piątek, 27 lipca 2012

Londyn 2012. 20 wydarzeń, których nie można przegapić



łj
26.07.2012 , aktualizacja: 26.07.2012 22:21
A A A Drukuj
Siatkarze reprezentacji Polski podczas Memoriału Wagnera
Siatkarze reprezentacji Polski podczas Memoriału Wagnera (fot. Michał Bedner / Agencja Gazeta)
Mistrzowskie próby Tomasza Majewskiego i Piotra Małachowskiego, atomowe zbicia siatkarzy i techniczne fajerwerki w wykonaniu Agnieszki Radwańskiej, medale wyławiane przez naszych "wodników", ale także harce Michaela Phelpsa i popisy Usaina Bolta albo jego rywali - oto największe atrakcje igrzysk w Londynie z punktu widzenia polskich kibiców. Specjalnie dla Was przygotowaliśmy zestawienie 20 olimpijskich hitów, których nie możecie przegapić.
1. Gruchała uzupełnia kolekcję

28 lipca, od godz. 19.00 półfinały turnieju florecistek, o 20.10 pojedynek o brązowy medal, o 20.40 finał

- Na razie liczy się tylko 28 lipca, kiedy odbędzie się turniej indywidualny. W Atenach zdobyłam w nim brązowy medal. Mam też drużynowe srebro z igrzysk w Sydney, do kolekcji brakuje mi złota. Jestem zdeterminowana, by je zdobyć - mówi Sylwia Gruchała, która o swój pierwszy medal w Londynie powalczy już pierwszego dnia igrzysk. Szansa na drugi krążek dla liderki kadry polskich szermierzy nadarzy się 2 sierpnia, kiedy do walki staną drużyny florecistek.

2. Starcie rekinów


2 sierpnia, godz. 21.15 - pływacki finał 200 m stylem zmiennym

Przed rokiem na mistrzostwach świata w Szanghaju Ryan Lochte uciekał, a Michael Phelps gonił. Bardziej znany mistrz tak mocno naciskał kolegę z kadry USA, że ten pobił rekord świata. A dziś o rekordy nie jest łatwo, bo pływacy znów bazują na sile mięśni i technice, a nie na ultranowoczesnych kostiumach. Na igrzyskach w Pekinie złoto na tym dystansie zgarnął Phelps, na początku lipca w amerykańskich kwalifikacjach do igrzysk był szybszy od Lochtego o 0,09 sekundy. - Po porażce w Szanghaju Phelps był wściekły, bo Lochte wygrywając i bijąc rekord świata ukradł mu show. Phelps zrobi wszystko, żeby się zrewanżować. To będzie najbardziej pasjonujący pływacki pojedynek igrzysk - przewiduje trzykrotny mistrz olimpijski Pieter van den Hoogenband.

3. Wiosłujemy po złoto


3 sierpnia, godz. 12.30 - finał wioślarskiej czwórki podwójnej mężczyzn

3 sierpnia, godz. 13.10 - finał wioślarskiej dwójki podwójnej kobiet

- Wiemy co zrobić, żeby znów zwyciężyć - przekonuje Michał Jeliński z wioślarskiej czwórki podwójnej. - Dziewczyny znają swoją wartość, nie ma osady poza ich zasięgiem - zapewnia Marcin Witkowski trener Julii Michalskiej i Magdaleny Fularczyk z dwójki podwójnej. - Bardzo liczę na pierwszy w historii naszego kraju złoty medal olimpijski dla wioślarek. One są bardzo mocne. Czwórka już wiele razy pokazywała, że potrafi walczyć. Chłopaków stać na powtórkę z Pekinu. Mogą obronić mistrzostwo olimpijskie - ocenia złoty medalista igrzysk w Sydney (2000 rok) i Atenach (2004) Robert Sycz. Dwa medale dla Polski w niespełna godzinę? Tego nie można nie zobaczyć.

4. Czerniak vs legenda


3 sierpnia, godz. 20.37, pływacki finał 100 m stylem motylkowym

- Phelps to nie maszyna. To legenda, ale można go pokonać - przekonuje Konrad Czerniak. Polak swych sił w starciu z maszyną do wygrywania próbował przed rokiem. Na mistrzostwach świata w Szanghaju przegrał, ale w nagrodę za walkę wziął srebro. Nie mielibyśmy nic przeciwko, gdyby i w Londynie nasz najlepszy obecnie pływak nie dopadł tylko 14-krotnego mistrza olimpijskiego.

5. Czas nowego Kołeckiego


3 sierpnia, od godz. 20.00 - finał kategorii 85 kg mężczyzn w podnoszeniu ciężarów

Dwa lata temu 21-letni wówczas Adrian Zieliński został mistrzem świata w podnoszeniu ciężarów. Przed rokiem chłopak z małej Mroczy zdobył brąz. Teraz ma stanąć na olimpijskim podium. - W tej kategorii wagowej jest największa konkurencja, bo dla mężczyzn jest ona po prostu najbardziej naturalna - ocenia trener Piotr Wysocki. - Rzeczywiście, mocni będą Rosjanin, Irańczyk, Chińczyk i Białorusin. Ale Adrian jest bardzo mocny - przekonuje Szymon Kołecki, nasz ostatni medalista olimpijski (srebro przed czterema laty, w Pekinie).

6. Konkurs wszech czasów, mistrz wszech czasów?


3 sierpnia, od godz. 21.30 - finał pchnięcia kulą mężczyzn

Amerykanie Christian Cantwell i Reese Hoffa, Kanadyjczyk Dylan Armstrong, Niemiec David Storl, Białorusin Andrej Michniewicz - każdy z nich może zostać mistrzem olimpijskim w pchnięciu kulą. Nasz Tomasz Majewski może to uczynić po raz drugi w historii. - Rywale są bardzo mocni, stać ich na świetnie wyniki. Nawet przekroczenie 22 metrów może nie dać medalu. To może być konkurs wszech czasów. Jestem gotowy, pragnę kolejnego złota - mówi nasz kulomiot. Jeśli Majewski zrealizuje swój cel, stanie się dopiero drugim po Parrym O'Brienie atletą, który obroni tytuł mistrza olimpijskiego w tej konkurencji. Amerykanin dokonał tej sztuki w 1956 roku.

7. Radwańska poprawia Wimbledon

4 sierpnia, godz. 15.00 - finał gry pojedynczej tenisistek

Wystarczy wygrać pięć meczów, by zagrać w finale. Droga do triumfu jest więc krótsza niż na Wimbledonie. A po losowaniu już wiemy, że w meczu o tytuł - podobnie jak podczas niedawnego turnieju wielkoszlemowego - rywalką Polki może być Amerykanka Serena Williams. Według angielskich bukmacherów większe szanse na medal niż Polka ma aż pięć innych tenisistek. Ale trzy tygodnie temu akcje 23-letniej krakowianki stały jeszcze niżej, a efekt jej świetnej gry dobrze pamiętamy.

8. Kusznierewicz i Życki zapominają Pekin


5 sierpnia, godz. 15.00 - ostatni wyścig żeglarskiej klasy Star

37-letni Mateusz Kusznierewicz planuje pożegnać się z igrzyskami trzecim olimpijskim medalem w karierze. Złoto i brąz zdobywał w klasie Finn. W klasie Star cztery lata temu w Pekinie zajął wspólnie z Dominikiem Życkim czwarte miejsce. Teraz nasi żeglarze zamierzają poprawić się chociaż o jedną pozycję. Ale to cel minimum. - Konkurencja będzie bardzo duża, ale my jesteśmy bardzo dobrze przygotowani i chcemy wygrać - mówi Kusznierewicz.
9. Polskie podwójne uderzenie

5 sierpnia, od godz. 21.20 - finał rzutu młotem mężczyzn

Jeden zdobywał olimpijskie złoto, kiedy drugi miał 11 lat. Dziś tego drugiego trenuje fachowiec (Czesław Cybulski), który wtedy doprowadził do życiowego sukcesu tego pierwszego. Szymon Ziółkowski to stary mistrz, który wygrał olimpijski konkurs w Sydney (2000 rok), a na mistrzostwach świata skompletował wszystkie medale. Paweł Fajdek to nasza 23-letnia nadzieja na podobne sukcesy, olimpijski debiutant. Jeśli w eliminacjach nie stanie się nic niespodziewanego, obaj spotkają się w finale. A tam, za sprawą obu - choć bardziej chyba Fajdka - mogą się dziać dla nas rzeczy niesamowite.

