piątek, 21 grudnia 2007

Nowe eldorado?


(Gazeta Bankowa/14.12.2007, godz. 19:23)
Łatwo się przyzwyczaić do dobrego. Dwucyfrowe stopy zwrotu funduszy inwestujących w akcje polskich spółek, przy kilkuletniej hossie, stały się już normą.

Kilkadziesiąt procent zysku wydawało się gwarantowane, ale okazało się, że nie jest. Rozczarowani spadkami na warszawskiej giełdzie inwestorzy zaczęli szukać nowych rynków, które mogłyby zapewnić podobne wyniki. W sukurs przychodzą im TFI, proponując inwestycje w sąsiednich krajach, które niedawno weszły do grona państw unijnych, albo mogą do nich dołączyć w przyszłości. A jest o co walczyć.

Nieadekwatna nazwa

Oferta jest ciekawa i obiecująca. Nazywa się Nowa Europa, lub – jak kto woli – Emerging Europe. Eksperci szacują, że przez najbliższe 7 lat w regionie środkowo- i wschodnioeuropejskim będzie się przeznaczać na inwestycje w infrastrukturę równowartość ok. 3 proc. łącznego PKB. Dotacje Unii na ten cel tylko w ciągu najbliższych czterech lat wyniosą ok. 200 mld dolarów. Rekordowe inwestycje nakręcają koniunkturę, a zdaniem analityków przynajmniej do 2013 r. ten strumień nie powinien wyschnąć.

Nic dziwnego więc, że rynki takich państw jak Rumunia, Bułgaria, Czechy, Węgry, republiki nadbałtyckie, a także Ukraina, a nawet kraje powstałe po rozpadzie Jugosławii budzą coraz większe zainteresowanie inwestorów. Do tej grupy państw coraz częściej włącza się też Turcję, potencjalnego członka UE w przyszłości, ale nie tylko. Jak się okazuje, w portfelu funduszu NE może się znaleźć także spółka z kraju niemającego nic wspólnego z naszym regionem.

– Polski segment funduszy Nowej Europy już dziś jest niezwykle różnorodny, a kolejne instytucje wciąż tworzą produkty dedykowane tym rynkom – ocenia Tomasz Publicewicz z Analiz Online. – W składzie portfela takiego funduszu możemy znaleźć rodzynki, jak Izrael, Kazachstan, Maroko oraz Egipt. Dlatego nazwa „Nowa Europa” dla całej tej grupy jest nieadekwatna do alokacji geograficznej w poszczególnych funduszach. Fundusze zagraniczne używają bardziej precyzyjnych określeń, jak Emerging Europe lub Eastern Europe.

Szeroki portfel

Ważniejsze jednak niż nazwa są różnice w polityce inwestycyjnej zachodnich i polskich zarządzających funduszami. O ile dla tych pierwszych podstawą odniesienia (benchmarkiem) jest zazwyczaj MSCI Emerging Markets Europe Index lub MSCI Eastern Europe 10/40 Index, w którym uwzględniona jest także Rosja – o tyle polskie TFI wypracowały własną filozofię. W polskich funduszach nie ma dwóch zbliżonych do siebie benchmarków, zatem różnice między nimi mogą być dość znaczne.

I tak np. w skład benchmarku funduszu PZU Akcji FIO Nowa Europa wchodzą spółki rosyjskie notowane na giełdzie w Londynie (25 proc. RDX EUR). Z kolei fundusz Arka Akcji Europy Środkowej i Wschodniej w swoim benchmarku nie uwzględnia rynku rosyjskiego – podobnie zresztą jak fundusz PKO/Credit Suisse Akcji Nowa Europa FIO oraz BPH Europy Wschodzącej. Subfundusz UniAkcje Nowa Europa jako jedyny polski fundusz za benchmark wybrał popularny wśród zagranicznych funduszy MSCI EM Eastern Europe 10/40 Index.

– Już na pierwszy rzut oka widać, że polscy zarządzający odmiennie postrzegają inwestycje na rynku rosyjskim – podkreśla T. Publicewicz. – Jedynie fundusze UniAkcje Nowa Europa, PZU Akcji Nowa Europa oraz DWS Polska Top 50 Średnich i Małych Spółek posiadają w swoich benchmarkach rynek rosyjski. Jej udział w tych funduszach wynosi odpowiednio 53, 25 i 10 proc. Takiej niejednorodności nie ma wśród funduszy zagranicznych, gdzie ekspozycja na rynku rosyjskim jest obowiązkowa i często – dominująca.

Specjaliści Analiz podkreślają też głębokie znaczenie konsekwentnej dywersyfikacji portfela przez zagranicznych zarządzających, którzy wybierają kilka (najczęściej 3-4) krajów reprezentatywnych dla całego regionu. Zmniejsza to ryzyko ograniczenia płynności, a przy tym zapobiega „rozwodnieniu” portfela. Ich zaletą jest też cierpliwość. Tymczasem rodzimi zarządzający często lokują znaczną część aktywów funduszy w polskie spółki, a poprzez dobór spółek z Węgier, Słowacji i Czech zwiększają poziom lokalnej dywersyfikacji portfela.

Dobre perspektywy

Na pytanie, czy warto wierzyć w Nową Europę, większość analityków odpowiada twierdząco.

