czwartek, 17 kwietnia 2008

Rutkowski: Olewnik załatwiał pozwolenia na broń

Zaskakujące zeznania byłego detektywa

Rutkowski zeznał, że Olewnik załatwiał pozwolenia na broń

Krzysztof Olewnik załatwiał pozwolenia na broń palną, a zarobionymi pieniędzmi dzielił się z jednym z płockich policjantów - takie rewelacje przedstawił olsztyńskim śledczym były detektyw Krzysztof Rutkowski. "Porywacze go zabili, bo się bali, że ich rozpozna. W grupie przestępczej byli ludzie z jego środowiska: sąsiad i bliski kolega, który na bieżąco dawał porywaczom informacje, co się dzieje wkoło tej sprawy" - twierdzi Rutkowski.

Według Rutkowskiego, syn płockiego biznesmena został porwany, bo bandytów raził jego wystawny styl życia. Drugi motyw to okup. Dodał, że młody Olewnik załatwiał pozwolenia na broń palną za 10 tysięcy złotych. Dla siebie brał 5 tysięcy złotych, resztą dzielił się z jednym z funkcjonariuszy z Płocka, który zresztą był u niego na imprezie poprzedzającej porwanie - relacjonował Rutkowski.

Jeszcze przed przesłuchaniem były detektyw zapowiadał, że będzie zeznawał m.in. na temat tego, że funkcjonariusze CBŚ z Warszawy próbowali wymusić zeznania na jego pracowniku, oraz o tym, że zawiadomił policję, iż człowiek współpracujący z jego biurem może "naciągać" Olewników na pieniądze.

Na tym nie koniec rewelacji byłego detektywa. "Włodzimierz Olewnik, ojciec Krzysztofa, gdy były sytuacje konfliktowe z policją (już po porwaniu), sugerował działania przeciwko prowadzącym sprawę policjantom z wykorzystaniem siły politycznej w postaci Zbigniewa Siemiątkowskiego". Według Rutkowskiego, Olewnik "sponsorował jego kampanię wyborczą". Były detektyw podkreślił jednak, że "mieszanie polityki do tej sprawy jest błędem, bo ma ona tylko i wyłącznie kryminalny charakter".

Według rzecznika olsztyńskiej prokuratury, Rutkowski sam zgłosił się na przesłuchanie i zeznawał na własną prośbę. Dlaczego? Bo, jak stwierdził, "posiada w tej sprawie ważne, nowe informacje".

Siemiątkowski: Nikt mi nie sponsorował kampanii

Siemiątkowski - ostatni szef Urzędu Ochrony Państwa, a później szef Agencji Wywiadu - powiedział PAP, że "nikt mu nie sponsorował kampanii". "W czterech kampaniach, które prowadziłem, korzystałem jedynie ze środków partyjnych i własnych zasobów, to jest udokumentowane" - twierdzi Siemiątkowski. Dodał, że Włodzimierza Olewnika poznał dopiero latem 2004 roku. Czyli już po śmierci Krzysztofa.

Według pełnomocnika rodziny Olewników mec. Ireneusza Wilka, jedną z istotnych kwestii, dotyczących uprowadzenia Krzysztofa Olewnika oraz uchybień związanych ze śledztwem w tej sprawie jest ustalenie, czy sprawcom porwania ktoś nie pomagał. Chodzi o niewyjaśnioną sprawę uchylonych drzwi balkonowych, którymi sprawcy dostali się do domu ofiary. "Ktoś wiedział, że są one uchylone. Te drzwi mogły być otwarte tylko od środka, czyli przez jednego z uczestników imprezy. To świadczyłoby, że mogła być tam osoba, która współpracowała z osobami, które uprowadziły Krzysztofa" - powiedział mecenas Wilk.

Dodał, iż pewność z jaką postępowali porywacze, oznaczać może, że w domu Olewnika była co najmniej jedna osoba, która mogła informować porywaczy o tym, co dzieje się w środku, a nawet koordynować pewne działania. Jednak nikt nie sprawdził bilingów telefonicznych uczestników imprezy. A to - według Wilka - mogło pomóc w wyjaśnieniu tych podejrzeń. "Trzeba było wyjaśnić, kto dzwonił i gdzie" - powiedział mecenas.

Krzysztof Olewnik, syn znanego w Płocku przedsiębiorcy branży mięsnej, został porwany w nocy z 26 na 27 października 2001 roku tuż po imprezie, która odbyła się w jego domu. Na przyjęciu było m.in. kilku płockich policjantów. Porywacze zażądali 300 tysięcy euro okupu. Z rodziną porwanego kontaktowali się kilkadziesiąt razy. W końcu - w lipcu 2003 roku - okup dostali. Jednak Olewnika nie wypuścili. Mężczyzna został zamordowany miesiąc po przekazaniu pieniędzy.

Posłowie zaprosili Olewników

Wkrótce sprawą porwania Krzysztofa Olewnika zajmą się posłowie. Sejmowa komisja sprawiedliwości i praw człowieka zaprosiła rodzinę porwanego na zaplanowane na przyszły tydzień posiedzenie. Spotkanie będzie poświęcone informacji ministrów sprawiedliwości i SWiA na temat postępowań prowadzonych w tej sprawie przez prokuraturę i policję.

Jutro natomiast zbierze się zespół policjantów i prokuratorów powołanych przez ministra sprawiedliwości do zbadania sprawy. "Na spotkaniu zapadną decyzje odnośnie tego, kto co ma w tej sprawie robić" - powiedział rzecznik olsztyńskiej prokuratury.

Sąd Najwyższy: Moczulski był agentem SB

PAP, mt
2008-04-17, ostatnia aktualizacja 2008-04-17 12:17

Twórca Konfederacji Polski Niepodległej Leszek Moczulski jest "kłamcą lustracyjnym" - taki wyrok Sądu Lustracyjnego utrzymał w czwartek ostatecznie Sąd Najwyższy. Oznacza to, że 78-letni Moczulski nie może przez 10 lat pełnić funkcji publicznych.

Zobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AG
SN oddalił kasację adwokata Moczulskiego, który chciał stwierdzenia, że nie był on agentem SB i uchylenia wyroku nieistniejącego już Sądu Lustracyjnego. W 2006 r. prawomocnie orzekł on, że Moczulski zataił w swym oświadczeniu lustracyjnym, iż od 1969 do 1977 r. był tajnym współpracownikiem SB.

Moczulski był pierwszą osobą pomówioną o związki ze służbami specjalnymi PRL, która w 1999 r. wystąpiła do Sądu Lustracyjnego o tzw. autolustrację - w 1992 r. ówczesny szef MSW Antoni Macierewicz umieścił go na liście domniemanych agentów UB i SB. W 2001 r. Sąd Lustracyjny I instancji uznał, że oświadczenie Moczulskiego jest prawdziwe, bo nawet jeśli doszło do współpracy, to była ona pozorna. W 2002 r. sąd II instancji uchylił jednak ten wyrok. W 2005 r. sąd I instancji uznał b. lidera KPN za kłamcę lustracyjnego, przyjmując, że od 1969 do 1977 r. "metodycznie współpracował" on z SB. Według sądu, jako TW "Lech" informował SB m.in. o działaczach opozycji, a za przekazywane informacje był wynagradzany. W 2006 r. wyrok ten utrzymał sąd II instancji.

Moczulski był współzałożycielem i od 1977 r. rzecznikiem Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Od września 1979 r. był liderem KPN; w 1982 r. skazano go za to na 7 lat więzienia. Zwolniono go na mocy amnestii w 1984 r. W kolejnym procesie w 1985 r. skazano go na 4 lata, zwolniono w 1986 r. Kandydował w wyborach prezydenckich w 1990 r. Był posłem w latach 1991-1997.

Roger: na Euro po "złoto"

Lech Kaczyński (L), Roger Guerreiro (fot. PAP/Bartłomiej Zborowski)
PAP

- To na pewno jeden z ważniejszych dni w moim życiu. Czułem wielkie emocje, radość, no i satysfakcję, że spotkałem się z prezydentem. Takiej okazji w Brazylii nie miałem, a prezydent Lech Kaczyński może być pewny, że zagłosuję na niego w następnych wyborach - powiedział w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" Roger Guerreiro, który
- Uczciłem ten wyjątkowy moment lampką... wody. Szampan był, gdyby zaszła potrzeba, umoczyłbym w nim usta. To przecież wyjątkowy dzień. Na imprezach rodzinnych wlewam do kieliszka sprite, który udaje szampana - powiedział Roger.

- Jeśli znajdę się w jego drużynie to też pojadę walczyć o złoto. Przecież nie powiem, że pojedziemy bić się o trzecie miejsce w grupie - dodał pomocnik Legii. - Rodzina i znajomi z Brazylii absolutnie nie odradzali mi tego, twierdzili, że dobrze robię, wspierali mnie. Teraz załatwiają sobie sprzęt do odbioru telewizji, w której będą transmitowane mecze mistrzostw Europy. Dzwonią do mnie również dziennikarze z Brazylii, bo interesuje ich mój temat - powiedział.

17 kwietnia 2008 r. podczas uroczystości w Pałacu Prezydenckim Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński nadał polskie obywatelstwo brazylijskiemu piłkarzowi Legii Warszawa Rogerowi Guerreiro.

Podczas uroczystości Prezydent RP powiedział:

„Przede wszystkim witamy nowego obywatela Rzeczypospolitej. Witamy z nadzieją, bo jest nas w prawdzie w Polsce ponad trzydzieści osiem milionów, ale to nie oznacza, że jest nas za dużo – wręcz odwrotnie, za mało. I witamy z nadzieją na sukcesy. Na sukcesy w naszej reprezentacji. Pan Roger Guerreiro jest dziś bardzo popularnym piłkarzem warszawskiej Legii, jest gwiazdą zespołu, który w tym roku, chociaż bez sukcesu, ale walczył o mistrzostwo Polski, - w ostatnich latach na ogół z Wisłą Kraków. Myślę, że nasz znakomity trener będzie teraz miał mniej wątpliwości jeżeli chodzi o skład szerokiej kadry na najbliższe Mistrzostwa Europy. Przynajmniej w jednym przypadku. Panu, panie Rogerze i całej reprezentacji chciałbym życzyć tylko i wyłącznie sukcesów. Nie lubię mówić jakich. To sprawdza się zawsze w praniu. Gdy człowiek liczy na zbyt wiele to później dużo mniej otrzymuje. Wole więc liczyć na mniej, a więcej dostać, ale możecie się Państwo domyślać jakich sukcesów Panu i całej polskiej reprezentacji życzę. Na zbliżających się mistrzostwach Europy w tym roku i również na następnych, w roku 2012, których będziemy - mam głęboką nadzieję, graniczącą z pewnością - gospodarzem.”

Msza i homilia Benedykta XVI na stadionie w Waszyngtonie

met, PAP
2008-04-17, ostatnia aktualizacja 2008-04-17 21:46

Ponad 46 tysięcy wiernych uczestniczyło w czwartek w mszy świętej koncelebrowanej przez Benedykta XVI na stadionie baseballowym Nationals Park w Waszyngtonie z udziałem 14 kardynałów, 250 biskupów i 1300 księży.

Zobacz powiekszenie
Fot. JIM BOURG REUTERS
Benedykt XVI podczas mszy w Waszyngtonie
W swojej homilii papież pochwalił Kościół katolicki w USA za jego witalność, sukcesy w misji ewangelizacyjnej, a jednocześnie wskazał na "budzące niepokój załamanie się wartości ewangelicznych" w społeczeństwie USA i skandal pedofilii w Kościele amerykańskim.

Papież podkreślił wkład imigrantów przybyłych do Ameryki do zjednoczenia kraju na gruncie wiary. Przypomniał, że jego przyjazd do USA zbiegł się z 200. rocznicą powstania pierwszych diecezji katolickich w Ameryce: w Maryland, Bostonie, Nowym Jorku i Filadelfii.

