dzielnicach Rotterdamu. Z "Gazetą" nie chciał rozmawiać, ale wiemy, że przeciw jego propozycji protestowała polska ambasada w Hadze.

Szczyt nie odpowie jednak na pytanie jak zintegrować tych Polaków, którzy zostaną na stałe w Holandii. A część Holendrów obawia się, że zamkną się oni w gettach jak Marokańczycy czy Surinamczycy i będą żyli z holenderskiej opieki społecznej. Profesor Jean Tillie, szef Instytutu Migracji i Studiów Etnicznych Uniwerstetu w Amsterdamie, nie ma wątpliwości, że integracja Polaków jest wyzwaniem, którego rząd jeszcze nie dostrzega. A szkoda, bo można by np. pomyśleć o bezpłatnych kursach niderlandzkiego czy też szerzej - życia w Holandii, w wersji dla obywateli nowych krajów UE.

Niestety, zdaniem profesora, Polacy trafili na nie najlepszy klimat polityczny. Model społeczeństwa wielokulturowego właściwie się zawalił. Rosną wpływy populistycznych partii prawicowych niechętnych imigracji - opowiada Tillie.

Lepszy seksklub niż Polacy

Skąd się biorą "polskie strachy" Holendrów? Oto nagle do małego, liczącego kilkaset mieszkańców miasteczka w gminie Westland przyjeżdża nagle 100 Polaków do pracy w okolicznych szklarniach. Wystarczy, że któryś z nich źle zaparkuje auto albo zatacza się pijany na ulicy w sobotnią noc, a holenderski światek przewraca się do góry nogami.

Potem w jednej z lokalnych telewizji starsza pani z rozrzewnieniem wspomina czasy, kiedy w domu po sąsiedzku znajdował się "cichy" seksklub. Niedawno zamieniono go na lokum dla Polaków i "nie da się już tu mieszkać".

Albo pomyślmy, co dzieje się, kiedy we wrześniu do małej szkółki we Fryzji przychodzi nagle 20 polskich dzieci. Nie znają ni w ząb niderlandzkiego, nauczycielka nie może się z nimi dogadać, podobnie zresztą jak i z rodzicami. Szkoła nie ma pieniędzy na dodatkowe kursy języka.

Takich i tym podobnych problemów jest coraz więcej.

Najbardziej nagłośniony w mediach dotyczy mieszkalnictwa. Polacy masowo wprowadzają się do tanich dzielnic, gdzie od lat żyją starzy imigranci - Marokańczycy czy Surinamczycy. Holendrzy mówią o nich "kłopotliwe", bo z powodu politycznej poprawności przez gardło nie przejdzie im słowo "getto". W miarę jak zasiedlają je Polacy, "kłopotliwe" dzielnice stają się jeszcze bardziej kłopotliwe. Zdarzają się nocne awantury i bójki.

Ale to nie wszystko. Polacy wpadają w szpony kamieniczników-spekulantów zwanych w Holandii "huisjesmelker" (czyli dosłownie ten, który doi domy). - Biorą oni od łebka po 50 euro tygodniowo i robią złoty interes - opowiada Małgorzata Bos-Karczewska. Zdarza się, że mieszkanie przystosowane dla 4 osób wynajmuje się dla 8-10.

Kiedy do "kłopotliwych" dzielnic wchodzą inspekcje mieszkalnictwa, okazuje się, że Polacy łamią holenderskie przepisy mówiące ile dokładnie metrów kwadratowych przypada na jednego mieszkańca. I jak tłumaczy Bos-Karczewska, "co tydzień w Hadze na bruk wyrzucanych jest kilku Polaków".

I tu pojawiają się kolejny problem - tzw. polscy bezdomni. Tak zwani, bo żeby w Holandii być bezdomnym, który może posilić się i ogrzać np. w Armii Zbawienia, trzeba mieć dowód dawnego meldunku. Bezdomny z Hagi musi udowodnić, że kiedyś mieszkał w Hadze. Ponieważ jednak "huisjesmelkerzy" nie rejestrują Polaków, nasi "bezdomni" mają kłopoty z uzyskaniem pomocy - opowiada Bos-Karczewska.