– Inwestorzy jak najbardziej powinni zainteresować się tego typu funduszami. Rynki krajów wschodzących mogą być doskonałą formą dywersyfikacji portfela. W ten sposób można uniezależnić się od koniunktury giełdy warszawskiej, jak i zmniejszyć ryzyko koncentracji na jednym rynku – uważa Adam Narczewski z X-Trade Brokers DM.

Jego zdaniem, w dłuższym czasie zyski funduszy lokujących aktywa w krajach nowych członków UE powinny zadowolić klientów i przynosić atrakcyjną stopę zwrotu.

Według Błażeja Bogdziewicza, doradcy inwestycyjnego BZ WBK AIB AM, nasz region należy do najbardziej atrakcyjnych na świecie pod względem spodziewanych zysków i bezpieczeństwa zainwestowanych środków.

Kraje Nowej Europy są w mniejszym stopniu zależne od gospodarki amerykańskiej i ewentualne jej spowolnienie czy recesja nie będą miały w perspektywie długoterminowej (5-10 lat) istotnego wpływu na ich rozwój. Dokonujący się w państwach regionu proces konwergencji jest trendem wieloletnim, który dzieje się w znacznym stopniu niezależnie od cykli gospodarczych. Sytuacja w NE jest wręcz unikatowa w skali świata, a koniunktura w tych krajach ma solidne fundamenty. Atutem są także stosunkowo niedrogie – w porównaniu do innych rynków wschodzących – akcje, których wskaźnik kształtuje się wg prognoz na br. od 12,6 w Turcji do 17,5 w Polsce, podczas gdy np. w Chinach wynosi 40,8.

Cezary Burzyński, prezes PKO TFI przyznaje, że chce ono rozszerzyć i pogłębić swoją obecność na tych rynkach, które uważa za bardzo sensowną propozycję dla oszczędzających w funduszach Polaków. Dotyczy to przede wszystkim nowych krajów unijnych, bo Rosja i Turcja, choć oczywiście warte uwagi, są jednak bardziej ryzykowne. Wiele zależy tu od kompetencji zarządzających i rozsądnej alokacji aktywów.

Ostrożnie z Rosją

Zarządzający z dużą ostrożnością podchodzą do rynku rosyjskiego, ale i on ma także swoich zwolenników. Ich argumentem jest utrzymująca się silna pozycja finansowa Rosji oraz ogromny potencjał związany z zasobami naturalnymi, a także rosnący sektor usług i coraz większa wewnętrzna konsumpcja. Goldman Sachs mocno wierzy w siłę tej gospodarki, która w perspektywie jednego pokolenia, najdalej za 40 lat, stanie się jedną z największych w świecie.

Lokują tu środki na razie nieliczne nasze fundusze: PZU Akcji NE, UniAkcje NE czy DWS Polska Top 50 Średnich i Małych Spółek, tylko ING zdecydowało się utworzyć osobny ING FIO Rosja.

– Generalnie, inwestując w fundusze NE należy pamiętać o ryzyku, które jest większe niż przy inwestycjach na rynkach krajów rozwiniętych – przestrzega Narczewski. – Rynki krajów wschodzących są bardzo silnie skorelowane i zależne od rynków zagranicznych. Spadki indeksów amerykańskich powodują zazwyczaj jeszcze silniejszą przecenę spółek z naszego regionu, a do tego dochodzi ryzyko kursu walutowego.

Ale polskie fundusze powinny inwestować na rynkach Nowej Europy także w papiery bezpieczne, które też mogą okazać się zyskowne, a są znacznie mniej ryzykowne.

– Rynek obligacji w Turcji, gdzie inflacja sięga 7 proc., a bank centralny obniżył stopy procentowe o 0,5 proc. (do 16,25 proc.) – jest w podobnym punkcie rozwoju co rynek polski w 2000 r. Dla inwestorów oznacza to, że lokując w obligacje tureckie mają szansę na dwucyfrowy zysk – uważa Dariusz Lasek, dyrektor inwestycyjny Union Investment TFI.

Drugim krajem są Węgry, gdzie inflacja sięga 6,7 proc., a PKB spadło do poziomu 1 proc., co z kolei może ograniczać wzrost stóp procentowych i w efekcie znaczący spadek inflacji. Można się spodziewać poluzowania polityki pieniężnej. Tu też są duże szanse na zysk.

Zimny prysznic

Wizje dwucyfrowych zysków w Nowej Europie rozwiewają analitycy z firmy WealthSolutions.

Zdaniem Bartosza Stawiarskiego, wejście nowych krajów do Unii i boom inwestycyjno-budowlany dawno zostały zdyskontowane przez giełdy, czego efektem były – historyczne już dziś – kilkusetprocentowe zwroty z głównych indeksów. Do tego trzeba dodać niskie zarobki mimo dwucyfrowej dynamiki, skoki indeksów giełd w Sofii i Bukareszcie, co ogranicza skalę zysków i może grozić znaczącymi spadkami.

W krajach nadbałtyckich, zwłaszcza na Łotwie i w Estonii, doszło do przegrzania gospodarek, które teraz wyhamowują, rośnie za to inflacja. Główne indeksy giełdowe (OMX Riga, OMX Tallinn) spadły o jedną czwartą od tegorocznych rekordów i powróciły do poziomów z 2005 r.

