Pokazywanie postów oznaczonych etykietą BOKS. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą BOKS. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 30 maja 2010

Boks. Sosnowski nie dał rady Kliczce

wm
2010-05-30, ostatnia aktualizacja 2010-05-30 00:32
Witalij Kliczko po walce z  Albertem Sosnowskim
Witalij Kliczko po walce z Albertem Sosnowskim

Witalij Kliczko obronił mistrzostwo świata federacji WBC, pokonując Polaka Alberta Sosnowskiego przez nokaut. Polak padł pod naporem Ukraińca dopiero w dziesiątej rundzie. Było to 40 zwycięstwo Kliczki w zawodowym boksie.

Albert Sosnowski i Witalij Kliczko
Albert Sosnowski i Witalij Kliczko
Albert Sosnowski i  Witalij Kliczko
Albert Sosnowski i Witalij Kliczko
Albert Sosnowski i Witalij Kliczko
Albert Sosnowski i Witalij Kliczko
Albert Sosnowski i  Witalij Kliczko
Albert Sosnowski i Witalij Kliczko


Przed walką z wielkim Ukraińcem Polak był skazywany na pożarcie. Eksperci nie wierzyli, że przetrwa choćby klika pierwszych rund z renomowanym przeciwnikiem. Sam Kliczko mimo zapewnień, że poważnie traktuje rywala, przed pojedynkiem lekko kpił z Polaka. Jedno było pewne - dla Sosnowskiego to była największa szansa w karierze. Ukrainiec mówił - "Może wygrać swoje nazwisko w walce ze mną". Jak się okazało, dla Polaka były to jednak za wysokie progi.

Obaj zawodnicy wyszli na ring przy wspaniałej oprawie i ogłuszającym dopingiem kibiców w Gelsenkirchen równo o 23. Kilka minut później na Veltins Arena zabrzmiał Mazurek Dąbrowskiego i hymn Ukrainy.

Polak wyszedł na ring bardzo usztywniony. Od początku walki wysoko trzymał gardę. Kliczko, przeciwnie, z opuszczoną lewą ręką, lekko lekceważył Dragona. Pierwsze trzy rundy przebiegły w powolnym, spokojnym tempie. Ukrainiec cały czas kontrolował sytuację i cierpliwie punktował w każdej z rund.

W kolejnych rundach, mimo punktowej przewagi Ukraińca, Polak nie chciał zaryzykować szaleńczego ataku. Nadal podchodził do rywala z respektem, ciągle trzymając dystans. Mistrz świata lekko zdziwiony wytrzymałością Dragona, po każdej rundzie przyglądał się mu z coraz większym respektem. Sosnowski heroicznie bronił się przed potężnymi ciosami Ukraińca. Po potężnym prawym sierpowym w dziewiątej rundzie, lekko się zachwiał, ale nie upadł na deski.

Do dziesiątej rundy Polak trzymał się na nogach, ale z każdą minutą słabł. Kliczko chciał wygrać walkę przed czasem. Postanowił przeprowadzić skondensowany atak. Minutę przed końcem rundy zepchnął Sosnowskiego do narożnika i zakończył walkę potężnym prawym sierpowym.

Po walce szczęśliwy Witalij Kliczko w geście szacunku podniósł rękę Polaka. Sosnowski pokazał hart ducha, ale to niestety nie starczyło na wywalczenie mistrzostwa świata federacji WBC. Było to 40 zwycięstwo Kliczki w zawodowym boksie (38 nokautów).

Tak relacjonowaliśmy walkę na żywo:

Pierwsza runda:

Sosnowski wyszedł na ring bardzo zdenerwowany i usztywniony. Przez całą pierwszą rundę wysoko trzyma gardę, Kliczko z opuszczoną lewą ręką spokojnie kontroluje sytuację. Obaj bokserzy na razie nie zaryzykowali żadnych mocnych ciosów.

Druga runda:

Od początku rundy Kliczko ruszył do przodu. Nadal spięty Polak wyłapał kilka ciosów, ale również parokrotnie mocno trafił Ukraińca. Mimo, że na punkty przegrywa, to na razie niezła walka Sosnowskiego, ale musi się jednak lekko rozluźnić.

Trzecia runda:

Polak nadal wygląda na bardzo przestraszonego. Kliczko natomiast na bardzo pewnego siebie. Dragon kilkukrotnie trafił Ukraińca silnym lewym prostym, ale ten nawet nie drgnął. Pierwsze rundy bardzo nerwowe, ale najważniejsze, że przetrwane.

Czwarta runda:

Bardzo podobna runda do trzeciej. Na pewno nie jest to jednostronna walka, ale nadal widać respekt Polaka do Ukraińca. Od czasu do czasu Sosnowski nieśmiało atakuje, ale jego rywal również nie pozostaje dłużny. Polak do tej pory, niestety, wszystkie rundy przegrał.

Piąta runda:

Dragon walczy, ale wydaje się, że jest coraz słabszy. Presja zaczyna dawać mu się we znaki. Ukrainiec przeciwnie - jest bardzo spokojny.

Szósta runda:

Sosnowski musi uważać na dolne ciosy Witalija, który coraz groźniej bije. Kliczko nadal zabójczo spokojny.

Siódma runda:

W tej rundzie Sosnowski dostał kilka mocnych ciosów. Polak jest coraz bardziej zmęczony. Na pewno nie przynosi nam wstydu, ale również musi mieć świadomość, że jego przeciwnik do tej pory wygrał każdą rundę.

Ósma runda:

Ładny prawy krzyżowy Polaka, który mimo potwornego już zmęczenia, nie poddaje się. Na trybunach Veltins Arena słychać doping polskich kibiców. Czekamy na szarżę Dragona. Wydaje się, że Ukrainiec z każdą rundą nabiera szacunku do naszego boksera.

Dziewiąta runda:

Polak przyjął na twarz potężny prawy sierpowy Ukraińca, ale nie upadł. Dziewiąta runda wygrana przez Ukraińca. Na punkty Polak na pewno przegra. Wszyscy marzymy o nokaucie, ale czy to jeszcze jest możliwe?