Polacy pijacy

Problemem jest też alkoholizm. Stereotyp Polaka pijaka coraz bardziej się rozpowszechnia w Niderlandach, a nasi rodacy nie są bez winy. We wrześniu jedna z agencji zatrudnienia kazała w poniedziałek rano dmuchać w balonik zatrudnionym przez siebie 170 Polakom. Zbyt wielu wcześniej przychodziło do pracy na rauszu.

Ksiądz Bartłomiej Małys z polskiej parafii Św. Faustyny w Meterik uważa, że to przesada. - To antypolskie fobie - mówi. - Kiedy słyszę "Polacy pijacy", odpowiadam "Holendrzy narkomani".

Holenderskie gminy chcą walczyć i z tym problemem i planują ściągnąć z Polski terapeutów od uzależnień alkoholowych. To dowód na to, że mimo wszystko zależy im na Polakach.

Źródło: Gazeta Wyborcza

wtorek, 4 grudnia 2007

Tusk: do Karty wrócimy

Anna Słojewska, e.cz. 04-12-2007, ostatnia aktualizacja 05-12-2007 13:15

Polski premier nie zamierza rezygnować z Karty praw podstawowych. Podczas wizyty w Brukseli zapowiedział, że jego rząd wróci do tematu, kiedy wyjaśnione zostaną wątpliwości sceptyków

José Manuel Barroso zapewniał, że rozumie decyzję Donalda Tuska w sprawie Karty praw podstawowych
źródło: AFP
José Manuel Barroso zapewniał, że rozumie decyzję Donalda Tuska w sprawie Karty praw podstawowych

Donald Tusk zamierza podpisać 13 grudnia w Lizbonie nowy unijny traktat, podtrzymując wynegocjowane przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego zastrzeżenia do Karty praw podstawowych.

– Bez tego trudno byłoby o ratyfikację traktatu w Polsce – tłumaczył szef rządu, prosząc europejskich partnerów o zrozumienie. Nie wykluczył jednak przyjęcia Karty w przyszłości. – Jeśli zmienią się okoliczności i uda nam się wyjaśnić wątpliwości sceptyków wobec niektórych zapisów, to wrócimy do tematu – powiedział Tusk. Jego rozmówcy nie naciskali na szybką decyzję, bo wiedzą, że zdobycie dla traktatu poparcia dwóch trzecich posłów może być trudne.

– Naszym priorytetem jest traktat. A potem zobaczymy, jak rozwinie się sytuacja – przekonywał „Rz” przewodniczący Parlamentu Europejskiego Hans-Gert Pöttering. Szef Komisji Europejskiej José Manuel Barroso stwierdził, że rozumie, dlaczego „na razie” przyjęcie Karty jest niemożliwe.

Podczas czerwcowego szczytu UE w Brukseli Polska zastrzegła sobie prawo przyłączenia się do tzw. protokołu brytyjskiego.

Przewiduje on, że będąca częścią nowego traktatu Karta nie może tworzyć nowego prawa dla członków Unii. Taki zapis istnieje też w samej Karcie, ale polscy negocjatorzy uznali, że dokument może dać w przyszłości pole do zbyt swobodnej interpretacji. Prezydent mówił o ryzyku zmuszenia Polski do akceptowania małżeństw homoseksualnych, a była szefowa MSZ Anna Fotyga o otwarciu drogi do roszczeń ze strony wysiedlonych Niemców. – My też jesteśmy za Kartą. Ma wiele zapisów poprawnych, ale lękamy się tych, które można różnie interpretować – oznajmił wczoraj abp Tadeusz Gocłowski, metropolita gdański. Niedawno w sprawie Karty wypowiedział się episkopat. Biskupi mieli zastrzeżenia do zapisów dotyczących rozumienia małżeństwa, rodziny, prawa do życia, klonowania komórek oraz braku odniesienia do Boga w preambule. – Jeżeli te zapisy będą doprecyzowane, zastrzeżenia wyjaśnione, a ustawodawstwo krajowe będzie górowało nad ustawodawstwem europejskim w tych sprawach, nie będziemy widzieli przeszkód w przyjęciu Karty – wyjaśnia arcybiskup Gocłowski.