Także w Turcji nie jest najlepiej, wprawdzie ISE100 zyskał od początku roku 30 proc., jednak jego tegoroczna zmienność ogranicza do minimum szanse na celny timing inwestycyjny. Na Ukrainie inflacja sięgająca 12 proc. ogranicza ekspansję gospodarczą i, jak się przewiduje – w przyszłym roku jej PKB zwolni z obecnego 6,5 proc. do ok. 5 proc.

To, jak ocenia Stawiarski, całkiem realne ryzyko ochłodzenia klimatu gospodarczego w tych krajach. Maleją więc także szanse na dalsze spektakularne zyski z akcji. Sceptycy przypominają, że minęły już czasy, kiedy indeksy rosyjskie wzrastały po kilkadziesiąt procent rocznie. W I połowie 2007 r. wśród wszystkich znaczących rynków wschodzących Rosja miała najsłabsze wyniki.

Zagraniczni analitycy w swoich prognozach dotyczących rynków EE są dość ostrożni, choć nastawieni pozytywnie. Dostrzegają, że powszechna na Zachodzie „ucieczka” z funduszy w ostatnich miesiącach nie dotyczyła naszego regionu. Znaczący napływ środków odnotowało kilka gospodarek wschodzących z Europy Wschodniej – zwłaszcza Polska, Węgry, Czechy i Bułgaria, gdzie wartość zrządzanych aktywów podskoczyła w ciągu trzech miesięcy zakończonych we wrześniu o 69 proc. Mark Mobius z Franklin Templeton uważa, że na wielu rynkach wschodzących wyceny są nadal korzystne, choć niekoniecznie niskie.

Richard Urwin z BlackRock Merrill Lynch IM zaleca „dość neutralne” podejście do rynków wschodzących Europy, ale przyznaje, że ich pozycja wzrasta.

Jak grzyby po deszczu

Aktywa zgromadzone przez nasze fundusze akcyjne inwestujące za granicą nie są jeszcze być może imponujące – stanowią kilka procent wszystkich oszczędności ulokowanych przez Polaków (ok. 4 mld zł w końcu września), ale sytuacja ta szybko się zmienia. Jak oceniają Analizy Online, w tym roku rosną one szybciej niż funduszy, które lokują w papiery polskich spółek.

Na polskim rynku działa w sumie kilkanaście funduszy inwestujących w regionie EE. Pierwsze pojawiły się dwa lata temu, ale większość z nich istnieje kilka miesięcy i trudno oceniać ich wyniki. Wydaje się jednak, że każdy produkt z tej serii może liczyć na przychylność rodzimych inwestorów, nic więc dziwnego, że rosną jak „grzyby po deszczu”. Na przełomie września i października fundusze małych i średnich spółek europejskich związanych z regionem uruchomiło AIG TFI oraz Raiffeisen, w końcu roku wprowadzenie funduszu Akcji Europy Wschodniej planuje Pioneer Pekao TFI.

O specjalizacji w spółkach środkowoeuropejskich można już mówić w przypadku zarządzających funduszami BZ WBK AIB. Najnowszy produkt towarzystwa – Arka BZ WBK Rozwoju NE w ciągu miesiąca (do 29 listopada br.) zebrał 80,45 mln zł.

Tę, w sumie dość niewielką jeszcze, ofertę naszych towarzystw uzupełniają propozycje zagranicznych firm, jak Franklin Templeton, Merrill Lynch, Fortis Investment czy Word Investment Opportunity Fund, które wcześniej dostrzegły tu duże możliwości. Fundusze te mają zróżnicowaną politykę inwestycyjną – obszar działania, stopień dywersyfikacji portfela i związanego z tym ryzyka. Większość TFI (PKO, UI, BPH, BZ WBK, PZU i ING) oferuje fundusze akcyjne, w przypadku AIG oraz Legg Mason są to fundusze zrównoważone. Najwięcej zgromadziła Arka Akcji Środkowej i Wschodniej Europy (1,114 mld zł w końcu listopada br.), która wyprzedziła Legg Mason Zrównoważony Środkowoeuropejski, PKO/CS Akcji NE oraz ING Sektora Finansowego NE.

Fundusze źle naliczają PIT

Rozliczenie przychodu z udziału w         funduszach inwestycyjnych  (Rozmiar: 67902 bajtów)
Rozliczenie przychodu z udziału w funduszach inwestycyjnych
  • Niektóre towarzystwa funduszy inwestycyjnych nie kompensują zysków i strat w funduszach parasolowych
  • W wyniku tego inwestorom nieprawidłowo naliczany jest podatek dochodowy od osiąganych zysków
  • Podatnicy, którym płatnik zawyżył podatek, mogą wystąpić do urzędu skarbowego o stwierdzenie nadpłaty

ANALIZA

Wielu inwestorów ogarnia zdziwienie, kiedy po umorzeniu jednostek uczestnictwa otrzymują kwotę pomniejszoną o 19-proc. podatek od zysku, którego faktycznie nie osiągnęli. Problem dotyczy w szczególności operacji na tak zwanych funduszach parasolowych z wydzielonymi subfunduszami.