Dziesiąta runda:

Polak nie wytrzymał naporu Kliczki. Minutę przed końcem ten zepchnął go do narożnika i potężnym prawym prostym powalił na liny. Koniec walki. Kliczko tryumfuje.

Relacja z walki Sosnowski - Kliczko na Zczuba.pl czytaj tutaj »

niedziela, 16 maja 2010

Osiem rund i nokaut. "Diablo" Włodarczyk mistrzem świata WBC

mm, PAP
2010-05-16, ostatnia aktualizacja 2010-05-16 07:39

Krzysztof "Diablo" Włodarczyk zdobył tytuł mistrza świata w kategorii junior ciężkiej federacji WBC, wygrywając przed czasem (w 48 sekundzie 8 rundy) walkę z Włochem Giacccobe Fragomenim na ringu w łódzkiej Atlas Arenie.

Giacobbe  Fragomeni (L) i Krzysztof Włodarczyk
Fot. RICCARDO DE LUCA AP
Giacobbe Fragomeni (L) i Krzysztof Włodarczyk
Przed rozpoczęciem walki odegrano hymny narodowe Włoch i Polski. Dwie zwrotki Mazurka Dąbrowskiego zaśpiewał Marek Torzewski. Później minutą ciszy i dziesięcioma uderzeniami w gong uczczono pamięć ofiar katastrofy lotniczej, do której doszło 10 kwietnia pod Smoleńskiem.

"Diablo" prowadził
Zakontraktowany na dwanaście rund pojedynek w Atlas Arenie obejrzało ok. 7 tys. widzów. Zawodnicy rozpoczęli walkę ostrożnie, z wyraźnym respektem dla rywala. Zgodnie z regulaminem WBC podawano punktację po czterech i ośmiu rundach. Po czterech w ocenie dwóch sędziów prowadził Polak (40:36, 39:37). Trzeci arbiter ocenił te rundy na remis (38:38).

Pod koniec szóstej rundy Włodarczyk posłał rywala na deski. Po liczeniu rozległ się gong i Fragomeni miał dodatkowy czas na ochłonięcie po silnym ciosie Polaka. Po raz drugi Włoch upadł na ring na początku ósmej rundy i był to już koniec walki.

"Miałem dziwny spokój"

- Miałem dziwny spokój, jak nigdy dotąd. Każdy zrobiony ruch i odpuszczenie w pewnym momencie były w pełni przemyślane. To było świadome podpuszczenie zawodnika. Ta taktyka była dokładnie przemyślana i bardzo długo przygotowywana. Wszyscy wiedzą, że potrafię wszystko schrzanić, ale tym razem zrobiłem to co do mnie należało. Nagrodą jest ten pas WBC - powiedział tuż po walce Włodarczyk.

29-letni nowy mistrz świata WBC w wadze junior ciężkiej był już wcześniej czempionem tej kategorii wagowej, ale innej federacji - IBF (w latach 2006-2007). W maju 2009 r. po raz pierwszy stanął przed szansą wywalczenia mistrzowskiego pasa WBC, jednak jego walka z Fragomenim zakończyła się remisem, pozwalającym Włochowi zachować tytuł. Fragomeni stracił go po porażce na punkty z Węgrem Zsoltem Erdeiem. Po walce z Fragomenim Erdei zrezygnował z trofeum i wrócił do kategorii półciężkiej. W sobotę wakujący tytuł wywalczył Włodarczyk.

Pojedynek Włodarczyka z Fragomenim był walką wieczoru gali, którą zorganizowała grupa KnockOut Promotions. Budżet sobotniej gali przekroczył 1 mln dolarów. Włodarczyk i Fragomeni dostaną do podziału 616 tys. dolarów.

W pojedynkach poprzedzających walkę Włodarczyka z Fragomenim Łukasz Janik w czwartej rundzie przez KO pokonał Włocha Michele de Meo (waga junior ciężka), Maciej Miszkin przez KO w piątej rundzie wygrał z Azerem Amirem Hacimuradowem (waga półciężka), Andrzej Wawrzyk jednogłośnie na punkty zwyciężył Anglika Paula Butlina (waga cieżka) a Krzysztof Cieślak przegrał na punkty z Feliksem Lorą z Dominikany (waga lekka).

Boks. Włodarczyk zniszczył Fragomeniego. Ma pas WBC

łw
2010-05-16, ostatnia aktualizacja 2010-05-16 11:17
Giacobbe  Fragomeni (L) i Krzysztof Włodarczyk
Giacobbe Fragomeni (L) i Krzysztof Włodarczyk
Fot. RICCARDO DE LUCA AP

Osiem rund potrzebował Krzysztof Włodarczyk, żeby złamać obronę Giacobbe Fragomeniego. Polak wygrał walkę o tytuł mistrza świata przez nokaut i zdobył pas federacji WBC.

Krzysztof Włodarczyk
Fot. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta
Krzysztof Włodarczyk
W swojej 46. walce w zawodowej karierze "Diablo" Włodarczyk odniósł 43. zwycięstwo (przegrał do tej pory dwa razy, raz zremisował). Po raz 32. Polak pokonał rywala przed czasem. Tym razem z siłą ciosu Włodarczyka zmierzył się Giacobbe Fragomeni i w walce tej poległ.

Polak zaczął spokojnie, oddawał przeciwnikowi pole, nie atakował huraganowo, a raczej szukał swojej szansy w kontrze. Jak się okazało, była to część taktyki Krzysztofa.

Od piątej rundy Polak zaczął przeważać, uderzał coraz więcej prostych, celował w brzuch Włocha, próbował także ciosów sierpowych. W szóstej rundzie zadał pierwszy potężny w tej walce cios i powalił rywala na deski. Fragomeni wstał, chwiał się na nogach, a od porażki przed czasem uratował go gong.

Siódma runda znów toczyła się pod dyktando Włodarczyka, ale nie było w niej ciosów decydujących. Takie Polak zadał w ósmej rundzie. Przywarł rywala do narożnika i tam okładał niemiłosiernie. W końcu Włoch, zbity na kwaśne jabłko, padł. Polak uniósł ręce w geście zwycięstwa.

