czwartek, 22 listopada 2007

"Dolar to bezwartościowy kawałek papieru"

(XTB, pb/ 21.11.2007, godz. 14:47)


"Dolar to bezwartościowy kawałek papieru" – co prawda tak kontrowersyjne wypowiedzi prezydenta Iranu nie należą do rzadkości, jednak dobrze oddają nastroje wśród decydentów państw arabskich w odniesieniu do wartości amerykańskiej waluty.

Eksporterów ropy nie do końca cieszy wzrost cen tego surowca spowodowany słabością dolara – waluty krajów regionu przywiązane są bowiem do dolara, co oznacza nie tylko droższy import, ale także - poważne już – kłopoty z inflacją. W związku z tym, tak jak Bank of China chce dywersyfikacji rezerw, tak kraje arabskie myślą o zmianie reżimu walutowego i notowaniu ropy względem koszyka walut.

Dolar bije nowe rekordy



Wszystko to zdecydowanie nie służy dolarowi, a w konsekwencji przyczynia się do wzrostów cen surowców w ujęciu dolarowym – bo przecież ich cena wyrażona w innych walutach często pozostaje niezmieniona lub może nawet spadać. Jak się jednak okazuje, inne czynniki też nie są bez znaczenia?

Na rynku ropy nowe rekordy…

Wymachiwanie szabelką prezydenta Iranu jest dla inwestorów wystarczającym powodem aby wiernie dostosować ceny ropy w ślad za taniejącym dolarem. I tak jak EUR/USD osiągnęło maksima przekraczając 1,4850 w porannym handlu (21.11), tak ropa Brent podrożała do rekordowych 96,38 USD, zaś słodka ropa notowana za oceanem była droższa niż 99 USD. Później - ponownie dokładnie w ślad za EURUSD - nastąpiło niewielkie odreagowanie. Z technicznego punktu widzenia jesteśmy ok. 5 USD ponad linią wsparcia trendu wzrostowego, jednak dojście do tego poziomu nastąpiłoby wyłącznie w wypadku umocnienia zielonego – i to o ile nie pojawią się nowe zakłócenia po stronie podażowej.

… metale szlachetne też sobie radzą…

Słaby dolar jest również mocnym sojusznikiem metali szlachetnych, które w tym miesiącu były raczej w odwrocie. Podczas wczorajszej sesji zarówno złoto, jak i srebro zyskały ponad 5%, odrabiając już niemal połowę strat trwającej od 6 listopada korekty. W obydwu przypadkach jednak zakończenie korekty nie jest przesądzone, najbliższe punkty oporu to 817,80 USD dla złota oraz 15,12 USD dla srebra. Obecne poziomy wynoszą odpowiednio 797,40 USD i 14,58 USD. Jeszcze lepiej radzi sobie platyna, która korektę ma już za sobą i jest gotowa do szturmowania szczytu z 7 listopada na poziomie 1489 USD. Cenie tego metalu sprzyjają zakłócenia po stronie podażowej u największego dostawcy tego kruszca jakim jest RPA, gdzie wydobycie w tym roku ma się obniżyć o 7,5%.

… natomiast w przypadku metali przemysłowych sytuacja wygląda znacznie gorzej

Inaczej sytuacja wygląda w przypadku metali przemysłowych. Co prawda, gwałtowne osłabienie dolara przyczyniło się do niewielkich wzrostów i w tym przypadku, jednak odbicie było chwilowe. Przyczyny są fundamentalne. Słaby dolar jest przecież wynikiem nie najlepszych perspektyw amerykańskiej gospodarki, zaś to oznacza, że popyt na te metale ze strony przemysłu i budownictwa może spadać. W zestawieniu ze sporymi zapasami tych surowców (zapasy miedzi wzrosły do rekordowego poziomu od 26 marca) może to budzić uzasadnione obawy o utrzymanie się poziomów cenowych. W rezultacie miedź pozostaje w trendzie spadkowym i silniejszy opór napotka dopiero na 5193 USD, 20% poniżej obecnych 6553 USD. W trendzie spadkowym jest również aluminium (obecnie na 2467 USD), które po osiągnięciu lokalnego szczytu 7 listopada zmierza w kierunku wsparcia na poziomie 2323 USD.

Więcej spółek, reguły te same


(Parkiet/21.11.2007, godz. 08:23)
Miejsce indeksu blue chips WIG20 zajmie wskaźnik WIG25 lub WIG30. Rozszerzenie składu WIG20 przybliży go do indeksów giełd w Europie Zachodniej. Jakie może mieć to konsekwencje dla inwestorów?

Jak wynika z deklaracji prezesa GPW Ludwika Sobolewskiego, zastąpienie WIG20 przez szerszy indeks jest przesądzone. Jak przyznaje, już teraz w skład najważniejszego wskaźnika warszawskiej giełdy mogłyby wchodzić 2-3 spółki więcej. Ponieważ jednak giełda nie zamierza przeprowadzać zmian stopniowo, poczeka, aż na parkiecie znajdzie się więcej dużych firm.

- Jesteśmy zdecydowani przeprowadzić zmiany, pod warunkiem że na giełdzie pojawi się więcej równorzędnych, z punktu widzenia inwestorów instytucjonalnych, spółek o znacznej, sięgającej kilku-kilkunastu miliardów złotych kapitalizacji. Kiedy na parkiecie zadebiutują koncerny energetyczne, LOT lub 2-3 duże firmy prywatne, plany rozszerzenia składu WIG20 przekształcą się w konkretny projekt - deklaruje L. Sobolewski. Wejście na giełdę LOT-u, dużych firm zagranicznych lub ewentualnie koncernów energetycznych może być kwestią miesięcy. Czy zmiany w indeksie będą tak szybkie? - Na razie nie możemy podać konkretnego terminu. Gdyby rynek rozwijał się odpowiednio szybko zarówno pod względem wzrostu kapitalizacji, jak i liczby nowych spółek, zmiany możemy przeprowadzić na początku 2009 r. - mówi prezes.