Wprowadzone w 2005 roku do ustawy z 26 lipca 1991 r. o podatku dochodowym od osób fizycznych (t.j. Dz.U. z 2000 r. nr 14, poz. 176 z późn. zm. - dalej ustawa o PIT) przepisy nie uznają za moment powstania przychodu zamiany (konwersji) jednostek jednego subfunduszu na jednostki innego. Ustawodawca wprowadził tym samym pewną korzyść dla inwestorów w postaci odroczenia zapłaty podatku od zysków. Problemem jest, czy opodatkowaniu powinno podlegać umorzenie jednostek każdego subfunduszu oddzielnie, czy też potraktowanie łącznie całości inwestycji w funduszu parasolowym.

Podatek od straty

Mariusz Przybyszewski, audytor z Pruszkowa, w sierpniu tego roku dokonał zakupu jednostek pewnego subfunduszu. W kolejnym miesiącu dokonał konwersji środków do innego subfunduszu w ramach tego samego parasola. W listopadzie złożył zlecenie odkupienia całego swojego portfela.

W podsumowaniu transakcji - na wyjściu z całego funduszu, okazało się, że w sensie ekonomicznym inwestor nie osiągnął zysku, a nawet poniósł stratę. Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych (TFI) odprowadziło jednak od jego inwestycji podatek.

Inwestor zwraca uwagę, że fundusz nie bierze pod uwagę konwersji stratnej pozycji z innego funduszu w ramach tego samego parasola. Strata ta w żaden sposób nie jest kompensowana. Katarzyna Ryszard, doradca podatkowy w Kancelarii Ożóg i Wspólnicy wcale nie jest tym faktem zdziwiona. Nie ukrywa, że wielokrotnie spotkała się z sytuacjami, w których nie tylko instytucje finansowe, ale również organy podatkowe miały problemy z rozpoznawaniem strat poniesionych w ramach jednego parasola.

Różna praktyka

Pierwszy Wielkopolski Urząd Skarbowy w Poznaniu (postanowienie z 30 stycznia 2007 r., nr ZD/4060-93/06) uznał, że opodatkowaniu, w ramach danego portfela, nie będzie podlegać dochód z odkupienia jednostek funduszu inwestycyjnego każdego subfunduszu oddzielnie. W rozumieniu organu dochodem podlegającym opodatkowaniu w przypadku odkupienia danego portfela, składającego się z jednostek uczestnictwa co najmniej dwóch subfunduszy, jest różnica pomiędzy przychodem otrzymanym z tytułu odkupienia całego portfela, a kosztami poniesionymi przez uczestnika na nabycie danego portfela.

Inne stanowisko zajął Drugi Mazowiecki Urząd Skarbowy w Warszawie. W postanowieniu z 5 stycznia 2007 r., nr 1472/DPC/415-106/06/PK uznał, że jednostki uczestnictwa poszczególnych subfunduszy są odrębnymi prawami majątkowymi, dlatego przy odkupieniu jednostek subfunduszu powstaje tyle przychodów, ile subfunduszy odkupiono.

W ocenie Jacka Budziszewskiego, dyrektora departamentu audytów podatkowych Instytutu Studiów Podatkowych Modzelewski i Wspólnicy, tezę warszawską należy uznać za błędną i niezasadną. Nie zgadza się z nią również Katarzyna Ryszard. Argumentuje, że opodatkowaniu powinien podlegać dochód ze zbycia jednostki funduszu inwestycyjnego, ponieważ to otwarty fundusz inwestycyjny ma osobowość prawną, a nie wydzielony subfundusz.

Ważny koszt historyczny

Według art. 17 ust. 1c ustawy o PIT przy zamianie jednostek uczestnictwa subfunduszu na jednostki uczestnictwa innego subfunduszu tego samego funduszu inwestycyjnego z wydzielonymi subfunduszami nie powstaje przychód podatkowy. Wniosek jest prosty: jeżeli nie ustala się przychodu w momencie zamiany, to nie ustala się i dochodu. Nie powstają również koszty.

Zdaniem Marka Gadacza, doradcy podatkowego w PricewaterhouseCoopers, w momencie zamiany powinna być rozpatrywana całość portfela.

- Jeżeli w wyniku różnych operacji inwestycyjnych moje środki przeszły przez kilka różnych subfunduszy, ponosząc po drodze zyski i straty, to po ostatecznej wypłacie rozpatrujemy tylko i wyłącznie koszt historyczny - mówi ekspert.

W ocenie eksperta problematyczne może być jednak łączne rozpatrywanie zysków i strat na poziomie inwestycji w kilku subfunduszach równocześnie, bez zamiany po drodze jednostek.

Kontrowersyjna kompensacja

Członkowie zarządu TFI, z którymi rozmawialiśmy, potwierdzili, że w przypadku zamiany jednostek w ramach funduszy parasolowych stosowana jest kumulacja zysków i strat.

- W przypadku zamiany rozpatrujemy całość inwestycji, kumulując zyski i straty - wyjaśnia Sylwia Magott z zarządu Noble Funds TFI.

Rozmówcy odrzucili jednak pogląd o łącznym rozpatrywaniu równoczesnej inwestycji w kilka różnych subfunduszy, kiedy nie dochodzi do konwersji między subfunduszami.

