środa, 28 kwietnia 2010

Prokuratura: To prawdopodobnie szczątki chorążego Zielonki

met, mar, PAP
2010-04-28, ostatnia aktualizacja 2010-04-28 17:02

Wojskowa Prokuratura Okręgowa potwierdza, że znalezione wczoraj nad Wisłą w Warszawie zwłoki mężczyzny, to prawdopodobnie szczątki chorążego Stefana Zielonki. Jak dowiedział się nieoficjalnie Polsat News, mężczyzna mógł zostać zamordowany: ciało ma rany zadane ostrym narzedziem.

Stefan Zielonka
Fot. policja
Stefan Zielonka
Zwłoki zostały wczoraj znalezione przez dwóch mężczyzn w okolicach kanału melioracyjnego przy Wale Miedzyszyńskim, nie daleko ulicy Chodzieskiej.

Prokuratura wznawia w związku z tym śledztwo w sprawie zaginięcia chorążego Zielonki - poinformował Szef Wojskowej prokuratury Okręgowej w Warszawie Ireneusz Szeląg. W niedalekiej odległości od zwłok znaleziono wyciąg z konta bankowego na nazwisko Stefana Zielonki - poinformował prokurator. Ostateczne potwierdzenie tożsamości zwłok bezie możliwe po przeprowadzeniu badań DNA. Potrwa to kilka dni.

Obecnie na przestrzeni kilkuset metrów wzdłuż Wisły, znajdowane są kolejne części zwłok - poinformował prokurator. Jednocześnie ze szczątków i od osób bliskich pobierany jest materiał genetyczny do badań porównawczych.

Prokuratura ostrzegła jednocześnie, że w toku śledztwa były już ujawniane zwłoki, które były typowane jako ciało chorążego Zielonki. Po badaniach okazywało się jednak, że to ciała innych osób.

O tym, że znalezione zwłoki, to szczątki zaginionego szyfranta jest przekonany szef sejmowej komisji do spraw służb specjalnych Konstanty Miodowicz. To prawdopodobieństwo graniczące z pewnością - powiedział reporterowi RMF FM. Miodowicz powiedział też, że Stefan Zielonka miał bardzo poważne kłopoty zdrowotne, ale nie poinformował o tym swych przełożonych. - On wykonywał zadania, które przerastały jego predyspozycje osobowościowe i psychiczne - mówił Miodowicz reporterowi RMF. - Owszem on miał problemy, ale nie natury wywiadowczej, a wynikające z jego kondycji psychicznej - mówił. A to według posła uprawdopodabnia wersję samobójczą.

Wcześniej policja informowała, że dokumenty znalezione przy zwłokach są zbyt dobrze zachowane, jak na czas, jaki musiałyby przeleżeć.

Zielonka, 52-letni wojskowy szyfrant, pracownik Służby Wywiadu Wojskowego, zniknął w kwietniu 2009 r. Służby informowały, że przyczyną tego były najprawdopodobniej problemy osobiste. W grudniu 2009 r. szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego płk Janusz Nosek mówił, że zakładane są wszystkie warianty, także zdrada lub pozyskanie przez inne służby, ale - jak się wyraził - "prawdopodobieństwo takiego scenariusza jest mniejsze niż jeden promil". W marcu br. Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie postawiła szyfrantowi zarzut dezercji.

W ubiegłym tygodniu naczelny francuskiego pisma "Intelligence Online" Philippe Vasset twierdził, że Zielonka "niemal na pewno" jest w Chinach, dokąd miał go wywieźć tamtejszy wywiad.

Ostatnia ofiara katastrofy pod Smoleńskiem - gen. Andrzej Błasik spoczął na Powązkach

jagor, IAR, PAP
2010-04-28, ostatnia aktualizacja 2010-04-28 20:16

- On, jak prawdziwy dowódca, ostatni schodzi z tego pola rozpaczy - powiedział podczas pogrzebu generała Andrzeja Błasika, dowódcy Sił Powietrznych RP, poseł Franciszek Stefaniuk z PSL. Ceremonia odbyła się w Katedrze Polowej Wojska Polskiego. Pogrzeb generała Błasika był ostatnim z pochówków 96 ofiar katastrofy polskiego Tu-154 pod Smoleńskiem.