czwartek, 29 listopada 2007

PE przyjął Kartę Praw, apeluje o to do Polski i W. Brytanii

mar, PAP
2007-11-29, ostatnia aktualizacja 2007-11-29 14:54

Ogromną większością głosów Parlament Europejski przyjął w czwartek rezolucję, w której poparł Kartę Praw Podstawowych (KPP) oraz zwrócił się z gorącym apelem do Polski i Wielkiej Brytanii, by zrezygnowały z protokołu ograniczającego stosowanie dokumentu w tych krajach.

Zobacz powiekszenie
Fot. PIOTR JANOWSKI/ AG
Parlament Europejski w Strasburgu
Za rezolucją głosowało 534 posłów, 85 było przeciw, zaś 21 się wstrzymało. Eurodeputowani tym samym upoważnili swego przewodniczącego do proklamowania KPP wraz z szefami pozostałych unijnych instytucji, co przewidziane jest na 12 grudnia - dzień przed podpisaniem w Lizbonie nowego Traktatu Reformującego UE.

Przeciwko głosowali m.in. eurodeputowani PiS, brytyjscy konserwatyści oraz europosłowie czeskiej prawicowej Obywatelskiej Partii Demokratycznej (ODS).

W rezolucji eurodeputowani zwrócili się do Polski i Wielkiej Brytanii "o podjęcie wszelkich starań, aby osiągnąć porozumienie w kwestii nieograniczonego obowiązywania Karty". Także podczas środowej debaty wielu posłów krytycznie wypowiadało się o ograniczeniu stosowania KPP przez Wielką Brytanię i Polskę na podstawie protokołu 7. załączonego do Traktatu Reformującego UE (Traktatu Lizbońskiego).

Stanowiska przyjętego przez Polskę i Wielką Brytanię bronił eurodeputowany PiS Konrad Szymański. Wskazywał, że przyjęcie Karty jako podstawy do orzekania przez Trybunał Sprawiedliwości UE spowoduje "celowy bałagan". Karta będzie bowiem stanowić obok Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i ogólnych zasad prawa trzeci porządek prawny do orzekania w sprawach dotyczących praw podstawowych.

"To celowy bałagan, by na tej mętnej wodzie wyciągać nieoczekiwane konsekwencje działania Karty. To zaplanowany chaos" - skomentował Szymański.

Przyjęta po raz pierwszy przez unijne instytucje już w 2000 roku Karta Praw Podstawowych ma stać się, wraz z wejściem w życie 1 stycznia 2009 roku Traktatu Reformującego, dokumentem prawnie wiążącym o takiej samej randze jak traktaty.

To ważne z punktu widzenia obywateli państw Unii, którzy będą mogli powoływać się bezpośrednio na Kartę w tych przypadkach, w których mowa o prawach samowykonalnych, czyli takich, na które można się powołać wprost, bez potrzeby dookreślania ich w prawie krajowym, jak i dochodzić swoich praw opartych na prawie UE przed sądami w UE, w tym sądami krajowymi.

W zdecydowanej większości KPP nie tworzy nowych praw lub zasad, tylko w sposób widoczny odzwierciedla prawa już zapisane w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, ONZ-owskich Paktach Praw Człowieka i Europejskiej Karcie Socjalnej lub wynikające z konstytucyjnej tradycji państw członkowskich.

"Karta jest krokiem milowym od Europy państw do Europy obywateli. UE otrzymuje najbardziej nowoczesny katalog praw podstawowych, możemy być z tego dumni" - przekonywał sprawozdawca PE, niemiecki socjalista Jo Leinen.

czwartek, 8 listopada 2007

Zapadła decyzja ws. rozszerzenia strefy Schengen

cheko, PAP
2007-11-08, ostatnia aktualizacja 43 minuty temu

Unijni ministrowie spraw wewnętrznych zdecydowali w czwartek o rozszerzeniu strefy Schengen o dziewięć nowych krajów UE, w tym o Polskę. Kontrole na granicach lądowych mają zniknąć w nocy z 20 na 21 grudnia br.