- Straty na subfunduszu A nie są kompensowane z zyskami uzyskanymi na subfubfunduszu B. Od całości zysku na subfunduszu B będzie zatem naliczony podatek od zysków kapitałowych - stwierdza Tymoteusz Paleczny, wiceprezes Commercial Union TFI.

Widać, że mechanizm kompensacji zysków i strat w ramach inwestycji portfelowych nie funkcjonuje w każdym przypadku. TFI co do zasady odprowadzają podatek od tych jednostek, które rzeczywiście wypracowały zysk - bez względu na to, czy w końcu, w wyniku różnych operacji, inwestor realnie osiągnął zysk czy też poniósł stratę.

Podatnik, który stwierdzi, że TFI zawyżyło podatek, może wystąpić do urzędu skarbowego o stwierdzenie nadpłaty.

- Urzędy skarbowe działają profiskalnie, i, jak pokazują interpretacje, mogą przychylać się do tych sposobów naliczania podatku, które są niekorzystne dla podatnika - konkluduje Marek Gadacz.

29 mld zł wynosi kwota zarządzana przez TFI w ramach funduszy parasolowych

134 mld zł wynosi kwota, którą zarządzają wszystkie TFI

szacunki własne GP

Hossa emigruje z Polski. Czas inwestować na Wschodzie

las
2007-12-21, ostatnia aktualizacja 2007-12-21 12:53

Można zapomnieć o dużych zyskach na GPW w najbliższym czasie. Trzeba zacząć rozglądać się za okazjami za granicą - pisze "Puls Biznesu".

Zobacz powiekszenie
ZOBACZ TAKŻE
Druga część tego roku pokazała, że wzrosty hossa na giełdzie kiedyś się kończy. Trzeba więc przenieść się za granicę. Najbliższe okazje można trafić w Rosji i Turcji. Perełek można szukać także w Brazylii i innych bardziej egzotycznych rejonach świata.

- Niezależny bank centralny, sprywatyzowany sektor bankowy i zmiany związane z efektem konwergencji znacznie zmieniły obraz tureckiego rynku po kryzysie z 2001 r. Kraj stabilizuje się politycznie i staje się bardzo interesujący dla między-narodowego kapitału - mówi cytowany przez "PB" Dirk Thiels, dyrektor ds. inwestycji kapitałowych KBC Asset Management w Brukseli.

Jak to jednak jest w przypadku rynków wschodzących nie należy zapominać o większym ryzyku inwestycyjnym.

- Rynek turecki ma duży potencjał wzrostu. Stymulują go cięcia stóp procentowych. Jednak warto pamiętać, że giełda rosła bardzo dynamicznie w 2007 r., o blisko 40 proc. - ostrzega Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI.

Warto zwrócić uwagę na Rosję. Zdaniem ekspertów wiele tamtejszych spółek jest bardzo niedowartościowanych.

- Kurs Gazpromu jest zdecydowanie niedowartościowany, nawet o 20 proc. To nie jest jedyna spółka, która ma szansę zaskoczyć inwestorów - twierdzi Dirk Thiels.

Sektor surowcowy ma duży potencjał wzrostowy - surowce są i mogą nadal być w cenie.

Poza Europą na uwagę zasługuje rynek brazylijski. Brazylijska gospodarka oparta jest na surowcach, które cały czas znajdują się w trendzie wzrostowym. Ponadto nie jest uzależniona od USA co również zwiększa prawdopodobieństwo wzrostów.

Kuszący w dalszym ciągu jest region azjatycki. Przyjemnie mogą nas zaskoczyć te mniejsze gospodarki takie jak Tajwan, Malezja, czy Wietnam.

Ciekawy dla inwestorów jest również region subsaharyjski. Gospodarki te nie zostały wciągnięte w procesy globalizacyjne, więc nie ucierpią z powodu światowego spowolnienia gospodarczego. Ich wadą jest jednak mała płynność

- Łatwo je przewartościować. Moda na inwestycje w tym regionie stwarza takie zagrożenie - ostrzega Maciej Kossowski, prezes Welth Solution.

IPN nie będzie ścigał sędziów stanu wojennego

Agata Łukaszewicz 21-12-2007, ostatnia aktualizacja 21-12-2007 08:53

Sędziowie orzekający w sprawie czynów popełnionych między 12 a 16 grudnia 1981 roku musieli stosować dekret o stanie wojennym.

autor zdjęcia: Darek Golik
źródło: Fotorzepa

Pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej będzie musiał więc umorzyć część śledztw. Taki jest efekt uchwały Sądu Najwyższego z 20 grudnia 2007r (sygn akt I KZP 37/07), która zostanie wpisana do księgi zasad prawnych (będą ją musiały stosować wszystkie składy orzekające SN).

Sąd Najwyższy zajął się tą kwestią na wniosek prokuratora IPN w Katowicach. Ten w sprawie Zdzisława B., sędziego SN i kilku innych podobnych chciał postawić zarzuty sędziom i prokuratorom. Chodziło o tych, którzy na podstawie dekretu o stanie wojennym oskarżali, skazywali i przedłużali tymczasowe aresztowania wobec działaczy "Solidarności" za ich czyny popełnione przed 17 grudnia, kiedy dekret jeszcze nie obowiązywał.