10. 101 procent na 100 metrów


5 sierpnia, godz. 22.50 - finał biegu na 100 m mężczyzn

W 2008 roku na igrzyskach w Pekinie i rok później na mistrzostwach świata w Berlinie można było podejrzewać, że rywali pokonałby nawet biegnąc tyłem. Przed rokiem w Daegu tytułu mistrza globu na najbardziej prestiżowym dystansie nie obronił, bo został zdyskwalifikowany za falstart. Johan Blake, który wówczas wygrał bieg bez Usiana Bolta, niedawno wyraźnie (o 0,11 s) pokonał go podczas mistrzostw Jamajki. - Na igrzyskach Usain będzie gotów na 101 procent - zapowiada mimo to menedżer jamajskiej kadry, Ludlow Watts. Świat nie uwierzy, dopóki nie zobaczy.

11. Misja 007


6 sierpnia, od godz. 20.00 - finał kategorii 105 kg mężczyzn w podnoszeniu ciężarów

- To cały czas boli. Niesamowity pech. Nie wyobrażam sobie, żeby coś takiego mogło mnie spotkać również w Londynie - mówi Marcin Dołęga pytany o wspomnienia z Pekinu. Na poprzednich igrzyskach Polak uzyskał taki sam wynik, jak brązowy medalista, ale miejsca na podium dla niego zabrakło, bo był cięższy od przeciwnika o 0,07 kg. Misja Dołęgi na Londyn jest prosta - wreszcie zapomnieć. Trzykrotny mistrz świata ma wszystko, by misję zakończyć powodzeniem.

12. Z falą po medale


7 sierpnia, godz. 14.00 - ostatni wyścig w żeglarskiej klasie RS:X kobiet

7 sierpnia, godz. 15.00 - ostatni wyścig w żeglarskiej klasie RS:X mężczyzn

Zofia Noceti-Klepacka wyrasta na liderkę polskiego żeglarstwa. Mistrzyni i wicemistrzyni świata na igrzyskach wystąpi po raz trzeci. - Do trzech razy sztuka, teraz wrócę do domu z olimpijskim medalem - zapowiada. - Ona przywiezie złoto. Ma taką przewagę nad konkurencją, że nie wiem co mogłoby ją zatrzymać - uważa Kusznierewicz. Medalowy wyścig Klepackiej obejrzeć warto, a później - miejmy nadzieję - warto będzie zostać przed telewizorem, by emocjonować się także ostatnim wyścigiem w męskiej klasie RS:X. W niej o medal ma walczyć Przemysław Miarczyński. - Liczy się tylko zwycięstwo - zapowiada nasz mistrz Europy.

13. Fidel w dysku niepotrzebny


7 sierpnia, od godz. 20.45 - finał rzutu dyskiem mężczyzn

- Jest dobrze, trenuję i się leczę - mówi wicemistrz olimpijski w rzucie dyskiem. Piotr Małachowski 7 lipca doznał kontuzji bicepsa, a po kilka dniach dokuczliwego bólu, który uniemożliwiał mu szlifowanie formy, zaczął zastanawiać się czy w Londynie nie będzie tłem dla najlepszych. Na szczęście teraz robi wszystko, by najlepszego w ostatnich latach wreszcie dopaść. Do Londynu poleci dopiero 4 lipca, a trzy dni później spróbuje pokonać mistrza świata z Berlina i Daegu, Roberta Hartinga. - On utrzymuje wysoką formę bardzo długo, ale sądzę, że nie okaże się jakimś Fidelem Castro rzutu dyskiem i nie będzie rządził w naszej konkurencji przez dziesięciolecia - mówi Małachowski. My też Fidela w dysku nie chcemy, a władzę najchętniej oddalibyśmy naszemu wicemistrzowi olimpijskiemu z Pekinu.

14. Polacy przechytrzą Rudishę?


9 sierpnia, godz. 21.00 - finał biegu na 800 m mężczyzn

Obaj podkreślają, że kluczowe będą półfinały (zaplanowano je na 7 sierpnia od godz. 20.55), obaj obiecują, że kiedy już uda im się awansować do finału, to w tym finale powalczą o medal. A my wierzymy w obu i obu kibicujemy. Wielkiego Kenijczyka Davida Rudishę pokonać będzie niesłychanie trudno, ale warto chociaż spróbować rozbić koalicję świetnych biegaczy z Afryki.

15. Dwa razy więcej Bolta


9 sierpnia, 21.55 - finał biegu na 200 m mężczyzn

Jeśli napisaliśmy, że w niedalekiej przeszłości Bolt był w stanie wygrywać na 100 metrów, biegając tyłem, to teraz musimy stwierdzić, że na dystansie dwukrotnie dłuższym ostatnie wielkie imprezy pewnie wygrywałby nawet gdyby biegał tyłem i dodatkowo zamykał oczy. Teraz i tu król nie może być pewny swego, bo 2 lipca i na tym dystansie szybszy od niego był Blake. Różnica nieduża (0,03 s), ale w londyńskim rewanżu emocje mogą być spore.
16. Pójść w ślady Kozakiewicza i Ślusarskiego

10 sierpnia, od godz. 20.00 - finał skoku o tyczce mężczyzn

Przed rokiem, na mistrzostwach świata w Daegu, sensacyjny złoty medal wywalczył Paweł Wojciechowski. Mistrz, którego w ostatnich miesiącach prześladowały kontuzje, do Londynu pojedzie tylko w dowód uznania za tamten wynik. Wojciechowski obiecuje, że da z siebie wszystko. Wierzymy. Tak samo jak Łukaszowi Michalskiemu, który w olimpijskim konkursie będzie chciał poprawić czwarte miejsce z mistrzostw świata. W 1980 roku mistrzem olimpijskim w tej specjalności został Władysław Kozakiewicz, a drugie miejsce zajął broniący złota z Montrealu (1976 rok) Tadeusz Ślusarski. Zadanie dla naszych tyczkarzy - uwierzyć w marzenia.

17. Podium to za mało

10 sierpnia, od godz. 20.35 - finał rzutu młotem kobiet

Gdyby igrzyska w Pekinie odbyły się nie w 2008, a w 2009 roku, Włodarczyk pewnie już miałaby swoje olimpijskie złoto. Trzy lata temu na Polkę nie było mocnych. Na mistrzostwach świata w Berlinie jako jedyna obok Bolta pobiła rekord świata. W tym sezonie aż tak daleko nie rzuca, ale w ramach przygotowań do Londynu z marszu wzięła złoto mistrzostw Europy, a kilka dni temu, na Memoriale Kusocińskiego, uzyskała bardzo dobry wynik, na który kręciła nosem, przyznając jednocześnie, że pewnie dałby olimpijski medal. - Wejście na podium to za mało. Chcę czegoś więcej - wyjaśniła. Brawo, my też.

18. Ozłocić kajaki

11 sierpnia, godz. 10.30 - finał kajakarskiej konkurencji K1 200 m mężczyzn

11 sierpnia, godz. 11.14 - finał kajakarskiej konkurencji K1 200 m kobiet

- Robię wszystko z myślą o złotym medalu, bo według mnie liczy się tylko zwycięzca. Chcę potrójnej korony - mówi Piotr Siemionowski. Mistrz Europy i świata w prestiżowej, sprinterskiej konkurencji, w Londynie ma stoczyć pasjonujący pojedynek z reprezentantem gospodarzy, Edwardem McKeeverem. - Zupełnie nie przeszkadza mi, że miejscowi kibice będą przeciwko mnie. Poradzę sobie - zapowiada pewny swego Polak. Spokojna jest też nasza sprinterka, Marta Walczykiewicz. - Do Londynu jadę walczyć o złoto - przekonuje zawodniczka, która ma już po pięć (po trzy srebrne i po dwa brązowe) medali mistrzostw świata i Europy. Wygląda na to, że 11 sierpnia doczekamy się wreszcie pierwszego w historii olimpijskiego złota w kajakarstwie, które do tej pory dało nam już 17 olimpijskich krążków (sześć srebrnych i 11 brązowych).