Pogrzeb generała Andrzeja Błasika w Katedrze Polowej 
Wojska Polskiego
Fot. Adam Kozak / Agencja Gazeta
Pogrzeb generała Andrzeja Błasika w Katedrze Polowej Wojska Polskiego
Gen. Andrzej Błasik
Fot. Łukasz Cynalewski / AG
Gen. Andrzej Błasik
Szef MON Bogdan Klich wręcza nominację 
generalską wdowie po generale Andrzeju Błasiku
Fot. Adam Kozak / Agencja Gazeta
Szef MON Bogdan Klich wręcza nominację generalską wdowie po generale Andrzeju...
W homilii ksiądz pułkownik Józef Srogosz podkreślił, że Andrzej Błasik zginął w służbie dla Rzeczypospolitej. Dodał, że do Katynia generała i innych prowadziła miłość i pamięć o Tych, którzy 70 lat temu oddali za Polskę swe życie.



Ksiądz pułkownik Józef Srogosz mówił, że Andrzej Błasik był pilotem klasy mistrzowskiej, który dzięki swoim umiejętnościom zrobił błyskawiczną karierę. - Uchodził za świetnego pilota, był ambitny, koleżeński, oddany przyjaciołom, kochał lotniczą "gapę" i szachownicę - mówił w homilii ks. płk Srogosz.

Z kolei poseł Franciszek Stefaniuk z PSL powiedział: - On, jak prawdziwy dowódca, ostatni schodzi z tego pola rozpaczy.

Generał Błasik został pochowany na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach. Był to ostatni z pogrzebów 96 ofiar katastrofy polskiego Tu-154.

Andrzej Błasik był absolwentem Wyższej Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Dęblinie. Ukończył też Akademię Obrony Narodowej w Warszawie, Holenderską Akademię Obrony oraz Szkołę Wojenną Sił Powietrznych USA. W 2001 roku objął funkcję szefa Szkolenia 2. Brygady Lotnictwa Taktycznego w Poznaniu. Dowodzona przez niego jednostka wojskowa otrzymała w 2003 roku "Znak Honorowy Sił Zbrojnych RP" za zabezpieczenie międzynarodowych manewrów NATO.

Od 2004 roku był szefem Oddziału Zastosowania Bojowego w Dowództwie Sił Powietrznych RP. W 2005 roku otrzymał awans do stopnia generała brygady. Później przez krótki czas pełnił funkcję komendanta-rektora Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych. W 2007 roku awansował do stopnia generała broni. Był pilotem I klasy. Miał uprawnienia instruktorskie do szkolenia pilotów we wszystkich warunkach atmosferycznych.

Generał Błasik był odznaczony: Złotym Medalem Za Zasługi Dla Obronności Kraju, Srebrnym Medalem Siły Zbrojne w Służbie Ojczyzny i Brązowym Krzyżem Zasługi. Pośmiertnie otrzymał Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski.

Pozostawił żonę i dwójkę dzieci.

"Putin zaproponował, by ciało prezydenta przewieźć do Moskwy"



Premier Donald Tusk, fot. Radek Pietruszka
PAP
Premier Donald Tusk podczas konferencji prasowej dotyczącej działań państwa po katastrofie prezydenckiego samolotu mówił, iż premier Rosji Władimir Putin wyszedł z propozycją, by zwłoki Lecha Kaczyńskiego przewieźć do Moskwy.
Tusk powiedział, że premier Rosji Władimir Putin dwukrotnie proponował mu, aby ciało prezydenta Lecha Kaczyńskiego przewieźć ze Smoleńska do Moskwy. Jak tłumaczył, możliwości identyfikacyjne i przeprowadzenie sekcji zwłok w Moskwie będzie dużo prostsze i odbędzie się w dużo lepszych warunkach, niż w Smoleńsku; według szefa rosyjskiego rządu w Moskwie można byłoby bardziej uroczyście i godnie pożegnać prezydenta.

- Ja za każdym razem odpowiadałem premierowi Putinowi, że spodziewam się, że decyzje w tej kwestii będzie chciał podejmować brat prezydenta Jarosław Kaczyński i że ze względu na szczególną okoliczność relacji między zmarłym a Jarosławem Kaczyńskim uznałem, że te względy muszą być ważniejsze, niż ustalenie między premierami - powiedział Tusk.

Dlatego, jak dodał, po powtórnej propozycji Putina w tej sprawie, rzecznik rządu Paweł Graś skontaktował się z Jarosławem Kaczyńskim, który powiedział, że chce, aby ciało prezydenta jak najszybciej przewieźć ze Smoleńska do Polski. Szef rządu zaznaczył, że brat zmarłego prezydenta nie chciał uczestniczyć w rozmowie z nim, ani z premierem Putinem.

- Miałem wrażenie, że premier Putin rozumie moje stanowisko, że dopóki Jarosław Kaczyński nie znajdzie się na miejscu i nie podejmie decyzji, nie powinniśmy podejmować żadnych decyzji - dodał szef rządu.