Triumf dał Polakowi tytuł mistrza świata federacji WBC w wadze junior ciężkiej.

Włodarczyk po walce:

- Dziękuję za kolejną szansę walki o tytuł, za zaufanie, którego nie spieprzę. Wygrałem walkę dla rodziny, dla kochanej żony, dla was wszystkich, żeby nie było głupich tekstów o Włodarczyku. Były wielkie emocje w czasie walki, myślałem o każdym zrobionym ruchu. Oddanie walki na początku nie było przypadkowe, to było podpuszczenie zawodnika. Wszystko mieliśmy z trenerem dopracowane - powiedział szczęśliwy

niedziela, 25 kwietnia 2010

Każdy popełnia błędy

Janusz Pindera 25-04-2010, ostatnia aktualizacja 25-04-2010 11:50

Tomasz Adamek o walce z Chrisem Arreolą i przyszłości w wadze ciężkiej

Tomasz  Adamek
autor: Piotr Nowak
źródło: Fotorzepa
Tomasz Adamek

Kiedy Michael Buffer ogłosił, że pierwszy sędzia wypunktował remis (114:114) nie zadrżało panu serce?

Czekałem co będzie dalej. Czułem, że wygrałem, zadałem więcej ciosów, Arreolą był już mocno rozbity więc nie dopuszczałem myśli o porażce. Komisarzem zawodów był Larry Hazzard z IBF, miałem więc nadzieję, że nie będzie żadnych przekrętów, bo to grozi sądami.

Chris Arreola nie miał wątpliwości, kto był lepszy. Na gorąco, jeszcze na ringu w wywiadzie dla HBO przyznał, że pan był lepszy ...

To samo powtórzył na konferencji prasowej na którą przyszedł w ciemnych okularach. Ale i tak nie mógł ukryć opuchlizny na twarzy. Mogę sobie tylko wyobrazić jak będzie wyglądał za kilkanaście godzin.

Podszedł, pogratulował panu zwycięstwa?

To równy gość, zachował się naprawdę elegancko. Nawet przez chwilę nie kwestionował werdyktu.

Odczuł pan siłę jego ciosów? Kilka razy trafił czysto ...

O to samo pytali mnie amerykańscy dziennikarze. Zgoda, popełniłem kilka błędów, ale któż ich nie popełnia, szczególnie w takiej walce, ale proszę mi wierzyć, nawet przez chwilę nie byłem zamroczony. Zadając ciosy nogi miał daleko z tyłu. Te uderzenia nie miały dużej mocy.

Nie miał pan kryzysu, wydawało się, że po kilku pierwszych rundach ciężko pan oddycha?

To złudzenie, czułem się znakomicie i kontrolowałem ten pojedynek. Jak mnie troszkę zatykało, to odpuszczałem, chwilę potańczyłem na środku ringu i oddech wracał. On miał większe problemy. Zadałem mu bardzo dużo mocnych ciosów na korpus, które zrobiły na nim wrażenie. Czułem jak traci siły.

Ale niewiele brakowało, by stracił pan punkt za zbyt niskie uderzenia. A wtedy wynik mógłby być inny ...

Uczulał mnie na to Roger Bloodworth. Cały czas powtarzał, by jak najwięcej używać lewej ręki, w ataku bić 2-3 ciosy i uciekać na bezpieczne pozycje.

Jak pan sądzi, czym pan zaskoczył Arreolę?

Tym, że raz chodziłem w lewo, raz w prawo. Gdy atakowałem nie cofałem się w lini prostej, tylko na boki zgodnie z wcześniejszymi zaleceniami Bloodwortha i Ronniego Shieldsa.

Czyli wszystko było tak, jak zakładaliście przed walką?

Na szczęście niespodzianek nie było. Oczywiście nie licząc oderwanej podeszwy w bucie. Założyłem nowe Everlasty, a tu coś takiego. Przykleiliśmy podeszwę plastrem i trzymało do końca.

Arreola mówił już po walce, że doznał kontuzji, najpierw jednej, później drugiej ręki. Mówi prawdę?

Tego nie wiem. Ja mogę tylko powiedzieć, że tydzień przed walką podczas ostatniego sparingu w Houston trafiłem swojego sparingpartnera w łokieć i myślałem, że złamałem rękę, która była spuchnięta i sina. Na szczęście okłady z lodu pomogły, była tylko mocno stłuczona.

Polaków jak zwykle na pana walce nie zabrakło. Mają swój udział w tym zwycięstwie?

Jak zawsze. Choć byli w mniejszości hałasowali na sali nie gorzej niż kibice Chrisa. Teraz też stoją przed hotelem Hilton i krzyczą: Adamek, Adamek, dziękujemy!!! Jak przyjęli pański sukces nowi trenerzy, Bloodworth z Shieldsem?

Są szczęśliwi. Roggie [Bloodworth] podszedł i powiedział: "Jak będziesz dalej tak szybki, to wygrasz z każdym". I ja w to wierzę.

Myśli pan już o przyszłości?

Na razie chcę trochę pobyć w swoim domu w New Jersey, bo nie było mnie tam osiem tygodni. A Ziggy Rozalski, mój współpromotor będzie negocjował. Najważniejsze, że wygrałem najcięższy pojedyne

Boks. Adamek dał szkołę boksu Arreoli

Radosław Leniarski
2010-04-25, ostatnia aktualizacja 2010-04-25 12:02
Tomasz Adamek
Tomasz Adamek
Fot. Alik Keplicz AP

Ten koszmar będzie się Chrisowi Arreoli śnił długo. Tomasz Adamek przez 12 rund był szybszy, sprytniejszy. Brutalna siła Amerykanina na nic mu się nie zdała. Sędziowie dali zwycięstwo Polakowi, nieliczni rodacy na trybunach krzyczeli: Dziękujemy!