19. Czas złotych chłopców

12 sierpnia, godz. 14.00 - finał turnieju siatkarzy, ewentualnie godz. 10.30 - mecz o brązowy medal

Ubiegłoroczna Liga Świata - brąz, mistrzostwa Europy - brąz, Puchar Świata - srebro. Wreszcie w lipcu tego roku złoty medal Ligi Światowej - tak imponującej serii sukcesów polscy siatkarze nie notowali od czasów Huberta Wagnera. Pod wodzą Włocha Andrei Anastasiego Polacy wspięli się na absolutnie najwyższy, światowy poziom. - Nie brałbym w ciemno brązowego czy srebrnego medalu. Chcę grać o złoto - odważnie deklaruje kapitan zespołu, Marcin Możdżonek. Na ostatni mecz siatkarskiego turnieju w Londynie czas rezerwują już miliony Polaków. Spotkanie o brąz proponujemy jako przystawkę.

20. Teksańska masakra piłką do kosza

12 sierpnia, godz. 16.00 - finał turnieju koszykarzy

Kilka dni przed igrzyskami Team USA rozbił w Barcelonie Hiszpanię 100:78. Oba zespoły spotkały się cztery lata temu w finale igrzysk w Pekinie. Jeśli Amerykanie tak łatwo pokonują swego najgroźniejszego rywala, to już teraz można stawiać, że ostatniego dnia igrzysk odbiorą złote medale. Zastanawiać może tylko jak wysoko LeBron James Kobe Bryant i spółka będą bić rywali w drodze do ostatecznego zwycięstwa i czy na koniec znów pokonają Hiszpanię.


Polski medal już w sobotę? Gruchała ostrzy sobie zęby


Źródło: Reuters Będzie medal?

Pierwszego medalu na igrzyskach olimpijskich możemy doczekać się już w sobotę. Walkę o podium zapowiada m.in. Sylwia Gruchała. - Bardzo chciałabym wrócić z Londynu z medalem - podkreśla florecistka, dla której to mogą być ostatnie igrzyska.

Dzień po oficjalnym otwarciu IO w Londynie zostanie rozdanych 12 kompletów medali. Tego dnia do rywalizacji o krążki przystąpi 53 polskich sportowców.
Pierwsze mecze rozegrają badmintoniści, tenisiści, ale jeszcze bez pełniącej funkcję chorążego reprezentacji Agnieszki Radwańskiej, a także siatkarze plażowi i tenisiści stołowi. Zaprezentuje się również gimnastyk Roman Kulesza i jeździec Paweł Spisak.

Na pływalni popłyną Otylia Jędrzejczak, Mateusz Sawrymowicz, Karolina Szczepaniak i Dawid Szulich, a na strzelnicy staną Sylwia Bogacja i Paula Wrońska. Najliczniejszą grupą, która w sobotę rozpocznie zmagania olimpijskie, stanowią wioślarze. Na torze w Eton pojawi się 24 reprezentantów Polski, którzy popłyną w sześciu osadach.
Igrzyska czas zacząć
Wideo: Fakty TVN Igrzyska czas zacząć
Dwie ostatnie szanse?
Rywalizować będą także florecistki. Zobaczymy Martynę Synoradzką, Małgorzatę Wojtkowiak, ale największe szanse przyznaje się Sylwii Gruchale.
- Liczy się tylko 28 lipca, kiedy odbędzie się turniej indywidualny i 2 sierpnia, kiedy wraz z koleżankami powalczymy w drużynówce. Będę mieć dwie szanse na medal i postaram się to wykorzystać. Wszystko podporządkowałam igrzyskom. Czwartym w karierze i chyba ostatnim. Bardzo chciałabym wrócić z Londynu z medalem - podkreśla florecistka.
Pewniejsza siebie
Od dłuższego czasu czułam, że jestem dobrze przygotowana, ale czegoś mi brakowało, by zwyciężać. Teraz nabrałam pewności siebie i dodatkowej wiary w to, co robię
Sylwia Gruchała
Dotąd Gruchała dwukrotnie stawała na olimpijskim podium. Z Sydney wróciła ze srebrem, cztery lata później - w Atenach - sięgnęła po brązowy medal.
W maju triumfowała w turnieju Pucharu Świata w Seulu i po raz dziewiąty została indywidualną mistrzynią Polski.
- To bardzo dobry prognostyk przed olimpiadą. Od dłuższego czasu czułam, że jestem dobrze przygotowana, ale czegoś mi brakowało, by zwyciężać. Teraz nabrałam pewności siebie i dodatkowej wiary w to, co robię - zapowiada pochodząca z Gdyni zawodniczka.
W sobotę medale zostaną rozdane w siedmiu dyscyplinach: w judo (dwa finały), kolarstwie, łucznictwie, pływaniu (cztery finały), podnoszeniu ciężarów, strzelectwie (dwa finały) oraz szermierce.

Z poprzednich dwóch igrzysk polscy sportowcy przyjechali z 10 medalami.

Łukaszenka nie zobaczy igrzysk. Ale nie przez MKOl


Foto: PAP/EPA Alaksandr Łukaszenka to jeden z niewielu prezesów narodowych komitetów olimpijskich, którzy nie pojadą do Londynu na igrzyska

Międzynarodowy Komitet Olimpijski zdementował informację, że z jego inicjatywy Alaksandr Łukaszenka nie dostał zaproszenia do oglądania Igrzysk Olimpijskich w Londynie, informuje Telewizja Biełsat. Jak okazało się, białoruski dyktator będący jednocześnie szefem tamtejszego komitetu olimpijskiego nie będzie mógł przyjechać na igrzyska, bo wizy wjazdowej odmówiły mu władze Wielkiej Brytanii.

Londyn tłumaczy swoją decyzję wpisaniem szefa białoruskiego państwa na unijną listę osób objętych zakazem wjazdu na teren Wspólnoty za represje przeciwko opozycji i społeczeństwu obywatelskiemu we własnym kraju. 
Media przy swoim
Jak podaje Biełsat, mimo sprostowania ze strony MKOl, rosyjska prasa nadal podaje informacje, że to MKOl jest inicjatorem zakazu.
Gazeta "Izwestia" wyszła w czwartek z nagłówkiem "Odmowa akredytacji Łukaszence — splunięcie na białoruski naród". Informacja podobnej treści ukazała się również w środę wieczorem w głównym wydaniu telewizyjnych wiadomości pierwszego kanału telewizji rosyjskiej.

Najszybszy biały człowiek odpuszcza "setkę"


Foto: Erik van Leeuwen / Wikipedia, licencja GNU Christophe Lemaitre

Nie będzie olimpijskiego pojedynku na 100 metrów Christophe'a Lemaitre'a z koalicją czarnoskórych sprinterów. W czwartek Francuz, najszybszy biały człowiek w historii, ogłosił, że odpuszcza "królewski" dystans. Koncentruje się na dwukrotnie dłuższym.

- To ostateczna decyzja. Mamy nadzieję na medal na 200 m, dlatego będziemy kumulować energię - powiedział trener mistrza Europy z Barcelony (2010) i Helsinek (2012), Pierre Carraz.
Europa to nie świat
Lemaitre w mityngu Diamentowej Ligi 19 lipca w Londynie uzyskał na 200 metrów czas 19,91 sekundy. To trzeci obecnie wynik na świecie. Na 100 metrów, w tym sezonie, spisywał się znacznie słabiej. Mimo że w Europie był niepokonany, jego rezultat 10,04 sekundy, jest dopiero 25. na liście najlepszych tegorocznych osiągnięć.Christophe Lemaitre ma 22 lata. W 2011 roku przebiegł 100 metrów w 9,92 sekundy - to najlepszy wynik w historii osiągnięty przez sprintera o białym kolorze skóry.