Indeksy "misiów" też będą szersze

Wcześniej giełda może się zdecydować na rozszerzenie składu innych indeksów - mWIG40 oraz sWIG80. Jak zapowiada L. Sobolewski, decyzja ta nie będzie uzależniona od terminu zastąpienia WIG20 przez szerszy wskaźnik. Zwiększenie liczby firm ma się nie wiązać ze zmianami zasad konstrukcji i obliczania indeksów. Te pozostaną takie same jak obecnie. Obejmujący 20 spółek najważniejszy indeks GPW pozostaje w tyle za giełdami Europy Zachodniej - i to nie tylko pod względem liczby firm, ale również pod względem równomiernego ich udziału. Przykładowo niemiecki DAX uwzględnia 30 przedsiębiorstw, francuski CAC - 40 firm, a hiszpański IBEX - 35 spółek.

W porównaniu z nimi warszawski wskaźnik blue chips cechuje się znacznie większą koncentracją. Pierwsze pięć największych spółek ma w WIG20 łącznie ponad 60 proc. udziału. Na rozwiniętych rynkach Europy Zachodniej taka sytuacja jest wręcz nie do pomyślenia. W DAX pięć największych firm ma niecałe 44 proc. udziału, na 60 proc. zaś składa się aż osiem przedsiębiorstw. W przypadku CAC liczby te wynoszą odpowiednio 36 proc. i 12 firm.

Stosunkowo podobny do WIG20 jest hiszpański IBEX, w którym pierwsze pięć spółek składa się na ponad 60 proc. udziału. Nawet jednak w tym indeksie nie ma takiej koncentracji jak w przypadku WIG20, jeśli chodzi o udział poszczególnych branż. Pięć banków wchodzących w skład warszawskiego indeksu ma w nim łącznie ponad 40 proc. udziału. Gdyby do tego dołożyć jeszcze koncerny związane z rynkami surowców (KGHM, Lotos, PGNiG, Orlen), to okazuje się, że te dwa sektory stanowią prawie 70 proc. WIG20.

Skutki dla inwestorów

Jakie mogłyby być skutki zmian w najważniejszym indeksie GPW dla inwestorów i samych spółek? Część inwestorów - zwłaszcza zagranicznych - traktuje skład WIG20 jako punkt odniesienia dla własnych portfeli. Rozszerzenie składu tego wskaźnika mogłoby więc skutkować, po pierwsze, zwiększeniem grona spółek, które pozostają w kręgu zainteresowania kapitału zagranicznego. Po drugie jednak, dodanie do portfela akcji nowych firm wiązałoby się też z koniecznością zmniejszenia zaangażowania w przedsiębiorstwach, które już teraz są w składzie indeksu WIG20.

Zmiany odczują też inwestorzy na rynku kontraktów terminowych i opcji na WIG20. Wprowadzenie nowego indeksu oznaczałoby, że zmienia się instrument bazowy dla pochodnych. Co prawda WIG20 można by zastąpić WIG25 lub WIG30 w dniu wprowadzenia do obrotu kolejnych serii kontraktów i opcji, lecz pozostałby problem z już znajdującymi się w obrocie "starszymi" instrumentami. Na razie nie wiadomo, jak zostanie rozwiązana ta kwestia.

Tomasz Hońdo, Tomasz Czarnecki


Komentarze

Marcin Materna

szef działu analiz

DM Millennium

Nowy indeks powinien składać się tylko z polskich walorów

Od pytania: kiedy należy wprowadzić rozszerzony indeks giełdowy, bardziej zasadne jest, czy w ogóle jest to konieczne. Uważam, że ze względu na liczbę spółek byłby to ruch w dobrym kierunku. Do indeksu WIG20 śmiało można dodać kolejne pięć spółek. Jednak nie więcej, bo zwiększenie ich liczby, przykładowo do 30, spowoduje, że różnica pomiędzy największą a najmniejszą będzie zbyt duża. Na pewno powinny pojawić się tam spółki przemysłowe. Teraz indeks opiera się na pięciu bankach i firmach surowcowych, a brakuje choćby reprezentantów branży chemicznej.

Problemem jest także, co zrobić ze spółkami zagranicznymi. Skłaniam się ku konstrukcji indeksu WIG25 PL, tak aby znalazły się w nim wyłącznie polskie firmy. To, co się dzieje w przypadku notowań zagranicznych firm, jest pochodną notowań na ich macierzystych rynkach. Dlatego uważam, że WIG25 PL znacznie lepiej odzwierciedlałby to, co rzeczywiście dzieje się na naszym rynku.

Tomasz Hońdo

"Parkiet?

Więcej firm to niekoniecznie mniejsze wahania wskaźnika

Na dłuższą metę rozszerzenie składu WIG20 powinno mieć sens, pod warunkiem że wejdą do niego spółki o dużej kapitalizacji i zadowalającej płynności obrotów. Wątpliwe jednak, by tego rodzaju zmiany miały "rewolucyjne" znaczenie dla inwestorów. W szczególności nie ma co się spodziewać, że odmieniony WIG20 będzie ulegał mniejszym wahaniom niż obecnie.

Wystarczy spojrzeć na to, co się działo w minionych miesiącach na dojrzałych rynkach zagranicznych. Bez względu na to, czy chodziło o gromadzący 30 spółek amerykański Dow Jones, czy też obejmujący, jak sama nazwa wskazuje, 500 firm S&P 500, ostatnie spadki i zmienność daleko wykraczały poza to, co działo się w ostatnich latach.

Sama "szerokość" indeksu nie oznacza, że będzie on bardziej stabilny. Wybiegając w "zamierzchłą" przeszłość, wystarczy przypomnieć, że 19 października 1987 r. pozornie stabilny i bardzo szeroki S&P 500 stracił 20 proc. w ciągu zaledwie jednego dnia.