Godzina katastrofy - 8.41

Premier Tusk powiedział, że przerwanie pracy niektórych urządzeń w samolocie, który rozbił się pod Smoleńskiem, może wskazywać, iż katastrofa nastąpiła o godz. 8.41. Zastrzegł jednak, że nie zostało to definitywnie stwierdzone.

- Mogę powiedzieć, że z relacji (...) tych, którzy uczestniczą razem z Rosjanami, jeśli chodzi o badanie tego, co w aparaturze samolotu do tej chwili odzyskano, to przerwanie pracy niektórych instrumentów wskazywałoby na godzinę wcześniejszą, czyli 8.41 - powiedział Tusk.

Zaznaczył jednak, że ta informacja powinna być traktowana jako "przykład, ilustrację, z jakim problemem się tam (w prokuraturze) borykają, niż jako definitywne stwierdzenie".

Tusk powiedział, że rozumie prokuraturę, iż nawet w tak elementarnej kwestii jak godzina katastrofy woli poczekać na stuprocentową pewność, niż później wycofywać się z ustaleń. Dotychczas jako godzinę katastrofy podawano godz. 8:56.

Premier Tusk stwierdził także, że wysłał do Rosji specjalnego akredytowanego. - Jego zadaniem jest dotarcie do przyczyn katastrofy - mówił Tusk.

Tusk zaznaczył, że przyjęto podstawę prawną wynikającą z prawa międzynarodowego, tzw. konwencję chicagowską, "która pozwoli działać przejrzyście obu stronom".

- Mamy wspólne reguły, dzięki którym możemy pracować wspólnie z Rosją - mówił Tusk.

Premier poinformował, że do Rosji, zgodnie z postanowieniami konwencji, wysłał specjalnego akredytowanego. Został nim Edmund Klich, przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, który ma prawo dostępu do wszystkich prowadzonych działań i informacji o śledztwie.

- Rosjanie wypełniają zobowiązania wynikające z konwencji, a nawet w ocenie Klicha są w wielu sytuacjach gotowi wykroczyć poza ramy konwencji, kiedy jest takie oczekiwanie strony polskiej - zaznaczył premier.



Rosjanie współpracują

Premier powiedział także, że uzyskał zapewnienie od prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, że do tej pory polska prokuratura nie ma żadnych zastrzeżeń do współpracy ze stroną rosyjską w postępowaniu ws. okoliczności katastrofy pod Smoleńskiem.

- W czasie długiego spotkania z prokuratorem generalnym uzyskałem zapewnienie, że jak do tej pory polska prokuratura nie ma żadnych zastrzeżeń do współpracy ze stroną rosyjską - podkreślił Tusk na konferencji prasowej.

Według premiera prokuratura od początku ma możliwość uczestniczenia w postępowaniu, w badaniach i w śledztwie prowadzonych przez stronę rosyjską. Jak dodał, dotyczy to także dostępu do czarnych skrzynek od momentu ich odnalezienia, zabezpieczenia, otwarcia i przesłuchań.

Jak zaznaczył, zapewnił Prokuraturę Generalną "o pełnej pomocy logistycznej i organizacyjnej oraz dyplomatycznej" w czasie działań prokuratury wojskowej w Rosji.

Tusk zapewnił, że prokurator generalny jest z nim w stałym kontakcie i "ma pełną świadomość niezależności prokuratury od innych organów państw".

- To bardzo trudny egzamin dla prokuratury, która działa od kilku tygodni w zupełnie nowych warunkach ustrojowych. Ale to także test na ile prokuratura, będąc niezależnym ciałem wobec rządu, będzie w stanie dobrze działać - powiedział premier.

W jego ocenie "fakt, że prokuratura jest w pełni niezależna od rządu jest faktem sprzyjającym obiektywizmowi postępowania" w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem.

Przypomniał, że bezpośrednio postępowanie w sprawie katastrofy lotniczej prowadzi prokuratura wojskowa, która jest podległa prokuratorowi generalnemu. - To prokuratura będzie ustalała nie tylko przebieg zdarzeń, ale i zakres odpowiedzialności i ewentualnej winy za to tragiczne zdarzenie - mówił szef rządu.

"Szybka informacja może narobić wiele szkód"

- Śledztwo budzi szczególnie dużo emocji, co jest zrozumiałe. Wszyscy niecierpliwie czekamy na wynik. Dobrze rozumiem tą niecierpliwość i osobiście dbałem od pierwszych godzin, aby przyjęto odpowiednie procedury - stwierdził premier, dodając, że "kluczowa dla instytucji państwa w procesie wyjaśniania przyczyn tragedii jest wiarygodność, zgodność z procedurami i nieuleganie presji, aby zaspokoić potrzebę szybkiej informacji. A szybka, ale nieprecyzyjna, albo nieprawdziwa informacja w takich momentach jak ten może narobić bardzo wiele szkód - ocenił premier.