- 200 lat później kościół w Ameryce może słusznie chwalić osiągnięcia minionych pokoleń w zjednoczeniu bardzo różnych grup imigrantów w wierze katolickiej i we wspólnym oddaniu sprawie szerzenia Słowa Bożego - powiedział Benedykt XVI.

- Dzisiejsza msza - dodał - zachęca nas do rozważenia rozwoju Kościoła w Ameryce jako rozdziału w dłuższej historii ekspansji Kościoła w następstwie zstąpienia Ducha Świętego.

Dalszą część homilii papież poświęcił krytyce współczesnego świata za sprzeniewierzanie się Bogu i Boskim przykazaniom.

- Któż może zaprzeczyć, że w obecnej chwili nie tylko Kościół w Ameryce, lecz także społeczeństwo jako całość, stoi na rozdrożu? Jest to czas wielkiej obietnicy, kiedy widzimy, że ludzka rodzina integruje się w różny sposób, ale jednocześnie widzimy też wyraźne sygnały niepokojącego zepsucia samych fundamentów społeczeństwa: oznaki wyobcowania, gniewu i polaryzacji wśród wielu naszych współczesnych, postawy nacechowane przemocą, osłabienie poczucia moralności, brutalizację stosunków społecznych i coraz częstsze zapominanie o Bogu - powiedział Benedykt XVI.

- Kościół dostrzega sygnały wielkiej obietnicy w wielu swoich silnych parafiach i żywotnych ruchach społecznych, w entuzjazmie dla wiary okazywanym przez tylu młodych ludzi. Jednocześnie jednak Kościół odczuwa boleśnie obecność wewnętrznych podziałów i polaryzacji, jak również zdaje sobie sprawę, że wielu ochrzczonych, zamiast działać jako duchowy zaczyn w świecie, skłania się do przyjmowania postaw sprzecznych z prawdą Ewangelii - dodał.

- Wiara i odwaga, z jaką Kościół w tym kraju odpowie na wyzwania ze strony coraz bardziej świeckiej i materialistycznej kultury, będzie w znacznym stopniu zależeć od waszej wierności w przekazywaniu dalej skarbu naszej katolickiej wiary - powiedział Benedykt XVI.

Przypomniał następnie bolesny dla Kościoła w USA skandal z wykorzystywaniem seksualnym przez księży będących pod jego opieką dzieci i młodych ludzi.

- Żadne moje słowa nie mogą opisać bólu i szkód wyrządzonych przez takie wykorzystywanie seksualne nieletnich. Jest ważne, by ci, którzy ucierpieli, byli otoczeni pełną troski duszpasterską opieką. Nie mogę również odpowiednio opisać szkody wyrządzonej społeczności Kościoła. Poczyniono już wielkie wysiłki, aby stawić uczciwie i sprawiedliwie czoło tej tragicznej sytuacją i zapewnić, aby dzieci mogły wzrastać w bezpiecznym środowisku. Te wysiłki na rzecz ochrony dzieci muszą być kontynuowane - podkreślił Benedykt XVI.

Na zakończenie Benedykt XVI, który zna 10 języków, zwrócił się po hiszpańsku do licznie zgromadzonych na stadionie wiernych pochodzących z Ameryki Łacińskiej. Podkreślił, że katolickim w większości Latynosom Kościół amerykański w dużej mierze zawdzięcza swoją żywotność.

Trwającą 2,5 godziny mszę Benedykt XVI, ubrany w purpurowe szaty papieskie, odprawiał przy wielkim ołtarzu ustawionym na środku stadionu. Mszę uświetniły dodatkowo głosy wybitnych śpiewaków operowych, wśród nich Placido Domingo, którzy wykonali pieśni religijne.

W czwartek późnym wieczorem papież przemówi w Waszyngtonie do rektorów i wykładowców ponad 200 katolickich wyższych uczelni ze 195 diecezji w USA. Następnie uda się na spotkanie międzyreligijne z wyznawcami judaizmu, buddyzmu, hinduizmu i islamu.

Cymański w proteście opuścił studio TVN 24

Poseł Janusz Palikot
TVN24

Ciąg dalszy burzy w związku z wypowiedziami posła Janusza Palikota na temat stanu zdrowia Lecha Kaczyńskiego. W programie "24 godziny" w telewizji TVN24 Tadeusz Cymański (Prawo i Sprawiedliwość) zażądał od obecnego w studio Palikota, przeproszenia prezydenta za insynuacje na temat jego zdrowia. Palikot przeprosił, po raz szósty. Cymański uznał przeprosiny za nieszczere i ironiczne i w proteście opuścił telewizyjne studio w Gdańsku.
Prowadzący program Bogdan Rymanowski zapytał się Janusza Palikota o decyzję sądu lubelskiego, który nakazał skierować do prokuratury sprawę wypowiedzi posła PO na temat zdrowia prezydenta. - Za to pierwsze sformułowanie, na moim blogu, przepraszałem. Moim celem nie było obrażanie, tylko ustanowienie nowego standardu w Polsce, tak jak w USA, o przedstawianiu stanu zdrowia głowy państwa - powiedział Palikot. - Sąd może w tym pomóc, bo być może będzie można skorzystać z ekspertów, którzy ocenią stan zdrowia prezydenta - dodał poseł PO.

"Apeluję, żeby Palikot przeprosił teraz"

Decyzję sądu lubelskiego pochwalił Tadeusz Cymański. Nie uznał jednak tłumaczenia Palikota o standardach: "Jesteśmy w Polsce, nie w USA. Standardy są inne", i stwierdził, że wypowiedzi Palikota "to nie jest jedna wypowiedź, tylko zamierzona seria". - Ja apeluję, żeby poseł przeprosił. Teraz jesteśmy w telewizji, jest okazja i szansa. Trochę odwagi i kultury, niech pan przeprosi - domagał się głośno Cymański. To co stało się chwilę później, to pierwsza taka sytuacja w historii programu.