Jarosław Dominiak

prezes Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych

Nie jest to najważniejszy problem naszego rynku

Rozszerzenie składu indeksu największych spółek nie jest dla

inwestorów tematem numer 1. Ważniejsze, z ich punktu widzenia, jest sprawne działanie giełdy

w rozwiązywaniu doraźnych problemów. Przykładem może być ostatnia sprawa Elektrimu. W takich momentach inwestorzy oczekują szybkich działań. Jeżeli jednak władze giełdy dojrzały do pomysłu zwiększenia składu indeksu, to trzeba się nad nim poważnie zastanowić. Stowarzyszenie szybko przygotuje sondę, aby poznać zdanie inwestorów. Nie pamiętam jednak, by ktokolwiek prosił nas, żebyśmy tym problemem się zainteresowali. Może teraz sprowokuje to dyskusję na ten temat. Do tego konieczne jest jednak poznanie szerszej argumentacji władz giełdy, dlaczego rozważają taki krok i czemu ma służyć. Jednym

z powodów może być np. zwiększenie stabilności indeksu. Pytanie, czy reforma wskaźnika wniesie na rynek coś dobrego, przyspieszy jego rozwój. Na razie będę czekał na więcej informacji.


Nawet obligacje nie dały zysków. Będzie gorzej?

Anna Borys, Puls Biznesu
2007-11-20, ostatnia aktualizacja 2007-11-20 13:43

Bezpieczne produkty tracą, a będzie jeszcze gorzej. Polacy po ostrej przecenie akcji szukają bezpiecznych inwestycji. Za takie uchodzą fundusze obligacji. Ale to pozory.

Utarło się, że obligacje to zysk bez ryzyka. Nic bardziej mylnego. W ostatnich dniach przekonali się o tym klienci prawie wszystkich krajowych funduszy inwestycyjnych, które lokują pieniądze na krajowym rynku obligacji. Ich portfele, zamiast pewnego zysku, przynoszą straty. Czasami wysokie. Zaskoczonych tym Polaków może być mnóstwo. Na koniec września około 3 mln osób trzymało w krajowych funduszach blisko 140 mld zł. Z tego prawie jedną trzecią zarządzający ulokowa- li w tracących na wartości polskich obligacjach skarbowych.

W ostatnim miesiącu najsłabiej radził sobie DWS Polska Dłużnych Papierów Wartościowych. Jego klienci między 19 października a 15 listopada stracili 0,51 proc. Powodów do zadowolenia nie mieli także właściciele jednostek inwestycyjnych UniFundusze subfundusz UniKorona Obligacje. Ich portfele schudły w tym czasie o 0,34 proc. W trójce najsłabszych znalazł się też ING Parasol subfundusz Obligacji Plus z ujemnym wynikiem -0,31 proc.

Winna inflacja

Jak tłumaczyć straty na funduszach obligacji? Narażone są one na ryzyko stopy procentowej. Oznacza to, że jeśli Rada Polityki Pieniężnej (RPP) podnosi stopy procentowe, to na rynku finansowym ceny wyemitowanych wcześniej obligacji spadają, a z nimi portfele krajowych funduszy inwestycyjnych. I tak właśnie jest teraz. RPP podnosi stopy, bo nie ma innego wyjścia. Walczy w ten sposób z zaskakująco wysoką ostatnio inflacją, którą pompują m.in. coraz majętniejsi i bardziej skorzy do zakupów Polacy.

Obecnie Polska, podobnie jak inne kraje na Starym Kontynencie, jest w cyklu podnoszenia stóp procentowych. Pierwsza podwyżka, z rekordowo niskiego poziomu stóp procentowych (4 pkt proc.), była już w kwietniu. Potem kolejne: w czerwcu i w sierpniu. Teraz podstawowa stopa procentowa (tzw. referencyjna) wynosi 4,75 proc.

Straty na bezpiecznych funduszach obligacji nie są jednak obce krajowym inwestorom. Z podobną sytuacją mieli oni już do czynienia w latach 2003-04. Wtedy rentowności dwuletnich papierów skarbowych wzrosły z 5 do 8 proc. w reakcji na podniesienie przez RPP stóp procentowych (z 5,75 proc. w czerwcu 2003 do 7 proc. w sierpniu 2004 r.). Krajowe fundusze obligacji miały ujemne wyniki w całym roku. Klienci najsłabszych funduszy stracili w krótkim czasie nawet kilka procent odłożonych oszczędności.

Powtórka z rozrywki

Sami zarządzający bezpiecznymi funduszami nie mają dla klientów dobrych informacji. Przewidują, że to nie koniec podwyżek stóp w Polsce, a zatem i spadku cen obligacji.

- Kontrakty terminowe na stopy procentowe (FRA) przewidują kolejną podwyżkę stóp o 0,25 pkt proc. na listopadowym posiedzeniu RPP oraz dalszy wzrost stóp do 5,75 proc. do końca 2008 r. - mówi Marcin Bilbin, analityk Banku Pekao.

Wszystko przez inflację, która wciąż pozostaje istotnym czynnikiem ryzyka. Dlatego też zacieśnianie polityki monetarnej RPP powinno prowadzić do dalszego wzrostu rentowności obligacji w perspektywie kolejnych miesięcy.

- Polski dług stopniowo zyskuje na atrakcyjności, patrząc na różnice w rentowności wobec bundów (niemieckich papierów). To jednak jeszcze nie jest dobry moment na zakupy - przewiduje Marcin Bilbin.

- Ceny mogą jeszcze spaść - dodaje Zbigniew Wójtowicz, zarządzający DWS TFI.

Zatem można się spodziewać, że ceny obligacji nadal będą w trendzie spadkowym. W konsekwencji fundusze, które mają w portfelu obligacje krajowe, będą chudły.

-0,5 proc. Tyle w ostatnim miesiącu stracili klienci bezpiecznego funduszu DWS Polska Dłużnych Papierów Wartościowych. Według Zbigniewa Wójtowicza , zarządzającego funduszem, w najbliższym czasie ceny obligacji spadną. Fundusze polskich obligacji będą ciekawym pomysłem na inwestycję, ale dopiero za kilka miesięcy.

"GP": Giełda zacznie odrabiać straty, czas inwestować

maz
2007-11-22, ostatnia aktualizacja 2007-11-22 08:45

Nadchodzący okres to dobry czas na kupowanie akcji i jednostek funduszy inwestujących - radzi "Gazeta Prawna". Zdaniem analityków, zbliża się bowiem moment, gdy warszawska giełda znajdzie się na dnie zapoczątkowanej w lipcu korekty.