Karola, krnąbrna dziewczyna spod Piask chce medalu

Wiesław Pawłat
 
26.07.2012 , aktualizacja: 26.07.2012 19:08
A A A Drukuj
Fot. Iwona Burdzanowska / AGENCJA GAZETA
Przeszła drogę z piekła do nieba. Jej życiorys to gotowy materiał na scenariusz filmowy. Czy zdobędzie szczyt? Karolina Michalczuk z Brzezic pod Piaskami będzie broniła honoru polskiego boksu na olimpijskim ringu w Londynie
O Karolinie można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że była grzeczną panienką. Wręcz przeciwnie.

Piwka i papierosów sobie nie odmawiała

Pochodzi z Brzezic. To wieś niedaleko Piask. Od dzieciństwa nie miała lekko. Kiedy zmarł jej ojciec, mama musiała wychować piątkę dzieci. Ciężko pracowała w polu, ale była twarda.

- Mnie od małego rozpierała energia. Lubiłam się bić, zwykle z chłopakami [Karola ma czterech braci - red.] - wspomina. - Nie odpuszczałam im nic a nic. Byłam takim postrachem Piask i okolic. Do bójek ja byłam pierwsza. Tylko czekałam, aż się zacznie jakaś zadyma. Piwka sobie również nie odmawiałam, podobnie jak papierosów.

"Miałam jakąś wewnętrzną potrzebę, że jak kogoś uderzyłam, to się lepiej czułam" - przyznała wprost w jednym z wywiadów.

To oczywiście przysparzało jej masę kłopotów, bo potem często do matki zgłaszali się poszkodowani z różnymi roszczeniami - a to kogoś poturbowała, a to trochę poszarpała ubranie. Z racji mocnych i celnych ciosów często nie wiedzieli, że dostali lanie od dziewczyny. Karoli zresztą też często zdarzało się oberwać.

Chodziła do technikum górniczego w Piaskach. Potem pracowała w miejscowej Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej. Tam szybko awansowała, ale czuła, że to robota nie dla niej.

Karolina Michalczuk: - Na treningi pięściarskie skierował mnie nieżyjący już nauczyciel wychowania fizycznego pan Adam Sawicki. Już po skończeniu szkoły. Co ciekawe, on sam był trenerem... tenisa stołowego, w co też z zapałem grałam. Tak znalazłam się pod skrzydłami Władysława Maciejewskiego.

Nic nigdy jej nie boli, zagryza wargi i ćwiczy

Właściwie można powiedzieć, że Karolina wszystko zaczynała późno. Do boksu też trafiła, kiedy inni już powoli z nim kończyli.

- Przyznam szczerze - zupełnie nie spodziewałem się, że Karola tak daleko zajdzie - mówi trener Władysław Maciejewski, który od 12 lat szkoli zawodniczkę. - W 2000 r. nikt żeńskiego boksu nie traktował poważnie, a i ja, prawdę mówiąc, nie bardzo się do treningów przykładałem. Jeśli chodzi o technikę, musiała wiele nadrabiać, bo z reguły treningi rozpoczyna się w wieku 12 lat, a ona przyszła do mnie mając lat 20. Kondycyjnie też było cienko.

Treningi zaczynali w komórce na posesji Maciejewskiego w Piaskach pod Lublinem. Do tej pory czasem tam ćwiczymy.

Maciejewski: - Karola była bardzo trudną zawodniczką do prowadzenia. Niesamowicie krnąbrna i tak jak ja uparta. Chyba dzięki temu doszliśmy do porozumienia. To, co się stało później, zawdzięczać można tylko jej charakterowi. Cechuje ją olbrzymi upór. Jej nigdy nic nie boli. Zagryza wargi i ćwiczy dalej. Właśnie dlatego pomyślałem, że to może być zawodniczka wielkiego formatu.

Wściekła, bo zdobyła srebrny medal

Zajęcie się boksem całkowicie odwróciło życie Karoli. Skończyły się imprezy, piwo, rzuciła palenie. Nadmiar energii zaczęła wyładowywać podczas treningów i zawodów. Najpierw reprezentowała barwy Gwarka Łęczna, a teraz boksuje w lubelskim Paco.

W swojej karierze wywalczyła 26 medali. W tej chwili jest najbardziej utytułowaną polską pięściarką. Pierwsze srebro na mistrzostwach Europy zdobyła w 2003 r. i była bardzo niezadowolona, wręcz wściekła, bo kocha wygrywać. Potem jednak dopięła swego i dwukrotnie stanęła w tej imprezie na najwyższym stopniu podium.

W chińskim Ningbo wywalczyła też tytuł mistrzyni świata. W sumie zarówno na mistrzostwach Europy, jak i świata uzbierała komplet krążków. Podczas ostatnich mistrzostw globu, które w tym roku po raz drugi rozegrano w Chinach, zdobyła brązowy medal, ale w wadze 51 kg.

Michalczuk: - Do szczęścia brakuje mi tylko medalu olimpijskiego. Wiem, że Jerzemu Kulejowi już nie dorównam [zmarły przed dwoma tygodniami Kulej, jako jedyny polski pięściarz dwukrotnie zdobył złoty medal olimpijski - red.]. Taki bokser rodzi się raz na wiele, wiele lat. Znałam pana Jerzego, był nawet u nas w domu, dlatego bardzo mi żal, że nie doczekał już londyńskiego turnieju. Postaram się jednak zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby nie wrócić z pustymi rękami.

Boksio, szalenie łagodny pies rasy amstaf

Boks to nie tylko pasja. Dzięki pięściarstwu (m.in. stypendia sportowe) Karolina Michalczuk pod Piaskami wybudowała sobie dom. - Nie jakiś tam wielki. Raptem 110 metrów kwadratowych. Niestety, za bardzo nie mam kiedy w nim pomieszkać. Stale treningi, zgrupowania, zawody. Kiedy mnie nie ma, wszystkiego dogląda Boksio. To mój pies rasy amstaf. Jest szalenie łagodny. To chyba dlatego, że ja noszę w sobie sporą dawkę agresji i musi się to jakoś wyrównać. 
Karola ma bardzo nietypowe hobby, hoduje gołębie.

- Mam teraz newki, motyle warszawskie, szariki, perskie. Natomiast nie mam już garłaczy. Uwielbiam patrzeć, jak fruwają i słuchać, jak gruchają. To mnie odpręża. Trzeba jednak przyznać, że ta pasja wymaga też sporej pracy.
Karola prowadzi także zajęcia z młodzieżą. Jest instruktorem w kraśnickim klubie Za Bramą, który mieści się w... parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. 

Michalczuk: - Ksiądz Rafał Pastwa jest bardzo fajnym człowiekiem. Odprawia mszę w mojej intencji przed mistrzostwami świata. Przed igrzyskami też już odprawiał i jeszcze odprawi. Ja jestem wierząca i bardzo mi to w życiu pomaga. 

Medialna wartości mistrzyni Karoliny 

Karolina zrobiła licencjat na Akademii Wychowania Fizycznego w Białej Podlaskiej, a teraz kontynuuje studia magisterskie. 

- Bialska AWF ma się czym pochwalić. W londyńskich igrzyskach wystartuje troje studentów tej uczelni. Oprócz mnie wystąpią tam gimnastyk Roman Kulesza i lekkoatleta - dyskobol Przemysław Czajkowski. 

Karolina Michalczuk jest chyba jedyną polską olimpijką, o której powstała praca magisterska. Napisała ją studentka Wydziału Nauk Społecznych KUL Justyna Skubis. Jej tytuł brzmi "Medialna wartość tytułu mistrzyni świata na przykładzie Karoliny Michalczuk". 

Pięściarka swoją przyszłość wiąże ze sportem. - Po zakończeniu kariery chciałabym pracować z młodzieżą, a ściślej mówiąc uczyć w szkole i trenować młodych zawodników. 