Tomasz Adamek
Fot. Małgorzata Kujawka / Agencja Gazeta
Tomasz Adamek
Chris Arreola
Fot. Mark J. Terrill AP
Chris Arreola
Zobacz ostatnią rundę walki i werdykt na Zczuba.tv



W Citizen Arena w kalifornijskim Ontario sędziowie punktowali 114:114, 115:113, 117:111 dla Polaka. My typowaliśmy zwycięstwo Adamka co najmniej czterema, pięcioma punktami, przy kilku kolejnych rundach bardzo wyrównanych. Wygrał lepszy pięściarz, który od początku do końca walki miał plan wdrażany konsekwentnie, ale nie unikał ciosów. - Jestem szczęśliwy, jutro Ziggi będzie rozmawiał o następnej walce. On był bardzo silny, ale ja byłem sprytniejszy. Czy byłem w kłopotach w 4, 5 i 6. rundzie? Wcale nie. Jestem góralem, a górale zrobieni są z twardego materiału - powiedział po walce Adamek.

- Masz świetnych fanów Tomek, dziękuję ci. On był naprawdę dobry. Nie spodziewałem się, że skopie mi tyłek, ale stało się. Wyglądam teraz jak Shrek. Tomek przeprowadził ta walkę perfekcyjnie. W czwartej rundzie poczułem jakąś kontuzję lewej ręki. Ale walczyłem mimo to - powiedział Arreola pytany przez dziennikarza HBO tuż po zakończeniu walki.

Formalnie pojedynek toczył się o tytuł mistrza IBF Intercontinental, ale nie on był główną nagrodą, ale szansa na pojedynek o mistrzostwo świata wszech wag, być może już jesienią. Pasy głównych federacji należą do Brytyjczyka Davida Haye, Ukraińców Witalija i Władimira Kliczków.

Przez 12 rund Adamek punktował w każdej rundzie, zadawał kilka razy więcej ciosów niż rywal, ale nie mógł być spokojny ani przez sekundę, bo Arreola bił bardzo mocno. Polak kilkakrotnie otrzymał czyste uderzenie i wytrzymał je, czym dowiódł wyjątkowej odporności - Arreola ma jeden z najlepszych wskaźników nokautów, ponad 85 procent.

Arreola w końcowych rundach był sfrustrowany, pokazywał, że nie może w kółko gonić po całym ringu za Polakiem. W ostatnich rundach sygnalizował kontuzję ręki, ale nie pozwolił sędziemu przerwać starcia nawet na chwilę. Arreola był zapuchnięty, w ostatnich minutach ledwo poruszał się całkiem wyczerpany i czyhał na nokaut. Z kolei Adamek wytrzymał pojedynek fantastycznie kondycyjnie. Miał trudne chwile - jak w szóstej rundzie, ale nawet w tych chaotycznych atakach Arreola nie trafiał często. Na zwycięstwo - jak się później okazało - miał szanse tylko wtedy, gdyby sędziowie po dwóch upomnieniach arbitra ringowego Jacka Reissa, odebrali Polakowi punkt za ciosy poniżej pasa.

Przegrany musi znów się przebijać i budować karierę na nowo.

Bilans Adamka to teraz: 41 zwycięstw, 1 porażka, 27 nokautów.

Arreoli: 28 zwycięstw (25 KO), 2 porażki.

Boks. Media: Twarz Arreoli potwierdza - Adamek to prawdziwy bokser wagi ciężkiej

łw, ringtv.com, dailynews.com, latimes.com
2010-04-25, ostatnia aktualizacja 2010-04-25 11:09
Tomasz Adamek
Tomasz Adamek
Fot. Alik Keplicz AP

Media zagraniczne nie mają wątpliwości, że decyzja o zwycięstwie Adamka nad Crisem Arreolą była słuszna. - Adamek to prawdziwy bokser wagi ciężkiej. Twarz Arreoli to potwierdza - pisze portal The Ring, uważany za "Biblię" zawodowego boksu. - Pokazał świetną technikę i szybkość - czytamy na portalu internetowym Los Angeles Times.

Tomasz Adamek
Fot. Małgorzata Kujawka / Agencja Gazeta
Tomasz Adamek
Chris Arreola
Fot. Mark J. Terrill AP
Chris Arreola
Tomasz Adamek pokonał na punkty Chrisa Arreolę i zdobył tym samym prawo do walki o mistrzostwo świata w wadze ciężkiej. Spryt i technika okazały się lepsze od tępej siły, choć sędziowie nie byli jednomyślni. Punktowali 114:114, 115:113, 117:111. Wątpliwości nie mają za to zagraniczne portale internetowe - Adamek był lepszy i wygrał zasłużenie.

The Ring:

Teraz mamy już pewność. Były mistrz wagi półciężkiej i Cruiserweight jest prawdziwym bokserem wagi ciężkiej. Świadczy o tym doskonale twarz Arreoli tuż po walce - krwawa i posiniaczona. Adamek jest teraz poważnym pretendentem do walki o mistrzostwo świata.

Co do walki: większy i silniejszy Arreola nie mógł znaleźć sposobu na sprytnego Polaka, który zastosował taktykę "uderz i ucieknij" - pisze prestiżowy portal The Ring.

Daily News:

To twarz Arreoli po walce wyglądała dużo gorzej. Była też rozcięta nad lewym okiem po jednym z przypadkowych zderzeń głowami.

Adamek walczył dzielnie, nawet mimo szaleńczych ataków Arreoli. Pokazał wielki zapał. Arreola miał swoje szanse, walka była wyrównana, ale końcówka należała do Polaka - czytamy na portalu Daily News.

The Boxing Historian:

Adamek stał się największym koszmarem Arreoli - tytułuje swoją relację z walki portal The Boxing Historian, nawiązując do ringowego pseudonimu Arreoli. - Polak potwierdził, ze należy do czołówki światowej wagi ciężkiej - czytamy dalej.

Zważając na przewagę wielkości i siły Arreoli, Polak przyjął taktykę ciągłego krążenia wokół rywala. Schodzenia z linii ciosu. Polak czyhał na błędy rywala i kiedy mógł - punktował.

Los Angeles Times:

Precyzyjne ciosy Adamka skutkowały obrzękiem na twarzy Areroli - pisze Los Angeles Times. - Umiejętności Polaka pozwoliły mu zadać 70 ciosów więcej niż rywal. Adamek uderzał szybkimi lewymi, bił kombinacjami - wywoływał tym aplauz publiczności.