Zobacz powiekszenie
Fot. Sven Kaestner / AP
Polsko-niemieckie przejście graniczne w Słubicach.
Bez kontroli na granicy wewnętrznej, więcej kontroli na granicy zewnętrznej - czytaj

Formalnie tę decyzję będzie musiał jeszcze pozytywnie zaopiniować Parlament Europejski. Głosowanie przewidziano podczas sesji 15 listopada w Strasburgu.

Wejście Polski do układu Schengen oznacza przede wszystkim zniesienie kontroli paszportowych na przyszłej granicy wewnętrznej z Niemcami, Słowacją, Czechami i Litwą. Będą one natomiast bardziej szczegółowe na granicy zewnętrznej - z Rosją, Białorusią i Ukrainą - co ma zapobiec nielegalnej imigracji i przemytowi.

Zniesienie kontroli na lotniskach nastąpi nieco później, bo do końca marca - oczywiście dla pasażerów lecących do krajów Schengen.

To, że na granicach z państwami Schengen nie będzie kontroli nie oznacza, że formalnie przestanie ona istnieć. Granice będzie jednak można przekraczać niemal w dowolnym miejscu a to ułatwienie m.in. dla turystów, którzy czasem nieświadomie wchodzą na teren unijnych sąsiadów.

Strażnicy graniczni z przejść przeniosą się na trasy międzynarodowe i dojazdowe do granicy. Pojawią się też tzw. grupy mobilne - zespoły patrolowo-interwencyjne, których zadaniem będzie sprawdzanie dokumentów, legalności pobytu cudzoziemców oraz zapobieganie przemytowi.

Stasiak: Będzie łatwiej, szybciej i przyjemniej

- O północy nastąpi symboliczne i praktyczne podniesienie szlabanu - ogłosił z zadowoleniem w Brukseli minister spraw wewnętrznych i administracji Władysław Stasiak. Poradził wszystkim planującym podróż z zagranicy do Polski, by uczynili to po 20 grudnia. "Będzie łatwiej, szybciej i przyjemniej" - powiedział.

Obywatele Polski oraz obcokrajowcy posiadający kartę stałego pobytu w Polsce uzyskają możliwość jeszcze swobodniejszego niż dotychczas podróżowania po Europie, bez kontroli dokumentów i odpraw na wewnętrznych granicach Schengen. Po włączeniu do obszaru Schengen dziewięciu nowych państw UE, strefa obejmie znaczną część kontynentu europejskiego: 20 państw UE oraz Norwegię i Islandię.

Ale uwaga - przestrzegł Stasiak - choć kontrole na granicach skończą się, nie zwalnia to z obowiązku posiadania podczas podróży dowodu tożsamości.

Szef niemieckiego MSW: Rozszerzenie Schengen końcem żelaznej kurtyny

- Rozszerzenie strefy Schengen to symbol dla nowych krajów członkowskich, które już nie są za żelazną kurtyną - powiedział w czwartek w Brukseli szef niemieckiego MSW Wolfgang Schaeuble.

Stasiak i Schaeuble zapowiedzieli uroczyste obchody otwarcia granicy z udziałem polskich, niemieckich i czeskich władz na wspólnej granicy, w tzw. Worku Turoszowskim na Dolnym Śląsku.

- Jeżeli będzie to na najwyższym poziomie władz państwowych, to nie od rzeczy będzie udział prezydenta RP - powiedział ustępujący minister Stasiak. On sam, jak przyznał, najprawdopodobniej będzie oglądał uroczystości w telewizji.