Londyn ważniejszy od zawodowstwa 

Do tej pory polscy pięściarze wywalczyli 43 medale, w tym osiem złotych (więcej laurów olimpijskich zdobyli jedynie lekkoatleci - 52). W latach 50., 60. i 70. mówiło się o polskiej szkole boksu. Genialny trener Feliks Stamm wraz ze wspierającym go sztabem szkoleniowym w osobach Pawła Szydło i lublinianina Stanisława Zalewskiego tak potrafił przygotować zawodników, że z każdej imprezy przywozili worek medali. 

Jedną z największych gwiazd w historii polskiego boksu był lublinianin Henryk Kukier. Bokser zwany "maszynką do bicia", mistrz Europy z 1953 r. Aż trzykrotnie wziął udział w igrzyskach olimpijskich. W 1952 r. walczył w Helsinkach, cztery lat później w Melbourne, a międzynarodową karierę zakończył w Rzymie (1960 r.). Niestety, nigdy nie udało mu się stanąć na podium.

Co łączy Kukiera z Karoliną Michalczuk? Jest nią waga - oboje są przedstawicielami kategorii muszej, czyli 51 kg.

Ale na tym kończą się podobieństwa. Kukier w wieku 30 lat zakończył karierę sportową, natomiast Karolina (rocznik 1979) dopiero debiutuje w igrzyskach. Powód jest prosty. Dopiero teraz Międzynarodowy Komitet Olimpijski zdecydował się na wprowadzenie boksu kobiet do programu igrzysk.

Czwartek 9 sierpnia na ringu w Londynie 

W tym roku po raz pierwszy od niepamiętnych czasów na olimpiadzie nie wystartuje żaden polski pięściarz, bo żaden z nich nie potrafił przebrnąć przez eliminacje! Polski boks na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie będzie reprezentować jedynie Karolina Michalczuk.

- Olimpiada to spełnienie moich marzeń. Dla startu w Londynie zrezygnowałam z przejścia na zawodowstwo i dużo większych pieniędzy - mówi wprost. Do igrzysk Karolina przygotowywała się na zgrupowaniu w Cetniewie na Bałtykiem. To był już ostatni etap przygotowań do olimpiady, które rozpoczęła w Wałczu. Potem było zgrupowanie w Karpaczu.

Pięściarka spod Piask wyleciała do Londynu w czwartek, w trybie awaryjnym. Nikt z całego sztabu ludzi zajmujących sie jedyną polska zawodniczka na Igryskach nie zauważył, że w piątek Michalczuk musi stawić się na oficjalnym ważeniu w stolicy Anglii. Pierwszą walkę Karola stoczy 5 sierpnia, chyba że zostanie rozstawiona - wtedy wyjdzie na ring po raz pierwszy dzień później. Jeśli wygra trzy walki (w przypadku rozstawienia) będzie w półfinale i zdobędzie olimpijski medal. Finał zaplanowano na 9 sierpnia.

Trener Maciejewski: - Jeśli Karola zaprezentuje taką formę jak ostatnio w Chinach, to będzie dobrze.

Ostatni polski bokser stanął na olimpijskim podium... przed dwudziestu laty. Był nim Zbigniew Bartnik.

Ks. Boniecki o Andrzeju Łapickim: Musiał znosić okrutną agresję mediów

27.07.2012 , aktualizacja: 27.07.2012 16:25
Mszy św. żałobnej w warszawskim kościele św. Karola Boromeusza przewodniczył ks. Adam Boniecki, były redaktor naczelny ,,Tygodnika Powszechnego Mszy św. żałobnej w warszawskim kościele św. Karola Boromeusza przewodniczył ks. Adam Boniecki, były redaktor naczelny ,,Tygodnika Powszechnego" (Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta)
Zaznał ludzkiej miłości wiele, lecz, jak na ironię, w ostatnich latach musiał znosić obrzydliwą, okrutną agresję najgorszych mediów - mówił ks. Adam Boniecki podczas mszy pogrzebowej Andrzeja Łapickiego.
Łapicki, wybitny aktor i reżyser, zmarł 21 lipca w Warszawie w wieku 87 lat.

Mszy św. żałobnej w warszawskim kościele św. Karola Boromeusza przewodniczył ks. Adam Boniecki, były redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego". W homilii stwierdził, że przemija pokolenie polskich aktorów, które kształtowało kulturę jego pokolenia. - Aktorzy, przynajmniej niektórzy, ci wielcy, byli tak ważnymi postaciami, że kiedy nadszedł moment decydujących przemian, zeszli ze sceny i zaangażowali się w proces przemian. Z poczucia powinności. Wiedzieli, że są społecznymi autorytetami, że nie może ich zabraknąć. Andrzej Łapicki był jednym z nich - powiedział kaznodzieja.

Ks. Boniecki mówił o aktywności politycznej i społecznej Andrzeja Łapickiego, przede wszystkim zaś jego pracy artystycznej. Przypomniał opinię aktora, który mówił o sobie, że jest aktorem "z chłodnym dystansem".

Ks. Boniecki wspomina spotkanie Łapickiego z papieżem

Kaznodzieja mówił o Łapickim jako człowieku wstrzemięźliwym, nieskorym do okazywania emocji i wylewności. Dotyczyło to także spraw wiary. Kiedy w wywiadzie rzece dziennikarze próbowali wyciągnąć go na zwierzenia w tej materii, przyznał, że jest człowiekiem wierzącym, ale po chwili uciął wątek jednym mądrym zdaniem: "Ciężko się rozmawia o religii", w której to poincie ks. Boniecki dostrzegł echo augustyńskiego stwierdzenia: "kiedy mówimy o Bogu, to nie jest o Bogu to, co mówimy".

W homilii przypomniane zostało też słynne wystąpienie Andrzeja Łapickiego witającego Jana Pawła II 13 czerwca 1987 r. w imieniu polskich twórców w warszawskim kościele św. Krzyża. Aktor powiedział wówczas m.in.: "Nie jest naszym celem wprowadzanie kultury do Kościoła, bo ona tam jest od lat tysiąca. Chcemy wprowadzić Kościół do kultury, chcemy zbudować jedną, jednolitą w swej różnorodności kulturę chrześcijańskiego narodu. Narodu chrześcijańskiego od lat tysiąca, narodu chrześcijańskiego na następne tysiąclecia". Ks. Boniecki przypomniał również, że podczas tamtego spotkania aktor recytował papieżowi wiersz Jerzego Lieberta "Westchnienie bolesne", z modlitwą "o miłość człowieka".

"W ostatnich latach znosił okrutną agresję najgorszych mediów"

W tym kontekście kaznodzieja powiedział, że sam Andrzej Łapicki zaznał w swoim życiu wiele ludzkiej miłości. - Lecz jak na ironię w ostatnich latach musiał znosić to, co jest zaprzeczeniem miłości, okrutną agresję najgorszych mediów, które, nawet nie bacząc na majestat śmierci, nie cofając się przed insynuacjami i kłamstwem, jakby chciały wymazać z ludzkiej pamięci obraz wielkiego człowieka - podkreślił ks. Boniecki.

Kaznodzieja zauważył, że aktor znosił to z godnością. - A dziś także jego najbliżsi znoszą tę okrutną nachalność i nie dają się sprowokować, za co wyrażam im szacunek i wdzięczność - podkreślił ks. Boniecki.

Łapicki był przez wiele mediów krytykowany za małżeństwo z młodszą o blisko 60 lat Kamilą Mścichowską. Podczas wydarzeń publicznych, podróży czy spacerów para była pod obstrzałem fotografów. Dzień po śmierci Łapickiego "Super Express" umieścił na okładce Kamilę Łapicką wynoszącą na śmietnik "pamiątki po mężu".

Polscy aktorzy żegnają kolegę

W świątyni na warszawskich Powązkach swego wielkiego kolegę żegnali znani artyści sceny polskiej i ekranu: Nina Andrycz, Maja Komorowska, Krystyna Janda, Ignacy Gogolewski, Jan Englert, Olgierd Łukaszewicz, Daniel Olbrychski, Artur Żmijewski. Wśród najbliższej rodziny były żona Kamila i córka Zuzanna.

Fragment Listu św. Pawła Apostoła do Rzymian ze słynną frazą, że nic "nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga" odczytała Krystyna Janda.