Polak pokazał technikę i szybkość, ale punktowanie sędziów zmusza do zadawania pytań. Sędzia Druxman dał Adamkowi zwycięstwo w pierwszych pięciu rundach, a przecież początek walki był najbardziej wyrównany - zauważa portal internetowy Los Angeles Times.

sobota, 24 października 2009

Walka stulecia, czyli Gołota - Adamek Z Czuba i na żywo

Piotr Mikołajczyk, Bohdan Pękacki, Łukasz Miszewski
2009-10-24, ostatnia aktualizacja 2009-10-24 23:47

Przez ostatnie dni... właściwie to tygo... miesiące Tomasz Adamek i Andrzej Gołota przepychali się werbalnie, który z nich jest lepszym pięściarzem i który by rywala zlał. Od dziś nie będą musieli się przechwalać. Tomasz Adamek wygrał przez techniczny nokaut w piątej rundzie.

Odśnież
Gołota Adamka czy Adamek Gołotę. Piszcie kto kogo na zczuba@g.pl.

80
KONIEC Po tej walce nie będzie dyskusji. Adamek lepiej zaczął, kontrolował wydarzenia w ringu i świetnie skończył. Dziękujemy bardzo i życzymy dobrej nocy. Tym lepszej, że o godzinę dłuższej.


KONIEC Oglądamy powtórki. Co tu dużo gadać - Adamek Gołotę tłukł strasznie. Gołota wyglądał groźnie, ale szybkiego jak kobra Adamka nie był w stanie trafić.


KONIEC Adamek:
Pokazałem, co najlepiej potrafię - pięściarstwo. Wy, eksperci oceniajcie. Andrzej walczy naście lat, ma swoje lata, ale jest niebezpieczny. Jeśli ma się szybkość i serce do walki, a ja je mam - można być mistrzem świata. Teraz idę w górę. Teraz chcę być mistrzem świata wagi ciężkiej.


KONIEC Gołota:
Źle wszedłem w walkę. Czy jeszcze wrócę? Nie wiem, zobaczymy.


V runda Nie doczeka! Po kolejnej serii ciosów sędzia przerywa walkę! KONIEC! ADAMEK WYGRYWA!


V runda Adamek bombarduje Gołotę. Kolejne ciosy sięgają celu. Gołota jeszcze stoi, ale już nie jest w stanie się bronić. Czy doczeka do gongu?


V runda Gołota znów na deskach! Prawy sierpowy Adamka sięga celu, Gołota się przewraca, ale wstaje. Chce kontynuwać.


IV runda Gołota jeszcze raz próbuje, ale jego lewy prosty jest wolny i łatwy do uniknięcia. Adamek skutecznie kontruje lewym prostym - celnie.


IV runda Adamek się wycofuje, skutecznie unika ciosów, Gołota próbuje za nim gonić, ale bezskutecznie. Chociaż po celnym ciosie Gołoty lekko chwieje się Adamek, musi ratować się klinczem.


IV runda Adamek trafia najpierw prostym, a potem sierpowym. Gołota się zachwiał, Adamek rzuca się na niego i bombarduje kolejnymi sierpowymi. Gołota jednak twardo stoi na nogach, choć musi ratować się klinczem.


III runda Dwa ładne proste Adamka, Gołota rusza do przodu i klinczuje. Adamek szybko jednak się uwalnia. Gołota cały czas krwawi z kontuzjowanego już w pierwszej rundzie łuku brwiowego.


III runda Gołota dwoma kolejnymi prostymi trafia Adamka. Góral jednak dobrze się trzyma i cały czas tańczy.


III runda Gołota cały czas próbuje nacierać, ale Adamek sprawnie mu ucieka. I cały czas próbuje kontrować prostymi.


II runda Trzeba jednak przyznać, że ciosy Gołota również wyprowadza w tempie nadciągającego lodowca. Adamek może spokojnie zrobić sobie chwilę przerwę, siorbnąć herbatki, rozwiązać krzyżówkę, a i tak zdąży się uchylić. I lepiej dla niego, żeby tak zostało, bo jak go w końcu Gołota trafi - może być różnie.


II runda Adamek zaczyna tańczyć, Gołota prze do przodu. Unikanie go to trochę jak próba uniknięcia góry lodowej, ale Adamkowi jak na razie się udaje. Kolejne proste Adamka punktują Gołotę, który jednak cały czas prze do przodu.


II runda Gołota wreszcie zaczął się ruszać. Ładnie balansuje, udało mu się trafić Adamka, ale niezbyt mocno. Adamek kontruje i Gołocie wypada ochraniacz szczęki.


I runda Ale Gołota ruszą się też jak skała. Szybka seria Adamka zakończona mocnym sierpowym, ale poparta jeszcze popchnięciem i Gołota ląduje na deskach. Ale natychmiast wstaje, nie jest nawet liczony.


I runda Gołota trafił, Adamek się zachwiał. Adamek trafił już kilka razy, ale Gołota wygląda jak skała.


I runda Adamek zaczyna od błyskawicznych serii ciosów. Gołota nie reaguje. Nie wiemy, czy nie robi to na nim wrażenia, czy nie wie, co się dzieje

Polska walka stulecia. Zwycięstwo Adamka przez TKO w 5. rundzie, Gołota dwa razy na deskach

borzech
2009-10-24, ostatnia aktualizacja 2009-10-25 00:38
Tomasz Adamek i Andrzej Gołota na ringu
Tomasz Adamek i Andrzej Gołota na ringu
Fot. Alik Keplicz AP

W Łodzi, na oczach 15 tys. widzów, Tomasz Adamek pokonał w walce wieczoru Andrzeja Gołotę. W piątej rundzie sędzia przerwał tę jednostronną walkę uznając techniczny Knock-Out na korzyść Adamka, który bombardował rywala seriami celnych ciosów.