Palikot powiedział, że przepraszał już pięć razy prezydenta, ale "jeśli pięć razy to za mało, i w PiS trzeba przepraszać szósty raz, to przepraszam prezydenta, pana i telewidzów" - powiedział poseł PO. - Przepraszam za mój pierwszy tekst, za wpis na blogu. Tak jak ja mam odwagę przeprosić po raz szósty, niech prezydent ma odwagę ujawnić raport o swoim zdrowiu - domagał się Palikot, podsycając atmosferę, nie spodziewając się zapewne reakcji Cymańskiego.

Protest Cymańskiego - pierwszy raz od 10 lat

Poseł PiS, niezadowolony z przeprosin Palikota, zapowiedział, że w ramach protestu opuszcza studio telewizyjne w Gdańsku, gdzie przebywał. - Rezygnuje z dalszego udziału w programie. To nie jest szczere i autentyczne co robi pan Palikot. Zgadzam się w tym momencie z prof. Bartoszewskim, który powiedział, że prezydent powinien być poza ironią i cynizmem. Z wypowiedzi Palikota nie wynika szczere przeproszenie. To nie jest emocja, tylko taka ocena sytuacji - mówił wzburzony Cymański, zaznaczając, że "po raz pierwszy mi się coś takiego zdarza". Cymański wychodzi - zobacz w Onet.tv

Palikot zdążył jeszcze powiedzieć, że "Cymański nie chce dopuścić do rozmowy na temat stanu zdrowia prezydenta". - Ja nie zrezygnuje z debaty publicznej na ten temat w Polsce. Mogę jeszcze raz przeprosić, ale rozmawiajmy dalej. Za moją niefortunną wypowiedź, patrząc panu prosto w oczy, przepraszam. I proszę to szczerze potraktować, bo ja robię to szczerze - powiedział bardzo poważnym tonem Palikot, ale nic już nie osiągnął. - Przeproszenie, to jest przyznanie się do winy, pokazanie skruchy, a tego tutaj nie było - powiedział Cymański, po czym odpiął mikrofon i opuścił studio.

Obecny jeszcze w studio poseł Eugeniusz Kłopotek (PSL) stwierdził, że "Palikot trochę przegrzał". - Nie wiem co ja robię właściwie w studio - dodał i stwierdził, że "trochę się mojemu koledze z opozycji dziwię, że tak zareagował".

Zaczęło się od bloga

Dzisiaj decyzję o skierowaniu sprawy dotyczącej wypowiedzi posła Janusza Palikota podjął lubelski Sąd Okręgowy. Decyzja sądu dotyczy słynnego już wpisu Palikota na blogu, gdzie pytał czy głowa państwa ma problemy z alkoholem.

Przeczytaj wpis Palikota o rzekomych problemach alkoholowych prezydenta

W wywiadzie z "Newsweekiem" pyta się między innymi: "Chciałbym wiedzieć, czy Aleksander Kwaśniewski był trzeźwy, czy pijany, gdy wetował podatek liniowy. Chciałbym też wiedzieć, czy Lech Kaczyński ma Alzheimera, czy inne choroby, jeśli zawetuje ustawy zdrowotne rządu Donalda Tuska". Palikot powołuje się na, jego zdaniem, dziwne zachowanie prezydenta w czasie sporu o Traktat Lizboński. - Najpierw orędzie, w którym pokazał gejów, Angelę Merkel i rozbiór Polski w tle, a potem dobre wystąpienie w Sejmie. Chciałbym wiedzieć, co się stało z Lechem Kaczyńskim, skąd się biorą te falujące nastroje i brak stabilności - mówi Palikot.

Palikot pyta: czy Kaczyński ma Alzheimera?

Valencia zdobyła Puchar Króla

W finale pokonała Getafe 3:1

Valencia CF - Getafe CF 3:1 (2:1)

Hiszpańskie Getafe to chyba najbardziej pechowy zespół tego sezonu. Piłkarze z przedmieść Madrytu jeszcze nie doszli do siebie po dramatycznym meczu Pucharu UEFA z Bayernem Monachium, a już doznali kolejnej bolesnej porażki. Tym razem w finale Copa del Rey lepsza od Getafe okazała się Valencia, która zwyciężyła 3:1. Zobacz bramki z tego meczu.

Mecz fatalnie ułożył się dla zespołu Michaela Laudrupa. Już w trzeciej minucie prowadzenie Valencii dał Mata, a chwilę później po trafieniu Alxisa było już 2:0 i losy spotkania wydawały się być przesądzone.

Piłkarze Getafe wzięli się jednak do pracy i jeszcze przed przerwą zdobyli gola kontaktowego. Rzut karny podyktowany za faula Emilinao Morettiego pewnie wykorzystał Estaban Granero. Niestety na więcej, mimo kilku niezłych okazji, Getafe nie było w środę stać i ostatecznie Puchar Króla, już po raz siódmy w historii, trafił do Valencii.

Valencia CF - Getafe CF 3:1 (2:1)

1:0 Juan Mata 3. min
2:0 Alexis Delgado 11. min
2:1 Esteban Granero 45. min
3:1 Fernando Morientes 83. min

Kulisy romansu Putina i pięknej Aliny

Ich miłość trwa już siedem lat

Jakie są kulisy romansu Putina z piękną Aliną?Galerię

Czy to tatarskie oczy Aliny Kabajewej uwiodły znanego z wrażliwości na kobiecą urodę prezydenta Rosji Władimira Putina? - zastanawia się "Fakt". Czy też to raczej niezwykłe umiejętności pięknej gimnastyczki zafascynowały mistrza judo, jakim jest Putin?

czytaj dalej...
REKLAMA

W tej chwili trudno wyrokować, ale faktem jest, że jak pisze rosyjska prasa, to dla Aliny, po 25 latach małżeństwa, Putin rozwiódł się po cichu ze swoją żoną Ludmiłą - pisze "Fakt".