- Powściągliwość, stosowność, adekwatność w jednej postaci - tak scharakteryzował aktorstwo Andrzeja Łapickiego minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski. Mówił on o zmarłym jako o postaci legendarnej, aktorze klasy światowej, którego cechowały autoironia oraz życzliwa, powściągliwa szczerość.

Po mszy kondukt żałobny przeszedł na Cmentarz Powązkowski, gdzie odbyła się druga część uroczystości pogrzebowych. Andrzej Łapicki został pochowany w grobowcu rodzinnym, u boku swojej pierwszej żony. 

Ks. Boniecki o Andrzeju Łapickim: Musiał znosić okrutną agresję mediów



ps, KAI
27.07.2012 , aktualizacja: 27.07.2012 16:25
A A A Drukuj
Mszy św. żałobnej w warszawskim kościele św. Karola Boromeusza przewodniczył ks. Adam Boniecki, były redaktor naczelny ,,Tygodnika Powszechnego

Mszy św. żałobnej w warszawskim kościele św. Karola Boromeusza przewodniczył ks. Adam Boniecki, były redaktor naczelny ,,Tygodnika Powszechnego" (Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta)

Zaznał ludzkiej miłości wiele, lecz, jak na ironię, w ostatnich latach musiał znosić obrzydliwą, okrutną agresję najgorszych mediów - mówił ks. Adam Boniecki podczas mszy pogrzebowej Andrzeja Łapickiego.
Łapicki, wybitny aktor i reżyser, zmarł 21 lipca w Warszawie w wieku 87 lat.

Mszy św. żałobnej w warszawskim kościele św. Karola Boromeusza przewodniczył ks. Adam Boniecki, były redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego". W homilii stwierdził, że przemija pokolenie polskich aktorów, które kształtowało kulturę jego pokolenia. - Aktorzy, przynajmniej niektórzy, ci wielcy, byli tak ważnymi postaciami, że kiedy nadszedł moment decydujących przemian, zeszli ze sceny i zaangażowali się w proces przemian. Z poczucia powinności. Wiedzieli, że są społecznymi autorytetami, że nie może ich zabraknąć. Andrzej Łapicki był jednym z nich - powiedział kaznodzieja.

Lokata na 15%
Nowa Lokata w Ofercie - Na 6 lub 12 miesięcy !
Platforma Olenova
Ułatwiamy sprzedaż w Internecie -kliknij a przekonasz się sam!
Olympus
Idealny aparat na wakacje. Wybierz Olympus SZ-31MR z serii Traveller!
 
Ks. Boniecki mówił o aktywności politycznej i społecznej Andrzeja Łapickiego, przede wszystkim zaś jego pracy artystycznej. Przypomniał opinię aktora, który mówił o sobie, że jest aktorem "z chłodnym dystansem".

Ks. Boniecki wspomina spotkanie Łapickiego z papieżem

Kaznodzieja mówił o Łapickim jako człowieku wstrzemięźliwym, nieskorym do okazywania emocji i wylewności. Dotyczyło to także spraw wiary. Kiedy w wywiadzie rzece dziennikarze próbowali wyciągnąć go na zwierzenia w tej materii, przyznał, że jest człowiekiem wierzącym, ale po chwili uciął wątek jednym mądrym zdaniem: "Ciężko się rozmawia o religii", w której to poincie ks. Boniecki dostrzegł echo augustyńskiego stwierdzenia: "kiedy mówimy o Bogu, to nie jest o Bogu to, co mówimy".

W homilii przypomniane zostało też słynne wystąpienie Andrzeja Łapickiego witającego Jana Pawła II 13 czerwca 1987 r. w imieniu polskich twórców w warszawskim kościele św. Krzyża. Aktor powiedział wówczas m.in.: "Nie jest naszym celem wprowadzanie kultury do Kościoła, bo ona tam jest od lat tysiąca. Chcemy wprowadzić Kościół do kultury, chcemy zbudować jedną, jednolitą w swej różnorodności kulturę chrześcijańskiego narodu. Narodu chrześcijańskiego od lat tysiąca, narodu chrześcijańskiego na następne tysiąclecia". Ks. Boniecki przypomniał również, że podczas tamtego spotkania aktor recytował papieżowi wiersz Jerzego Lieberta "Westchnienie bolesne", z modlitwą "o miłość człowieka".

"W ostatnich latach znosił okrutną agresję najgorszych mediów"

W tym kontekście kaznodzieja powiedział, że sam Andrzej Łapicki zaznał w swoim życiu wiele ludzkiej miłości. - Lecz jak na ironię w ostatnich latach musiał znosić to, co jest zaprzeczeniem miłości, okrutną agresję najgorszych mediów, które, nawet nie bacząc na majestat śmierci, nie cofając się przed insynuacjami i kłamstwem, jakby chciały wymazać z ludzkiej pamięci obraz wielkiego człowieka - podkreślił ks. Boniecki.

Kaznodzieja zauważył, że aktor znosił to z godnością. - A dziś także jego najbliżsi znoszą tę okrutną nachalność i nie dają się sprowokować, za co wyrażam im szacunek i wdzięczność - podkreślił ks. Boniecki.

Łapicki był przez wiele mediów krytykowany za małżeństwo z młodszą o blisko 60 lat Kamilą Mścichowską. Podczas wydarzeń publicznych, podróży czy spacerów para była pod obstrzałem fotografów. Dzień po śmierci Łapickiego "Super Express" umieścił na okładce Kamilę Łapicką wynoszącą na śmietnik "pamiątki po mężu".

Polscy aktorzy żegnają kolegę

W świątyni na warszawskich Powązkach swego wielkiego kolegę żegnali znani artyści sceny polskiej i ekranu: Nina Andrycz, Maja Komorowska, Krystyna Janda, Ignacy Gogolewski, Jan Englert, Olgierd Łukaszewicz, Daniel Olbrychski, Artur Żmijewski. Wśród najbliższej rodziny były żona Kamila i córka Zuzanna.

Fragment Listu św. Pawła Apostoła do Rzymian ze słynną frazą, że nic "nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga" odczytała Krystyna Janda.

- Powściągliwość, stosowność, adekwatność w jednej postaci - tak scharakteryzował aktorstwo Andrzeja Łapickiego minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski. Mówił on o zmarłym jako o postaci legendarnej, aktorze klasy światowej, którego cechowały autoironia oraz życzliwa, powściągliwa szczerość.

Po mszy kondukt żałobny przeszedł na Cmentarz Powązkowski, gdzie odbyła się druga część uroczystości pogrzebowych. Andrzej Łapicki został pochowany w grobowcu rodzinnym, u boku swojej pierwszej żony.

Londyn 2012. Sylwia Gruchała: Chcę zdobyć złoto

Krzysztof Zaborowski
27.07.2012 , aktualizacja: 27.07.2012 15:23
A A A Drukuj
Sylwia Gruchała
Sylwia Gruchała (Fot. Dominik Sadowski/AG)
- Za cztery lata na igrzyska do Rio nie pojadę, będę już wtedy miała 35 lat. Londyn to moje czwarte i ostatnie igrzyska. Ale mam już medale, dlatego nie czuję presji. Mam w sobie luz. Sama dla siebie jestem największym przeciwnikiem. Jeśli wygram ze swoimi emocjami, to osiągnę dobry wynik. Chcę zdobyć złoto, bo brakuje mi go do kolekcji - zapowiada Sylwia Gruchała.
Gruchała jako pierwsza może zdobyć olimpijski medal w Londynie. W sobotę rozpocznie się turniej indywidualny florecistek, a Polka jest w ścisłym gronie faworytek.

- Cieszę się, że dotrwałam do igrzysk bez żadnych kontuzji. Czuję się bardzo dobrze. Dla mnie to coś niesamowitego, że mogę po raz czwarty startować w igrzyskach olimpijskich i walczyć z najlepszymi zawodniczkami na świecie. To sukces, że udało mi się dotrwać. Jeszcze kilka lat temu bywało z tym różnie. Miałam momenty załamania, a jednak udało mi się podnieść. To dla mnie najważniejsze - mówi Gruchała.