Zobacz powiekszenie
Warszawska Giełda Papierów Wartościowych
SERWISY
Dziennik przypomina, że wyprzedaż akcji ogarnęła globalny rynek pod koniec października. Dodaje, że nasz parkiet jest jednym z najsłabszych na świecie. Widać to zwłaszcza w segmencie małych i średnich spółek, których kursy notują w niektórych przypadkach 12-miesięczne minima. Gazeta dodaje, że o nastroju panującym na rynku może świadczyć także fakt, iż spadają ceny nie tylko tych spółek, które rozczarowały wynikami i były silnie przewartościowane na fali hossy. Tanieją także te spółki, które mogły sie pochwalić dobrymi wynikami.

"Gazeta Prawna" podkreśla, że taka sytuacja powoduje, iż można teraz znaleźć bardzo atrakcyjnie wycenione akcje. Specjaliści zastrzegają jednak, że obecne poziomy cen są atrakcyjne tylko z punktu widzenia długofalowych inwestorów. Eksperci dodają, że fala spadkowa na warszawskiej giełdzie powinna mieć swoje apogeum w styczniu 2008 roku, a potem powinna odbić się od dna. Dziennik zwraca uwagę na to, że inwestujący w akcje na początku przyszłego roku i mogą liczyć na stopę zwrotu rzędu 30-tu procent.

Specjaliści doradzają jednak ostrożność. Rekomendują raczej inwestowanie w bezpieczne fundusze rynku pieniężnego. Gazeta pisze, że dobrym rozwiązaniem jest wybór funduszy zrównoważonych i stabilnego wzrostu, gdzie strategie inwestycyjne umożliwiają redukcję ryzyka rynkowego w okresach dekoniunktury.

Dobre sposoby na pewne zyski

Anna Borys, Andrzej Stec, Puls Biznesu
2007-11-21, ostatnia aktualizacja 2007-11-22 10:46

Obligacje skarbowe i fundusze rynku pieniężnego najlepsze w ciężkich czasach. Akcje strach kupować. Do łask Polaków wracają więc bezpieczne inwestycje. Funduszy obligacyjnych na razie lepiej unikać.

SERWISY
Na początku roku hasło obligacje wywoływało salwy śmiechu u inwestorów. Nic dziwnego - w tydzień na giełdzie zarabiali więcej niż w rok na papierach. Teraz się zmieniło. Niektóre obligacje, po ostatnim rajdzie inflacji, zapewniają przyzwoity i pewny zysk. Jakie wybrać: długo- czy krótkoterminowe, o zmiennym czy stałym oprocentowaniu?

W detalicznej ofercie resortu finansów ciekawą propozycją są papiery dziesięcioletnie (EDO). Ostatnio biją rekordy popularności. Sprzedawane do końca miesiąca dadzą przez pierwszy rok 6,5 proc. zysku, w kolejnych - inflację powiększoną o marżę 2,75 pkt proc. Dziesięciolatek nie trzeba trzymać tak długo. Wcześniej, bez problemów, można je zwrócić resortowi. Operacja kosztuje 1 zł od obligacji, ale nie więcej niż narosłe odsetki. Jeśli odsprzedamy papier po roku, zysk wyniesie 5,5 proc. Nie należy zapominać o podatku, który uszczupli zyski z każdej inwestycji o 19 proc. Chyba że właściciel obligacji przetrzyma ją do 2009 r., a nowy rząd zlikwiduje do tego czasu tzw. podatek Belki.

Sposób na inflację

Alternatywą są papiery trzyletnie (TZ). Ich zaleta?

"Zmienne oprocentowanie zawsze odzwierciedla bieżące tendencje rynkowe i chroni nabywców przed gwałtownymi zmianami wskaźników finansowych" - czytamy na stronach internetowych BM PKO BP, dystrybutora obligacji detalicznych. Odsetki wypłacane są co pół roku. Zależą od stawki 6-miesięcznego WIBOR pomniejszonego o mnożnik (0,93). Obecnie sprzedawane trzylatki dadzą w pierwszym okresie odsetkowym 4,95 proc. zysku w skali roku. Problemem może być sprzedaż papierów przed czasem, zwłaszcza dla osób mało zorientowanych w meandrach giełdowych. Trzeba to zrobić przez giełdę.

Dla parkietowych bywalców lepsze od trzylatek mogą okazać się podobne w konstrukcji papiery o symbolach: WZ0911 i WZ0118. Resort wykupi je odpowiednio w 2011 i 2018 r. Wcześniej można je odsprzedać na parkiecie. Ich odsetki też zależą od półrocznego WIBOR, ale są nieco wyższe, bo nie pomniejsza ich mnożnik. W trwającym właśnie okresie odsetkowym wynoszą 4,93-5,23 proc. Papiery te mają wyższe nominały - 1 tys. zł.

Pozory mylą

Wielu inwestorów idzie na skróty i wybiera fundusze obligacji. Wydaje im się, że tutaj nie można stracić. Niestety - błąd. Przekonują się o tym obecni klienci funduszy inwestujących na krajowym rynku długu. W ostatnim miesiącu najsłabszy w tej kategorii UniFundusze subfundusz UniKorona Obligacje dał 0,67 proc. straty, a DWS Polska Dłużnych Papierów Wartościowych - 0,5 proc. Skąd straty?

Wartość portfela funduszu obligacji spada, ponieważ zawiera papiery, których ceny podlegają wahaniom, tak jak akcje. Dlatego obok oprocentowania związanego z konkretną obligacją istnieje ryzyko zmiany jej wyceny. Głównym czynnikiem decydującym o rynkowej cenie papieru dłużnego są zmiany stopy procentowej. Gdy stopy procentowe rosną, to atrakcyjność wcześniej wyemitowanych obligacji spada. W konsekwencji spada także cena papierów i ich wartość w portfelach TFI.