środa, 7 listopada 2007

Masakra w szkole w Finlandii: 18-latek zabił osiem osób

awe, met, AP, PAP
2007-11-07, ostatnia aktualizacja 2007-11-07 21:02
Zobacz powiększenie
Kadr z wideo zamieszczonego na You Tube. Przyszły zabójca testuje broń
Fot. YouTube AP

Tuż przed południem 18-letni uczeń fińskiego liceum urządził masakrę w swojej szkole - zastrzelił 8 osób, w tym dyrektorkę, a kilkanaście ranił. Zabójca niedługo później sam się postrzelił i został przewieziony do szpitala. Jeszcze dziś rano 18-latek umieścił na You Tube wideo "Masakra w liceum Jokela". To pierwsza tego typu tragedia w historii Finlandii.

Zobacz powiekszenie
Fot. LEHTIKUVA REUTERS
Policjanci przed centrum dowodzenia akcją
Zobacz powiekszenie
Fot. YouTube AP
Kadr z wideo zamieszczonego na You Tube prze użytkownika o nicku Sturmgeist89 - prawdopodobnie to on jest sprawcą masakry w szkole
Zobacz powiekszenie
Fot. YouTube AP
Stopklatka z filmu zapowiadającego masakrę przedstawiająca prawdopodobnego zabójcę
ZOBACZ TAKŻE
Policja potwierdza, że zabójca, który był uczniem szkoły, zastrzelił osiem osób. Później sam się postrzelił i trafił do szpitala. - Pięciu uczniów, dwie uczennice i jedna dorosła kobieta nie żyją - poinformował na konferencji prasowej szef fińskiej policji Matti Tohkanen. Potwierdził, że kobieta, która zginęła to dyrektor szkoły.

Strzelanina wybuchła około południa, do szkoły natychmiast przybyła policja. Z liceum ewakuowano blisko 500 uczniów, a z okolicy budynku mieszkańców pobliskich domów. Około godziny 16 podano, że oblężenie się skończyło.

"Wydawało się to zupełnie nierzeczywiste; uczeń, którego uczyłem, biegł w moją stronę z pistoletem w dłoni" - relacjonował miejscowy nauczyciel Kim Kiuru. Dodał, że pomógł przebywającym w klasie uczniom w ucieczce przez okna.

Obecnie według przedstawicieli policji "sytuacja jest pod kontrolą". Rzecznik lokalnych służb medycznych Eero Hirvensalo powiedział, że jedna osoba jest poważnie ranna, a kolejnych dziesięć ma lżejsze obrażenia.

Przesłanie zabójcy na YouTube

Fińskie media donoszą natomiast, że zabójca przed dokonaniem zamachu umieścił swoje przesłanie na witrynie YouTube. Jego film zatytułowany "Masakra w liceum Jokela" pokazuje zdjęcia budynku nad jeziorem i dwóch młodych mężczyzn trzymających w ręku broń. Osiemnastolatka z Finlandii, który umieścił film na stronie zidentyfikowano dzięki jego profilowi użytkownika. Publikacja została usunięta ze strony. Profil zawierał również przesłanie wzywające do "rewolucji przeciwko systemowi"

Relacja nauczyciela: Biegł w moim kierunku

Kim Kiuru - nauczyciel ze liceum opowiada o wydarzeniach, jakie miały miejsce w szkole w trakcie ataku. Relacjonuje, że dyrektor liceum tuż przez godziną 12.00 ogłosił przez szkolny radiowęzeł polecenie, aby wszyscy uczniowie pozostali w swoich klasach. - Zobaczyłem zabójcę biegnącego z czymś, co przypominało mały pistolet. Biegł w moim kierunku. Pobiegłem korytarzem na niższe piętro i zacząłem uciekać w przeciwnym kierunku - powiedział Kiuru stacji radiowej YLE. Dodał, że uciekając widział ciało kobiety leżące na korytarzu. - Potem zauważyłem w oknie moich uczniów. Krzyczeli do mnie, pytali co maja robić. Powiedziałem im, żeby skakali przez okno. Wszystkich udało się uratować - mówi.