Srebrny medalista z Pekinu, Radosław Zawrotniak widzi koleżankę z reprezentacji na olimpijskim podium. - Jest niesamowita. Jeśli tylko nikt jej nie zdenerwuje, nie wyprowadzi z równowagi, to znów może góry przenosić. Jest w stanie wygrać z każdym, bezapelacyjnie. Może przywieźć medal, nawet złoty - mówił niedawno "Gazecie".

- To bardzo miłe, że ktoś kto zna się na szermierce potrafi coś dobrego powiedzieć. Dobrze życzyć bez żadnej zazdrości - podkreśla Gruchała.

Do kolekcji brakuje jej tylko olimpijskiego złota. W Sydney z koleżankami wywalczyła srebro. W Atenach indywidualnie cieszyła się z brązu. W poprzednim roku zmieniła klub. Z Gdańska przeniosła się do AZS AWF Warszawa. W stolicy trenuje pod okiem Piotra Majewskiego i chwali sobie współpracę.

- Mam poczucie, że nie mam sobie nic do zarzucenia. Postawiłam wszystko na jedną kartę. Bardzo dobrze pracowało mi się z nowym trenerem. Atmosfera była doskonała. Zrobiliśmy kawał dobrej roboty. Mam nadzieję, że ona zaowocuje - mówi florecistka.

Apetyty rozbudziła ostatnio zwycięstwem w silnie obsadzonym Pucharze Świata w Seulu, gdzie sięgnęła po dwunasty triumf w karierze. Pozytywnego obrazu nie zaciera kiepski występ na mistrzostwach Europy. - Zmęczenie musiało mnie w końcu dopaść - tłumaczy. Cieszę się, że w tym roku wyjątkowo udało mi się trzymać stabilną formę. Dobrze mi się walczyło w Pucharze Świata. Pod koniec byłam już zmęczona podróżami. W przeciągu dwóch tygodni byłam w Azji i to odczułam. Mistrzostwa Europy były ważne, ale zawaliłam. Zdążyłam już odpocząć i przygotować się. Jestem teraz głodna walki - zapewnia.

W ramach przygotowań Gruchała zaczęła nawet walczyć z mężczyznami. - Inaczej się walczy z nimi. Walka z florecistą odbywa się w przyspieszonym tempie. Są na świecie florecistki, które walczą męskim stylem, np. francuskie zawodniczki, dlatego takie doświadczenie przydało się - mówi. - Na pewno poprawiłam pracę nóg, która jest istotna. W szermierce bazuje się na odległości, dlatego potrzebne są mocne nogi, aby nie dać się zaskoczyć przeciwnikowi, tylko jego - dodaje.

Gruchała nie bez kozery wymieniła francuskie florecistki, które będą rywalkami Polek w pierwszym starciu na igrzyskach w turnieju drużynowym. Stawką będzie awans do półfinału, ale nie będzie łatwo. To wybitnie niewygodny rywal. Nasze florecistki wygrały z nimi ostatnio trzy lata temu na mistrzostwach Europy.

- W tym roku nie startowałyśmy zbyt często, dlatego nasz występ jest niewiadomą. Francuski nam nie leżą, ale łatwo się nie poddamy. Od początku do końca będziemy z nimi walczyć ze wszystkich sił. Od strony taktycznej mamy je rozpracowane. Dwa ostatnie obozy spędziliśmy na analizie wideo - mówi Gruchała.

- Wierzę, że damy radę, bo wiem jak ciężką drogę przeszłyśmy. Właśnie o to chodzi, żeby radzić sobie w trudnych momentach. Przez ostatnie lata było ciężko. Zmagałyśmy się z różnymi trudnościami. Mimo to myślę, że udało nam się dobrze przygotować, a jak będzie to zobaczymy - dodaje.

Przy nazwisku Gruchały widnieje numer osiem w rozstawieniu. To oznacza, że w walce do upragnionej strefy medalowej stanie naprzeciw Valentiny Vezzali. Włoszka to pięciokrotna mistrzyni olimpijska (trzy razy indywidualnie i dwa razy w drużynie). Będzie broniła złota z Pekinu i największą faworytką w Londynie.

- Igrzyska rządzą się własnymi prawami, ale wolałbym mieć wyższe rozstawienie, żeby później spotkać się z najlepszymi zawodniczkami - nie ukrywa Gruchała. - Ale to nie znaczy, że boję się walczyć z Vezzali wcześniej. Wielokrotnie z nią przegrywałam, dlatego chciałabym zwyciężyć właśnie na igrzyskach. Dzisiaj mogę powiedzieć, że jestem gotowa z nią wygrać - zapowiada.

Wraca pamięcią do walki z Włoszką sprzed dwóch lat. - Walczyłam z nią wtedy o wejście do najlepszej czwórki mistrzostw świata. Prowadziłam, ale czułam do niej wielki respekt i nie dawałam sobie prawa, że mogę z nią wygrać. Wychodziłam z założenia, że jest lepsza ode mnie. Mimo mojej waleczności i chęci zwycięstwa to ona w końcówce zadała decydujące trafienie. Uważam, że wtedy zadecydowała głównie sfera psychiczna. Teraz chcę ją dopaść - kończy.

Karola, krnąbrna dziewczyna spod Piask chce medalu


Wiesław Pawłat
 
26.07.2012 , aktualizacja: 26.07.2012 19:08
A A A Drukuj

Fot. Iwona Burdzanowska / AGENCJA GAZETA

Przeszła drogę z piekła do nieba. Jej życiorys to gotowy materiał na scenariusz filmowy. Czy zdobędzie szczyt? Karolina Michalczuk z Brzezic pod Piaskami będzie broniła honoru polskiego boksu na olimpijskim ringu w Londynie
O Karolinie można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że była grzeczną panienką. Wręcz przeciwnie. 

Piwka i papierosów sobie nie odmawiała 

Pochodzi z Brzezic. To wieś niedaleko Piask. Od dzieciństwa nie miała lekko. Kiedy zmarł jej ojciec, mama musiała wychować piątkę dzieci. Ciężko pracowała w polu, ale była twarda. 

- Mnie od małego rozpierała energia. Lubiłam się bić, zwykle z chłopakami [Karola ma czterech braci - red.] - wspomina. - Nie odpuszczałam im nic a nic. Byłam takim postrachem Piask i okolic. Do bójek ja byłam pierwsza. Tylko czekałam, aż się zacznie jakaś zadyma. Piwka sobie również nie odmawiałam, podobnie jak papierosów.

"Miałam jakąś wewnętrzną potrzebę, że jak kogoś uderzyłam, to się lepiej czułam" - przyznała wprost w jednym z wywiadów. 

To oczywiście przysparzało jej masę kłopotów, bo potem często do matki zgłaszali się poszkodowani z różnymi roszczeniami - a to kogoś poturbowała, a to trochę poszarpała ubranie. Z racji mocnych i celnych ciosów często nie wiedzieli, że dostali lanie od dziewczyny. Karoli zresztą też często zdarzało się oberwać. 

Chodziła do technikum górniczego w Piaskach. Potem pracowała w miejscowej Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej. Tam szybko awansowała, ale czuła, że to robota nie dla niej. 

Karolina Michalczuk: - Na treningi pięściarskie skierował mnie nieżyjący już nauczyciel wychowania fizycznego pan Adam Sawicki. Już po skończeniu szkoły. Co ciekawe, on sam był trenerem... tenisa stołowego, w co też z zapałem grałam. Tak znalazłam się pod skrzydłami Władysława Maciejewskiego.

Nic nigdy jej nie boli, zagryza wargi i ćwiczy 

Właściwie można powiedzieć, że Karolina wszystko zaczynała późno. Do boksu też trafiła, kiedy inni już powoli z nim kończyli. 

- Przyznam szczerze - zupełnie nie spodziewałem się, że Karola tak daleko zajdzie - mówi trener Władysław Maciejewski, który od 12 lat szkoli zawodniczkę. - W 2000 r. nikt żeńskiego boksu nie traktował poważnie, a i ja, prawdę mówiąc, nie bardzo się do treningów przykładałem. Jeśli chodzi o technikę, musiała wiele nadrabiać, bo z reguły treningi rozpoczyna się w wieku 12 lat, a ona przyszła do mnie mając lat 20. Kondycyjnie też było cienko. 