Tak dzieje się właśnie teraz, bo Rada Polityki Pieniężnej po latach względnego spokoju znów podnosi stopy procentowe. Obecnie stopa referencyjna NBP wynosi 4,75 proc. Rynek spekuluje, że w przyszłym roku wzrośnie co najmniej do 5,75 proc. Dla klientów krajowych funduszy obligacji wniosek jest jeden: możliwe są dalsze straty.

Kapitał bez ryzyka

Jeśli bezpieczne fundusze, to tylko pieniężne. Lokują one na rynku międzybankowym, głównie w depozyty lub bony skarbowe. Trudno tu o straty. W ostatnim roku najwięcej zyskali klienci Idea Premium (4,42 proc.) oraz CitiPłynnościowy i KBC Gamma (4,38 proc.). Przyszły rok powinien być jeszcze lepszy. Zarządzający szacują, że średnia stopa zwrotu może wynieść 5 proc. Wynika to z tego, że gdy RPP podnosi stopy, to w pierwszej kolejności rośnie Wibor. To stopa, na której oparte są właśnie inwestycje funduszy pieniężnych.

Rynek pieniężny staje się bardziej opłacalny obecnie, gdy Polska zaostrza politykę monetarną. Sytuacja się zmieni, gdy cykl podwyżek będzie się zbliżał ku końcowi. Wtedy lepsze wyniki powinny pokazywać fundusze obligacji.



5,5 proc. Tyle zarobimy, jeśli w PKO BP lub w internecie kupimy 10-letnią obligację detaliczną (EDO) i po roku przedstawimy do tzw. przedterminowego wykupu.
2,99 proc. Tyle wynosi średnie oprocentowanie lokat terminowych w 20 największych polskich bankach.

Giełda zacznie odrabiać straty

Inwestycje TFI na giełdzie  (Rozmiar: 74189 bajtów)
Inwestycje TFI na giełdzie
Mariusz Staniszewski, prezes Noble Funds     TFI  (Rozmiar: 8864 bajtów)
Mariusz Staniszewski, prezes Noble Funds TFI
  • Po miesięcznej przecenie mniejszych spółek o 20 proc. warto już odkupywać akcje niektórych firm - prognozują zarządzający
  • Inwestorzy nie stracą na funduszach pieniężnych, ale powinni unikać kupowania jednostek funduszy obligacji
  • Ci, którzy boją się ryzyka, powinni wybierać produkty z ochroną kapitału, które proponuje coraz więcej TFI i banków

PROGNOZA

Zbliża się moment, kiedy warszawska giełda znajdzie się na dnie zapoczątkowanej w lipcu korekty - uważają analitycy. To dobry moment, by zastanowić się nad zakupem akcji lub jednostek funduszy inwestujących na tym rynku.

Od końca października globalny rynek ogarnęła wyprzedaż akcji, a polska giełda należy do jednych z najsłabszych na świecie. Mimo mocnych danych makroekonomicznych w Polsce oraz solidnych wyników spółek za trzeci kwartał, pesymizm zza oceanu wywołał nerwowe reakcje inwestorów indywidualnych, co widać zwłaszcza w segmencie małych i średnich spółek, których kursy w niektórych przypadkach notują 12-miesięczne minima.

- Sytuację pogłębiają znaczące umorzenia z funduszy małych i średnich spółek, gdzie klienci w ten sposób zmuszają zarządzających do sprzedawania akcji na dość niepłynnym rynku. Duże spółki również sporo ostatnio traciły w reakcji na zachowanie rynków zagranicznych, jednak na tym rynku sytuacja wygląda zdecydowanie lepiej. W segmencie dużych spółek oczekiwałbym raczej odreagowania spadków i powrotu do zapoczątkowanego w 2003 roku trendu - mówi Kazimierz Szpak, zastępca dyrektora Biura Zarządzania Aktywami i Realizacji Transakcji KBC TFI.

Selektywny wybór spółek

O nastroju panującym na rynku może świadczyć także fakt, że spadają ceny nie tylko spółek, które rozczarowały wynikami i były silnie przewartościowane na fali hossy, ale też spółek, które mogą się pochwalić dobrymi wynikami, rozsądną wyceną i dobrymi perspektywami.

- Taka sytuacja powoduje, że obecnie można znaleźć bardzo atrakcyjnie wycenione walory. Do inwestycji należy jednak podchodzić selektywnie - w naszym odczuciu spółki o dobrych fundamentach powinny w miarę szybko odrobić straty, natomiast te gorsze być może przez długi czas nie osiągną swoich maksymalnych notowań - mówi Marcin Szortyka z ING Investment Management.

Zastrzega jednak, że obecne poziomy cen akcji są atrakcyjne z punktu widzenia długoterminowego inwestora. O ile w krótkim horyzoncie mogą mieć miejsce na rynku wahania związane z czynnikami płynnościowymi (umorzenia w funduszach inwestycyjnych, sprzedaż akcji przez inwestorów indywidualnych), to w dłuższym horyzoncie na znaczeniu powinna znowu zyskiwać wycena fundamentalna, która po ostatnich spadkach wygląda atrakcyjnie.

Zdaniem Wojciech Białka, głównego analityka SEB TFI, fala spadkowa na warszawskiej giełdzie osiągnie swoje apogeum dopiero w styczniu 2008 r.

- Po tym okresie rynek powinien się odbić, m.in. ze względu na oczekiwane obniżki stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych. Inwestując w akcje na początku 2008 roku, do wiosny inwestorzy mogą liczyć na stopę zwrotu rzędu 30 proc. - prognozuje Wojciech Białek.

Kupować, gdy jest tanio

Mimo dość optymistycznych prognoz, na rynku akcji z pewnością będzie nerwowo i zarządzający zalecają ostrożność.

- Do stycznia 2008 r. rekomendowałbym inwestorom przeczekanie lub zainwestowanie w bezpieczne fundusze rynku pieniężnego, które obecnie dodatkowo zyskują na atrakcyjności ze względu na rosnące stopy procentowe. Decydując się na fundusze akcji, w dalszym ciągu należy uważać na małe i średnie spółki i wybierać fundusze inwestujące w największe firmy - radzi Wojciech Białek.