Rzecz w tym, że dekret Rady Państwa PRL z 12 grudnia wydrukowano w Dzienniku Ustaw dopiero 17 grudnia 1981 r. i dopiero od tej daty można mówić o jego obowiązywaniu. Na Dzienniku Ustaw widniała jednak data 14 grudnia, z mocą wsteczną obowiązywania od 12 grudnia. Takie antydatowanie wyszło na jaw dopiero w 1991 r.

Z uchwały Sądu Najwyższego wynika, że sędziowie musieli stosować dekret o stanie wojennym z 12 grudnia 1981 r., dlatego że nie było wtedy mechanizmu oceny konstytucyjności ustaw, a Konstytucja PRL nie zawierała zakazu działania prawa wstecz.

Oznacza to, że IPN nie będzie mógł stawiać zarzutów sędziom za bezprawne – jego zdaniem – stosowanie tego dekretu. Postawienie im zarzutów wymaga bowiem uchylenia immunitetu – co po uchwale SN wpisanej do zbioru zasad prawnych będzie niemożliwe.

W uzasadnieniu Sąd Najwyższy uznał, że zbędne jest rozpatrywanie, czy sędziowie orzekający w sprawach o przestępstwa z dekretu o stanie wojennym wiedzieli o antydatowaniu Dziennika Ustaw, w którym ten dekret opublikowano.

IPN uważał, że nie jest oczywiste, iż sędziowie nie wiedzieli o antydatowaniu dekretu i mogli nie stosować artykułu o działaniu prawa wstecz.

Według pierwszego prezesa Sądu Najwyższego Lecha Gardockiego, który przewodniczył posiedzeniu, nie można też mówić o obowiązku kontroli przez dany sąd konstytucyjności dekretu o stanie wojennym, bo PRL nie była – tak jak jest dzisiejsza Polska – demokratycznym państwem prawny.

Złodzieje sprofanowali grób Kazimierza Górskiego

Stefan Szczepłek 21-12-2007, ostatnia aktualizacja 21-12-2007 15:29

Prawdopodobnie w nocy ze środy na czwartek złodzieje ukradli z grobu Kazimierza Górskiego na Cmentarzu Wojskowym piłkę z brązu.

– Była jeszcze we wtorek o 10 rano – mówi kierownik Cmentarza Wojskowego Krzysztof Dybalski. – Jej brak zauważyła później ochrona cmentarza. Zginął też znicz z pomnika Powstańców Śląskich i Wielkopolskich. Piłka i znicz wykonane były z brązu, a brąz jest wśród złodziei w cenie. Piłka może zostać sprzedana lub przetopiona na złom.

– Głowę Feliksa Stamma z jego grobu kradziono dwukrotnie i dwa razy ją odzyskiwaliśmy, ale głowy generała Tadeusza Kutrzeby nie udało się odnaleźć. Ostatnia tego rodzaju poważna kradzież przydarzyła się na naszym cmentarzu w sierpniu roku 2000. Zginął wtedy pierwszy znicz z pomnika Powstańców Śląskich i Wielkopolskich – mówi Dybalski.Kazimierz Górski zmarł 23 maja 2006 roku i został pochowany w Alei Zasłużonych Cmentarza Wojskowego na Powązkach, razem ze zmarłą rok wcześniej żoną. W najbliższym sąsiedztwie znajdują się groby m.in. krajana pana Kazimierza ze Lwowa Jerzego Janickiego, pilota Stanisława Skalskiego, wicemistrzyni olimpijskiej w łyżwiarstwie szybkim Elwiry Seroczyńskiej, barda Jacka Kaczmarskiego, z którego pomnika kradziono struny, również z brązu.

W pierwszą rocznicę śmierci Kazimierza Górskiego miejsce usypanego z ziemi grobu zajął pomnik z brązowego granitu, postawiony staraniem rodziny i Polskiego Związku Piłki Nożnej. Brązowa piłka stanowiła najbardziej charakterystyczną część pomnika.

– Była piłką, a zarazem kulą ziemską – mówi Dariusz Górski, syn trenera. – Kazaliśmy wyryć w niej nazwy będące przystankami życia i kariery taty: Lwów, Warszawa, Wembley, Monachium, Ateny. Bardzo nam przykro, bo kiedy tata żył, wszyscy go kochali. To, co się stało, oznacza, że nie ma już żadnych świętości.

Piłka była niewiele mniejsza od takiej, którą rozgrywa się mecze. – Mogła ważyć ok. pięciu kilogramów – mówi kierownik Krzysztof Dybalski. – Kilogram brązu kosztuje w skupie bodajże 8 zł.

Zobacz największe Obciachy 2007

Ranking politycznych wpadek roku 2007. Z nich się śmialiśmy, nimi żyły media, i to nie tylko kolorowe. DZIENNIK publikuje listę Obciachów: całus Tuska i Dody, podejrzenia teletubisia o gejowskie skłonności, "filipiński wirus" Aleksandra Kwaśniewskiego i wiele innych. Na forum.dziennika.pl można zgłosić swoje kandydatury do Obciachów.