Tomasz Adamek i Andrzej Gołota na ringu
Fot. Małgorzata Kujawka / Agencja Gazeta
Tomasz Adamek i Andrzej Gołota na ringu
Tomasz Adamek po pokonaniu Andrzeja Gołoty
Fot. Alik Keplicz AP
Tomasz Adamek po pokonaniu Andrzeja Gołoty
SERWISY
Zobacz walkę na Z Czuba.tv »

Zdecydowanie mocniej walkę rozpoczął Adamek, który zasypał rywala gradem ciosów. Gołota ograniczał się do wolnych kontr, które rzadko dochodziły celu. Na 44 sekundy przed końcem rundy, Adamek popchnął Gołotę, a ten upadł na matę. Chwilę później rywale poszli na ostrą wymianę, a na lewym łuku brwiowym Gołoty pojawiła się krew.

Na początku drugiej rundy Gołocie wypadł ochraniacz i walka została na chwilę wstrzymana. W tej części bokserzy walczyli już zdecydowanie spokojniej, nie atakowali już tak zaciekle jak w pierwszej rundzie. Gołota wyraźnie ustępował jednak w szybkości młodszemu rywalowi.

W trzeciej rundzie ciosy Adamka wciąż dochodziły celu, jednak nie robiły większego wrażenia na zdecydowanie masywniejszym przeciwniku. Pod koniec tej rundy Gołota pierwszy raz klinczował, chwilę później uklęknął na ringu i zabrzmiał gong.

Specjalny kanał wideo - poświęcony walce »


W czwartej rundzie Adamek mocną serią zaatakował rywala, jednak Gołota znów wytrzymał i klinczował. Jednak mocne ciosy zaczęły wywierać pewne wrażenie na Gołocie, który coraz wolniej poruszał się na ringu.

Na początku piątej rundy Adamek mocnym prawym sierpowym podbródkowym posłał rywala na deski. Gołota wstał po chwili, ale Adamek znów zasypał go gradem ciosów. Słaniający się Gołota z trudem bronił się przed ciosami Adamka i po chwili sędzia przerwał walkę. Werdykt był bezwzględny dla Gołoty - techniczny Knock-Out i zwycięstwo Adamka.

Stawką walki był pas interkontynentalny organizacji IBF. Pojedynek w łódzkiej Atlas Arenie obejrzało ok. 15 tys. osób. Podczas kilkunastominutowej potyczki łódzka hala kipiała, publiczność na stojąco oglądała walkę, wiele osób filmowało konfrontację telefonami komórkowymi.

32-letni Adamek rozpoczął nowy rozdział w zawodowej karierze bokserskiej - sobotnia konfrontacja z 41-letnim Gołotą była jego pierwszą w wadze ciężkiej. Od 2005 roku ambitny góral z Gilowic wywalczył profesjonalne tytuły WBC i IBF. Adamek odniósł 39. zwycięstwo w zawodowej karierze, dotychczas tylko raz przegrał. Rekord Gołoty wynosi 41-8-1.

Tak relacjonowaliśmy Z czuba i na żywo - czytaj tutaj »

piątek, 23 października 2009

Gołota - Adamek 116:97

Radosław Leniarski, Łódź
2009-10-23, ostatnia aktualizacja 2009-10-23 21:20
Andrzej Gołota i Tomasz Adamek podczas oficjalnego ważenia przed Walką Stulecia
Andrzej Gołota i Tomasz Adamek podczas oficjalnego ważenia przed Walką Stulecia
Fot. Malgorzata Kujawka / Agencja Gazeta

Sceneria nocnego klubu idealnie pasuje do boksu. W Elektrowni RP w łódzkiej Manufakturze ważyli się pięściarze przed sobotnią walką stulecia. Andrzej Gołota sam się zaskoczył wagą - ważył o tyle więcej, ile zjadł makaronu, czyli co najmniej o dwa-trzy kilo


Andrzej Gołota i Tomasz Adamek podczas oficjalnego ważenia przed Walką Stulecia

Fot. Malgorzata Kujawka / Agencja Gazeta
Andrzej Gołota i Tomasz Adamek podczas oficjalnego ważenia przed Walką Stulecia
Andrzej Gołota i Tomasz Adamek podczas oficjalnego ważenia przed Walką Stulecia

Fot. Malgorzata Kujawka / Agencja Gazeta
Andrzej Gołota i Tomasz Adamek podczas oficjalnego ważenia przed Walką Stulecia


"Andrzej Gołota - 116,3 kg!" - krzyknął dramatycznym głosem prowadzący ceremonię, kiedy pięściarz stał na wadze elektronicznej. Ceremonię - logiki w tym nie ma. Pięściarze kategorii ciężkiej ważą, ile ważą, nie przekroczą limitu, co najwyżej limit zdrowego rozsądku. Ale w tym przypadku Gołota zrobił zdziwioną minę, zerknął jeszcze raz na wyświetlony wynik i szepnął do siebie z roztargnieniem: "Łał".

Flesze kilkudziesięciu fotoreporterów błyskały jak oszalałe.

Gołota vs Adamek. Kto lepiej przygotowany do walki stulecia?

- Ile to jest w funtach? - dopytywał jego trener Sam Colonna, bo większa waga może oznaczać kłopoty jego boksera w końcowych rundach polskiego pojedynku stulecia, nie mówiąc o utracie szybkości u kolosa i tak występującej u niego w formie szczątkowej. - 256? No, to dużo. Ale godzinę siedzieliśmy i czekaliśmy na ważenie. Nie miał, co robić, to i zjadł i trener pokazał, ile zjadł makaronu Gołota.

Ale mu nie uwierzyłem, bo moim zdaniem tyle człowiek zjeść nie da rady.

- Gdyby nie to włoskie jedzenie, dwa razy już by Andrzej sobie poszedł. Przynajmniej coś się działo, czymś się zajął - stwierdził Przemysław Garczarczyk, prowadzący PR walki w USA.

Adamek czekał jeszcze dłużej, bo przyszedł do Elektrowni RP wcześniej niż Gołota. Ale nie jadł. Przynajmniej tak powiedziała waga. Pięściarz, który przeskoczył przez dwa lata dwie kategorie wagowe, po drodze zdobywając tytuły mistrza świata, ważył w piątek 97,2 kg, czyli mniej, niż zapowiadał, ale niewiele mniej.