Ekspert KBC TFI zaleca unikanie agresywnego inwestowania w produkty czysto akcyjne.

- Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem jest wybór funduszy zrównoważonych i stabilnego wzrostu, gdzie strategie inwestycyjne umożliwiają lepszą redukcję ryzyka rynkowego w okresach dekoniunktury - wyjaśnia Kazimierz Szpak.

Marcin Szortyka przypomina natomiast prostą zasadę.

- Najlepiej jest kupować, gdy na rynku panuje pesymizm, czyli akcje są tanie, a sprzedawać podczas euforii, kiedy jest drogo. Nie jest to łatwe od strony emocjonalnej i dlatego większość inwestorów postępuje odwrotnie - mówi Marcin Szortyka.

Dla inwestorów mniej odpornych na ryzyko rozsądnym rozwiązaniem jest inwestycja w fundusze zaliczane do bezpieczniejszych, a więc w fundusze pieniężne. Zysk w tym przypadku może przewyższyć oprocentowanie lokat bankowych, zwłaszcza że na skutek rosnącej inflacji polski rynek czekają dalsze podwyżki stóp procentowych.

Z ochroną kapitału

Z tego samego powodu, przynajmniej przez okres najbliższych kilku miesięcy, warto wstrzymać się od inwestowania w fundusze obligacji.

Wzrost stóp procentowych powoduje bowiem, że rosną rentowności obligacji, co paradoksalnie nie jest dobre dla wyników funduszy obligacyjnych. Wynika to z tego, że kiedy rentowności obligacji rosną, spadają ich ceny, a jak ceny spadają, to traci się na obligacjach znajdujących się w portfelu.

Coraz popularniejsze i całkowicie bezpieczne są tzw. produkty ze 100-proc. ochroną kapitału. Z ankiety przeprowadzonej przez GP wśród towarzystw funduszy inwestycyjnych i banków wynika, że w przyszłym roku mogą stać się produktowym hitem. W tzw. produktach strukturyzowanych, bo o nich mowa, jedynym ryzykiem jest możliwość niezrealizowania zysku. Regularnie wprowadzają je do oferty m.in. Deutsche Bank PBC, Bank BPH, BRE Bank, Bank BGŻ, ING Bank czy Noble Bank. Tworzenie kolejnych funduszy z ochroną kapitału zapowiadają BPH TFI i KBC TFI.

- W nadchodzącym roku w dalszym ciągu poszerzać będziemy ofertę funduszy z ochroną kapitału, ponieważ nieustannie dostrzegamy takie zapotrzebowanie wśród klientów, szczególnie tych, którzy stronią od ryzyka inwestycyjnego, a równocześnie liczą na atrakcyjne zyski. W 2008 roku będziemy jednocześnie oferować kilka funduszy z ochroną do wyboru dla klienta - zapewnia Piotr Habiera, wiceprezes KBC TFI.

GP RADZI: JAK INWESTOWAĆ Z TFI

  • Inwestor powinien określić, jakie ryzyko jest w stanie zaakceptować. Powinien określić również horyzont czasowy inwestycji. Wyniki funduszy pokazują, że najbardziej opłacalne są długoterminowe inwestycje w akcje, trwające nawet kilkanaście lat.
  • Przed wyborem produktu warto porównać stopę zwrotu poszczególnych funduszy. Ważna jest stopa zwrotu, jaką fundusz osiąga nie tylko w ostatnich miesiącach czy roku, ale również w poprzednich latach.
  • Należy pamiętać o odpowiedniej dywersyfikacji inwestycji, czyli podzieleniu jej na kilka koszyków i zainwestowaniu zgodnie z odpowiednio dobranymi strategiami.
  • W czasie korekty czy bessy nie należy nerwowo wycofywać środków. Teoria i praktyka potwierdzają, że w dłuższej perspektywie fundusze akcyjne nie tylko nadrabiają krótkoterminowe straty, ale przynoszą najwyższe zyski.
  • W czasie dekoniunktury można się zabezpieczyć, dokonując konwersji środków do bezpieczniejszych funduszy i w ten sposób przeczekać okres spadków na GPW. Taki moment trudno jest jednak precyzyjnie przewidzieć. Dla początkujących inwestorów dobrym rozwiązaniem może być inwestycja w fundusze z mniejszym udziałem akcji (np. fundusze stabilnego wzrostu) czy produkty z ochroną kapitału.
  • Warto rozważyć wybór funduszu parasolowego, ponieważ przenoszenie środków pomiędzy subfunduszami o różnych strategiach, działających w ramach jednego funduszu parasolowego, zwolnione jest z podatku od zysków kapitałowych. Klienci płacą podatek dopiero po całkowitym wyjściu z funduszu parasolowego.

Rekord: na PO chciałoby zagłosować 58 proc. Polaków

Maciej Kochanowicz
2007-11-22, ostatnia aktualizacja 2007-11-22 10:30

Zobacz powiększenie
Donald Tusk i Stanisław Gawłowski podczas konwencji wyborczej PO na Zamku Książąt Pomorskich. 23 września 2007
Fot. Cezary Aszkiełowicz / AG

Na Platformę zagłosowałoby dziś 58 proc. wyborców, o 16 pkt więcej niż w wyborach i o 5 pkt więcej, niż popierało ją tydzień po nich. To wyniki sondażu "Gazety" zrealizowanego w ubiegły weekend, już po zaprzysiężeniu rządu Donalda Tuska. Na PiS chciałoby zagłosować 23 proc. badanych.

Poparcie dla parti miesiąc po wyborach
Poparcie dla parti miesiąc po wyborach
58 proc. poparcia - to wynik lepszy, niż miało jakiekolwiek ugrupowanie od 1989 r. Dotychczasowy rekord należał do koalicji SLD-UP, która w grudniu 2000 r. - tuż po prezydenckiej reelekcji Aleksandra Kwaśniewskiego - miała poparcie 57 proc.