Dodał, że doradcy i eksperci akredytowanego mają także prawo dostępu do wszelkich czynności i materiałów, jakie bada komisja rosyjska. Tusk zaznaczył, że akredytowany będzie oceniał, na ile projekt raportu ze strony rosyjskiej odpowiada czynnościom, działaniom, materiałom, które oni podczas postępowania komisji widzieli.

Premier poinformował, że dzięki obecności E. Klicha strona polska będzie formułowała ewentualne uwagi do projektu raportu strony rosyjskiej.

Tusk powiedział, że na czele polskiej komisji badającej przyczyny katastrofy stanął szef MSWiA Jerzy Miller.

Premier poinformował, że Jerzy Miller stoi na czele Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych od środy. Dodał, że przyjął rezygnację dotychczasowego szefa tej komisji Edmunda Klicha, który uznał, że nie jest w stanie łączyć funkcji akredytowanego przy komisji rosyjskiej i odpowiadać za raport polskich biegłych.

Szef rządu powiedział, że zadaniem polskiej komisji będzie przygotowanie końcowego raportu, z którego będzie wynikała polska ocena przyczyny katastrofy i potrzebne zmiany, które trzeba będzie wprowadzić w Polsce. Jak zaznaczył, ta komisja zgodnie z prawem nie ustala odpowiedzialnych i winnych. - To nie jest i nie może być zakres jej odpowiedzialności - powiedział Tusk.

Tusk zaznaczył, że jego intencją jest, by Państwową Komisją Badania Wypadków Lotniczych kierował cywil, ponieważ "przedmiotem badania tej komisji będą także procedury zachowania, różne fakty, które dotyczą wojska w kontekście katastrofy, ale także zdarzeń ją poprzedzających".

Szef rządu poinformował także, że telefony i laptopy ofiar katastrofy samolotowej pod Smoleńskiem są w Polsce, dysponują nimi służby specjalne i prokuratura.

- Chcę uspokoić państwa, jeśli chodzi o tego typu sprzęt, jak laptopy czy telefony komórkowe, nasze służby specjalne, w porozumieniu z Rosjanami i za ich pomocą, są w dyspozycji tego sprzętu. Cały drogą dyplomatyczną został przez stronę rosyjską przekazany i jest w Polsce także do dyspozycji prokuratury, łącznie z telefonem komórkowym prezydenta - powiedział Donald Tusk.

"Poczekam z decyzjami politycznymi"

Premier Tusk zapowiedział, że ewentualne decyzje polityczne dotyczące odpowiedzialności w związku z katastrofą samolotu pod Smoleńskiem zapadną dopiero po wyborach prezydenckich i będą konsultowane z nowym prezydentem.

Szef rządu, pytany, czy ma zamiar odwołać krytykowanego przez część polityków i ekspertów ministra obrony Bogdana Klicha, powiedział, że zarzuty formułowane pod jego adresem są przedwczesne. Jak podkreślił, byłoby źle, gdyby tego typu decyzje przyczyniały się do wskazywania odpowiedzialnych za katastrofę.

- Będę także chciał (...) poczekać na wyjaśnienie przynajmniej części okoliczności katastrofy, tak aby mieć prawdziwą wiedzę, a nie domysły o zakresie odpowiedzialności politycznej urzędników państwowych, czy wojskowych. Jak sadzę, ewentualne decyzje będą tak czy inaczej po wyborach prezydenckich. Tego typu decyzje, także ze względu na przyszłość, powinny być konsultowane z nowym prezydentem - oświadczył premier.

"Od prokuratury zależy, jakie informacje trafią do opinii publicznej"

- Od decyzji prokuratury będzie zależało tempo i skala informowania opinii publicznej o okoliczności katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem - powiedział

- Wyrażam to przekonanie, podziela je także prokurator generalny, że wszystko co możliwe, wszystko co nie szkodzi śledztwu, wszystko co jest już do zdefiniowane powinno być tak szybko, jak to możliwe ujawnione publicznie - podkreślił premier.

Jak dodał, rozumie prokuraturę i "jej powściągliwość". - Zadaniem prokuratury, akredytowanego i komisji jest dotarcie do wszystkich okoliczności katastrofy, a nie snucie hipotez i spekulacji - zaznaczył.

Samolot wiozący delegację na rocznicę zbrodni katyńskiej rozbił się 10 kwietnia pod Smoleńskiem. W katastrofie zginęło 96 osób - wśród nich prezydent Lech Kaczyński z małżonką, parlamentarzyści, najwyżsi dowódcy wojska, duchowni i przedstawiciele rodzin polskich obywateli pomordowanych przed 70 laty w Katyniu.