Kiedy obaj musieli stanąć naprzeciw siebie zgodnie z kolejnym bezsensownym, ale emocjonującym bokserskim ceremoniałem, Gołota z trudem utrzymywał powagę.

Dla niego Adamek wciąż jest niepoważnym przeciwnikiem, uprzykrzającą się muchą. Mimo to wytrzymał. Pierwszy zrezygnował z patrzenia w oczy przeciwnikowi Adamek, słusznie dochodząc do wniosku, że zaraz obaj otrą się o śmieszność.

Chwilę wcześniej trener Colonna powiedział, że walka ma dla Gołoty wymiar osobisty, bo pięściarz chce udowodnić sobie i innym, że potrafi boksować i że nie chce skończyć kariery kompromitującą porażką z Rayem Austonem w pierwszej rundzie. Ale trener mówił też, że jego pięściarz jest w życiowej formie, więc - patrząc na powolnego i przyciężkiego Gołotę - jego wiarygodność nie jest warta funta kłaków.

Naprawdę osobisty może być jednak stosunek Gołoty do Adamka.

On go nie lubi, od kiedy Adamek powiedział prywatnie, bez wiedzy, że jest nagrywane przez dziennikarza - że jeden z kolegów "dziwki Gołocie woził". Powiedział to w złości, gdyż ów kolega także i Adamkowi narobił kłopotów, pisząc książkę "Adamek, historia prawdziwa" i oskarżając go o doping sterydowy.

Okoliczności poróżnienia się pięściarzy bardzo dobrze pasują do bokserskiego sosu, który z kolei smakuje kibicom.

Widać było, że publiczność wciągnęła się w rywalizację, trzyma stronę Gołoty, i to na pewno nie dlatego, że w Łodzi wygrał swój pierwszy turniej "O srebrną łódkę". Gołota ich kokietował. Kiedy ktoś zapytał go, co zrobi, gdy uda mu się pokonać Adamka, rzucił: "Uda? Oj, uważaj człowieku!", i pogroził palcem. Zaśmiał się, gdy z sali padło pytanie, gdzie Gołota spędził przedpołudnie, a Zbigniew Boniek krzyknął: "W muzeum!".

Zapewne właśnie dla Gołoty wykupił najdroższe 50 biletów (po tysiąc złotych sztuka) jeden z dwóch największych mafiosów w Łodzi, od niedawna na wolności. W piątek w bliskich rzędach przed głównymi bohaterami wieczoru siedzieli ludzie z wyrokami. Ale pod tym akurat względem gala w Łodzi nie będzie różnić się od bokserskich wieczorów w innych krajach z kibicami z Manchesteru kochającymi Ricky'ego Hattona albo czarnoskórymi wielbicielami Mike'a Tysona z Brownsville. Nie wiem, czy nasi nie lepsi...

W piątek potencjalnych pojedynków przed walką mogło być więcej. Niemal czołowo zderzyli się wiecznie skłóceni Jan Tomaszewski i Boniek. Spora różnica w wadze, wyraźną przewagę miał Tomaszewski. Nie doszło do wymiany ciosów. Boniek był czujny. - Jest tu tak dużo pięściarzy, że człowiek musi stale uważać, żeby nie dostać w trąbę - stwierdził.

Promotorzy też mogliby się pobić.

W pojedynku Andrzeja Grajewskiego i Andrzeja Wasilewskiego na złote roleksy (wagowo zupełnie dwa inne światy) wygrał Grajewski, który "wyszarpał" Wasilewskiemu pięściarza Damiana Jonaka, wielce wartościowego, bo stoi za nim kilka tysięcy kibiców ze Śląska. Grajewski witał się z innymi bokserami Wasilewskiego: - Dzień dobry, jestem ten, co kradnie.

Tylko bokser Marcin Najman, też wieczny bohater tabloidów, nie spotkał swojego rywala w tym wieczorze. Mariusz Pudzianowski, z którym się spotka w wydarzeniu z pogranicza boksu i przeciągania sprzętu budowlanego po asfalcie, patrzył na niego z góry. Z reklamy Blachodachówek.

Będą walczyć również

Krzysztof Szot - Łukasz Maciec, 63 kg

Maciej Zegan - Krzysztof Cieślak, 61 kg

Wojciech Bartnik - Artur Szpilka, 91 kg

Mateusz Masternak - Łukasz Janik, 91 kg

Damian Jonak - Mariusz Cendrowski, 72

Grzegorz Soszyński - Dawid Kostecki, 79 kg


Polska walka stulecia - Gołota kontra Adamek »

wtorek, 11 listopada 2008

Gołota - Austin w Warszawie?

Jeśli leci się z kimś 20 godzin w jednym samolocie, trzeba coś robić. A jak na dodatek tym kimś jest Ray Austin, który zwycięstwem nad Andrzejem Gołotą otworzył sobie być może drogę do walki o tytuł mistrza świata, trzeba taką okazję wykorzystać.

Oczywiście, tematem numer jeden była jego walka z Polakiem i to, że Austin nie miałby problemu, by walczyć ze zdrowym Polakiem w Warszawie!

- Kiedy uwierzyłeś, że wygrałeś z Andrzejem Gołotą - po pierwszym nokdaunie już w trzeciej sekundzie walki?

- Nie, bo widziałem walki, w których Gołota się przewracał, wstawał i wygrywał przez nokaut. To bardzo groźny, silny zawodnik. Zobacz taśmę - walcząc jedną ręką o mało mnie nie położył na deski. Uwierzyłem, jak zaczął oglądać go lekarz, a po chwili zaczął pokazywać, że drugiej rundy nie będzie. Dopiero wtedy.

- Wiedziałeś, że coś z nim jest nie tak?