Także dziś lewica ma rekordowe notowania - z tymże są one rekordowo niskie. 8 proc. dla LiD to mniej niż łączny wynik SLD, SdPl i PD w styczniu 2006 r., tuż po poprzednich wyborach, kiedy centrolewicowe ugrupowania miały razem raptem 9 proc. poparcia.

Rekordy pobiły też PSL - po raz pierwszy dogonił w notowaniach lewicę oraz Samoobrona - wynik 1 proc. to najsłabszy rezultat od momentu rozpoczęcia przez PBS DGA regularnego pomiaru poparcia dla tej partii.

PBS DGA dla "Gazety", 16-18 listopada, próba 1062 osób

Źródło: Gazeta Wyborcza

Szef może kontrolować podwładnego korzystającego z Internetu

Przemysław Kral 21-11-2007, ostatnia aktualizacja 21-11-2007 13:08

Firmowy laptop ze stałym łączem u wielu pracodawców to standard. Choć nowoczesne technologie ułatwiają pracę, to również kuszą pracownika – zamiast efektywnie pracować, spędza czas, surfując w Internecie

autor zdjęcia: Marian Zubrzycki
źródło: Fotorzepa

Można temu zapobiec, ale pracodawca musi uważać, bo jego prawo do kontroli pracownika jest ograniczone.

To własność pracodawcy

Sprzęt i oprogramowanie udostępnione pracownikowi do firmowego użytku stanowi własność pracodawcy. Zatem laptopy, programy oraz sprzęt telekomunikacyjny są elementem przedsiębiorstwa, a co za tym idzie pracownik musi liczyć się z ograniczeniami w ich użytkowaniu i nie powinien wykorzystywać jak własnych.

Nawiązując stosunek pracy, pracownik godzi się m.in. na kontrolę rzetelności wykonywanych obowiązków służbowych. To uprawnienie szefa wynika z samego kodeksu pracy. Zgodnie bowiem z art. 100 k.p. pracownik musi przestrzegać podstawowych obowiązków wobec pracodawcy. Szefowi wolno więc kontrolować ich przestrzeganie przez podwładnych. Ale jak daleko ta kontrola może sięgać i jak pracodawca ma ją sprawować?

Przykład 1

Pracodawca kupił 10 nowych notebooków i wyposażył w nie pracowników działu obsługi klienta, szefa działu marketingu i firmowego prawnika. W komputerach zainstalował system operacyjny, kupił kompleksowy program biurowy oraz zainstalował dwa komunikatory – tekstowy i do obsługi wideokonferencji. Ponadto każdy pracownik ma własny adres firmowej skrzynki e-mailowej. Zasady tworzenia adresów ustalono następująco: imię.nazwisko@dział.nazwafirmy.pl. Dzięki temu klienci firmy wiedzą, z kim konkretnie mają kontaktować się w danej sprawie.

Z mniejszym dostępem

Chcąc ograniczyć wykorzystywanie sprzętu przez załogę do celów niezwiązanych z obowiązkami zawodowymi, szef z przykładu 1 może:

- zablokować pracownikom dostęp do konkretnych stron www w Internecie,

- uniemożliwić wykorzystywanie niezabezpieczonych komunikatorów tekstowych lub głosowych w godzinach pracy,

- zabezpieczyć sprzęt, uniemożliwiając pobieranie niebezpiecznych plików przez pracowników podczas wykonywania obowiązków służbowych.

Jednocześnie warto:

- sporządzić regulamin korzystania przez pracowników z powierzonego im sprzętu. W nim dokładnie opiszemy, do jakich celów mają być wykorzystane komputery, jakich stron www nie należy odwiedzać, z jakich komunikatorów i programów komputerowych bezwzględnie nie wolno korzystać. Umieszczamy też zapis, że pracownik nie może pobierać na swój komputer nielegalnego czy groźnego oprogramowania;

- przygotować protokół odbioru sprzętu przez pracownika oraz umowę o jego odpowiedzialności za mienie powierzone;

- opracować dokument (np. aneks do umowy o pracę), w którym szczegółowo określimy zasady korzystania ze sprzętu oraz procedurę jego zwrotu, udostępnienia pracodawcy oraz regulacje o prawidłowej pracy z wykorzystaniem nowych komputerów.

Dbaj o dobra osobiste pracowników

Nawet konstruując szczegółowe wewnętrzne regulacje, niejeden szef ma wątpliwości, czy może zaglądać do korespondencji e-mailowej pracowników. Chodzi tu oczywiście o te wysyłane przez zatrudnionych i otrzymywane na firmową skrzynkę elektroniczną. Z przepisów wynika, że nie jest to oczywiste. Przy kontrolowaniu korespondencji e-mailowej pracownika otrzymywanej na firmowy adres trzeba odwołać się do kodeksu cywilnego, konstytucji, kodeksu karnego oraz kodeksu pracy. Warto tu szczegółowo zanalizować konstrukcję ochrony dóbr osobistych, w tym dóbr osobistych pracownika w kodeksie cywilnym. Zgodnie z art. 23 k.c. dobra osobiste człowieka, w szczególności zdrowie, wolność, cześć, swoboda sumienia, nazwisko lub pseudonim, wizerunek, tajemnica korespondencji, nietykalność mieszkania, twórczość naukowa, artystyczna, wynalazcza i racjonalizatorska, są chronione przez prawo cywilne niezależnie od ochrony przewidzianej w innych przepisach.

E-maile to tajemnica korespondencji

Nie ma wątpliwości, że tajemnica korespondencji jest dobrem osobistym adresata korespondencji i podlega ochronie. Sąd Apelacyjny w Łodzi uznał 7 listopada 1995 r. (I ACr 529/95), że przesłanie dłużnikowi przez wierzyciela upomnienia do zapłaty zaległej należności w sposób umożliwiający zapoznanie się z upomnieniem przez inne osoby narusza dobro osobiste adresata, jakim jest tajemnica korespondencji. W uzasadnieniu orzeczenia czytamy, że tajemnica korespondencji należy do kategorii wymienionych w art. 23 k.c. dóbr osobistych, podlegających ochronie na wypadek zagrożenia lub naruszenia stosownie do zasad wynikających z art. 24 § 1 i 2 k.c. Art. 24 § 1 k.c. ustanawia domniemanie bezprawności naruszenia dobra osobistego.