"Filipińska choroba" Kwaśniewskiego
To była recydywa. I pewnie dlatego tłumaczenia Aleksandra Kwaśniewskiego, że seria jego niedyspozycji to nie wynik nadmiaru alkoholu, ale efekt filipińskiego wirusa, przekonały tak niewielu. Sprawę poważnie potraktował Główny Inspektor Sanitarny, zalecając przebadanie polityka. Wirusa nie odnaleziono. Kwaśniewski wycofał się z bieżącej polityki.

Miller w Samoobronie
Co może zrobić były premier marzący o powrocie do polityki? Niestety wszystko. I choć Leszek Miller także i tym razem znalazł kilka niezłych bon motów, by uzasadnić start w wyborach do Sejmu z Listy Samoobrony, to żenady nie dało się ukryć. Dostał 4142 głosy. Teraz zakłada własną partię.

Zwierzenia Oleksego na taśmach Gudzowatego
Nikt nie opisał postkomunistów lepiej niż były lider SLD i szef rządu z nadania lewicy. O swoich kolegach mówił podczas zakrapianej kolacji z Aleksandrem Gudzowatym brutalnie, ale często celnie: "nadęty buc", "dupek", "krętacz", "narcyz". Nic dziwnego, że zdenerwowany ujawnieniem taśm Aleksander Kwaśniewski oceniał równie mocno: "Zachował się jak ostatni kretyn".

Podrabiana torebka Szczypińskiej
Czego pragnie kobieta? Futra. A jak jej na to nie stać? Perfum lub torebki Coco Chanel. Jolanta Szczypińska za swoje marzenie zapłaciła 50 zł. Że to podróbka, ogłosił jej kolega Jacek Kurski. Jej nic się nie stało, nim zajął się sąd partyjny. Pokornie więc przeprosił.

Rydzyk o "szambie" w Pałacu Prezydenckim
To był ciężki moment dla premiera Jarosława Kaczyńskiego. Polityczny sojusznik PiS o. Tadeusz Rydzyk ostro potępił spotkanie kobiet w Pałacu Prezydenckim, w czasie którego Maria Kaczyńska podpisała petycję wzywającą do zaniechania zmian w ustawie o ochronie życia nienarodzonego. - Nie nazywajmy nigdy, że szambo jest perfumerią - denerwował się redemptorysta.

Rokita szyje na maszynie
To był głośny powrót Jana Rokity do życia publicznego. Niestety, chyba niezbyt przemyślany. Oto bowiem polityk niedawno przecież typowany na premiera rządu, bierze udział w satyrycznym show Szymona Majewskiego. Przekomarza się z piosenkarką Kasią Cerekwicką, jak byle gwiazdeczka na polecenie gospodarza audycji zszywa obrus z portretem Donalda Tuska. A gdy wychodzi, aktorka dość wulgarnie parodiuje jego żonę. I tylko jednego nie wiadomo - po co?

Doda śpiewa dla Tuska
Pewnie miało to przypominać Marylin Monroe śpiewającą prezydentowi Kennedy’emu. Ale jeśli tak, to czy Tusk ma się do Kennedy’ego tak jak Doda do amerykańskiej gwiazdy? Wyszło więc tak sobie. Premier miał dziwną minę - niby się cieszył, ale nie do końca. Może z powodu banalnego tekściku? - Wola istnienia, moc przenoszenia wiarągór - śpiewała piosenkarka premierowi. Oj, wielka bywa dziennikarska miłość do premiera.

Dorn z Sabą w Sejmie
Nobliwy pan przechadzający się z psem. Trzech kolejnych panów podąża jego śladem. Nobliwego pana, nie psa. Dlaczego? Bo panowie są z BOR, a przechadza się Ludwik Dorn, marszałek Sejmu, ze swoją ukochaną suką Sabą. Do tego stopnia ukochaną, że urzęduje ona w gabinecie marszałka. Dorn odpiera zarzuty profanacji: dzień, w którym Saba przebywała w gabinecie, był wyjątkowy, gdyż jego żona nie mogła się nią zająć. - To antypsiarskie nastawienie - łaja krytyków marszałek. A w kampanii wyborczej idzie z Sabą do sądu bronić jej przed oskarżeniem o niszczenie publicznych mebli.

Premier o "czynnych szatanach"
Rządowi PiS przeszkadzała nie tylko opozycja, ale i siły nieczyste.

"Oni mogą sobie tego nie uświadamiać, ale inni szatani są tam czynni" - zdiagnozował w lipcu Jarosław Kaczyński. Diabeł miał się przechadzać po białym miasteczku, które pielęgniarki rozbiły pod kancelarią premiera. Mniej przenikliwi politycy szatana nie zauważyli, a i premier przyznał później, że cytował wiersz Kornela Ujejskiego.

Sowińska kontra teletubiś
Cała Europa naigrawała się z polskiej rzecznik praw dziecka, boki zrywali ze śmiechu nawet widzowie nowozelandzkiej telewizji, gdy Ewa Sowińska wytropiła geja wśród bajkowych teletubisiów. -"Zauważyłam, że Tinky Winky ma damską torebkę, ale nie skojarzyłam, że jest chłopcem" - mówiła w maju z powagą pani rzecznik. Oceną, czy Tinky może być pokazywany w TVP mieli zająć się nawet psycholodzy. A świat się śmiał.