- Dopiero pod koniec rundy, chyba przed drugim nokdaunem. Zaczął się tak dziwnie poruszać po ringu, odwracał się bokiem. Myślałem w pierwszej chwili, że chce mnie w coś wciągnąć,może zmienić pozycję i zacząć walczyć z odwrotnej, ale tylko tak stał, więc go zacząłem atakować kombinacjami zaczynanymi od prawej. Każdy cios wchodził. Pod koniec się na mnie rzucił tak szybko, że nie zdążyłem zejść z linii ciosu i dostałem w głowę. Jakbym został w tym samym miejscu, albo chciał go trafić na kontrę, to mogło być bardzo źle, bo poczułem ten cios. Ale wiedziałem, że coś jest z Gołotą nie tak, bo chciał blokować moje ciosy prawą ręką i zaraz nią bić. To niemożliwe.

- Nie wierzysz w teorię spiskową i udawaną kontuzję?

- Bzdura, kompletna bzdura. To waga ciężka. Odsłaniał się, żeby dostać w szczękę? Samobójca to on nie jest. Jak się nie chce walczyć, to się nie wstaje z ringu i po zabawie. Albo robi się coś innego. Nie chcesz walczyć, bo nie chcesz dostawać łomotu, a nie nadstawiasz się na większy. Gołota dostał ode mnie raz, później miał kontuzję i nie ma co o tym mówić. Taki to sport.

- Jak każdy z bokserów walczących z Gołotą zacząłeś od natychmiastowych ataków, wiedząc, że to dla Polaka najtrudniejsze chwile. Specjalnie to przerabialiście?

- Ja zawsze tak zaczynam, bo chcę zobaczyć, jakie rywal ma jaja. Jak przetrwa i będzie się odgryzał przez rundę czy dwie, wiem, z kim mam do czynienia. Dlatego tak bardzo żałuję walki z Kliczką. Walczyłem jak osioł, a na dodatek go zlekceważyłem. Ale na początku zawsze atakuję, a na Gołotę miałem dodatkową motywację.

- Bo to jego najsłabsza strona?

- Nie. Straciłem w Chengdu, od przyjazdu z Cleveland, prawie siedem kilogramów, nie miałem takiej wagi chyba od 10 lat. Nie byłem pewny, jak wytrzymam pełnych 12 rund, ile będę miał energii. Niby dobrze się czułem, ale nie mam pojęcia, jak walczyłbym po siódmej, czy ósmej rundzie. Jakbym osłabł, a Gołota ciągle byłby na ringu, to by ze mnie zrobił miazgę. Nie było na co czekać, trzeba było walić.

- Wierzysz w to, że Gołota wróci po kontuzji na ring? Przyjąłbyś propozycje rewanżu w Warszawie, rodzinnym mieście Polaka?

- Od razu - możesz napisać, że nie ma żadnego problemu, bym miał rewanż w Polsce. Niech się najpierw wyleczy, to zawalczymy jesienią w Warszawie. Don się na pewno zgodzi. Ja lubię Polskę i wasze jedzenie.

Rozmawiał: Przemek Garczarczyk, ASInfo

źródło informacji: ASInfo/INTERIA.PL

piątek, 7 listopada 2008

Andrzej Gołota padł po 3 sekundach, wytrzymał tylko rundę

2008-11-07, ostatnia aktualizacja 2008-11-07 19:20
Fot. AP

Po raz kolejny walka Andrzeja Gołoty kończy się szybką porażką. Już w trzeciej sekundzie pojedynku z Rayem Austinem Polak przyklęknął, a po pierwszej rundzie zdecydował się poddać walkę z powodu kontuzji ręki.


Fot. AP Andrzej Gołota i Lou Duva
Andrzej Gołota i Lou Duva
SERWISY
50. zawodowa walka Andrzeja Gołoty - relacja Z czuba

Pierwszy nokdaun Gołoty nastąpił szybciej, niż czytasz to zdanie, czytelniku. Austin wykorzystał zabójczy dla Gołoty mankament - bezbronność w pierwszych sekundach walki. Już drugi cios kombinacji prostej jak konstrukcja cepa - prawy prosty, lewy sierp - posłał Polaka na deski.

Gołota szybko wstał, z trudem wybronił się przed nokautem, ale po 20 sekundach przeżył dramat - kontuzję lewego łokcia. Od tej chwili przez ponad dwie minuty trwała egzekucja Gołoty zasłaniającego się przed ciosami Austina tylko jedną ręką. Po jednym ciosie poleciał w powietrze ochraniacz na szczękę, po innym arbiter nie wyliczył Gołoty, uznając, że pięściarz się poślizgnął. Polak krzywił się z bólu, sędzia nie przerywał walki. Do drugiej rundy Gołota nie wyszedł. Lekarz ringowy, który stwierdził zwichnięcie łokcia, delikatnie zdejmował mu rękawicę.

Szybkim nokautem kończyły się walki Gołoty z Lennoksem Lewisem w 1997, z Mikiem Tysonem (Polak nie wyszedł do trzeciej rundy, leżał na deskach w pierwszej) w 2000, Lamonem Brewsterem w 2005 r. Gdyby Mike Mollo miał o 10 cm wzrostu i 10 kg wagi więcej, podobnie szybko mógł się skończyć poprzedni pojedynek Gołoty, który był w poważnych opałach w pierwszych sekundach walki.

Niemal 41-letni Polak (41 zwycięstw, 7 porażek, 1 remis) miał nadzieję na zwycięstwo z Austinem i na spotkanie z mistrzem świata wersji WBA 35-letnim Nikołajem Wałujewem. Rosjanin prawdopodobnie spotka się z 46-letnim Evanderem Holyfieldem.

Do pierwszego nokdaunu Gołoty

Tyson 170 sekund

Lewis 58 sekund

Brewster 10 sekund

Austin 3 sekundy

Zobacz walkę Gołoty na Z Czuba.tv »

Porażka = koniec kariery Gołoty?

- Liczy się tylko Austin. Jeśli z nim przegram, koniec z boksem. Nigdy nie wejdę już do ringu - mówił Polak przed walką.

Boks to nie tylko Gołota

Krzysztof Włodarczyk będzie walczył z broniącym tytułu Włochem Giacobbe Fragomenim o mistrzostwo świata federacji WBC w wadze junior ciężkiej - poinformował promotor polskiego boksera Andrzej Wasilewski.