Alina urodzona w Duszanbe z matki Rosjanki i ojca Tatara błyszczała urodą od dawna. Nic dziwnego, że już w 2001 roku Putin podarował jej pierwsze kwiaty. Potem oficjalnie spotykali się wiele razy. Powłóczyste i rozradowane spojrzenie Putina, jakim obdarzał młodą kobietę, mówiły wszystko. Czy były także spotkania nieoficjalne? - zastanawia się bulwarówka.

Zdaje się, że chemia zadziałała także w drugą stronę. Bo Alina rzuciła dla prezydenta swojego narzeczonego, starszego od niej o 14 lat Dawida Muselianiego, oficera milicji. I to nie byle jakiego, bo z forsą. Dostała przecież od niego mercedesa coupe - pisze "Fakt". Planowała wziąć z nim ślub latem 2005 roku. Ale potem zmieniła zdanie. Nic dziwnego - który milicjant wygra z prezydentem?

Pogłoski krążące nie tylko po Moskwie mówią o ślubie Aliny z Putinem. I tu pojawia się kolejne pytanie. Alina chce zostać aktorką w Hollywood. Czy jako pani premierowa, bo Putin od 8 maja będzie szefem rosyjskiego rządu, będzie mogła pozwolić sobie na granie w amerykańskich filmach? Na co postawi Alina, jeśli przyjdzie jej wybierać między rolą żony a rolami filmowymi? - pyta "Fakt".

Czesi wezmą całą tarczę antyrakietową?

Rozmowy USA-Polska utknęły w miejscu

Czesi wezmą całą tarczę antyrakietową?

Radar miał być w Czechach, a wyrzutnie rakiet w Polsce. Taki był plan Amerykanów dotyczący tarczy antyrakietowej. Ale rozmowy z Warszawą są trudne dla Waszyngtonu, dlatego USA sondują Czechów czy mają coś przeciwko umieszczeniu na ich terytorium obu elementów tarczy.

Władze w Pradze podobno nie odmówiły, ale zastrzegły, że ze względu na wielki opór czeskiej opozycji, wolałaby jednak pozostać tylko przy radarze - pisze "Gazeta Wyborcza". Tym bardziej, że podczas niedawnego szczytu NATO w Bukareszcie czeski premier ogłosił, że porozumienie w sprawie tarczy w Czechach zostało ze Stanami Zjednoczonymi osiągnięte.

Dlaczego Amerykanie zaczęli myśleć o umieszczeniu u naszych południowych sąsiadów wyrzutni, które miały być koło Słupska? Bo negocjacje w sprawie tarczy między Waszyngtonem a Warszawą idą jak po grudzie.

Według źródeł dyplomatycznych oferta modernizacji polskiej armii, przywieziona przez Amerykanów do Warszawy na początku kwietnia, była ciekawa, ale niewystarczająca. Polskim warunkiem zgody na tarczę jest właśnie rozpisane na wiele lat wsparcie wojskowe, a w szczególności wyposażenie obrony przeciwlotniczej w rakiety typu Patriot.

Jednak USA nie spieszą się z odpowiedzią na polskie żądania. Podobno oczekiwana w Warszawie amerykańska delegacja, która miała przywieźć nowe propozycje, nie przyjedzie teraz, tak jak to planowano.

Z jakiego powodu Amerykanie przeciągają rozmowy? Bo po zgodzie Czech i wsparciu całego NATO dla amerykańskiej tarczy, mają nadzieję, że skłonią nasz kraj do podpisania korzystniejszej dla siebie umowy.

Tak będzie wyglądał dach Stadionu Śląskiego

Przemysław Jedlecki
2008-03-20, ostatnia aktualizacja 2008-03-20 16:31

Zobacz powiększenie
Projekt dachu Stadioniu Śląskiego przygotowany przez biuro GMP Architekten z Akwizgranu
fot. GMP Architekten

Śląski Urząd Marszałkowski wybrał na projektanta dachu niemieckie biuro projektowe GMP Architekten z Akwizgranu. Umowa z wykonawcą ma zostać podpisana do 25 kwietnia.

Zobacz powiekszenie
fot. GMP Architekten Zobacz powiekszenie
fot. GMP Architekten
SERWISY
Przeczytaj - Niemcy przebudują Śląski przed Euro 2012

Dach ma być przezroczysty z ażurową konstrukcją korony. Przykryje widownię, ale nie murawę. Zlikwidowane zostaną maszty oświetleniowe a nowe jupitery znajdą się pod dachem. Liczba krzesełek wzrośnie z 47 do 50 tysięcy. Konstrukcja (oparta na 40 kolumnach) będzie surowa, z daleka przypomina przemysłowe konstrukcje, których nie brak na Górnym Śląsku.

- Jednocześnie architekci chcieli podkreślić jego otwartość. Podczas wieczornych imprez łuna światła będzie nadal biła od stadionu. Projekt nazwaliśmy roboczo "koroną Śląskiego" - mówił Grzegorz Sowiński, inżynier kontraktu.

Projekt kosztował będzie 11 mln złotych. Kosztów budowy nie podano. Wiadomo natomiast, że budowa dachu jest głównym elementem wartej ok. 250 mln zł modernizacji Śląskiego przed Euro 2012. - Spośród ofert trzech firm wybraliśmy GMP. To solidny partner, również jego oferta cenowa była korzystna - mówił w czwartek marszałek województwa Bogusław Śmigielski, prezentując wizualizację Stadionu Śląskiego.

Niewykluczone, że część kosztów modernizacji weźmie na siebie państwo. Minister sportu Mirosław Drzewiecki zapewnił już marszałka Śmigielskiego, że jeśli UEFA zdecyduje o meczach Euro 2012 również w Chorzowie, to rząd wesprze finansowo modernizację. Wcześniej taką pomoc rząd zapewnił prezydentom Poznania, Gdańska i Wrocławia. Z kolei koszty budowy stadionu w Warszawie w całości pokryje państwo.