Pierwsza masakra w historii Finlandii

Masakra w liceum była pierwszym zanotowanym przypadkiem strzelaniny w fińskich szkołach. Wcześniej miały miejsce przypadki ataków przy użyciu noża. Nigdy też nie było ofiar śmiertelnych.

Ponad 400 uczniów zostało ewakuowanych ze szkoły. Premier Finlandii Matti Vanhanen nazwał sytuację "niebywale tragiczną" i zwołał w tej sprawie nadzwyczajne posiedzenia rządu.

sobota, 3 listopada 2007

Mój kawałek Europy

Wojciech Bartkowiak
2007-10-30, ostatnia aktualizacja 2007-10-31 17:08

Zobacz powiększenie
Fot. Anna Bedy?ska / AG

Wielka wyprawa 21 reporterów "Gazety": Nie wysłaliśmy ich, by opisali, jak działa Unia Europejska, ale by odkryli tajemnicę jakości życia w 21 miastach

Jakiemu miastu najbliżej do Europy
Jakiemu miastu najbliżej do Europy
Natchnęli nas czytelnicy, nasi krewni i znajomi, którzy po 1 kwietnia 2004 r. wyjechali do Anglii czy Irlandii za pracą. Zasypali nas swoimi odkryciami:

- że na każdym skwerze jest ławka (kolorowa albo stylowa, a przede wszystkim cała);

- że rower w mieście to nie ekstrawagancja;

- że założenie firmy trwa 20 minut;

- że miast nie zapycha się ogrodzonymi apartamentowcami.

Wydaje się, że pieniądze nie są tym najważniejszym, co ludzie przywożą z emigracji. To setki prostych i często niedrogich rozwiązań, które powodują, że w Europie dobrze się żyje - łatwiej, przyjemniej, szczęśliwiej.

Emigranci inaczej rozumieją europejskość niż euroentuzjaści. Ci ostatni, myśląc o zjednoczonej Europie, myślą o instytucjach, zasadach prawa, procesach, strukturach, funduszach itd. A zwykli ludzie przez europejskość rozumieją jakość życia.

Wysłaliśmy 21 reporterów z 21 lokalnych redakcji "Gazety" w ślad za naszymi czytelnikami, żeby sprawdzili na własne oczy, co tak ujęło polskich emigrantów i urlopowiczów. Jak w takim Leverkusen czy Tuluzie załatwia się codzienne sprawy w urzędzie? Jak się dojeżdża do pracy? Jak uczą w szkołach? Gdzie się wypoczywa w weekend? Jak się rozwiązuje spory?

Nasi reporterzy starannie dobrali miejsca, do których wyruszyli. Opowieść o niemieckim Leverkusen, mieście wielkiego koncernu (Bayer) nad wielką rzeką (Ren), będzie dla mieszkańców Płocka - z Orlenem i Wisłą - opowieścią o nich samych. Torunianie "przejrzą się" w uniwersyteckiej Getyndze, Ślązacy w Zagłębiu Ruhry itd.

12 listopada, kiedy wszyscy reporterzy wrócą do kraju, przeczytacie na łamach "Gazety" pasjonującą i pouczającą historię 21 miejsc na naszym kontynencie.

Zanim powstanie ta opowieść, każdy z naszych Argonautów, którzy wyruszyli po Złote Runo Europy, prowadzi bloga (linki znajdziecie pod adresem: www.mojkawalekeuropy.blox.pl ). Śledźcie ich podróż, komentujcie, pytajcie, radźcie.

Podzielcie się swoimi obserwacjami i odkryciami z wyjazdów do pracy, rodziny, na wakacje. Napiszcie, co można zrobić, żeby żyć w nowym, lepszym Wrocławiu, Lublinie, Gdańsku, Radomiu, Szczecinie... Jak możemy urządzić wygodniej "nasz kawałek Europy".

Nasze pierwsze odkrycia

Kielce - Aarhus.

Już wiem, dlaczego kamienice w centrum duńskiego miasta są tak ładne, żadnych graffiti na murach. Okazuje się, że młodzież jak wszędzie napisy zostawia, ale właściciele budynków co dwa tygodnie je zamalowują. Marcin Sztandera, blog: Kielce widziane z Aarhaus

Gdańsk - Amsterdam.