Treningi zaczynali w komórce na posesji Maciejewskiego w Piaskach pod Lublinem. Do tej pory czasem tam ćwiczymy. 

Maciejewski: - Karola była bardzo trudną zawodniczką do prowadzenia. Niesamowicie krnąbrna i tak jak ja uparta. Chyba dzięki temu doszliśmy do porozumienia. To, co się stało później, zawdzięczać można tylko jej charakterowi. Cechuje ją olbrzymi upór. Jej nigdy nic nie boli. Zagryza wargi i ćwiczy dalej. Właśnie dlatego pomyślałem, że to może być zawodniczka wielkiego formatu. 

Wściekła, bo zdobyła srebrny medal 

Zajęcie się boksem całkowicie odwróciło życie Karoli. Skończyły się imprezy, piwo, rzuciła palenie. Nadmiar energii zaczęła wyładowywać podczas treningów i zawodów. Najpierw reprezentowała barwy Gwarka Łęczna, a teraz boksuje w lubelskim Paco. 

W swojej karierze wywalczyła 26 medali. W tej chwili jest najbardziej utytułowaną polską pięściarką. Pierwsze srebro na mistrzostwach Europy zdobyła w 2003 r. i była bardzo niezadowolona, wręcz wściekła, bo kocha wygrywać. Potem jednak dopięła swego i dwukrotnie stanęła w tej imprezie na najwyższym stopniu podium.

W chińskim Ningbo wywalczyła też tytuł mistrzyni świata. W sumie zarówno na mistrzostwach Europy, jak i świata uzbierała komplet krążków. Podczas ostatnich mistrzostw globu, które w tym roku po raz drugi rozegrano w Chinach, zdobyła brązowy medal, ale w wadze 51 kg. 

Michalczuk: - Do szczęścia brakuje mi tylko medalu olimpijskiego. Wiem, że Jerzemu Kulejowi już nie dorównam [zmarły przed dwoma tygodniami Kulej, jako jedyny polski pięściarz dwukrotnie zdobył złoty medal olimpijski - red.]. Taki bokser rodzi się raz na wiele, wiele lat. Znałam pana Jerzego, był nawet u nas w domu, dlatego bardzo mi żal, że nie doczekał już londyńskiego turnieju. Postaram się jednak zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby nie wrócić z pustymi rękami. 

Boksio, szalenie łagodny pies rasy amstaf 

Boks to nie tylko pasja. Dzięki pięściarstwu (m.in. stypendia sportowe) Karolina Michalczuk pod Piaskami wybudowała sobie dom. - Nie jakiś tam wielki. Raptem 110 metrów kwadratowych. Niestety, za bardzo nie mam kiedy w nim pomieszkać. Stale treningi, zgrupowania, zawody. Kiedy mnie nie ma, wszystkiego dogląda Boksio. To mój pies rasy amstaf. Jest szalenie łagodny. To chyba dlatego, że ja noszę w sobie sporą dawkę agresji i musi się to jakoś wyrównać. 
Karola ma bardzo nietypowe hobby, hoduje gołębie.

- Mam teraz newki, motyle warszawskie, szariki, perskie. Natomiast nie mam już garłaczy. Uwielbiam patrzeć, jak fruwają i słuchać, jak gruchają. To mnie odpręża. Trzeba jednak przyznać, że ta pasja wymaga też sporej pracy.

Karola prowadzi także zajęcia z młodzieżą. Jest instruktorem w kraśnickim klubie Za Bramą, który mieści się w... parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. 

Michalczuk: - Ksiądz Rafał Pastwa jest bardzo fajnym człowiekiem. Odprawia mszę w mojej intencji przed mistrzostwami świata. Przed igrzyskami też już odprawiał i jeszcze odprawi. Ja jestem wierząca i bardzo mi to w życiu pomaga. 

Medialna wartości mistrzyni Karoliny 

Karolina zrobiła licencjat na Akademii Wychowania Fizycznego w Białej Podlaskiej, a teraz kontynuuje studia magisterskie. 

- Bialska AWF ma się czym pochwalić. W londyńskich igrzyskach wystartuje troje studentów tej uczelni. Oprócz mnie wystąpią tam gimnastyk Roman Kulesza i lekkoatleta - dyskobol Przemysław Czajkowski. 

Karolina Michalczuk jest chyba jedyną polską olimpijką, o której powstała praca magisterska. Napisała ją studentka Wydziału Nauk Społecznych KUL Justyna Skubis. Jej tytuł brzmi "Medialna wartość tytułu mistrzyni świata na przykładzie Karoliny Michalczuk". 

Pięściarka swoją przyszłość wiąże ze sportem. - Po zakończeniu kariery chciałabym pracować z młodzieżą, a ściślej mówiąc uczyć w szkole i trenować młodych zawodników. 

Londyn ważniejszy od zawodowstwa 

Do tej pory polscy pięściarze wywalczyli 43 medale, w tym osiem złotych (więcej laurów olimpijskich zdobyli jedynie lekkoatleci - 52). W latach 50., 60. i 70. mówiło się o polskiej szkole boksu. Genialny trener Feliks Stamm wraz ze wspierającym go sztabem szkoleniowym w osobach Pawła Szydło i lublinianina Stanisława Zalewskiego tak potrafił przygotować zawodników, że z każdej imprezy przywozili worek medali. 

Jedną z największych gwiazd w historii polskiego boksu był lublinianin Henryk Kukier. Bokser zwany "maszynką do bicia", mistrz Europy z 1953 r. Aż trzykrotnie wziął udział w igrzyskach olimpijskich. W 1952 r. walczył w Helsinkach, cztery lat później w Melbourne, a międzynarodową karierę zakończył w Rzymie (1960 r.). Niestety, nigdy nie udało mu się stanąć na podium.

Co łączy Kukiera z Karoliną Michalczuk? Jest nią waga - oboje są przedstawicielami kategorii muszej, czyli 51 kg.

Ale na tym kończą się podobieństwa. Kukier w wieku 30 lat zakończył karierę sportową, natomiast Karolina (rocznik 1979) dopiero debiutuje w igrzyskach. Powód jest prosty. Dopiero teraz Międzynarodowy Komitet Olimpijski zdecydował się na wprowadzenie boksu kobiet do programu igrzysk.

Czwartek 9 sierpnia na ringu w Londynie 

W tym roku po raz pierwszy od niepamiętnych czasów na olimpiadzie nie wystartuje żaden polski pięściarz, bo żaden z nich nie potrafił przebrnąć przez eliminacje! Polski boks na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie będzie reprezentować jedynie Karolina Michalczuk.

- Olimpiada to spełnienie moich marzeń. Dla startu w Londynie zrezygnowałam z przejścia na zawodowstwo i dużo większych pieniędzy - mówi wprost. Do igrzysk Karolina przygotowywała się na zgrupowaniu w Cetniewie na Bałtykiem. To był już ostatni etap przygotowań do olimpiady, które rozpoczęła w Wałczu. Potem było zgrupowanie w Karpaczu.

Pięściarka spod Piask wyleciała do Londynu w czwartek, w trybie awaryjnym. Nikt z całego sztabu ludzi zajmujących sie jedyną polska zawodniczka na Igryskach nie zauważył, że w piątek Michalczuk musi stawić się na oficjalnym ważeniu w stolicy Anglii. Pierwszą walkę Karola stoczy 5 sierpnia, chyba że zostanie rozstawiona - wtedy wyjdzie na ring po raz pierwszy dzień później. Jeśli wygra trzy walki (w przypadku rozstawienia) będzie w półfinale i zdobędzie olimpijski medal. Finał zaplanowano na 9 sierpnia.

Trener Maciejewski: - Jeśli Karola zaprezentuje taką formę jak ostatnio w Chinach, to będzie dobrze.

Ostatni polski bokser stanął na olimpijskim podium... przed dwudziestu laty. Był nim Zbigniew Bartnik.