GMP Architekten to biuro z ponadczterdziestoletnią tradycją. Stąd wyszedł np. projekt nowego Dworca Centralnego w Berlinie (Lehrter Bahnhof) z dwustumetrowym szklanym dachem przykrywającym perony, a także Chińskiego Muzeum Narodowego przy placu Niebiańskiego Spokoju w Pekinie. Architekci mają też doświadczenie przy modernizacji stadionu w Berlinie, co może przydać im się w Chorzowie. W stolicy Niemiec przebudowali pamiętający jeszcze hitlerowskie czasy Stadion Olimpijski z 1936 roku.

W Polsce GMP Architekten wygrali zamknięty konkursu na projektu Stadionu Narodowego dla Warszawy, który ma być główną areną Euro 2012.

Co dalej będzie działo się z projektem? W najbliższych dniach firma audytorska sprawdzi, czy rzeczywiście odpowiada on wszystkim międzynarodowym kryteriom. Umowa z wykonawcą ma zostać podpisana do 25 kwietnia. Od dnia jej zawarcia GMP będzie miało siedem miesięcy na przygotowanie szczegółowego projektu budowlanego i wykonawczego. Prace budowlane powinny się zacząć na początku roku 2009, a zakończyć w połowie 2010.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice

Alfabet zagrożeń dla Euro 2012 w Chorzowie

Przemysław Jedlecki
2008-04-16, ostatnia aktualizacja 2008-04-16 22:23

Zobacz powiększenie
Tak rok temu oficjele zebrani na Stadionie Śląskim cieszyli się z przyznania Polsce organizacji Euro 2012
Fot. Marcin Tomalka / AG

W piątek minie rok od euforii polityków i sportowców po decyzji UEFA, która prawo organizacji Euro 2012 przyznała Polsce i Ukrainie. Chorzów, a przez to cały region, od początku jest w ogonie wyścigu.

SERWISY
Przez minionych 12 miesięcy zagrożeń, niestety, nie ubyło. Co gorsza, przybywa spraw związanych z Euro 2012, które na pewno wywołają konflikty. Dziś analizujemy, czy infrastruktura naszego regionu jest przygotowana do przyjęcia najlepszych drużyn Europy i tysięcy kibiców. Jutro ocenimy to, co się dzieje ze Stadionem Śląskim.

A jak autostrady

Region przecina autostrada A4, którą z Katowic można dojechać w dwie godziny do Wrocławia i w ok. 50 minut do Krakowa. To jednak nie wystarczy. Do 2012 roku musi powstać jeszcze autostrada A1 (północ - południe). A z tym może być już problem. Ministerstwo Środowiska przyznało właśnie, że bez tzw. ocen oddziaływania na środowisko żadna inwestycja drogowa nie dostanie z Unii Europejskiej ani eurocenta. Polska zapomniała o tym wymogu UE i teraz będzie starała się szybko nadrobić czas, aby zdążyć i z konsultacjami, i z budową.

B jak bezpieczeństwo

Na stadionie musi działać nowoczesny i perfekcyjny system monitoringu, dzięki któremu z tłumu szybko będzie można wyłuskać agresywnych kibiców. Do mistrzostw muszą się też dobrze przygotować policjanci. Znajomość przynajmniej podstaw angielskiego będzie konieczna. Problem w tym, że policja jest niedoinwestowana i wakaty w niej to norma.

D jak drogi

Same autostrady nie wystarczą, żeby sprawnie poruszać się między miastami, gdzie będą rozgrywane mecze. Bo samochody utkną w miejskich korkach zaraz po tym, jak z nich zjadą. Trzeba więc wybudować drogi, które połączą południową i północną część aglomeracji. Niezbędna jest np. trasa, która połączy A4 ze Stadionem Śląskim. Jednak Chorzów i Katowice kłócą się, kto powinien ją budować. Chorzów ma jeszcze jeden duży problem. By usprawnić ruch w mieście i w okolicy stadionu, musi wybudować północną obwodnicę miasta. Na razie nie ma jednak na to pieniędzy. Pocieszające może być to, że przynajmniej budowa Drogowej Trasy Średnicowej cały czas trwa i wiele wskazuje na to, że za dwa lata będzie gotowa.

G jak gotówka

Poważnym problemem przygotowań do Euro 2012 może być brak pieniędzy na inwestycje związane z mistrzostwami. Dostaliśmy z urzędu marszałkowskiego ich listę. Jest na niej 39 pozycji i okazuje się, że aż na kilkanaście z nich nie ma zabezpieczonych jeszcze pieniędzy.

H jak hotele

W promieniu 20 km od Stadionu Śląskiego jest około 50 hoteli. W całym regionie ponad 120, w tym 12 czterogwiazdkowych i pięciogwiazdkowych. UEFA wytyka nam jednak, że za mało jest tych ostatnich. Luksusowy hotel powinien również powstać tuż przy stadionie. Na razie nie wiadomo, czy tak będzie. Jeśli marszałek zdecydowałby się sprzedać choć fragment parku, to ściągnie na siebie gromy. Poprzedni zarząd województwa próbował przekonać ministra skarbu państwa do tego pomysłu, ale nic z tego nie wyszło.

Gdyby impreza odbywała się dziś, drużyny nocowałyby w hotelu Piramida w Tychach i Monopol w Katowicach. Z kolei Cubus Prestige w katowickim Altusie służyłby ekipie UEFA. Na szczęście jednak hotele mogą być nawet o dwie godziny jazdy samochodem od stadionu, czyli np. w Krakowie.

K jak komunikacja

Większość kibiców będzie chciała dotrzeć na Stadion Śląski komunikacją miejską. Stare tramwaje i brudne autobusy wcale ich do tego nie zachęcą. Trzeba więc zainwestować w nowe pojazdy i zabrać się jak najszybciej za remonty torowisk. Trzeba na to setek milionów złotych. Górnośląski Związek Metropolitalny wysłał już rządowi listę inwestycji i ich koszt. Ciągle jednak nie wiadomo, czy region dostanie potrzebne wsparcie. A bez tego samorządy same sobie nie poradzą.