Tak głosowali uczestnicy naszej ankiety

Grzegorz Miecugow dziennikarz

1. Dorn z Sabą w Sejmie
2. Rokita szyjący na maszynie
3. zwierzenia Oleksego na taśmach Gudzowatego

Igor Zalewski publicysta

1. "filipińska choroba" Kwaśniewskiego
2. Sowińska kontra teletubiś
3. Miller w Samoobronie

Jan Wróbel publicysta, felietonista DZIENNIKA

1. "filipińska choroba" Kwaśniewskiego
2. Dorn z Sabą w Sejmie
3. Podrabiana torebka Szczypińskiej

Michał Ogórek dziennikarz, felietonista, krytyk

1. Miller w Samoobronie
2. "filipińska choroba" Kwaśniewskiego
3. Rydzyk o "szambie" w Pałacu Prezydenckim

Tomasz Sianecki dziennikarz

1. Rydzyk o "szambie" w Pałacu Prezydenckim
2. "filipińska choroba" Kwaśniewskiego
3. zwierzenia Oleksego na taśmach Gudzowatego

Jerzy Pilch pisarz, felietonista

1. Sowińska kontra teletubiś
2. Rokita szyjący na maszynie
3. Rydzyk o "szambie" w Pałacu Prezydenckim


Pilch: Filipińska choroba? Ja mam to uważać za obciach?

Z 10 ocenianych zdarzeń połowa moim zdaniem obciachem nie jest. Na pewno nie było bowiem obciachem zacytowanie przez J. Kaczyńskiego wiersza Ujejskiego "Inni szatani byli tam czynni" itd. Nie znaczy to oczywiście, że J. K. jest, jak chcą niektórzy, jakimś znawcą literatury. Przytoczenie frazy wyuczonej w szkole czy znanej w domu to jednak - na Boga! - nie obciach.

Większym obciachem od rzekomo obciachowej torebki jest zwracanie kobiecie uwagi, że ma rzekomo obciachową torebkę. Ja tego nie zrobię - jestem starej daty.

Dorn dzięki psu zyskał w moich oczach, a nie było to proste. Ludzie kochający zwierzęta prawdziwie, czyli wariacko, są osobami specjalnego pokroju i wrażliwości. Żaden przejaw czułości dla psa czy kota nie jest i nigdy dla mnie nie będzie obciachem.

Miller w Samoobronie to desperacja i to na pewno mniejszy obciach od np. seksualnych obyczajów w Samoobronie. Byłoby niesprawiedliwie. Tym bardziej, że L. M. klęskę na klatę wziął dzielnie.

Do przypadku Oleksy - Gudzowaty mam wstręt fizyczny, ale nie ma co ukrywać: każda rozmowa o bliźnich przy gorzale, jak by ją nagrać, byłaby obciachem strasznym. Za łatwe.

Doda i Tusk? Nie mogę uznać za obciach tego, co sam bym chętnie zrobił. Filipińska choroba? Ja mam uważać to za obciach? Serio? Jeśli tak, to przytoczę jeden z mniej znanych aforyzmów Kazimierza Górskiego. Rzekł on mianowicie: Wolę na stoperze pijanego Gorgonia niż trzeźwego Ostafińskiego.

Jerzy Pilch

Klich: Wg amerykańskiego pułkownika w Nangar Khel popełniono błąd

mar, PAP
2007-12-21, ostatnia aktualizacja 2007-12-21 12:24

Akcja polskich żołnierzy w Nangar Khel były błędem, a nie "działaniem kryminalnym" - taką ocenę wydarzeń z sierpnia miał przekazać ministrowi obrony Bogdanowi Klichowi płk Martin Schuitzer, amerykański dowódca grupy bojowej z Afganistanu.

Zobacz powiekszenie
Fot. Grazyna Makata / AG
Bogdan Klich
Schuitzer - jak powiedział Klich w piątek dziennikarzom w afgańskiej bazie Sharana - kategorycznie zaprzeczył, by było to "działanie kryminalne". Według Klicha, amerykański pułkownik powiedział, że ich wojskom co miesiąc zdarzają się dwa - trzy podobne incydenty, podczas gdy polscy żołnierze odnotowali zaledwie jeden w ciągu 10 miesięcy afgańskiej misji.

Płk Schuitzer miał zapewnić Klicha, że jest gotów zeznawać przed polskim prokuratorem, jeśli będą dopełnione procedury - czyli jeśli polski rząd wystąpi w tej sprawie do stosownych władz amerykańskich. Na pytanie, czy tak się stanie, Klich odesłał do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego.

Wojskowa prokuratura w związku z ostrzelaniem 16 sierpnia afgańskiej wioski Nangar Khel postawiła zarzuty siedmiu żołnierzom. Sześciu z nich usłyszało zarzut zabójstwa ludności cywilnej, siódmy - ataku na nie broniony obiekt cywilny. W wyniku działań polskich żołnierzy zginęło wówczas sześcioro cywilów, a dwie kolejne osoby zmarły w wyniku odniesionych ran. Wśród poszkodowanych były dzieci i kobiety - trzy z nich trwale okaleczono.