Dla większości prawników tajemnica korespondencji wskazana w art. 24 k.c. obejmuje też korespondencję elektroniczną. Pewnych analogii adresu rzeczywistego (fizycznym) i jego ochrony z ochroną adresu e-mailowego można doszukać się w wyroku Sądu Apelacyjnego w Poznaniu z 13 listopada 2001 r. (I ACa 1140/2001). Sąd wskazał, że adres osoby jako sfera prywatności człowieka należy do danych osobowych. Naruszenie jej sprowadza odpowiedzialność z tytułu ochrony dóbr osobistych. To orzeczenie można łatwo odnieść do adresu elektronicznego. Zawiera on w sobie element prywatności – dane osobowe, dzięki czemu adres ten podlega ochronie jako dobro osobiste.

Szanuj godność podwładnego

Z kolei zgodnie z art. 47 konstytucji każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o swoim życiu osobistym. Ponadto art. 111 k.p. mówi, że pracodawca musi szanować godność i inne dobra osobiste pracownika. Przedsiębiorca powinien zatem z należytą starannością powstrzymywać się od działań, które mogą ingerować w dobra osobiste zatrudnionego, w tym też naruszać tajemnicę jego korespondencji. Nie oznacza to jednak całkowitego zakazu kontroli poczty elektronicznej przychodzącej na firmowy adres e-mailowy pracownika (patrz przykład 2).

Korespondencja elektroniczna przesyłana na adres firmy jest związana z prowadzoną przez przedsiębiorcę działalnością. Zatem pracodawca jako właściciel firmy ma prawo wglądu w korespondencję kierowaną na adres firmowy pracownika. To właśnie przedsiębiorca jest właścicielem adresu firmowego, a pracownik działa i prowadzi korespondencję niejako w imieniu pracodawcy. Ale nie zawsze przejrzenie poczty pracownika będzie dopuszczalne (patrz przykład 3).

Autor jest aplikantem adwokackim w Kancelarii Adwokata Czesława Tica w Tychach

przykład 2

Jan Kowalski prowadzi firmę zajmującą się sprzedażą sprzętu komputerowego w Internecie oraz w kilku supermarketach i przy głównych ulicach miast w Polsce. Zatrudnia 20 pracowników obsługujących klientów. Komunikuje się z nimi za pomocą e-maili. Każdy pracownik ma własny firmowy adres e-mailowy. Pracownicy wykorzystują je do załatwiania spraw firmy, ale zdarza się, że wysyłają kilka e-maili prywatnych w miesiącu. Prezes przygotował regulamin korzystania z firmowej poczty elektronicznej, ale nie zakazał używania tej skrzynki do celów prywatnych, określając jego zakres. Zaznaczył, że jako przedstawiciel zarządu firmy będzie zaglądał do rejestru poczty wychodzącej i przychodzącej na konkretny adres firmowej poczty elektronicznej.

przykład 3

Tomasz Nowak prowadzi działalność gospodarczą, polegającą na udzielaniu porad psychologicznych przez Internet. Wykorzystuje do tego laptop, specjalnie kupiony do tej działalności. Założył własną stronę internetową, dzięki której pacjenci, którzy chcą umówić się na spotkanie z terapeutą, mogą zapoznać się z ofertą udzielanych świadczeń. Dodatkowo jednoosobowa firma Tomasza Nowaka ma własny adres e-mailowy, na który przychodzą zgłoszenia od pacjentów. Z firmowego adresu tomasz.nowak@twojosobistypsycholog.pl pan Tomasz wysyła e-maile do rodziny oraz koresponduje z przyjaciółką z Wielkiej Brytanii.

Pan Tomasz pracuje też na pół etatu w wielkiej poradni psychologiczno-lekarskiej. Szefowa przydzieliła mu adres elektroniczny przychodni tomasz.nowak@wielkinzoz.pl, aby kontaktować się z pracownikami i pacjentami. Pan Tomasz tak ustawił parametry programu pocztowego w swoim laptopie, że może odbierać e-maile z serwera pocztowego własnej firmy, jak i te przychodzące do przychodni. Czy jego szefowa może skontrolować e-maile przychodzące na adres pana Tomasza w przychodni, które odebrał we własnym notebooku? Przełożona nie ma prawa ingerować w treści zapisane w laptopie pracownika, który pracuje na komputerze będącym jego własnością, nawet jeżeli odbiera na nim firmowe e-maile. Ten sprzęt komputerowy nie stanowi bowiem własności firmy zarządzanej przez przełożoną pana Tomasza.

Rady dla pracodawcy

Pracodawca, którego pracownicy korzystają z poczty elektronicznej, powinien pamiętać o tym, aby:

- nie czytać korespondencji elektronicznej opisanej jako przesyłka prywatna lub jako prywatna poufna korespondencja, nawet jeżeli jest kierowana na firmowy adres pracownika;

- szanować godność i inne dobra osobiste pracownika, odczytując pocztę elektroniczną ze skrzynki firmowej;

- poinformować pracownika, że firmowe skrzynki e-mailowe służą do przesyłania firmowej korespondencji, a e-maile osobiste lub niezwiązane z działalnością przedsiębiorstwa powinny być przesyłane na prywatne adresy e-mailowe pracowników. Pracownik wie, że bez wiedzy i wyraźnej zgody pracodawcy nie może pobierać do pamięci firmowego komputera prywatnych e-maili z osobistych adresów poczty elektronicznej;

- poinformować pracownika, że poczta firmowa kierowana na jego skrzynkę i z niej wysyłana będzie w razie potrzeby kontrolowana, w tym pracodawca będzie mógł czytać e-maile z tej skrzynki (z adresu e-mailowego w firmie);

- dokładnie opisać i zakomunikować załodze, w jaki sposób i w jakim zakresie może wykorzystywać udostępnione komunikatory internetowe;

- poinformować załogę o zakazie używania komunikatorów internetowych lub wykorzystywania ich w godzinach pracy do celów prywatnych. ∑