Park w centrum miasta podzielono na dwie strefy. Na trawnikach znaki: pies na czerwonym tle - tu obowiązuje zakaz spuszczania zwierząt ze smyczy. Pies na zielonym tle - tu zwierzaki mogą sobie robić toaletę. Właściciele przestrzegają tablic. Ciekawe, jak by było u nas? Iza Jopkiewicz, blog: Amsterdam Białej Izy

Kraków - Barcelona.

Zapytałam architekta Luisa Alonso, dlaczego mieszkańcy tak kochają stolicę Katalonii. - Bo w każdej dzielnicy - odpowiedział - jest wszystko, czego ludziom potrzeba do życia. Barcelona jest przeciwieństwem modelu amerykańskiego, w którym gdzie indziej się pracuje, gdzie indziej śpi, gdzie indziej robi zakupy, a życie spędza w samochodzie między tymi punktami. Czy Kraków nie rozciąga się zanadto? Magdalena Kursa, blog: Magda w Barcelonie

Warszawa - Berlin.

Trafiliśmy na strajk maszynistów pociągów podmiejskich i regionalnych. Mimo to Berlińczycy nie mieli większych problemów z dotarciem gdziekolwiek. Po pierwsze: jak w zegarku kursowały autobusy, metro, tramwaje. Po drugie: istnieje wspólny bilet na wszystkie rodzaje komunikacji miejskiej i podmiejskiej, który obowiązuje w strefie sięgającej ok. 100 km od granic miasta. Dlatego pasażerowie bez problemu przesiadali się z pociągów do autobusów - tak samorządowych jak i prywatnych. Jarosław Osowski i Darek Bartoszewicz

Toruń - Getynga.

Kościoły i duchowni starają się tu być blisko życia. Oprócz spotkań religijnych organizują spotkania dla kobiet w średnim wieku, kursy dla bezrobotnych, naukę niemieckiego dla imigrantów, grupy wsparcia dla nałogowców i koła dla młodych rodziców. Natalia Waloch, blog: Kopernik tropi Gęsiarkę

Częstochowa - Graz.

Podziwiam Austriaków za odwagę! W sercu starówki wybudowano Muzeum Sztuki Nowoczesnej w kształcie tzw. bloba, czyli właściwie bez kształtu. Gmach wygląda jak wymię krowy ustawione sutkami do góry. I to działa: na turystów, na wizerunek miasta - kiedyś Graz uchodził za ośrodek przemysłowy, w 2003 r. został europejskim miastem kultury. Tomasz Haładyj, blog: Tomek w Grazu

Gorzów - Groningen.

Dlaczego Holendrzy tak kochają swoje miasto? Ralph opowiedział mi, jak władze konsultowały pomysł przebudowy głównego placu. Projekty poddawano publicznej ocenie, ludzie głosowali w referendach (przez internet), jak jakiś pomysł odrzucono - władze robiły symulację od nowa. Dariusz Barański, blog: Darek w Groningen

Płock - Leverkusen.

Może to banalne spostrzeżenie, ale tu nikt nie wiąże psów przed wejściem do sklepu! W Leverkusen właściciele spacerują ze swoimi psami między półkami. I to w najbardziej eleganckich domach handlowych. I nikt się nie oburza - ani sprzedawcy, ani inni klienci. Agnieszka Woźniak, blog: Miasto z bajerem

Łódź - Lyon.

Urząd miasta zatrudnił na stałe specjalistę od światła. Zadanie: rozświetlić Lyon. To wieloletni projekt, który ma za zadanie ukryć to, co brzydkie, a odsłonić to, co piękne - sztukę, budynki. Grzegorz Blachowski, blog: Z Lyonu o Łodzi

Szczecin - Malmo.