L jak lotnisko

Do pełni szczęścia lotnisku w Pyrzowicach brakuje nowego pasa startowego o długości 3,6 tys. metrów, który pozwoli na przyjmowanie nawet największych samolotów. Będzie to kosztowało 275 mln zł. Ta inwestycja jest zgodna z sugestiami UEFA. Oprócz tego Pyrzowicom będzie potrzebny także nowy terminal pasażerski.

P jak parkingi

To od zawsze była bolączka każdego, kto zdecydował się dojechać na Stadion Śląski własnym samochodem. Zapchane chodniki i uliczki na pobliskim os. Tysiąclecia. Nadzieją miał być wielopoziomowy parking za 40 mln zł. Ale okazuje się, że plany upadły. Zamiast tego myśli się o tym, by kibice zostawili swoje samochody na trawie w WPKiW. Władze parku jednak tłumaczą, że jak spadnie deszcz, to kibice wjadą, ale już nie wyjadą. Proponują, żeby parkingi powstały w miejscu tzw. ogródków rekreacyjnych od strony ul. Złotej w Katowicach. Jest niemal pewne, że ich właściciele będą przeciwko temu protestować.

P jak PKP

Szybka kolej to podstawa komunikacji między miastami. Niestety, nie ma szans na to, by powstało superszybkie połączenie Katowic z Krakowem. Realna jest za to budowa trasy kolejowej z Katowic na lotnisko w Pyrzowicach. Będzie można do tego wykorzystać część już istniejących torowisk. Ale i tak trzeba będzie wybudować ok. 20 km zupełnie nowego odcinka. Dzięki temu podróż z lotniska do Katowic ma trwać pół godziny. Tylko co zobaczą kibice po wyjściu z pociągu? Czy katowicki dworzec nadal będzie straszył swoim wyglądem? PKP chce wybrać inwestora, który go przebuduje, ale już możemy mówić o opóźnieniu. Pierwotnie PKP chciały go wybrać pod koniec zeszłego roku, tymczasem poznamy inwestora dopiero w połowie tego roku.

R jak rynek w Katowicach

Co ma wspólnego rynek z mistrzostwami? Wbrew pozorom bardzo dużo. Kibice nie spędzą na stadionie całego dnia. Gdzieś będą chcieli zjeść, kupić pamiątki czy po prostu zabawić się. Prezydent Katowic Piotr Uszok mówił, że podczas Euro 2012 kibice będą się mogli bawić na nowym rynku. Patrząc jednak na ślimaczące się tempo niektórych inwestycji w mieście, takich jak choćby przebudowa kanalizacji w centrum, można mieć poważne wątpliwości, czy prezydentowi uda się dotrzymać deklaracji. Wygląda więc na to, że kibice wyjdą z dworca wprost na rozkopane ulice i place.

S jak służba zdrowia

Eksperci UEFA chwalili zabezpieczenie medyczne regionu. Odwiedzili kilka szpitali i Wojewódzkie Pogotowie Ratunkowe. Ale wiadomo, że w szpitale cały czas trzeba inwestować. Władze regionu o tym wiedzą, tylko czy starczy im determinacji?

W jak WPKiW

Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku, choć ma piękną i długą tradycję, potrzebuje radykalnych zmian. W końcu tu też kibice będą spędzać wolny czas. Kiepsko będą wyglądały zniszczone alejki, tandetne budki gastronomiczne i rozłożone stoły z chińskimi zabawkami. O toaletach nie wspominając. Park będzie potrzebował dużo pieniędzy na modernizację. Marszałek Bogusław Śmigielski, gdy tylko objął stanowisko mówił, że WPKiW będzie dla niego szczególnie ważny. Zobaczymy.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice

Rząd nie ma pomysłu na EURO 2012

Rząd powinien powiedzieć, jakie inwestycje będą gotowe do 2012 roku, a jakie nie - mówi DZIENNIKOWI Elżbieta Jakubiak, była minister sportu. Nie może być tak, że jednego dnia mówi się, że druga linia metra będzie, a drugiego, że nie.

Kamila Wronowska: Na ile realny jest czarny scenariusz: odebranie nam Euro 2012?
Elżbieta Jakubiak: Nie ma takiego scenariusza.

Michel Platini ma wątpliwości, czy uda nam się przygotować do mistrzostw.
Rynek polsko-ukraiński jest jedynym rynkiem, który może zaspokoić oczekiwania finansowe pana Platiniego. Więc UEFA by się nie opłacało odbieranie nam mistrzostw.

Założy się pani o swoją głowę, że Euro 2012 nie zostanie nam odebrane?
O życie na pewno się nie założę. Ale nie odbiorą nam mistrzostw. Powinno się wprowadzić zakaz mówienia takich rzeczy. Jakie są podstawy, by je nam odebrać? Przecież nikogo nie oszukaliśmy. UEFA widziała, jaka jest Polska, jaka jest Ukraina. I przyznała nam organizowanie mistrzostw.

Czyli przygotowania idą dobrze?
Jeśli przyjedzie do Polski ktoś z UEFA, będę mówić, że jesteśmy najlepiej przygotowani. Natomiast wewnętrznie mówię, że coś można robić szybciej i skuteczniej. Czy przygotowania idą zgodnie z planem przyjętym dla projektu Euro 2012, to nie mam pewności. Opinia publiczna powinna cały czas być informowana, co w sprawie mistrzostw jest robione. A rząd w tej sprawie milczy. Mnie jest trochę trudno o tym mówić, bo byłam ministrem sportu. Zawsze ktoś będzie mógł powiedzieć, że krytykuję obecnego ministra i rząd z nienawiści, z jakichś politycznych pobudek. Ale wiem jedno: każdy dobrze prowadzony projekt ma swój publiczny wizerunek. To ja się pytam: jaki jest publiczny wizerunek Euro w Polsce zaprezentowany dzisiaj przez rząd PO?