Byłem dziś w "studiu wspierania inicjatyw". Wystarczy, że zbierze się minimum trzech miłośników np. ściegu krzyżykowego czy zbieraczy plastikowych słoników, a przestają być bezdomni. Studio wpisze ich do grafiku i odda do dyspozycji salę na spotkania przynajmniej raz w tygodniu. Nieodpłatnie. Jerzy Połowniak

Wrocław - Monachium.

Tu mają jeszcze większy problem z mieszkaniami niż w Polsce! Umówienie się na wynajem mieszkania przypomina ubieganie się o pracę. Monika wygrała casting na najemcę, do którego stanęło 40 osób! Żeby pomóc studentom, władze pobudowały naprędce specjalne mieszkania - ciasne klitki z plastikowymi łazieneczkami. Michał Kokot, blog: Z Wrocławia do Monachium

Radom - Northampton.

Rynek tego angielskiego miasta służy jako targowisko od 850 lat. Można tu kupić wszystko: od telefonów komórkowych, przez ubrania, po chińskie gruszki. Władze za nic nie chcą zrezygnować z targu, bo przyciąga on mieszkańców do centrum i ożywia biznes. Martwią się za to, że rynek pustoszeje po zakończeniu handlu. Rozwiązaniem mają być budki składane wieczorem, by robiły miejsce dla kawiarenek. Małgorzata Rusek, blog: Radom z angielskiego dystansu

Kraków - Norymberga.

Najwięcej pieniędzy od miasta dostają szkoły z... najsłabszymi wynikami. Oceny uczniów są na bieżąco monitorowane przez władze. Bada się nawet, co dzieci robią z wolnym czasem - jeśli mają go za dużo, władze opłacają dodatkowe zajęcia aż do godziny 17. Stanisław Mancewicz, blog: norymbergastanislaw.blox.pl

Poznań - Oslo.

Zapracowani Norwegowie próbują upchnąć do przedszkola wszystko, co żywe. I to nie tylko dzieci, nawet 12-miesięczne! W Oslo działa już przedszkole dla psów. Bez ograniczeń wieku i rasy. Natalia Mazur, blog: Natalia w Oslo

Olsztyn - Paderbron.

Niemcy wznoszą sobie stadion w tempie iście polskim. Od dwóch lat budowa stoi. To przez protest mieszkańców - zażądali pół miliona euro odszkodowania za hałas, który pojawi się w czasie imprez sportowych, gdy stadion będzie gotów! Władze miasta kłócą się teraz z klubem sportowym, kto by miał płacić. Ewa Jarzębowska, blog: paderbornewa

Białystok - Tallin.

Czy stolicy Estonii w ogóle nie ma biurokracji? Rejestracja auta w urzędzie zajmuje kilka minut - tyle, ile trwa wprowadzenie twoich danych do komputera. Jeszcze wygodniej mają ci, którzy kupią nowe auto w salonie - wszystkie formalności załatwia sprzedawca. Z salonu wyjeżdżasz na swoich nowiutkich blachach. Andrzej Kłopotowski, blog: Z Białegostoku do Tallina

Bydgoszcz - Tuluza.

Na terenie uniwersytetu w Tuluzie stoi namiot, a w nim mała scena - codziennie o 12.45 odbywa się tu jakiś koncert, spektakl, recytacja poezji. Czasem występują gwiazdy, czasem lokalni twórcy, często sami studenci. Wstęp wolny oczywiście. Aleksandra Lewińska, blog: Ola w Tuluzie

Śląsk - Zagłębie Ruhry.

Wieczór przy wyjściu z dworca w Essen. Do taksówki podchodzi niewidomy. Nie sam. Prowadzi go kolejarz w mundurze. Przytrzymuje mu głowę, żeby nie uderzył w drzwi, dziękuje za skorzystanie z kolei niemieckich i życzy miłego dnia. Kiedy PKP tak będzie dbać o klientów? Jacek Madeja, blog: Ze Śląska do Ruhry

Odkryj Europę razem z nami

A jaki jest twój kawałek Europy, który chciałbyś przenieść do swojego miasta? Co podpatrzyłeś na wakacjach, w delegacji, na emigracji? O czym opowiedzieli Ci znajomi?