A jaki powinien być?
Powinniśmy wiedzieć, kiedy poszczególne elementy tego projektu będą gotowe. Np., że takie i takie drogi będą gotowe, a takie i takie - nie. Rząd powinien powiedzieć, że bierze za to pełną odpowiedzialność. Nie może być tak, że jednego dnia mówi się, że będzie druga linia metra, a drugiego, że nie będzie. Podobnie jest z drogą S5. Wszyscy wiedzą, że jest na papierze, ale nikt nie wie, czy ktokolwiek wykonał już jakiś ruch, by powstała. My zrobiliśmy cały plan drogowy i wpisaliśmy do niego pieniądze potrzebne na realizację. Tyle mógł zrobić stary rząd.

Może rząd nie pokazuje planu, ale cały czas pracuje nad dobrym przygotowaniem Euro?
To ja chcę wiedzieć, kto i co konkretnie robi. Co robi np. pan minister Marcin Hera (prezes zarządu ds. organizacji Euro 2012 - przyp. red.)? Cały czas nie ma rozporządzenia o Euro w Polsce. Jest tylko takie w starej wersji wydane jeszcze przeze mnie, w którym było zapisanych sześć inwestycji potrzebnych w Warszawie. Nie zdążyliśmy znowelizować rozporządzenia, poszerzając je o inne samorządy, bo były wybory. Jak nie ma rozporządzenia, nie można korzystać z tzw. procedury Euro, która ułatwia prowadzenie danej inwestycji.

Chce pani powiedzieć, że za PO wszystko się zawaliło?
O projekcie trzeba mówić otwarcie. Ja mówiłam publicznie o wszystkim. A teraz co? Sprawa finansowania stadionów. Mówi się, że rząd da pieniądze. A przecież premier z kieszeni pieniędzy nie wyjmuje, ale z budżetu. Więc do tego jest potrzebna uchwała Rady Ministrów. A tej nie ma. Rząd oczywiście się broni, mówiąc, że pieniądze są potrzebne dopiero na 2009 r. I tak jest. Ale plany budżetowe robi się w połowie każdego roku. Do tej pory nie ma żadnego planu inwestycyjnego!

Pani krytykuje rząd PO, z kolei Platforma krytykuje poprzedni rząd. Minister Drzewiecki zaraz po objęciu resortu z przerażeniem ocenił stan przygotowań do mistrzostw.
Powiem tylko jedno: to nasz rząd przygotował ofertę dla UEFA, dzięki której wygraliśmy Euro.

Jaką wystawiłaby pani ocenę ministrowi Drzewieckiemu za prace nad Euro?
Nie chcę go oceniać. Ale mam wrażenie, że on bardziej skoncentrował się na krytyce poprzedników niż na przygotowaniu własnego pomysłu na organizację Euro.

W przygotowaniach do mistrzostw możemy się czymś pochwalić?
Samorządami, które znakomicie odrobiły lekcje i zrobiły plany inwestycyjne. Tyle tylko że koordynator projektu Euro, czyli rząd, nie umie tego pokazać Polakom. Możemy się też pochwalić zamówionymi projektami stadionów. One na pewno zostaną zrealizowane.

Czyli o stadiony nie musimy się martwić?
Nie.

A o co musimy?
O dworce kolejowe. One są w opłakanym stanie. I nikt nie poczuwa się do odpowiedzialności za nie: ani PKP, ani rząd, ani miasta. Efekt jest taki, że nie wiadomo, kto ma się zająć przygotowaniem ich na Euro. Jeśli PKP nie mają pieniędzy na modernizację, to trzeba się zastanowić, co zrobić.

Co konkretnie?
Jest np. procedura komunalizacji, czyli przekazania dworców miastom. Wtedy to miasta by decydowały, co zrobić: czy wpuszczą tam inwestora, czy same je wyremontują i zrobią galerie handlowe.

Zdążymy z modernizacją kolei?
Pod warunkiem że szybko zostaną podjęte jakieś decyzje.

A centra pobytowo-treningowe mamy?
Nie mamy. Musimy je zbudować do 2010 r. Zgłosiło się ponad 100 samorządów z ofertą budowy takich centrów lub ich przygotowania na bazie ośrodków już istniejących. Ale rząd nie dał odpowiedzi, które z nich minister sportu przedstawi UEFA. Te ośrodki - ma być ich minimum 16 - muszą spełniać określone wymogi. Ośrodek musi posiadać pięciogwiazdkowy hotel z zapleczem odnowy biologicznej, dwa, a najlepiej trzy boiska treningowe, a czas dojazdu ze stadionu nie może trwać dłużej niż godzina jazdy samochodem. Ośrodek powinien też spełniać tzw. kryterium intymności - piłkarze muszą mieć normalne warunki do życia.

Ukrainie idzie lepiej w przygotowaniach?
Ukraina ma skomplikowaną sytuację, zupełnie odmienną niż my. Inwestorami stadionów są prywatne osoby, czyli nie ma tej całej administracji. Ale z drugiej strony oni nie mają infrastruktury hotelowej, drogowej. Więc nie da się tego porównać. Ale dla UEFA będzie się liczyło tylko jedno: czy są gotowe stadiony i centra pobytowe.

Czy zamieszanie wokół PZPN może zaszkodzić nam przy przygotowaniach do Euro?
Na pewno szkodzi wizerunkowi Polski na świecie oraz wizerunkowi naszych piłkarzy. Należy pamiętać, że ciężar odpowiedzialności za przygotowania do Euro spoczywa też na PZPN. Jego uwikłanie w korupcję w tym przeszkadza.

Co należy zrobić: szybko odwołać prezesa PZPN czy na jakiś czas wyciszyć sprawę?
Należy szybko wymienić całe struktury związku. Bo nie chodzi tylko o prezesa, ale też o cały system korupcyjny, który tam działa. Trzeba zmienić sposób funkcjonowania PZPN.

Kto byłby dobrym kandydatem na fotel po Listkiewiczu?
Ktoś, kto ma zaufanie publiczne i zna się na piłce nożnej. Nie chcę nikogo wymieniać, bo wtedy nie zostanie wybrany.